16 III – II NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU
EWANGELIA
Łk 9,28b-36
„Jezus wziął z sobą Piotra, Jana i Jakuba i wyszedł na górę, aby się modlić. Gdy się modlił, wygląd Jego twarzy się odmienił, a Jego odzienie stało się lśniąco białe. A oto dwóch mężów rozmawiało z Nim. Byli to Mojżesz i Eliasz. Ukazali się oni w chwale i mówili o Jego odejściu, którego miał dokonać w Jerozolimie. Tymczasem Piotr i towarzysze snem byli zmorzeni. Gdy się ocknęli, ujrzeli Jego chwałę i obydwóch mężów, stojących przy Nim.
Gdy oni odchodzili od Niego, Piotr rzekł do Jezusa: „Mistrzu, dobrze, że tu jesteśmy. Postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza”. Nie wiedział bowiem, co mówi. Gdy jeszcze to mówił, zjawił się obłok i osłonił ich; zlękli się, gdy weszli w obłok. A z obłoku odezwał się głos: „To jest mój Syn wybrany, Jego słuchajcie”. W chwili, gdy odezwał się ten głos, Jezus znalazł się sam. A oni zachowali milczenie i w owym czasie nikomu nic nie oznajmili o tym, co widzieli”.
Jezus bierze ze sobą trzech uczniów, bo na słowie dwóch lub trzech ma się oprzeć sprawa – czyli bierze ze sobą świadków. Jednak dziwni to świadkowie, którzy milczą.
Najłatwiej jest mówić i tylko mówić. Trudniej jest świadczyć – to znaczy życiem pokazywać przynależność i miłość. Mają świadczyć o tym, co zobaczyli i doświadczyli.
O jakim Jezusie bym świadczył?
Do kogo przynależę?
Do Jezusa, czy do słabego i grzesznego Kościoła (i nie odstaję w tym od innych), którego jestem częścią, wymagając od każdego innego jego członka, aby był święty i idealny?
Jak reaguję na „nowinki” o grzeszności tejże wspólnoty – modlitwą czy „świętym oburzeniem”? A przecież byli już tacy, co takim oburzeniem dychali na lewo i prawo przy każdym cudzie szabatnim Jezusa i krzyczeli „Na krzyż z Nim!”, bo nie pojęli, że miłość jest ponad prawem.
Mam świadczyć o tym, kim jest Jezus i jaką ma twarz, bo z twarzy nie tylko można wyczytać uczucia aktualnie przeżywane, ale i historię przeżytą.
Jaką Jezus ma twarz?
Jest wiele obrazów, ikon czy rzeźb, które przedstawiają Jezusa, ale tak naprawdę to chodzi o to, jaką On ma twarz w moim sercu. Może mieć twarz surowego zaciętego ojca, kochanego czułego dziadka, obojętnego rodzica, czy ….
Jaką Bóg ma twarz?
Gdzie i jak ją zobaczyć?
Są przynajmniej dwa miejsca, gdzie mogę zobaczyć twarz Jezusa – modlitwa i Eucharystia.
Ewangelista napisał, że gdy Jezus „modlił się wygląd Jego twarzy odmienił się”, bo modlitwa to spotkanie, które nigdy nie pozostawia nas obojętnie, to spotkanie z Bogiem – najwyższą, prawdziwą i jedyną MIŁOŚCIĄ. Bóg odciska na naszym sercu pieczęć miłości (i właśnie o tej pieczęci rozmawiał Jezus z Mojżeszem i Eliaszem), która uobecnia się na Eucharystii. Tak więc te dwie sytuacje pokazują twarz Jezusa, a gdy przyjrzymy się jej dłużej zobaczymy tę miłość, która dała się za każdego z nas zabić.
Jaką Jezus ma twarz?
Moją?!
09 III – I NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU
EWANGELIA
Łk 4,1-13
„Jezus pełen Ducha Świętego powrócił znad Jordanu i czterdzieści dni przebywał w Duchu na pustyni, gdzie był kuszony przez diabła. Nic w owe dni nie jadł, a po ich upływie poczuł głód. Rzekł Mu wtedy diabeł: „Jeśli jesteś Synem Bożym, powiedz temu kamieniowi, żeby się stał chlebem”. Odpowiedział mu Jezus: „Napisane jest: »Nie samym chlebem żyje człowiek«. Wówczas wyprowadził Go w górę, pokazał Mu w jednej chwili wszystkie królestwa świata i rzekł diabeł do Niego: „Tobie dam potęgę i wspaniałość tego wszystkiego, bo mnie są poddane i mogę je odstąpić, komu chcę. Jeśli więc upadniesz i oddasz mi pokłon, wszystko będzie Twoje”. Lecz Jezus mu odrzekł: „Napisane jest: »Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz«”. Zaprowadził Go też do Jerozolimy, postawił na narożniku świątyni i rzekł do Niego: „Jeśli jesteś Synem Bożym, rzuć się stąd w dół. Jest bowiem napisane: »Aniołom swoim rozkaże o Tobie, żeby Cię strzegli«, i »na rękach nosić Cię będą, byś przypadkiem nie uraził swej nogi o kamień«”. Lecz Jezus mu odparł: „Powiedziano: »Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga swego«”. Gdy diabeł dokończył całego kuszenia, odstąpił od Niego aż do czasu”.
Jezus rozpoczyna swoją działalność od modlitwy, bo to ona jest tarczą ochronną przed atakami Złego. Diabeł zaczyna swoją działalność wtedy, gdy wyczuje samotność i zmęczenie, bo łatwiej jest oprzeć się pokusie we wspólnocie niż w pojedynkę.
Tylko, że on, chodzący egoista, pominął fakt, że Jezus jest Bogiem w Trójcy Jedynym.
On jest Wspólnotą Osób.
Kusi, czyli poddaje próbie, a ona właśnie wydobywa na światło dzienne to, co ukrywa się w środku i często jest osłonięte maskującymi pozorami.
„Jeśli…” to przebiegły zabieg, który ma wzbudzić wątpliwość: jestem, a może nie jestem.
Szatan chce, aby Jezus udowodnił, że jest Synem Bożym i Panem nieba i ziemi. Dotyka podstawowych „głodów”, które każdy z nas w mniejszym czy większym stopniu ma, czy chce zaspokoić w lęku przed nimi.
Boimy się głodu i tego, że może nam braknąć. Pożądliwość ciała.
Za jaką cenę dążę do tego, aby mieć i to dużo, i to w obfitości?
Jakiego braku nie jestem w stanie Bogu ofiarować?
Chcemy mieć jakiś stan władzy, która dałaby nam pewien komfort życia. Pycha życia.
Jakiego dyskomfortu codzienności nie jestem w stanie Bogu ofiarować?
Proszę i Bóg nie odpowiada; chciałbym zobaczyć Jego konkretne działanie, tak namacalnie, od teraz, zaraz, bo inaczej to oznacza, że On jest nieskuteczny.
Wierzę, że jestem ukochanym dzieckiem Boga?
Moje serce służy, czy za wszelką cenę chce być służone?
Zawsze walka duchowa toczy się o wiarę w miłość Ojca!
Szatan jest ojcem kłamstwa i w tym tkwi cały klucz „odparcia” pokus.
Jeśli według szatana Jezus musi udowadniać to, że jest Bogiem zamieniając kamień w chleb, a szatan jest ojcem kłamstwa, to znaczy, że On po prostu Bogiem jest.
Jeśli według szatana Jezus musi pokłonić się, aby mieć władzę nad światem, a szatan jest ojcem kłamstwa, to znaczy, że Jezus jest Panem nieba i ziemi.
Jeśli według szatana Jezus musi rzucić się w dół, aby pokazać swoją Boską moc, a szatan jest ojcem kłamstwa, to znaczy, że On po prostu tę moc ma i nie musi tego udowadniać.
Jezus nie poddaje się pokusom, bo ma świadomość kim jest, po co przyszedł na ziemię, a dowodem jego zwycięstwa i panowania będzie krzyż. Zdumiewające jest to, że szatan posługuje się Słowem Bożym, on je zna na pamięć, ale w nim jest ono bezowocne – on je tylko zna. Pokusa jest wyrafinowana – przykryta „wolą Bożą” jak płaszczem, więc jak ją rozpoznać i nie wpaść w sidła?
Na to pytanie odpowiada ks. Jan Twardowski pisząc jak żyć, by nie dać się zmanipulować:
„Nie żyć dobrobytem i wygodą.
Nie zwracać uwagi na samego siebie.
Nie tyle rządzić, ile służyć”.
I klucz jest jasny.
02 III – VIII NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Łk 6, 39-45
„Jezus opowiedział uczniom przypowieść: „Czy może niewidomy prowadzić niewidomego? Czy nie wpadną w dół obydwaj? Uczeń nie przewyższa nauczyciela. Lecz każdy, dopiero w pełni wykształcony, będzie jak jego nauczyciel. Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a nie dostrzegasz belki we własnym oku? Jak możesz mówić swemu bratu: „Bracie, pozwól, że usunę drzazgę, która jest w twoim oku”, podczas gdy sam belki w swoim oku nie widzisz? Obłudniku, usuń najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka brata swego. Nie ma drzewa dobrego, które by wydawało zły owoc, ani też drzewa złego, które by dobry owoc wydawało. Po własnym owocu bowiem poznaje się każde drzewo; nie zrywa się fig z ciernia, ani z krzaka jeżyny nie zbiera się winogron. Dobry człowiek z dobrego skarbca swego serca wydobywa dobro, a zły człowiek ze złego skarbca wydobywa zło. Bo z obfitości serca mówią jego usta”.
W dzisiejszej ewangelii Jezus daje nam kilka wskazówek dotyczących życia społecznego. Są one swoistym przygotowaniem do nadchodzącego czasu Wielkiego Postu. To pewien rodzaj zaproszenia do pracy nad relacjami, które mamy i w których chcemy…
No właśnie – czego chcemy i kim chcemy być w naszych relacjach?
Nauczycielem?
Osobą mającą zawsze rację, nawet jak jej nie mam?
Chcę przewodzić, czy chcę i jestem partnerem relacji?
Belka i drzazga. Już sama objętość mówi za siebie.
Co chcę naprawić w życiu osób mnie otaczających?
Jakie uzdrawiające recepty na ich życie mam już przygotowane, sam nie widząc poważnych słabości i grzechów własnego życia?
Jakie są moje rozmowy z innymi: współpracownikami, bliskimi, osobami, których nie darzę sympatią? Św. Franciszek z Asyżu mówił, że „błogosławiony jest brat, który tak samo wyraża się o osobach nieobecnych, jakby były obecne przy nim”.
Normalne jest to, że sam nie jestem w stanie wyciągnąć sobie z oka niczego, co przeszkadza i zniekształca widzenie. Potrzebuję do tego drugiej osoby. Potrzebuję do tego JEZUSA.
On jest gotowy usłużyć mi z precyzją wybitnego lekarza, bo nim jest. On może uleczyć mój wzrok i ranę w oku pozostałą po przedmiocie, który w nim tkwił, ale czeka na moją wolę i decyzję.
Tylko czy ja chcę widzieć dobrze, ostro, dokładnie i bez zniekształceń?
Bo może się nagle okazać, że moja belka zasłaniała całe pole widzenia i tak naprawdę to nie widziałem nic, a czyniłem się ekspertem od oglądu rzeczywistości.
Jeśli nadal nie jestem przekonany do Jezusowego badania wzroku i jeśli nadal trudno mi stanąć w prawdzie, to najlepszym sposobem poznania będę ja sam – moje czyny będą mówić za mnie, a dokładnie to, co będzie z nich wypływać.
Warto się przyjrzeć, bo idzie czas czterdziestu dni zniżek i gratisów łaski w Jego gabinecie.
23 II – VII NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Łk 6, 27-38
„Jezus powiedział do swoich uczniów: «Powiadam wam, którzy słuchacie: Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie tym, którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was oczerniają. Jeśli cię kto uderzy w policzek, nadstaw mu i drugi. Jeśli zabiera ci płaszcz, nie broń mu i szaty. Dawaj każdemu, kto cię prosi, a nie dopominaj się zwrotu od tego, który bierze twoje. Jak chcecie, żeby ludzie wam czynili, podobnie wy im czyńcie. Jeśli bowiem miłujecie tych tylko, którzy was miłują, jakaż za to należy się wam wdzięczność? Przecież i grzesznicy okazują miłość tym, którzy ich miłują. I jeśli dobrze czynicie tym tylko, którzy wam dobrze czynią, jaka za to należy się wam wdzięczność? I grzesznicy to samo czynią. Jeśli pożyczek udzielacie tym, od których spodziewacie się zwrotu, jakaż za to należy się wam wdzięczność? I grzesznicy pożyczają grzesznikom, żeby tyleż samo otrzymać. Wy natomiast miłujcie waszych nieprzyjaciół, czyńcie dobrze i pożyczajcie, niczego się za to nie spodziewając. A wasza nagroda będzie wielka i będziecie synami Najwyższego; ponieważ On jest dobry dla niewdzięcznych i złych. Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone. Dawajcie, a będzie wam dane; miarę dobrą, ubitą, utrzęsioną i wypełnioną ponad brzegi wsypią w zanadrza wasze. Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie»”.
Co znaczy być uczniem słuchającym Jezusa w dzisiejszym świecie pośród tryliona spełnianych obowiązków?
W dzisiejszej Ewangelii Chrystus pokazuje drogę, jaką Bóg prowadził przez wieki człowieka – od czysto ludzkiej sprawiedliwości ‘jeżeli tylko … jakaż za to dla was wdzięczność’, do miłości miłosiernej ‘miłujcie waszych nieprzyjaciół’, co On potwierdził swoją śmiercią na krzyżu, a za Nim męczennicy (jak św. Szczepan), którzy umierając modlili się za prześladowców.
Jezus jest konkretny i mówi o tym, co robić. Miłować, dobrze czynić, pożyczać, błogosławić, modlić się i są to odpowiedzi na konkretne zachowania przeciwne. To ma mnie wyróżniać.
Wyróżnia?
W całej liście reakcji i relacji wskazuje ponadto na podstawę, którą jest Ojciec, który ‘jest dobry dla niewdzięcznych i złych’, czyli dla mnie.
I zanim wzburzy się krew, że „jak to, że niby ja niewdzięczny i zły?” to warto zadać sobie pytanie, ile razy Bóg mi przebacza, właśnie dlatego, że jest dobry, a jakie „święte” oburzenie wzbiera we mnie na myśl o moim przebaczaniu?
Jest dobry?
Patrząc na historię dzisiejszego dnia, mijającego miesiąca, na historię mojego życia, czy relacji, w których jestem, czy widzę Bożą dobroć, czy wobec mnie powinność?
Miłosierdzie – misericordia (czyli serce dla biednego), czyli dla mnie! I to jest dobra nowina. Bóg kocha każdego taką sama miłością jak mnie i chce jego zbawienia tak samo jak mojego!
I do takiej miłości wzywa dziś Jezus – większej niż to co widzę i za co mogę dobrem ‘odpłacić’. U Jezusa wszystko mamy gratis i za nic, bo w Nim jest miłość, a nie zasługa.
I kiedy wokoło żąda się sprawiedliwości, ja mam kochać w praktyce.
Jezu, nawróć moje serce!
16 II – VI NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Łk 6, 17. 20-26
„Jezus zszedł z Dwunastoma na dół i zatrzymał się na równinie; był tam liczny tłum Jego uczniów i wielkie mnóstwo ludu z całej Judei i z Jeruzalem oraz z nadmorskich okolic Tyru i Sydonu. On podniósł oczy na swoich uczniów i mówił:
«Błogosławieni jesteście, ubodzy, albowiem do was należy królestwo Boże.
Błogosławieni, którzy teraz głodujecie, albowiem będziecie nasyceni.
Błogosławieni, którzy teraz płaczecie, albowiem śmiać się będziecie.
Błogosławieni jesteście, gdy ludzie was znienawidzą i gdy was wyłączą spośród siebie, gdy zelżą was i z powodu Syna Człowieczego odrzucą z pogardą wasze imię jako niecne: cieszcie się i radujcie w owym dniu, bo wielka jest wasza nagroda w niebie. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili prorokom. Natomiast biada wam, bogaczom, bo odebraliście już pociechę waszą. Biada wam, którzy teraz jesteście syci, albowiem głód cierpieć będziecie.
Biada wam, którzy się teraz śmiejecie, albowiem smucić się i płakać będziecie.
Biada wam, gdy wszyscy ludzie chwalić was będą. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili fałszywym prorokom»”.
Ewangelista Łukasz podkreśla, że z Jezusem są Jego uczniowie; liczny tłum. Niby coś normalnego, jednak odnotowuje także, że Jezus mówiąc do wszystkich patrzy na uczniów, tak jakby chciał mówić tylko do nich. Słuchający Go chcą to robić, bo są Jego uczniami. To nie przymus, ale chęć biskości. Jednak to nie jest tylko „zwykłe” mówienie do słuchaczy, ale dogłębne stwierdzanie stanu, który teraz przeżywają. Są ubodzy, głodują, płaczą, mogą być także znienawidzeni i odrzuceni. To wszystko może być lub już jest ich udziałem. Na początku więc trzeba sobie przypomnieć, że przez chrzest jestem uczniem Jezusa i jak z przyjęciem Jego było różnie, tak też i ja mogę mieć nadzieję na dobre przyjęcie moich słów, ale na pewno nie pretensje, kiedy tak dziać się nie będzie.
Czy wobec tego chcę być w ogóle uczniem Jezusa?
Chcę od Niego uczyć się?
Uczeń jest zależny od nauczyciela – chcę być zależny od Jezusa?
Jezus, jak zawsze zresztą, mówi o tym co podstawowe i niezbędne. Błogosławieństwa są dowodem na to, że Bóg patrzy, patrzy i jeszcze raz patrzy. Nic dla Niego nie jest mało ważne, nic nie jest drugorzędne, a wręcz przeciwnie – najbardziej liczy się to, co może nieraz „z przymusu”, bo nie pałamy chęcią i umiłowaniem do tego, co kosztuje trud i niewygodę.
Błogosławieni, czyli szczęśliwi.
Tyle samo szczęśliwi i tyle samo biada. Droga życia i droga śmierci. Nie tylko kontrasty: głodni – syci, płaczący – śmiejący się; tu jest coś więcej. Kluczem do rozumienia błogosławieństw jest właśnie serce – to sanktuarium człowieka i jego relacji, intencji i prawdy. Bo w każdym z nas jest człowiek Chrystusowy, który żyje Jego obecnością i tęsknotą za Nim, i stary człowiek szukający luksusu i nim wypełniający serce.
Jezus przeciwstawia nasze rozumienie szczęścia jako dobrobytu, błogostanu, bogactwa i dobrej opinii, szczęściu prawdziwemu, nieprzemijającemu, którego autorem jest Bóg!
Czy jesteśmy w stanie żyć wszystkimi błogosławieństwami? Nie.
Czy jesteśmy w stanie żyć pełnią chociaż jednego? Być może.
Ale Bóg zna serce i wie jak bardzo pragnie ono Jego obecności. Bóg wie!
09 II – V NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Łk 5, 1-11
„Zdarzyło się raz, gdy tłum cisnął się do Jezusa, aby słuchać słowa Bożego, a On stał nad jeziorem Genezaret, że zobaczył dwie łodzie, stojące przy brzegu, rybacy zaś wyszli z nich i płukali sieci. Wszedłszy do jednej łodzi, która należała do Szymona, poprosił go, żeby nieco odbił od brzegu. Potem usiadł i z łodzi nauczał tłumy. Gdy przestał mówić, rzekł do Szymona: „Wypłyń na głębię i zarzućcie sieci na połów”. A Szymon odpowiedział: „Mistrzu, przez całą noc pracowaliśmy i niceśmy nie ułowili. Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci”. Skoro to uczynili, zagarnęli tak wielkie mnóstwo ryb, że sieci ich zaczynały się rwać. Skinęli więc na wspólników w drugiej łodzi, żeby im przyszli z pomocą. Ci podpłynęli i napełnili obie łodzie, tak że się prawie zanurzały. Widząc to, Szymon Piotr przypadł Jezusowi do kolan i rzekł: „Odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny”. I jego bowiem, i wszystkich jego towarzyszy w zdumienie wprawił połów ryb, jakiego dokonali; jak również Jakuba i Jana, synów Zebedeusza, którzy byli wspólnikami Szymona. Lecz Jezus rzekł do Szymona: „Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił”. I przyciągnąwszy łodzie do brzegu, zostawili wszystko i poszli za Nim”.
Ta sytuacja przypomina to, co działo się na weselu w Kanie Galilejskiej. Tu także okazuje się, że Jezus jest „ekspertem” od absurdów, a do tego od człowieka wymaga tylko, a może aż tyle, aby poddał się Mu.
I tyle.
I będzie cud. Bo absurdem jest, jak wlewanie wody kiedy potrzeba wina, tak i połów w dzień.
Zauważmy jednak otwarcie Piotra. To, czego boimy się dziś to strata. Codzienność wypełniona jest raczej staraniem i zabieganiem o to aby mieć, co niekiedy przypomina wręcz monotonne ciułanie. Chcemy się zabezpieczyć na to, aby mieć, a nie tracić czas, pieniądze, siły, umiejętności, spokój. Oczywiście, robimy to w dobrej wierze i z troski o tych, których kochamy.
Ale czy pozwalam Ojcu, aby o mnie zadbał?
Czy w relacji do Niego pozwalam sobie na to, by być tym, kim jestem, czyli dzieckiem, do którego co dzień wołam „Ojcze nasz…”?
Czy na tyle Mu ufam, aby dać o siebie zadbać?
Czy może „Bóg jest tam, ja jestem tu, więc umiesz liczyć…”?
Szymon Piotr stwierdza stan straty, a jednak to „lecz…” otwiera na to, co dzieje się później. Jezus przychodzi z obfitością, która, nawet takiego chojraka jak Szymon zwala z nóg!
Ale jak na weselu, tak i w pracy, potrzebne jest zaufanie i posłuszeństwo. Może i Piotr nie miał wielkiej wiary, bo trudno ją zobaczyć w jego późniejszych wymówkach jakie czynił Nauczycielowi, gdy Ten mówił o swojej śmierci, ale zaufał, że, jak to mówi Jezus, coś musi w tym być.
W tej rzeczywistości Jezusowego cudu, Piotr doświadcza prawdy o swojej grzeszności, a Jezus go uspokaja. Ma się nie bać, co oznacza, że grzech nie jest żadną przeszkodą w powołaniu do życia jakie Jezus mu proponuje. Tak więc prawda o grzeszności Kościoła jest nieodzowna w jego istnieniu. To właśnie ona wyzwala z masek i udawania. Kościół jest grzeszny, bo Kościół to my, czyli wierni, osoby konsekrowane, kapłani, biskupi i papież. A jeśli pierwszy papież do tego przyznał się, to tym bardziej my nie próbujmy grać lepszych niż jesteśmy, bo właśnie takimi jakimi jesteśmy, jesteśmy kochani przez Boga ponad życie i cierpienie i takich właśnie, a nie innych, Jezus chce obdarzać swoim MIŁOSIERDZIEM.
02 II – ŚWIĘTO OFIAROWANIA PAŃSKIEGO
EWANGELIA
Łk 2, 22-40
„Gdy upłynęły dni ich oczyszczenia według Prawa Mojżeszowego, Rodzice przynieśli Jezusa do Jerozolimy, aby przedstawić Go Panu. Tak bowiem jest napisane w Prawie Pańskim: «Każde pierworodne dziecko płci męskiej będzie poświęcone Panu». Mieli również złożyć w ofierze parę synogarlic albo dwa młode gołębie, zgodnie z przepisem Prawa Pańskiego. A żył w Jeruzalem człowiek imieniem Symeon. Był to człowiek sprawiedliwy i pobożny, wyczekujący pociechy Izraela; a Duch Święty spoczywał na nim. Jemu Duch Święty objawił, że nie ujrzy śmierci, aż zobaczy Mesjasza Pańskiego. Z natchnienia więc Ducha przyszedł do świątyni. A gdy Rodzice wnosili dzieciątko Jezus, aby postąpić z Nim według zwyczaju Prawa, on wziął Je w objęcia, błogosławił Boga i mówił: «Teraz, o Władco, pozwalasz odejść słudze Twemu w pokoju, według Twojego słowa. Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie, które przygotowałeś wobec wszystkich narodów: światło na oświecenie pogan i chwałę ludu Twego, Izraela». A Jego ojciec i Matka dziwili się temu, co o Nim mówiono. Symeon zaś błogosławił ich i rzekł do Maryi, Matki Jego: «Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą – a Twoją duszę miecz przeniknie – aby na jaw wyszły zamysły serc wielu». Była tam również prorokini Anna, córka Fanuela z pokolenia Asera, bardzo podeszła w latach. Od swego panieństwa siedem lat żyła z mężem i pozostała wdową. Liczyła już sobie osiemdziesiąt cztery lata. Nie rozstawała się ze świątynią, służąc Bogu w postach i modlitwach dniem i nocą. Przyszedłszy w tej właśnie chwili, sławiła Boga i mówiła o Nim wszystkim, którzy oczekiwali wyzwolenia Jeruzalem. A gdy wypełnili wszystko według Prawa Pańskiego, wrócili do Galilei, do swego miasta – Nazaretu. Dziecię zaś rosło i nabierało mocy, napełniając się mądrością, a łaska Boża spoczywała na Nim”.
Ewangelista Łukasz opisuje dwie osoby biorące udział w tym prostym i podstawowym akcie religijnym. Każdy Żyd miał przyjść i przedstawić Panu Bogu swojego pierworodnego syna.
Prości ludzie, a tak naprawdę tylko oni – Symeon i Anna – zobaczyli i rozpoznali cud. Symeon czekał na niego i przyjął z widoczną ulgą. Jakie stwierdzenie i pytanie rzuca się od pierwszej lektury tekstu ewangelii – Symeon pomimo sędziwego wieku z cierpliwością oczekiwał spełnienia się obietnicy.
Był cierpliwy, a przede wszystkim wierny w ufności!
Czy jestem wierny?
Czy nie wymuszam na Bogu spełnienia moich próśb?
Czy nie wątpię w Jego dobroć i miłosierdzie?
Anna, tak po ludzku i „po naszemu” powiedzielibyśmy, że nie ma za co dziękować – kilka lat małżeństwa i w dodatku nic nie ma o dzieciach, a reszta jej życia to długie lata wdowiej samotności.
A ona w tym wszystkim Bogu służyła nie oszczędzając siebie i Go sławiła. Ale nie tylko w zaciszu świątyni, prywatnie i bez rozgłosu. Ona Go sławiła i mówiła o Nim wszystkim, którzy tak jak ona oczekiwali wyzwolenia narodowego.
Łatwo jest mówić o Bogu, gdy wszystko jest dobrze i po naszej myśli. Wtedy lekko przechodzą przez myśl słowa „bądź wola Twoja”, ale jak jest ciężko?
Ale gdy przygniata niechciana choroba?
Gdy relacje w rodzinie się kruszą?
Gdy nie ma za co żyć?
Gdy atmosfera w pracy i widmo zwolnień odbierają chęć do porannego wstawania?
Gdy …?
Czy jest wtedy „bądź wola Twoja” ?
Czy wierzę i ufam, że Bóg jest w mocy wyprostować moje drogi?
Tu z pomocą przychodzi Maryja ze zwiastowania, której od tego momentu grozi śmierć przez ukamienowanie. Ona powiedziała „Niech mi się stanie według słowa Twego”. Była wierna w ufności i Bóg się Nią zajął.
Ufam?
26 I – III NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Łk 1, 1-4; 4, 14-21
„Wielu już starało się ułożyć opowiadanie o zdarzeniach, które się dokonały pośród nas, tak jak nam je przekazali ci, którzy od początku byli naocznymi świadkami i sługami słowa. Postanowiłem więc i ja zbadać dokładnie wszystko od pierwszych chwil i opisać ci po kolei, dostojny Teofilu, abyś się mógł przekonać o całkowitej pewności nauk, których ci udzielono.
W owym czasie: Powrócił Jezus mocą Ducha do Galilei, a wieść o Nim rozeszła się po całej okolicy. On zaś nauczał w ich synagogach, wysławiany przez wszystkich. Przyszedł również do Nazaretu, gdzie się wychował. W dzień szabatu udał się swoim zwyczajem do synagogi i powstał, aby czytać. Podano Mu księgę proroka Izajasza. Rozwinąwszy księgę, znalazł miejsce, gdzie było napisane: «Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie; abym uciśnionych odsyłał wolnymi, abym obwoływał rok łaski Pana». Zwinąwszy księgę, oddał słudze i usiadł; a oczy wszystkich w synagodze były w Niego utkwione. Począł więc mówić do nich: «Dziś spełniły się te słowa Pisma, które słyszeliście»”.
Ewangelista wprowadza nas w inny świat wartości niż ten, w którym my żyjemy. Święty Łukasz, człowiek wykształcony – lekarz, oraz uczeń i towarzysz wypraw misyjnych św. Pawła nie obawia się o swoją reputację, ani tym bardziej co o nim pomyśli adresat tegoż listu „dostojny Teofil”, tylko pisze o tym, Kogo i czego doświadczył. Nawet nie on sam, ale ten, któremu towarzyszył. Musiał to bardzo przeżyć, a przede wszystkim uwierzyć.
My, paradoksalnie jesteśmy w lepszej sytuacji, bo już jesteśmy osobami deklarującymi się jako wierzące, ale czy naprawdę wierzące?
Czy w całej prawdzie swojego serca mogę zdefiniować siebie jako osoba wierząca, czy tylko praktykująca?
Jeśli już przebrnę przez to pytanie, to konsekwentnie nasuwa się następne – jaki jest Bóg w którego wierzę?
Czy jestem w stanie ufać Mu i powierzać Mu moją rodzinę, wychowanie dzieci według wartości, które wskazuje Kościół?
To prawda, Kościół idealny nie jest, bo stanowią go ludzie, którzy do ideału dążą i mają mniejszy lub większy dystans do przebycia, aby stać się takimi. Ale, czy wierzę i przyjmuję, że Kościół właśnie pomimo swej nieidealnej kondycji daje rozwiązania, które są najlepsze bo są Boże?
Czy wierzę w to, że powierzając się Bogu, to On sam będzie za mnie walczył i, może nie od razu jakbym chciał, ale w dobrym czasie rozwiąże problemy jak tego On chce – czyli z korzyścią dla mnie?
Ostatnio otrzymałam tekst, który naprawdę warty jest zastanowienia. Oto jego fragment:
To dziwne, jak proste jest dla ludzi wyrzucić Boga, a potem dziwić się, dlaczego świat zmierza do piekła.
To śmieszne, jak bardzo wierzymy w to, co napisane jest w gazetach, a podajemy w wątpliwość to, co mówi Pismo Święte.
To dziwne, jak bardzo każdy chce iść do nieba pod warunkiem, że nie będzie musiał wierzyć, myśleć, mówić ani też robić czegokolwiek, co mówi Słowo Boże.
To dziwne, jak ktoś może powiedzieć: „Wierzę w Boga” i nadal iść za szatanem, który tak a propos również wierzy w Boga.
To dziwne, jak łato osądzamy, ale nie chcemy być osądzeni.
To dziwne, jak możesz wysyłać tysiące „dowcipów” przez e-mail, które rozprzestrzeniają się jak nieokiełznany ogień, ale kiedy wysyłasz przesłania dotyczące Pana Boga, ludzie dwa razy zastanawiają się, czy podzielić się nimi z innymi.
To dziwne, jak ktoś może być zapalony dla Chrystusa w niedzielę, a przez resztę tygodnia jest niewidzialnym chrześcijaninem.
To śmieszne, że kiedy przeczytasz tę wiadomość, nie wyślesz jej do zbyt wielu osób z Twojej listy adresowej, ponieważ nie jesteś pewny, co pomyślą o Tobie, kiedy im to wyślesz.
To śmieszne, jak bardzo mogę być przejęty tym, co inni ludzie pomyślą o mnie, zamiast tym, do czego wzywa mnie Bóg !!!
19 I – II NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
J 2,1-11
„W Kanie Galilejskiej odbywało się wesele i była tam Matka Jezusa. Zaproszono na to wesele także Jezusa i Jego uczniów. A kiedy zabrakło wina, Matka Jezusa mówi do Niego: „Nie mają już wina”. Jezus Jej odpowiedział: „Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto? Jeszcze nie nadeszła godzina moja”. Wtedy Matka Jego powiedziała do sług: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie”. Stało zaś tam sześć stągwi kamiennych przeznaczonych do żydowskich oczyszczeń, z których każda mogła pomieścić dwie lub trzy miary. Rzekł do nich Jezus: „Napełnijcie stągwie wodą”. I napełnili je aż po brzegi. Potem do nich powiedział: „Zaczerpnijcie teraz i zanieście staroście weselnemu”. Ci zaś zanieśli. A gdy starosta weselny skosztował wody, która stała się winem, i nie wiedział, skąd ono pochodzi, ale słudzy, którzy czerpali wodę, wiedzieli, przywołał pana młodego i powiedział do niego: „Każdy człowiek stawia najpierw dobre wino, a gdy się napiją, wówczas gorsze. Ty zachowałeś dobre wino aż do tej pory”. Taki to początek znaków uczynił Jezus w Kanie Galilejskiej. Objawił swoją chwałę i uwierzyli w Niego Jego uczniowie”.
Św. Antoni z Padwy, jeden z najwybitniejszych kaznodziejów na świecie, w jednym ze swoich kazań poświęcił jeden z akapitów „sześciu słowom Maryi”, a w dzisiejszej Ewangelii usłyszeliśmy Jej ostatnie dwa, czyli piąte i szóste:
„Nie mają już wina” (J 2,3)
„Zróbcie wszystko cokolwiek wam powie” (J 2,5).
Na tym koniec, Maryja nie odezwie się w Ewangeliach ani razu. Jest pokorna – Ona „maleje”, odchodzi na tzw. drugi plan, kiedy Jezus mówi i działa; Ona wskazuje na Niego.
Ile ja słów wypowiadam?
Czy są one niezbędne lub chociaż potrzebne?
Czy są to słowa miłości, czy …?
Jaka jest ich treść? Jakie przekazują informacje, uczucia?
Słowa Maryi są pełne miłości : piąte – to słowo współczucia potrzebującym, szóste – pouczenie pełne zawierzenia.
Jakie są moje słowa?
Maryja współczuje widząc brak, może nawet szybciej niż Jezus, bo patrzy okiem Matki!
Czy ja pozwalam Maryi na zatroszczenie się o mnie?
Czy powierzam Jej sprawy mojego domu, rodziny, gospodarstwa, finansów, potrzeb i może braków finansów w stosunku do potrzeb?
Czy pozwalam Jej być Matką, nawet jeśli i tak obiektywnie Ona nią jest?
Czy pozwalam Jej być moją Matką?
Ostatnie słowa – testament?
Jakimi słowami kończę dzień, rozmowę, wiadomość?
Jaki mają skutek?
Podnoszą czy przygniatają?
I jeszcze jedno tchnienie Ducha – Maryja i Bóg wskazują na Jezusa – przypomina się fragment przemienienia na górze Tabor:
„To jest Mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie” + „Zróbcie wszystko cokolwiek wam powie”= „Jezus drogą, prawdą i życiem”.
12 I – NIEDZIELA CHRZTU PAŃSKIEGO
EWANGELIA
Łk 3, 15-16. 21-22
„Gdy lud oczekiwał z napięciem i wszyscy snuli domysły w swych sercach co do Jana, czy nie jest Mesjaszem, on tak przemówił do wszystkich: «Ja was chrzczę wodą; lecz idzie mocniejszy ode mnie, któremu nie jestem godzien rozwiązać rzemyka u sandałów. On będzie was chrzcił Duchem Świętym i ogniem». Kiedy cały lud przystępował do chrztu, Jezus także przyjął chrzest. A gdy się modlił, otworzyło się niebo i Duch Święty zstąpił nad Niego, w postaci cielesnej niby gołębica, a z nieba odezwał się głos: «Ty jesteś moim Synem umiłowanym, w Tobie mam upodobanie»”.
Ewangelista Łukasz podkreśla jednoznaczność i przeźroczystość Jana. Jest kim jest i nie uzurpuje sobie prawa do bycia kimś więcej niż jest. Jest prawdziwy.
Lud oczekuje z napięciem i snują domysły, a Jan jest spokojny. Napięcie świadczy o oczekiwaniu i wyglądaniu kogoś upragnionego.
Pragnął Mesjasza.
Czego ja pragnę?
Czy moje pragnienia są związane i kręcą się wokół czysto konsumpcyjnego sposobu myślenia?
Czy może w moich pragnieniach pojawiają się wartości ponadczasowe, które chciałbym i pragnę realizować w życiu moim, mojej rodziny, moich dzieci?
Czy w moich pragnieniach pojawia się Bóg, głód Eucharystii?
Jezus stoi w kolejce i czeka na chrzest. Jest jeszcze nieznany, spokojny, pokorny; czeka i modli się. Jest w ścisłej relacji z Ojcem, który po wszystkim bardzo konkretnie ją potwierdza.
Te słowa Bóg wypowiadał nad każdym z nas w momencie naszego chrztu. Zanim jeszcze zdążyliśmy na cokolwiek zasłużyć, w czymkolwiek się wybić, czymkolwiek się pochwalić. Już wtedy, w całym NIC naszych zasług Bóg Ojciec nas miłuje i ma w nas upodobanie!
Patrzy na nas wzrokiem kochających rodziców.
Wierzę w to?
05 I – II NIEDZIELA PO NARODZENIU PAŃSKIM
EWANGELIA
J 1, 1-18
„Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. ono było na początku u Boga. Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, z tego, co się stało. W Nim było życie, a życie było światłością ludzi, a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła. Pojawił się człowiek posłany przez Boga – Jan mu było na imię. Przyszedł on na świadectwo, aby zaświadczyć o światłości, by wszyscy uwierzyli przez niego. Nie był on światłością, lecz został posłany, aby zaświadczyć o światłości. Była światłość prawdziwa, która oświeca każdego człowieka, gdy na świat przychodzi. Na świecie było Słowo, a świat stał się przez Nie, lecz świat Go nie poznał. Przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli. Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą w imię Jego – którzy ani z krwi, ani z żądzy ciała, ani z woli męża, ale z Boga się narodzili. A Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas. I oglądaliśmy Jego chwałę, chwałę, jaką Jednorodzony otrzymuje od ojca, pełen łaski i prawdy. Jan daje o Nim świadectwo i głośno woła w słowach: «Ten był, o którym powiedziałem: Ten, który po mnie idzie, przewyższył mnie godnością, gdyż był wcześniej ode mnie». Z Jego pełności wszyscy otrzymaliśmy – łaskę po łasce. Podczas gdy Prawo zostało dane za pośrednictwem Mojżesza, łaska i prawda przyszły przez Jezusa Chrystusa. Boga nikt nigdy nie widział; ten Jednorodzony Bóg, który jest w łonie ojca, o Nim pouczył”.
Święty Jan opisuje relację jaka zachodzi między Słowem a Bogiem. Od początku było Ono u Boga i jest zarazem źródłem istnienia tego, co jest.
Do tej prawdy odniósł się także papież Benedykt XVI: „Odwieczne Słowo stało się małe – tak małe, że zmieściło się w żłobie. Stało się dzieckiem, aby Słowo było dla nas uchwytne. W ten sposób Bóg nas uczy kochać maluczkich. Tak uczy nas kochać słabych”.
Jednak nie są to tylko słowa „na eksport”, bo miłość drugiego zaczyna się od miłości siebie samego, czyli miłości swojej słabości.
Na początku tego roku kalendarzowego Bóg w swoim Słowie zadaje mi pytanie i w związku z tym daje zadanie – On stał się mały, chce być w tej małości i kruchości w drugim człowieku kochany. Nie zadzieje się to od tyłu, więc pyta mnie o moją miłość siebie w mojej słabości, którą już znam i najczęściej się jej wstydzę.
Bóg, który jest początkiem wszystkiego, nie wstydził się być małym, to cóż dopiero my?
Jakiej mojej słabości nie znoszę?
Jakiej cząstki mnie się wypieram przed sobą i innymi?
Gdzie dałem sobie wmówić, że „z tym to już dno”?
Święty Jan pisze ponadto, że „była światłość prawdziwa”. To znaczy więc, że może być światłość fałszywa, której ostatecznym efektem jest mrok. Więc co to jest za światło, które wypełnia mrokiem?
Światło, które jest ciemnością?
Szczęście, które jest nieszczęściem?
Dobro, które nim nie jest?
Piękno, które jest brzydotą?
Jest pewne, że Jezus, Słowo Ojca, jest światłością prawdziwą, czyli taką, która nie jest na chwilę, ale trwa i nie zmienia się. Jest szczęściem, które jest Nim wiecznie. Jest dobrem, które się rozprzestrzenia i otwiera serce i pięknem, które nie przemija. Bo z „Jego pełności”, czyli z tego co chce nam dawać, a jest hojnym dawcą, otrzymaliśmy „łaskę po łasce” – bo chce dawać, nie jest jednorazowym donatorem.
Ale czy chcę być obdarowywany?
Czy proszę o dary?
Czy może chcę radzić sobie (choć jest to słowo mocno na wyrost) samemu?
Jest to więc pytanie o to, czy chcę być dzieckiem Ojca?
29 XII – NIEDZIELA ŚWIĘTEJ RODZINY
EWANGELIA
Łk 2, 41-52
„Rodzice Jezusa chodzili co roku do Jeruzalem na Święto Paschy. Gdy miał lat dwanaście, udali się tam zwyczajem świątecznym. Kiedy wracali po skończonych uroczystościach, został młody Jezus w Jerozolimie, a tego nie zauważyli Jego Rodzice. Przypuszczając, że jest wśród pątników, uszli dzień drogi i szukali Go między krewnymi i znajomymi. Gdy Go nie znaleźli, wrócili do Jeruzalem, szukając Go. Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania. Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami. Na ten widok zdziwili się bardzo, a Jego Matka rzekła do Niego: «Synu, czemu nam to uczyniłeś? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie». Lecz on im odpowiedział: «Czemu Mnie szukaliście? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?» Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział. Potem poszedł z nimi i wrócił do Nazaretu; i był im poddany. A Matka Jego chowała wiernie wszystkie te sprawy w swym sercu. Jezus zaś czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi”.
Trzy dni w życiu Matki Bożej to znamienny czas – tu z Józefem szukali Jezusa, a za dwadzieścia lat tyle samo dni będzie żyć oczekiwaniem zmartwychwstania.
Jakim oczekiwaniem ja żyję?
Czy biorę pod uwagę chrześcijańskie oczekiwanie życia wiecznego?
W ciągu całego dnia myśleli, że Jezus jest wśród pielgrzymów, czyli osób im znajomych. On natomiast został tam, gdzie jest Ojciec i Jego własność, czyli na swoim miejscu. Niesamowity akt zaufania – powierzyć syna innym osobom. Akt „boski”, ale powtarzający się do dziś. Bóg powierza Ciało swego Syna ludziom na wszystkich ołtarzach świata i ufa im, że się o Nie zatroszczą.
Co znaczy zatroszczyć się o Jezusa?
Jesteśmy przyzwyczajeni do prawdy, że to Bóg Ojciec troszczy się o nas; i tak jest.
Zewnętrznym sposobem zatroszczenia się o Ciało Jezusa na wszystkich ołtarzach świata jest moja postawa chrześcijańska, czyli relacja do Jezusa w świątyni, którą jest Kościół parafialny oraz relacja do drugiego człowieka, który jest, jak i ja, świątynią Ducha Świętego.
Jak troszczę się o drugiego człowieka, może nieraz nieznanego, którego mijam, a którego potrzeba jest mi widoczna? Przecież należy on do wspólnoty parafialnej!
Jak troszczę się o mój kościół parafialny?
Dobrą Nowiną dla nas jest to, że święci Rodzice znaleźli Syna w świątyni – to dla nas drogowskaz, gdzie i my mamy go szukać. Tak więc jest to miejsce Boże, przedsionek nieba, bo jest tam Jezus.
A jak mi się tam nudzi, to jak to niebo tam znaleźć?
W tym, że On tam jest, niezależnie od tego, czy w to wierzę, czy nie, i czeka na mnie, abym Go tam odnalazł w tym, co mi daje do zbawienia.
Miłość Boga to nie wzdychanie, ale konkret – słowa i czyn popierający i uwierzytelniający słowa! Życie Jego dla życia mojego!
Na koniec jeszcze Matka – wiernie (czyli stale) zachowująca w sercu to, co się dzieje i to czego nie rozumie, bo każda sprawa ma swój czas. Cierpliwość i stałość jest aktem zaufania i to jest Jej odpowiedź.
Jaka jest moja?
22 XII – IV NIEDZIELA ADWENTU
EWANGELIA
Łk 1, 39-45
„W tym czasie Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do pewnego miasta w ziemi Judy. Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę. Gdy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi, poruszyło się dzieciątko w jej łonie, a Duch Święty napełnił Elżbietę. Wydała ona głośny okrzyk i powiedziała: «Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona. a skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie? Oto bowiem, skoro głos Twego pozdrowienia zabrzmiał w moich uszach, poruszyło się z radości dzieciątko w moim łonie. Błogosławiona jest, która uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Jej od Pana»”.
Brzemienna Maryja idzie długie kilometry do brzemiennej Elżbiety. Obydwie noszą pod sercem życie i w obydwu jest ono cudem. Spotykają się dwie cudowne kobiety. Elżbieta fascynuje nadzieją, którą Bóg zaspokoił. Maryja fascynuje zaufaniem, w które Bóg zstępuje. A do tego żadna z nich nie zatrzymuje się na sobie! Młodsza pomaga starszej, a starsza odczytuje cud młodszej. Tak cieszyć się mogą tylko osoby bezgranicznie wdzięczne z obdarowania.
Dwie kobiety niosące w sobie życie, ale i dwie kobiety z bagażem trudności – Elżbieta dźwiga przeszłość, hańbę niepłodności. Maryja dźwiga przyszłość, niepewność, lęk. Jednak w tym spotkaniu zdumiewa to, że żadna nie umniejsza trudów drugiej, a wręcz je docenia. Maryja – wiek i stan krewnej, a ona – wielkość Bożego wybrania i oczekiwania narodu, które ziściło się w osobie Maryi. Pod wpływem Ducha Świętego krewna jest w stanie odkryć prawdę jeszcze dla świata zakrytą.
Obydwie kobiety swoją postawą zadają mi pytanie, jak ja traktuję innych w ich trudach i problemach?
Pomijam?
Kwituję stwierdzeniem pozornego zrozumienia czekając na wyrażenie moich „jedynych prawdziwych problemów”?
Mam na wszystko doskonałą radę?
Współczuję?
Wysłuchuję?
Jeszcze jedna sprawa – Elżbieta zdumiona pyta „skądże mi to, że matka mojego Pana przychodzi do mnie?” Odpowiedź jest jedna – ta Matka już tak ma, że jest zawsze tam, gdzie jest najbardziej potrzebna. Z pomocą i matczyną obecnością spieszy nawet tam, gdzie Jej nikt nie zapraszał – bo tak już jest z matką, że ma taki „radar miłości”. I najlepiej jest być w jego polu.
15 XII – III NIEDZIELA ADWENTU
EWANGELIA
Łk 3, 10-18
„Gdy Jan nauczał nad Jordanem, pytały go tłumy: «Cóż mamy czynić?» On im odpowiadał: «Kto ma dwie suknie, niech się podzieli z tym, który nie ma; a kto ma żywność, niech tak samo czyni». Przyszli także celnicy, żeby przyjąć chrzest, i rzekli do niego: «Nauczycielu, co mamy czynić?» On im powiedział: «Nie pobierajcie nic więcej ponad to, co wam wyznaczono». Pytali go też i żołnierze: «a my co mamy czynić?» On im odpowiedział: «Na nikim pieniędzy nie wymuszajcie i nikogo nie uciskajcie, lecz poprzestawajcie na waszym żołdzie». Gdy więc lud oczekiwał z napięciem i wszyscy snuli domysły w swych sercach co do Jana, czy nie jest Mesjaszem, on tak przemówił do wszystkich: «Ja was chrzczę wodą; lecz idzie mocniejszy ode mnie, któremu nie jestem godzien rozwiązać rzemyka u sandałów. on będzie was chrzcił Duchem Świętym i ogniem. Ma on wiejadło w ręku dla oczyszczenia swego omłotu: pszenicę zbierze do spichlerza, a plewy spali w ogniu nieugaszonym». Wiele też innych napomnień dawał ludowi i głosił dobrą nowinę”.
Tym co zdumiewa w tym fragmencie ewangelii jest konkretna wola nawrócenia ze strony słuchających. Byli to nie tylko Żydzi, o których sytuacji moralnej można powiedzieć tyle samo, co o każdym z nas – średni, przeciętni wierzący, czekający na Mesjasza. W kolejce do Jana, i z tym samym pytaniem, stali żołnierze i celnicy, których najpewniej (ale tu i przy takiej osobie to nie wypada) chciałaby się, aby zniknęli z powierzchni ziemi, bo z nimi w takiej bliskości to jak tak można?
Pytając się wiedzieli, że nie będzie łatwo. Już z tego, co i jak mówił, mogli śmiało wnioskować, że mają do czynienia z człowiekiem twardym.
Pytanie „Co więc mamy robić?” jest wystawieniem się i otwarciem na zmianę, bo mogło się okazać, że trzeba będzie przeorganizować i zmienić wszystko!
Tak naprawdę to pytanie powinno pojawiać się przy każdym przygotowaniu do spowiedzi.
Co mam robić, aby zmienić dane przyzwyczajenie, słabość, grzech?
Jan pokazuje realizm życia – czyn dobry i sprawiedliwy. Nie chodzi więc o zmianę życia, ale o usunięcie z niego wszystkiego, co jest złe. Celnikom wskazał, że mają pobierać tylko tyle, ile im wyznaczono – i nic więcej.
I tu mogą wyrosnąć schody – a jak jestem przywiązany do tego zła, z którego czerpię korzyści? Nic. Mam go odrzucić bez robienia hałasu.
Co Jan by mi poradził?
Co widzę, że wymaga we mnie zmiany?
Czy jestem gotowy na zmiany, które tak naprawdę ostatecznie będą właśnie dla mnie korzystne?
Jestem w stanie, chcę, zależy mi na nawróceniu? Na zmianie? Na tym, aby moje życie było według myśli „co Jezus by zrobił na moim miejscu”?
Czy zadałem, zadaję sobie to pytanie?
Dobra nowina tkwi tu w tym, że ten trud nie jest bezowocny i bezimienny. Na imię mu JEZUS. To dla Niego mam się starać. Jeśli CHCĘ On zrobi resztę. Ale czy chcę?
Oni widać, że chcieli tak bardzo, tak bardzo wyglądali MESJASZA, że snuli domysły „a może to w końcu On?”
Jak wielkie pragnienie Boga noszę w sobie? Mam Go „na wyciągnięcie ręki” czyli „na pójście do kościoła”, bo On tam czeka.
Nie muszę snuć domysłów – ja już wiem!
8 XII – UROCZYSTOŚĆ NIEPOKALANEGO POCZĘCIA NMPII NIEDZIELA ADWENTU
EWANGELIA
Łk 1,26-38
„Bóg posłał anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do Dziewicy poślubionej mężowi, imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię Maryja. Anioł wszedł do Niej i rzekł: „Bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan z Tobą, błogosławiona jesteś między niewiastami”. Ona zmieszała się na te słowa i rozważała, co miałoby znaczyć to pozdrowienie. Lecz anioł rzekł do Niej: „Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron Jego praojca, Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca”. Na to Maryja rzekła do anioła: „Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?” Anioł jej odpowiedział: „Duch święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię. Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym. A oto również krewna Twoja, Elżbieta, poczęła w swej starości syna, i jest już w szóstym miesiącu ta, która uchodzi za niepłodną. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego”. Na to rzekła Maryja: „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa”. Wtedy odszedł od Niej anioł”.
Dobra Nowina Ewangelii jest zaproszeniem i obietnicą. Zaproszenie to zawsze dotyczy tego, co przekracza nasze możliwości, bo czy może dziewica porodzić?
Bóg posyłając do Maryi Anioła nie wymaga od niej działania, ale zaprasza do współpracy.
Działa ON.
Do czego więc zaprasza mnie dziś Pan w swoim słowie?
Jaka jest Jej rola?
Decyzja.
Wszechmogący Bóg czeka na decyzję stworzenia i od niej uzależnia swoje działanie.
Jestem w stanie przypomnieć sobie ostatnie słowa, które Bóg wypowiedział do mojego serca?
Jak je odczytuję?
Jako zadanie czy zaproszenie?
Czy wierzę, że On chce działać we mnie i przekształcać moje serce według tego, do czego mnie zaprasza?
On pragnie co dzień zaczynać we mnie swoje panowanie miłości i działać w moim życiu tworząc nową rzeczywistość. Rzeczywistość bez końca – panowania Boga.
Ale czy rzeczywiście bez końca, bez granic daję Mu panować w moim sercu?
Czy tego pragnę?
Mogę Bogu sam postawić barierę woli, a ON ją uszanuje i będzie cierpliwie czekał dając mi znaki obecności, o ile zechcę je uznać.
Ale czy tego chcę?
Panie, Ty wiesz, że nie raz Twoje panowanie mi się nie podoba! Nieraz się go boję, bo oznacza rezygnację z tego czego chcę.
Jak uwierzyć, że Ty jesteś miłością i chcesz mojego dobra?
Twoje zaproszenie jest zawsze darem.
Działaj w nas!
01 XII – I NIEDZIELA ADWENTU
EWANGELIA
Łk 21, 25-28. 34-36
„Jezus powiedział do swoich uczniów: «Będą znaki na słońcu, księżycu i gwiazdach, a na ziemi trwoga narodów bezradnych wobec huku morza i jego nawałnicy. Ludzie mdleć będą ze strachu w oczekiwaniu wydarzeń zagrażających ziemi. Albowiem moce niebios zostaną wstrząśnięte. Wtedy ujrzą Syna Człowieczego, nadchodzącego w obłoku z mocą i wielką chwałą. A gdy się to dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie. Uważajcie na siebie, aby wasze serca nie były ociężałe wskutek obżarstwa, pijaństwa i trosk doczesnych, żeby ten dzień nie spadł na was znienacka jak potrzask. Przyjdzie on bowiem na wszystkich, którzy mieszkają na całej ziemi. Czuwajcie więc i módlcie się w każdym czasie, abyście mogli uniknąć tego wszystkiego, co ma nastąpić, i stanąć przed Synem Człowieczym»”.
Piłat jest chyba jedną z niewielu osób, które nic nie wiedzą o Jezusie. On naprawdę nic nie rozumie. Nic poza tym, że jest w centrum machiny nienawiści oraz że musi stanąć po czyjejś stronie i najlepiej dla niego jak to nie będzie strona Oskarżonego.
Po raz kolejny Bóg pokazuje swoją miłość i troskę. Uprzedza wydarzenia opisując to, co będzie się działo, chcąc w ten sposób dać poczucie bezpieczeństwa. Jak rodzic siedzący z dzieckiem przed wejściem do gabinetu stomatologa – opowiada, co i jak po kolei będzie, aby zmniejszyć jego lęk i przerażenie, bo wie, że niektóre rzeczy po prostu wydarzyć się muszą.
I tyle.
Tym co zawsze budzi w nas lęk jest chaos i niepewność i brak porządku. Kiedy patrzymy na ten opis końca świata, który opisuje Jezus, mogą pojawić się różne odczucia.
Lęk, strach, niepokój, oczekiwanie?
I już samo oczekiwanie na to straszne, co może się wydarzyć, ten lęk potęguje.
Wśród tych znaków i wstrząśniętych mocy, czyli wielkiego chaosu, przyjdzie Jezus i to Jego przyjście wprowadza ład. On jest ładem i uspokojeniem.
Dobrą Nowiną jest zaproszenie Jezusa, żeby wtedy, gdy inni będą mdleć ze strachu, my mamy podnieść głowy i patrzeć na Tego, który przychodzi, na MIŁOŚĆ, której zaufaliśmy.
Ale czy w tym opisie wydarzeń, bądź co bądź nieuchronnych, w moim sercu Jezus jest miłością?
Może dziać się „armagedon”, a ja z podniesioną głową będę mógł patrzeć na Niego z myślą „Marana tha”?
Tak właśnie jest?
Czy w moim osobistym końcu świata, bo tym jest dla każdego człowieka jego śmierć, dlatego Jezus mówi o gotowości, jestem przygotowany do wypatrywania Chrystusa?
I jeszcze wskazanie – „módlcie się w każdym czasie” – czyli „bądźcie w relacji ze Mną” – w tym, co robię i jak żyję Jezus chce być ze mną. On cały czas spotykał się, rozmawiał i powołał nie świętych, ale grzeszników, bo chce być ze mną, z moją słabością, upadkami i powstawaniem, w każdym dniu, pracy, zabawie, rozmowie, trosce i miłości i … ale czy ja Go chcę ze mną?
24 XI- NIEDZIELA CHRYSTUSA KRÓLA
EWANGELIA
J 18, 33b-37
„Piłat powiedział do Jezusa: «Czy Ty jesteś Królem żydowskim?»
Jezus odpowiedział: «Czy to mówisz od siebie, czy też inni powiedzieli ci o Mnie?»
Piłat odparł: «Czy ja jestem Żydem? Naród Twój i arcykapłani wydali mi Ciebie. Co uczyniłeś?» Odpowiedział Jezus: «Królestwo moje nie jest z tego świata. Gdyby królestwo moje było z tego świata, słudzy moi biliby się, abym nie został wydany Żydom. Teraz zaś królestwo moje nie jest stąd».
Piłat zatem powiedział do Niego: «A więc jesteś królem?»
Odpowiedział Jezus: «Tak, jestem królem. Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie. Każdy, kto jest z prawdy, słucha mojego głosu»”.
Piłat jest chyba jedną z niewielu osób, które nic nie wiedzą o Jezusie. On naprawdę nic nie rozumie. Nic poza tym, że jest w centrum machiny nienawiści oraz że musi stanąć po czyjejś stronie i najlepiej dla niego jak to nie będzie strona Oskarżonego.
Jezus zadaje mi dziś pytanie na temat mojej relacji do Niego.
Czy jest moim królem?
Nawet jeśli trudno w Nim króla dostrzec, bo wiadomo, że przyjemniej i łatwiej patrzeć oraz iść za królem chwalebnym.
Czy staję po Jego stronie w obliczu codziennych decyzji i wyborów?
Czy nie wstydzę się ich przed Nim?
Czy w ogóle biorę pod uwagę Bożą perspektywę działania i wplatam ją, lub przynamniej chcę wpleść, w moją codzienność?
Czy jestem tym Piłatem, który w jakiś sposób próbuje uratować siebie, a przy tym dać wrażenie osoby mającej władzę, autorytet i kontrolę?
Biedny Piłat. Biedny ja?
Bóg miał „pod górę”. Jezus stoi przed Piłatem w całej pokorze wcielonego Słowa (chłód i ciężkie warunki stajenki to nic w porównaniu z tym, co dzieje się teraz).
I w całej pokorze przychodzi pod postacią Chleba Eucharystycznego i czeka na mnie w Kościele. Jest cały dla mnie. Dla każdego „mnie”. Czeka każdego dnia; jest wytrwały. Kocha. Chce uzdrawiać.
Przychodzę?
17 XI – XXXIII NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mk 13, 24-32
„Jezus powiedział do swoich uczniów: «W owe dni, po wielkim ucisku, „słońce się zaćmi i księżyc nie da swego blasku. Gwiazdy będą spadać z nieba i moce na niebie” zostaną wstrząśnięte. Wówczas ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego w obłokach z wielką mocą i chwałą. Wtedy pośle On aniołów i „zgromadzi swoich wybranych z czterech stron świata, od krańca ziemi po kraniec nieba”. A od figowca uczcie się przez podobieństwo. Kiedy już jego gałąź nabrzmiewa sokami i wypuszcza liście, poznajecie, że blisko jest lato. Tak i wy, gdy ujrzycie te wydarzenia, wiedzcie, że to blisko jest, u drzwi. Zaprawdę, powiadam wam: Nie przeminie to pokolenie, aż się to wszystko stanie. Niebo i ziemia przeminą, ale słowa moje nie przeminą. Lecz o dniu owym lub godzinie nikt nie wie, ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec»”.
Kiedy patrzymy na ten opis końca świata, który przekazuje Jezus, mogą pojawić się różne odczucia. Lęk, strach, niepokój, oczekiwanie?
Wśród tych spadających gwiazd, zaćmionego słońca i wstrząśniętych mocy, czyli wielkiego chaosu, przyjdzie Jezus i to Jego przyjście wprowadza ład.
On jest ładem, uspokojeniem.
Jednak warto przyjrzeć się temu, że wszystko na ziemi ma swój koniec.
Ta praca, którą wykonuje, rodzina którą kocham, sprawy zaprzątające głowę, troski, cierpienia, przyjemności. To wszystko się skończy. I w tym wszystkim, tym co liczy się najbardziej jest wieczność.
Jaka wieczność? To kwestia indywidualna. Każdy żyje na swoją wieczność.
Czy to, czym żyję wprowadza mnie już w wieczność z Bogiem czy oddala?
Czy, jeśli oddala, jestem w stanie uporządkować to „po Bożemu”, nawet kosztem tego, że może się wszystko poukładać kompletnie inaczej niż tego bym sobie życzył?
Czy wierzę, że to co robię i jakich dokonuję wyborów – to wszystko wpływa na wieczność mojego życia?
I tu właśnie to przyjście triumfalne Jezusa może wywoływać albo lęk, albo radość.
Czym jest dla mnie?
Wyczekuję tego czy boję się?
Kocham czy boję się?
10 XI – XXXII NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mk 12, 38-44
„Jezus, nauczając rzesze, mówił: «Strzeżcie się uczonych w Piśmie. Z upodobaniem chodzą oni w powłóczystych szatach, lubią pozdrowienia na rynku, pierwsze krzesła w synagogach i zaszczytne miejsca na ucztach. Objadają domy wdów i dla pozoru odprawiają długie modlitwy. Ci tym surowszy dostaną wyrok». Potem, usiadłszy naprzeciw skarbony, przypatrywał się, jak tłum wrzucał drobne pieniądze do skarbony. Wielu bogatych wrzucało wiele. Przyszła też jedna uboga wdowa i wrzuciła dwa pieniążki, czyli jeden grosz.
Wtedy przywołał swoich uczniów i rzekł do nich: «Zaprawdę, powiadam wam: Ta uboga wdowa wrzuciła najwięcej ze wszystkich, którzy kładli do skarbony. Wszyscy bowiem wrzucali z tego, co im zbywało; ona zaś ze swego niedostatku wrzuciła wszystko, co miała na swe utrzymanie»”.
Jezus w dzisiejszej ewangelii porusza dwa tematy bardzo ze sobą związane, ale i sobie przeciwstawne: pycha i pokora.
Podstawą tego tematu jest problem jednoznaczności.
Jaki jestem w relacjach, modlitwie, obowiązkach?
Co jest motywem mojego zachowania czy wypełniania obowiązków, które są darami i zadaniami, które dał mi Pan. Jakie jest w tym moje serce?
Czym jest napełnione?
Kto jest na pierwszym miejscu w tym co robię?
Komu chcę się pokazać?
Jakiego siebie chcę pokazać?
Jeśli jest to miłość własna będę patrzył na to, jak się prezentuję, na proporcje między korzyścią, a włożonym wysiłkiem, czy mi się po prostu opłaca.
Będzie w tym dużo hałasu, narzekania, budowania swojej pozycji także kosztem innych, a jeśli nawet nie to i tak nie będzie tu miejsca na jakikolwiek brak czy słabość.
Będzie szukanie bycia zauważonym i pochwał, które będą wartościowały nie tylko jakość spełnionego dobra, ale i jego zaistnienie.
Bo tak po ludzku biorąc, to miłość, która jest dawaniem siebie, nigdy się nie „opłaca”, bo jest inwestycją i to niejednokrotnie długodystansową i wystawioną na ryzyko zaufania.
Uboga wdowa mówi sama za siebie.
Czy przeżywałem taki moment, może dłuższy czas, kiedy czułem się pozbawiony wszelkich środków do życia, nawet bez odłożonych „na czarną godzinę”?
Jezus zwrócił na nią uwagę.
Bóg widzi każdą „groszową” sprawę, każdą małość, każdy gest dobroci.
Jezus widzi serce. Jezus widzi moje serce.
Cieszę się tym, czy obawiam się?
03 XI – 31 NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mk 12, 28b-34
„Jeden z uczonych w Piśmie podszedł do Jezusa i zapytał Go: «Które jest pierwsze ze wszystkich przykazań?» Jezus odpowiedział: «Pierwsze jest: „Słuchaj, Izraelu, Pan Bóg nasz jest jedynym Panem. Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całym swoim umysłem i całą swoją mocą”. Drugie jest to: „Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego”. Nie ma innego przykazania większego od tych». Rzekł Mu uczony w Piśmie: «Bardzo dobrze, Nauczycielu, słusznie powiedziałeś, bo Jeden jest i nie ma innego prócz Niego. Miłować Go całym sercem, całym umysłem i całą mocą i miłować bliźniego jak siebie samego znaczy daleko więcej niż wszystkie całopalenia i ofiary». Jezus, widząc, że rozumnie odpowiedział, rzekł do niego: «Niedaleko jesteś od królestwa Bożego». I nikt już nie odważył się Go więcej pytać”.
Kolejny raz człowiek próbuje „zagiąć” Boga. Kolejny raz próbuje wystawić na próbę nie Jego samego, ale Jego miłość.
I kolejny raz ukazuje się ona nieskończona i bezwarunkowa. Jezus, znając dogłębnie to wszystko, co w sercu się kryje, wszystkie pragnienia i najskrytsze motywacje, z których my może do końca sobie nie zdajemy sprawy, jest naprawdę cierpliwy. On potrafi pod tą warstwą przebiegłości zobaczyć piękno i pragnienie miłości, a odpowiadając na pytanie uczonego tym samym zadaje pytania mnie.
Czy w moim życiu jest jeden Pan – Bóg?
A może musi z kimś/czymś dzielić miejsce, którego nie chcę Mu oddać całego?
Co/kto w moim życiu, codziennych rozmowach, wyborach, decyzjach rządzi mną?
Jezus przypomina, że jest tylko jeden sposób miłowania Boga – całym sobą, czyli tym wszystkim, co mnie stanowi. Nie ma już rozdzielności na On (Bóg daleki na niebie) i ja (tu na ziemi).
Jezus pokazuje dość stanowczo, że miłość do Boga odzwierciedla się w miłości drugiego człowieka, czy mi jest miły, czy nie, czy jest łatwo, czy nie.
Zadaje mi tu od razu pytanie o to, co jest mi najtrudniej pokochać w sobie i innych?
Jak odpowiadam na pytania, może czasem zadane nie w porę, niewygodne, niedorastające do mojego poziomu, niemiłe, nie od tej osoby, co według mnie powinna, nie …?
Zniecierpliwieniem, opryskliwością, znużeniem, poniżeniem czy potraktowaniem irytującego „na odczep”?
Odpowiedzi na te pytania są lustrem miłości bliźniego, która dotyka tak naprawdę najgłębszej i oczywistej potrzeby: miłości do samego siebie. Tu tworzy się błędne koło – jeżeli ja nie kocham samego siebie, to kto będzie mnie kochał? Komu na to w błędnym mozole niespełnionego perfekcjonizmu pozwolę?
Miłować tego obok jak siebie w praktyce znaczy tyle, co jeśli mam cierpliwość do siebie, to będę miał i do niego, jeśli zdobędę się na miły gest wobec siebie – zdobędę się na to samo wobec niego, jeśli popatrzę na siebie z miłością – taką samą szansę daje i jemu, jeśli zdobędę się wobec siebie na przebaczenie to i bliźniego nie będę ścigał ciskając weń gromami gniewu i urazy.
Pierwsze przykazanie dotyka miłości Boga, czyli Jego obecności w moim życiu, sytuacjach, konfliktach, trudnościach, powodzeniu, sukcesie, pracy, odpoczynku, relaksie, przyjaźni, małżeństwie, samotności. Uczucia, dusza i pragnienia – gdzie w tych sferach mojego „ja” jest mój Bóg?
27 X – ROCZNICA POŚWIĘCENIA KOŚCIOŁA
EWANGELIA
Łk 19, 1-10
„Jezus wszedł do Jerycha i przechodził przez miasto. A pewien człowiek, imieniem Zacheusz, który był zwierzchnikiem celników i był bardzo bogaty, chciał koniecznie zobaczyć Jezusa, któż to jest, ale sam nie mógł z powodu tłumu, gdyż był niskiego wzrostu. Pobiegł więc naprzód i wspiął się na sykomorę, aby móc Go ujrzeć, tamtędy bowiem miał przechodzić. Gdy Jezus przyszedł na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego: «Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu». Zszedł więc z pośpiechem i przyjął Go rozradowany. A wszyscy, widząc to, szemrali: «Do grzesznika poszedł w gościnę». Lecz Zacheusz stanął i rzekł do Pana: «Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogoś w czymś skrzywdziłem, zwracam poczwórnie». Na to Jezus rzekł do niego: «Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu, gdyż i on jest synem Abrahama. Albowiem Syn Człowieczy przyszedł odszukać i zbawić to, co zginęło»”.
Jezus idzie przez miasto. Tłum otaczający Go jest coraz większy i gęstszy. Jest sławny. Słyszeli już o Nim, więc mają co do Niego określone zdanie, a przede wszystkim oczekiwania.
Czego ja oczekuję od Jezusa?
I jest Zacheusz. Po reakcji ludzi na bieg wydarzeń można wnioskować, że też jest sławny, ale inaczej, a oprócz tego niewygodny „grzesznik”.
I ten sławny Jezus, co do którego wielu ma wiele oczekiwań, nie idzie za „sławą”, ale w miłosierdzie – idzie do niewygodnego grzesznika, a tym samym chce abym dziś przyjrzał się swoim relacjom. Wiele z nich na pewno jest takich, które są mi miłe, wiele jest po prostu korzystnych, ale są i takie, które są mi trudne i wymagają z mojej strony właśnie tego, co daje Jezus – miłosierdzia przez zainteresowanie i dobro, nawet jeśli właśnie teraz mogę je określić jako uciążliwe.
Z kim chętnie rozmawiam?
Z kim szybko kończę rozmowę, nawet pod byle pretekstem? Dlaczego?
Dobra Nowina dzisiejszej ewangelii to łaska Pana. On, zanim wymaga, to najpierw daje łaskę i siłę do spełnienia wymagań. Do tego ten, który przez ludzi jest określony mianem „grzesznika”, bo jest celnikiem, dla Jezusa, właśnie pomimo tego i z tym, jest cały czas „synem Abrahama”. Jezus przypomina mu o jego godności!
Jezus przypomina mi o mojej godności DZIECKA BOŻEGO pomimo tego, że jestem grzesznikiem i innych, którzy mnie otaczają nierzadko także tylko tak widzę. Oni także są dziećmi Boga, niezależnie od tego, jak ich i siebie określam.
Dlaczego Kościół daje nam tę ewangelię w rocznicę poświęcenia świątyni?
Bo kościół, jako budynek, jest miejscem przepływu sakramentalnej łaski i miłosierdzia. Wspólnota Kościoła, która się w nim gromadzi ma także być przepływem Jezusowej łaski i miłosierdzia. Więcej – spotkanie z Jezusem w kościele i z Kościołem ma prowadzić do dobra, które jest jak papierek lakmusowy prawdziwości spotkania.
Zacheusz spotkał się z Jezusem, co widać w jego oświadczeniu wynagrodzenia, a ja?
Czym zaowocuje dzisiejsza Eucharystia?
20 X – XXIX NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mk 10, 35-45
„Jakub i Jan, synowie Zebedeusza, podeszli do Jezusa i rzekli: «Nauczycielu, pragniemy, żebyś nam uczynił to, o co Cię poprosimy». On ich zapytał: «Co chcecie, żebym wam uczynił?» Rzekli Mu: «Daj nam, żebyśmy w Twojej chwale siedzieli jeden po prawej, a drugi po lewej Twej stronie». Jezus im odparł: «Nie wiecie, o co prosicie. Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić, albo przyjąć chrzest, którym Ja mam być ochrzczony?»
dpowiedzieli Mu: «Możemy». Lecz Jezus rzekł do nich: «Kielich, który Ja mam pić, wprawdzie pić będziecie; i chrzest, który Ja mam przyjąć, wy również przyjmiecie. Nie do Mnie jednak należy dać miejsce po mojej stronie prawej lub lewej, ale dostanie się ono tym, dla których zostało przygotowane». Gdy usłyszało to dziesięciu pozostałych, poczęli oburzać się na Jakuba i Jana. A Jezus przywołał ich do siebie i rzekł do nich: «Wiecie, że ci, którzy uchodzą za władców narodów, uciskają je, a ich wielcy dają im odczuć swą władzę. Nie tak będzie między wami. Lecz kto by między wami chciał się stać wielkim, niech będzie sługą waszym. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem wszystkich. Bo i Syn Człowieczy nie przyszedł, aby mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie jako okup za wielu»”.
Wygląda to tak, jakby Jakub i Jan próbowali zapewnić sobie miejscówkę w niebie. Chcą przebywać w wieczności najbliżej Jezusa jak się da – po Jego prawej i lewej stronie.
To jednak, co zdumiewa w tej rozmowie Jezusa z gronem swoich najbliższych i wybranych uczniów, jest nie prośba braci, choć sama prośba także daje do myślenia, ale reakcja na nią reszty Apostołów.
Bracia pragną przebywać w bliskości Jezusa na wieczność – a czy we mnie jest to pragnienie?
Czy wierzę w życie wieczne i w to, że ono naprawdę będzie wieczne?
Czy tęsknię za bliskością z Jezusem?
Czy chcę moją wieczność spędzić z Bogiem?
Życie wieczne jest darem łaski, bo to Bóg zbawia, ale czy z mojej strony jest pragnienie i działanie tam ukierunkowane. Święty Jakub już to kiedyś porównywał – wiarę bez dobrych uczynków i tę opartą o dobro, które tak naprawdę z niej wypływa.
A reszta Apostołów na to „poczęli oburzać się”!
Dlaczego?
Bo sami na to nie wpadli przed nimi?
A może chcieli ukryć swoje zażenowanie, że nie pomyśleli o tym, a więc i nie dbają o swoją wieczność?
A może ta prośba braci i otwartość Jezusa były dla nich jak przysłowiowy kubeł zimnej wody, aby żyć tu i teraz patrząc przed siebie, ale ze wzrokiem delikatnie skierowanym ku górze, ku niebu?
W dzisiejszej Ewangelii uczniowie zadają mi pytanie, czy dbam o moją wieczność, a Jezus jest otwarty i to bardzo, na moje wszelkie prośby, ale muszą być one wypowiedziane.
Dużo można mówić o Jezusie, ale najlepiej jest mówić do Jezusa i to od zaraz.
13 X – XXVIII NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mk 10, 17-30
„Gdy Jezus wybierał się w drogę, przybiegł pewien człowiek i upadłszy przed Nim na kolana, zaczął Go pytać: «Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?»
Jezus mu rzekł: «Czemu nazywasz Mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg. Znasz przykazania: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, nie oszukuj, czcij swego ojca i matkę». On Mu odpowiedział: «Nauczycielu, wszystkiego tego przestrzegałem od mojej młodości». Wtedy Jezus spojrzał na niego z miłością i rzekł mu: «Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną». Lecz on spochmurniał na te słowa i odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości. Wówczas Jezus spojrzał dookoła i rzekł do swoich uczniów: «Jak trudno tym, którzy mają dostatki, wejść do królestwa Bożego». Uczniowie przerazili się Jego słowami, lecz Jezus powtórnie im rzekł: «Dzieci, jakże trudno wejść do królestwa Bożego tym, którzy w dostatkach pokładają ufność. Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż bogatemu wejść do królestwa Bożego». A oni tym bardziej się dziwili i mówili między sobą: «Któż więc może być zbawiony?» Jezus popatrzył na nich i rzekł: «U ludzi to niemożliwe, ale nie u Boga; bo u Boga wszystko jest możliwe». Wtedy Piotr zaczął mówić do Niego: «Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą». Jezus odpowiedział: «Zaprawdę, powiadam wam: Nikt nie opuszcza domu, braci, sióstr, matki, ojca, dzieci lub pól z powodu Mnie i z powodu Ewangelii, żeby nie otrzymał stokroć więcej teraz, w tym czasie, domów, braci, sióstr, matek, dzieci i pól, wśród prześladowań, a życia wiecznego w czasie przyszłym»”.
Początek dzisiejszego fragmentu ewangelii jest piękny i dający nadzieję. Człowiek biegnie do Jezusa i klęka przez Nim, to znaczy, że widzi w Nim kogoś, kto jest szczególny, kto zna prawdę, zna odpowiedzi. Rozmowa niby normalna, a ukazująca tak niesamowicie małość człowieka i wielkość Boga w miłości wobec tejże małości.
Pokazująca sedno drogi każdego człowieka mającego i obierającego cel na niebo. Jak tam dotrzeć?
Wychodzi na to, że nie trzeba szukać niewiadomo jakich wymyślnych dróg, że niebo nie jest zarezerwowane dla wytrzymałych i mocnych twardzieli. Ono jest dla każdego, a droga do niego jest nam znana od pierwszych lat katechizacji.
Dekalog.
Czy ponad siły?
Niby nie, a jednak tak.
Które przykazanie określam jako łatwe, a z którego spowiadam się często?
Czy jestem w stanie w całej szczerości serca stanąć przed Jezusem i samym sobą i stwierdzić, że przestrzegam go w 100 %?
Jezus na młodzieńca patrzy z miłością. Nie ocenia, nie osądza, nie robi wypominków, że kiedyś tam to stało się to i owo..
On przechodzi ponad tym – daje propozycje i żąda, a w tym żądaniu jest swoisty „test na wolność”.
Proponuje drogę z Nim, a w żądaniu jest tak naprawdę kolejna propozycja – wolność.
Jakiego żądania Jezusa bałbym się najbardziej?
Jaki temat „tabu” co jakiś czas niepokoi moje serce?
Czego nie chcę oddać Jezusowi, aby przypadkiem nie było po Jego myśli, a nie po mojej?
A jak będzie po myśli Bożej to czego się boję?
Mężczyzna odszedł zasmucony.
Dlaczego?
Wystarczy pomyśleć o tym co go ominęło.
06 X – XXVII NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mk 10, 2-16
„Faryzeusze przystąpili do Jezusa, a chcąc Go wystawić na próbę, pytali Go, czy wolno mężowi oddalić żonę. Odpowiadając, zapytał ich: «Co wam przykazał Mojżesz?» Oni rzekli: «Mojżesz pozwolił napisać list rozwodowy i oddalić». Wówczas Jezus rzekł do nich: «Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych napisał wam to przykazanie. Lecz na początku stworzenia Bóg stworzył ich jako mężczyznę i kobietę: dlatego opuści człowiek ojca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co więc Bóg złączył, tego niech człowiek nie rozdziela».
W domu uczniowie raz jeszcze pytali Go o to. Powiedział im: «Kto oddala swoją żonę, a bierze inną, popełnia względem niej cudzołóstwo. I jeśli żona opuści swego męża, a wyjdzie za innego, popełnia cudzołóstwo». Przynosili Mu również dzieci, żeby ich dotknął; lecz uczniowie szorstko zabraniali im tego. A Jezus, widząc to, oburzył się i rzekł do nich: «Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im; do takich bowiem należy królestwo Boże. Zaprawdę, powiadam wam: Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego». I biorąc je w objęcia, kładł na nie ręce i błogosławił je”.
Na pierwszy rzut oka i od pierwszego zdania dzisiejszej Ewangelii zdumiewa Jezusowa cierpliwość. Doskonale wie, po co przyszli pytający i jakie są intencje ich zaczepki. On natomiast nie zbywa ich, ale nawet taka „zagaika” jest dla Niego okazją do wyjaśnienia, pokazania prawdy, nawrócenia serca i inwestowania w człowieka.
Czy już w tych pierwszych słowach jest mi wyrzutem wobec moich relacji i ich interesowności? Faryzeusze mieli interes „wystawienia na próbę”, a jakie są intencje moich relacji, pytań, rozmów?
Prawda czy moja racja?
Podnieść, czy poniżyć?
Dać nadzieję czy pokazać, „gdzie raki zimują”?
Jezus określa to, co jest sednem i prawdą. Pytanie i odpowiedź porządkująca rzeczywistość. Jest konkretny, nie wchodzi w „ale”, On daje prawdę, bo sam nią jest.
Tym samym pyta mnie o wartość moich słów. Jezus nie obawia się przedstawiać prawdy, nawet jeśli wiąże się ona z trudem przyjęcia, w końcu wypomina pytającym ich twarde serce.
Dlaczego więc poszło Mu tak łatwo?
Nie obawiał się, że może zrobić przykrość, że może odwrócą się, pogniewają …
Jak ja mówię prawdę?
Czy w ogóle ją mówię, czy daję się skrępować myśleniem „a jak… to…” rezygnując z niej lub ją rozmywając?
Czy jest to prawda podyktowana miłością, czy subiektywny ogląd rzeczywistości podszyty złością?
Dobrą Nowiną jest to, że Jezusowi chodziło i cały czas chodzi o coś więcej, dlatego nie obawia się mówić trudnych słów, ani ich nie rozmywa, aby „lepiej przyjęli”, bo tylko ta właśnie miłosierna prawda prowadzi do dobra największego, gdyż daje możliwość nawrócenia.
Prawda ma być prawdą ku nawróceniu.
Prawda ma być prawdą w miłości.
Jezus mnie pyta dziś o to, jak pojmuję rzeczywistość, jak ją nazywam i jak przekazuję.
Jak?
29 IX – XXVI NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mk 9, 38-43. 45. 47-48
„Apostoł Jan rzekł do Jezusa: «Nauczycielu, widzieliśmy kogoś, kto nie chodzi z nami, jak w Twoje imię wyrzucał złe duchy, i zaczęliśmy mu zabraniać, bo nie chodzi z nami». Lecz Jezus odrzekł: «Przestańcie zabraniać mu, bo nikt, kto uczyni cud w imię moje, nie będzie mógł zaraz źle mówić o Mnie. Kto bowiem nie jest przeciwko nam, ten jest z nami. Kto wam poda kubek wody do picia, dlatego że należycie do Chrystusa, zaprawdę, powiadam wam, nie utraci swojej nagrody. A kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą, temu lepiej byłoby kamień młyński uwiązać u szyi i wrzucić go w morze. Jeśli zatem twoja ręka jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją; lepiej jest dla ciebie ułomnym wejść do życia wiecznego, niż z dwiema rękami pójść do piekła w ogień nieugaszony. I jeśli twoja noga jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją; lepiej jest dla ciebie chromym wejść do życia, niż z dwiema nogami być wrzuconym do piekła. Jeśli twoje oko jest dla ciebie powodem grzechu, wyłup je; lepiej jest dla ciebie jednookim wejść do królestwa Bożego, niż z dwojgiem oczu być wrzuconym do piekła, gdzie robak ich nie ginie i ogień nie gaśnie»”.
Jezus jest Mistrzem jedności – nie podziału na „ja” i „on”, „my” i „wy”. W dzisiejszej rozmowie z uczniami daje być może najpiękniejszą definicję nie-wroga, a do tego uznaje i przyjmuje inność każdego człowieka, którą jestem bardziej skłonny widzieć jako coś granicznego, tylko z tego powodu, że mnie nie odpowiada.
Jak ja traktuję innych, być może i tych, których nie widzę na Eucharystii lub wiem otwarcie, jakie mają poglądy i są one dalece inne od moich?
Czy zgadzam się na inność, czy raczej wykazuję zapędy dyktatorskie podporządkowujące jednej zasadzie?
I druga strona – choćby najmniejsze dobro dla „należących”, czyli po prostu naszych.
Jakie choćby najmniejsze dobro jest moim udziałem?
Czy stać mnie na nawet małe gesty, może i mało liczące się, ale jednak gesty miłości?
Jezus nie tylko piętnuje zło, ale przede wszystkim wywyższa i pokazuje dobro, które jest w człowieku. Jakie dobro widzę ja w drugim człowieku – sąsiedzie, współpracowniku, koledze – czyli w osobie, z którą nie jestem związany emocjonalnie, a której „słodzić” to raczej nie byłbym skłonny.
Widzę je?
Potrafię o nim mówić bezinteresownie?
Jezus bardzo konkretnie walczy o wieczność człowieka. Przestrzega. Tu w bardzo mocnych słowach.
Walczy poniekąd z nim samym, bo „lepiej jest dla ciebie…” właśnie czuć czy może nawet cierpieć brak, a w konsekwencji z tego braku nie cierpieć!
Co mnie wiąże z grzechem?
Czy jestem w stanie to związanie odrzucić?
Jezus upomina bardzo konkretnie, bo i niebezpieczeństwo także takie samo.
Czy mogę powiedzieć, że mam w sercu, rozważam i kieruję się Jego słowami i upomnieniami?
Czy biorę je na poważnie?
Bo to właśnie jest Jego miłość – kiedy trzeba „pogłaszcze” po głowie, kiedy trzeba upomni i ustawi do pionu. To jest prawdziwa miłość ojcowska.
Przyjmuję taką miłość?
22 IX – XXV NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mk 9, 30-37
„Jezus i Jego uczniowie przemierzali Galileę, On jednak nie chciał, żeby ktoś o tym wiedział. Pouczał bowiem swoich uczniów i mówił im: «Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi. Ci Go zabiją, lecz zabity, po trzech dniach zmartwychwstanie». Oni jednak nie rozumieli tych słów, a bali się Go pytać.
Tak przyszli do Kafarnaum. Gdy był już w domu, zapytał ich: «O czym to rozprawialiście w drodze?» Lecz oni milczeli, w drodze bowiem posprzeczali się między sobą o to, kto z nich jest największy. On usiadł, przywołał Dwunastu i rzekł do nich: «Jeśli ktoś chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich». Potem wziął dziecko, postawił je przed nimi i objąwszy je ramionami, rzekł do nich: «Kto jedno z tych dzieci przyjmuje w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, nie przyjmuje Mnie, lecz Tego, który Mnie posłał»”.
Jezus wyjaśnia na czym polega być sługą wszystkich i ostatnim ze wszystkich.
Apostołowie kłócą się o to, kto jest pierwszy, czyli najważniejszy.
Ja jestem ochrzczonym chrześcijaninem, czyli jestem Christoforoi = należę do Chrystusa, jestem Chrystusowy. Zadaniem mojego życia jest, w tym powołaniu jakie mi Bóg dał i w tym stanie i miejscu, w którym dał mi żyć i rozwijać się (i jest to dla mnie dobre i w sam raz), naśladować Jezusa, być Jego uczniem, dzieckiem.
Tak więc, czy potrafię dla Niego ryzykować poniżenie, niepopularność, a może i nawet odrzucenie?
Jak się z tym czuję?
Czy, patrząc na konkretne sytuacje z mojego życia i „przechodząc” przez nie w myślach, jestem w stanie wyobrazić sobie i postawić siebie na ostatnim miejscu?
Ostatnie miejsce w rozmowach, dyskusjach, żartach, wymianie zdań i informacji, a może i w kłótniach?
Co lub kto budzi we mnie największy opór i najmocniejszy sprzeciw?
Czy są osoby, z którymi nie chciałbym pracować?
Prace, których nie chciałbym robić, a może i zrzucam na innych?
Czy przyjmuję całego Jezusa? Z tym także?
15 IX – XXIV NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mk 8, 27-35
„Jezus udał się ze swoimi uczniami do wiosek pod Cezareą Filipową. W drodze pytał uczniów: «Za kogo uważają Mnie ludzie?» Oni Mu odpowiedzieli: «Za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za jednego z proroków». On ich zapytał: «A wy za kogo Mnie uważacie?» Odpowiedział Mu Piotr: «Ty jesteś Mesjasz». Wtedy surowo im przykazał, żeby nikomu o Nim nie mówili. I zaczął ich pouczać, że Syn Człowieczy wiele musi wycierpieć, że będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; że zostanie zabity, ale po trzech dniach zmartwychwstanie. A mówił zupełnie otwarcie te słowa. Wtedy Piotr wziął Go na bok i zaczął Go upominać. Lecz On obrócił się i patrząc na swych uczniów, zgromił Piotra słowami: «Zejdź Mi z oczu, szatanie, bo nie myślisz po Bożemu, lecz po ludzku».
Potem przywołał do siebie tłum razem ze swoimi uczniami i rzekł im: «Jeśli ktoś chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je»”.
Pan Jezus zadaje dwa pytania o narastającym środku ciężkości: za kogo uważają Go moi bliscy i ja.
Trudna sprawa – czy jestem w stanie określić, kim jest Jezus dla moich bliskich, ludzi, z którymi dzielę dom, mieszkanie, z którymi spotykam się na uroczystościach rodzinnych?
Jednak to nie tylko o bliskich, ale i pozornie dalekich chodzi, bo nie są co prawda związani ze mną więzami krwi, ale miejsca i przebywania – o ludzi, z którymi pracuję, dzielę pokój w biurze, rozmawiam, dzielę się informacjami, poglądami, plotkami?
W rzeczywistości jednak to jest pytanie głębsze – czy kiedykolwiek rozmawiałem z nimi o Bogu, o wierze, wartościach?
Czy dzielę się z nimi wiarą?
Czy mam odwagę dzielić się wiarą?
Ważne, bo narzuca się przekonanie i idea, że wiara jest prywatna, to nic i nikomu do niej.
Jest osobista, ale nie prywatna, bo powinna wpływać na system wartości, zachowanie i codzienne wybory, w których inni, otaczający mnie ludzie, mogą uczestniczyć, podzielać je lub nie. Bóg, w którego wierzę i któremu wierzę powinien być w nich obecny!
Jest?
Pytanie drugie – kim Jezus jest dla mnie?
Czyli – jaką mamy relację?
Jaka ona jest – bliska/daleka, głęboka/płytka?
W ogóle jest?
Czy jest dla mnie Osobą, czy osobą z loczkami z obrazka wiszącego na ścianie?
Jezus jest stanowczy i pytania także.
Ostatnie słowa są dopełnieniem – jeśli chcę być Chrystusowy i należeć do Niego to zawiera to w sobie wychodzenie ponad lęk, obawy, wstydliwość, że jak zacznę temat religii i Boga to…
To co?
Stracę co/kogo?
Zyskam Tego, który będzie mnie wspierał Swoim Duchem dzieląc się nim!
Zyskam życie! I to wieczne!
„Gra warta świeczki”!
08 IX – XXIII NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mk 7, 31-37
„Znowu opuścił okolice Tyru i przez Sydon przyszedł nad Jezioro Galilejskie, przemierzając posiadłości Dekapolu. Przyprowadzili Mu głuchoniemego i prosili Go, żeby położył na niego rękę. On wziął go na bok, osobno od tłumu, włożył palce w jego uszy i śliną dotknął mu języka; a spojrzawszy w niebo, westchnął i rzekł do niego: «Effatha», to znaczy: Otwórz się! Zaraz otworzyły się jego uszy, więzy języka się rozwiązały i mógł prawidłowo mówić. [Jezus] przykazał im, żeby nikomu nie mówili. Lecz im bardziej przykazywał, tym gorliwiej to rozgłaszali. I pełni zdumienia mówili: «Dobrze uczynił wszystko. Nawet głuchym słuch przywraca i niemym mowę»”.
Jezus przemierza dość duże odległości. Nikt i nic nie jest w stanie Go powstrzymać. Już nie jedni próbowali, knuli spiski, jak Go tu zatrzymać u siebie czy obwołać królem. On natomiast wędruje, aczkolwiek nie ma to nic wspólnego ze swoistym snuciem się bez celu. Tu cel jest bardzo wyraźny – jest nim człowiek.
Jezus jest dla człowieka. Z całą swoją siłą i uwagą.
Jezus jest dla mnie. Z całą swoją siłą i uwagą.
Kompletnie zwrócony twarzą do mnie, a nie plecami.
Jak się czuję z tą prawdą Jego uwagi, zainteresowania i całości osoby dla mnie?
Sytuacja przede wszystkim zdumiewająco piękna w kontekście wspólnoty. Chory nie przychodzi sam. Nie słyszał o Jezusie. Nie słyszał. Być może Go widział i zadawał sobie pytanie, kim jest ten Nowy w mieście, ale zostaje przyprowadzony do Niego przez swoich, którzy proszą w jego imieniu.
Kogo przyprowadziłem do Jezusa w moim sercu?
Kogo przyprowadziłem do Jezusa w mojej modlitwie?
O kim Jezusowi mówię i za kogo proszę?
Czy są w mojej modlitwie także osoby mi trudne?
Czy wiem, kto mnie przyprowadza do Jezusa w swojej modlitwie?
Jezus bierze tego człowieka na bok, będąc z nim w samotności patrzy na jego cierpienie i go dotyka.
Bóg dotyka miejsca, które sprawia ból, i to nie ważne czy jest to swoista rana fizyczna, duchowa, czy psychiczna. Rana jest raną, ból jest bólem, a wynikające z niego zamknięcie jest realne.
Ważne czy daję Mu wziąć mnie na bok, dotknąć mojego bólu, aby mnie otworzył?
Czy daję się Mu otworzyć?
Wystarczyło jedno Jego słowo, które otwiera zamknięte.
I to jest Dobra Nowina dla mnie – Jezus otwiera we mnie te części całości mnie, które są zamknięte.
Jakie moje zamknięcie potrzebuje Jezusowej interwencji?
I ostatnia trudność – jak wspólnota ma mnie przyprowadzić do Jezusa i prosić, aby położył na mnie ręce?
Dokonuje się to podczas każdej Eucharystii kiedy słyszymy: „Módlmy się za Kościół święty, aby…”, czyli za każdą osobę ochrzczoną!
Wierzę w tę moc modlitwy wspólnoty Kościoła?
25 VIII – XXI NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
J 6, 55. 60-69
„Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem”. A spośród Jego uczniów, którzy to usłyszeli, wielu mówiło: «Trudna jest ta mowa. Któż jej może słuchać?» Jezus jednak świadom tego, że uczniowie Jego na to szemrali, rzekł do nich: «To was gorszy? A gdy ujrzycie Syna Człowieczego, jak będzie wstępował tam, gdzie był przedtem? Duch daje życie; ciało na nic się nie przyda. Słowa, które Ja wam powiedziałem, są duchem i są życiem. Lecz pośród was są tacy, którzy nie wierzą». Jezus bowiem na początku wiedział, którzy to są , co nie wierzą, i kto miał Go wydać. Rzekł więc: «Oto dlaczego wam powiedziałem: Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli mu to nie zostało dane przez Ojca». Odtąd wielu uczniów Jego się wycofało i już z Nim nie chodziło. Rzekł więc Jezus do Dwunastu: «Czyż i wy chcecie odejść?» Odpowiedział Mu Szymon Piotr: «Panie, do kogóż pójdziemy? Ty masz słowa życia wiecznego. A myśmy uwierzyli i poznali, że Ty jesteś Świętym Boga»”.
Od kilku niedzieli Kościół podaje nam „Mowę Eucharystyczną”. Słuchamy słów Jezusa i czy czasem nie stajemy po stronie uczniów mówiących, może i ze zrezygnowaniem, o swoich trudnościach w zrozumieniu Jezusa. Są zniecierpliwieni i niezadowoleni.
Zdaje się, że nie pierwszy raz Jezus nie jest rozumiany. Jednak nie tłumaczy. Pozwala im odejść. Nie trzyma uczniów kurczowo przy sobie. Daje im wolność. Już od pierwszej sytuacji w raju, kiedy człowiek otrzymał ten dar, Bóg odczuwa go na sobie.
Wskazuje jednak powód odejścia – brak wiary.
Nie tylko niedowierzanie, ale brak wiary w Jezusa i Jezusowi. Jego osoba i słowa najwyraźniej przerosły ich i to nie była tylko kwestia tych, którzy odeszli, ale także i tych którzy zostali. Uciekający do Emaus mówią „a myśmy się spodziewali…”.
Na które słowa Ewangelii najtrudniej jest mi się zgodzić?
Od jakich słów Jezusa odchodzę, czy je wręcz świadomie swoją uwagą pomijam?
Jezus mówi słowem i czynem. Na jaką Jego mowę nie godzę się czy wręcz buntuję żądając wytłumaczenia?
Jezus nie wymaga ode mnie zrozumienia! On pyta o moją wiarę!
Czy zawierzam Mu to, co przeżywam?
Czy to, co stanowi treść mojej codzienności oddaję Mu wraz z czasem, oczekiwaniem i pragnieniem Jego woli i działania we mnie?
Czy pamiętam swoje największe kryzysy wiary i powołania życiowego?
Co je spowodowało?
Czy z perspektywy czasu widzę działanie Boga, który się nimi zajął, aby w przyszłości prosić „Jezu, Ty się tym zajmij!”?
18 VIII – XX NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
J 6, 51-58
„Jezus powiedział do Żydów: «Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli ktoś spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje Ciało, wydane za życie świata». Sprzeczali się więc między sobą Żydzi, mówiąc: «Jak On może nam dać swoje ciało do jedzenia?» Rzekł do nich Jezus: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli nie będziecie jedli Ciała Syna Człowieczego ani pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie. Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem. Kto spożywa moje Ciało i Krew moją pije, trwa we Mnie, a Ja w nim. Jak Mnie posłał żyjący Ojciec, a Ja żyję przez Ojca, tak i ten, kto Mnie spożywa, będzie żył przeze Mnie. To jest chleb, który z nieba zstąpił – nie jest on taki jak ten, który jedli wasi przodkowie, a poumierali. Kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki»”.
W dzisiejszych słowach Jezus przekonuje o tym, że sam nie dam rady.
Słuchacze jednak, co jest obecne i dziś pomimo upływu dwóch tysięcy lat, zatrzymują się nad tym, czego nie rozumieją i co w związku z tym wydaje im się niedorzeczne.
I tu także Jezus stawia przede mną sprawę jasno – albo Eucharystia albo brak życia, który równa się ze śmiercią wieczną.
Jakie refleksje przychodzą mi na myśl, kiedy widzę jak kapłan podnosi biały chleb, który pomimo słów przeistoczenia fizycznie jest cały czas tym, czym był.
Wierzę, że to już nie jest tylko biała hostia?
Wierzę, że jej spożywanie jest mi niezbędne – co mówi Jezus, a On mówi tylko prawdę i nie wchodzi w ludzkie „a może…”
Jestem na niedzielnej Eucharystii = wierzę w Boga i wierzę Bogu.
Co więcej – aby przyjąć Jego Ciało potrzebuję nawrócenia, w sakramencie pokuty, i to On przez swoją obecność we mnie daje mi nawrócenie.
Narodziłem się z miłości Boga i w miłości Boga, który całe moje życie „walczy” ze mną samym, tkwiącym w słabości i tąpnięciu grzechu pierworodnego, o to bym był szczęśliwy wiecznie, wskazując mi drogę swoim Słowem i dając Siebie, ale czy ja tego chcę? A chcąc tego, co robię w tym kierunku?
Jaka jest moja wiara – odziedziczona czy moja?
11 VIII – XIX NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
J 6, 41-51
„Ale Żydzi szemrali przeciwko Niemu, dlatego że powiedział: «Jam jest chleb, który z nieba zstąpił». I mówili: «Czyż to nie jest Jezus, syn Józefa, którego ojca i matkę my znamy? Jakżeż może On teraz mówić: „Z nieba zstąpiłem”». Jezus rzekł im w odpowiedzi: «Nie szemrajcie między sobą. Nikt nie może przyjść do Mnie, jeżeli go nie pociągnie Ojciec, który Mnie posłał; Ja zaś wskrzeszę go w dniu ostatecznym. Napisane jest u Proroków: Oni wszyscy będą uczniami Boga. Każdy, kto od Ojca usłyszał i nauczył się, przyjdzie do Mnie. Nie znaczy to, aby ktokolwiek widział Ojca; jedynie Ten, który jest od Boga, widział Ojca. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto wierzy, ma życie wieczne. Jam jest chleb życia. Ojcowie wasi jedli mannę na pustyni i pomarli. To jest chleb, który z nieba zstępuje: kto go spożywa, nie umrze. Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życie świata»”.
Najprostsza pokusa, aby zablokować w sobie dostęp do refleksji i prawdy to jest słowo: „ale…”. Tak zrobili ci zastanawiający się, że przecież ten Jezus to syn Józefa, więc jeden z nas, więc cóż takiego może powiedzieć?
Jezus jest dla nich trudny, bo nie mieści się w ich schematach. Widzi ich wspólne szemranie.
Stworzyli wspólnotę szemrania. On jednak ich nie oskarża, ale uświadamia, że bez pomocy Ojca, nawet oni, znający Pisma „na wylot”, a więc wręcz uprzywilejowani w tym, aby Go rozpoznać, nie są w stanie przyjąć Go takim, jaki się objawia.
Jezus wie wszystko, co dzieje się w moim sercu. Zna wszystkie jego odruchy, szybsze bicie, radości i trwogi. Zna moją miłość i wiarę, a także szemrania, wątpliwości i rutynę w przeżywaniu Eucharystii.
Wie jakie środowisko tworzę wokół siebie i czym karmię serce.
Jaki w nim panuje klimat?
Wiary czy podważania zaufania do Boga, do Jezusa, do Kościoła?
Nieraz w naszych środowiskach powstają grupy kontestujące, mniej lub bardziej formalne.
Wokół czego lub kogo skupiam moje myśli?
Na czym, na kim buduję moje poczucie sprawiedliwości?
Co więcej, Jezus uświadamia słuchającym Go, choć i tak zna nastawienie ich serc (nam być może wyrwałoby się „nie warto!”), że w Nim jest życie wieczne!
Każdego dnia mogę prosić Ojca, aby przyciągał mnie do Jezusa. Każdego dnia Ojciec chce mówić mi o swoim Synu!
Chcę słuchać?
04 VIII – XVIII NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
J 6, 24-35
„ A kiedy ludzie z tłumu zauważyli, że nie ma tam Jezusa, a także Jego uczniów, wsiedli do łodzi, przybyli do Kafarnaum i tam szukali Jezusa. Gdy zaś odnaleźli Go na przeciwległym brzegu, rzekli do Niego: «Rabbi, kiedy tu przybyłeś?» W odpowiedzi rzekł im Jezus: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Szukacie Mnie nie dlatego, żeście widzieli znaki, ale dlatego, żeście jedli chleb do sytości. Troszczcie się nie o ten pokarm, który ginie, ale o ten, który trwa na wieki, a który da wam Syn Człowieczy; Jego to bowiem pieczęcią swą naznaczył Bóg Ojciec». Oni zaś rzekli do Niego: «Cóż mamy czynić, abyśmy wykonywali dzieła Boże?» Jezus odpowiadając rzekł do nich: «Na tym polega dzieło [zamierzone przez] Boga, abyście uwierzyli w Tego, którego On posłał». Rzekli do Niego: «Jakiego więc dokonasz znaku, abyśmy go widzieli i Tobie uwierzyli? Cóż zdziałasz? Ojcowie nasi jedli mannę na pustyni, jak napisano: Dał im do jedzenia chleb z nieba» . Rzekł do nich Jezus: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Nie Mojżesz dał wam chleb z nieba, ale dopiero Ojciec mój da wam prawdziwy chleb z nieba. Albowiem chlebem Bożym jest Ten, który z nieba zstępuje i życie daje światu» Rzekli więc do Niego: «Panie, dawaj nam zawsze tego chleba!» Odpowiedział im Jezus: «Jam jest chleb życia. Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął; a kto we Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie.”
Ludzie szukają Jezusa, który daje się odnaleźć. On dobrze wie, dlaczego Go szukają i bynajmniej nie jest to „ktoś”, ale „coś”.
Jezus zaspokoił najbardziej podstawową potrzebę człowieka, nakarmił ich do syta, są więc pod wrażeniem Jego mocy.
On jednak ujawnia im ich rzeczywiste potrzeby, nakierowując jednocześnie na to, co jest najważniejsze. Nie odrzuca ich, ale pokazuje prawdę. Warto więc uświadomić sobie, jakie są potrzeby mojego życia.
Do czego jest przywiązane moje serce, myśli, starania i codzienne zabieganie?
Na którym miejscu, w tej liście potrzeb, jest Jezus?
W dalszej rozmowie pokazuje im prawdę, niekiedy może i mało braną pod uwagę, że najważniejszym chlebem jest ON w Eucharystii!
Czy o Niego zabiegam?
Czy uczestnicząc w Eucharystii jestem w stanie łaski uświecającej, czy może jest mi wszystko jedno, spełniając „chrześcijański obowiązek”?
Czy Eucharystia jest dla mnie spotkaniem, w którym Jezus prosi Ojca za mnie, czy odstanym przyzwyczajeniem?
Czy zależy mi na pełnym uczestnictwie przez przyjęcie do siebie Boga?
Czy może jest to dla mnie „opłatek” z małą ilością treści?
Czy wierzę, że pod postacią tego białego kruchego chleba jest obecny Żywy Bóg, który mnie kocha nad życie i chce wypełniać moje serce i życie, tak bardzo i dogłębnie, abym nie biegał za tym co ulotne?
Czy jest to możliwe?
Tak, bo On chce o mnie dbać!
Ale czy ja chcę dać się zadbać?
28 VII – XVII NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
J 6, 1-15
„Potem Jezus udał się za Jezioro Galilejskie, czyli Tyberiadzkie. Szedł za Nim wielki tłum, bo widziano znaki, jakie czynił na tych, którzy chorowali. Jezus wszedł na wzgórze i usiadł tam ze swoimi uczniami. A zbliżało się święto żydowskie, Pascha. Kiedy więc Jezus podniósł oczy i ujrzał, że liczne tłumy schodzą do Niego, rzekł do Filipa: «Skąd kupimy chleba, aby oni się posilili?» A mówił to wystawiając go na próbę. Wiedział bowiem, co miał czynić. Odpowiedział Mu Filip: «Za dwieście denarów nie wystarczy chleba, aby każdy z nich mógł choć trochę otrzymać». Jeden z uczniów Jego, Andrzej, brat Szymona Piotra, rzekł do Niego: «Jest tu jeden chłopiec, który ma pięć chlebów jęczmiennych i dwie ryby, lecz cóż to jest dla tak wielu?» Jezus zatem rzekł: «Każcie ludziom usiąść!» A w miejscu tym było wiele trawy. Usiedli więc mężczyźni, a liczba ich dochodziła do pięciu tysięcy. Jezus więc wziął chleby i odmówiwszy dziękczynienie, rozdał siedzącym; podobnie uczynił z rybami, rozdając tyle, ile kto chciał. A gdy się nasycili, rzekł do uczniów: «Zbierzcie pozostałe ułomki, aby nic nie zginęło». Zebrali więc, i ułomkami z pięciu chlebów jęczmiennych, które zostały po spożywających, napełnili dwanaście koszów. A kiedy ci ludzie spostrzegli, jaki cud uczynił Jezus, mówili: «Ten prawdziwie jest prorokiem, który miał przyjść na świat». Gdy więc Jezus poznał, że mieli przyjść i porwać Go, aby Go obwołać królem, sam usunął się znów na górę”.
Zaczyna się trochę „leniwie”. Jezus jest na górze, siedzi tam ze swoimi uczniami skupiony na nich.
W końcu podnosi oczy i … zaczyna się.
Spojrzenie troski. Jak ich nakarmić? Na pewno są głodni!
Pytania i odpowiedzi wskazujące, że ludzkie możliwości są zerowe. Informacje potwierdzone z kilku ust. A jak człowiek nie może – to Bóg działa i to natychmiast.
Czy w moim życiu zadział się taki cud Bożej interwencji?
Czy przypominam sobie działanie Jezusa kiedy „po ludzku” nie było szans i możliwości?
Czego dotyczyło?
Ewangelista Jan opisuje spektakularny cud, w którym uczestniczy więcej niż pięć tysięcy ludzi.
Dość ubogie środki – dwieście denarów, pięć chlebów i dwie rybki – które dla nas są problemem, a mimo to ten tłum został nakarmiony. Czy wszyscy mieli świadomość tego w czym uczestniczą?
Czy uczniowie mieli tego świadomość?
Przecież mogli logicznie wnioskować, że ten który wskrzesza umarłych i oczyszcza trędowatych może poradzić sobie z głodem ludzkim!
Ale czy tylko o taki głód fizyczny chodziło?
Przecież przez to rozmnożenie chleba, które jest zapowiedzią Eucharystii, Jezus chce zająć się każdym głodem mojego serca!
Czy chcę, aby Jezus zaspokoił moje głody?
Czy mam świadomość, czego głodne jest moje serce?
Wydaje się, że w relacji z Jezusem chodzi właśnie o świadomość, bo nic innego człowiek nie może Bogu dać.
Cóż mogę ofiarować, gdy proszę?
Jezus przyjmuje każde niewiele lub wręcz NIC (bo ta ilość, którą mieli uczniowie jest dla takiej ilości osób naprawdę niczym), które może dać człowiek i z tego uczynić wszystko.
To jak „wkład własny” pragnienia i zaangażowania.
Z czym idę do Jezusa?
Czy w ogóle idę do Jezusa?
Zwracać się do Niego znaczy wierzyć, że On może zaradzić, ufać, że On chce zaradzić i zdać się na Jego miłość co do sposobu działania.
Mało, a jednak dużo.
Gdyby uczniowie postawili na swoim, marnie by się to skończyło.
21 VII – XVI NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mk 6, 30-34
„Wtedy Apostołowie zebrali się u Jezusa i opowiedzieli Mu wszystko, co zdziałali i czego nauczali. A On rzekł do nich: «Pójdźcie wy sami osobno na miejsce pustynne i wypocznijcie nieco!». Tak wielu bowiem przychodziło i odchodziło, że nawet na posiłek nie mieli czasu. Odpłynęli więc łodzią na miejsce pustynne, osobno. Lecz widziano ich odpływających. Wielu zauważyło to i zbiegli się tam pieszo ze wszystkich miast, a nawet ich uprzedzili. Gdy Jezus wysiadł, ujrzał wielki tłum. Zlitował się nad nimi, byli bowiem jak owce nie mające pasterza. I zaczął ich nauczać”.
Apostołowie wracają po tym, jak Jezus rozesłał ich na głoszenie Królestwa Bożego i idą do Niego opowiedzieć o wszystkim. Dzielą się przeżyciami.
Można sobie wyobrazić tych Dwunastu wokół Jezusa opowiadających z entuzjazmem to, co stało się przez ich ręce i słowa.
Z kim dzielę się tym co przeżywam?
Czy są we mnie strefy i miejsca, które w modlitwie jeszcze przemilczam?
Boję się? Czego?
Czego się obawiam?
Straty?
W tzw. „międzyczasie” Jezus przeżywał śmierć Jana Chrzciciela, więc i dla Niego był to okres ważny.
Jezus pyta mnie więc o moje straty – jak je przeżywam?
Gdzie szukam ukojenia?
Jest tak dużo pracy, że nawet na posiłek nie mają czasu, a mimo wszystko Jezus zachęca do odpoczynku, samotności i odosobnienia.
Jak ja przeżywam czas samotności i odpoczynku?
Jest to dla mnie sposobność relaksu czy lęku wobec natłoku myśli i wynikających z nich trudnych uczuć?
Czy Jezus o tym wie ode mnie?
Sytuacja jednak się zmienia, a w tej zmiennej rzeczywistości objawia się poziom Jego miłości. Nie jest przywiązany do planu. Odpowiada na to, co daje Ojciec.
Tak naprawdę każdy dzień jest dla mnie uczestnictwem i współpracą z Ojcem. Mogę ją podjąć, albo w lęku o siebie ukryć się nie dając Bogu szansy na kolejne zadbanie o mnie.
Jezus jest cały czas skierowany ku Ojcu i człowiekowi. Widzi tłum i odpowiada na jego wiarę. Tłum widzi Jego zwróconą ku nim twarz.
Kto i kiedy widzi moją twarz, a kto i kiedy widzi moje plecy?
14 VII – XV NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mk 6, 7-13
„Następnie przywołał do siebie Dwunastu i zaczął rozsyłać ich po dwóch. Dał im też władzę nad duchami nieczystymi i przykazał im, żeby nic z sobą nie brali na drogę prócz laski: ani chleba, ani torby, ani pieniędzy w trzosie. «Ale idźcie obuci w sandały i nie wdziewajcie dwóch sukien!» I mówił do nich: «Gdy do jakiego domu wejdziecie, zostańcie tam, aż stamtąd wyjdziecie. Jeśli w jakim miejscu was nie przyjmą i nie będą słuchać, wychodząc stamtąd strząśnijcie proch z nóg waszych na świadectwo dla nich!» Oni więc wyszli i wzywali do nawrócenia. Wyrzucali też wiele złych duchów oraz wielu chorych namaszczali olejem i uzdrawiali”.
Zastawiające jest, czy Dwunastu, których Jezus posyła, czują się gotowi?
Raczej nie. I tak jest, aby wiedzieli, kto tu rzeczywiście działa!
Żyją pod ciepłą kołderką opieki Jezusa. Obserwują. Uczestniczą w cudownych wydarzeniach. Na ich oczach opętani już opętanymi nie są, paralitycy chodzą, kobieta cierpiąca na krwotok jest już zdrowa, a córka Jaira chodzi i cieszy się pełnią życia.
Teraz Jezus zadaje im „sprawdzian” z tego, co przyswoili, z prawdy, którą do serca przyjęli, z miłości, którą żyją i z zaufania Temu, który posyła, a który „nie ma gdzie głowy oprzeć”.
Wysyła ich z bardzo konkretną władzą. Zna ich. Nikt nie jest Mu obcy. Daje im takie możliwości, o których nawet im się nie śniło, a o których wiedzą, że nie są ich i dla nich, ale na „eksport”. Dokładnie mówi, na czym ma polegać ich misja i działanie! Nie zostawia nawet cienia wątpliwości dla rozwoju pychy – dar otrzymali i mają go dawać dalej.
I to wszystko dzieje się dziś i bardzo konkretnie, bo inaczej nie można określić sakramentów, w których na co dzień uczestniczymy.
Tylko tu jeszcze rozchodzi się o problem wiary i to z obydwu stron – wiary dawcy i wiary biorcy. Dawca daje mocą Chrystusa i biorca bierze z mocy Chrystusa.
Ale czy jedni i drudzy zdają sobie sprawę i wierzą w dar i moc działającą?
Wierzysz w to, o czym słyszysz, że dzieje się w sakramencie Eucharystii ” …ciało Moje ….krew Moja …”?
Wierzysz w to, o czym słyszysz w sakramencie pokuty ” … odpuszczają ci się twoje grzechy …”?
Wiara musi być z obydwu stron – „Panie przymnóż mi wiary i kapłanowi też, aby korzystał z daru, który otrzymał. Amen”
I niech to będzie nasza modlitwa.
07 VII – XIV NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mk 6, 1-6
„Wyszedł stamtąd i przyszedł do swego rodzinnego miasta. A towarzyszyli Mu Jego uczniowie. Gdy nadszedł szabat, zaczął nauczać w synagodze; a wielu, przysłuchując się, pytało ze zdziwieniem: «Skąd On to ma? I co za mądrość, która Mu jest dana? I takie cuda dzieją się przez Jego ręce! Czy nie jest to cieśla, syn Maryi, a brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czyż nie żyją tu u nas także Jego siostry?» I powątpiewali o Nim. A Jezus mówił im: «Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu może być prorok tak lekceważony». I nie mógł tam zdziałać żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich. Dziwił się też ich niedowiarstwu. Potem obchodził okoliczne wsie i nauczał”.
Najprostsza pokusa, aby zablokować w sobie dostęp do refleksji i prawdy to jest słowo: „ale …”. Tak zrobili ci zastanawiający się, że przecież ten Jezus to syn Józefa, więc jeden z nas, więc cóż takiego może powiedzieć?
Jest w nich początkowe pragnienie prawdy, bo przysłuchują się Mu, nie odrzucają od razu z racji na Jego pochodzenie, normalność wykonywanego zawodu i codzienność relacji rodzinnych. Słuchają i podziwiają cuda.
Jednak to nie wystarcza.
Nie mogli znieść, że Bóg chce przebywać pośród nas, że przez Wcielenie stał się jednym z nas przychodząc do „swoich” (prolog Jana), którzy chcą przyjąć tylko jedną „stronę” Mesjasza, im wygodną.
Jaką „stronę” Jezusa ja przyjmuję?
Jaką odrzucam?
Co w Jego nauczaniu nie pasuje moim poglądom tak, że jestem skłonny zbagatelizować Go i odrzucić Jego miłość?
Wobec jakich słów Jezusa, które pamiętam, odczuwam w sercu to „ale”?
Czy rozmawiałem o tym z Nim?
Czy prosiłem o światło zrozumienia i przyjęcia?
Czy ta swoista walka, która być może dzieje się w moim sercu, toczy się w obecności Jezusa, czy bez Niego?
A co najważniejsze w tym – czy wiem, że Jezus jest w tym zmaganiu serca moim sprzymierzeńcem?
Jezus wie, że prorokiem być u swoich to po ludzku przegrana sprawa, bo wygrywa to, co ludzkie i słabe w nas. Łatwiej od razu odrzucić proroka i prawdę, bo on w końcu nie jest lepszy ode mnie, zamiast przyjąć to, co mówi do serca ku nawróceniu.
Jezus wybiera narzędzia, którymi się posługuje, więc moim prorokiem, czyli osobą pokazującą mi prawdę o mnie może być … każdy! Nie idealny przyjaciel. Wymagający współmałżonek. Często obrażające się dziecko. Nie idealny kapłan. Często złoszczący się rodzic.
Problem tylko leży w tym, na czym skupię uwagę – na prawdzie ku nawróceniu serca, czy na słabości proroka?
Jaką prawdę odrzuciłem tylko dlatego, że nie pasował mi głoszący?
30 VI – XIII NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mk 5, 21-43
„Gdy Jezus przeprawił się z powrotem łodzią na drugi brzeg, zebrał się wielki tłum wokół Niego, a On był jeszcze nad jeziorem. Wtedy przyszedł jeden z przełożonych synagogi, imieniem Jair. Gdy Go ujrzał, upadł Mu do nóg i prosił usilnie: «Moja córeczka dogorywa, przyjdź i połóż na nią ręce, aby ocalała i żyła». Poszedł więc z nim, a wielki tłum szedł za Nim i zewsząd na Niego napierał. A pewna kobieta od dwunastu lat cierpiała na upływ krwi. Wiele wycierpiała od różnych lekarzy i całe swe mienie wydała, a nic jej nie pomogło, lecz miała się jeszcze gorzej. Posłyszała o Jezusie, więc weszła z tyłu między tłum i dotknęła się Jego płaszcza. Mówiła bowiem: «Żebym choć dotknęła Jego płaszcza, a będę zdrowa». Zaraz też ustał jej krwotok i poczuła w swym ciele, że jest uleczona z dolegliwości. A Jezus natychmiast uświadomił sobie, że moc wyszła od Niego. Obrócił się w tłumie i zapytał: «Kto dotknął mojego płaszcza?» Odpowiedzieli Mu uczniowie: «Widzisz, że tłum zewsząd Cię ściska, a pytasz: Kto Mnie dotknął». On jednak rozglądał się, by ujrzeć tę, która to uczyniła. Wtedy kobieta podeszła zalękniona i drżąca, gdyż wiedziała, co się z nią stało, padła przed Nim i wyznała Mu całą prawdę. On zaś rzekł do niej: «Córko, twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju i bądź wolna od swej dolegliwości». Gdy On jeszcze mówił, przyszli ludzie od przełożonego synagogi i donieśli: «Twoja córka umarła, czemu jeszcze trudzisz Nauczyciela?» Lecz Jezus, słysząc, co mówiono, rzekł do przełożonego synagogi: «Nie bój się, wierz tylko!» I nie pozwolił nikomu iść z sobą z wyjątkiem Piotra, Jakuba i Jana, brata Jakubowego. Tak przyszli do domu przełożonego synagogi. Widząc zamieszanie, płaczących i głośno zawodzących, wszedł i rzekł do nich: «Czemu podnosicie wrzawę i płaczecie? Dziecko nie umarło, tylko śpi». I wyśmiewali Go. Lecz On odsunął wszystkich, wziął z sobą tylko ojca i matkę dziecka oraz tych, którzy z Nim byli, i wszedł tam, gdzie dziecko leżało. Ująwszy dziewczynkę za rękę, rzekł do niej: «Talitha kum», to znaczy: «Dziewczynko, mówię ci, wstań!» Dziewczynka natychmiast wstała i chodziła, miała bowiem dwanaście lat. I osłupieli wprost ze zdumienia. Przykazał im też z naciskiem, żeby nikt o tym się nie dowiedział, i polecił, aby jej dano jeść”.
Ewangelista Marek zestawia ze sobą dwa sposoby zachowania się i widzenia rzeczywistości: Jezus – tłum.
Jezus otoczony przez tłum, czyli dużą liczbę osób ustawionych gęsto wokół Niego. Trudno jest przebić się przez taki mur szczególnie osobie wzbudzającej zainteresowanie. On jednak ten tłum zostawia. Są to osoby zainteresowane Jezusem, z pytaniami w głowach, domysłami, co do Jego osoby, pragnieniami, a i może zwykłą ludzką ciekawością podsycaną dochodzącymi o Jezusie informacjami. Chcą słuchać Jezusa, dotknąć Go.
Tu niejako sam Jezus zadaje mi pytanie, czy jestem w tym tłumie?
Czy On mnie interesuje?
Czy zależy mi na Jezusie?
Czy chcę Go słuchać?
On natomiast ich zostawia. Nie boi się ich zostawić. Nie boi się ich reakcji. Od razu skupia się na osobie potrzebującej. Dla ratowania jednego człowieka zostawia tłum. Kocha tak bardzo osobiście, że każdy jest dla Niego najważniejszy.
Czy jestem w stanie zostawić ludzi, którzy mnie otaczają dla Jezusa?
Czy spotkanie z Jezusem w Eucharystii jest dla mnie priorytetem, wobec którego inne rzeczywistości mogą i muszą poczekać?
Na którym miejscu jest Jezus?
Tłum widzi i nie widzi. Nawet uczniowie.
Widzą tylko to, co jest na zewnątrz – kobietę, która idzie, a może nawet resztkami sił wlecze się za Jezusem. Może Go i dotknęła, ale w ich uchwyceniu rzeczywistości czy ten dotyk różnił się czymś od innych dotyków, bo przecież tłum naciskał? Nie.
Czy nie widzieli już przynajmniej kilka razy osoby zmarłej, by wyśmiać stwierdzenie, że śpi? Widzieli.
A jednak nie widzą tego, co jest istotą – wiary, która daje cierpiącym determinację serca, bo któż jest bardziej wyczulony na wszelkie nawet najmniejsze zmiany niż osoba potrzebująca i prosząca?
Jak ja proszę?
ps. Jezus jest MIŁOŚCIĄ i ma do nas cierpliwość, bo najprawdopodobniej u nas taka sytuacja skończyłaby się obrazą – w końcu uczniowie Go zbesztali, a płaczący wyśmiali.
23 VI – XII NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mk 4, 35-41
„Owego dnia, gdy zapadł wieczór, Jezus rzekł do swoich uczniów: «Przeprawmy się na drugą stronę». Zostawili więc tłum, a Jego zabrali, tak jak był w łodzi. Także inne łodzie płynęły z Nim. A nagle zerwał się gwałtowny wicher. Fale biły w łódź, tak że łódź już się napełniała wodą. On zaś spał w tyle łodzi na wezgłowiu. Zbudzili Go i powiedzieli do Niego: «Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?» On, powstawszy, zgromił wicher i rzekł do jeziora: «Milcz, ucisz się!» Wicher się uspokoił i nastała głęboka cisza. Wtedy rzekł do nich: «Czemu tak bojaźliwi jesteście? Jakże brak wam wiary!» Oni zlękli się bardzo i mówili między sobą: «Kim On jest właściwie, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne?»”
Zostawiają tłum. Jezus chce przeprawić się na drugi brzeg. Szuka miejsca i czasu odosobnienia ze mną, a czy mnie zależy, czy chcę odosobnienia z Nim?
Czy zabieram Jezusa do łodzi mojej codzienności?
Czy chcę, aby był On ze mną?
Można by pokusić się o twierdzenie, że jak jest się z Jezusem, to nic nie będzie niebezpiecznego się dziać. A sytuacja wyraźnie wskazuje na błąd tegoż przekonania. Jezus jest w łodzi. Co prawda śpi, ale jest. A tu gwałtowny i niespodziewany wicher, fale bijące i napełniająca się wodą łódź. Nic gorszego.
Bycie z Jezusem nie oznacza, że trudności i porażki będą dotykać innych, ale nie mnie.
Jezus w łodzi życia oznacza, że On się tym zajmie!
Oznacza, że On chce zająć się i uciszyć mój wewnętrzny chaos, burzę myśli, oskarżeń, pretensji wynikających z nadrzędności mojego sposobu myślenia „…nic Cię to nie obchodzi…?”
Tu powstaje niepewność – jak?
Jak On się zajmie?
Co we mnie zwycięży – wiara czy lęk?
Wiara rodząca zaufanie, bo przecież uczniowie zdążyli już co nieco napatrzeć się na Jezusa i Jego uzdrawiającą miłość i Bożą moc.
Czy lęk o swoje, w którym Boga oskarża się o ignorancję!
„Jezu! Ty się tym zajmij!” (ks. Dolindo Ruotolo)
16 VI – XI NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mk 4, 26-34
„Jezus mówił do tłumów: «Z królestwem Bożym dzieje się tak, jak gdyby ktoś nasienie wrzucił w ziemię. Czy śpi, czy czuwa, we dnie i w nocy, nasienie kiełkuje i rośnie, sam nie wie jak. Ziemia sama z siebie wydaje plon, najpierw źdźbło, potem kłos, a potem pełne ziarno w kłosie. Gdy zaś plon dojrzeje, zaraz zapuszcza sierp, bo pora już na żniwo». Mówił jeszcze: «Z czym porównamy królestwo Boże lub w jakiej przypowieści je przedstawimy? Jest ono jak ziarnko gorczycy; gdy się je wsiewa w ziemię, jest najmniejsze ze wszystkich nasion na ziemi. Lecz wsiane, wyrasta i staje się większe od innych jarzyn; wypuszcza wielkie gałęzie, tak że ptaki podniebne gnieżdżą się w jego cieniu». W wielu takich przypowieściach głosił im naukę, o ile mogli ją rozumieć. A bez przypowieści nie przemawiał do nich. Osobno zaś objaśniał wszystko swoim uczniom”.
Jezus przybliża prawdę o potędze swego działania. Dwa podobieństwa, aby ukazać choć w minimalnym stopniu rzeczywistość królestwa Bożego. Za każdym razem jest pokazana prawda o tym, że ma ono tendencję do wzrostu i rozprzestrzeniania się, co jest ode mnie całkowicie niezależne. Rośnie z i pomimo braku zaangażowania z mojej strony.
Wiem jak żyję. Wiem, co myślę i mówię. Wiem w jakie relacje wchodzę.
Ale czy to wszystko jest naznaczone królowaniem Bożym?
Czy Bóg jest obecny w mojej codzienności? Czy może jest to niedzielny towarzysz odpoczynku?
Czy moje życie, myśli, słowa, relacje są naznaczone Bożą obecnością, a przez to Bożym królowaniem?
Czy Bóg jest w nich obecny? Czy przed Nim nie wstydzę się ich?
A może wręcz odwrotnie – boję się wejść z Nim w „układ“, bo będę musiał za dużo „stracić“?
Nawet jeśli Jezus w przypowieści głośno mówi, że królestwo Boże jest rzeczywistością rozwojową i dobrą, to rzeczywiście może ono wiązać się ze stratą tego, co jest mu przeciwne, a do czego mogę być, świadomie lub nie, przywiązany.
Tak więc jakie jest tu moje zadanie?
Trudne i zarazem proste.
Trudne, bo wymaga decyzji, aby działał Bóg, oddania mu swojego życia, relacji, codzienności, aby Jego królowanie urzeczywistniało się w nim, a zarazem proste – bo modlitwa „Jezu, Ty się tym zajmij!” jest krótka i prosta.
09 VI – X NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mk 3, 20-35
„Jezus przyszedł z uczniami swoimi do domu, a tłum znów się zbierał, tak że nawet posilić się nie mogli. Gdy to posłyszeli Jego bliscy, wybrali się, żeby Go powstrzymać. Mówiono bowiem: «Odszedł od zmysłów». A uczeni w Piśmie, którzy przyszli z Jerozolimy, mówili: «Ma Belzebuba i mocą władcy złych duchów wyrzuca złe duchy». Wtedy przywołał ich do siebie i mówił im w przypowieściach: «Jak może Szatan wyrzucać Szatana? Jeśli jakieś królestwo jest wewnętrznie skłócone, takie królestwo nie może się ostać. I jeśli dom wewnętrznie jest skłócony, to taki dom nie będzie mógł się ostać. Jeśli więc Szatan powstał przeciw sobie i jest z sobą skłócony, to nie może się ostać, lecz koniec z nim. Nikt nie może wejść do domu mocarza i sprzęt mu zagrabić, jeśli mocarza wpierw nie zwiąże, i dopiero wtedy dom jego ograbi. Zaprawdę, powiadam wam: Wszystkie grzechy i bluźnierstwa, których by się ludzie dopuścili, będą im odpuszczone. Kto by jednak zbluźnił przeciw Duchowi Świętemu, nigdy nie otrzyma odpuszczenia, lecz winien jest grzechu wiecznego». Mówili bowiem: «Ma ducha nieczystego». Tymczasem nadeszła Jego Matka i bracia i stojąc na dworze, posłali po Niego, aby Go przywołać. A tłum ludzi siedział wokół Niego, gdy Mu powiedzieli: «Oto Twoja Matka i bracia na dworze szukają Ciebie». Odpowiedział im: «Któż jest moją matką i którzy są moimi braćmi?» I spoglądając na siedzących dokoła Niego, rzekł: «Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Bożą, ten jest Mi bratem, siostrą i matką»”.
Tu padają chyba najgorsze i najboleśniejsze słowa, które słyszy Jezus w trakcie nauczania.
Jezus poświęca się cały dla człowieka, a tu jeszcze nie jest tego apogeum, które będzie w męce, i doświadcza niezrozumienia nawet od najbliższych.
Jest działaczem i do tego sławnym. Nie mają czasu na posiłek, dzieje się dużo.
Jakie wobec takiego przebiegu sytuacji jest moje serce?
Czy nie ma obok mnie, czy w moim otoczeniu działacza, który jest dla mnie wyrzutem sumienia, bo on jest zapalony dobrem, a mnie się nie chce?
Czy wobec takiej sytuacji nie „łatwiej” przychodzi mi oskarżenie zamiast współdziałania?
Na kogo patrzę zazdrosnym okiem?
Co we mnie porusza?
Jaki wyrzut sumienia?
Ci jestem w stanie zrobić, powiedzieć, aby udaremnić dobro, spłaszczyć je, odrzucić?
Jezusa oskarżyli o to, że współpracuje z Szatanem – On, który jest Miłością współpracuje z Nienawiścią? Chyba już o nic gorszego nie mogli Go oskarżyć. Twierdzą, że powodem Jego czynów jest nie miłość, ale nienawiść. Jezus jest cierpliwy w wykazywaniu prawdy i stanowczy w miłości. On tłumaczy. Nie zbywa jednym słowem, ale pokazuje cierpliwie błąd rozumowania.
I jeszcze prawie ostatnie słowa – wszystko czego się dopuszczę przeciw Niemu będzie odpuszczone. Ile razy zwrócę się do Niego żałując – On odpuści.
Miłość w najczystszym wydaniu!
Jedyne czego nie może, to sprzeciwić się mojej wolności, a więc i odpuścić tego, czego nie będę chcieć, aby było przebaczone sprzeciwiając się natchnieniom Ducha Świętego.
Jakie uczucia wypełniają moje serce?
Czy oddałem, czy chcę oddać te uczucia Jezusowi?
02 VI – IX NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mk 2, 23 – 3, 6
„Pewnego razu, gdy Jezus przechodził w szabat pośród zbóż, uczniowie Jego zaczęli po drodze zrywać kłosy. Na to faryzeusze mówili do Niego: «Patrz, czemu oni czynią w szabat to, czego nie wolno?» On im odpowiedział: «Czy nigdy nie czytaliście, co uczynił Dawid, kiedy znalazł się w potrzebie i poczuł głód, on i jego towarzysze? Jak wszedł do domu Bożego za Abiatara, najwyższego kapłana, i jadł chleby pokładne, które tylko kapłanom jeść wolno; i dał również swoim towarzyszom». I dodał: «To szabat został ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu. Zatem Syn Człowieczy jest Panem także szabatu». Wszedł znowu do synagogi. Był tam człowiek, który miał uschniętą rękę. A śledzili Go, czy uzdrowi go w szabat, żeby Go oskarżyć. On zaś rzekł do człowieka z uschłą ręką: «Podnieś się na środek!» A do nich powiedział: «Co wolno w szabat: uczynić coś dobrego, czy coś złego? Życie uratować czy zabić?» Lecz oni milczeli. Wtedy spojrzawszy na nich dokoła z gniewem, zasmucony z powodu zatwardziałości ich serc, rzekł do człowieka: «Wyciągnij rękę!» Wyciągnął, i ręka jego stała się znów zdrowa. A faryzeusze wyszli i ze zwolennikami Heroda zaraz się naradzali przeciwko Niemu, w jaki sposób Go zgładzić”.
Jak zawsze dwie strony akcji – Jezus i faryzeusze, którzy nie wiadomo jak, ale wyrastają przy Nim jak „spod ziemi”. Z drugiej strony pokazuje to, jakiego przysłowiowego nerwa mieli na Niego, skoro śledzą Go z taką uwagą i pieczołowitością. Przy tym patrzą Mu na ręce, co zrobi, co powie, jak się zachowa, a cel mieli jeden.
Na kogo ja patrzę i jakim wzrokiem – pokoju, czy zawiści?
Ale też czy sam nie upominam innych z poczucia swojej sprawiedliwości, wiedząc tak naprawdę, że o nią w ogóle nie chodzi?
Co jest powodem mojego upominania – miłość czy zazdrość o dobro?
Jezus pomimo to, a może właśnie dlatego, że poniekąd może „liczyć” na obecność przedstawicieli stronnictwa, robi swoje, i to z zapałem, aby im pokazać miłość i Swoją odrębność.
Czy wobec osób, które mnie obserwują i wręcz czekają na moją pomyłkę mam siłę być sobą?
Czy mam siłę działać dobro pomimo przeciwieństw?
Jezus natomiast patrzy i widzi potrzeby uczniów i człowieka w tłumie.
Broni uczniów, z wyrozumiałością i miłością, a przez to i ważności każdego człowieka nad suchą i bezwzględną literą prawa i faryzeuszów egzekwujących go i uzdrawia wtedy, kiedy człowiek tego potrzebuje. Widzi potrzeby i odpowiada na nie.
Przypomina, że serce religii jest w sercu, w miłości.
Jest w synagodze, miejscu kultu Boga. Jeśli w miejscu zbudowanym dla doświadczania miłości Boga i z miłości do Boga, brakuje miłości do człowieka, to przestaje być Jego świątynią.
Jestem świątynią Ducha Świętego, a przez to i Boga samego, jeśli brakuje miłości czyją świątynią jestem?
Do kogo należy moje serce?
26 V – UROCZYSTOŚĆ TRÓJCY PRZENAJŚWIĘTSZEJ
EWANGELIA
Mt 28, 16-20
„Jedenastu uczniów udało się do Galilei, na górę, tam gdzie Jezus im polecił. A gdy Go ujrzeli, oddali Mu pokłon. Niektórzy jednak wątpili. Wtedy Jezus podszedł do nich i przemówił tymi słowami: «Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi. Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata»”.
Przedziwne spotkanie. Po czterdziestu dniach kiedy Jezus ukazywał się po zmartwychwstaniu, kiedy doświadczali Go, ale w sposób tak inny niż przed śmiercią, oni wątpią.
Składali Jego ciało do grobu i szukali, kiedy kobiety opowiadały rzeczy niedorzeczne o zmartwychwstaniu. Potem tyle razy ukazywał się im kiedy chciał i jak chciał, więc był im w pewien sposób nieuchwytny, a jednocześnie bliski, bo Go odzyskali, a oni dalej mają wątpliwości.
Pomimo tego Jezus nie wyrzuca im braku wiary, ale przechodzi ponad tym.
Dopuszcza to, że człowiek nawet po długotrwałym doświadczeniu zmieniającym jego życie, jest jeszcze w stanie mieć wątpliwości i nie wynika to bynajmniej ze złej woli, ale raczej z kiepskiej kondycji serca po grzechu pierworodnym.
Wydawać by się mogło, że najczęściej zdarza się nam wątpić właśnie w to, co jest najcenniejsze i na czym nam zależy – jak uczniom na Jezusie i Jego nowym byciu z nimi. To na czym nam najbardziej zależy jest więc przedmiotem ciągłej troski i wątpliwości w chwilach trudnych.
Jezus jednak idzie krok dalej – ogłasza, że ma On władzę nad wszystkim na ziemi i niebie.
Czy nie o to co dzień proszę w słowach „przyjdź Królestwo Twoje jako w niebie tak i na ziemi”?
Czy tego rzeczywiście pragnę?
Jak to robię? Jak szukam woli Bożej?
Jak poddaję się Bożej władzy?
Czy to nie jest utarty slogan, że szukam woli Bożej …. ale jakby była jak moja, to byłoby prościej?
Ale po co prosić i szukać, jak i tak ona się dzieje?
Czy na pewno chcę, aby się we mnie działa?
Jezus przyjmuje słabość i inwestuje w człowieka: „idźcie więc i nauczajcie …uczcie zachowywać…”
O kim? Czego? Co?
O Bogu, który ma ucho wyostrzone na najcichszy szept modlitwy, który schyla się ku proszącemu z wiarą i oddającemu się Jego władzy miłości, który nie zostawia swoich dzieci, ale jest z nimi w każdym ich doświadczeniu. I to jest właśnie taka władza.
19 V – UROCZYSTOŚĆ ZESŁANIA DUCHA ŚWIĘTEGO
EWANGELIA
J 15, 26-27; 16, 12-15
„Jezus powiedział do swoich uczniów: «Gdy przyjdzie Paraklet, którego Ja wam poślę od Ojca, Duch Prawdy, który od Ojca pochodzi, On zaświadczy o Mnie. Ale wy też świadczycie, bo jesteście ze Mną od początku. Jeszcze wiele mam wam do powiedzenia, ale teraz znieść nie możecie. Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy. Bo nie będzie mówił od siebie, ale powie wszystko, cokolwiek usłyszy, i oznajmi wam rzeczy przyszłe. On Mnie otoczy chwałą, ponieważ z mojego weźmie i wam objawi. Wszystko, co ma Ojciec, jest moje. Dlatego powiedziałem, że z mojego weźmie i wam objawi»”.
Co ma Ojciec?
Co takiego ma Ojciec, co należy do Jezusa?
Ma pragnienie mojego zbawienia poświadczone krwawym potem; ma miłość poświadczoną cierpieniem krzyża; ma nowe życie poświadczone zmartwychwstaniem.
Bóg jest miłością, więc to, co chce dać jest dobrem, jest miłością. Nawet prawda, o której mówi Ewangelista Jan będzie nam całkowicie dana. Chyba że boję się prawdy, szczególnie tej o sobie, bo ona może zaboleć. Jeśli nawet wydaje się tak na pierwszy rzut oka, że będzie to ciężka prawda, to i tak będzie w miłości. Pan Jezus chce każdego człowieka doprowadzić do prawdy, bo On jest prawdą. A prawda jest jedna – Bóg jest miłością, która kocha do całkowitego daru z siebie. Jednak szanuje On nie tylko moją wolność, ale i moje możliwości percepcji, dlatego wie i zapowiada, że aby przyjąć prawdę potrzebna jest moc i pomoc Ducha Świętego Przewodnika. On jest tą mocą miłości, która daje siłę do miłości.
Czy chcę tej prawdy?
Czy Bogu wierzę?
Czy naprawdę wierzę, że wszystko, dosłownie wszystko, co robi, jest dla mojego dobra, szczęścia i zbawienia?
Czy chcę przyjąć to, co On mi daje?
Dziś zaśpiewamy: „Niebieską łaskę zesłać racz, sercom, co dziełem są Twych rąk”.
Będziemy prosić, aby dawał naszym sercom, które są Jego dziełem.
A On chce dawać i to dużo.
12 V – WNIEBOWSTĄPIENIE PAŃSKIE
EWANGELIA
Mk 16, 15-20
„Jezus, ukazawszy się Jedenastu, powiedział do nich: «Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu! Kto uwierzy i przyjmie chrzest, będzie zbawiony; a kto nie uwierzy, będzie potępiony. Te zaś znaki towarzyszyć będą tym, którzy uwierzą: w imię moje złe duchy będą wyrzucać, nowymi językami mówić będą; węże brać będą do rąk, i jeśliby co zatrutego wypili, nie będzie im szkodzić. Na chorych ręce kłaść będą, a ci odzyskają zdrowie». Po rozmowie z nimi Pan Jezus został wzięty do nieba i zasiadł po prawicy Boga. Oni zaś poszli i głosili Ewangelię wszędzie, a Pan współdziałał z nimi i potwierdzał naukę znakami, które jej towarzyszyły”.
Te słowa Jezusa są jak testament. Odchodzący zostawia tym, których kocha to, co najcenniejsze. Nie zostawia ich ot tak, pogrążonych w żałobie i rozpaczy, bo tym razem uczniowie wiedzą, że to rozstanie jest już na dobre. Daje jeszcze zapewnienie (bo jak Bóg mówi, to tak się staje) działania w Jego imię oraz zdrowia chorych.
To już kolejne dary – wcześniej zapewniał, że nie zostawi nas sierotami, nie będziemy opuszczeni! Bardzo mocne i konkretne działanie imieniem Jezusa.
Ale czy uzdrowienie chorego serca zranionego przez grzech, a które dokonuje się w sakramencie pokuty, który dziś jest codziennością, jest dla mnie właśnie codziennością?
Każdego dnia kapłan czeka w konfesjonale z łaską Bożą nawrócenia serca.
Tylko czy mnie na tym zależy?
Czy chcę zbawienia, czyli bycia z Jezusem, które jest możliwe i dzieje się już tu i dziś?
Czy chcę Boga w moim życiu?
A może wystarczy mi raz od święta spełnienie chrześcijańskiego obowiązku?
Jednak czy wtedy mam prawo nazywać się „chrześcijaninem”, czyli „Chrystusowym” (w odpowiedzi na pytanie czyim jestem człowiekiem)?
Smutna jest ta „wiara” ze spełnionego obowiązku, bo bez Jezusa. Balon, który w środku jest niby pełny, a jednak pusty, bo Bóg chce dawać Siebie, łaskę i szczęście, a jednak nie ma osoby, którą można by było tymi darami wypełnić!
Jak jednak łaska zmienia człowieka widać po apostołach – oni już się nie boją, nie uciekają, nie trzymają Jezusa desperacko za mankiet, aby nie odchodził do Ojca – oni głoszą Dobrą Nowinę i doświadczają potwierdzenia Bożego tego, co głoszą. Wiedzą i widzą, że nie są sami.
Wiem i widzę, że nie jestem sam?
05 V – VI NIEDZIELA WIELKANOCNA
EWANGELIA
J 15, 9-17
„Jezus powiedział do swoich uczniów: «Jak Mnie umiłował Ojciec, tak i Ja was umiłowałem. Trwajcie w miłości mojej! Jeśli będziecie zachowywać moje przykazania, będziecie trwać w miłości mojej, tak jak Ja zachowałem przykazania Ojca mego i trwam w Jego miłości. To wam powiedziałem, aby radość moja w was była i aby radość wasza była pełna. To jest moje przykazanie, abyście się wzajemnie miłowali, tak jak Ja was umiłowałem. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich. Wy jesteście przyjaciółmi moimi, jeżeli czynicie to, co wam przykazuję. Już was nie nazywam sługami, bo sługa nie wie, co czyni jego pan, ale nazwałem was przyjaciółmi, albowiem oznajmiłem wam wszystko, co usłyszałem od Ojca mego. Nie wy Mnie wybraliście, ale Ja was wybrałem i przeznaczyłem was na to, abyście szli i owoc przynosili, i by owoc wasz trwał – aby Ojciec dał wam wszystko, o cokolwiek Go poprosicie w imię moje. To wam przykazuję, abyście się wzajemnie miłowali»”.
Jezus mówi o miłości. Młodzież powiedziałaby: „A o czym ma mówić?”
A On na miłość wskazuje, do niej wzywa i sam pierwszy ją daje, pokazuje jej charakter i wzór, który przewyższa nasze rozumienie i możliwości poznawcze – jak Ojciec Jezusa, tak Jezus mnie!
Gdyby Bóg miał zdawać maturę z matematyki od razu by ją oblał, bo On potrafi liczyć tylko do jednego – liczę się dla Niego ja!!!!
Zgadzam się z tym?
Jakie wspomnienia budzą się we mnie na myśl o miłości Boga?
Czy może wyobrażałem sobie ją inaczej? Jak?
Co więcej – Jezus wzywa mnie do miłości bliźniego na wzór Jego relacji miłości z Ojcem! Ciężka sprawa?
Na pewno wymagająca, ale Pan daje wskazówki – przykazania, więc nie muszę się błąkać po omacku. Tylko czy chcę się poddać pod Jego prowadzenie?
Na pierwszy rzut oka odpowiedź może wydawać się oczywista – CHCĘ!
Jednak…
Czy chcę pomimo, że może to wiązać się z rezygnacją z własnej woli, planów, zranionej dumy, własnego zdania na rzecz miłości i prawdy, którą jest On sam?
Pomimo tego, że może budzić się w sercu lęk przed całkowitym powierzeniem się Bogu, jednak On zapewnia, że przyjaźń z Nim daje radość nie tylko Jemu, jako temu który umiłował pierwszy aż po cierpienie i śmierć, ale i każdemu, kto tę przyjaźń przyjmie i odwzajemni.
Dobra Nowina to prawda, że w naszym codziennym staraniu to On właśnie, a nie my, jest gwarantem trwałości naszych działań. My mamy działać wychodząc ponad nasz egoizm i prosić, a owocowanie i trwałość daje Ojciec.
28 IV – IV NIEDZIELA WIELKANOCNA
EWANGELIA
J 15, 1-8
„Jezus powiedział do swoich uczniów: «Ja jestem prawdziwym krzewem winnym, a Ojciec mój jest tym, który go uprawia. Każdą latorośl, która nie przynosi we Mnie owocu, odcina, a każdą, która przynosi owoc, oczyszcza, aby przynosiła owoc obfitszy. Wy już jesteście czyści dzięki słowu, które wypowiedziałem do was. Trwajcie we Mnie, a Ja w was będę trwać. Podobnie jak latorośl nie może przynosić owocu sama z siebie – jeśli nie trwa w winnym krzewie – tak samo i wy, jeżeli we Mnie trwać nie będziecie. Ja jestem krzewem winnym, wy – latoroślami. Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze Mnie nic nie możecie uczynić. Ten, kto nie trwa we Mnie, zostanie wyrzucony jak winna latorośl i uschnie. Potem ją zbierają i wrzucają w ogień, i płonie. Jeżeli we Mnie trwać będziecie, a słowa moje w was, to proście, o cokolwiek chcecie, a to wam się spełni. Ojciec mój przez to dozna chwały, że owoc obfity przyniesiecie i staniecie się moimi uczniami»”.
Święty Jan Apostoł jako jedyny przypomina porównanie Jezusowe o latorośli. W sobie właściwy sposób mówi z pewnego rodzaju naciskiem, że mam Ojca, który ten krzew winny, którego jestem częścią uprawia, czyli dogląda, troszczy się, nawozi, robi wszystko, co niezbędne dla jego wzrostu, a w końcu i owocowania.
Mam Ojca, do którego zwracam się każdego dnia: „Ojcze nasz…”.
Nazywam Go Ojcem, co wskazuje na głęboką relację, ale czy tak Go czuję i czy czuję się Dzieckiem? Czy jest między nami relacja miłości? Czy chcę więc, aby On się mną zajął? A może się tego obawiam bojąc się dziecięcej zależności?
Czy chcę, aby On o mnie się zatroszczył?
A zatem, czy chcę relacji zaufania? Czy chcę trwać, czyli być i żyć w Jezusie przez karmienie się Jego Ciałem?
Jezus pokazuje następstwa, ale w zgodzie z indywidualną decyzją – „jeśli”. Nie zmusza, proponuje, pokazuje, a przez to pyta.
Dobra Nowina dla nas to Jego propozycja bliskości – my w Nim, a On, Jego słowa w nas. Ja w Nim, a On, Jego słowa we mnie.
Czy tak jest?
Czy pamiętam Słowo Boże?
Czy żyję nim? Wprowadzam w czyn? Zachowuję? Jest dla mnie ważne?
Wyznacza kierunek i charakter codzienności i podejmowanych decyzji niezależnie od ich wagi?
21 IV – IV NIEDZIELA WIELKANOCNA – DOBREGO PASTERZA
EWANGELIA
J 10, 11-18
„Jezus powiedział: «Ja jestem dobrym pasterzem. Dobry pasterz daje życie swoje za owce. Najemnik zaś i ten, kto nie jest pasterzem, którego owce nie są własnością, widząc nadchodzącego wilka, opuszcza owce i ucieka, a wilk je porywa i rozprasza; najemnik ucieka, dlatego że jest najemnikiem i nie zależy mu na owcach. Ja jestem dobrym pasterzem i znam owce moje, a moje Mnie znają, podobnie jak Mnie zna Ojciec, a Ja znam Ojca. Życie moje oddaję za owce. Mam także inne owce, które nie są z tej zagrody. I te muszę przyprowadzić, i będą słuchać głosu mego, i nastanie jedna owczarnia, jeden pasterz. Dlatego miłuje Mnie Ojciec, bo Ja życie moje oddaję, aby je znów odzyskać. Nikt Mi go nie zabiera, lecz Ja sam z siebie je oddaję. Mam moc je oddać i mam moc je znów odzyskać. Taki nakaz otrzymałem od mojego Ojca»”.
Niedziela Dobrego Pasterza!
W tak krótkim fragmencie swojej wypowiedzi Jezus aż pięć razy przypomina, że oddał za mnie – nas życie. Jedynym wytłumaczeniem takiego natężenia tematu jest Jego pragnienie, czy wręcz nacisk, abyśmy w końcu w to uwierzyli. W to konkretnie, że ktoś może tak kochać, że aż z własnej woli zgadza się i idzie na śmierć w okrutnych męczarniach i poniżeniu niegodnym człowieka i jego godności, i po to, aby przywrócić nam godność utraconą przez grzech pierworodny.
Jezus pokazuje różnicę między pasterzem i najemnikiem, czyli osobą zatrudnioną, niezwiązaną z tymi, którymi się opiekuje, osobą, dla której nie ma żadnej racji ryzykowanie dla trzody skoro nie jest ona jej własnością.
Czy mam doświadczenie najemnika, czyli osoby, którą obdarzyłem zaufaniem, a która je zawiodła i w chwili trudnej uciekła?
Czy przeżyłem ból i rozczarowanie pozostawiony samemu sobie w trudzie i biedzie?
Komu powierzyłem to, co przeżywałem?
Człowiekowi czy Pasterzowi, który mnie zna i do którego mogę zawsze przyjść?
Kolejna prawda to fakt, że Jezus zna mnie na wylot i porównuje tą znajomość do relacji, jaka panuje między Nim a Ojcem. Mówi nawet, że znam Go tak, jak On mnie i jak On i Ojciec siebie nawzajem.
Znać kogoś to mieć nad nim władzę i znać Jego mocne i słabe strony?
Ale czy naprawdę słabe?
Przecież On mnie przez ich istnienie nie dyskwalifikuje, bo czyż tak naprawdę nie są to obszary potrzebujące Jego mocy, które On już zna, a dla mnie są nowością? Czyż nie są więc one miejscem Jego działania? A jeśli tak jest, to i miejscem, w które On chce być zaproszonym, czyli miejscem Jego przyszłej obecności?
Jezus zna moje mocne i „słabe”- czyli te potrzebujące Jego mocy, strony!
Co jest Jego mocną i „słabą” stroną?
Czy miłość, w której wydaje się każdego dnia w Eucharystii pod postacią Chleba i w nasze ręce i w nasze serce i w to, co z Nim zrobimy i jak Go potraktujemy?
Czy ja chcę być przez Niego znany? Czy mówię Mu o sobie?
Czy chcę mówić Mu o sobie wszystko, nawet sprawy najbardziej intymne i może wstydliwe?
Czy więc, jako Pasterza, zapraszam Go w te moje wstydliwości grzechu wypowiadając je w sakramencie pokuty? Czy proszę, aby nie tylko przebaczał, ale uzdrawiał?
Czy mam do Niego zaufanie i chcę, aby On je poprowadził i rozwiązywał jak On chce?
Czy raczej chowam je dla siebie ze strachu, że będzie mnie zmuszał do zmian, których nie chcę?
Czy w końcu wierzę w to, że Bóg mnie kocha i chce mojego dobra, a co za tym idzie proponuje rozwiązania naprawdę dla mnie najlepsze?
Dziś jest niedziela Dobrego Pasterza, a jakiej Owcy?
14 IV – III NIEDZIELA WIELKANOCNA
EWANGELIA
Łk 24, 35-48
„Uczniowie opowiadali, co ich spotkało w drodze i jak poznali Jezusa przy łamaniu chleba. A gdy rozmawiali o tym, On sam stanął pośród nich i rzekł do nich: «Pokój wam!» Zatrwożonym i wylękłym zdawało się, że widzą ducha. Lecz On rzekł do nich: «Czemu jesteście zmieszani i dlaczego wątpliwości budzą się w waszych sercach? Popatrzcie na moje ręce i nogi: to Ja jestem. Dotknijcie Mnie i przekonajcie się: duch nie ma ciała ani kości, jak widzicie, że Ja mam». Przy tych słowach pokazał im swoje ręce i nogi. Lecz gdy oni z radości jeszcze nie wierzyli i pełni byli zdumienia, rzekł do nich: «Macie tu coś do jedzenia?» Oni podali Mu kawałek pieczonej ryby. Wziął i spożył przy nich. Potem rzekł do nich: «To właśnie znaczyły słowa, które mówiłem do was, gdy byłem jeszcze z wami: Musi się wypełnić wszystko, co napisane jest o Mnie w Prawie Mojżesza, u Proroków i w Psalmach». Wtedy oświecił ich umysły, aby rozumieli Pisma. I rzekł do nich: «Tak jest napisane: Mesjasz będzie cierpiał i trzeciego dnia zmartwychwstanie; w imię Jego głoszone będzie nawrócenie i odpuszczenie grzechów wszystkim narodom, począwszy od Jeruzalem. Wy jesteście świadkami tego»”.
Za każdym razem jak Jezus ukazuje się uczniom po swoim zmartwychwstaniu dzieje się coś nowego, a dla człowieka zbawiennego. W związku z tym nic dziwnego, że każdorazowe pojawienie się Jezusa wywołuje euforię radości. Tylko, że oni byli (można by tak porównać) w gorszej sytuacji niż my (choć nie należy tu myśleć, że ktoś jest w złej sytuacji), gdyż oni nie mieli bladego pojęcia, kiedy nadejdzie ten moment spotkania. Oni byli całkowicie zdani na Jezusa, a człowiek ma to do siebie, że lubi mieć wszystko pod kontrolą. Tu kontroli żadnej nie mieli. I chyba tym większa radość, bo niespodziewanie przychodzi ten, który kocha i jest kochany.
Jezus jest we wspólnocie. To jest pierwsze miejsce świadectwa. Staje pośrodku.
Czy trzeba wiele słów? On po prostu jest.
Jezus mnie także osadził we wspólnocie rodziny, Kościoła, pracy …
Czy daję Mu miejsce po środku, czyli w centrum codzienności i mojego środowiska życia?
Czy wspólnota rodzinna jest miejscem mojego pierwszego świadectwa?
Czy moje dzieci są tymi, wobec których świadczę?
Świadectwo nie zaczyna się z wyjściem na ulicę z głośnym mówieniem o Jezusie, ale tam, gdzie jest moje miejsce. Tak więc pierwszym pytaniem, jakie stawia mi dziś Słowo jest pytanie o miejsce Boga w mojej codzienności, przy stole, w rozmowie na wspólnym spacerze.
On przychodzi, gdy uczniowie mówią o Nim, gdy przeżywają te pojedyncze spotkania.
Przychodzi i daje pokój. Zna ich myśli, wątpliwości serca, procent niewiary czy niewiarygodności. I w to wchodzi ze swoim pokojem.
Co więcej, teraz gdy już nie jest taki „na wyciągnięcie ręki”, jak przed męką, On zachęca ich do bliskości. Przekonuje ich do Siebie. Przekonuje mnie do Siebie: „to Ja jestem”!!!!
Popatrzcie…
Dotknijcie …
Przekonajcie się …
Chce być znowu bliski.
Dobrą Nowiną jest dla mnie Jego pragnienie, ciągłe pragnienie bliskości ze mną. Nawet jeśli pokazuje rany miłości, które są ze względu na mnie, a w których jest „nasze zdrowie”. Czy On kiedykolwiek zmęczy się pragnieniem mnie?
Nie!
07 IV – II NIEDZIELA WIELKANOCNA – MIŁOSIERDZIA BOŻEGO
EWANGELIA
J 20,19-31
„Było to wieczorem owego pierwszego dnia tygodnia. Tam, gdzie przebywali uczniowie, drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami. Jezus wszedł, stanął pośrodku i rzekł do nich: ”Pokój wam!”. A to powiedziawszy, pokazał im ręce i bok. Uradowali się zatem uczniowie, ujrzawszy Pana. A Jezus znowu rzekł do nich: ”Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam”. Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: ”Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane”.
Ale Tomasz, jeden z Dwunastu, zwany Didymos, nie był razem z nimi, kiedy przyszedł Jezus. Inni więc uczniowie mówili do niego: ”Widzieliśmy Pana!”. Ale on rzekł do nich: ”Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę”. A po ośmiu dniach, kiedy uczniowie Jego byli znowu wewnątrz domu i Tomasz z nimi, Jezus przyszedł mimo drzwi zamkniętych, stanął pośrodku i rzekł: ”Pokój wam!”. Następnie rzekł do Tomasza: ”Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż ją do mego boku, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym”. Tomasz Mu odpowiedział: ”Pan mój i Bóg mój!”. Powiedział mu Jezus: ”Uwierzyłeś, bo Mnie ujrzałeś; błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli”. I wiele innych znaków, których nie zapisano w tej księdze, uczynił Jezus wobec uczniów. Te zaś zapisano, abyście wierzyli, że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym, i abyście wierząc, mieli życie w imię Jego”.
Jezus nie dał długo czekać uczniom w niepewności, smutku i żalu. Od razu wieczorem przyszedł do nich. Spieszył się, aby doświadczyli Go już w inny i niepojęty dla nas sposób. Jeśli któryś z nich do tej pory miał jakiekolwiek wątpliwości co do Jezusowej tożsamości, to już w tym momencie zostały one całkowicie zmiażdżone przez to, czego doświadczyli.
Pokazał uczniom, czyli nam na przestrzeni wieków, że może wszystko. Jest wręcz ekspertem od spraw niemożliwych. Bo jak wytłumaczyć zmartwychwstanie – po ludzku, jest to rzecz niemożliwa.
Czy mój Bóg jest zdolny uczynić w moim życiu rzeczy niemożliwe?
Czy chcę, czy proszę Go. aby czynił możliwymi moje niemożliwości?
A może od razu rezygnuję na starcie, bo przecież „na pewno nie będzie chciał, na pewno to nie jest wola Boża”!
A powiedziałeś Mu o tym?
Czy tkwisz w żalu niewypowiedzianych modlitw? Bo przecież lepiej jest mile się zaskoczyć, bo Bóg i tak o wszystkim wie, niż prosić i niemile się rozczarować, „bo i tak nie da jak chcę”?
Zmartwychwstały ma za nic wszelkie bariery, które człowiek ustawia nie przed Nim, a które i Jego w pewnym sensie dotykają. Ewangelista pisze, że uczniowie byli zamknięci ze strachu przed Żydami , a On tę przeszkodę „sforsował”. Tak po prostu. I to dwukrotnie.
Jakich „Żydów” boję się?
Czyli kto lub co jest moim „Żydem”, przed którym zamykam drzwi?
Dobra Nowina dla mnie jest taka, że Chrystus przychodzi mimo zamknięcia i to nie sam, ale z pokojem, który tylko On może dać! I przychodzi pokazując, jakby na wstępie „dowód osobisty” świadczący o tym, że On to On – pokazuje rany! Rany rąk i boku, a do tego jeszcze nie waha się dać ich odczuć Tomaszowi. Pomimo tego, że Tomasz wyraził swój brak wiary „za plecami” Jezusa to i tak On wszystko wie. I nie tylko wie, ale daje temu uczniowi dotknąć najgłębszej rany – rany serca! Tylko najbliższym pokazuje się rany serca, już nie mówiąc o dotykaniu ich. Jezus dał mu dotknąć ran Swojego miłosiernego Serca, nawet jeśli właśnie w tej ranie znajdował się jego upór i niedowiarstwo! Dał mu dotknąć rany także przez niego samego zadanej! To jest dopiero wielkość miłości przebaczającej
Bóg odsłania ranę Swojego serca – komu ja odsłaniam rany mojego serca?
Bóg zaprasza mnie do tego u kratek konfesjonału! Chcę Mu je tam dać dotknąć?
24 III – VI NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU – MĘKI PAŃSKIEJ
PROCESJA Z PALMAMI
EWANGELIA
Mk 11, 1-10
„Gdy się zbliżali do Jerozolimy, do Betfage i Betanii na Górze Oliwnej, posłał dwóch spośród swoich uczniów i rzekł im: «Idźcie do wsi, która jest przed wami, a zaraz przy wejściu do niej znajdziecie uwiązane oślę, którego jeszcze żaden człowiek nie dosiadał. Odwiążcie je i przyprowadźcie tutaj. A gdyby was kto pytał, dlaczego to robicie, powiedzcie: „Pan go potrzebuje i zaraz odeśle je tu z powrotem”». Poszli i znaleźli oślę przywiązane do drzwi z zewnątrz, na ulicy. Odwiązali je, a niektórzy ze stojących tam pytali ich: «Cóż to ma znaczyć, że odwiązujecie oślę?» Oni zaś odpowiedzieli im tak, jak Jezus polecił. I pozwolili im. Przyprowadzili więc oślę do Jezusa i zarzucili na nie swe płaszcze, a On wsiadł na nie. Wielu zaś słało swe płaszcze na drodze, a inni gałązki ścięte na polach. Ci zaś, którzy Go poprzedzali i którzy szli za Nim, wołali:
«Hosanna!
Błogosławiony Ten, który przychodzi w imię Pańskie.
Błogosławione królestwo ojca naszego, Dawida,
które nadchodzi.
Hosanna na wysokościach!»
Jezus jedzie na ośle, patrzy na ludzi, którzy przed Nim wiwatują, rzucają płaszcze i zielone gałązki ścięte na polach, jeszcze inni wołają „Hosanna (…)Błogosławiony…”.
Widzi, słyszy i wie, że za kilka dni ci sami ludzie będą krzyczeć „ukrzyżuj Go”, „na krzyż z Nim”.
Do tej pory tylko faryzeusze i uczeni w piśmie, czyli elita religijna Izraela, byli otwarcie wrogo do Niego nastawieni. Za każdym razem, gdy Jezus mówił lub czynił cuda oni zawsze wyrastali jakby spod ziemi z pretensjami, podważaniem, wrogością, uwagami, sprzeciwem.
Teraz jest inaczej. Ci którzy doświadczali cudów, teraz wołają „hosanna” z czcią i zachwytem, a za kilka dni będą stać po drugiej stronie. Jezus jednak przyjmuje ich szczere, w tym momencie, „Hosanna”.
Tu należy się zapytać kiedy, czy, jak często od bycia, i to szczerego, po stronie Jezusa, staję przeciwko Niemu?
Co mnie do tego skłania?
Czym może czuję się przymuszony? Czy może boję się, że stracę?
Co?
Kogo?
Czego się boję, jakich konsekwencji, jeśli opowiem się za Bogiem, wartościami (dziś piętnowanymi i niemodnymi), wiarą, sakramentami, wiernością?
W każdej Eucharystii Jezus słyszy i przyjmuje moje „Hosanna” i wie, że nie jestem daleko inny od mieszkańców Jerozolimy. Przyjmuje i wie ile razy będę od Niego odchodzić, ile razy wypierać się Go przez grzech, czyli świadomy i dobrowolny czyn zły. Dobra Nowina polega na tym, że On o mnie wszystko wie i w tym mnie pokornie kocha.
Jaka jest moja miłość?
Przebaczająca?
Szukająca zgody?
Jakie jest moje serce?
Jaki jestem ja?
EWANGELIA DŁUŻSZA
Mk 14, 1 – 15, 47
„Dwa dni przed Paschą i Świętem Przaśników arcykapłani i uczeni w Piśmie szukali sposobu, jak by Jezusa podstępem ująć i zabić. Lecz mówili: „Tylko nie w święto, żeby nie było wzburzenia między ludem”. A gdy Jezus był w Betanii, w domu Szymona Trędowatego, i siedział za stołem, przyszła kobieta z alabastrowym flakonikiem prawdziwego olejku nardowego, bardzo drogiego. Rozbiła flakonik i wylała Mu olejek na głowę. A niektórzy oburzyli się, mówiąc między sobą: ” Po co to marnowanie olejku? Wszak można było olejek ten sprzedać drożej niż za trzysta denarów i rozdać je ubogim”. I przeciw niej szemrali. Lecz Jezus rzekł: Zostawcie ją; czemu sprawiacie jej przykrość? Spełniła dobry uczynek względem Mnie. Bo ubogich zawsze macie u siebie i kiedy zechcecie, możecie im dobrze czynić; Mnie zaś nie zawsze macie. Ona uczyniła, co mogła; już naprzód namaściła moje ciało na pogrzeb. Zaprawdę, powiadam wam: Gdziekolwiek po całym świecie głosić będą tę Ewangelię, będą również na jej pamiątkę opowiadać o tym, co uczyniła. Wtedy Judasz Iskariota, jeden z Dwunastu, poszedł do arcykapłanów, aby im Go wydać. Gdy to usłyszeli, ucieszyli się i przyrzekli dać mu pieniądze. Odtąd szukał dogodnej sposobności, jak by Go wydać. W pierwszy dzień Przaśników, kiedy ofiarowywano Paschę, zapytali Jezusa Jego uczniowie: „Gdzie chcesz, żebyśmy przygotowali Ci spożywanie Paschy?” I posłał dwóch spośród swoich uczniów z tym poleceniem: Idźcie do miasta, a spotka was człowiek niosący dzban wody. Idźcie za nim i tam, gdzie wejdzie, powiedzcie gospodarzowi: Nauczyciel pyta: Gdzie jest dla Mnie izba, w której mógłbym spożyć Paschę z moimi uczniami? On wskaże wam na górze salę dużą, usłaną i gotową. Tam przygotujecie dla nas. Uczniowie wybrali się i przyszli do miasta, a tam znaleźli wszystko, tak jak im powiedział, i przygotowali Paschę. Z nastaniem wieczoru przyszedł tam razem z Dwunastoma. A gdy zajęli miejsca i jedli, Jezus rzekł: Zaprawdę, powiadam wam: jeden z was Mnie wyda, ten, który je ze Mną. E. Zaczęli się smucić i pytać jeden po drugim: Czyżbym ja? On im rzekł: Jeden z Dwunastu, ten, który ze Mną rękę zanurza w misie. Wprawdzie Syn Człowieczy odchodzi, jak o Nim jest napisane, lecz biada temu człowiekowi, przez którego Syn Człowieczy będzie wydany. Byłoby lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził. A gdy jedli, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał i dał im, mówiąc: Bierzcie, to jest Ciało moje. Potem wziął kielich i odmówiwszy dziękczynienie, dał im, i pili z niego wszyscy. I rzekł do nich: To jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana. Zaprawdę, powiadam wam: Odtąd nie będę już pił napoju z owocu winnego krzewu aż do owego dnia, kiedy pić będę go nowy w królestwie Bożym. Po odśpiewaniu hymnu wyszli w stronę Góry Oliwnej. A Jezus im rzekł: Wszyscy zwątpicie we Mnie. Jest bowiem napisane: Uderzę Pasterza, a rozproszą się owce. Lecz gdy powstanę, udam się przed wami do Galilei. E. Na to rzekł Mu Piotr: „Choćby wszyscy zwątpili, to na pewno nie ja”. Odpowiedział mu Jezus: Zaprawdę, powiadam ci: dzisiaj, tej nocy, zanim kogut dwa razy zapieje, ty trzy razy się Mnie wyprzesz. Lecz on tym bardziej zapewniał: „Choćby mi przyszło umrzeć z Tobą, nie wyprę się Ciebie”. Wszyscy zresztą tak samo mówili. A kiedy przyszli do posiadłości zwanej Getsemani, rzekł Jezus do swoich uczniów: Usiądźcie tutaj, Ja tymczasem się pomodlę. Wziął z sobą Piotra, Jakuba i Jana i począł drżeć oraz odczuwać trwogę. I rzekł do nich: Smutna jest moja dusza aż do śmierci; zostańcie tu i czuwajcie. I odszedłszy nieco do przodu, padł na ziemię i modlił się, żeby – jeśli to możliwe – ominęła Go ta godzina. I mówił: Abba, Ojcze, dla Ciebie wszystko jest możliwe, zabierz ten kielich ode Mnie. Lecz nie to, co Ja chcę, ale to, co Ty niech się stanie. Potem wrócił i zastał ich śpiących. Rzekł do Piotra: Szymonie, śpisz? Jednej godziny nie mogłeś czuwać? Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie; duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe. Odszedł znowu i modlił się, wypowiadając te same słowa. Gdy wrócił, zastał ich śpiących, gdyż oczy ich były zmorzone snem, i nie wiedzieli, co Mu odpowiedzieć. Gdy przyszedł po raz trzeci, rzekł do nich: Śpicie dalej i odpoczywacie? Dosyć! Nadeszła godzina, oto Syn Człowieczy będzie wydany w ręce grzeszników. Wstańcie, chodźmy, oto blisko jest mój zdrajca. I zaraz, gdy On jeszcze mówił, zjawił się Judasz, jeden z Dwunastu, a z nim zgraja z mieczami i kijami wysłana przez arcykapłanów, uczonych w Piśmie i starszych. A zdrajca dał im taki znak: „Ten, którego pocałuję, to właśnie On; chwyćcie Go i wyprowadźcie ostrożnie”. Skoro tylko przyszedł, przystąpił do Jezusa i rzekł: „Rabbi!”, i pocałował Go. Tamci zaś rzucili się na Niego i pochwycili Go. A jeden z tych, którzy tam stali, dobył miecza, uderzył sługę najwyższego kapłana i odciął mu ucho. A Jezus zwrócił się i rzekł do nich: Wyszliście z mieczami i kijami, jak na zbójcę, żeby Mnie pojmać. Codziennie nauczałem u was w świątyni, a nie pochwyciliście Mnie. Muszą się jednak wypełnić Pisma. Wtedy opuścili Go wszyscy i uciekli. A pewien młodzieniec szedł za Nim, odziany prześcieradłem na gołym ciele. Chcieli go chwycić, lecz on zostawił prześcieradło i uciekł od nich nago. A Jezusa zaprowadzili do najwyższego kapłana, u którego zebrali się wszyscy arcykapłani, starsi i uczeni w Piśmie. Piotr zaś szedł za Nim w oddali aż na dziedziniec pałacu najwyższego kapłana. Tam siedział między służbą i grzał się przy ogniu. Tymczasem arcykapłani i cały Sanhedryn szukali świadectwa przeciw Jezusowi, aby Go zgładzić, lecz nie znaleźli. Wielu wprawdzie zeznawało fałszywie przeciwko Niemu, ale świadectwa te nie były zgodne. A niektórzy wystąpili i zeznali fałszywie przeciw Niemu: „My słyszeliśmy, jak On mówił: Ja zburzę ten przybytek uczyniony ludzką ręką i w ciągu trzech dni zbuduję inny, nie ręką ludzką uczyniony”. Lecz i tu ich świadectwo nie było zgodne. Wtedy najwyższy kapłan wystąpił na środek i zapytał Jezusa: „Nic nie odpowiadasz na to, co oni zeznają przeciw Tobie? ” Lecz On milczał i nic nie odpowiedział. Najwyższy kapłan zapytał Go ponownie: „Czy Ty jesteś Mesjasz, Syn Błogosławionego? ” Jezus odpowiedział: Ja jestem. A ujrzycie Syna Człowieczego, siedzącego po prawicy Wszechmocnego i nadchodzącego z obłokami niebieskimi. Wówczas najwyższy kapłan rozdarł swoje szaty i rzekł: „Na cóż nam jeszcze trzeba świadków? Słyszeliście bluźnierstwo. Jak wam się zdaje?” Oni zaś wszyscy wydali wyrok, że winien jest śmierci. I niektórzy zaczęli pluć na Niego; zakrywali Mu twarz, policzkowali Go i mówili: „Prorokuj!” Także słudzy bili Go pięściami po twarzy. Kiedy Piotr był na dole, na dziedzińcu, przyszła jedna ze służących najwyższego kapłana. Zobaczywszy Piotra grzejącego się przy ogniu, przypatrzyła mu się i rzekła: „I ty byłeś z tym Nazarejczykiem Jezusem”. Lecz on zaprzeczył, mówiąc: „Nie wiem i nie rozumiem, co mówisz”. I wyszedł na zewnątrz do przedsionka, a kogut zapiał. Służąca, ujrzawszy go, znowu zaczęła mówić do tych, którzy tam stali: „To jest jeden z nich”. A on ponownie zaprzeczył. Po chwili ci, którzy tam stali, mówili znowu do Piotra: „Na pewno jesteś jednym z nich, jesteś także Galilejczykiem”. Lecz on począł się zaklinać i przysięgać: „Nie znam tego człowieka, o którym mówicie”. I zaraz powtórnie zapiał kogut. Wspomniał Piotr na słowa, które mu powiedział Jezus: Pierwej, nim kogut dwa razy zapieje, trzy razy Mnie się wyprzesz. I wybuchnął płaczem. Zaraz wczesnym rankiem arcykapłani wraz ze starszymi i uczonymi w Piśmie i cały Sanhedryn powzięli uchwałę. Kazali Jezusa związanego odprowadzić i wydali Go Piłatowi. Piłat zapytał Go: „Czy Ty jesteś Królem żydowskim?” Odpowiedział mu: Tak, Ja nim jestem. Arcykapłani zaś oskarżali Go o wiele rzeczy. Piłat ponownie Go zapytał: „Nic nie odpowiadasz? Zważ, o jakie rzeczy Cię oskarżają”. Lecz Jezus nic już nie odpowiedział, tak że Piłat się dziwił. Na każde zaś święto miał zwyczaj uwalniać im jednego więźnia, którego żądali. A był tam jeden, zwany Barabaszem, uwięziony z buntownikami, którzy popełnili zabójstwo w czasie rozruchów. Tłum przyszedł i zaczął domagać się tego, co zawsze dla nich czynił. Piłat im odpowiedział: „Jeśli chcecie, uwolnię wam Króla żydowskiego?” Wiedział bowiem, że arcykapłani wydali Go przez zawiść. Lecz arcykapłani podburzyli tłum, żeby uwolnił im raczej Barabasza. Piłat ponownie ich zapytał: „Cóż więc mam uczynić z tym, którego nazywacie Królem żydowskim?” Odpowiedzieli mu krzykiem: „Ukrzyżuj Go!” Piłat odparł: „A cóż złego uczynił?” Lecz oni jeszcze głośniej krzyczeli:
„Ukrzyżuj Go!” Wtedy Piłat, chcąc zadowolić tłum, uwolnił im Barabasza, Jezusa zaś kazał ubiczować i wydał na ukrzyżowanie. Żołnierze zaprowadzili Go do wnętrza pałacu, czyli pretorium, i zwołali całą kohortę. Ubrali Go w purpurę i uplótłszy wieniec z ciernia, włożyli Mu na głowę. I zaczęli Go pozdrawiać: „Witaj, Królu żydowski!” Przy tym bili Go trzciną po głowie, pluli na Niego i przyklękając, oddawali Mu hołd. A gdy Go wyszydzili, zdjęli z Niego purpurę i włożyli na Niego własne Jego szaty. Następnie wyprowadzili Go, aby Go ukrzyżować. I niejakiego Szymona z Cyreny, ojca Aleksandra i Rufusa, który idąc z pola, tamtędy przechodził, przymusili, żeby niósł Jego krzyż. Przyprowadzili Go na miejsce Golgota, to znaczy miejsce Czaszki. Tam dawali Mu wino zaprawione mirrą, lecz On nie przyjął. Ukrzyżowali Go i rozdzielili między siebie Jego szaty, rzucając o nie losy, co który miał zabrać. A była godzina trzecia, gdy Go ukrzyżowali. Był też napis z podaniem Jego winy, tak ułożony: „Król żydowski”. Razem z Nim ukrzyżowali dwóch złoczyńców, jednego po prawej, drugiego po lewej Jego stronie. Tak wypełniło się słowo Pisma: W poczet złoczyńców został zaliczony. Ci zaś, którzy przechodzili obok, przeklinali Go, potrząsali głowami, mówiąc: „Ejże, Ty, który burzysz przybytek i w trzy dni go odbudowujesz, zejdź z krzyża i wybaw samego siebie!” Podobnie arcykapłani, drwiąc między sobą wraz z uczonymi w Piśmie, mówili: „Innych wybawiał, siebie nie może wybawić. Mesjasz, król Izraela, niechże teraz zejdzie z krzyża, żebyśmy zobaczyli i uwierzyli” Lżyli Go także ci, którzy z Nim byli ukrzyżowani. A gdy nadeszła godzina szósta, mrok ogarnął całą ziemię aż do godziny dziewiątej. O godzinie dziewiątej Jezus zawołał donośnym głosem: Eloí, Eloí, lemá sabachtháni?, to znaczy: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? Niektórzy ze stojących obok, słysząc to, mówili: „Patrz, woła Eliasza”. Ktoś pobiegł i nasyciwszy gąbkę octem, umieścił na trzcinie i dawał Mu pić, mówiąc: „Poczekajcie, zobaczymy, czy przyjdzie Eliasz, żeby Go zdjąć z krzyża” Lecz Jezus zawołał donośnym głosem i wyzionął ducha. A zasłona przybytku rozdarła się na dwoje, z góry na dół. Setnik zaś, który stał naprzeciw Niego, widząc, że w ten sposób wyzionął ducha, rzekł: „Istotnie, ten człowiek był Synem Bożym”. Były tam również niewiasty, które przypatrywały się z daleka, między nimi Maria Magdalena, Maria, matka Jakuba Mniejszego i Józefa, oraz Salome. One to, kiedy przebywał w Galilei, towarzyszyły Mu i usługiwały. I było wiele innych, które razem z Nim przyszły do Jerozolimy. Już pod wieczór, ponieważ było Przygotowanie, czyli dzień przed szabatem, przyszedł Józef z Arymatei, szanowany członek Rady, który również wyczekiwał królestwa Bożego. Śmiało udał się do Piłata i poprosił o ciało Jezusa. Piłat zdziwił się, że już skonał. Kazał przywołać setnika i zapytał go, jak dawno umarł. Upewniony przez setnika, wydał ciało Józefowi. Ten zakupił płótna, zdjął Jezusa z krzyża, owinął w płótno i złożył w grobie, który wykuty był w skale. Przed wejście do grobu zatoczył kamień. A Maria Magdalena i Maria, matka Józefa, przyglądały się, gdzie Go złożono”.
W opisie ostatniej wieczerz zdumiewa pokój i godność. Uczniowie dowiadują się prawdy o Judaszu, a mimo to nikt na nikogo nie rzuca się, nikt nikogo nie wygania, nie obrzuca wyzwiskami za zdradę. Jezus oddaje się w ręce ludzi i tak jest do dziś.
Tu właśnie wracamy do Janowego prologu „swoi Go nie przyjęli” i to także trwa do dziś.
Czy przyjmuję Jezusa i Jego nauczanie?
A może tylko to, co jest mi wygodne i użyteczne?
A reszta „Kościół się nie zna”.
Jezus o tym doskonale wiedział, a mimo to nie przekreślił człowieka. Judasza nazywa przyjacielem. Był Mu bliski. Widział cuda i na pewno pomagał w zbieraniu ułomków po kolejnym rozmnożeniu chleba. A mimo to…
Dziś mówilibyśmy, że Jezus angażował się, ale to coś więcej. On oddał się całkowicie. Wiedział co Go czeka, przecież kilkakrotnie zapowiadał to uczniom. Oni nie rozumieli, bo trudno to zrozumieć.
Jezus oddał się za ludzką niełaskę, a nam tak trudno oddać się Bogu na Jego łaskę!
Z naszej strony Bóg może spodziewać się wszystkiego, a z Jego strony człowiek może spodziewać się tylko jednego – miłości. Ale miłości prawdziwej, czyli takiej, która zawsze daje, daje się, wydaje się w ręce i chce dobra tylko i wyłącznie naszego, bo cierpienie i tak już jest Jego.
Jezus przyjmuje na siebie całą ludzką nienawiść, farsę rozprawy sądowej, podstawionych świadków, biczowanie, plucie, próbę odebrania godności, kopanie, zawiść, kpinę, drwiny, że przyjdzie Eliasz i ani odrobiny współczucia i żalu; a człowiek broni się przed Jego miłością.
Dlaczego?
Bo tkwi w nas skaza grzechu pierworodnego kiedy daliśmy sobie wmówić paradoks, że ten który nas z miłości stworzył teraz chce nas zniszczyć. A On niszczy, ale samego siebie.
Tu nie trzeba i nie można wiele mówić – to trzeba rozważać i uwierzyć w Boga, który cierpi okropnie za swoje dziecko.
17 III – V NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU
EWANGELIA
J 12, 20-33
„Wśród tych, którzy przybyli, aby oddać pokłon Bogu w czasie święta, byli też niektórzy Grecy. Oni więc przystąpili do Filipa, pochodzącego z Betsaidy Galilejskiej, i prosili go, mówiąc: «Panie, chcemy ujrzeć Jezusa». Filip poszedł i powiedział Andrzejowi. Z kolei Andrzej i Filip poszli i powiedzieli Jezusowi. A Jezus dał im taką odpowiedź: «Nadeszła godzina, aby został otoczony chwałą Syn Człowieczy. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeśli ziarno pszenicy, wpadłszy w ziemię, nie obumrze, zostanie samo jedno, ale jeśli obumrze, przynosi plon obfity. Ten, kto kocha swoje życie, traci je, a kto nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne. Kto zaś chciałby Mi służyć, niech idzie za Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój sługa. A jeśli ktoś Mi służy, uczci go mój Ojciec. Teraz dusza moja doznała lęku i cóż mam powiedzieć? Ojcze, wybaw Mnie od tej godziny. Ależ właśnie dlatego przyszedłem na tę godzinę. Ojcze, wsław imię Twoje!» Wtem rozległ się głos z nieba: «Już wsławiłem i jeszcze wsławię». Stojący tłum to usłyszał i mówił: «Zagrzmiało!» Inni mówili: «Anioł przemówił do Niego». Na to rzekł Jezus: «Głos ten rozległ się nie ze względu na Mnie, ale ze względu na was. Teraz odbywa się sąd nad tym światem. Teraz władca tego świata zostanie wyrzucony precz. A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie». To mówił, oznaczając, jaką śmiercią miał umrzeć”.
Jezus przygotowuje się do śmierci. Wypowiada słowa trudne, pełne napięcia. Wie po co przyszedł, nie uchyla się od tego. Nie walczy do ostatniego momentu z tym, co ma nadejść próbując to skrzętnie ominąć.
Nam zazwyczaj jeszcze towarzyszy uczucie buntu. Nie chcę cierpieć. Nie godzę się na cierpienie. Zrobię wszystko, aby mnie ominęło, bo nie ma sensu.
To prawda. Samo w sobie cierpienie nie ma sensu. To, co mu go nadaje jest miłość i ofiara. Cierpienie przyjęte z miłości i ofiarowane z miłości i z miłością dopiero ma sens; i to zbawczy.
Jezus pokornie przedstawia relację życia do śmierci, a także lęku, którego ani się nie wstydzi, ani nie wypiera. Daje także drogowskaz, którym jest On sam – kto idzie za Nim będzie tam, gdzie On.
Będzie znakiem sprzeciwu wobec rzeczywistości, która nas otacza, a bycie tam, gdzie Jezus, to krzyż i zmartwychwstanie. Sługa jest tam, gdzie Pan.
Jestem sługą?
Gdzie jestem? Czy z Jezusem?
Co musi we mnie obumrzeć, aby moje życie przynosiło plon życia?
Do tego obrazu włączają się Grecy, czyli poganie przychodzący „ujrzeć Jezusa”.
Czy ja chcę Go zobaczyć?
Czy widzę Go w Eucharystii?
Czy wierzę, że w tym małym chlebie jest Jego Ciało?
Czy widzę Go w moim życiu?
Czy chcę Go zobaczyć?
Czy ufam, że nawet najmniejsze pragnienie Boga jest dla Niego otwarciem się na Jego nieskończoną łaskę? Bóg chce sobie z tym poradzić, gdyż jest pokorny, że nawet słabą intencję może przemienić w cud.
10 III – IV NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU
EWANGELIA
J 3, 14-21
„Jezus powiedział do Nikodema: «Jak Mojżesz wywyższył węża na pustyni, tak trzeba, by wywyższono Syna Człowieczego, aby każdy, kto w Niego wierzy, miał życie wieczne. Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony. Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego. A sąd polega na tym, że światło przyszło na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność aniżeli światło: bo złe były ich uczynki. Każdy bowiem, kto źle czyni, nienawidzi światła i nie zbliża się do światła, aby jego uczynki nie zostały ujawnione. Kto spełnia wymagania prawdy, zbliża się do światła, aby się okazało, że jego uczynki zostały dokonane w Bogu»”.
Mojżesz wywyższył węża na pustyni, co było konsekwencją grzechu. Lud grzeszył, Pan zesłał węże, które ich kąsały i umierali. Ale niesamowite jest w tej sytuacji Boże rozwiązanie, bo węże wiją się po piachu i wychodzą z każdego dostępnego miejsca. Jedynym właściwym sposobem na przeżycie było patrzenie w dół, na piach, aby je ominąć i uciec. A Bóg każe sporządzić węża miedzianego. Nie każe im od tego momentu nawracać się i zmieniać postępowania, bo wie, że nie są w stanie tak od zaraz odrzucić grzechu, w który są uwikłani. Mają patrzeć do góry, na symbol grzechu, a przez niego na niebo.
Dobra nowina to prawda, że Bóg daje łaskę pomimo uwikłań, w których tkwię po uszy. Już nie patrzę pod nogi, ale w górę, bo od Pana jest łaska zdrowia, nawet jeśli jestem ukąszony przez węża.
Mam wpatrywać się w KRZYŻ CHRYSTUSA, nawet jeśli każdego dnia kąsa mnie mój grzech i słabość. Mam patrzeć tam, bo patrząc na Niego, kiedy się nawracam, już nie liczę na siebie i na swoją złudną doskonałość! „Tak bowiem Bóg umiłował świat …”, czyli mnie z tym grzechem i słabością, że …na krzyżu umiera Jednorodzony Syn Ojca, Dziecko Boga. Umiera za mnie. Jestem „światem” Boga. Jak każdy człowiek jestem dla Niego jedynym dzieckiem, o które się stara. Bardzo konkretnie się stara – celem jest zbawienie, nie zostawia je samemu sobie. Jest ważne!
Bóg jak coś robi to zawsze maksymalnie – i jak kocha to także maksymalnie, czyli „na śmierć”.
To jest Dobra Nowina dla mnie – jestem ukochany tak, że Bóg nie cofnął się przed maksymalnymi środkami uwalniającymi mnie od skutków grzechu.
Ten, który cierpi nie chce potępiać, a miałby za co, On zbawia. Jego miłość ratuje.
Czy jest to dla mnie ważne?
Jak widzę Boga?
Czy jest dla mnie troskliwym Ojcem, czy po prostu Bogiem dalekim, jak każdy inny?
Czy wierzę w bezgraniczną życzliwość i przychylność Boga wobec mnie?
Czy wierzę w to, że miłość Boga do mnie jest większa od mojego grzechu, że mnie kocha „pomimo wszystko”, a nie „dlatego, że …”.
03 III – III NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU
EWANGELIA
J 2, 13-25
„Zbliżała się pora Paschy żydowskiej i Jezus przybył do Jerozolimy. W świątyni zastał siedzących za stołami bankierów oraz tych, którzy sprzedawali woły, baranki i gołębie. Wówczas, sporządziwszy sobie bicz ze sznurów, powypędzał wszystkich ze świątyni, także baranki i woły, porozrzucał monety bankierów, a stoły powywracał. Do tych zaś, którzy sprzedawali gołębie, rzekł: «Zabierzcie to stąd i z domu mego Ojca nie róbcie targowiska!» Uczniowie Jego przypomnieli sobie, że napisano: «Gorliwość o dom Twój pochłonie Mnie». W odpowiedzi zaś na to Żydzi rzekli do Niego: «Jakim znakiem wykażesz się wobec nas, skoro takie rzeczy czynisz? » Jezus dał im taką odpowiedź: «Zburzcie tę świątynię, a Ja w trzy dni wzniosę ją na nowo». Powiedzieli do Niego Żydzi: «Czterdzieści sześć lat budowano tę świątynię, a Ty ją wzniesiesz w przeciągu trzech dni?» On zaś mówił o świątyni swego ciała. Gdy zmartwychwstał, przypomnieli sobie uczniowie Jego, że to powiedział, i uwierzyli Pismu i słowu, które wyrzekł Jezus. Kiedy zaś przebywał w Jerozolimie w czasie Paschy, w dniu świątecznym, wielu uwierzyło w Jego imię, widząc znaki, które czynił. Jezus natomiast nie zawierzał im samego siebie, bo wszystkich znał i nie potrzebował niczyjego świadectwa o człowieku. Sam bowiem wiedział, co jest w człowieku”.
Tak naprawdę to Jezus tu mówi o krzyżu. „Gorliwość o dom Twój pożera Mnie”, a cóż jest tym Domem Bożym jak nie ja. Jestem świątynią Ducha Świętego. Jezusa pochłania więc gorliwość o mnie, co ostatecznie doprowadza Go na krzyż.
Ale zanim dojdzie do krzyża robi porządek. Ze świątyni wyrzuca bydło i wszelkie zwierzaki, czyli to co mając być środkiem stało się celem, bo pozwolono na targ w miejscu świętym. Jezus oczyszcza więc serce i życie z tego, co zaśmieca, tworzy hałas, brud i śmierdzi.
Niesamowite, że Żydzi są oburzeni, tak więc bronią brudu, hałasu i smrodu.
Jak reaguję na słuszną uwagę?
Staję w prawdzie czy bronię mojego brudu i smrodu?
Jestem otwarty na porządek, który Jezus chce wprowadzić czy chcę, aby wyrzucił On z mojego życia to wszystko, co stoi na przeszkodzie jedności z Nim i porządkowi?
Czy chcę, aby Jezus właśnie w taki mocny sposób działał w moim życiu?
Proszę Go o to?
Pierwszym krokiem jest tu sakrament pokuty – jak często do niego przystępuję?
Ostatnia sprawa – wiara, która jak się okazuje jest rzeczywistością ruchomą. Uczniowie, pomimo bycia z Jezusem i uczestniczenia w sposób naoczny w Jego cudach i głoszeniu nauki, uwierzyli dopiero po zmartwychwstaniu.
Człowiek potrzebuje czasu, a Bóg mu go daje i czeka, ale nie biernie. On działa, mówi, daje sytuacje, które motywują i ciągną nas ku górze.
Chcę być ciągnięty?
25 II – II NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU
EWANGELIA
Mk 9, 2-10
„Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i Jana i zaprowadził ich samych osobno na górę wysoką. Tam się przemienił wobec nich. Jego odzienie stało się lśniąco białe, tak jak żaden na ziemi folusznik wybielić nie zdoła. I ukazał się im Eliasz z Mojżeszem, którzy rozmawiali z Jezusem. Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: «Rabbi, dobrze, że tu jesteśmy; postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza». Nie wiedział bowiem, co powiedzieć, tak byli przestraszeni. I zjawił się obłok, osłaniający ich, a z obłoku odezwał się głos: «To jest mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie!» I zaraz potem, gdy się rozejrzeli, nikogo już nie widzieli przy sobie, tylko samego Jezusa. A gdy schodzili z góry, przykazał im, aby nikomu nie rozpowiadali o tym, co widzieli, zanim Syn Człowieczy nie powstanie z martwych. Zachowali to polecenie, rozprawiając tylko między sobą, co znaczy „powstać z martwych”.
Na początku Wielkiego Postu ewangelista Marek zwraca uwagę na przeżywanie boskości Jezusa, czyli na nasze przeżywanie Eucharystii.
Jezus przemienia się wobec uczniów. W czasie każdej Eucharystii Jezus dokonuje cudu przemiany, w którym, w sposób bardziej lub mniej świadomy, uczestniczy każda osoba na niej będąca. Wśród uczniów zapanował przestrach i zmieszanie, bo to ich przerosło. Była to jednak reakcja uczuciowa, a przez uczucia właśnie człowiek się wyraża, a nie … obojętność.
Jakie uczucia wywołuje we mnie samo słowo „Msza Święta”?
Jak przeżywam Eucharystię?
Czy jest dla mnie świętością, świętym czasem bycia i uczestnictwa w cudzie?
Znudzeniem?
Obowiązkiem?
Modlitwą?
Spotkaniem ze Słowem i Osobą, w rękach której leży moja przyszłość i życie?
Dobrą nowiną dla nas na dziś jest fakt, że Jezus sam z własnej inicjatywy bierze ze sobą uczniów, aby się wobec nich przemienić (jakkolwiek to nie brzmi – oni widzą Go innego).
On sam przygotowuje tą sytuację, chce dać im poznać siebie głębiej, inaczej.
Chce zmiany w nich – zmiany ich postrzegania Jego osoby.
Chce zmiany we mnie, w moim pojmowaniu Jego.
Ale czy ja chcę tej Jego zmiany we mnie?
18 II – I NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU
EWANGELIA
Mk 1, 12-15
„Duch wyprowadził Jezusa na pustynię. A przebywał na pustyni czterdzieści dni, kuszony przez Szatana, i był ze zwierzętami, aniołowie zaś Mu służyli. Gdy Jan został uwięziony, Jezus przyszedł do Galilei i głosił Ewangelię Bożą. Mówił: «Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię!»”.
Duch wyprowadza na pustynię życia. Pustynia, miejsce odseparowane, bez ludzi. Czas na samotność, myśli i decyzje.
Kiedy mnie Pan wyprowadził na pustynię mojego życia?
Co dał mi do przemyślenia i zmiany?
Co zrobiłem z tym czasem?
Wykorzystałem, czy zmarnowałem?
Jakie owoce przyniósł?
Bóg daje mi kolejny czas pustyni – Wielki Post. Jezusowi w czasie pustyni służyli Aniołowie.
Czy mam świadomość, że idąc za Jezusem i z Jezusem jestem narażony na pokusy szatana, ale też mam potężną obronę mojego Anioła Stróża?
Pamiętam o nim?
Proszę go o pomoc i opiekę?
Św. ojciec Pio widział i rozmawiał ze swoim Aniołem Stróżem. Mawiał: „Jakże wielką pociechą jest posiadanie ducha, który od łona matki do grobu nie opuszcza nas ani na moment, nawet w chwilach, gdy mamy czelność popełniać grzech (…) nie zapominaj nigdy o tym niewidocznym towarzyszu, który jest stale obecny (…) Wzywaj często swego Anioła Stróża i powtarzaj słowa następującej modlitwy:
„Aniele Boży, który jesteś moim opiekunem, Tobie zostałem powierzony z dobroci Ojca, oświecaj mnie, strzeż mnie, prowadź teraz i zawsze”.
Pamiętam o Nim?
Wszak jest ze mną nie tylko czterdzieści dni, ale zawsze!
11 II – VI NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mk 1, 40-45
„Pewnego dnia przyszedł do Jezusa trędowaty i upadłszy na kolana, prosił Go: «Jeśli zechcesz, możesz mnie oczyścić». A Jezus, zdjęty litością, wyciągnął rękę, dotknął go i rzekł do niego: «Chcę, bądź oczyszczony!» Zaraz trąd go opuścił, i został oczyszczony. Jezus surowo mu przykazał i zaraz go odprawił, mówiąc mu: «Bacz, abyś nikomu nic nie mówił, ale idź, pokaż się kapłanowi i złóż za swe oczyszczenie ofiarę, którą przepisał Mojżesz, na świadectwo dla nich». Lecz on po wyjściu zaczął wiele opowiadać i rozgłaszać to, co zaszło, tak że Jezus nie mógł już jawnie wejść do miasta, lecz przebywał w miejscach pustynnych. A ludzie zewsząd schodzili się do Niego”.
Zaczynając od tyłu sytuacji z trędowatym można by zarzucić mu, że przez niego Jezus nie mógł wejść do miasta i, być może w konsekwencji dalszej, mniej ludzi wie-działo o Nim i mniej przyszło do Niego. Głosił pomimo iż nie został posłany. Tu także widać, że Jezus dobrze wie, co i dla kogo, bo jednym mówi „idź i opowiadaj”, a innym „nic nie mów”. Jednak ostatnie zdanie Marka jest tzw. kropką nad „i” wszelkich dywagacji, bo ludzie i tak Go znaleźli i przyszli.
Tym samym zaprasza mnie, aby przyjść do Niego ze wszystkich miejsc, w których przebywa moje serce. On czeka na tej pustyni, w ciszy.
Gdzie przebywa moje serce?
W jakich sprawach jest ono zanurzone, a może zagubione?
Z drugiej strony to trudno, żeby człowiek, któremu tak diametralnie zmieniła się sytuacja życiowa, nie rozgłaszał tego. Trudno, aby ten, kto doświadczył Bożego działania w tak mocny sposób, nie mówił o tym co się stało. Jezus nakazuje człowiekowi do niedawna choremu, aby zaświadczył sobą. Ma tylko pokazać się i złożyć ofiarę, czyli dziękować. Tyle. Nic więcej. Nam chyba łatwiej jest mówić niż świadczyć. Wypowiedzenie słowa jest krótkie i nie konsumuje tyle energii życiowych co codzienne świadczenie, czyli pokazywanie życiem. To już jest trudne. Tak jak to ujął św. Franciszek z Asyżu: „Głoście Ewangelię, a jak zajdzie potrzeba, to i słowem”.
A do tego Jezus jego – mnie wzywa!
Jednak tym, co ujmuje jest sama postawa trędowatego. Wie, że tylko Jezus może go uzdrowić, a nie wymusza tego na Nim, ale zostawia Mu wolność. Słowa „jeśli chcesz” mają ogromną wagę – powierzenie się tzw. łasce i niełasce.
A ja czy jestem w stanie pozostawić wolność wyboru temu, kogo proszę o pomoc?
Jak reaguję, gdy osiągam to, o co proszę, a jak w sytuacji odmo-wy?
Czy moja modlitwa jest powierzeniem się Bogu z myślą, że On wie co i kiedy jest mi potrzebne?
A może zniechęcam się szybko uznając, że Bóg nie słucha, bo przecież trędowatego „zaraz” uzdrowił?
W tym fragmencie Jezus stawia pytanie i problem wiary i zaufania.
Kiepsko?
„Jezu, Ty się tym zajmij”
04 II – V NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mk 1, 29-39
„Po wyjściu z synagogi Jezus przyszedł z Jakubem i Janem do domu Szymona i Andrzeja. Teściowa zaś Szymona leżała w gorączce. Zaraz powiedzieli Mu o niej. On podszedł i podniósł ją, ująwszy za rękę, a opuściła ją gorączka. I usługiwała im. Z nastaniem wieczora, gdy słońce zaszło, przynosili do Niego wszystkich chorych i opętanych; i całe miasto zebrało się u drzwi. Uzdrowił wielu dotkniętych rozmaitymi chorobami i wiele złych duchów wyrzucił, lecz nie pozwalał złym duchom mówić, po-nieważ Go znały. Nad ranem, kiedy jeszcze było ciemno, wstał, wyszedł i udał się na miejsce pustyn-ne, i tam się modlił. Pośpieszył za Nim Szymon z towarzyszami, a gdy Go znaleźli, powiedzieli Mu: «Wszyscy Cię szukają». Lecz On rzekł do nich: «Pójdźmy gdzie indziej, do sąsiednich miejscowości, abym i tam mógł nauczać, bo po to wyszedłem». I chodził po całej Galilei, nauczając w ich synago-gach i wyrzucając złe duchy”.
Ewangelista Marek w sposób prosty chce przekazać jak najwię-cej o Jezusie, ale przy okazji mówi bardzo dużo o człowieku, bo oprócz słów jest działanie lub jego brak, które mówi o wiele więcej.
Na początku Jezus z synagogi przychodzi z braćmi Jakubem i Ja-nem do domu innych braci i od razu bierze się do służby tym, którzy sami nie mogą sobie pomóc. Od momentu wyjścia z synagogi następuje weryfikacja miłości nauczonej w relacji z Ojcem. I tak się dzieje do dziś i będzie jeszcze…
Jaka jest moja miłość w praktyce?
Czy działanie jest miłością?
Działanie uczniów pokazuje wiarę i ostatecznie staje się modlit-wą.
Tak od tyłu widząc sytuację, to gdyby nie wierzyli, że Jezus może w ogóle chcieć zająć się człowiekiem, to by o nim nie mówili, ani by go nie przynosili. Wierzą i działają, czyli mówią o teściowej, przynoszą do Niego chorych i opętanych, a przez to przyprowadzają do Je-zusa całe miasto.
Ewangelista zadaje mi więc dziś pytanie o stan mojej wiary i przez to o treść modlitwy.
Czy wierzę, że Jezus chce i może zająć się tym, co w moich bliskich jest chore, czy sam wchodzę w rolę „lekarza”?
Czy mówię o nich Jezusowi i przynoszę Mu ich w mojej modlit-wie?
Czy ostatecznie sam stoję „u drzwi” Jezusa?
Dlaczego jest to ważne? Bo najprościej nam, aby nie myśleć o swo-ich problemach i słabościach, zajmować się nimi u innych i ich „uzdrawiać”, bo sami ze sobą nie dajemy sobie rady.
Więcej widzimy u innych, a sami … okaz zdrowia?!
Naszym zadaniem jest, widząc choroby, przynosić chorych do Jezusa i zostawić ich przed Nim, aby się nimi zajął i stać „u drzwi” tam, gdzie On przebywa i słu-chać Go napełniając serce.
Ale czy jestem w stanie aż tak zaufać Jezusowi, że On wie najlepiej i zrobi co trzeba?
Bo to zaufanie zaowocuje kolejnym krokiem – szukaniem Jezusa, a jego brak – kontrolą i pretensjami.
Czego chcę?
Co wybieram?
28 I – IV NIESZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mk 1, 21-28
„W Kafarnaum Jezus w szabat wszedł do synagogi i nauczał. Zdumiewali się Jego nauką: uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę, a nie jak uczeni w Piśmie. Był właśnie w ich synagodze człowiek opętany przez ducha nieczystego. Zaczął on wołać: «Czego chcesz od nas, Jezusie Nazarejczyku? Przyszedłeś nas zgubić. Wiem, kto jesteś: Święty Boga». Lecz Jezus rozkazał mu surowo: «Milcz i wyjdź z niego! » Wtedy duch nieczysty zaczął nim miotać i z głośnym krzykiem wyszedł z niego. A wszyscy się zdumieli, tak że jeden drugiego pytał: «Co to jest? Nowa jakaś nauka z mocą. Nawet duchom nieczystym rozkazuje i są Mu posłuszne». I wnet rozeszła się wieść o Nim wszędzie po całej okolicznej krainie galilejskiej”.
Jezus naucza, słuchacze są zdumieni. Wypowiadane przez Jezusa słowa muszą ich głęboko dotykać.
Co mnie dotyka?
Jakie słowa mam w pamięci? Kto je wypowiedział?
Opętanego słowa Jezusa dotknęły na tyle, że zaczął to słowo za-głuszać, wołał i nie dał usłyszeć słowa. Zły zna ich wartość i będzie robił wszystko, aby one nie wy-brzmiały i aby je zagłuszyć.
Czym w mnie zagłusza Słowo Boga do mnie?
Dlaczego walczy, abym nie słyszał Boga mówiącego?
Czy wierzę w to, że słowa ewangelii, czyli Dobrej Nowiny są dla mnie dobrą nowiną?
Można zapytać się jaką, skoro słyszymy mniej więcej to samo od dzieciństwa?
Ale tak na prawdę to jest pytanie o wiarę. Czy wierzę, że słowa Jezusa mają zawsze moc pomimo tego, że wie, że będę je słyszeć po raz kolejny? Czy wierzę, że są żywe?
Czy ja je słyszę, czy słucham?
Czy słowo mnie porusza?
A może Eucharystia i Słowo Boże to już rutyna i przyzwyczajenie? Bóg sobie, a ja sobie.
Czy żyję usłyszanym słowem Bożym?
Dobrą Nowiną jest dla nas to, że duchy nieczyste, nawet one, są Mu posłuszne, nawet jeśli walczą o każdego, bo czasu mają mało i dobrze sobie z tego zdają sprawę. Nieczysty wrzeszczy i tylko tyle, a jedno słowo Jezusa kończy cały ten jego teatr.
Jedno słowo Jezusa.
21 I – III NIESZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mk 1, 14-20
„Gdy Jan został uwięziony, Jezus przyszedł do Galilei i głosił Ewangelię Bożą. Mówił: «Czas się wypełnił i bliskie jest królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię!» Przechodząc obok Jeziora Galilejskiego, ujrzał Szymona i brata Szymonowego, Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami. I rzekł do nich Jezus: «Pójdźcie za Mną, a sprawię, że się staniecie rybakami ludzi». A natychmiast, porzuciwszy sieci, poszli za Nim. Idąc nieco dalej, ujrzał Jakuba, syna Zebedeusza, i brata jego, Jana, którzy też byli w łodzi i naprawiali sieci. Zaraz ich powołał, a oni, zostawiwszy ojca swego, Zebedeusza, razem z najemnikami w łodzi, poszli za Nim”.
Dzisiejsza Ewangelia zaczyna, choć nie jest to jeszcze okres zwykły, przybliżać nam osobę Jezusa. Może nam się to wydawać dziwnym, że Kościół nie męczy się mówić od wieków o tym samym. Właśnie nie męczy się ,bo to nie jest nic męczącego mówić o osobie przebogatej, którą jest Jezus. Tym bardziej, że On cały czas zaskakuje, o czym przekonują święci, którzy za Nim poszli.
Bóg daje mi czas, który nieprzerwanie płynie, a przez ten fakt zbliża się królestwo Boże, czyli to, o co proszę w codziennej modlitwie „Przyjdź królestwo Twoje”.
Proszę, aby Pan królował w mojej rzeczywistości, aby ona należała do Niego.
Czy naprawdę tego chcę, aby każde moje „dziś” należało do Pana?
Zastanawiające jest to spojrzenie Jezusa, przez które ludzie, dorośli mężczyźni (a teraz i kobiety) rzucają wszystko i idą za Nim. Głos, spojrzenie, doświadczenie osoby sprawiają, że oddaje się Mu całe i jedyne życie i bez względu na aprobatę (lub jej brak) rodziny, przyjaciół, najbliższych.
Tym bardziej, że Jezus nie obiecuje łatwego życia i manny z nieba. Piotrowi i Andrzejowi zaproponował bycie „rybakami ludzi”, co znaczyło wyciąganie, łowienie ludzi z głębiny wodnej będącej symbolem śmierci, a ich udziałem jest tylko uwierzyć, że to Chrystusa będzie czynił. To On działa w człowieku, więc uzdalnia powołanych, a nie powołuje zdolnych. Patrząc w kontekście szerszym na tę grupę Dwunastu, którą Jezus zebrał, to żadne dzisiejsze przedsiębiorstwo szans z takim zarządem większych by nie miało, a Kościół jest oparty na nich. Oni kłócili się o to, kto jest ważniejszy, „synowie gromu” chcieli w destrukcyjny sposób rozprawić się z brakiem gościnności, Judasz…każdy wie. A Kościół jest, bo właśnie oni łowili ludzi, wyławiali ich i zapłacili za to śmiercią męczeńską.
Czy jestem gotów tracić siebie, swój czas i umiejętności dla ludzi od których nie mogę oczekiwać wdzięczności?
14 I – II NIESZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
J 1, 35-42
„Jan stał wraz z dwoma swoimi uczniami i gdy zobaczył przechodzącego Jezusa, rzekł: «Oto Baranek Boży». Dwaj uczniowie usłyszeli, jak mówił, i poszli za Jezusem. Jezus zaś, odwróciwszy się i ujrzawszy, że oni idą za Nim, rzekł do nich: «Czego szukacie?» Oni powiedzieli do Niego: «Rabbi! – to znaczy: Nauczycielu – gdzie mieszkasz?» Odpowiedział im: «Chodźcie, a zobaczycie». Poszli więc i zobaczyli, gdzie mieszka, i tego dnia pozostali u Niego. Było to około godziny dziesiątej. Jednym z dwóch, którzy to usłyszeli od Jana i poszli za Nim, był Andrzej, brat Szymona Piotra. Ten spotkał najpierw swego brata i rzekł do niego: «Znaleźliśmy Mesjasza » – to znaczy: Chrystusa. I przyprowadził go do Jezusa. A Jezus, wejrzawszy na niego, powiedział: «Ty jesteś Szymon, syn Jana; ty będziesz nazywał się Kefas» – to znaczy: Piotr”.
Andrzej zaraża swoim entuzjazmem. Spotkał Jezusa i jest Nim tak zachwycony, że nie po kolei, ale z otwartym sercem opowiada o tym wydarzeniu i przyprowadza do Jezusa swojego brata Piotra.
Zdumiewające jest to, że Jan Chrzciciel, który żył oczekiwaniem na Jezusa i którego misja na Jezusie właśnie była skupiona, on za Jezusem nie idzie. On dalej kieruje na Niego tracąc po kolei kolejnych uczniów.
Czy jestem w stanie tracić dla Jezusa ludzi?
Kto jest ważny, ja czy Bóg?
Uczniowie spotkali Jezusa i chcą Go poznać.
Czy ja chcę poznawać Jezusa?
Czy jest mi to obojętne, bo wystarczy, że byłem w kościele?
Czy w związku z tym chcę i potrafię ofiarować sobie czas, aby być z Jezusem i poznawać Go?
Jak?
Patrząc na Niego w Eucharystii i słuchając Go w Słowie?
Andrzej jest zachwycony na tyle, że nie obawia się wyznać wiary w mesjaństwo Jezusa.
Jak traktuję nawróconych entuzjastów?
Z przymrużeniem oka, bo „przejdzie im”?
Jak traktuję Jezusa w moim życiu – jak Boga, czy jak świąteczny dodatek?
Jezus widząc Szymona od razu nadaje mu nowe imię – widzi w nim coś czego on nie widzi. Do momentu spotkania jest Szymonem synem Jana, od teraz jest Piotrem – skałą, opoką – i to jest dziełem Boga w nim samym, o czym będzie się nie raz przekonywał.
07 I – NIEDZIELA CHRZTU PAŃSKIEGO
EWANGELIA
Mk 1, 7-11
„Jan Chrzciciel tak głosił: «Idzie za mną mocniejszy ode mnie, a ja nie jestem godzien, aby schyliwszy się, rozwiązać rzemyk u Jego sandałów. Ja chrzciłem was wodą, on zaś chrzcić was będzie Duchem Świętym». W owym czasie przyszedł Jezus z Nazaretu w Galilei i przyjął od Jana chrzest w Jordanie. W chwili gdy wychodził z wody, ujrzał rozwierające się niebo i ducha jak gołębicę zstępującego na Niego. A z nieba odezwał się głos: «Ty jesteś moim Synem umiłowanym, w Tobie mam upodobanie»”.
Ewangelista Jan nic nie mówi o tym, aby Jezus jak inni został w wodzie i wyznawał grzechy. Jest to znaczące i logiczne, bo Jezus grzechu nie miał.
To Bóg zrzucił na Niego nasze grzechy!
Jeśli tak jest to skąd wziął się grzech, cierpienie i trudności, z którymi borykamy się na co dzień, a w konsekwencji śmierć?
W sytuacji trudności, żalu i cierpienia, kiedy wyrywać się może z pogubionego i przygniecionego serca pytanie: „za jakie grzechy?”, w ludzkiej bezradności nie wiemy za bardzo, komu przypisać odpowiedzialność za wszelkie zło na ziemi, a szczególnie to, które nas dotyka. Nie chcemy nawet pomyśleć, że jest ono następstwem popełnionego grzechu. I to już ciągnie się od Adama i Ewy; nie uczymy się na błędach, nie chcemy uczyć się na błędach nawet swoich wciągając się w pułapkę „tym razem będzie inaczej”.
I kto jest odpowiedzialny?
Wiadomo – to Bóg, który chce …no właśnie czego On chce?
Uciemiężyć biednego człowieka, bo przecież nie da się żyć sprawiedliwie, moralnie, a przede wszystkim wiernie pomimo trudności?!
Czy tak myślę?
Jaka jest dla mnie Dobra Nowina?
Taka, że ten, o którym mówi Jan, że nie jest mu godzien rozwiązać sznurowadła, że On właśnie wziął na Siebie to, co należy do mnie, czyli odpowiedzialność za moje zło. Że jestem umiłowanym dzieckiem, a więc i dziedzicem, Ojca który ma we mnie upodobanie – to znaczy, że patrzy ponad to co ja widzę i widzi więcej niż ja. Pomimo moich słabości i grzechów, które (przypomnijmy) wziął na Siebie, On ma upodobanie we mnie, On mnie kocha, On widzi we mnie to, co Mu się podoba. A, że nie stwarza tego, co jest zbędne i czego nie kocha, to wniosek jest jeden i logiczny – jestem ukochanym dzieckiem, które Bóg Ojciec kocha pomimo jego nędzy i słabości, które obdarza talentami i które sobie upodobał, czyli widzi w nim coś takiego, co popchnęło Go do szaleństwa krzyża.
Jak się z tą miłością czuję?
31 XII – NIEDZIELA ŚWIĘTEJ RODZINY
EWANGELIA
Łk 2, 22-40
„Gdy upłynęły dni ich oczyszczenia według Prawa Mojżeszowego, Rodzice przynieśli Jezusa do Jerozolimy, aby przedstawić Go Panu. Tak bowiem jest napisane w Prawie Pańskim: «Każde pierworodne dziecko płci męskiej będzie poświęcone Panu». Mieli również złożyć w ofierze parę synogarlic albo dwa młode gołębie, zgodnie z przepisem Prawa Pańskiego. A żył w Jeruzalem człowiek imieniem Symeon. Był to człowiek sprawiedliwy i pobożny, wyczekujący pociechy Izraela; a Duch Święty spoczywał na nim. Jemu Duch Święty objawił, że nie ujrzy śmierci, aż zobaczy Mesjasza Pańskiego. Z natchnienia więc Ducha przyszedł do świątyni. A gdy Rodzice wnosili dzieciątko Jezus, aby postąpić z Nim według zwyczaju Prawa, on wziął Je w objęcia, błogosławił Boga i mówił: «Teraz, o Władco, pozwalasz odejść słudze Twemu w pokoju, według Twojego słowa. Bo moje oczy ujrzały Twoje zbawienie, które przygotowałeś wobec wszystkich narodów: światło na oświecenie pogan i chwałę ludu Twego, Izraela». A Jego ojciec i Matka dziwili się temu, co o Nim mówiono. Symeon zaś błogosławił ich i rzekł do Maryi, Matki Jego: «Oto Ten przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu, i na znak, któremu sprzeciwiać się będą – a Twoją duszę miecz przeniknie – aby na jaw wyszły zamysły serc wielu». Była tam również prorokini Anna, córka Fanuela z pokolenia Asera, bardzo podeszła w latach. Od swego panieństwa siedem lat żyła z mężem i pozostała wdową. Liczyła już sobie osiemdziesiąt cztery lata. Nie rozstawała się ze świątynią, służąc Bogu w postach i modlitwach dniem i nocą. Przyszedłszy w tej właśnie chwili, sławiła Boga i mówiła o Nim wszystkim, którzy oczekiwali wyzwolenia Jeruzalem. A gdy wypełnili wszystko według Prawa Pańskiego, wrócili do Galilei, do swego miasta – Nazaretu. Dziecię zaś rosło i nabierało mocy, napełniając się mądrością, a łaska Boża spoczywała na Nim”.
Ewangelista Łukasz opisuje dwie osoby biorące udział w tym prostym i podstawowym akcie religijnym. Każdy Izraelita miał przyjść i przedstawić Panu Bogu swojego pierworodnego syna.
Prości ludzie, a tak naprawdę tylko oni – Symeon i Anna – zobaczyli i rozpoznali cud. Symeon czekał na niego i przyjął z widoczną ulgą. Pomimo swego sędziwego wieku z cierpliwością oczekiwał spełnienia się obietnicy. Ewangelista mówi o nim, że „Duch Święty spoczywał na nim”, „jemu Duch Święty objawił” oraz „za natchnieniem Ducha” – łatwo wywnioskować, że jest to człowiek otwarty na Jego działanie i słuchający Jego natchnień, którym my (niestety) pozwalamy spaść na ziemię. Ale na szczęście dla nas Duch Święty jest cierpliwy bo i cierpliwość jest jednym z owoców Jego działania w życiu człowieka.
Symeon stawia nam więc pytanie o życie Ducha Świętego we mnie.
Czy pamiętam, że przez sakrament bierzmowania mam być świadkiem Jezusa?
Czy jestem świadkiem wobec tych wśród których żyję?
Czy może mój sakrament bierzmowania był „uroczystym w obecności Biskupa….” bo Pan Bóg jest mi potrzebny tylko na święta Bożego Narodzenia przy wigilijnym stole?
Anna, tak po ludzku i „po naszemu” powiedzielibyśmy, że nie ma za co dziękować – kilka lat małżeństwa i w dodatku nie ma mowy o dzieciach, a reszta jej życia to długie lata wdowiej samotności.
A ona w tym wszystkim Bogu służyła nie oszczędzając siebie i Go sławiła. Ale nie tylko w zaciszu świątyni, prywatnie i bez rozgłosu. Ona Go sławiła i mówiła o Nim wszystkim, którzy tak jak ona oczekiwali wyzwolenia narodowego.
Łatwo jest mówić o Bogu, gdy wszystko jest dobrze i po naszej myśli. Wtedy lekko przechodzą przez myśl słowa „bądź wola Twoja”, ale jak jest ciężko?
Jak przygniata niechciana choroba?
Jak relacje w rodzinie są napięte?
Jak nie ma za co żyć?
Jak atmosfera w pracy i widmo zwolnień odbierają chęć do porannego wstawania?
Jak …?
Czy jest wtedy „bądź wola Twoja” ufając i wierząc, że Bóg jest OJCEM, a więc kimś komu na mnie i moim szczęściu po prostu zależy?
Czy mówię Mu o moich trudnościach? (to jest to „jeśli nie staniecie się jak dzieci…” bo dziecko mówi otwarcie bez zamiatania pod dywan hardości o lęku bycia najgorszym – ciekawe kto mu to wmówił? )
Czy wierzę i ufam, że Bóg jest w mocy wyprostować moje drogi?
Tu z pomocą przychodzi Maryja ze zwiastowania, której od tego momentu grozi śmierć przez ukamienowanie. Ona powiedziała „Niech mi się stanie według słowa Twego”. Była wierna w ufności i Bóg się Nią zajął.
Ufam?
24 XII – IV NIEDZIELA ADWENTU
EWANGELIA
Łk 1, 26-38
„Bóg posłał anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do dziewicy poślubionej mężowi imieniem Józef, z rodu Dawida; a dziewicy było na imię Maryja. Wszedłszy do Niej, anioł rzekł: «Bądź pozdrowiona, łaski pełna, Pan z Tobą, błogosławiona jesteś między niewiastami ». Ona zmieszała się na te słowa i rozważała, co by miało znaczyć to pozdrowienie. Lecz Anioł rzekł do Niej: «Nie bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna, któremu nadasz imię Jezus. Będzie on wielki i zostanie nazwany Synem Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron Jego praojca, Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca». Na to Maryja rzekła do Anioła: «Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?» Anioł Jej odpowiedział: «Duch Święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego okryje Cię cieniem. Dlatego też Święte, które się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym. A oto również krewna Twoja, Elżbieta, poczęła w swej starości syna i jest już w szóstym miesiącu ta, którą miano za niepłodną. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego». Na to rzekła Maryja: «Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa twego». Wtedy odszedł od Niej Anioł”.
Anioł „wszedł” do Maryi. Wszedł do serca. Co znalazł?
Co znalazłby Anioł wszedłszy do mojego serca?
A tak naprawdę to „wszedł” oznacza wejście do całej istoty osoby, a obejmuje to życie, codzienność, relacje, pracę, trud, radość, kłopoty, zabawę … i w to wchodzi Boży posłaniec z Bożym słowem pokoju i zamieszania. Bóg pomieszał w życiu Maryi jej plany. Wydawałoby się, że przyszedł nie w czas, mógł wcześniej, może zanim nastąpiły zaślubiny, a może i później. Niby nie w czas, a jednak właśnie wtedy kiedy było najlepiej.
Zamieszał w życiu i sercu, ale ono zostało wierne „niech mi się stanie według słowa twego”.
Maryja oddała Bogu panowanie nad sobą.
Czy oddaję Bogu panowanie nade mną?
Ona zrezygnowała z własnych planów, a ja – czy jestem w stanie zrezygnować z mojego planu, zdania, poglądu, a nawet wizerunku w oczach innych (Maryja znając prawo wiedziała, jak od teraz będzie postrzegana) dla Boga?
Rzeczywistość bez końca – panowanie Boga. Ale czy rzeczywiście bez końca, bez granic panuje Jezus w moim sercu?
Mogę Mu, niestety, sam postawić barierę woli, a On ją uszanuje i będzie cierpliwie czekał dając mi znaki obecności, o ile zechcę je uznać.
Ale czy tego chcę?
Panie, Ty wiesz, że nie raz Twoje panowanie mi się nie podoba!
Jak uwierzyć, że Ty jesteś miłością i chcesz mojego dobra?
Mam patrzeć na Ciebie na krzyżu!
Dobrze.
17 XII – III NIEDZIELA ADWENTU
EWANGELIA
J 1, 6-8. 19-28
„Pojawił się człowiek posłany przez Boga – Jan mu było na imię. Przyszedł on na świadectwo, aby zaświadczyć o światłości, by wszyscy uwierzyli przez niego. Nie był on światłością, lecz został posłany, aby zaświadczyć o światłości. Takie jest świadectwo Jana. Gdy Żydzi wysłali do niego z Jerozolimy kapłanów i lewitów z zapytaniem: «Kto ty jesteś? », on wyznał, a nie zaprzeczył, oświadczając: «Ja nie jestem Mesjaszem». Zapytali go: «Cóż zatem? Czy jesteś Eliaszem?» Odrzekł: «Nie jestem». «Czy ty jesteś prorokiem?» Odparł: «Nie». Powiedzieli mu więc: «Kim jesteś, abyśmy mogli dać odpowiedź tym, którzy nas wysłali? Co mówisz sam o sobie?» Powiedział: «Jam głos wołającego na pustyni: Prostujcie drogę Pańską, jak rzekł prorok Izajasz». A wysłannicy byli spośród faryzeuszów i zaczęli go pytać, mówiąc do niego: «Czemu zatem chrzcisz, skoro nie jesteś ani Mesjaszem, ani Eliaszem, ani prorokiem?» Jan im tak odpowiedział: «Ja chrzczę wodą. Pośród was stoi Ten, którego wy nie znacie, który po mnie idzie, a któremu ja nie jestem godzien odwiązać rzemyka u Jego sandała»”.
Można powiedzieć, że Jan jest pierwszym posłanym i od razu budzi zdziwienie, a nawet kontrowersje. Ma on konkretne zadanie do spełnienia – świadczyć o światłości, aby wszyscy uwierzyli. Celem jest wiara prowadząca do relacji z Bogiem, a nie osoba Jana; on jest narzędziem, które jest wymagające, ale na początku od siebie. Poprzez osobę Jana Chrzciciela ewangelista stawia przede mną ważne pytania:
Czy wymagam od siebie, czy może więcej od osób mi bliskich, czy tych, z którymi współpracuję?
Czy nie rozliczam bliskich, a siebie nie usprawiedliwiam po intencjach „chciałem dobrze, a wyszło jak zawsze”?
Jan dla siebie był surowy, bo wiedział kto i do czego go posłał, a innych chrzcił wysłuchując ich grzechy.
Czy modlę się za powołanych i posłanych, czy tylko osądzam wymagając i wytykając ich błędy i słabości?
Jan sam wskazuje na to, kim jest. Drobnostka, a jakże ważna: „wyznał, a nie zaprzeczył”, to znaczy, że sam jako pierwszy mówi kim jest, aby nikomu nie zostawiać dwuznaczności. Stawia siebie w prawdzie swojej pokory. Jest głosem wołającego, który się słyszy, ale go nie widać.
Bóg dał mu konkretne zadanie i to wręcz zadanie życia.
Jakie jest moje zadanie, które dał im Pan?
Jak je odczytuję?
Czy w ogóle się nad tym zastanawiam?
Czy zależy mi na tym, aby je odkryć?
Czy pytam Boga, czy jest mi to obojętne?
Jak to zadanie wypełniam?
Na koniec pokazuje jeszcze prawdę ludzkiej codzienności wskazując, że Jezus jest pośród nas, stoi pomiędzy nami. Nie jestem sam, nawet jeśli tak się czuję nie zauważając Jego obecności przez skupienie na sobie. A On się tym nie zniechęca; On jest tym „którego wy nie znacie”.
Czy chcę Go poznawać?
Czy zauważam Jego cichą i subtelną obecność? A jest subtelna na tyle, że nikt Go nie rozpoznaje, choć jak twierdzi prorok „pośród was stoi”.
Bóg kolejny raz przychodzi niezauważalny.
10 XII – II NIEDZIELA ADWENTU
EWANGELIA
Mk 1, 1-8
„Początek Ewangelii Jezusa Chrystusa, Syna Bożego. Jak jest napisane u proroka Izajasza: «Oto Ja posyłam wysłańca mego przed Tobą; on przygotuje drogę Twoją. Głos wołającego na pustyni: Przygotujcie drogę Panu, prostujcie dla Niego ścieżki», wystąpił Jan Chrzciciel na pustyni i głosił chrzest nawrócenia na odpuszczenie grzechów. Ciągnęła do niego cała judzka kraina oraz wszyscy mieszkańcy Jerozolimy i przyjmowali od niego chrzest w rzece Jordan, wyznając swoje grzechy. Jan nosił odzienie z sierści wielbłądziej i pas skórzany około bioder, a żywił się szarańczą i miodem leśnym. I tak głosił: «Idzie za mną mocniejszy ode mnie, a ja nie jestem godzien, aby schyliwszy się, rozwiązać rzemyk u Jego sandałów. Ja chrzciłem was wodą, on zaś chrzcić was będzie Duchem Świętym»”.
Ewangelista Marek już na samym początku mówi w czym rzecz. Ewangelia, czyli dobra nowina jest Jezusa, który jest Synem Bożym i do tego jest mocny!
Jaki jest Jezus w mojej świadomości w sercu?
Czy jest to Bóg mocny, czy może młodzieniec z lokami o miłym wyglądzie?
Czy jest to Bóg, który ma moc rozwiązać moje problemy?
Czy po prostu miły jegomość niewtrącający się do mojego życia?
Jeszcze pozostaje koronne pytanie – czy chcę, aby się wtrącał?
Zazwyczaj, gdy Jezus dokonywał cudu, np. uzdrowienia kończył to słowami „twoja wiara cię uzdrowiła”. Więc jeśli dzieje się według wiary, to jaka jest ta moja wiara?
Mój Bóg jest mocny, czy ….?
03 XII – I NIEDZIELA ADWENTU
EWANGELIA
Mk 13, 33-37
„Jezus powiedział do swoich uczniów: «Uważajcie, czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy czas ten nadejdzie. Bo rzecz ma się podobnie jak z człowiekiem, który udał się w podróż. Zostawił swój dom, powierzył swym sługom staranie o wszystko, każdemu wyznaczył zajęcie, a odźwiernemu przykazał, żeby czuwał. Czuwajcie więc, bo nie wiecie, kiedy pan domu przyjdzie: z wieczora czy o północy, czy o pianiu kogutów, czy rankiem. By niespodzianie przyszedłszy, nie zastał was śpiących. Lecz co wam mówię, do wszystkich mówię: Czuwajcie!»”
Dziś, na początek Adwentu, Pan Jezus mówi nam o roli każdego człowieka w całości stworzenia. Swój „dom” i staranie o wszystko, co go dotyczy, powierzył swoim sługom, czyli nam. Ma do nas zaufanie.
Czy moją codzienność, rodzinę, pracę, obowiązki widzę jako mój „dom”?
Czy kocham mój „dom”?
Do tego każdy sługa ma swoje zadanie wyznaczone przez właściciela domu.
Jakie jest moje zadanie w „domu Pana”?
Czy mam świadomość, że jestem jedyny i niepowtarzalny? To zadanie, które polecił mi Pan, ja wykonam w sobie właściwy sposób, kto inny wykona je w sobie właściwy sposób i już inaczej.
Co mi Pan powierzył w zaufaniu, że zajmę się tym najlepiej jak potrafię?
Czy nawet najdrobniejsze prace w moim „domu” wykonuję z radością, bo spełniam je dla tych, których kocham?
Pan przyjdzie … no właśnie, nie wiadomo kiedy. Cieszę się, czekając na Niego jako na kogoś bliskiego i kochanego, czy obawiam się Go jak niechcianego gościa, który przecież przyjdzie do „swojego domu”?
26 XI – UROCZYSTOŚĆ JEZUSA CHRYSTUSA KRÓLA WSZECHŚWIATA
EWANGELIA
Mt 25, 31-46
„Jezus powiedział do swoich uczniów: «Gdy Syn Człowieczy przyjdzie w swej chwale, a z Nim wszyscy aniołowie, wtedy zasiądzie na swoim tronie pełnym chwały. I zgromadzą się przed Nim wszystkie narody, a On oddzieli jednych ludzi od drugich, jak pasterz oddziela owce od kozłów. Owce postawi po prawej, a kozły po swojej lewej stronie. Wtedy odezwie się Król do tych po prawej stronie: „Pójdźcie, błogosławieni u Ojca mojego, weźcie w posiadanie królestwo, przygotowane dla was od założenia świata!
Bo byłem głodny, a daliście Mi jeść;
byłem spragniony, a daliście Mi pić;
byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie;
byłem nagi, a przyodzialiście Mnie;
byłem chory, a odwiedziliście Mnie;
byłem w więzieniu, a przyszliście do Mnie”.
Wówczas zapytają sprawiedliwi: „Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym i nakarmiliśmy Ciebie? Albo spragnionym i daliśmy Ci pić? Kiedy widzieliśmy Cię przybyszem i przyjęliśmy Cię, lub nagim i przyodzialiśmy Cię? Kiedy widzieliśmy Cię chorym lub w więzieniu i przyszliśmy do Ciebie?” A Król im odpowie: „Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnie uczyniliście”.
Wtedy odezwie się i do tych po lewej stronie: „Idźcie precz ode Mnie, przeklęci, w ogień wieczny, przygotowany diabłu i jego aniołom!
Bo byłem głodny, a nie daliście Mi jeść;
byłem spragniony, a nie daliście Mi pić;
byłem przybyszem, a nie przyjęliście Mnie;
byłem nagi, a nie przyodzialiście Mnie;
byłem chory i w więzieniu, a nie odwiedziliście Mnie”.
Wówczas zapytają i ci: „Panie, kiedy widzieliśmy Cię głodnym albo spragnionym, albo przybyszem, albo nagim, kiedy chorym albo w więzieniu, a nie usłużyliśmy Tobie?” Wtedy odpowie im: „Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tego i Mnie nie uczyniliście”.
I pójdą ci na wieczną karę, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego»”.
Dziś Pan Jezus pokazuje w sposób konkretny, że możemy się mijać w zachwycie nad wartościami. To, co dla nas może, i niejednokrotnie ma, znaczenie, czyli tytuły, urzędy, stanowiska, zasługi, dla Niego nie jest ważne. Jego statusem jest bycie „błogosławionymi Ojca” i jest to tytuł wieczny. Tak samo zresztą jak tytuł „przeklętych”, niestety także w statusie wieczności.
Główną miarą przyznawania tego tytułu nie jest pojemność głowy, ale serca. Praktyka miłości, lub jej brak, jest tu najważniejszym kryterium, a adresatami są najmniejsi. Sąd jest szczegółowy z czynów miłości codziennej, tej, którą mogłem praktykować i albo to robiłem, albo nie. Z miłości, którą Jezus określa mianem „wszystko, co…”, z miłości małej i prostej.
Jaka jest moja miłość?
Czy potrzebuję do niej wstępów, oklasku i pochwał?
Czy może jest ona cicha, codzienna i czasem okupiona trudem przezwyciężania siebie?
Czy moje serce jest dyspozycyjne?
Czy Bóg wie, że może się mną posłużyć?
Czy chcę aby się mną posłużył stawiając przede mną wyzwania?
Czy chcę tracić czas dla tych Jezusowych „najmniejszych”?
Czy ta miłość jest dla mnie służbą z serca, czy tylko spełnianym obowiązkiem, czy przyzwyczajeniem?
Jezus błogosławi i uświęca ten serdeczny trud! On go nie zostawia i jest dla Niego bardzo cenny, bo wieczność to nie byle jaka zaplata!
19 XI – XXXIII NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mt 25, 14-30
„Jezus opowiedział swoim uczniom następującą przypowieść: «Podobnie jest z królestwem niebieskim jak z pewnym człowiekiem, który mając się udać w podróż, przywołał swoje sługi i przekazał im swój majątek. Jednemu dał pięć talentów, drugiemu dwa, trzeciemu jeden, każdemu według jego zdolności, i odjechał. Zaraz ten, który otrzymał pięć talentów, poszedł, puścił je w obieg i zyskał drugie pięć. Tak samo i ten, który dwa otrzymał; on również zyskał drugie dwa. Ten zaś, który otrzymał jeden, poszedł i, rozkopawszy ziemię, ukrył pieniądze swego pana. Po dłuższym czasie powrócił pan owych sług i zaczął rozliczać się z nimi. Wówczas przyszedł ten, który otrzymał pięć talentów. Przyniósł drugie pięć i rzekł: „Panie, przekazałeś mi pięć talentów, oto drugie pięć talentów zyskałem”. Rzekł mu pan: „Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana!” Przyszedł również i ten, który otrzymał dwa talenty, mówiąc: „Panie, przekazałeś mi dwa talenty, oto drugie dwa talenty zyskałem”. Rzekł mu pan: „Dobrze, sługo dobry i wierny! Byłeś wierny w rzeczach niewielu, nad wieloma cię postawię: wejdź do radości twego pana!” Przyszedł i ten, który otrzymał jeden talent, i rzekł: „Panie, wiedziałem, że jesteś człowiekiem twardym: żniesz tam, gdzie nie posiałeś, i zbierasz tam, gdzie nie rozsypałeś. Bojąc się więc, poszedłem i ukryłem twój talent w ziemi. Oto masz swoją własność!” Odrzekł mu pan jego: „Sługo zły i gnuśny! Wiedziałeś, że żnę tam, gdzie nie posiałem, i zbieram tam, gdzie nie rozsypałem. Powinieneś więc był oddać moje pieniądze bankierom, a ja po powrocie byłbym z zyskiem odebrał swoją własność. Dlatego odbierzcie mu ten talent, a dajcie temu, który ma dziesięć talentów. Każdemu bowiem, kto ma, będzie dodane, tak że nadmiar mieć będzie. Temu zaś, kto nie ma, zabiorą nawet to, co ma. A sługę nieużytecznego wyrzućcie na zewnątrz – w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów”».
Pan daje talenty, Bóg inwestuje w człowieka, ale według jego możliwości. Nie daje tyle, aby człowiek nie mógł unieść, ale też nikt nie może powiedzieć, że Bóg mu poskąpił i nie dał nic.
Czy odkryłem już dary Boże we mnie?
Czy naprawdę uważam je za dary?
Niesamowite jest to, że wielkość daru jest wręcz dopasowana do odbiorcy i jego możliwości, bo każdy otrzymał tyle ile według swoich możliwości może zduplikować. Dlaczego?
Dlaczego ten co otrzymał pięć, zyskał tyle samo co ten, co otrzymał dwa także.
Czy aż tak Bóg myśli o człowieku, aby swoimi darami i ich wielkością chronić jego serce przed pychą i zazdrością?
Tak więc od razu rodzi się pytanie, który dar otrzymany jest mi szczególnie użyteczny, za który chcę szczególnie podziękować, na którym buduję swoje życie? Ale także, czy patrząc na innych akceptuję moje niedoskonałości i braki?
Ale dobra nowina dla nas na dziś to nawet nie jest ilość pomnożonych talentów, ale wierność z jaką podchodzę do nawet najmniejszych obowiązków. Radością Pana jest wierność sługi w „niewielu rzeczach”.
Czy jestem wierny „szarej codzienności”?
Czy z zaangażowaniem wykonuję codzienne obowiązki, które może już przychodzą mi wręcz mechanicznie?
Czy dostrzegam, że w tym, co wykonuję każdego dnia jest Bóg, On mi to dał, On chce się mną posłużyć, bo wie, że może?
12 XI – XXXII NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mt 25, 1-13
„Jezus opowiedział swoim uczniom tę przypowieść: «Podobne będzie królestwo niebieskie do dziesięciu panien, które wzięły swoje lampy i wyszły na spotkanie pana młodego. Pięć z nich było nierozsądnych, a pięć roztropnych. Nierozsądne wzięły lampy, ale nie wzięły z sobą oliwy. Roztropne zaś razem z lampami zabrały również oliwę w swoich naczyniach. Gdy się pan młody opóźniał, senność ogarnęła wszystkie i posnęły. Lecz o północy rozległo się wołanie: „Oto pan młody idzie, wyjdźcie mu na spotkanie!” Wtedy powstały wszystkie owe panny i opatrzyły swe lampy. A nierozsądne rzekły do roztropnych: „Użyczcie nam swej oliwy, bo nasze lampy gasną”. Odpowiedziały roztropne: „Mogłoby i nam, i wam nie wystarczyć. Idźcie raczej do sprzedających i kupcie sobie”. Gdy one szły kupić, nadszedł pan młody. Te, które były gotowe, weszły z nim na ucztę weselną, i drzwi zamknięto. Nadchodzą w końcu i pozostałe panny, prosząc: „Panie, panie, otwórz nam!” Lecz on odpowiedział: „Zaprawdę, powiadam wam, nie znam was”. Czuwajcie więc, bo nie znacie dnia ani godziny»”.
Pan Jezus w dzisiejszej Ewangelii pyta mnie o wiarę i gotowość na Jego przyjście, którego pozornie czas podaje, bo pan przybędzie o „północy”, ale jest to synonim czasu najmniej oczekiwanego.
Panny wychodzą na spotkanie pana młodego, ale nie wszystkie są zapobiegliwe. Wszystkie są wytrwałe, żadna nie zdezerterowała znudzona oczekiwaniem. Nawet jeśli zasnęły, to jednak są, bo kochają. Zależy im na panu młodym, chcą się z nim spotkać.
Biorą lampy. Każdy z nas stanie przed Panem z lampą życia.
Czy dziękuję Bogu za moje życie?
Czy moja lampa w ogóle świeci?
Jaki płomień posiada?
Duży, czy ledwo się tlący?
I jak płomień jest uzależniony od poziomu i ilości oliwy, a bez niej ani rusz, tak i moje życie jest uzależnione od wiary, która jest w sercu. To właśnie ta oliwa – wiara – podsyca wielkość płomienia, czyli jest podstawą życia i rozpala serce. Co więcej – tej oliwy, tej cnoty, nie da się „pożyczyć”, ani dać, o nią trzeba zadbać, trzeba się postarać i pomyśleć zapobiegawczo.
Jak dbam o moją wiarę?
Czy staram się ją pogłębiać?
Gdzie idę ją „zakupić”?
Czy mi zależy na tym, aby wiarą było przesycone moje „dziś” i przez to oczekiwanie Pana?
Pan młody jednak opóźnia się.
Czy pamiętam sytuacje, kiedy doświadczałem, że Pan opóźniał się? Kiedy wołałem w sercu „Panie przyjdź! Ratuj!” a On opóźniał się, nie reagował tak jak chciałem, kiedy chciałem i nie zaraz jak chciałem?
Jak Pan zadziałał?
Jezus daje jeszcze jedną obietnicę: „nie znacie dnia ani godziny”. To jest zapowiedź Jego przyjścia, wbrew moim zniechęceniom, czy utracie nadziei na Jego obecność.
Tylko, czy chce mi się czuwać z sercem bliskim choć fizycznie dalekim?
05 XI – XXXI NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mt 23, 1-12
„Jezus przemówił do tłumów i do swych uczniów tymi słowami: «Na katedrze Mojżesza zasiedli uczeni w Piśmie i faryzeusze. Czyńcie więc i zachowujcie wszystko, co wam polecą, lecz uczynków ich nie naśladujcie. Mówią bowiem, ale sami nie czynią. Wiążą ciężary wielkie i nie do uniesienia i kładą je ludziom na ramiona, lecz sami palcem ruszyć ich nie chcą. Wszystkie swe uczynki spełniają w tym celu, żeby się ludziom pokazać. Rozszerzają swoje filakterie i wydłużają frędzle u płaszczów. Lubią zaszczytne miejsca na ucztach i pierwsze krzesła w synagogach. Chcą, by ich pozdrawiano na rynkach i żeby ludzie nazywali ich Rabbi. A wy nie pozwalajcie nazywać się Rabbi, albowiem jeden jest wasz Nauczyciel, a wy wszyscy jesteście braćmi. Nikogo też na ziemi nie nazywajcie waszym ojcem; jeden bowiem jest Ojciec wasz, Ten w niebie. Nie chciejcie również, żeby was nazywano mistrzami, bo jeden jest tylko wasz Mistrz, Chrystus. Największy z was niech będzie waszym sługą. Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony»”.
Jezus stawia mi dziś przed oczy problem mojej autentyczności.
Czy jestem jednoznaczny?
Jaki jestem w relacjach, obowiązkach, modlitwie?
Co jest motywem mojego zachowania czy wypełniania obowiązków?
Relacje, obowiązki – to zadania i dary, które daje mi Pan. Jakie jest w tym moje serce? Czym jest napełnione?
Jeśli jest to miłość Boża to nie ma tu miejsca na udawanie, dwuznaczność, tzw. robienie „po łepkach”, ale jest skromność, prawda i pokora w działaniu. Jeśli natomiast jest tu miłość własna będę patrzył na to, jak się prezentuję, czy korzyść jest większa od włożonego wysiłku, czy mi się po prostu opłaca. Będzie w tym dużo hałasu, narzekania, budowania swojej pozycji kosztem innych. Będzie szukanie bycia zauważonym i pochwał, które będą wartościowały nie tylko jakość spełnionego dobra, ale w ogóle jego zaistnienie.
Bo tak po ludzku biorąc, to miłość, która jest darem, nigdy się nie „opłaca”, gdyż jest ona dawaniem siebie oraz inwestycją i to niejednokrotnie długodystansową, o czym dobrze wiedzą rodzice i wszyscy uczestniczący w trudzie wychowywania. Nie raz wysiłek włożony przewyższa otrzymany wynik, który może być widziany jako marny. Tu matematyka w ogóle nie obowiązuje.
Kto jest na pierwszym miejscu w tym co robię?
Czyje opinie i sądy są dla mnie ważne?
Od czyjego osądu uzależniam dobro zdziałane przeze mnie?
Od czyjej pochwały uzależniam siebie?
Komu chce się pokazać?
Jakiego siebie chcę pokazać?
Zależy mi na prawdzie, czy wizerunku?
Pan Jezus dziś zadaje dużo pytań.
22 X – XXIX NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
29 X – UROCZYSTOŚĆ POŚWIĘCENIA KOŚCIOŁA
EWANGELIA
Mt 16, 13-19
„Gdy Jezus przyszedł w okolice Cezarei Filipowej, pytał swych uczniów: «Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego?» A oni odpowiedzieli: «Jedni za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za Jeremiasza albo za jednego z proroków». Jezus zapytał ich: «A wy za kogo Mnie uważacie?» Odpowiedział Szymon Piotr: «Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego». Na to Jezus mu rzekł: «Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie. Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr, czyli Opoka, i na tej opoce zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie»”.
A dziś Pan Jezus subtelnie obala fałszywą, lecz dość popularną i uważaną za prawdziwą tezę: „Bóg – tak, Kościół – nie”.
Dość wyraźnie stwierdza, że Kościół jest Jego. Oczywiście już dzieci podstawówkowe wiedzą, że Jezus nie mówi o budynku, ale o wspólnocie, do której należy każdy ochrzczony, czyli każdy od papieża począwszy, na najmniejszym, dopiero co ochrzczonym dziecku skończywszy. Ale to nie koniec, bo w prawdzie o świętych obcowaniu mamy do czynienia ze wspólnotą Kościoła uwielbionego i jeszcze oczyszczającego się.
Tak więc mamy prawo do radości – jesteśmy wspólnotą, czyli mamy wspólny początek, środek i koniec. Początek w Bożym akcie stworzenia, koniec w życiu wiecznym (ale to raczej cel i początek nowego niż koniec w ścisłym tego słowa znaczeniu) i środek we wszystkich sposobach, jakie Kościół daje nam do tego, aby cel osiągnąć. I o ile osiągamy go razem, czyli trwamy we wspólnocie tegoż Kościoła, o tyle możemy być pewni, że ta wspólnota pomoże nam ten cel osiągnąć. Nie zrobi tego za mnie, ale pomoże w jego osiągnięciu, bo sam niestety zdany jestem na skutki grzechu pierworodnego, a jednym z jego przejawów jest lenistwo.
Ale czy będąc osobą ochrzczoną chcę należeć do tej wspólnoty?
Czy czuję i doświadczam, że mam miejsce w Kościele?
Czy tego miejsca szukam?
Czy raczej jest mi to żywo obojętne?
Wspólnota podniesie, podtrzyma i pomoże iść, ale kroków za mnie nie postawi.
To już jest decyzja każdego ochrzczonego. A decyzja ta jest możliwa przez dar wiary, który jest darem Bożym.
I jeszcze ważna sprawa – Kościół jest zbudowany na Skale, która jest mocna, bo z Boga i krucha, bo ludzka. Swój Kościół, dzieło miłości i miejsce łaski, założył Bóg na człowieku! Bardzo kruchym człowieku, a przez to widać wręcz „jak na dłoni”, kto tu działa. Skała dość specyficzna, jak zresztą i wspólnota, w której jest pierwszym. Każdy specyficzny, każdy inny, każdy ze swoim sposobem myślenia (jak Piotrowa reakcja na zapowiedź męki – Piotr wyszedł „przed szereg”, a Jezus go w nim znowu ustawił; bardzo konkretnie ustawił) czy rozwiązywania trudności (pomysł „synów gromu” na wielkie „ognisko”). I takich Jezus wybrał, aby byli z Nim tymi „pierwszymi” Kościoła.
Dziś powiedzielibyśmy: ostro!
Takim ryzykantem może być tylko Bóg.
22 X – XXIX NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mt 22, 15-21
„Faryzeusze odeszli i naradzali się, jak by podchwycić Jezusa w mowie. Posłali więc do Niego swych uczniów razem ze zwolennikami Heroda, aby mu powiedzieli: «Nauczycielu, wiemy, że jesteś prawdomówny i drogi Bożej w prawdzie nauczasz. Na nikim Ci też nie zależy, bo nie oglądasz się na osobę ludzką. Powiedz nam więc, jak ci się zdaje? Czy wolno płacić podatek cezarowi, czy nie?» Jezus przejrzał ich przewrotność i rzekł: «Czemu wystawiacie Mnie na próbę, obłudnicy? Pokażcie Mi monetę podatkową!» Przynieśli Mu denara. On ich zapytał: «Czyj jest ten obraz i napis?» Odpowiedzieli: «Cezara». Wówczas rzekł do nich: «Oddajcie więc cezarowi to, co należy do cezara, a Bogu to, co należy do Boga»”.
W dzisiejszej Ewangelii Pan Jezus porusza wiele spraw, a co za tym idzie zadaje wiele pytań.
Faryzeusze chcą „zagiąć” Jezusa, czyli wykazać Mu błąd. Nie przyjmują Jego nauki, więc dla obrony siebie chcą wykazać, że nie ma racji.
Jak ja traktuję to, co mi daje Pan w codzienności?
Czy może chcę pokazać, że nie ma racji dając mi taką czy inną sytuację, która po prostu nie pasuje mi, bo pokazuje mi prawdę o mnie samym?
Posłali więc swoich uczniów i innych z mową na zagajenie sprawy. Posłańcy powtarzali to, co im zostało polecone, nie mówili tego, co sami sądzą, ale działali odtwórczo.
Jak ja działam?
Co myślę o innych? Co mówię o innych?
Czy jest to mój sposób widzenia, czy powtarzam po innych, aby nie musieć samemu się określać?
Jaki jest cel moich rozmów – prawda czy „zagięcie przeciwnika”? Nawet mogę sobie nie zdawać z tego do końca sprawy, ale traktuję wtedy rozmówcę jak przeciwnika i nie ma tu już mowy o dialogu. Jest atak.
Tu dochodzą do ich sedna sprawy: płacić – nie płacić, co tak na prawdę nie jest istotą.
Jezus pokazuje im dwojakość życia człowieka – jego cielesność i duchowość.
Cielesność, która podaje mi obowiązki i relacje rodzinne, społeczne, zawodowe i duchowość, która podaje mi obowiązek relacji z Bogiem i ze mną samym. Obowiązek, bo człowiek jest istotą cielesno-duchową i chcąc żyć pełnią swego człowieczeństwa nie da się żadnej z tych stron pominąć.
Jak traktuję te dwie rzeczywistości życia? Która wypiera którą? Może któraś jest ważniejsza?
Która?
A Pan daje do zrozumienia, że obydwie rzeczywistości są ważne i mam je wypełniać dobrze – Bóg chce i domaga się mojej uwagi i mojego czasu, który jest Jego własnością.
Oddaję Mu go?
Czy ci, którzy mają prawo do mnie, mojej uwagi, czasu i zdolności mogą na mnie liczyć?
Czy Boga, który jest we mnie dopuszczam do głosu?
Czy pozwalam Mu mnie kochać?
15 X – XXVIII NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mt 22, 1-14
„Jezus w przypowieściach mówił do arcykapłanów i starszych ludu: «Królestwo niebieskie podobne jest do króla, który wyprawił ucztę weselną swemu synowi. Posłał więc swoje sługi, żeby zaproszonych zwołali na ucztę, lecz ci nie chcieli przyjść. Posłał jeszcze raz inne sługi z poleceniem: „Powiedzcie zaproszonym: Oto przygotowałem moją ucztę; woły i tuczne zwierzęta ubite i wszystko jest gotowe. Przyjdźcie na ucztę!” Lecz oni zlekceważyli to i odeszli: jeden na swoje pole, drugi do swego kupiectwa, a inni pochwycili jego sługi i znieważywszy, pozabijali. Na to król uniósł się gniewem. Posłał swe wojska i kazał wytracić owych zabójców, a miasto ich spalić. Wtedy rzekł swoim sługom: „Uczta weselna wprawdzie jest gotowa, lecz zaproszeni nie byli jej godni. Idźcie więc na rozstajne drogi i zaproście na ucztę wszystkich, których spotkacie”. Słudzy ci wyszli na drogi i sprowadzili wszystkich, których napotkali: złych i dobrych. I sala weselna zapełniła się biesiadnikami. Wszedł król, żeby się przypatrzyć biesiadnikom, i zauważył tam człowieka nieubranego w strój weselny. Rzekł do niego: „Przyjacielu, jakże tu wszedłeś, nie mając stroju weselnego?” Lecz on oniemiał. Wtedy król rzekł sługom: „Zwiążcie mu ręce i nogi i wyrzućcie go na zewnątrz, w ciemności! Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów”. Bo wielu jest powołanych, lecz mało wybranych»”.
Jezus pokazuje troskę Boga o każdego człowieka. Sytuację porównuje do uczty weselnej syna, a tam, wiadomo, jest wszystko najlepsze. Bóg chce dla mnie tego, co najlepsze.
Czy zgadzam się z Jego sposobem widzenia mojego dobra?
Wszakże czerpanie z tego dobra i uczestnictwo w jego owocach mnie zobowiązuje – wolą jest moje bycie. Król zaprasza, a zapraszając chce gościć i obdarowywać, jednak Jego miłość spotyka się z jawnym odrzuceniem. Próbuje kolejny raz.
To samo. Szanuje wolność i odmowę. Szanuje i kocha mnie w mojej słabości „nie chcę”.
Nie meczy się i nie zniechęca, ale próbuje dalej zapraszając innych. Udało się. Przyjęli zaproszenie. Przyjęli miłość. Wchodzi i przygląda się biesiadnikom jak rodzic, który nie raz z zadowoleniem patrzy na dzieci, które jedzą ze smakiem przygotowany posiłek – aż serce rośnie. Wzrok pełen miłości i radości z dobra, którym można obdarowywać.
„Idyllę” przerywa człowiek nieodpowiednio ubrany. Nawet ten niestosowny strój, który jest wyrazem braku szacunku dla gospodarza, nie jest w stanie sprawić, by król stracił szacunek dla „winowajcy”. Nazywając go „przyjacielem” określa jako osobę bliską, drogą, ważną, kochaną.
Nic nie jest w stanie odłączyć go od miłości Króla. Nic, żaden strój lub jego brak, żaden grzech nie sprawi, że Bóg będzie mnie kochał mniej, że będę na „drugim planie”, że będę nieważny. Nic poza mną samym. Jedni zrobili to jawnie, a ten człowiek w sposób ukryty.
Brak odświętnego stroju – brak łaski uświęcającej, trwanie w grzechu. Wie tylko grzesznik i kochający Ojciec i chyba tu jest „problem” i pokusa, że gdy wmiesza się w tłum „odświętnych” nikt go nie zauważy. Nikt poza Królem. On patrzy w samo serce.
W jakim grzechu trwam i chcę przyjmować Komunię świętą? Dlaczego?
Bo wszyscy? Bo wstyd? Bo …?
Jaka opinia ludzka jest ważniejsza od prawdy Bożego miłosierdzia?
08 X – XXVII NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mt 21, 33-43
„Jezus powiedział do arcykapłanów i starszych ludu: «Posłuchajcie innej przypowieści. Był pewien gospodarz, który założył winnicę. Otoczył ją murem, wykopał w niej tłocznie, zbudował wieżę, w końcu oddał ją w dzierżawę rolnikom i wyjechał. Gdy nadszedł czas zbiorów, posłał swoje sługi do rolników, by odebrali plon jemu należny. Ale rolnicy chwycili jego sługi i jednego obili, drugiego zabili, trzeciego zaś ukamienowali. Wtedy posłał inne sługi, więcej niż za pierwszym razem, lecz i z nimi tak samo postąpili. W końcu posłał do nich swego syna, tak sobie myśląc: Uszanują mojego syna. Lecz rolnicy, zobaczywszy syna, mówili do siebie: „To jest dziedzic; chodźcie, zabijmy go, a posiądziemy jego dziedzictwo”. Chwyciwszy go, wyrzucili z winnicy i zabili. Kiedy więc przybędzie właściciel winnicy, co uczyni z owymi rolnikami?» Rzekli Mu: «Nędzników marnie wytraci, a winnicę odda w dzierżawę innym rolnikom, takim, którzy mu będą oddawali plon we właściwej porze». Jezus im rzekł: «Czy nigdy nie czytaliście w Piśmie: „Ten właśnie kamień, który odrzucili budujący, stał się głowicą węgła. Pan to sprawił, i jest cudem w naszych oczach”. Dlatego powiadam wam: Królestwo Boże będzie wam zabrane, a dane narodowi, który wyda jego owoce»”.
Pan Jezus posługuje się przypowieściami, czyli obrazami, bo one łatwiej przemawiają do serca i umysłu. Chodzi nie tylko o zrozumienie prawdy, ale także o przyjęcie jej sercem.
Popatrzmy na to, co dzieje się ze sługami, których posyła gospodarz. Nic nie wiemy o tym, jakimi byli ludźmi, dobrymi czy złymi. Są posłami, aby odebrać owoce pracy rolników, owoce, które wypracowali, a nie są ich własnością. Są własnością gospodarza. Plon jemu należny.
W przypowieści zawsze pod postaciami wymyślonymi kryją się konkretne osoby i rzeczywistości. Ostatnie zdanie Jezusa wskazuje, że pod postacią gospodarza kryje się Bóg, który jak ów gospodarz jest właścicielem dobra. Rolnicy mogą zrywać plony tylko dlatego, że pracują w winnicy gospodarza.
Co robią rolnicy?
Odrzucają i w końcu zabijają sługi. Na pewno ci rolnicy cieszyli się plonami. Jak traktuję osoby, które pokazują mi, że dobro, które jest moim udziałem tak naprawdę należy do Boga, bo On jest jego inicjatorem?
Jak często buntuję się w sercu chcąc je sobie przywłaszczyć?
A przecież pracuję w Jego winnicy, czyli uczestniczę w Jego dziele!
Jak traktuję kapłanów, którzy bądź co bądź są posłani do tego, aby pokazywać prawdę? Są posłani aby prostować moje myślenie i drogi.
Czy pamiętam, że uczestniczę w dziele Bożym?
Ile razy zabijam ich w sercu wyciągając ich ułomności i słabości, a przez to spłycając ich słowa?
Przecież są oni posłani przez Boga.
Czy ja dziękuję za dobro, którego od Niego doświadczam?
Jeśli traktuję je jako coś, co mi się należy to moje serce zaczyna twardnieć, wymagać, a w konsekwencji umiera, bo piękniej jest być wdzięcznym niż usatysfakcjonowanym. Wdzięczność otwiera na dobro, a satysfakcja na wymagania.
Czy chcę w ogóle wpuścić Boga do mojego życia, dziękuję Mu za nie i za dobro, które jest moim udziałem?
Tym, co może zdumiewać jest postawa gospodarza. Widzi jak rolnicy potraktowali sługi, których do nich posyłał, a mimo to wierzy jeszcze w ich…sumienie?
Jest wręcz przekonany, że uszanują syna.
Oni Syna nie uszanowali. Nie uszanowali Jezusa. On dał mi/nam dziedzictwo życia wiecznego.
Widzę to?
01 X – XXVI NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mt 21, 28-32
„Jezus powiedział do arcykapłanów i starszych ludu: «Co myślicie? Pewien człowiek miał dwóch synów. Zwrócił się do pierwszego i rzekł: „Dziecko, idź i pracuj dzisiaj w winnicy”. Ten odpowiedział: „Idę, panie!”, lecz nie poszedł. Zwrócił się do drugiego i to samo powiedział. Ten odparł: „Nie chcę”. Później jednak opamiętał się i poszedł. Który z tych dwóch spełnił wolę ojca?» Mówią Mu: «Ten drugi». Wtedy Jezus rzekł do nich: «Zaprawdę, powiadam wam: Celnicy i nierządnice wchodzą przed wami do królestwa niebieskiego. Przyszedł bowiem do was Jan drogą sprawiedliwości, a wy mu nie uwierzyliście. Uwierzyli mu zaś celnicy i nierządnice. Wy patrzyliście na to, ale nawet później nie opamiętaliście się, żeby mu uwierzyć»”.
Kiedy jesteśmy na Eucharystii to po każdorazowym wysłuchaniu słów Ewangelii słyszymy: „Oto słowo Pańskie”.
Czy naprawdę tak traktuję słowa Ewangelii?
Czy ich słucham wiedząc, kto do mnie mówi?
Czy zachowuję je w sercu, aby ich przestrzegać? W końcu one mają mnie wypełniać!
To nie kapłan wygłasza swoje mądrości, ale Bóg słowa życia wiecznego. Słowa dla zbawienia, słowa Ojca.
I w dzisiejszej Ewangelii Jezus pokazuje, co się dzieje z człowiekiem, gdy Boga nie traktuje jak Ojca – zaczyna kombinować, aby się ustawić, boi się prawdy o sobie, o tym, że może mieć gorszy dzień, bo wstał lewą nogą. Bóg jest dla niego jak niechciany szef w pracy, któremu się przytakuje, a potem swoje.
Dwaj bracia, a jakże inna relacja. Każdy jest dla ojca dzieckiem, ale to nie znaczy, że mają go za ojca. Dla jednego to „Pan”, z którym się nie dyskutuje, ale robi swoje, dla drugiego ktoś bliski na tyle, że jest w stanie być sobą i zachować swoją wolność i prawdę. Każda reakcja ma dwa etapy, które pokazują serce i miłość lub jej brak.
Czy traktuję Boga jak Ojca, którego jestem dzieckiem?
Czy Mu wierzę?
Czy chce iść za Jego słowami nawet jeśli są dla mnie trudne, bo pokazują mój brak miłości?
Czy jestem bo jestem z tradycji rodzinnej – niedziela, czyli rosół i Kościół?
Nie jest za późno. Jezus z nas nie rezygnuje. Gdyby tak było nie mówiłby słów przestrogi, a one mają służyć opamiętaniu, a w tym On pomoże. Trzeba prosić, bo akurat Jemu to najbardziej właśnie na nas zależy!
24 IX – XXV NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mt 18, 21-35
„Piotr podszedł do Jezusa i zapytał: «Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój brat zawini względem mnie? Czy aż siedem razy?» Jezus mu odrzekł: «Nie mówię ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy. Dlatego podobne jest królestwo niebieskie do króla, który chciał się rozliczyć ze swymi sługami. Gdy zaczął się rozliczać, przyprowadzono mu jednego, który był mu winien dziesięć tysięcy talentów. Ponieważ nie miał z czego ich oddać, pan kazał sprzedać go razem z żoną, dziećmi i całym jego mieniem, aby dług w ten sposób odzyskać. Wtedy sługa padł mu do stóp i prosił go: „Panie, okaż mi cierpliwość, a wszystko ci oddam”. Pan ulitował się nad owym sługą, uwolnił go i dług mu darował. Lecz gdy sługa ów wyszedł, spotkał jednego ze współsług, który mu był winien sto denarów. Chwycił go i zaczął dusić, mówiąc: „Oddaj, coś winien!” Jego współsługa padł przed nim i prosił go: „Okaż mi cierpliwość, a oddam tobie”. On jednak nie chciał, lecz poszedł i wtrącił go do więzienia, dopóki nie odda długu. Współsłudzy jego, widząc, co się działo, bardzo się zasmucili. Poszli i opowiedzieli swemu panu wszystko, co zaszło. Wtedy pan jego, wezwawszy go, rzekł mu: „Sługo niegodziwy! Darowałem ci cały ten dług, ponieważ mnie prosiłeś. Czyż więc i ty nie powinieneś był ulitować się nad swoim współsługą, jak ja ulitowałem się nad tobą?” I uniósłszy się gniewem, pan jego kazał wydać go katom, dopóki mu nie odda całego długu. Podobnie uczyni wam Ojciec mój niebieski, jeżeli każdy z was nie przebaczy z serca swemu bratu»”.
Gdy czytamy dzisiejsze słowa Ewangelii w Piśmie Świętym ten fragment zatytułowany jest „Obowiązek przebaczania”. Sam tytuł już jest bardzo jednoznaczny.
Ostatnie słowa Jezusa mówią wiele – Bóg uzależnia się od człowieka i jego reakcji. Ten, który jest miłością i nie może się zaprzeć samego Siebie, bo Jego naturą jest MIŁOŚĆ, uzależnia okazywanie miłosierdzia od tego, czy stworzenie je okazywało.
A co dzieje się z sercem człowieka gdy jest w sytuacji nieprzebaczenia?
To co Jezus mówi o „sprzedaniu”, czyli pozbyciu się przez zamianę – pozbywamy się krzywdziciela z serca przez obmowę, zamieniamy go na upuszczenie sobie żalu w rozmowie. Ale jak to z sprzedażą bywa – musi być zysk – czyli chcemy jeszcze pocieszenia i pożałowania u osób postronnych.
Co się dzieje dalej? Rośnie złość, poczucie krzywdy i żalu, może nawet przewyższające krzywdę bo handel to handel, zysk musi być.
Do kogo idę pożalić się po doświadczeniu krzywdy?
Komu pozwalam „opatrywać” zranienia?
Czym są one potraktowane? Spirytusem rozpalanego gniewu, czy wodą utlenioną próby przebaczenia? A każdy doświadczył na własnej skórze, że rana pod wpływem wody utlenionej robi się biała i czysta. Mowa jednak o próbie przebaczenia, bo sami w stanie nie jesteśmy tego dokonać. Mogę się starać, stosować jakiś rodzaj autosugestii i mało co z tego pozytywnego wyjdzie. Czy Jezus wymaga czegoś ponad siły?
Król w przypowieści dług darował, a Ja?
Jestem skłonny do darowania długu czyli przebaczenia, czy celebracji poczucia krzywdy?
A Bóg w swoim słowie ma to do siebie, że nie wymaga – On daje łaskę aby dokonało się to czego wymaga! Naszym zadanie jest zgoda na Jego działanie.
Kto przebaczył to wie jak jest to bez Jego łaski trudne, czy nawet niemożliwe. Nie znaczy to zapomnieć, ale zaniechać i zrezygnować z odwetu, tak, że osoba i sytuacja już nie stoi przed oczami. Zostawiamy ją. Bóg łaskę da skoro mówi.
I dopóki właśnie skrzywdzony nie chce przebaczyć, nie jest w stanie iść na przód, bo przeszłość jak barykada, stoi cały czas przed nim.
A ostatnie słowa Jezusa tyczą się nie winowajcy, ale skrzywdzonego.
Warto przeczytać je jeszcze raz.
17 IX – XXIV NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mt 20, 1-16a
„Jezus opowiedział swoim uczniom następującą przypowieść: «Królestwo niebieskie podobne jest do gospodarza, który wyszedł wczesnym rankiem, aby nająć robotników do swej winnicy. Umówił się z robotnikami o denara za dzień i posłał ich do winnicy. Gdy wyszedł około godziny trzeciej, zobaczył innych, stojących na rynku bezczynnie, i rzekł do nich: „Idźcie i wy do mojej winnicy, a co będzie słuszne, dam wam”. Oni poszli. Wyszedłszy ponownie około godziny szóstej i dziewiątej, tak samo uczynił. Gdy wyszedł około godziny jedenastej, spotkał innych stojących i zapytał ich: „Czemu tu stoicie cały dzień bezczynnie?” Odpowiedzieli mu: „Bo nas nikt nie najął”. Rzekł im: „Idźcie i wy do winnicy”. A gdy nadszedł wieczór, rzekł właściciel winnicy do swego rządcy: „Zwołaj robotników i wypłać im należność, począwszy od ostatnich aż do pierwszych”. Przyszli najęci około jedenastej godziny i otrzymali po denarze. Gdy więc przyszli pierwsi, myśleli, że więcej dostaną; lecz i oni otrzymali po denarze. Wziąwszy go, szemrali przeciw gospodarzowi, mówiąc: „Ci ostatni jedną godzinę pracowali, a zrównałeś ich z nami, którzy znosiliśmy ciężar dnia i spiekotę”. Na to odrzekł jednemu z nich: „Przyjacielu, nie czynię ci krzywdy; czyż nie o denara umówiłeś się ze mną? Weź, co twoje, i odejdź. Chcę też i temu ostatniemu dać tak samo jak tobie. Czy mi nie wolno uczynić ze swoim, co chcę? Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry?” Tak ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi»”.
Przypowieść ma w sobie życie. Najczęściej myślimy o tych biednych robotnikach, którzy w pocie czoła pracują na umówioną zapłatę.
Spójrzmy jeszcze na tych ostatnich – stoją cały dzień i czekają. Są silni, chętni do pracy, najprawdopodobniej z rodziną na utrzymaniu i ….nic.
Stoją i czekają. A przecież to nie są czasy, że „czy się robi, czy się leży, to i tak się należy”! Nic z tego. Dzień stracony.
Wizja powrotu z niczym.
Czy kiedyś znalazłem się w takiej sytuacji?
Tak więc ten gospodarz, który nagle się zjawia i to jeszcze z dziwnym pytaniem; „Czemu tu stoicie cały dzień bezczynnie?” nie tylko jest wybawieniem z opresji, ale pokazuje ważną część ludzkiej egzystencji, a mianowicie twórczość.
Miłość jest twórcza, chce się trudzić dla kochanych.
Nawet jeśli jest to mowa o pracy zarobkowej, to jednak kwota zarobiona jest odzwierciedleniem pracy i twórczości.
Na czym polegał problem tych, którzy pracowali cały dzień?
Na tym, ze człowiek lubi układać rzeczywistość według swojej logiki i gorszy się Bożą.
Bo w perspektywie wieczności, bo o tym Jezus mówi, można (obiektywnie) irytować się tym, że ktoś nawraca się przed śmiercią (ten o jedenastej godzinie) i jest tak samo traktowany jak osoba, która całe życie trudziła się aby żyć dobrze, aby żyć sakramentalnie (od wczesnego rana znosząca ciężar dnia i spiekotę). I jedni i drudzy dostają tę samą zapłatę – jeden denar, czyli jedno zbawienie, jedna wieczność.
Gdzie tu sprawiedliwość?
Ale czy takiej sprawiedliwości pragnie i szuka moje serce?
Jezus chce przekazać mi dziś Dobrą Nowinę o swoim Miłosierdziu, które czeka i wzywa każdego niezależnie od czasu życia.
Albo będę miłością, albo zawiścią.
Tu jest miłosierdzie!
Szukam, pragnę i jestem miłosierny?
Jaki czyn miłosierdzia jest dziś moim udziałem?
Bo czy znajdzie się ktoś, kto powie ze spokojnym sumieniem osobie umierającej, że nie ma dla niej miłosierdzia, bo według sprawiedliwości to powinna…
Ta naprawdę to ta jedenasta godzina jest tą właśnie o której się mówi, że nawet najgorszemu wrogowi by się tego nie życzyło.
10 IX – XXIII NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mt 18, 15-20
„Jezus powiedział do swoich uczniów: «Gdy brat twój zgrzeszy przeciw tobie, idź i upomnij go w cztery oczy. Jeśli cię usłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego albo dwóch, żeby na słowie dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, donieś Kościołowi. A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech ci będzie jak poganin i celnik. Zaprawdę, powiadam wam: Wszystko, cokolwiek zwiążecie na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążecie na ziemi, będzie rozwiązane w niebie. Dalej, zaprawdę, powiadam wam: Jeśli dwóch z was na ziemi zgodnie o coś prosić będzie, to wszystko otrzymają od mojego Ojca, który jest w niebie. Bo gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich»”.
Pan Jezus jest dziś skoncentrowany na relacjach już od pierwszych słów.
Te relacje bywają piękne i takimi trzeba się cieszyć, ale i naznaczone trudem codzienności, w której nie da się uniknąć błędów i niedomówień. Często jest tak, i tego nie da się uniknąć, że ranimy się wzajemnie. Jednak, o ile my wchodzimy łatwo i niemal natychmiastowo w celebrację poczucia krzywdy, o tyle Jezus skupia się nie na samej ranie, ale na osobie raniącej.
W ogóle żeby zaistniała sprawa musi być grzech przeciw osobie, a nie tylko niezgodność zdania, poglądów, czy charakterów, która jest dla Jezusa normą, co widać po gronie Dwunastu Apostołów – każdy z innym temperamentem, historią, która go formowała i rozumieniem powołania i przynależności do tak zacnego grona.
Jezus pokazuje trzy kroki, których celem jest pozyskanie brata, a wypadkową braku miłości porównanie z celnikami i grzesznikami, co dla ówczesnych było znaczące i jednoznacznie wyrażało odrażający stan winowajcy.
Na czym koncentruję się w poczuciu krzywdy?
Jaki jest mój cel rozmowy z „winowajcą”? Chcę pozyskać brata, czy przepchnąć swoje racje i poczucie skrzywdzenia?
Może moje sumienie wyrzuca mi bycie winowajcą?
Kolejny krok to rozwiązanie – tylko w sakramencie pokuty, tu na ziemi, kapłan rozwiązuje moje związanie z grzechem. Nie ma innej drogi.
Tylko czy ja chcę rozwiązać węzeł grzechu?
Czy jest mi wygodnie w tym opętaniu i skrępowaniu, bo już się do niego przyzwyczaiłem, przywiązałem i nauczyłem funkcjonować w poranionych relacjach?
Czego chcę?
03 IX – XXII NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mt 16, 21-27
„Jezus zaczął wskazywać swoim uczniom na to, że musi udać się do Jerozolimy i wiele wycierpieć od starszych i arcykapłanów oraz uczonych w Piśmie; że będzie zabity i trzeciego dnia zmartwychwstanie. A Piotr wziął Go na bok i począł robić Mu wyrzuty: «Panie, niech Cię Bóg broni! Nie przyjdzie to nigdy na Ciebie». Lecz On odwrócił się i rzekł do Piotra: «Zejdź Mi z oczu, szatanie! Jesteś Mi zawadą, bo nie myślisz po Bożemu, lecz po ludzku». Wtedy Jezus rzekł do swoich uczniów: «Jeśli ktoś chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę? Albowiem Syn Człowieczy przyjdzie w chwale Ojca swego razem z aniołami swoimi i wtedy odda każdemu według jego postępowania»”.
Piotr reaguje po naszemu – co zrobić, lub czego nie robić, aby….
Za wszelką cenę ma być dobrze, rezygnując nawet z siebie i swego najgłębszego powołania miłości.
Z czego ja rezygnuję i czego się wypieram w imię spokoju?
Jakie dobro chcę zaprzepaścić, aby było „dobrze”?
Przecież Piotr niczego złego nie mówił – piękna troska o Mistrza i Nauczyciela. Wydawałoby się.
Po reakcji Jezusa widać, że dotknął mocnej struny – miłości do Ojca i stworzenia.
Na jakie kompromisy godzę się ubierając je w słowa troski?
W jakie układy z niewiernością, czyli brakiem miłości wchodzę?
Dobrze jest sobie szczerze odpowiedzieć na te pytania, bo tylko bazując na prawdzie, nawet jeśli jest miażdżąca, można dać miejsce Jezusowi.
On i tak prawdę zna i kieruje wezwanie do tych, którzy chcą iść za Jezusem i nie jest to tylko wezwanie do „powołanych”, czyli w naszym rozumieniu kapłanów i osób życia konsekrowanego. Każdy z nas przez sakrament chrztu jest powołany i wezwany do pójścia za Jezusem. Na czym ono polega wskazuje nam sam Jezus – zaprzeć się samego siebie, wziąć swój krzyż i iść za Nim.
Zaprzeć się samego siebie – czyli tego, co jest mi wygodne (ale to nie jest sztuka dla sztuki, bo „tumiwisizm” zawsze jest łatwy i wygodny) w imię dobra, które mam realizować, a które chciałoby mi się zmarnować z powodu …. (tu każdy w sobie zna odpowiedź). Bóg nie jest przeciwny radości życia, bo On to błogosławi, w tym jest i od Niego pochodzą nasze pasje, zwycięstwa, talenty, odpoczynek, praca, plaża, pływanie i …..
Wziąć swój krzyż – wziąć w ręce (a nie odrzucać od siebie obwiniając innych) moją słabość, zniechęcenie, trudne i poranione relacje, nieumiejętność dogadania się, czyli to wszystko, co jest dla mnie trudne.
Z tym krzyżem mam naśladować Jezusa każdego dnia, czyli patrząc na Niego być jak On, myśleć jak On, zachowywać się jak On. Mam patrzeć, spostrzegać, przeżywać i działać z miłością i w miłości. Wysoka poprzeczka, ale to wskazuje Jezus, co oznacza, że już dał temu, co chce tak żyć łaskę, aby tak żyć.
27 VIII – XXI NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mt 16, 13-20
„Gdy Jezus przyszedł w okolice Cezarei Filipowej, pytał swych uczniów: «Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego?» A oni odpowiedzieli: «Jedni za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za Jeremiasza albo za jednego z proroków». Jezus zapytał ich: «A wy za kogo Mnie uważacie?» Odpowiedział Szymon Piotr: «Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego». Na to Jezus mu rzekł: «Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie. Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr, czyli Opoka, i na tej opoce zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie». Wtedy surowo zabronił uczniom, aby nikomu nie mówili, że On jest Mesjaszem”.
Dziś Pan Jezus subtelnie obala fałszywą, lecz dość popularną i uważaną za prawdziwą tezę: „Bóg – tak, Kościół – nie”.
Dość wyraźnie stwierdza, że Kościół jest Jego. Oczywiście już dzieci ze szkoły podstawowej wiedzą, że Jezus nie mówi o budynku, ale o wspólnocie, do której należy każdy ochrzczony, czyli każdy od papieża począwszy, na najmniejszym, dopiero co ochrzczonym dziecku skończywszy. Ale to nie koniec, bo w prawdzie o świętych obcowaniu mamy do czynienia ze wspólnotą Kościoła uwielbionego i jeszcze oczyszczającego się.
Tak więc mam prawo do radości – jesteśmy wspólnotą, czyli mamy wspólny początek, środek i koniec. Początek w Bożym akcie stworzenia, koniec w życiu wiecznym (ale to raczej cel i początek nowego niż koniec w ścisłym tego słowa znaczeniu) i środek we wszystkich sposobach, jakie Kościół daje nam do tego, aby ten cel osiągnąć. O ile osiągamy go razem, czyli trwamy we wspólnocie tegoż Kościoła, o tyle możemy być pewni, że ta wspólnota pomoże nam ten cel osiągnąć. Nie zrobi tego za mnie, ale pomoże w jego osiągnięciu, bo sam niestety zdany jestem na skutki grzechu pierworodnego, a jednym z jego przejawów jest lenistwo.
Ale czy będąc osobą ochrzczoną chcę należeć do tej wspólnoty?
Czy czuję i doświadczam, że mam miejsce w Kościele? Czy tego miejsca szukam?
Czy raczej jest mi to żywo obojętne?
Wspólnota podniesie, podtrzyma i pomoże iść, ale kroków za mnie nie postawi.
To już jest decyzja każdego ochrzczonego. A decyzja ta jest możliwa przez dar wiary, który jest darem Bożym.
I jeszcze ważna sprawa – Kościół jest zbudowany na Skale, która jest mocna, bo z Boga i krucha, bo ludzka. Swój Kościół, dzieło miłości i miejsce łaski, założył Bóg na człowieku!
Takim ryzykantem może być tylko Bóg.
20 VIII – XX NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mt 15, 21-28
„Jezus podążył w okolice Tyru i Sydonu. A oto kobieta kananejska, wyszedłszy z tamtych stron, wołała: «Ulituj się nade mną, Panie, Synu Dawida! Moja córka jest ciężko nękana przez złego ducha». Lecz On nie odezwał się do niej ani słowem. Na to podeszli Jego uczniowie i prosili Go: «Odpraw ją, bo krzyczy za nami». Lecz On odpowiedział: «Jestem posłany tylko do owiec, które poginęły z domu Izraela». A ona przyszła, padła Mu do nóg i prosiła: «Panie, dopomóż mi». On jednak odparł: «Niedobrze jest zabierać chleb dzieciom, a rzucać szczeniętom». A ona odrzekła: «Tak, Panie, lecz i szczenięta jedzą okruchy, które spadają ze stołu ich panów». Wtedy Jezus jej odpowiedział: «O niewiasto, wielka jest twoja wiara; niech ci się stanie, jak pragniesz!» Od tej chwili jej córka była zdrowa”.
Uczniowie są z Jezusem kilka kat. Widzą i doświadczają Jego cierpliwości (i jej braku w świątyni, jak pokazał przekupniom, gdzie jest miejsce tego, co wyrzucił), stanowczości, trafności odpowiedzi, a przede wszystkim miłości. I ci uczniowie chcą, aby On w „białych rękawiczkach” rozprawił się z kobietą wzywającą pomocy. Zanim jednak powiedziała, o co jej chodzi, wyznała wiarę w pochodzenie Jezusa.
Widać jakoby uczniów nie obchodziło to dlaczego, ale że w ogóle krzyczy i im przeszkadza.
A przecież znalazła się tam, aby objawiła się chwała Boża, bo to właśnie działo się w czasie działania Jezusa i teraz także.
Wiele osób przechodzi obok mnie. Niektórzy są mi obojętni, niektórzy znajomi, a niektórzy bliscy. Ich daje mi Pan.
Wierzę w to?
Przyjmuję to?
Czy włączam w sercu segregację na „moich” i „tamtych”?
To prawda, nie wszystkim jestem w stanie i mogę pomóc w ich potrzebach, ale czy w moim sercu jest miejsce na drugiego człowieka, którego spotykam w pracy, na ulicy, w kolejce do kasy, aby obdarzyć go uśmiechem i życzyć dobrego dnia?
Czy jest we mnie chrześcijańska radość bycia zbawionym i kochanym przez Boga nad życie i do ofiary z siebie taka, żeby przez proste gesty codziennego użytku wskazywać na Boga i do Niego prowadzić?
Czy jestem marnym okazem zbutwiałego chrześcijanina, który nie wie po co wstał, ale jak już się to stało to trzeba dojść do końca paskudnego dnia z myślą „koniec męki – Bogu dzięki”?
Wiarę „mierzy” się zaufaniem, że Bóg jest kochającym Ojcem, który myśli o mnie i daje to, co dla mnie dobre, a niekoniecznie wygodne i dlatego są takie sytuacje, których Bóg nie zmieni, bo one mają zmienić moje serce.
13 VIII – XIX NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mt 14, 22-33
„Gdy tłum został nasycony, zaraz Jezus przynaglił uczniów, żeby wsiedli do łodzi i wyprzedzili Go na drugi brzeg, zanim odprawi tłumy. Gdy to uczynił, wyszedł sam jeden na górę, aby się modlić. Wieczór zapadł, a On sam tam przebywał. Łódź zaś była już o wiele stadiów oddalona od brzegu, miotana falami, bo wiatr był przeciwny. Lecz o czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc po jeziorze. Uczniowie, zobaczywszy Go kroczącego po jeziorze, zlękli się, myśląc, że to zjawa, i ze strachu krzyknęli. Jezus zaraz przemówił do nich: «Odwagi! To Ja jestem, nie bójcie się!» Na to odezwał się Piotr: «Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie!» A On rzekł: «Przyjdź!» Piotr wyszedł z łodzi i krocząc po wodzie, podszedł do Jezusa. Lecz na widok silnego wiatru uląkł się i gdy zaczął tonąć, krzyknął: «Panie, ratuj mnie!» Jezus natychmiast wyciągnął rękę i chwycił go, mówiąc: «Czemu zwątpiłeś, człowiecze małej wiary?» Gdy wsiedli do łodzi, wiatr się uciszył. Ci zaś, którzy byli w łodzi, upadli przed Nim, mówiąc: «Prawdziwie jesteś Synem Bożym»”.
Akcja dzieje się po pierwszym spektakularnym cudzie. Pan Jezus rozmnożył 5 chlebów i 2 ryby tak, że około pięciu tysięcy mężczyzn, nie licząc kobiet i dzieci, zostało nasyconych. To jest ten tłum, o którym mówi Ewangelista Mateusz.
Widać, że po tak wielkim „sukcesie“ Jezus nie robi tego, co my zwykle robimy. My celebrujemy zwycięstwo i godzinami jesteśmy w stanie je obgadywać i odnawiać w pamięci. On odprawia uczniów. Robi to w pośpiechu.
To, co się wydarzyło, omawia z Ojcem na modlitwie.
Potrzebuje znaleźć się sam na sam z Ojcem.
Czy ja potrzebuję Boga Ojca?
Czy pojmuję Boga jako Ojca?
Kim On dla mnie jest?
Nie tylko omawia „sukcesy“, ale i „porażki“, np. Ogrójec. Po ludzku to zakrawało na wielką i tragiczną porażkę końca wielkiego Proroka. Było kompletnie inaczej – początek naszej wieczności.
Z kim ja omawiam sytuacje mojego życia?
Do kogo idę z trudnościami? Jeśli wypełniam powiedzenie: „Jak trwoga, to do Boga“, to Bogu dzięki, bo do kogo mam iść w stanie trwogi i problemu, jak nie do Niego? Właśnie Bóg jest najodpowiedniejszą osobą w tym i w każdym innym momencie.
Z kim dzielę się sukcesem i radością?
Czy Jezus jest na liście osób?
Na którym miejscu?
Czy daję Mu dostęp do mojego życia takim, jakie ono jest?
Czy chcę z Nim je przeżywać?
06 VIII – XVIII NIEDZIELA – ŚWIĘTO PRZEMIENIENIA PAŃSKIEGO
EWANGELIA
Mt 17,1–9
„Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i brata jego Jana i zaprowadził ich na górę wysoką osobno. Tam przemienił się wobec nich: twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło. A oto im się ukazali Mojżesz i Eliasz, którzy rozmawiali z Nim. Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: „Panie, dobrze, że tu jesteśmy; jeśli chcesz, postawię tu trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza”. Gdy on jeszcze mówił, oto obłok świetlany osłonił ich, a z obłoku odezwał się głos: „To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie”. Uczniowie, słysząc to, upadli na twarz i bardzo się zlękli. A Jezus zbliżył się do nich, dotknął ich i rzekł: „Wstańcie, nie lękajcie się”. Gdy podnieśli oczy, nikogo nie widzieli, tylko samego Jezusa. A gdy schodzili z góry, Jezus przykazał im, mówiąc: „Nie opowiadajcie nikomu o tym widzeniu, aż Syn Człowieczy zmartwychwstanie”.
Czego uczniowie zlękli się tak bardzo, że upadli na ziemię? Twarzy?
Jaką Jezus ma twarz? Jest wiele obrazów, ikon czy rzeźb, które przedstawiają Jezusa, ale tak naprawdę to chodzi o to, jaką On ma twarz w moim sercu. Może mieć twarz surowego zaciętego ojca, kochanego czułego dziadka, obojętnego rodzica, czy ….
Jaką Bóg ma twarz?
Gdzie i jak ją zobaczyć?
Są przynajmniej trzy miejsca gdzie mogę zobaczyć twarz Jezusa – modlitwa, Eucharystia i Słowo Boże.
Gdy Jezus „modlił się, wygląd Jego twarzy odmienił się”, bo modlitwa to spotkanie, które nigdy nie pozostawia nas takich samych; to spotkanie z Bogiem – najwyższą Miłością. Bóg odciska na naszym sercu pieczęć Miłości (właśnie o tej pieczęci rozmawiał Jezus z Mojżeszem i Eliaszem), która uobecnia się w czasie Eucharystii, a Słowo Boże daje nam poznać rysy twarzy Jezusowej i malującą się na niej troskę o przestraszone serce, które nie rozumie tego, co się dzieje – czyli o moje serce.
Dziś Ojciec stawia pieczęć na słowach Jezusa: „Jego słuchajcie“!
Każda niedzielna ewangelia, każda wypowiedź Jezusa jest pełna treści i nauki płynącej z miłości, tak więc powstaje tylko kilka niezbędnych pytań, które są także rachunkiem sumienia:
Czy słucham Jezusa?
Czy pamiętam słowa z niedzielnej ewangelii, czy osobistej modlitwy, które Jezus skierował do mnie? (tu nie chodzi o stwierdzenie „ewangelia była o …“, ale o konkretne słowa Jezusa do mnie, do mojego życia i mojego „dziś“, które przeżywam )
Co mi powiedział?
Czy chcę Go słuchać, czy może boję się, że będzie wymagał i co wtedy …?
Wtedy nadal i nie za coś, ale pomimo wszystko kocha, a gdy przyjrzymy się jej dłużej zobaczymy tę miłość, która dała się za każdego z nas zabić.
Jaką Jezus ma twarz?
30 VII – XVII NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mt 13, 44-52
„Jezus opowiedział tłumom taką przypowieść: «Królestwo niebieskie podobne jest do skarbu ukrytego w roli. Znalazł go pewien człowiek i ukrył ponownie. Uradowany poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił tę rolę. Dalej, podobne jest królestwo niebieskie do kupca poszukującego pięknych pereł. Gdy znalazł jedną drogocenną perłę, poszedł, sprzedał wszystko, co miał, i kupił ją. Dalej, podobne jest królestwo niebieskie do sieci, zarzuconej w morze i zagarniającej ryby wszelkiego rodzaju. Gdy się napełniła, wyciągnęli ją na brzeg i usiadłszy, dobre zebrali w naczynia, a złe odrzucili. Tak będzie przy końcu świata: wyjdą aniołowie, wyłączą złych spośród sprawiedliwych i wrzucą ich w piec rozpalony; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów. Zrozumieliście to wszystko?» Odpowiedzieli Mu: «Tak». A On rzekł do nich: «Dlatego każdy uczony w Piśmie, który stał się uczniem królestwa niebieskiego, podobny jest do ojca rodziny, który ze swego skarbca wydobywa rzeczy nowe i stare»”.
To, o czym Jezus mówi w przypowieściach sam już wypełnił na sobie. On nie rzuca słów na wiatr ani nie daje obietnic bez pokrycia. Porównania, które mają ukazać rzeczywistość, pokazują jej wagę dla obydwu stron.
Zarówno człowiek, który znalazł skarb, jak i kupiec postawili wszystko na jedną kartę. Obydwaj oddali lub sprzedali wszystko co mieli, aby mieć tę wymarzoną rzecz, najdrogocenniejszą. Dla nich ten skarb czy perła liczyły się bardziej niż to, co posiadali. Liczyli się z tym, że będą musieli obejść się bez tego, co mieli w zamian za skarb.
Czy mogę powiedzieć, że w moim życiu odnalazłem swój skarb i tą drogocenną perłę?
Czy w zamian za nią jestem w stanie oddać siebie, swój czas, siły, uwagę, zaangażowanie?
To kolejna niedziela, podczas której Kościół podaje nam słowa Jezusa ukazujące coś, co jest ważne i tak cenne, że inne rzeczy przy tym są możliwe i warte stracenia – Królestwo niebieskie. Zaczyna się ono już teraz od naszego wyboru, bo poszukiwacz i ten, którego Ewangelista określa jako „pewien człowiek“, zdecydowali się oddać za to, co odkryli dosłownie wszystko.
Co ja jestem w stanie oddać dla Królestwa niebieskiego?
Przecież to, co posiadam, czyli wszystkie zdolności, talenty i posiadanie są po to, aby ….!?
Co jestem w stanie „poświęcić“, aby ono było we mnie, jakie moje siły i zdolności dla niego dawać?
Jezus mówi konkretnie, że wybór ma realne konsekwencje.
Wierzę Mu? Nie tylko w Niego, ale także Jemu!
A jak to się ma do Boga Ojca?
Czyż nie jest On jak poszukiwacz, który znalazł drogocenną perłę – MNIE – i nie dał za nią wszystkiego, co miał – SYNA?
23 VII – XVI NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mt 13, 24-43
„Jezus opowiedział tłumom tę przypowieść: «Królestwo niebieskie podobne jest do człowieka, który posiał dobre nasienie na swojej roli. Lecz gdy ludzie spali, przyszedł jego nieprzyjaciel, nasiał chwastu między pszenicę i odszedł. A gdy zboże wyrosło i wypuściło kłosy, wtedy pojawił się i chwast. Słudzy gospodarza przyszli i zapytali go: „Panie, czy nie posiałeś dobrego nasienia na swej roli? Skąd więc wziął się na niej chwast?” Odpowiedział im: „Nieprzyjazny człowiek to sprawił”. Rzekli mu słudzy: „Chcesz więc, żebyśmy poszli i zebrali go?” A on im odrzekł: „Nie, byście zbierając chwast, nie wyrwali razem z nim i pszenicy. Pozwólcie obojgu róść aż do żniwa; a w czasie żniwa powiem żeńcom: Zbierzcie najpierw chwast i powiążcie go w snopki na spalenie; pszenicę zaś zwieźcie do mego spichlerza”. Przedłożył im inną przypowieść: «Królestwo niebieskie podobne jest do ziarnka gorczycy, które ktoś wziął i posiał na swej roli. Jest ono najmniejsze ze wszystkich nasion, lecz gdy wyrośnie, większe jest od innych jarzyn i staje się drzewem, tak że ptaki podniebne przylatują i gnieżdżą się na jego gałęziach». Powiedział im inną przypowieść: «Królestwo niebieskie podobne jest do zaczynu, który pewna kobieta wzięła i włożyła w trzy miary mąki, aż się wszystko zakwasiło». To wszystko mówił Jezus tłumom w przypowieściach, a bez przypowieści nic im nie mówił. Tak miało się spełnić słowo Proroka: «Otworzę usta w przypowieściach, wypowiem rzeczy ukryte od założenia świata». Wtedy odprawił tłumy i wrócił do domu. Tam przystąpili do Niego uczniowie, mówiąc: «Wyjaśnij nam przypowieść o chwaście». On odpowiedział: «Tym, który sieje dobre nasienie, jest Syn Człowieczy. Rolą jest świat, dobrym nasieniem są synowie królestwa, chwastem zaś synowie Złego. Nieprzyjacielem, który posiał chwast, jest diabeł; żniwem jest koniec świata, a żeńcami są aniołowie. Jak więc zbiera się chwast i spala w ogniu, tak będzie przy końcu świata. Syn Człowieczy pośle aniołów swoich: ci zbiorą z Jego królestwa wszystkie zgorszenia oraz tych, którzy dopuszczają się nieprawości, i wrzucą ich w piec rozpalony; tam będzie płacz i zgrzytanie zębów. Wtedy sprawiedliwi jaśnieć będą jak słońce w królestwie Ojca swego. Kto ma uszy, niechaj słucha!»”
Jezus przybliża prawdę o potędze swego działania. Trzy podobieństwa, aby ukazać choć w minimalnym stopniu, rzeczywistość Królestwa niebieskiego. Za każdym razem jest pokazana prawda o tym, że ma ono tendencję do wzrostu i rozprzestrzeniania się, która jest od nas całkowicie niezależna.
Tak więc jaka jest tu moja rola?
Wiem, jak żyję. Wiem, co myślę i mówię. Wiem, w jakie relacje wchodzę.
Ale czy to wszystko jest naznaczone królowaniem nieba?
Czy Bóg jest obecny w mojej codzienności? Czy może jest to niedzielny towarzysz odpoczynku?
Czy moje życie, myśli, słowa, relacje są naznaczone Bożą obecnością, a przez to Bożym królowaniem?
Czy Bóg jest w nich obecny? Czy przed Nim nie wstydzę się ich?
A może wręcz odwrotnie – boję się wejść z Nim w „układ“, bo będę musiał za dużo „stracić“?
Nawet jeśli Jezus w przypowieści głośno mówi, że Królestwo niebieskie jest rzeczywistością rozwojową i dobrą, to rzeczywiście może ono wiązać się ze stratą tego, co jest mu przeciwne, a do czego mogę być, świadomie lub nie, przywiązany.
Co to jest?
Jestem gotów postawić życie na Królestwo niebieskie?
Co w związku z tym jest do stracenia? I czy naprawdę jest tu mowa o traceniu, czy raczej ostatecznym zysku?
Odwaga postawienia wszystkiego na Królestwo niebieskie nie oznacza: „nie boję się“, tak samo jak nie znaczy: „wiem, jak to się wszystko skończy“ (patrząc na słabość, jaka jest we mnie). Odwaga oznacza: „ jestem gotów zaryzykować“ i proszę Cię Boże, aby Twoje królowanie rozwijało się we mnie!
Chcesz tego?
16 VII – XV NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mt 13, 1-23
„Owego dnia Jezus wyszedł z domu i usiadł nad jeziorem. Wnet zebrały się koło Niego tłumy tak wielkie, że wszedł do łodzi i usiadł, a cały lud stał na brzegu. I mówił im wiele w przypowieściach tymi słowami: «Oto siewca wyszedł siać. A gdy siał, jedne ziarna padły na drogę, nadleciały ptaki i wydziobały je. Inne padły na grunt skalisty, gdzie niewiele miały ziemi; i wnet powschodziły, bo gleba nie była głęboka. Lecz gdy słońce wzeszło, przypaliły się i uschły, bo nie miały korzenia. Inne znowu padły między ciernie, a ciernie wybujały i zagłuszyły je. Inne wreszcie padły na ziemię żyzną i plon wydały, jedno stokrotny, drugie sześćdziesięciokrotny, a inne trzydziestokrotny. Kto ma uszy, niechaj słucha!» Przystąpili do Niego uczniowie i zapytali: «Dlaczego mówisz do nich w przypowieściach?» On im odpowiedział: «Wam dano poznać tajemnice królestwa niebieskiego, im zaś nie dano. Bo kto ma, temu będzie dodane, i w nadmiarze mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą nawet to, co ma. Dlatego mówię do nich w przypowieściach, że patrząc, nie widzą, i słuchając, nie słyszą ani nie rozumieją. Tak spełnia się na nich przepowiednia Izajasza: „Słuchać będziecie, a nie zrozumiecie, patrzeć będziecie, a nie zobaczycie. Bo stwardniało serce tego ludu, ich uszy stępiały i oczy swe zamknęli, żeby oczami nie widzieli ani uszami nie słyszeli, ani swym sercem nie rozumieli, i nie nawrócili się, abym ich uzdrowił”. Lecz szczęśliwe oczy wasze, że widzą, i uszy wasze, że słyszą. Bo zaprawdę, powiadam wam: Wielu proroków i sprawiedliwych pragnęło ujrzeć to, na co wy patrzycie, a nie ujrzeli; i usłyszeć to, co wy słyszycie, a nie usłyszeli. Wy zatem posłuchajcie przypowieści o siewcy. Do każdego, kto słucha słowa o królestwie, a nie rozumie go, przychodzi Zły i porywa to, co zasiane jest w jego sercu. Takiego człowieka oznacza ziarno posiane na drodze. Posiane na grunt skalisty oznacza tego, kto słucha słowa i natychmiast z radością je przyjmuje; ale nie ma w sobie korzenia i jest niestały. Gdy przyjdzie ucisk lub prześladowanie z powodu słowa, zaraz się załamuje. Posiane między ciernie oznacza tego, kto słucha słowa, lecz troski doczesne i ułuda bogactwa zagłuszają słowo, tak że zostaje bezowocne. Posiane wreszcie na ziemię żyzną oznacza tego, kto słucha słowa i rozumie je. On też wydaje plon: jeden stokrotny, drugi sześćdziesięciokrotny, inny trzydziestokrotny»”.
Jezus jest wytrwały. Gdziekolwiek przyjdzie od razu zbierają się wokół Niego ludzie, którzy chcą Go słuchać.
Należę do nich?
Gdzie stoję na Mszy świętej?
Tam, gdzie dobrze słychać, czy na końcu, aby być i mieć to za sobą?
Bóg dopasowuje się do możliwości percepcyjnych człowieka, a mimo to i tak nam do Niego pod górę.
Czy moje serce jest otwarte na słuchanie Jezusa?
Siewca sieje, nie liczy ziaren i nie wybiera gleby, na którą mają one padać. On sieje. Bez względu na to, czy to ziarno padnie na glebę żyzną plon wydając, czy na drogę, po ludzku bezużyteczne. On jest hojny. Daje.
Jestem obdarowany.
Widzę to obdarowanie codziennym Słowem?
Dzisiejszy fragment ewangelii stawia niejako pod ścianą moje serce i pyta mnie, czy ono w ogóle chce słuchać Słowa Bożego i jak to się odbywa. Cel jest jeden – nawrócenie i uzdrowienie.
Zły o tym wie i dlatego walczy o nasze skupienie, uwagę, nastawienie, ciało.
Prorok Izajasz trafnie określił ten stan, kiedy się słyszy i nie słyszy, widzi i nie widzi – jako chorobę serca, które potrzebuje uzdrowienia, ale boi się pójść do lekarza, bo powie o chorobie.
I koło się zamyka.
Ale i tak, pomimo to uczestniczymy w czymś niezwykłym i oczekiwanym przez proroków i sprawiedliwych!
Jezus do nas mówi i przychodzi z łaską uzdrowienia w każdej Eucharystii!
Co trzeba więc zrobić?
Popatrzeć na to swoje schorowane serce i wsłuchując się w słowa Jezusa zobaczyć jaki jest rodzaj choroby i przyjść do Niego po uleczenie!
A na początku trzeba chcieć prawdy!
Chcesz?
09 VII – XIV NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mt 11, 25-30
„W owym czasie Jezus przemówił tymi słowami: «Wysławiam Cię, Ojcze, Panie nieba i ziemi, że zakryłeś te rzeczy przed mądrymi i roztropnymi, a objawiłeś je prostaczkom. Tak, Ojcze, gdyż takie było Twoje upodobanie. Wszystko przekazał Mi Ojciec mój. Nikt też nie zna Syna, tylko Ojciec, ani Ojca nikt nie zna, tylko Syn, i ten, komu Syn zechce objawić. Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię. Weźcie moje jarzmo na siebie i uczcie się ode Mnie, bo jestem cichy i pokorny sercem, a znajdziecie ukojenie dla dusz waszych. Albowiem jarzmo moje jest słodkie, a moje brzemię lekkie»”.
Jezus chce nam objawiać Ojca. Chce, abyśmy Go poznawali. I niesamowite jest to, że jest w opozycji do kierunku świata, który nie ma zamiaru inwestować w tzw. prostaczków. Liczą się mądrzy, uczeni, wybijający się, a ci prości są już od samego początku skazani na przynajmniej „margines” rzeczywistości.
Ojciec inwestuje w tych najmniejszych. Prostych.
A czy ja takim chcę być? Patrząc na to, że Bóg ich wybiera na powierników prawdy, to jest to pytanie głębsze – na kim mi zależy?
Jednakże, idąc dalej, Bóg objawia – człowiek może to objawianie prawdy przyjąć lub odrzucić, tak więc jest oto pytanie o moją otwartość na Niego.
Co najbardziej przeszkadza mi otworzyć się na Boga Ojca?
Jakie Jego przymioty są dla mnie najbardziej zakryte i może nigdy nie doświadczone w moim życiu?
Jezus zaprasza mnie do bliskości ze Sobą w tym co przeżywam, w całej mojej słabości, trudzie i umęczeniu. Chce mnie pokrzepić.
Jednak uwaga! Jezus nie zaprasza, aby zabrać mi ten trud i obciążenie, ale aby mnie pokrzepić, czyli dać Swoją moc do tego, co przeżywam i niosę!
ON za takim mną tęskni! Za takim mną, jaki jestem w moim umęczeniu i obciążeniu. Za mną prawdziwym bez zbędnych upiększeń, bo przy Nim mogę być całkowicie sobą; przy Nim mogę się zdenerwować, ucieszyć, bo On chce mnie takiego jaki jestem, a nie wyobrażenia, jaki powinienem być.
ON czeka na mnie i liczy, że przyjdę i oddam Mu to wszystko, co mnie obciąża i utrudnia codzienność.
Co najbardziej ciąży mi na sercu?
02 VII – XIII NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mt 10, 37-42
„Jezus powiedział do swoich apostołów: «Kto kocha ojca lub matkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. I kto kocha syna lub córkę bardziej niż Mnie, nie jest Mnie godzien. Kto nie bierze swego krzyża, a idzie za Mną, nie jest Mnie godzien. Kto chce znaleźć swe życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Kto was przyjmuje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, przyjmuje Tego, który Mnie posłał. Kto przyjmuje proroka jako proroka, nagrodę proroka otrzyma. Kto przyjmuje sprawiedliwego jako sprawiedliwego, nagrodę sprawiedliwego otrzyma. Kto poda kubek świeżej wody do picia jednemu z tych najmniejszych, dlatego że jest uczniem, zaprawdę, powiadam wam, nie utraci swojej nagrody»”.
Czy można iść za Jezusem odstawiając krzyż na peryferie swojego życia?
To prawda, że jest w nas pragnienie, nawet nie zawsze uświadomione, aby przejść przez życie „dobrze czyniąc” (Dz 10, 38 – to są słowa św. Pawła o Panu Jezusie), ale bez zadraśnięcia i skazy. Tak łatwo, przyjemnie, no i pożytecznie.
Czemu nie?
A tu Pan Jezus mówi konkretnie o krzyżu, który trzeba nocno uchwycić, trzymać i nieść. Nie wlec za sobą, ale nieść.
Krzyż trudności w pracy, szkole, rodzinie …
Krzyż niespełnionych planów i aspiracji …
Krzyż niezdolności, choroby …
Krzyż ……
To wszystko mówi Jezus do uczniów, czyli osób, które się od Niego uczą.
Kto jest moim nauczycielem?
Od kogo chcę się uczyć?
Na kim się wzoruję?
Jeśli na Bogu to mamy tu przepis na świętość codzienną i prostą. Świętość zawierającą tak pozornie błahą sprawę jak kubek wody, bo świętość zaczyna się od pozornie błahych gestów, które tworzą przestrzeń dla wielkich.
Widzę je?
Jaką błahą miłość dziś okazałem?
Jak wielką miłość dziś otrzymałem?
25 VI – XII NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mt 10, 26-33
„Jezus powiedział do swoich apostołów: «Nie bójcie się ludzi! Nie ma bowiem nic skrytego, co by nie miało być wyjawione, ani nic tajemnego, o czym by się nie miano dowiedzieć. Co mówię wam w ciemności, powtarzajcie w świetle, a co słyszycie na ucho, rozgłaszajcie na dachach. Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej Tego, który duszę i ciało może zatracić w piekle. Czyż nie sprzedają dwóch wróbli za asa? A przecież bez woli Ojca waszego żaden z nich nie spadnie na ziemię. U was zaś policzone są nawet wszystkie włosy na głowie. Dlatego nie bójcie się: jesteście ważniejsi niż wiele wróbli. Do każdego więc, kto się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie»”.
Jezus tym razem pokazuje, jak ma się rzecz z głoszeniem i prawdą, a wszystko to jest otoczone Jego troską. To już kolejna niedziela, podczas której mówi i przekonuje nas o Swojej trosce nawet w najtrudniejszych momentach życia. Już nie tylko o tej największej, dotyczącej wieczności, bo jak inaczej nazwać to, że umiera „na zaś” za tych wszystkich, którzy zechcą przyjąć dar Jego śmierci, ale także o tej trosce codziennej, a mającej wpływ na wieczność. Przyznanie się do Jezusa ma charakter wieczności. I to nie są tylko słowa Jezusa do męczenników, ale także do mnie.
Męczeństwo to także codzienna wierność Bogu w tym, co mi daje, co jest dla mnie trudne, a co najlepiej i najchętniej bym załatwił po swojemu, czyli …na pewno inaczej.
Co więcej – Jezus zwraca uwagę, że nawet w ciemności naszego serca On jest i mówi do niego. Nie ma sytuacji w której może mnie coś odłączyć od Boga, nawet ciemność serca, którą zrozumiem dopiero w świetle, bo czymże jest ona jak nie właśnie brakiem światła?
Jezus stawia to moje serce w prawdzie.
Nic mnie od Niego nie może odłączyć.
Nic. Poza mną samym.
Jak żyję?
18 VI – XI NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mt 9, 36 – 10, 8
„Jezus, widząc tłumy, litował się nad nimi, bo byli znękani i porzuceni, jak owce nie mające pasterza. Wtedy rzekł do swych uczniów: «Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało. Proście Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo». Wtedy przywołał do siebie dwunastu swoich uczniów i udzielił im władzy nad duchami nieczystymi, aby je wypędzali i leczyli wszystkie choroby i wszelkie słabości. A oto imiona dwunastu apostołów: pierwszy – Szymon, zwany Piotrem, i brat jego Andrzej, potem Jakub, syn Zebedeusza, i brat jego Jan, Filip i Bartłomiej, Tomasz i celnik Mateusz, Jakub, syn Alfeusza, i Tadeusz, Szymon Gorliwy i Judasz Iskariota, ten, który Go zdradził. Tych to Dwunastu wysłał Jezus i dał im takie wskazania: «Nie idźcie do pogan i nie wstępujcie do żadnego miasta samarytańskiego. Idźcie raczej do owiec, które poginęły z domu Izraela. Idźcie i głoście: Bliskie już jest królestwo niebieskie. Uzdrawiajcie chorych, wskrzeszajcie umarłych, oczyszczajcie trędowatych, wypędzajcie złe duchy. Darmo otrzymaliście, darmo dawajcie»”.
Cały dzisiejszy fragment słów Jezusa, które podaje nam ewangelista Mateusz to troska. Jezus troszczy się.
Ludzi, którzy stoją przed Nim, widzi w ich znękaniu i zmęczeniu duszy, a nie jak obojętny pasażer na przystanku autobusowym.
Wysyła uczniów z bardzo konkretną władzą. Zna ich. Nikt nie jest Mu obcy. Same przydomki czy określenia im dodawane pokazują ich wzajemną relację ich łączącą, a która także świadczy o cechach charakteru czy historii życia. On ją zna i akceptuje i tylko On może ją wykorzystać ku dobru i uczynić niechciany „śmieć” perłą. Daje tym uczniom takie możliwości, o których nawet im się nie śniło, a o których wiedzą, że nie są ich i dla nich, ale na „eksport”. Dokładnie mówi, na czym ma polegać ich misja i działanie! Nie zostawia nawet cienia wątpliwości dla rozwoju pychy – dar darmo otrzymali i mają go dawać dalej.
I to wszystko dzieje się dziś i bardzo konkretnie, bo inaczej nie można określić sakramentów, w których na co dzień uczestniczymy.
Tylko tu jeszcze rozchodzi się problem wiary i to z obydwu stron – wiary dawcy i wiary biorcy. Dawca daje mocą Chrystusa i biorca bierze z mocy Chrystusa.
Ale czy jedni i drudzy zdają sobie sprawę i wierzą w dar i moc działającą?
Wierzysz w to o czym słyszysz, że dzieje się w sakramencie Eucharystii ” …ciało Moje ….krew Moja …”?
Wierzysz w to o czym słyszysz w sakramencie pokuty ” … odpuszczają ci się twoje grzechy …”?
Wiara musi być z obydwu stron – „Panie przymnóż mi wiary i kapłanowi też, aby korzystał z daru, który otrzymał. Amen”
I niech to będzie nasza modlitwa.
11 VI – X NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mt 9, 9 – 13
„ Odchodząc stamtąd, Jezus ujrzał człowieka imieniem Mateusz, siedzącego w komorze celnej, i rzekł do niego: «Pójdź za Mną!» On wstał i poszedł za Nim. Gdy Jezus siedział w domu za stołem, przyszło wielu celników i grzeszników i siedzieli wraz z Jezusem i Jego uczniami. Widząc to, faryzeusze mówili do Jego uczniów: «Dlaczego wasz Nauczyciel jada wspólnie z celnikami i grzesznikami?» On usłyszawszy to, rzekł: «Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają. Idźcie i starajcie się zrozumieć, co znaczy: Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary. Bo nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników»”.
To jest w Bogu wręcz niesamowite – nie potrzeba nam trampoliny, aby do Niego doskoczyć!
Jezus wychodzi z miasta, z Kafarnaum, a mimo to nie traci nikogo z pola widzenia. Widzi tego, którego najprawdopodobniej nikt widzieć nie chce; bo kto chce, poza Rzymianami, spotkać się z podatkobiorcą? Nikt.
Rzekł mu tylko jedno zdanie, a raczej zaproszenie. Pójść za … czyli nie iść „po omacku”, ale za… widząc przed sobą tego kogoś, powiedzielibyśmy jego plecy. To ważne, bo widząc przed sobą kogoś nie jestem sam, nie idę sam, idę za nim, on wskazuje gdzie, on dyktuje tempo, on daje poczucie bezpieczeństwa.
Jezus więc zadaje mi pytanie – za kim idę? Czy jest to rzeczywiście ON?
Za kim idę w swoim myśleniu, decyzjach? Kto jest dla mnie wyznacznikiem drogi, wyborów?
Czy patrząc na moją codzienność śmiało mogę powiedzieć, że „Jezus by tak zrobił”?
Kolejną ważną rzeczą jest to, że przy Jezusie gromadzą się ci, co więcej – jest ich „wielu”, którzy są w takiej samej sytuacji, co Mateusz. Celnicy i grzesznicy, na których faryzeusze reagują oburzeniem (i to nie świętym). Siedzą z Jezusem, bo czują się bezpieczni, wpuszczają Jezusa do swojego świata społecznej izolacji, odrzucenia, ludzkiej niechęci i wrogości. Dlaczego?
Bo Jezus widzi ich, przebywa z nimi, Bóg pochyla się nad człowiekiem. I to jest ta sytuacja, która powtarza się od czasu tego pytania skierowanego do Adama ukrytego w krzakach: „Adamie, gdzie jesteś?!” A On dobrze wiedział, w których krzakach Adam jest, ale go szukał, i nie przestaje szukać.
Dlaczego?
Bo wie, że potrzebuję lekarza.
Bo są chorzy, którzy o tym wiedzą i ci, którzy o tym nie wiedzą.
I są grzesznicy, którzy o tym wiedzą i ci, którzy o tym wiedzieć nie chcą.
Jedni i drudzy lekarza potrzebuję.
Jedni go przyjmą, a drudzy nie.
Na szczęście Jezus przyszedł powołać grzeszników, a nie sprawiedliwych – jestem ukochany nie dlatego, że jestem „łatwy”, ale pomimo tego, że jestem „trudny”.
04 VI – UROCZYSTOŚĆ TRÓJCY PRZENAJŚWIĘTSZEJ
EWANGELIA
J 3, 16-18
„Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony. Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego.”
Już w pierwszym zdaniu Jezus pokazuje, na czym polega i skąd wywodzi się łaska zbawienia. Więcej, przypomina o swojej miłości. Tak jej pragniemy, że aż wydaje się, że o niej zapominamy ciągle potępiając siebie samych i tych obok nas. A Jezus nie potępia, nie grozi palcem – On przypomina o miłości Ojca i darze zbawienia!
I nie jest to bynajmniej sucha dobroczynność. Tak wydaje się pojmować tę kwestię dzisiejszy człowiek. Bo przecież wystarczy dobrze czynić; mamy katechizm i uczynki miłosierne względem ciała, w których czytamy np.: „głodnych nakarmić…”
A tu w ogóle nie chodzi o żadną filantropię.
Tu idzie o wiarę i wynikającą z niej miłość!!! Ten, kto wierzy w Jezusa osiągnie życie wieczne, bo z tej wiary wynika dobro (obopólne) i ta właśnie wiara jest owocem dobra (obopólnego).
Dlaczego?
Bo w osobie, której czynię dobrze, widzę Jezusa. Bez wiary jest to ciągle osoba potrzebująca mojej pomocy, którą przewyższam, bo tej pomocy udzielam. Bez wiary zobaczę osobę, może nawet i pokrzywdzoną czy wzbudzającą litość, a w wierze zobaczę w niej brata, odkupionego tak, jak i ja najdroższą Krwią Chrystusa i tak samo kochaną przez Boga, jak ja.
O tym już mówił św. Jakub w swoim liście: „Pokaż mi wiarę swoją bez uczynków, to ja ci pokażę wiarę ze swoich uczynków” (Jk 2, 18)
A miłość?
Można sparafrazować słowa św. Jakuba: „Pokaż mi miłość swoją bez uczynków, to ja ci pokaże miłość ze swoich uczynków”.
Tu zamiast zbędnych słów komentarza należy spojrzeć na ukrzyżowanego Jezusa.
28 V – VIII NIEDZIELA WIELKANOCNA – ZESŁANIE DUCHA ŚWIĘTEGO
EWANGELIA
J 20,19–23
„Wieczorem w dniu zmartwychwstania, tam gdzie przebywali uczniowie, drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami. Przyszedł Jezus, stanął pośrodku, i rzekł do nich: ”Pokój wam!”. A to powiedziawszy, pokazał im ręce i bok. Uradowali się zatem uczniowie, ujrzawszy Pana. A Jezus znowu rzeki do nich: ”Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam”. Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: ”Weźmijcie Ducha Świętego. Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane”.
Za każdym razem jak Jezus ukazuje się uczniom po swoim zmartwychwstaniu dzieje się coś nowego, a dla człowieka zbawiennego. W związku z tym nic dziwnego, że każdorazowe Jego pojawienie się wywołuje euforię radości. Przychodzi od razu w dniu zmartwychwstania, kiedy jeszcze 24 godziny wcześniej świat im się zawalił. Doświadczyli kompletnej nędzy własnej uciekając z Ogrójca, zaprzeczając, że znają swojego Mistrza, teraz zamknięci ze strachu. A Jezus nie czeka, jest niecierpliwy w dawaniu życia, nadziei i przebaczenia.
Co widzieli w Jego spojrzeniu?
Co widział Jezus w ich oczach?
Tylko, że oni byli (można by tak porównać) w gorszej sytuacji niż my (choć nie należy tu myśleć, że ktoś jest w złej sytuacji), gdyż nie mieli bladego pojęcia kiedy nadejdzie ten moment spotkania. Byli całkowicie zdani na Jezusa i jego „widzimisie”, a człowiek ma to do siebie, że lubi mieć wszystko pod kontrolą. Tu kontroli żadnej nie mieli. I chyba tym większa radość, bo niespodziewanie przychodzi ten, który jest kocha i jest kochany.
My dziś jesteśmy w tej lepszej sytuacji, bo Pan sam zostawił nam się w postaci chleba w tabernakulum, czyli mamy pełną decyzyjność w spotkaniu. Jezus jest cały czas i czeka.
Ale czy to mnie na prawdę cieszy?
Czy chcę aby On tam dla mnie był, czy jest mi to obojętne?
Czy pójdę do kościoła aby zobaczyć Jezusa?
Czy w moim umyśle i sercu kwarantanna zapisał się jako stan permanentny?
Czy chcę Go spotkać?
Ale to nie koniec radości – teraz coś dla nas! Odpuszczenie grzechów którego moc daje Pan jest „wymysłem” miłości największej! Bo jak tu jeszcze, już na przedsionku odejścia do Ojca jeszcze myśleć o tym marnym człowieku i jego opłakanej kondycji którą sam sobie zgotował?
A jednak. Jak przysłowiową wisienkę na torcie Jezus daj Ducha Świętego i życie czyste w łasce miłości ilekroć zechce nam się tą miłością dla (no właśnie – dla czego?) wzgardzić i ją od siebie odrzucić. To jest właśnie cecha tej prawdziwej miłości – jesteśmy słabi, ale nie bez nadziei, bo ona jest u kratek konfesjonału.
Czujesz to?
21 V – VII NIEDZIELA WIELKANOCNA – WNIEBOWSTĄPIENIE PAŃSKIE
EWANGELIA
Mt 28, 16-20
„Jedenastu uczniów udało się do Galilei, na górę, tam gdzie Jezus im polecił. A gdy Go ujrzeli, oddali Mu pokłon. Niektórzy jednak wątpili. Wtedy Jezus podszedł do nich i przemówił tymi słowami: «Dana Mi jest wszelka władza w niebie i na ziemi. Idźcie więc i nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata»”.
Przedziwne spotkanie. Po czterdziestu dniach kiedy Jezus ukazywał się po zmartwychwstaniu, kiedy doświadczali Go, ale w sposób tak inny niż przed śmiercią, oni wątpią.
Składali Jego ciało do grobu i szukali kiedy kobiety opowiadały rzeczy niedorzeczne o zmartwychwstaniu. Potem tyle razy ukazywał się im kiedy chciał i jak chciał, więc był im w pewien sposób nieuchwytny, a jednocześnie bliski, bo Go odzyskali, a oni dalej mają wątpliwości.
Pomimo tego, Jezus nie wyrzuca im braku wiary, ale przechodzi ponad tym.
Dopuszcza to, że człowiek nawet po długotrwałym doświadczeniu zmieniającym jego życie, jest jeszcze w stanie mieć wątpliwości i nie wynika to bynajmniej ze złej woli, ale raczej z kiepskiej kondycji serca po grzechu pierworodnym.
Wydawać by się mogło, że najczęściej zdarza się nam wątpić właśnie w to, co jest najcenniejsze i na czym nam zależy – jak uczniom na Jezusie i Jego nowym byciu z nimi. To na czym nam najbardziej zależy jest więc przedmiotem ciągłej troski i wątpliwości w chwilach trudnych.
Jezus jednak idzie krok dalej – ogłasza, że ma On władzę nad wszystkim na ziemi i niebie.
Czy nie o to co dzień proszę w słowach „przyjdź Królestwo Twoje jako w niebie tak i na ziemi”?
Czy tego rzeczywiście pragnę?
Jak to robię? Jak szukam woli Bożej?
Jak poddaję się Bożej władzy?
Czy to nie jest utarty slogan, że szukam woli Bożej …. ale jakby była jak moja, to byłoby prościej?
Ale po co prosić i szukać, jak i tak ona się dzieje?
Czy na pewno chcę, aby się we mnie działa?
Jezus przyjmuje słabość i inwestuje w człowieka: „idźcie więc i nauczajcie …uczcie zachowywać…”
O kim? Czego? Co?
O Bogu, który ma ucho wyostrzone na najcichszy szept modlitwy, który schyla się ku proszącemu z wiarą i oddającemu się Jego władzy miłości, który nie zostawia swoich dzieci, ale jest z nimi w każdym ich doświadczeniu. I to jest właśnie taka władza.
14 V – VI NIEDZIELA OKRESU WIELKANOCNEGO
EWANGELIA
J 14, 15-21
„Jezus powiedział do swoich uczniów: «Jeżeli Mnie miłujecie, będziecie zachowywać moje przykazania. Ja zaś będę prosił Ojca, a innego Parakleta da wam, aby z wami był na zawsze – Ducha Prawdy, którego świat przyjąć nie może, ponieważ Go nie widzi ani nie zna. Ale wy Go znacie, ponieważ u was przebywa i w was będzie. Nie zostawię was sierotami. Przyjdę do was. Jeszcze chwila, a świat nie będzie już Mnie widział. Ale wy Mnie widzicie; ponieważ Ja żyję i wy żyć będziecie. W owym dniu poznacie, że Ja jestem w Ojcu moim, a wy we Mnie i Ja w was. Kto ma przykazania moje i je zachowuje, ten Mnie miłuje. Kto zaś Mnie miłuje, ten będzie umiłowany przez Ojca mego, a również Ja będę go miłował i objawię mu siebie»”.
Jezus mówi, że świat nie może przyjąć Ducha Prawdy, bo Go nie zna.
Ale czy chce poznać?
Ten sam Duch ma dwojaką istotę – Prawda i Paraklet, czyli ten, który oświeca. Prawda jest zawsze światłem, nawet jeśli jest to prawda trudna czy nieprzyjemna.
Więc, czy świat w ogóle chce tego Ducha, który objawia prawdę?
Jezus daje Go jak już sam ma wniebowstąpić, czyli po raz kolejny nie myśli o sobie (jakby kiedykolwiek miał to robić), ale o nas, Jego dzieciach umiłowanych.
Tak jak w czasie Ostatniej Wieczerzy, Jego mowa Eucharystyczna przypomina walizkę rad i troski pakowaną przez rodziców przed wyjazdem dziecka w długą podróż, kiedy upomina i wręcz nakazuje jedność i o nią się modli, tak teraz daje Ducha, aby nas nie zostawić samych.
W dzisiejszej Ewangelii Apostoł Jan „przedstawia” nam tego, kto już jest w nas i jeszcze będzie nam dany.
To wiąże się z prawdą, bo Bóg jest prawdą, a prawda nieraz boli, czy chcemy przed nią uciekać.
Jest jakaś prawda, przed którą się chowam i uciekam?
Jeśli tak, to jest to ten czas, aby oddać to Jezusowi w ręce, aby się tym zajął, bo nie jesteśmy sami, więc z niczym nie zmagamy się sami. Jak to mówiła św. Faustyna: „Jezu zajmij się tym” i szła spać.
7 V – V NIEDZIELA WIELKANOCNA
EWANGELIA
J 14, 1-12
„Jezus powiedział do swoich uczniów: «Niech się nie trwoży serce wasze. Wierzycie w Boga? I we Mnie wierzcie! W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział. Idę przecież przygotować wam miejsce. A gdy odejdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem. Znacie drogę, dokąd Ja idę». Odezwał się do Niego Tomasz: «Panie, nie wiemy, dokąd idziesz. Jak więc możemy znać drogę?» Odpowiedział mu Jezus: «Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie. Gdybyście Mnie poznali, znalibyście i mojego Ojca. Ale teraz już Go znacie i zobaczyliście». Rzekł do Niego Filip: «Panie, pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy». Odpowiedział mu Jezus: «Filipie, tak długo jestem z wami, a jeszcze Mnie nie poznałeś? Kto Mnie widzi, widzi także i Ojca. Dlaczego więc mówisz: „Pokaż nam Ojca”? Czy nie wierzysz, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie? Słów tych, które wam mówię, nie wypowiadam od siebie. To Ojciec, który trwa we Mnie, On sam dokonuje tych dzieł. Wierzcie Mi, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie. Jeżeli zaś nie – wierzcie przynajmniej ze względu na same dzieła! Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto we Mnie wierzy, będzie także dokonywał tych dzieł, których Ja dokonuję, a nawet większe od tych uczyni, bo Ja idę do Ojca»”.
Pan Jezus odznaczał się na prawdę dużą dozą cierpliwości. Nie męczy się uświadamiać uczniom i nam to, co wiemy, tyle że nie wiemy, że wiemy.
Filip jednak mówi o czymś głębszym – o pragnieniu zobaczenia, czyli doświadczenia Boga. Jedno i drugie łączy się ze sobą, bo Bóg działa. On nie jest statyczny w miłości i istnieniu. On kocha, a miłość nie zna stagnacji. Zobaczyć Ojca, jest to wydarzenie które jest najważniejsze, bo „wystarczy”, i ostateczne. Poza tym już nic nie trzeba. Pełnia.
I tu Jezus oznajmia rzecz oczywistą – jedność Bożych Osób. Syn w Ojcu i Ojciec w Synu.
Tu samo przez się nasuwa się pytanie o pragnienie mojego serca.
Czego pragnie moje serce?
Czy pragnie widzieć Boga?
Czy pragnie widzieć i doświadczać Boga w tym co daje mi każdego dnia?
Czy może moje serce jest pełne pretensji i żalu, że nie jest tak jak sobie wymarzyłem i zaplanowałem? Ale wtedy do czego potrzebuję Boga i czy za Nim tęsknie? Czy nie raczej za „bogiem” utworzonym na mój obraz i podobieństwo – moich planów, powinności niespełnionych i dlatego pełnych żalu, przewidywań, spodziewań …?
Powtórzmy pytanie – chcę zobaczyć i doświadczyć Boga czy boga?
Jeśli chcę doświadczyć Boga będzie się to wiązało z codziennym powierzaniem siebie Bogu i Jego woli, a co za tym idzie pokojem serca, bo jestem „na Jego głowie”.
Jeśli chcę zobaczyć boga będę kurczowo trzymał się siebie i kończył dzień z doświadczeniem może i spełnienia, ale na pewno nie pokoju, bo wszystko będzie „na mojej głowie”.
30 IV – IV NIEDZIELA WIELKANOCNA – NIEDZIELA DOBREGO PASTERZA
EWANGELIA
J 10, 1-10
„Jezus powiedział: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto nie wchodzi do owczarni przez bramę, ale wdziera się inną drogą, ten jest złodziejem i rozbójnikiem. Kto jednak wchodzi przez bramę, jest pasterzem owiec. Temu otwiera odźwierny, a owce słuchają jego głosu; woła on swoje owce po imieniu i wyprowadza je. A kiedy wszystkie wyprowadzi, staje na ich czele, owce zaś postępują za nim, ponieważ głos jego znają. Natomiast za obcym nie pójdą, lecz będą uciekać od niego, bo nie znają głosu obcych». Tę przypowieść opowiedział im Jezus, lecz oni nie pojęli znaczenia tego, co im mówił. Powtórnie więc powiedział do nich Jezus: «Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Ja jestem bramą owiec. Wszyscy, którzy przyszli przede Mną, są złodziejami i rozbójnikami, a nie posłuchały ich owce. Ja jestem bramą. Jeżeli ktoś wejdzie przeze Mnie, będzie zbawiony – wejdzie i wyjdzie, i znajdzie pastwisko. Złodziej przychodzi tylko po to, aby kraść, zabijać i niszczyć. Ja przyszedłem po to, aby owce miały życie, i miały je w obfitości»”.
Dużo i często mówi się o przypowieści o Dobrym Pasterzu i o owocach. Dlaczego Pasterz jest określany jako Dobry?
Bo jest to „swój” człowiek, na tyle znany owcom i znający je, że jest w stanie wołać każdą po imieniu. Nie są one dla Niego tłumem, ale istotami znanymi, ważnymi, nawet przez sam fakt pamiętania imienia.
Jestem przez Boga znany po imieniu!
Jestem dla Niego ważny, aż do cierpienia.
Przyzwyczailiśmy się do krzyża i cierpienia Jezusa. Może nawet tak bardzo, że jest nam ono obojętne. Ale nawet jeśli tak jest, to dla cierpiącego Jezusa nikt z nas nie jest obojętny, bo jest „wycierpiany”.
Mit o Prometeuszu może wyjaśnić wiele.
Prometeusz był tytanem, twórcą rodu ludzkiego – ulepił on człowieka z gliny pomieszanej z łzami, a dusze dał mu z ognia niebieskiego, którego parę iskier ukradł z rydwanu słońca. Człowiek ten był słaby i bezbronny wobec potęgi przyrody, której nie rozumiał. Prometeusz wykradł bogom Olimpu ogień i nauczył człowieka używania go. Zeus namówił bogów do stworzenia pięknej i urokliwej Pandory, nazwanej tak, gdyż była darem dla ludzi. Otrzymała ona bardzo szczelnie zamkniętą puszkę. Pandora została podstawiona pod dom Prometeusza, ale ten nie przyjął jej i nakazał odesłać. Jeden z jego lekkomyślnych braci, Epimeteusz, poślubił tę kobietę. Wkrótce Pandora namówiła męża do otworzenia tej puszki. Na świat wydostały się wszystkie smutki, choroby, zbrodnie.
Prometeusz chcąc się zemścić na bogach zabił woła i podzielił go na części (za puszkę Pandory). Jedną częścią było mięso owinięte w skóry, a drugą kości owinięte w tłuszcz. Zeus wybrał gorszy wór z kośćmi, tłuszczem. Zgodnie z umową (między Zeusem a Prometeuszem) ludzie mają składać bogom tłuszcz i kości. Władca Olimpu ukarał Prometeusza przykuwając go do skał Kaukazu. Samotny cierpiał katusze, podczas gdy przylatywał orzeł, który wyjadał wątrobę, która każdej nocy odrastała Prometeuszowi.
Co ma wspólnego Prometeusz z Jezusem?
NIC!
Więc dlaczego to opowiadanie?
Bo Bóg nie stworzył człowieka skazując go na samotnię istnienia i zmagania się z siłami natury. Bóg stworzył wszechświat, aby człowiekowi służył i aby człowiek nad nim panował, aby czynił sobie ziemię poddaną.
Bo Bóg oddał najwyższą cenę za każdego z nas, więc nie można Go utożsamiać z Zeusem, który zrzuca na ziemię cierpienie, choroby i zbrodnie. Jezus wziął na Siebie mój grzech, chorobę, zbrodnie i w „Jego ranach jest nasze zdrowie”.
A czy podświadomie nie myślę o Bogu jako o karzącym i ciskającym w człowieka pioruny cierpienia i zła mówiąc w obliczu trudności, czy właśnie cierpienia „za jakie grzechy”!?
Jezus nie prowadzi walki z Bogiem, On jest w Trójcy Jedyną Miłością.
Co więcej, człowiek nie musi składać Bogu ofiary. Tą ofiarą przebłagalną stał się, z miłości, sam Syn, a my mamy ją przyjąć, czyli uwierzyć i dziękować współpracując z darem zbawienia i odkupienia już otrzymanym.
I w końcu to nie Bóg zabiera Jezusowi życie dając cierpienie, w przypadku Prometeusza niekończące się, ale to Jezus z własnej woli oddanej Ojcu to życie oddaje i nam je daje. I to daje w obfitości!
Owce znają głos Pasterza i za Nim idą. Robią to w wolności! Nikt ich nie zmusza! Wchodzą i wychodzą – w wolności!
Widzą, że Pasterz wchodzi przez bramę – spokojnie, za dnia (złodziej bokiem wdziera się – przemoc)
Owce znają głos pasterza i go słuchają. Słyszały jak wypowiadał ich imię – zna to imię – we chrzcie Bóg mnie wezwał po imieniu i zaprosił do przymierza miłości ze Sobą.
Mój Pasterz mnie zna, a ja znam głos mojego Pasterza?
Komu pozwalam aby o mnie decydował? Jaki pasterz?
Komu pozwalam aby o mnie dbał? Pasterzowi?
Jego celem jest moje życie! (rozbójnika – zabijać)
Komu chcę dać się paść?
23 IV – III NIEDZIELA WIELKANOCNA – NIEDZIELA BIBLIJNA
EWANGELIA
Łk 24, 13-35
„W pierwszy dzień tygodnia dwaj uczniowie Jezusa byli w drodze do wsi, zwanej Emaus, oddalonej o sześćdziesiąt stadiów od Jeruzalem. Rozmawiali oni z sobą o tym wszystkim, co się wydarzyło. Gdy tak rozmawiali i rozprawiali z sobą, sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi. Lecz oczy ich były jakby przesłonięte, tak że Go nie poznali. On zaś ich zapytał: «Cóż to za rozmowy prowadzicie z sobą w drodze?» Zatrzymali się smutni. A jeden z nich, imieniem Kleofas, odpowiedział Mu: «Ty jesteś chyba jedynym z przebywających w Jerozolimie, który nie wie, co się tam w tych dniach stało». Zapytał ich: «Cóż takiego?» Odpowiedzieli Mu: «To, co się stało z Jezusem Nazarejczykiem, który był prorokiem potężnym w czynie i słowie wobec Boga i całego ludu; jak arcykapłani i nasi przywódcy wydali Go na śmierć i ukrzyżowali. A my spodziewaliśmy się, że On właśnie miał wyzwolić Izraela. Ale po tym wszystkim dziś już trzeci dzień, jak się to stało. Nadto, jeszcze niektóre z naszych kobiet przeraziły nas: były rano u grobu, a nie znalazłszy Jego ciała, wróciły i opowiedziały, że miały widzenie aniołów, którzy zapewniają, iż On żyje. Poszli niektórzy z naszych do grobu i zastali wszystko tak, jak kobiety opowiadały, ale Jego nie widzieli». Na to On rzekł do nich: «O, nierozumni, jak nieskore są wasze serca do wierzenia we wszystko, co powiedzieli prorocy! Czyż Mesjasz nie miał tego cierpieć, aby wejść do swej chwały?» I zaczynając od Mojżesza, poprzez wszystkich proroków, wykładał im, co we wszystkich Pismach odnosiło się do Niego. Tak przybliżyli się do wsi, do której zdążali, a On okazywał, jakoby miał iść dalej. Lecz przymusili Go, mówiąc: «Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił». Wszedł więc, aby zostać wraz z nimi. Gdy zajął z nimi miejsce u stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im. Wtedy otworzyły się im oczy i poznali Go, lecz On zniknął im z oczu. I mówili między sobą: «Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał?» W tej samej godzinie zabrali się i wrócili do Jeruzalem. Tam zastali zebranych Jedenastu, a z nimi innych, którzy im oznajmili: «Pan rzeczywiście zmartwychwstał i ukazał się Szymonowi». Oni również opowiadali, co ich spotkało w drodze i jak Go poznali przy łamaniu chleba”.
Uczniowie uciekają przerażeni. Z rozmowy można wywnioskować, że te trzy lata bycia z Jezusem nic im nie dały, bo cały czas uważają Go „tylko” za proroka.
To Jezus daje im się poznać, ale nie od razu. Na początku daje im wypowiedzieć się w ich żalu, smutku i rozczarowaniu. Oczy ich są „jakby przesłonięte, tak że Go nie poznali”.
Jak często działanie Boga jest dla mnie przysłonięte?
Jak często widzę wydarzenia mojego „dziś” jako „przypadek”?
A On jest przy mnie i mnie nie opuszcza, a moje oczy rzeczywiście są przysłonięte i nie rozpoznaję Jego obecności!
Jezus jednak nie narzuca się i pozwala MI wypowiedzieć się w tych trudnościach, które mam, w żalu, który wypełnia moje serce, w smutku bijącym ze spojrzenia i rozczarowaniu spowitym niechęcią!
ON CHCE MMNIE USŁYSZEĆ!
ON CZEKA, ABYM WYLAŁ PRZED NIM SERCE, bo to daje miejsce Jego łasce!
Teraz dopiero mówi, wyjaśnia, dociera do serca. Sam zaczepia uczniów idących. Szuka ich, nie chce pozostawić w rozpaczy, ale delikatnie. Chce być chciany, daje wolność.
Jednak to, po czym Go rozpoznali, jest ewidentne – po łamaniu chleba.
Gdzie poznaję i rozpoznaję Jezusa?
W Eucharystii.
I dlatego szatan tak o nią walczy. To jest żywa obecność Jezusa, Boga wśród nas, więc Zły walczy o nas, aby nam ją odebrać i nas z niej wyłączyć. Szatan mierzy od razu w fundament chcąc wyrwać człowieka z „objęć” Chrystusa kiedy przyjmuję Go do życia i codzienności w postaci chleba. Akurat On, nasz odwieczny przeciwnik, ma 100% świadomości, czym jest Eucharystia i dlatego tak zaciekle walczy o człowieka i robi wszystko, aby nas z niej wykluczyć.
A Jezus w swoim miłosierdziu przychodzi, zaczepia nas także trudnościami, chce z nami o nich rozmawiać w modlitwie, chce nam je wyjaśniać mówiąc przez słowa Pisma Świętego w Eucharystii oraz podczas codziennej drogi naszego życia ile razy będziemy chcieli Go słuchać, daje umocnienie Sobą w Komunii Świętej, wspiera Swoim błogosławieństwem i przebacza w sakramencie pokuty.
Św. Augustyn powiedział „Człowiek, tak jak nie może sam siebie stworzyć, tak nie może sam siebie uszczęśliwić” i to jest klucz tego, co chce dla nas Bóg.
Wierzysz w to?
16 IV – II NIEDZIELA WIELKANOCNA – ŚWIĘTO MIŁOSIERDZIA BOŻEGO
EWANGELIA
J 20,19-31
„Było to wieczorem owego pierwszego dnia tygodnia. Tam, gdzie przebywali uczniowie, drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami. Jezus wszedł, stanął pośrodku i rzekł do nich: ”Pokój wam!”. A to powiedziawszy, pokazał im ręce i bok. Uradowali się zatem uczniowie, ujrzawszy Pana. A Jezus znowu rzekł do nich: ”Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam”. Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: ”Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane”.
Ale Tomasz, jeden z Dwunastu, zwany Didymos, nie był razem z nimi, kiedy przyszedł Jezus. Inni więc uczniowie mówili do niego: ”Widzieliśmy Pana!”. Ale on rzekł do nich: ”Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę”. A po ośmiu dniach, kiedy uczniowie Jego byli znowu wewnątrz domu i Tomasz z nimi, Jezus przyszedł mimo drzwi zamkniętych, stanął pośrodku i rzekł: ”Pokój wam!”. Następnie rzekł do Tomasza: ”Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż ją do mego boku, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym”. Tomasz Mu odpowiedział: ”Pan mój i Bóg mój!”. Powiedział mu Jezus: ”Uwierzyłeś, bo Mnie ujrzałeś; błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli”. I wiele innych znaków, których nie zapisano w tej księdze, uczynił Jezus wobec uczniów. Te zaś zapisano, abyście wierzyli, że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym, i abyście wierząc, mieli życie w imię Jego”.
Jezus nie dał długo czekać uczniom w niepewności, smutku i żalu. Od razu wieczorem przyszedł do nich. Spieszył się, aby doświadczyli Go już w inny i niepojęty dla nas sposób. Jeśli któryś z nich do tej pory miał jakiekolwiek wątpliwości co do Jezusowej tożsamości, to już w tym momencie zostały one całkowicie zmiażdżone przez to, czego doświadczyli.
Pokazał uczniom, czyli nam na przestrzeni wieków, że może wszystko. Jest wręcz ekspertem od spraw niemożliwych. Bo jak wytłumaczyć zmartwychwstanie – po ludzku jest to rzecz niemożliwa.
Czy mój Bóg jest zdolny uczynić w moim życiu rzeczy niemożliwe?
Czy chcę, czy proszę Go, aby czynił możliwymi moje niemożliwości?
A może od razu rezygnuję na starcie, bo przecież „na pewno nie będzie chciał, na pewno to nie jest wola Boża”!
A powiedziałeś Mu o tym?
Czy tkwisz w żalu niewypowiedzianych modlitw? Bo przecież lepiej jest mile się zaskoczyć, bo Bóg i tak o wszystkim wie, niż prosić i niemile się rozczarować, „bo i tak nie da jak chcę”?
Zmartwychwstały ma za nic wszelkie bariery, które człowiek ustawia nie przed Nim, a które i Jego w pewnym sensie dotykają. Ewangelista pisze, że uczniowie byli zamknięci ze strachu przed Żydami, a On tę przeszkodę „sforsował”. Tak po prostu.
Jakich „Żydów” boję się?
Czyli kto lub co jest moim „Żydem”, przed którym zamykam drzwi?
Dobra Nowina dla mnie jest taka, że Chrystus przychodzi mimo zamknięcia i to nie sam, ale z pokojem, który tylko On może dać! I przychodzi pokazując jakby na wstępie „dowód osobisty” świadczący o tym, że On to On – pokazuje rany! Rany rąk i boku, a do tego jeszcze nie waha się dać ich odczuć Tomaszowi. Pomimo tego, że Tomasz wyraził swój brak wiary „za plecami” Jezusa, to i tak On wszystko wie. I nie tylko wie, ale daje temu uczniowi dotknąć najgłębszej rany – rany serca! Tylko najbliższym pokazuje się rany serca, już nie mówiąc o dotykaniu ich. Jezus dał mu dotknąć ran Swojego miłosiernego Serca, nawet jeśli właśnie w tej ranie znajdował się jego upór i niedowiarstwo! Dał mu dotknąć rany także przez niego samego zadanej! To jest dopiero wielkość miłości przebaczającej.
Bóg odsłania ranę Swojego serca – komu ja odsłaniam rany mojego serca?
Bóg zaprasza mnie do tego u kratek konfesjonału! Chcę Mu je tam dać dotknąć?
9 IV – WIELKANOC
EWANGELIA
J 20, 1-9
„Pierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, Maria Magdalena udała się do grobu i zobaczyła kamień odsunięty od grobu. Pobiegła więc i przybyła do Szymona Piotra oraz do drugiego ucznia, którego Jezus kochał, i rzekła do nich: «Zabrano Pana z grobu i nie wiemy, gdzie Go położono». Wyszedł więc Piotr i ów drugi uczeń i szli do grobu. Biegli obydwaj razem, lecz ów drugi uczeń wyprzedził Piotra i przybył pierwszy do grobu. A kiedy się nachylił, zobaczył leżące płótna, jednakże nie wszedł do środka. Nadszedł potem także Szymon Piotr, idący za nim. Wszedł on do wnętrza grobu i ujrzał leżące płótna oraz chustę, która była na Jego głowie, leżącą nie razem z płótnami, ale oddzielnie zwiniętą w jednym miejscu. Wtedy wszedł do wnętrza także i ów drugi uczeń, który przybył pierwszy do grobu. Ujrzał i uwierzył. Dotąd bowiem nie rozumieli jeszcze Pisma, które mówi, że On ma powstać z martwych”.
Wydawałoby się, że już nic nie może się stać – a jednak znów pośpiech. Jezus był ściągany z krzyża w pośpiechu, pochowany w grobie w pośpiechu, czynności pogrzebowe w pośpiechu, a teraz Maria idzie wczesnym rankiem i zaraz biegnie.
W jej sercu jest ciemno.
Jest sama.
Przyszła dopełnić to, czego brakowało w pogrzebie. Tak chciała wyrazić swoją miłość.
Jak ja wyrażam moją miłość do Boga?
Czy mi na tym w ogóle zależy, czy jest mi to obojętne?
Uczniowie od razu uwierzyli. A ja czy wierzę?
Wydawałoby się, że to nie powinno być dla uczniów zaskoczeniem, przecież Jezus trzykrotnie zapowiadał swoją mękę i zmartwychwstanie. Oni nie rozumieli. Wykasowali fakt z pamięci, a jedynymi, którzy o tym pamiętali byli arcykapłani proszący o straż.
Trzeba zwrócić także uwagę na fakt, może mało przez nas zauważany, czyli na porządek w grobie. Patrząc na to, co działo się później oraz na wytłumaczenie straży panoszące się do dzisiaj, że to niby uczniowie przyszli i wykradli Jezusa, gdy oni spali, to ten właśnie porządek jest tym, co przemawia właśnie za zmartwychwstaniem. Nikt przecież, kto okrada dom lub jakiekolwiek inne miejsce nie zostawia po sobie porządku. Tam jest pośpiech i wynikający z niego nieład.
Tu warto zapytać się siebie samego i zweryfikować, kogo słucham i komu wierzę, czyli tak naprawdę ku komu, czemu skłaniam moje serce? Czy słysząc o działaniu Boga przyjmuję je, czy szukam „naukowych” wyjaśnień na siłę, bo tam gdzie ich nie ma? Czyli jest to pytanie o to, w czym jest zanurzone moje serce?
W Bogu, który jest pokojem, czy w … co z pokojem nie ma nic wspólnego, a wprowadza zamęt nie tylko w głowie?
Czy żyję wiarą w Jezusa zmartwychwstałego, który pokonał śmierć moją?
Czy chcę, aby wprowadził życie we wszystkie miejsca mojego „ja”?
Dobrą nowina dzisiejszej Ewangelii to moja słabość, którą Bóg może wypełnić swoją mocą!
Jezu mój, Ty wiesz jaki jestem słaby, więc proszę jak ojciec, który przyprowadził do Ciebie syna, który miał ducha niemego: „Wierzę, zaradź memu niedowiarstwu!”
02 IV – VI NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU – NIEDZIELA PALMOWA
PROCESJA Z PALMAMI
Mt 21, 1-11
„Gdy się przybliżyli do Jerozolimy i przyszli do Betfage na Górze Oliwnej, wtedy Jezus posłał dwóch uczniów i rzekł im: «Idźcie do wsi, która jest przed wami, a zaraz znajdziecie oślicę uwiązaną i źrebię z nią. Odwiążcie je i przyprowadźcie do Mnie! A gdyby wam kto co mówił, powiecie: „Pan ich potrzebuje, a zaraz je puści”». Stało się to, żeby się spełniło słowo Proroka: Powiedzcie Córze Syjońskiej: Oto Król twój przychodzi do Ciebie łagodny, siedzący na osiołku, źrebięciu oślicy. Uczniowie poszli i uczynili, jak im Jezus polecił. Przyprowadzili oślicę i źrebię i położyli na nie swe płaszcze, a On usiadł na nich. A ogromny tłum słał swe płaszcze na drodze, inni obcinali gałązki z drzew i ścielili na drodze. A tłumy, które Go poprzedzały i które szły za Nim, wołały głośno:
Hosanna Synowi Dawida!
Błogosławiony Ten, który przychodzi w imię Pańskie!
Hosanna na wysokościach!
Gdy wjechał do Jerozolimy, poruszyło się całe miasto, i pytano: «Kto to jest?» A tłumy odpowiadały: «To jest prorok, Jezus z Nazaretu w Galilei»”.
Jezus jedzie na ośle, patrzy na ludzi, którzy przed Nim wiwatują, rzucają płaszcze i zielone gałązki ścięte na polach, jeszcze inni wołają „Hosanna (…)Błogosławiony…”.
Widzi, słyszy i wie, że za kilka dni ci sami ludzie będą krzyczeć „ukrzyżuj Go”, „na krzyż z Nim”.
Do tej pory tylko Faryzeusze i uczeni w Piśmie, czyli elita religijna Izraela, byli otwarcie wrogo do Niego nastawieni. Za każdym razem, gdy Jezus mówił lub czynił cuda, oni zawsze wyrastali jakby spod ziemi z pretensjami, podważaniem, wrogością, uwagami, sprzeciwem.
Teraz jest inaczej. Ci którzy doświadczali cudów, teraz wołają „hosanna” z czcią i zachwytem, a za kilka dni będą stać po drugiej stronie. Jezus jednak przyjmuje ich szczere, w tym momencie, „Hosanna”.
Tu należy się zapytać kiedy, czy jak często od bycia, i to szczerego, po stronie Jezusa, staję przeciwko Niemu?
Co mnie do tego skłania?
Czym może czuję się przymuszony? Czy może boję się że stracę?
Co?
Kogo?
Czego się boję, jakich konsekwencji jeśli opowiem się za Bogiem, wartościami (dziś piętnowanymi i nie modnymi), wiarą, sakramentami, wiernością?
W każdej Eucharystii Jezus słyszy i przyjmuje moje „Hosanna” i wie, że nie jestem daleko inny od mieszkańców Jerozolimy. Przyjmuje i wie ile razy będę od Niego odchodzić, ile razy wypierać się Go przez grzech, czyli świadomy i dobrowolny czyn zły. Dobra Nowina polega na tym, że On o mnie wszystko wie i w tym mnie pokornie kocha.
Jaka jest moja miłość?
Przebaczająca?
Szukająca zgody?
Jakie jest moje serce?
Jaki jestem ja?
02 IV – VI NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU – NIEDZIELA PALMOWA
EWANGELIA DŁUŻSZA
Mt 26, 14 – 27, 66
„Jeden z Dwunastu, imieniem Judasz Iskariota, udał się do arcykapłanów i rzekł: „Co chcecie mi dać, a ja wam Go wydam?” A oni wyznaczyli mu trzydzieści srebrników. Odtąd szukał sposobności, żeby Go wydać. W pierwszy dzień Przaśników przystąpili do Jezusa uczniowie i zapytali Go: „Gdzie chcesz, żebyśmy Ci przygotowali spożywanie Paschy?” On odrzekł: „Idźcie do miasta, do znanego nam człowieka, i powiedzcie mu: Nauczyciel mówi: Czas mój jest bliski; u ciebie urządzam Paschę z moimi uczniami”. Uczniowie uczynili tak, jak im polecił Jezus, i przygotowali Paschę. Z nastaniem wieczoru zajął miejsce u stołu razem z dwunastu uczniami. A gdy jedli, rzekł: „Zaprawdę, powiadam wam: jeden z was Mnie wyda” Bardzo tym zasmuceni, zaczęli pytać jeden przez drugiego: „ Chyba nie ja, Panie?” On zaś odpowiedział: „Ten, który ze Mną rękę zanurzył w misie, ten Mnie wyda. Wprawdzie Syn Człowieczy odchodzi, jak o Nim jest napisane, lecz biada temu człowiekowi, przez którego Syn Człowieczy będzie wydany. Byłoby lepiej dla tego człowieka, gdyby się nie narodził”. Wtedy Judasz, który miał Go wydać, rzekł: „Czyżbym ja, Rabbi?” Odpowiedział mu:” Tak, ty”. A gdy oni jedli, Jezus wziął chleb i odmówiwszy błogosławieństwo, połamał i dał uczniom, mówiąc: „Bierzcie i jedzcie, to jest Ciało moje”. Następnie wziął kielich i odmówiwszy dziękczynienie, dał im, mówiąc: „Pijcie z niego wszyscy, bo to jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana na odpuszczenie grzechów. Lecz powiadam wam: Odtąd nie będę już pił napoju z tego owocu winnego krzewu aż do owego dnia, kiedy pić go będę z wami, nowy, w królestwie Ojca mojego”. Po odśpiewaniu hymnu wyszli w stronę Góry Oliwnej. Wówczas Jezus rzekł do nich: „Wy wszyscy zwątpicie we Mnie tej nocy. Bo jest napisane: Uderzę Pasterza, a rozproszą się owce ze stada. Lecz gdy powstanę, udam się przed wami do Galilei”. Odpowiedział Mu Piotr: „Choćby wszyscy zwątpili w Ciebie, ja nigdy nie zwątpię” Jezus mu rzekł: „ Zaprawdę, powiadam ci: Jeszcze tej nocy, zanim kogut zapieje, trzy razy się Mnie wyprzesz”. Na to Piotr: „Choćby mi przyszło umrzeć z Tobą, nie wyprę się Ciebie”. Podobnie też mówili wszyscy uczniowie. Wtedy przyszedł Jezus z nimi do posiadłości zwanej Getsemani i rzekł do uczniów: „Usiądźcie tu, Ja tymczasem odejdę i tam się pomodlę” Wziąwszy z sobą Piotra i dwóch synów Zebedeusza, począł się smucić i odczuwać trwogę. Wtedy rzekł do nich: „Smutna jest dusza moja aż do śmierci; zostańcie tu i czuwajcie ze Mną”. I odszedłszy nieco do przodu, padł na twarz i modlił się tymi słowami: „Ojcze mój, jeśli to możliwe, niech Mnie ominie ten kielich. Wszakże nie jak Ja chcę, ale jak Ty niech się stanie!” Potem przyszedł do uczniów i zastał ich śpiących. Rzekł więc do Piotra: „Tak oto nie mogliście jednej godziny czuwać ze Mną? Czuwajcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie; duch wprawdzie ochoczy, ale ciało słabe”. Powtórnie odszedł i tak się modlił: „Ojcze mój, jeśli nie może ominąć Mnie ten kielich i muszę go wypić, niech się stanie wola Twoja!” Potem wrócił i zastał ich śpiących, bo oczy ich były zmorzone snem. Zostawiwszy ich, odszedł znowu i modlił się po raz trzeci, wypowiadając te same słowa. Potem przyszedł do uczniów i rzekł do nich: „Śpicie jeszcze i odpoczywacie? A oto nadeszła godzina i Syn Człowieczy będzie wydany w ręce grzeszników. Wstańcie, chodźmy! Oto blisko jest mój zdrajca”. Gdy On jeszcze mówił, oto nadszedł Judasz, jeden z Dwunastu, a z nim wielka zgraja z mieczami i kijami, od arcykapłanów i starszych ludu. Zdrajca zaś dał im taki znak: „Ten, którego pocałuję, to właśnie On; Jego pochwyćcie!” Zaraz też przystąpił do Jezusa, mówiąc: „Witaj, Rabbi!” I pocałował Go. A Jezus rzekł do niego: ‘Przyjacielu, po co przyszedłeś?” Wtedy podeszli, rzucili się na Jezusa i pochwycili Go. A oto jeden z tych, którzy byli z Jezusem, wyciągnął rękę, dobył miecza i ugodziwszy sługę najwyższego kapłana, odciął mu ucho. Wtedy Jezus rzekł do niego: „Włóż miecz na swoje miejsce, bo wszyscy, którzy za miecz chwytają, od miecza giną. Czy myślisz, że nie mógłbym poprosić Ojca mojego, a zaraz wystawiłby Mi więcej niż dwanaście zastępów aniołów? Jakże więc wypełnią się Pisma, że tak się stać musi?” W owej chwili Jezus rzekł do tłumów: „Wyszliście z mieczami i kijami jak na zbójcę, żeby Mnie ująć. Codziennie zasiadałem w świątyni i nauczałem, a nie pochwyciliście Mnie. Lecz stało się to wszystko, żeby się wypełniły Pisma proroków”. Wtedy wszyscy uczniowie opuścili Go i uciekli. Ci zaś, którzy pochwycili Jezusa, zaprowadzili Go do najwyższego kapłana, Kajfasza, gdzie zebrali się uczeni w Piśmie i starsi. A Piotr szedł za Nim z daleka, aż do pałacu najwyższego kapłana. Wszedł tam na dziedziniec i usiadł między służbą, aby widzieć, jaki będzie wynik. Tymczasem arcykapłani i cały Sanhedryn szukali fałszywego świadectwa przeciw Jezusowi, aby Go zgładzić. Lecz nie znaleźli, chociaż występowało wielu fałszywych świadków. W końcu stanęło dwóch, mówiąc: „On powiedział: Mogę zburzyć przybytek Boży i w ciągu trzech dni go odbudować”. Wtedy powstał najwyższy kapłan i rzekł do Niego: „Nic nie odpowiadasz na to, co oni zeznają przeciwko Tobie?” Lecz Jezus milczał. A najwyższy kapłan rzekł do Niego: „Zaklinam Cię na Boga żywego, powiedz nam: Czy Ty jesteś Mesjasz, Syn Boży?” Jezus mu odpowiedział: „Tak, Ja Nim jestem. Ale powiadam wam: odtąd ujrzycie Syna Człowieczego, siedzącego po prawicy Wszechmocnego i nadchodzącego na obłokach niebieskich”. Wtedy najwyższy kapłan rozdarł swoje szaty i rzekł: „ Zbluźnił. Na cóż nam jeszcze potrzeba świadków? Oto teraz słyszeliście bluźnierstwo. Jak wam się zdaje?” Oni odpowiedzieli: „Winien jest śmierci” Wówczas zaczęli pluć Mu w twarz i bić Go pięściami, a inni policzkowali Go i szydzili: „Prorokuj nam, Mesjaszu, kto Cię uderzył”. Piotr zaś siedział na zewnątrz, na dziedzińcu. Podeszła do niego jedna służąca i rzekła: „I ty byłeś z Galilejczykiem Jezusem”. Lecz on zaprzeczył temu wobec wszystkich i rzekł: „Nie wiem, o czym mówisz”. A gdy poszedł ku bramie, zauważyła go inna i rzekła do tych, co tam byli: „Ten był z Jezusem Nazarejczykiem”. I znowu zaprzeczył pod przysięgą: „Nie znam tego Człowieka”. Po chwili ci, którzy tam stali, podeszli i rzekli do Piotra: „Na pewno i ty jesteś jednym z nich, bo nawet twoja mowa cię zdradza”. Wtedy począł się zaklinać i przysięgać: „Nie znam tego Człowieka”. A natychmiast zapiał kogut. Wspomniał Piotr na słowo Jezusa, który powiedział: „Nim kogut zapieje, trzy razy się Mnie wyprzesz”. Wyszedł na zewnątrz i gorzko zapłakał. A gdy nastał ranek, wszyscy arcykapłani i starsi ludu powzięli uchwałę przeciw Jezusowi, żeby Go zgładzić. Związawszy Go, zaprowadzili i wydali w ręce namiestnika Poncjusza Piłata. Wtedy Judasz, który Go wydał, widząc, że Go skazano, opamiętał się, zwrócił trzydzieści srebrników arcykapłanom i starszym i rzekł: „Zgrzeszyłem, wydając krew niewinną”. Lecz oni odparli: „Co nas to obchodzi? To twoja sprawa”. Rzuciwszy srebrniki w stronę przybytku, oddalił się. A potem poszedł i powiesił się. Arcykapłani zaś wzięli srebrniki i orzekli: „Nie wolno kłaść ich do skarbca świątyni, bo są zapłatą za krew”. Po odbyciu narady kupili za nie Pole Garncarza, na grzebanie cudzoziemców. Dlatego pole to aż po dziś dzień nosi nazwę Pola Krwi. Wtedy wypełniło się to, co powiedział prorok Jeremiasz: Wzięli trzydzieści srebrników, zapłatę za Tego, którego oszacowali synowie Izraela. I dali je za Pole Garncarza, jak mi rozkazał Pan. Jezusa zaś postawiono przed namiestnikiem. Namiestnik zadał Mu pytanie: „Czy Ty jesteś Królem żydowskim?” Jezus odpowiedział: „Tak, Ja nim jestem”. A gdy Go oskarżali arcykapłani i starsi, nic nie odpowiadał. Wtedy zapytał Go Piłat: „Nie słyszysz, jak wiele zeznają przeciw Tobie?” On jednak nie odpowiedział mu na żadne pytanie, tak że namiestnik bardzo się dziwił. A na każde święto namiestnik miał zwyczaj uwalniać jednego więźnia, którego chcieli. Trzymano zaś wtedy znacznego więźnia, imieniem Barabasz. Gdy się więc zgromadzili, spytał ich Piłat: „Którego chcecie, żebym wam uwolnił, Barabasza czy Jezusa, zwanego Mesjaszem?” Wiedział bowiem, że przez zawiść Go wydali. A gdy on odbywał przewód sądowy, żona jego przysłała mu ostrzeżenie: „Nie miej nic do czynienia z tym Sprawiedliwym, bo dzisiaj we śnie wiele nacierpiałam się z Jego powodu”. Tymczasem arcykapłani i starsi namówili tłumy, żeby żądały Barabasza, a domagały się śmierci Jezusa. Pytał ich namiestnik: „Którego z tych dwu chcecie, żebym wam uwolnił?” Odpowiedzieli: „Barabasza”. Rzekł do nich Piłat: „Cóż więc mam uczynić z Jezusem, którego nazywają Mesjaszem?” Zawołali wszyscy: „Na krzyż z Nim!” Namiestnik powiedział: „Cóż właściwie złego uczynił?” Lecz oni jeszcze głośniej krzyczeli: „Na krzyż z Nim!” Piłat, widząc, że nic nie osiąga, a wzburzenie raczej narasta, wziął wodę i umył ręce wobec tłumu, mówiąc: „Nie jestem winny krwi tego Sprawiedliwego. To wasza rzecz”. A cały lud zawołał: „Krew Jego na nas i na dzieci nasze”. Wówczas uwolnił im Barabasza, a Jezusa kazał ubiczować i wydał na ukrzyżowanie. Wtedy żołnierze namiestnika zabrali Jezusa z sobą do pretorium i zgromadzili koło Niego całą kohortę. Rozebrali Go z szat i narzucili na Niego płaszcz szkarłatny. Uplótłszy wieniec z ciernia, włożyli Mu na głowę, a do prawej ręki dali Mu trzcinę. Potem przyklękali przed Nim i szydzili z Niego, mówiąc: „Witaj, Królu żydowski!” Przy tym pluli na Niego, brali trzcinę i bili Go po głowie. A gdy Go wyszydzili, zdjęli z Niego płaszcz, włożyli na Niego własne Jego szaty i odprowadzili Go na ukrzyżowanie. Wychodząc, spotkali pewnego człowieka z Cyreny, imieniem Szymon. Tego przymusili, żeby niósł krzyż Jego. Gdy przyszli na miejsce zwane Golgotą, to znaczy Miejscem Czaszki, dali Mu pić wino zaprawione goryczą. Skosztował, ale nie chciał pić. Gdy Go ukrzyżowali, rozdzielili między siebie Jego szaty, rzucając o nie losy. I siedząc tam, pilnowali Go. A nad głową Jego umieścili napis z podaniem Jego winy: To jest Jezus, Król żydowski. Wtedy też ukrzyżowano z Nim dwóch złoczyńców, jednego po prawej, drugiego po lewej stronie. Ci zaś, którzy przechodzili obok, przeklinali Go i potrząsali głowami, mówiąc: „Ty, który burzysz przybytek i w trzy dni go odbudowujesz, wybaw sam siebie; jeśli jesteś Synem Bożym, zejdź z krzyża!” Podobnie arcykapłani wraz z uczonymi w Piśmie i starszymi, szydząc, powtarzali: „Innych wybawiał, siebie nie może wybawić. Jest królem Izraela: niechże teraz zejdzie z krzyża, a uwierzymy w Niego. Zaufał Bogu: niechże Go teraz wybawi, jeśli Go miłuje. Przecież powiedział: Jestem Synem Bożym”. Tak samo lżyli Go i złoczyńcy, którzy byli z Nim ukrzyżowani. Od godziny szóstej mrok ogarnął całą ziemię, aż do godziny dziewiątej. Około godziny dziewiątej Jezus zawołał donośnym głosem: „ Elí, Elí, lemá sabachtháni?” To znaczy: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? Słysząc to, niektórzy ze stojących tam mówili: „On Eliasza woła”. Zaraz też jeden z nich pobiegł i wziąwszy gąbkę, nasączył ją octem, umocował na trzcinie i dawał Mu pić. Lecz inni mówili: „Zostaw! Popatrzmy, czy nadejdzie Eliasz, aby Go wybawić”. A Jezus raz jeszcze zawołał donośnym głosem i oddał ducha. A oto zasłona przybytku rozdarła się na dwoje z góry na dół; ziemia zadrżała i skały zaczęły pękać. Groby się otworzyły i wiele ciał świętych, którzy umarli, powstało. I wyszedłszy z grobów po Jego zmartwychwstaniu, weszli do Miasta Świętego i ukazali się wielu. Setnik zaś i jego ludzie, którzy trzymali straż przy Jezusie, widząc trzęsienie ziemi i to, co się działo, zlękli się bardzo i mówili: „Prawdziwie, Ten był Synem Bożym”. Było tam również wiele niewiast, które przypatrywały się z daleka. Szły one za Jezusem z Galilei i usługiwały Mu. Były wśród nich: Maria Magdalena, Maria, matka Jakuba i Józefa, oraz matka synów Zebedeusza. Pod wieczór przyszedł zamożny człowiek z Arymatei, imieniem Józef, który też był uczniem Jezusa. Udał się on do Piłata i poprosił o ciało Jezusa. Wówczas Piłat kazał je wydać. Józef zabrał ciało, owinął je w czyste płótno i złożył w swoim nowym grobie, który kazał wykuć w skale. Przed wejściem do grobu zatoczył duży kamień i odszedł. Lecz Maria Magdalena i druga Maria pozostały tam, siedząc naprzeciw grobu. Nazajutrz, to znaczy po dniu Przygotowania, zebrali się arcykapłani i faryzeusze u Piłata i oznajmili: „Panie, przypomnieliśmy sobie, że ów oszust powiedział jeszcze za życia: Po trzech dniach powstanę. Każ więc zabezpieczyć grób aż do trzeciego dnia, żeby przypadkiem nie przyszli Jego uczniowie, nie wykradli Go i nie powiedzieli ludowi: Powstał z martwych. I będzie ostatnie oszustwo gorsze od pierwszego”. Rzekł im Piłat: „Macie straż: idźcie, zabezpieczcie grób, jak umiecie”. Oni poszli i zabezpieczyli grób, opieczętowując kamień i stawiając straż”.
W opisie Ostatniej Wieczerzy zdumiewa pokój i godność. Uczniowie dowiadują się prawdy o Judaszu, a mimo to nikt na nikogo nie rzuca się, nikt nikogo nie wygania, nie obrzuca wyzwiskami za zdradę. Jezus oddaje się w ręce ludzi i tak jest do dziś.
Tu właśnie wracamy do Janowego prologu – „swoi Go nie przyjęli” i to także trwa do dziś.
Czy przyjmuję Jezusa i Jego nauczanie?
A może tylko to, co jest mi wygodne i użyteczne?
A reszta – „Kościół się nie zna”.
Jezus o tym doskonale wiedział, a mimo to nie przekreślił człowieka. Judasza nazywa przyjacielem. Był Mu bliski. Widział cuda i na pewno pomagał w zbieraniu ułomków po kolejnym rozmnożeniu chleba.
A mimo to…
Dziś mówilibyśmy, że Jezus angażował się, ale to coś więcej. On oddał się całkowicie. Wiedział co Go czeka, przecież kilkakrotnie zapowiadał to uczniom. Oni nie rozumieli, bo trudno to zrozumieć.
Jezus oddał się na ludzką nie-łaskę, a nam tak trudno oddać się Bogu na Jego łaskę!
Z naszej strony Bóg może spodziewać się wszystkiego, a z Jego strony człowiek może spodziewać się tylko jednego – miłości. Ale miłości prawdziwej, czyli takiej, która zawsze daje, daje się, wydaje się w ręce i chce dobra tylko i wyłącznie naszego, bo cierpienie i tak już jest Jego.
Jezus przyjmuje na siebie całą ludzką nienawiść, farsę rozprawy sądowej, podstawionych świadków, biczowanie, plucie, próbę odebrania godności, kopanie, zawiść, kpinę, drwiny, że przyjdzie Eliasz i ani odrobiny współczucia i żalu; a człowiek broni się przed Jego miłością.
Dlaczego?
Bo tkwi w nas skaza grzechu pierworodnego kiedy daliśmy sobie wmówić paradoks, że Ten, który nas z miłości stworzył teraz chce nas zniszczyć. A On niszczy, ale samego siebie.
Tu nie trzeba i nie można wiele mówić – to trzeba rozważać i uwierzyć w Boga, który cierpi okropnie za swoje dziecko.
26 III – V NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU
EWANGELIA
J 11, 1-45
„Był pewien chory, Łazarz z Betanii, ze wsi Marii i jej siostry, Marty. Maria zaś była tą, która namaściła Pana olejkiem i włosami swoimi otarła Jego nogi. Jej to brat, Łazarz, chorował. Siostry zatem posłały do Niego wiadomość: «Panie, oto choruje ten, którego Ty kochasz». Jezus, usłyszawszy to, rzekł: «Choroba ta nie zmierza ku śmierci, ale ku chwale Bożej, aby dzięki niej Syn Boży został otoczony chwałą». A Jezus miłował Martę i jej siostrę, i Łazarza. Gdy posłyszał o jego chorobie, pozostał przez dwa dni tam, gdzie przebywał. Dopiero potem powiedział do swoich uczniów: «Chodźmy znów do Judei». Rzekli do Niego uczniowie: «Rabbi, dopiero co Żydzi usiłowali Cię ukamienować i znów tam idziesz?» Jezus im odpowiedział: «Czyż dzień nie liczy dwunastu godzin? Jeśli ktoś chodzi za dnia, nie potyka się, ponieważ widzi światło tego świata. Jeżeli jednak ktoś chodzi w nocy, potknie się, ponieważ brak mu światła». To powiedział, a następnie rzekł do nich: «Łazarz, przyjaciel nasz, zasnął, lecz idę go obudzić». Uczniowie rzekli do Niego: «Panie, jeżeli zasnął, to wyzdrowieje». Jezus jednak mówił o jego śmierci, a im się wydawało, że mówi o zwyczajnym śnie. Wtedy Jezus powiedział im otwarcie: «Łazarz umarł, ale raduję się, że Mnie tam nie było, ze względu na was, abyście uwierzyli. Lecz chodźmy do niego». A Tomasz, zwany Didymos, rzekł do współuczniów: «Chodźmy także i my, aby razem z Nim umrzeć». Kiedy Jezus tam przybył, zastał Łazarza już od czterech dni spoczywającego w grobie. A Betania była oddalona od Jerozolimy około piętnastu stadiów. I wielu Żydów przybyło przedtem do Marty i Marii, aby je pocieszyć po utracie brata. Kiedy więc Marta dowiedziała się, że Jezus nadchodzi, wyszła Mu na spotkanie. Maria zaś siedziała w domu. Marta więc rzekła do Jezusa: «Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł. Lecz i teraz wiem, że Bóg da Ci wszystko, o cokolwiek byś prosił Boga». Rzekł do niej Jezus: «Brat twój zmartwychwstanie». Marta Mu odrzekła: «Wiem, że powstanie z martwych w czasie zmartwychwstania w dniu ostatecznym». Powiedział do niej Jezus: «Ja jestem zmartwychwstaniem i życiem. Kto we Mnie wierzy, to choćby umarł, żyć będzie. Każdy, kto żyje i wierzy we Mnie, nie umrze na wieki. Wierzysz w to?» Odpowiedziała Mu: «Tak, Panie! Ja mocno wierzę, że Ty jesteś Mesjasz, Syn Boży, który miał przyjść na świat». Gdy to powiedziała, odeszła i przywołała ukradkiem swoją siostrę, mówiąc: «Nauczyciel tu jest i woła cię». Skoro zaś tamta to usłyszała, wstała szybko i udała się do Niego. Jezus zaś nie przybył jeszcze do wsi, lecz był wciąż w tym miejscu, gdzie Marta wyszła Mu na spotkanie. Żydzi, którzy byli z nią w domu i pocieszali ją, widząc, że Maria szybko wstała i wyszła, udali się za nią, przekonani, że idzie do grobu, aby tam płakać. A gdy Maria przyszła na miejsce, gdzie był Jezus, ujrzawszy Go, padła Mu do nóg i rzekła do Niego: «Panie, gdybyś tu był, mój brat by nie umarł». Gdy więc Jezus zobaczył ją płaczącą i płaczących Żydów, którzy razem z nią przyszli, wzruszył się w duchu, rozrzewnił i zapytał: «Gdzie go położyliście?» Odpowiedzieli Mu: «Panie, chodź i zobacz!» Jezus zapłakał. Żydzi więc mówili: «Oto jak go miłował!» Niektórzy zaś z nich powiedzieli: «Czy Ten, który otworzył oczy niewidomemu, nie mógł sprawić, by on nie umarł?» A Jezus, ponownie okazując głębokie wzruszenie, przyszedł do grobu. Była to pieczara, a na niej spoczywał kamień. Jezus powiedział: «Usuńcie kamień!» Siostra zmarłego, Marta, rzekła do Niego: «Panie, już cuchnie. Leży bowiem od czterech dni w grobie». Jezus rzekł do niej: «Czyż nie powiedziałem ci, że jeśli uwierzysz, ujrzysz chwałę Bożą?» Usunięto więc kamień. Jezus wzniósł oczy do góry i rzekł: «Ojcze, dziękuję Ci, że Mnie wysłuchałeś. Ja wiedziałem, że Mnie zawsze wysłuchujesz. Ale ze względu na otaczający Mnie tłum to powiedziałem, aby uwierzyli, że Ty Mnie posłałeś». To powiedziawszy, zawołał donośnym głosem: «Łazarzu, wyjdź na zewnątrz!» I wyszedł zmarły, mając nogi i ręce przewiązane opaskami, a twarz jego była owinięta chustą. Rzekł do nich Jezus: «Rozwiążcie go i pozwólcie mu chodzić». Wielu zatem spośród Żydów przybyłych do Marii, ujrzawszy to, czego Jezus dokonał, uwierzyło w Niego.
Święty Jan dziś także prowadzi nas drogą wiary w Boga działającego, nawet jeśli w pierwszej części tekstu biblijnego wydawać by się mogło, że Bóg założył ręce, siedzi i czeka.
Ale na co? Na swój czas, który jest inny niż nasz.
Natomiast Jezus działa i tym działaniem przekracza granice śmierci. Już nie tylko nawraca i uzdrawia niewidomego, ale wskrzesza, przez co stopniowo odsłania przed samymi uczniami to, kim jest.
Nic dziwnego, że to ich przerasta.
Słowa pokrzepienia, nawet jeśli na pierwszy rzut oka tak nie wyglądają, że kto wierzy w Jezusa „choćby i umarł, żyć będzie” są jeszcze głębsze, bo człowiek boi się umierać.
Nie umrzeć, ale umierać każdego dnia dla swojego egoizmu – bo łatwiej jest być egoistą niż rezygnując z siebie pomagać drugiemu człowiekowi.
Łatwiej pozwalać sobie na wszystkie przyjemności niż z nich rezygnować.
Łatwiej realizować plany niż je zostawić dla dobra drugiego człowieka.
Łatwiej unosić się na powierzchni dobrego mniemania o sobie niż spotkać się z prawdą o swojej słabości i grzechu, nawet jeśli zwieńczeniem jej jest prawda o bezgranicznej miłości. Bezgranicznej, bo czy można kochać bardziej niż na śmierć?
A właśnie to jest umieranie, przez które człowiek przechodzi do życia i to pełnego, bo w wolności.
Co musi we mnie umrzeć, abym „narodził” się do nowego życia?
Co wiem, że powinno umrzeć, a bronię tego ze wszystkich sił?
Czy wierzę w to, że mam po swojej stronie Boga, bo On chce mnie na wieczność?
Już całą wojnę wygrał za mnie i dał mi dar życia wiecznego, który ja mam przyjąć i realizować.
Chcę tego?
I jeszcze jedno – nie mogę wymawiać się, że Bóg mnie nie wysłuchuje! Jezus mówi do Ojca „Ja wiedziałem, że Mnie zawsze wysłuchujesz”, więc czy tym bardziej Bóg może być głuchy na prośby tych, za których dał Syna?
Nie może.
Dzisiejsza Ewangelia pokazuje, że Bóg ma swój czas, o którym my nie mamy pojęcia, a On ma wszystko misternie przygotowane, aby człowiek uwierzył i żył. Wszystko po to, aby człowiek chciał w ten Boży plan zbawienia wejść.
Chcesz?
19 III – IV NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU
EWANGELIA
J 9, 1-41
„Jezus, przechodząc, ujrzał pewnego człowieka, niewidomego od urodzenia. Uczniowie Jego zadali Mu pytanie: «Rabbi, kto zgrzeszył, że się urodził niewidomy – on czy jego rodzice?» Jezus odpowiedział: «Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale stało się tak, aby się na nim objawiły sprawy Boże. Trzeba nam pełnić dzieła Tego, który Mnie posłał, dopóki jest dzień. Nadchodzi noc, kiedy nikt nie będzie mógł działać. Jak długo jestem na świecie, jestem światłością świata». To powiedziawszy, splunął na ziemię, uczynił błoto ze śliny i nałożył je na oczy niewidomego, i rzekł do niego: «Idź, obmyj się w sadzawce Siloam» – co się tłumaczy: Posłany. On więc odszedł, obmył się i wrócił, widząc. A sąsiedzi i ci, którzy przedtem widywali go jako żebraka, mówili: «Czyż to nie jest ten, który siedzi i żebrze?» Jedni twierdzili: «Tak, to jest ten», a inni przeczyli: «Nie, jest tylko do tamtego podobny». On zaś mówił: «To ja jestem». Mówili więc do niego: «Jakżeż oczy ci się otworzyły?» On odpowiedział: «Człowiek, zwany Jezusem, uczynił błoto, pomazał moje oczy i rzekł do mnie: „Idź do sadzawki Siloam i obmyj się”. Poszedłem więc, obmyłem się i przejrzałem». Rzekli do niego: «Gdzież On jest?» Odrzekł: «Nie wiem». Zaprowadzili więc tego człowieka, niedawno jeszcze niewidomego, do faryzeuszów. A tego dnia, w którym Jezus uczynił błoto i otworzył mu oczy, był szabat. I znów faryzeusze pytali go o to, w jaki sposób przejrzał. Powiedział do nich: «Położył mi błoto na oczy, obmyłem się i widzę». Niektórzy więc spośród faryzeuszów rzekli: «Człowiek ten nie jest od Boga, bo nie zachowuje szabatu». Inni powiedzieli: «Ale w jaki sposób człowiek grzeszny może czynić takie znaki?» I powstał wśród nich rozłam. Ponownie więc zwrócili się do niewidomego: «A ty, co o Nim mówisz, jako że ci otworzył oczy?» Odpowiedział: «To prorok». Żydzi jednak nie uwierzyli, że był niewidomy i że przejrzał, aż przywołali rodziców tego, który przejrzał; i wypytywali ich, mówiąc: «Czy waszym synem jest ten, o którym twierdzicie, że się niewidomy urodził? W jaki to sposób teraz widzi?» Rodzice zaś jego tak odpowiedzieli: «Wiemy, że to jest nasz syn i że się urodził niewidomy. Nie wiemy, jak się to stało, że teraz widzi; nie wiemy także, kto mu otworzył oczy. Zapytajcie jego samego, ma swoje lata, będzie mówił sam za siebie». Tak powiedzieli jego rodzice, gdyż bali się Żydów. Żydzi bowiem już postanowili, że gdy ktoś uzna Jezusa za Mesjasza, zostanie wyłączony z synagogi. Oto dlaczego powiedzieli jego rodzice: «Ma swoje lata, jego samego zapytajcie». Znowu więc przywołali tego człowieka, który był niewidomy, i rzekli do niego: «Oddaj chwałę Bogu. My wiemy, że człowiek ten jest grzesznikiem». Na to odpowiedział: «Czy On jest grzesznikiem, tego nie wiem. Jedno wiem: byłem niewidomy, a teraz widzę». Rzekli więc do niego: «Cóż ci uczynił? W jaki sposób otworzył ci oczy?» Odpowiedział im: «Już wam powiedziałem, a wy nie słuchaliście. Po co znowu chcecie słuchać? Czy i wy chcecie zostać Jego uczniami?» Wówczas go obrzucili obelgami i rzekli: «To ty jesteś Jego uczniem, a my jesteśmy uczniami Mojżesza. My wiemy, że Bóg przemówił do Mojżesza. Co do Niego zaś, to nie wiemy, skąd pochodzi». Na to odpowiedział im ów człowiek: «W tym wszystkim dziwne jest to, że wy nie wiecie, skąd pochodzi, a mnie oczy otworzył. Wiemy, że Bóg nie wysłuchuje grzeszników, ale wysłuchuje każdego, kto jest czcicielem Boga i pełni Jego wolę. Od wieków nie słyszano, aby ktoś otworzył oczy niewidomemu od urodzenia. Gdyby ten człowiek nie był od Boga, nie mógłby nic uczynić». Rzekli mu w odpowiedzi: «Cały urodziłeś się w grzechach, a nas pouczasz?» I wyrzucili go precz. Jezus usłyszał, że wyrzucili go precz, i spotkawszy go, rzekł do niego: «Czy ty wierzysz w Syna Człowieczego?» On odpowiedział: «A któż to jest, Panie, abym w Niego uwierzył?» Rzekł do niego Jezus: «Jest nim Ten, którego widzisz i który mówi do ciebie». On zaś odpowiedział: «Wierzę, Panie!» i oddał Mu pokłon. A Jezus rzekł: «Przyszedłem na ten świat, aby przeprowadzić sąd, żeby ci, którzy nie widzą, przejrzeli, a ci, którzy widzą, stali się niewidomymi». Usłyszeli to niektórzy faryzeusze, którzy z Nim byli, i rzekli do Niego: «Czyż i my jesteśmy niewidomi?» Jezus powiedział do nich: «Gdybyście byli niewidomi, nie mielibyście grzechu, ale ponieważ mówicie: „Widzimy”, grzech wasz trwa nadal»”.e przybyli do Niego, prosili Go, aby u nich został. Pozostał tam zatem dwa dni. I o wiele więcej ich uwierzyło dzięki Jego słowu, a do tej kobiety mówili: «Wierzymy już nie dzięki twemu opowiadaniu, usłyszeliśmy bowiem na własne uszy i wiemy, że On prawdziwie jest Zbawicielem świata».
To już kolejna niedziela podczas której Bóg daje nam do zrozumienia i do przetworzenia przez nasze serca prawdę o Jego miłości.
Święty Jan pokazuje miłość Bożą przez sytuacje w których Jezus działa, a faryzeusze „wyrastają jak grzyby po deszczu” chcąc zniszczyć to Boże działanie. Koniec końców i tak w każdej sytuacji Bóg zwycięża.
Tydzień temu słyszeliśmy o spotkaniu Jezusa z kobietą samarytańską. Wiele szczegółów świadczy o tym, że nie cieszyła się dobrą sławą. Co więcej, Jezus wie o niej wszystko – nawet o jej pięciu mężach i o tym „kimś” z kim żyje teraz, a pomimo to, to właśnie On pierwszy ją „zagaja”, to On zaczyna rozmowę wydawałoby się, że w prosty sposób „Daj Mi pić!” I właśnie z tej pozornie normalnej prośby rozwija się właściwa rozmowa „O gdybyś znała dar Boży i wiedziała, kim jest Ten …”
Dar Boży dla grzesznicy ???
A jednak!
Dziś Ewangelista przytacza słowa uzdrowionego człowieka „że Bóg nie wysłuchuje grzeszników, ale wysłuchuje każdego, kto jest czcicielem Boga i pełni Jego wolę”.
I tu jest całe sedno sprawy – każdy z nas jest grzesznikiem, czy mu się to podoba, czy nie, ale grzesznikiem o którego toczy się walka.
Jezus „zaczepia” nas i „zagaja” rozmowę bardzo często.
Jak to czyni?
Przez to, czego nie chcieli uznać faryzeusze, bo dla nich ważne było prawo i przepisy bardziej niż człowiek (i jeszcze ważna była dla nich ich własna zawiść – „nie wiemy skąd on pochodzi”), czyli przez działanie i słowa, które kieruje do nas każdego dnia.
Można „zakręcić” się wokół tego, czego nie wiem, może i nie chcę zauważyć, bo nie chce się wejść w sedno sprawy! Jedni więc kręcą się wokół luk w systemie, a drugi cieszy się Bożym działaniem. To trochę przypomina sytuację z miedzianym wężem, kiedy Izraelici mieli dwa wyjścia – albo patrzeć pod nogi na wyłażące zewsząd węże, albo uwierzyć i spojrzeć w górę, na tego miedzianego węża, a przez to w niebo skąd jest ta pomoc.
Czy patrzysz na to co się dzieje ze świadomością, że Bóg daje to, czego naprawdę potrzebuje twoje serce i nie koniecznie będzie to zgadzać się z tym, czego byś chciał? Przecież dzisiejszy ślepy nie widział na prawdę i w tym doświadczył cudu. Doświadczany brak stał się przyczyną Jezusowego działania.
Czy w ogóle chcesz Go usłyszeć?
Czy w ogóle chcesz Go słuchać?
A może Jego działanie i słowa są mało wygodne (patrz: faryzeusze), bo wymagają nawrócenia, czyli zmiany życia?
Bóg nie tylko mówi, ale chce słuchać.
Chcesz do Niego mówić?
Chcesz Mu mówić?
O czym?
O tobie – On tego bardzo chce słuchać. Czeka na to, co chcesz Mu powiedzieć, jest stęskniony słuchania ciebie, jest stęskniony rozmową z tobą. Rozmową, czyli wymianą nie tylko zdań, poglądów i sytuacji, ale wymianą miłości.
Dlaczego?
Bo kocha nas grzeszników błądzących, aby pomóc nam znaleźć drogę do Niego; głuchych, aby dać nam słyszeć Jego słowa; ślepych, aby sprawić, że będziemy na nowo widzieć (na nowo – prawdziwie), ale w tej marnej kondycji grzeszników odkupionych najwyższą ceną.
I jeśli Bóg mimo wszystko nas, grzeszników, wysłuchuje, to znaczy, że widzi w nas ten odcień ziarna wiary i Jego woli.
12 III – III NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU
EWANGELIA
J 4, 5-42
„Jezus przybył do miasta samarytańskiego zwanego Sychar, w pobliżu pola, które dał Jakub synowi swemu, Józefowi. Było tam źródło Jakuba. Jezus zmęczony drogą siedział sobie przy źródle. Było to około szóstej godziny. Wówczas nadeszła kobieta z Samarii, aby zaczerpnąć wody. Jezus rzekł do niej: «Daj Mi pić!» Jego uczniowie bowiem udali się przedtem do miasta, by zakupić żywności. Na to rzekła do Niego Samarytanka: «Jakżeż Ty, będąc Żydem, prosisz mnie, Samarytankę, bym Ci dała się napić?» Żydzi bowiem i Samarytanie unikają się nawzajem. Jezus odpowiedział jej na to: «O, gdybyś znała dar Boży i wiedziała, kim jest Ten, kto ci mówi: „Daj Mi się napić”, to prosiłabyś Go, a dałby ci wody żywej». Powiedziała do Niego kobieta: «Panie, nie masz czerpaka, a studnia jest głęboka. Skądże więc weźmiesz wody żywej? Czy Ty jesteś większy od ojca naszego, Jakuba, który dał nam tę studnię, i on sam z niej pił, i jego synowie, i jego bydło?» W odpowiedzi na to rzekł do niej Jezus: «Każdy, kto pije tę wodę, znów będzie pragnął. Kto zaś będzie pił wodę, którą Ja mu dam, nie będzie pragnął na wieki, lecz woda, którą Ja mu dam, stanie się w nim źródłem tryskającym ku życiu wiecznemu». Rzekła do Niego kobieta: «Panie, daj mi tej wody, abym już nie pragnęła i nie przychodziła tu czerpać». A On jej odpowiedział: «Idź, zawołaj swego męża i wróć tutaj!» A kobieta odrzekła Mu na to: «Nie mam męża». Rzekł do niej Jezus: «Dobrze powiedziałaś: Nie mam męża. Miałaś bowiem pięciu mężów, a ten, którego masz teraz, nie jest twoim mężem. To powiedziałaś zgodnie z prawdą». Rzekła do Niego kobieta: «Panie, widzę, że jesteś prorokiem. Ojcowie nasi oddawali cześć Bogu na tej górze, a wy mówicie, że w Jerozolimie jest miejsce, gdzie należy czcić Boga». Odpowiedział jej Jezus: «Wierz Mi, kobieto, że nadchodzi godzina, kiedy ani na tej górze, ani w Jerozolimie nie będziecie czcili Ojca. Wy czcicie to, czego nie znacie, my czcimy to, co znamy, ponieważ zbawienie bierze początek od Żydów. Nadchodzi jednak godzina, nawet już jest, kiedy to prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w Duchu i prawdzie, a takich to czcicieli szuka Ojciec. Bóg jest duchem; trzeba więc, by czciciele Jego oddawali Mu cześć w Duchu i prawdzie». Rzekła do Niego kobieta: «Wiem, że przyjdzie Mesjasz, zwany Chrystusem. A kiedy On przyjdzie, objawi nam wszystko». Powiedział do niej Jezus: «Jestem nim Ja, który z tobą mówię». Na to przyszli Jego uczniowie i dziwili się, że rozmawiał z kobietą. Żaden jednak nie powiedział: «Czego od niej chcesz? – lub: Czemu z nią rozmawiasz?» Kobieta zaś zostawiła swój dzban i odeszła do miasta. I mówiła ludziom: «Pójdźcie, zobaczcie człowieka, który mi powiedział wszystko, co uczyniłam: Czyż On nie jest Mesjaszem?» Wyszli z miasta i szli do Niego. Tymczasem prosili Go uczniowie, mówiąc: «Rabbi, jedz!» On im rzekł: «Ja mam do jedzenia pokarm, o którym wy nie wiecie». Mówili więc uczniowie między sobą: «Czyż Mu kto przyniósł coś do zjedzenia?»
Powiedział im Jezus: «Moim pokarmem jest wypełnić wolę Tego, który Mnie posłał, i wykonać Jego dzieło. Czyż nie mówicie: „Jeszcze cztery miesiące, a nadejdą żniwa?” Oto powiadam wam: Podnieście oczy i popatrzcie na pola, jak się bielą na żniwo. Żniwiarz otrzymuje już zapłatę i zbiera plon na życie wieczne, tak iż siewca cieszy się razem ze żniwiarzem. Tu bowiem okazuje się prawdziwym powiedzenie: Jeden sieje, a drugi zbiera. Ja was wysłałem, abyście żęli to, nad czym wy się nie natrudziliście. Inni się natrudzili, a wy w ich trud weszliście». Wielu Samarytan z owego miasta zaczęło w Niego wierzyć dzięki słowu kobiety świadczącej: «Powiedział mi wszystko, co uczyniłam». Kiedy więc Samarytanie przybyli do Niego, prosili Go, aby u nich został. Pozostał tam zatem dwa dni. I o wiele więcej ich uwierzyło dzięki Jego słowu, a do tej kobiety mówili: «Wierzymy już nie dzięki twemu opowiadaniu, usłyszeliśmy bowiem na własne uszy i wiemy, że On prawdziwie jest Zbawicielem świata».
To właśnie jest prawdziwe spotkanie z Miłością Ojca – usłyszeć wszystko zło, które się uczyniło, a przy tym doświadczyć miłości i godności. Tak robi tylko Bóg, który jest Ojcem, czyli kocha. A kochać naprawdę to pragnąć dobra drugiej osoby i do tego należy także upomnienie.
Jezus powiedział jej co uczyniła, bo wiedział co uczyniła i nie zmieniło to Jego miłości w stosunku do niej. Wie o wszystkim, co ja czynię i nie zmienia to Jego miłości w stosunku do mnie, bo już bardziej mnie kochać nie można. Doświadczając często „miłości” stawiającej warunki – „jeżeli…”, czy „ponieważ…” zapominamy albo zakręcamy się wokół tych powodów, dla których mielibyśmy być…no właśnie – czy kochani? A zakręceni zapominamy, że Bóg Ojciec kocha miłością bezwarunkową, taką „pomimo…”, taką, której najbardziej potrzebujemy, choć nie znaczy, że pobłażliwą (co widać w dzisiejszym spotkaniu Jezusa), bo właśnie w niej i dzięki niej jest miejsce na prawdę i rozwój!
A my nieraz zapominamy, że nie ma sytuacji w naszym życiu, o której by Bóg nie wiedział i której by nie chciał objąć swoim miłosierdziem i przebaczyć. Zapominając zakładamy maski, jak przed znajomymi, rodziną, współpracownikami i każdą inną osobą, którą spotkamy.
Po co?
Aby „dobrze wypaść”.
Czyli jak?
Nieprawdziwie?
I dodajemy maskę do maski – maskarada zamiast życia?!
A jaką maskę zakładam przed Bogiem? Przecież u Niego to nie działa, bo nie można mnie kochać bardziej niż oddać za mnie życia, więc po co się wysilać?
5 III – II NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU
EWANGELIA
Mt 17,1–9
„Jezus wziął z sobą Piotra, Jakuba i brata jego Jana i zaprowadził ich na górę wysoką osobno. Tam przemienił się wobec nich: twarz Jego zajaśniała jak słońce, odzienie zaś stało się białe jak światło. A oto im się ukazali Mojżesz i Eliasz, którzy rozmawiali z Nim. Wtedy Piotr rzekł do Jezusa: „Panie, dobrze, że tu jesteśmy; jeśli chcesz, postawię tu trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza”. Gdy on jeszcze mówił, oto obłok świetlany osłonił ich, a z obłoku odezwał się głos: „To jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie, Jego słuchajcie”. Uczniowie, słysząc to, upadli na twarz i bardzo się zlękli. A Jezus zbliżył się do nich, dotknął ich i rzekł: „Wstańcie, nie lękajcie się”. Gdy podnieśli oczy, nikogo nie widzieli, tylko samego Jezusa. A gdy schodzili z góry, Jezus przykazał im, mówiąc: „Nie opowiadajcie nikomu o tym widzeniu, aż Syn Człowieczy zmartwychwstanie”.
Czego uczniowie zlękli się tak bardzo, że upadli na ziemię? Twarzy?
Jaką Jezus ma twarz? Jest wiele obrazów, ikon, czy rzeźb które przedstawiają Jezusa, ale tak na prawdę to chodzi o to, jaką On ma twarz w moim sercu. Może mieć twarz surowego, zaciętego ojca, kochanego, czułego dziadka, obojętnego rodzica, czy ….
Jaką Bóg ma twarz?
Gdzie i jak ją zobaczyć?
Są przynajmniej trzy miejsca gdzie mogę zobaczyć twarz Jezusa – modlitwa, Eucharystia i Słowo Boże.
Gdy Jezus „modlił się wygląd Jego twarzy odmienił się”, bo modlitwa to spotkanie, które nigdy nie pozostawia nas takich samych; to spotkanie z Bogiem – najwyższą Miłością. Bóg odciska na naszym sercu pieczęć Miłości (właśnie o tej pieczęci rozmawiał Jezus z Mojżeszem i Eliaszem) która uobecnia się w czasie Eucharystii, a Słowo Boże daje nam poznać rysy twarzy Jezusowej i malującą się na niej troskę o przestraszone serce, które nie rozumie tego co się dzieje – czyli o moje serce.
Dziś Ojciec stawia pieczęć na słowach Jezusa: „Jego słuchajcie“!
Każda niedzielna ewangelia, każda wypowiedź Jezusa jest pełna treści i nauki płynącej z miłości, tak więc powstaje tylko kilka niezbędnych pytań, które są także rachunkiem sumienia:
Czy słucham Jezusa?
Czy pamiętam słowa z niedzielnej ewangelii, czy osobistej modlitwy, które Jezus skierował do mnie? (tu nie chodzi o stwierdzenie „ewangelia była o …“, ale o konkretne słowa Jezusa do mnie, do mojego życia i mojego „dziś“ które przeżywam )
Co mi powiedział?
Czy chcę Go słuchać, czy może boję się, że będzie wymagał i co wtedy …?
Wtedy nadal i nie za coś, ale pomimo wszystko kocha, a gdy przyjrzymy się jej dłużej zobaczymy tę miłość, która dała się za każdego z nas zabić.
Jaką Jezus ma twarz?
26 II – I NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU
EWANGELIA
Mt 4, 1-11
„Duch wyprowadził Jezusa na pustynię, aby był kuszony przez diabła. A gdy pościł już czterdzieści dni i czterdzieści nocy, poczuł w końcu głód. Wtedy przystąpił kusiciel i rzekł do Niego: «Jeśli jesteś Synem Bożym, powiedz, żeby te kamienie stały się chlebem». Lecz On mu odparł: «Napisane jest: „Nie samym chlebem żyje człowiek, ale każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych”». Wtedy wziął Go diabeł do Miasta Świętego, postawił na szczycie narożnika świątyni i rzekł Mu: «Jeśli jesteś Synem Bożym, rzuć się w dół, napisane jest bowiem: „Aniołom swoim da rozkaz co do ciebie, a na rękach nosić cię będą, byś przypadkiem nie uraził swej nogi o kamień”». Odrzekł mu Jezus: «Ale napisane jest także: „Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga swego”». Jeszcze raz wziął Go diabeł na bardzo wysoką górę, pokazał Mu wszystkie królestwa świata oraz ich przepych i rzekł do Niego: «Dam Ci to wszystko, jeśli upadniesz i oddasz mi pokłon». Na to odrzekł mu Jezus: «Idź precz, szatanie! Jest bowiem napisane: „Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz”». Wtedy opuścił Go diabeł, a oto przystąpili aniołowie i usługiwali Mu”.
Jezus rozpoczyna swoją działalność od modlitwy, bo to ona jest tarczą ochronną przed atakami Złego. Diabeł zaczyna atakować, gdy wyczuje samotność i zmęczenie. Wtedy trudniej jest oprzeć się pokusie; I GŁÓD.
On żeruje na głodzie, ale nie tym fizycznym, bo to nie jest dla nas stan permanentny, ale na głodzie serca.
Jaki głód odczuwam?
Czego jestem głodny?
Poczucia wartości?
Miłości?
Zainteresowania?
Co mi proponuje, aby ten głód zaspokoić?
Jaki ma na niego sposób?
Kogo tym głodem oskarża?
Jakie myśli i osądy mi podsuwa?
Jezus jest Bogiem w Trójcy Jedynym, jest Wspólnotą Osób, wspólnotą Miłości.
Szatan chce, aby Jezus udowodnił, że jest Synem Bożym i Panem nieba i ziemi. Szatan jest ojcem kłamstwa i w tym tkwi cały klucz odparcia pokus.
Jeśli według niego Jezus musi udowadniać to, że jest Bogiem zamieniając kamień w chleb, a szatan jest ojcem kłamstwa, to znaczy, że Jezus po prostu Bogiem jest. Jeśli według kusiciela Jezus musi pokłonić się, aby mieć władzę nad światem, a szatan jest ojcem kłamstwa, to znaczy, że Jezus jest Panem nieba i ziemi.
To co proponuje jest bardzo jednoznaczne: „upadniesz i oddasz mi pokłon”!
Jak bardzo trzeba UPAŚĆ, aby oddać mu pokłon?
Jeśli według szatana Jezus musi rzucić się w dół, aby pokazać swoją Boską moc, a szatan jest ojcem kłamstwa, to znaczy, że On po prostu tę moc ma i nie musi tego udowadniać.
Szatan posługuje się Słowem Bożym, on je zna na pamięć, ale w nim jest ono bezowocne – on je tylko zna. Pokusa jest wyrafinowana – przykryta „wolą Bożą” jak płaszczem, więc jak ją rozpoznać i nie wpaść w sidła?
Zrobić to co Jezus – zacząć od modlitwy!
19 II – VII NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mt 5, 38-48
„Jezus powiedział do swoich uczniów: «Słyszeliście, że powiedziano: „Oko za oko i ząb za ząb”. A Ja wam powiadam: Nie stawiajcie oporu złemu: lecz jeśli cię ktoś uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi. Temu, kto chce prawować się z tobą i wziąć twoją szatę, odstąp i płaszcz. Zmusza cię ktoś, żeby iść z nim tysiąc kroków, idź dwa tysiące. Daj temu, kto cię prosi, i nie odwracaj się od tego, kto chce pożyczyć od ciebie. Słyszeliście, że powiedziano: „Będziesz miłował swego bliźniego”, a nieprzyjaciela swego będziesz nienawidził. A Ja wam powiadam: Miłujcie waszych nieprzyjaciół i módlcie się za tych, którzy was prześladują, abyście się stali synami Ojca waszego, który jest w niebie; ponieważ On sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad dobrymi, i On zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych. Jeśli bowiem miłujecie tych, którzy was miłują, cóż za nagrodę mieć będziecie? Czyż i celnicy tego nie czynią? I jeśli pozdrawiacie tylko swych braci, cóż szczególnego czynicie? Czyż i poganie tego nie czynią? Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski»”.
Co znaczy być doskonałym w dzisiejszym świecie pośród tryliona spełnianych obowiązków?
Jezus w dzisiejszej Ewangelii pokazuje drogę jaką Bóg prowadził przez wieki człowieka – od czysto ludzkiej sprawiedliwości ‘oko za oko …’ (i nic więcej ponad doznaną krzywdę w razie chęci mniejszej czy większej rekompensaty za zło doznane), do miłości miłosiernej ‘miłujcie waszych nieprzyjaciół’ co Chrystus potwierdził swoją śmiercią na krzyżu, a za Nim męczennicy (jak św. Szczepan) którzy umierając modlili się za prześladowców.
Miłosierdzie – misericordia (czyli serce dla biednego). A czy jest ktoś biedniejszy ponad tego, kto policzkuje, prawuje się, zmusza, prześladuje?
A mimo to Bóg kocha go taką sama miłością jak mnie i chce jego zbawienia tak samo jak mojego! Niesprawiedliwe? Po naszemu tak.
Ale Boże!
I do takiej miłości wzywa dziś Jezus – większej niż to co widzę i za co mogę dobrem ‘odpłacić’. U Jezusa wszystko mamy gratis i za nic bo w Nim jest miłość, a nie zasługa.
12 II – VI NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mt 5, 17-37
„Jezus powiedział do swoich uczniów: «Nie sądźcie, że przyszedłem znieść Prawo albo Proroków. Nie przyszedłem znieść, ale wypełnić. Zaprawdę bowiem, powiadam wam: Dopóki niebo i ziemia nie przeminą, ani jedna jota, ani jedna kreska nie zmieni się w Prawie, aż się wszystko spełni. Ktokolwiek więc zniósłby jedno z tych przykazań, choćby najmniejszych, i uczyłby tak ludzi, ten będzie najmniejszy w królestwie niebieskim. A kto je wypełnia i uczy wypełniać, ten będzie wielki w królestwie niebieskim. Bo powiadam wam: Jeśli wasza sprawiedliwość nie będzie większa niż uczonych w Piśmie i faryzeuszów, nie wejdziecie do królestwa niebieskiego. Słyszeliście, że powiedziano przodkom: „Nie zabijaj”; a kto by się dopuścił zabójstwa, podlega sądowi. A Ja wam powiadam: Każdy, kto się gniewa na swego brata, podlega sądowi. A kto by rzekł swemu bratu: „Raka”, podlega Wysokiej Radzie. A kto by mu rzekł: „Bezbożniku”, podlega karze piekła ognistego. Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam sobie przypomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdź i dar swój ofiaruj.
Pogódź się ze swoim przeciwnikiem szybko, dopóki jesteś z nim w drodze, by cię przeciwnik nie wydał sędziemu, a sędzia dozorcy, i aby nie wtrącono cię do więzienia. Zaprawdę, powiadam ci: Nie wyjdziesz stamtąd, dopóki nie zwrócisz ostatniego grosza. Słyszeliście, że powiedziano: „Nie cudzołóż”. A Ja wam powiadam: Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa. Jeśli więc prawe twoje oko jest ci powodem do grzechu, wyłup je i odrzuć od siebie. Lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało miało być wrzucone do piekła. I jeśli prawa twoja ręka jest ci powodem do grzechu, odetnij ją i odrzuć od siebie. Lepiej bowiem jest dla ciebie, gdy zginie jeden z twoich członków, niż żeby całe twoje ciało miało iść do piekła. Powiedziano też: „Jeśli ktoś chce oddalić swoją żonę, niech jej da list rozwodowy”. A Ja wam powiadam: Każdy, kto oddala swoją żonę – poza wypadkiem nierządu – naraża ją na cudzołóstwo; a kto by oddaloną wziął za żonę, dopuszcza się cudzołóstwa. Słyszeliście również, że powiedziano przodkom: „Nie będziesz fałszywie przysięgał, lecz dotrzymasz Panu swej przysięgi”. A Ja wam powiadam: Wcale nie przysięgajcie – ani na niebo, bo jest tronem Boga; ani na ziemię, bo jest podnóżkiem stóp Jego; ani na Jerozolimę, bo jest miastem wielkiego Króla. Ani na swoją głowę nie przysięgaj, bo nawet jednego włosa nie możesz uczynić białym albo czarnym. Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi»”.
Pedagogika Jezusa jest prosta i konkretna – daję Ci mądrość, a ty wybieraj dobro i bądź w tym jednoznaczny „tak, tak – nie, nie”.
Ale Jezus patrzy głębiej – w serce, które jest źródłem czynu. W sercu rodzi się pragnienie, a z pragnienia mowa, a z mowy czyn. My słyszymy słowo i widzimy czyn, a Jezus zna całość drogi.
Jak serce jest chore, to i cały człowiek jest taki.
Jak serce żyje w kłamstwie, to i cały człowiek.
Jak serce chce grzechu, to i cały człowiek.
Jak serce żyje w grzechu, to i cały człowiek.
Jak serce nie chce grzechu, to i cały człowiek nie będzie go chciał.
Upadki są, co Bóg wie i przewidział mówiąc o pojednaniu „w drodze” z przeciwnikiem – tu trzeba działać szybko i stanowczo, bo łatwo przychodzi nam być oskarżycielem bliźniego, a obrońcą swego (tu kłania się nam rewelacyjność sakramentu pokuty i pojednania i kierownictwa duchowego, kiedy to kapłan widzi sprawę z zewnątrz i okiem chłodnym przez co jest nieocenionym doradcą prawdy).
Czy daję Jezusowi dojście do mojego serca?
Czy chcę aby Jezus kształtował moje serce?
Czy chcę aby Jezus kształtował moje pragnienia?(a to jest związane ze śmiercią – bo kierując się dzisiejszą ewangelią i traktując na serio życie jestem wezwany do rezygnacji z pragnienia grzechu, który nieraz ‘daje życie’ bo fascynuje, pociąga i daje poczucie bezpieczeństwa i akceptacji. Jezus w swojej śmierci pokazał, że tylko w Nim śmierć jest życiem – nowym i pełnym).
Czego chcę?
Pan daje wybór – śmierć albo życie, co jest jednoznaczne z wyborem Jego, bo On na sobie pokonał naszą śmierć.
05 II – V NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mt 5, 13-16
„Jezus powiedział do swoich uczniów: «Wy jesteście solą ziemi. Lecz jeśli sól utraci swój smak, czymże ją posolić? Na nic się już nie przyda, chyba na wyrzucenie i podeptanie przez ludzi. Wy jesteście światłem świata. Nie może się ukryć miasto położone na górze. Nie zapala się też lampy i nie umieszcza pod korcem, ale na świeczniku, aby świeciła wszystkim, którzy są w domu. Tak niech wasze światło jaśnieje przed ludźmi, aby widzieli wasze dobre uczynki i chwalili Ojca waszego, który jest w niebie»”.
Jezus jest konkretny i wymagający : „wy jesteście …”. Nie mówi „bądźcie”, ale stwierdza, że już jest to o czym mówi. To jest naszym udziałem; i co więcej – czymś co nie jest naszą mocą, ale wynikiem mocy Bożej, bo cóż możemy sami z siebie?
Tak więc, czy jest naszym/moim udziałem?
Chrześcijanin przez sakrament chrztu jest „solą ziemi (…) światłem świata”, czyli miejsca w którym żyję. To moja „ziemia” i mój „świat” w którym jestem postawiony i di którego jestem posłany. Tu jestem dlatego, że Jezus mnie tu właśnie chce i to jest moje miejsce.
Tu warto, a nawet koniczna jest odpowiedź na pytanie – czy ja żyję sakramentem chrztu?
Czy żyję Chrystusem, czy jest On dodatkiem do życia i to dodatkiem na który (być może) będę mieć czas w starości?
Czy nie jest tak, że teraz żyję jakbym Boga nie miał, a potem będę umierać jakbym życia nie miał?
A Jezus chce od każdego z nas konkretnych czynów wskazujących na Ojca! Nie na nas (bo tu się otwiera prosta i szeroka droga próżnej chwały), ale na Ojca który jest mocą działającą w nas, bo sami z siebie nic nie możemy poza hołdowaniem naszemu egoizmowi.
Tak więc – czy żyję Jezusem Chrystusem moim Panem i Zbawicielem?
29 I – IV NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mt 5, 1-12a
„Jezus, widząc tłumy, wyszedł na górę. A gdy usiadł, przystąpili do Niego Jego uczniowie. Wtedy otworzył usta i nauczał ich tymi słowami:
«Błogosławieni ubodzy w duchu, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.
Błogosławieni, którzy się smucą, albowiem oni będą pocieszeni.
Błogosławieni cisi, albowiem oni na własność posiądą ziemię.
Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni.
Błogosławieni miłosierni, albowiem oni miłosierdzia dostąpią.
Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą.
Błogosławieni, którzy wprowadzają pokój, albowiem oni będą nazwani synami Bożymi.
Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości, albowiem do nich należy królestwo niebieskie.
Błogosławieni jesteście, gdy wam urągają i prześladują was i gdy z mego powodu mówią kłamliwie wszystko złe o was. Cieszcie się i radujcie, albowiem wielka jest wasza nagroda w niebie»”.
Ewangelista Mateusz podkreśla, że do Jezusa podeszli Jego uczniowie. Słuchający Go chcą to robić, bo są Jego uczniami. To nie przymus, ale chęć bliskości.
Jestem uczniem?
Chcę być w ogóle uczniem Jezusa?
Chcę od Niego uczyć się?
Uczeń jest zależny od nauczyciela – chcę być zależny od Jezusa?
Jezus, jak zawsze, jak już coś powie to tak, że nic dodać nic ująć i mówi o tym, co podstawowe i niezbędne. Błogosławieństwa są dowodem na to, że Bóg patrzy, patrzy i jeszcze raz patrzy. Nic dla Niego nie jest mało ważne, nic nie jest drugorzędne, a wręcz przeciwnie – najbardziej liczy się to, co może nieraz „z musu”, bo nie pałamy chęcią i umiłowaniem do tego, co kosztuje trud i niewygodę.
Każde „błogosławieni” jest odpowiedzią Boga na trud, w którym znajduje się człowiek oraz jest obietnicą nagrody. Jednakże do ubogich w duchu i do cierpiących prześladowanie dla sprawiedliwości już królestwo niebieskie należy.
Ci smucący się, czyli doświadczający jakiegoś braku, naprawdę są błogosławieni, bo właśnie ten brak otwiera ich na … Bo czy zadowolony z siebie i wszystkiego, co wokół niego może jeszcze czegoś pragnąć poza radowaniem się swą radością? Błogosławieni ci, którym brakuje, bo ten brak otwiera ich. Sami sobie nie dadzą tego, co ich pocieszy. Tylko Jezus.
Czy ci, którzy wprowadzają pokój rzeczywiście go wprowadzą? Może tak, może nie. Bóg patrzy już na działanie, bo skutek należy do Niego.
Każdy z nas „łaknie i pragnie sprawiedliwości” i każdy na swój sposób i według własnego myślenia, ale Pan obiecuje nasycenie, a jak On obiecuje, to znaczy, że będzie to Jego sprawiedliwość oparta na miłości i miłosierdziu. Bo Bóg jest miłością.
Kluczem do rozumienia błogosławieństw jest właśnie „czyste serce”, to sanktuarium człowieka i jego relacji, intencji i prawdy.
Czy jesteśmy w stanie żyć wszystkimi błogosławieństwami? Nie.
Czy jesteśmy w stanie żyć pełnią chociaż jednego? Być może.
Więc po co są te „błogosławieni”?
Abym podniósł głowę i zaczął patrzeć z ufnością ku Bogu, a nie tylko kroczył z nosem tropiciela przy ziemi trudności.
Bóg zna serce i wie jak bardzo pragnie ono Jego obecności. Bóg wie!
22 I – III NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mt 4, 12-23
„Gdy Jezus posłyszał, że Jan został uwięziony, usunął się do Galilei. Opuścił jednak Nazaret, przyszedł i osiadł w Kafarnaum nad jeziorem, na pograniczu ziem Zabulona i Neftalego. Tak miało się spełnić słowo proroka Izajasza: «Ziemia Zabulona i ziemia Neftalego, na drodze ku morzu, Zajordanie, Galilea pogan! Lud, który siedział w ciemności, ujrzał światło wielkie, i mieszkańcom cienistej krainy śmierci wzeszło światło». Odtąd począł Jezus nauczać i mówić: «Nawracajcie się, albowiem bliskie jest królestwo niebieskie».
Przechodząc obok Jeziora Galilejskiego, Jezus ujrzał dwóch braci: Szymona, zwanego Piotrem, i brata jego, Andrzeja, jak zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami. I rzekł do nich: «Pójdźcie za Mną, a uczynię was rybakami ludzi». Oni natychmiast, zostawiwszy sieci, poszli za Nim. A idąc stamtąd dalej, ujrzał innych dwóch braci: Jakuba, syna Zebedeusza, i brata jego, Jana, jak z ojcem swym Zebedeuszem naprawiali w łodzi swe sieci. Ich też powołał. A oni natychmiast zostawili łódź i ojca i poszli za Nim. I obchodził Jezus całą Galileę, nauczając w tamtejszych synagogach, głosząc Ewangelię o królestwie i lecząc wszelkie choroby i wszelkie słabości wśród ludu”.
Dzisiejsza Ewangelia zaczyna przybliżać nam osobę Jezusa. Może wydawać się to dziwnym, że Kościół nie męczy się mówić od wieków o tym samym. Właśnie nie męczy się, bo to nie jest nic męczącego mówić o osobie przebogatej, jaką jest Jezus. Tym bardziej, że On cały czas zaskakuje, o czym przekonują święci, którzy poszli za Nim.
Zastanawiające jest to spojrzenie Jezusa, przez które ludzie, dorośli mężczyźni (a teraz i kobiety) rzucają wszystko i idą za Nim. Głos, spojrzenie, doświadczenie osoby sprawiają, że oddaje się Mu całe i jedyne życie i bez względu na aprobatę (lub jej brak) rodziny, przyjaciół, najbliższych.
Tym bardziej, że Jezus nie obiecuje łatwego życia i manny z nieba. Piotrowi i Andrzejowi zaproponował bycie „rybakami ludzi” (łatwiej jest łowić ryby niż ludzi – ale cel maksymalnie inny i piękniejszy). Aczkolwiek mówi o tym, na czym się po prostu znają i wiedzą, że ryba wyłowiona trafi na talerz, bo woda jest środowiskiem jej życia. Człowiek „wyłowiony” z sytuacji go niszczącej (jak z wody, która przecież środowiskiem jego rozwoju nie jest) będzie uratowany. I do tego Jezus uczniów powołuje. Do ratowania ludzi. Dziś tego doświadczamy przecież w sakramencie pokuty, bo grzech nie jest środowiskiem naszego wzrostu, ale degradacji.
Jezus zaczyna swoją działalność od konkretów – nawracajcie się (czyli nie jest to fakt jednorazowy, ale proces długotrwający). Żadnej reklamy mającej przyciągnąć potencjalnych słuchaczy, a mimo to oni poszli za Nim, słuchali Go, bo nauczał w synagogach i uzdrawiał chorych.
I to jest właśnie działanie Boże – maksymalna inwestycja w człowieka (w Judasza też inwestował, dobrze wiedząc jaki będzie koniec; nie skreślił go, ale uważał za przyjaciela) i nie za coś, ale pomimo wszystko.
Takie są powołania, jakie są rodziny i społeczeństwo (księży nie znajduje się już wyświęconych w kapuście).
Kiedy ostatnio modliłeś się za rodziny, powołania, o świętych kapłanów, siostry zakonne?
Warto!
15 I – II NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
J 1, 29-34
„Jan zobaczył podchodzącego ku niemu Jezusa i rzekł: «Oto Baranek Boży, który gładzi grzech świata. To jest Ten, o którym powiedziałem: „Po mnie przyjdzie Mąż, który mnie przewyższył godnością, gdyż był wcześniej ode mnie”. Ja Go przedtem nie znałem, ale przyszedłem chrzcić wodą w tym celu, aby On się objawił Izraelowi». Jan dał takie świadectwo: «Ujrzałem Ducha, który zstępował z nieba jak gołębica i spoczął na Nim. Ja Go przedtem nie znałem, ale Ten, który mnie posłał, abym chrzcił wodą, powiedział do mnie: „Ten, nad którym ujrzysz Ducha zstępującego i spoczywającego na Nim, jest Tym, który chrzci Duchem Świętym”. Ja to ujrzałem i daję świadectwo, że On jest Synem Bożym»”.
Jan Chrzciciel wyznał to na co czekał – zobaczyć Zbawiciela! Nawet jeśli Ewangelista bardzo spokojnie opowiada ten fakt spotkania, to na pewno w Janie zadrżało serce. Jest pewny tego co mówi i kogo się to tyczy. Nawet jeśli teraz jest opanowany i twardy w świadectwie, to (co podają inni ewangeliści) będzie miał czas wątpliwości, na które Jezus odpowie świadectwem czynów.
Świadectwo Jana jest jednak tak ważne, że każdy kapłan powtarza je każdorazowo na Eucharystii ukazując Ciało Pana naszego Jezusa Chrystusa pod postacią chleba eucharystycznego. Mówi, że to jest Baranek Boży – czyli ten, który ofiarował Siebie samego całego za każdego z nas i, że chce przyjść do naszego życia.
Wierzysz w to, że w tym kawałku białego chleba jest ukryty cały Jezus z Ciałem, Krwią Duszą i Bóstwem i chce być w człowieku, w Tobie, którego ukochał nad …?
8 I – NIEDZIELA CHRZTU PAŃSKIEGO
EWANGELIA
Mt 3, 13-17
Jezus przyszedł z Galilei nad Jordan do Jana, żeby przyjąć od niego chrzest. Lecz Jan powstrzymywał Go, mówiąc: «To ja potrzebuję chrztu od Ciebie, a Ty przychodzisz do mnie?» Jezus mu odpowiedział: «Ustąp teraz, bo tak godzi się nam wypełnić wszystko, co sprawiedliwe». Wtedy Mu ustąpił. A gdy Jezus został ochrzczony, natychmiast wyszedł z wody. A oto otworzyły się nad Nim niebiosa i ujrzał ducha Bożego zstępującego jak gołębica i przychodzącego nad Niego. A oto głos z nieba mówił: «Ten jest mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie»”.
Ewangelista Mateusz podkreśla, że Jezus od razu po chrzcie wyszedł z wody. Jest to znaczące i logiczne, bo wszyscy inni przyjmując Janowy chrzest nawrócenia zostawali w wodzie i wyznawali grzechy, a Jezus grzechu nie miał.
To Bóg zrzucił na Niego nasze grzechy!
Święty Piotr bardzo krótko, ale i trafnie określa to co tyczy się Jezusa – ‘dobrze czynił i uzdrawiał wszystkich, którzy byli pod władzą diabła’.
Bo nam się niekiedy już wszystko myli i w ludzkiej bezradności nie wiemy za bardzo komu przypisać odpowiedzialność za wszelkie zło na ziemi, a szczególnie to, które nas dotyka. Nie chcemy nawet pomyśleć, że jest ono następstwem popełnionego grzechu. I to już ciągnie się od Adama i Ewy; nie uczymy się na błędach, nie chcemy uczyć się na błędach nawet swoich wciągając się w pułapkę ‘tym razem będzie inaczej’.
I kto jest odpowiedzialny?
Wiadomo – to Bóg, który chce …no właśnie czego On chce?
On przychodzi do człowieka pierwszy, tak jak przyszedł do Jana i nadal chce przychodzić.
Co więcej – delikatnie prosi „ustąp teraz”!
Wierzę w to, że chce przychodzić, że jest gotowy?
Że chce pomimo tego jaki jestem i właśnie dlatego, że taki właśnie jestem?
Chcę aby przyszedł, czy bronię się przed Nim uważając, że będzie mi chciał coś mojego zabrać?
Tak, On chce wziąć grzech.
Przychodzi do mnie.
1 I – UROCZYSTOŚĆ ŚWIĘTEJ BOŻEJ RODZICIELKI
EWANGELIA
Łk 2,16-21
„Pasterze pośpiesznie udali się do Betlejem i znaleźli Maryję, Józefa i Niemowlę, leżące w żłobie. Gdy Je ujrzeli, opowiedzieli o tym, co im zostało objawione o tym Dziecięciu. A wszyscy, którzy to słyszeli, dziwili się temu, co im pasterze opowiadali. Lecz Maryja zachowywała wszystkie te sprawy i rozważała je w swoim sercu. A pasterze wrócili, wielbiąc i wysławiając Boga za wszystko, co słyszeli i widzieli, jak im to było powiedziane. Gdy nadszedł dzień ósmy i należało obrzezać Dziecię, nadano Mu imię Jezus, którym Je nazwał anioł, zanim się poczęło w łonie [Matki]”.
Popatrzmy na pasterzy. Jak przed narodzeniem i zobaczeniem Jezusa byli pasterzami, tak i zostało po tym fakcie. Nic w ich życiu się nie zmieniło. Przynajmniej tak na zewnątrz. Jak byli ostatnim ogniwem w społeczeństwie, tak i nim zostali nadal.
A jednak …
Wrócili i wielbili Boga – kto z nas wróciwszy do domu po Pasterce wielbił Boga?
Oni w sytuacji po ludzku normalnej – kobieta, dziecko, mężczyzna – przez Bożą interwencję zobaczyli jej nadprzyrodzoność. Pozornie nic się w ich życiu nie zmieniło, a tak na prawdę zmieniło się tak dużo, że wielbili Boga.
Czego doświadczyli? Miłości.
Społeczeństwo ich odrzuciło, ale nie Bóg!
Może i oni sami społeczeństwo odrzucili prowadząc koczowniczy tryb życia, ale Bóg ich wybrał na pierwszych świadków zbawienia.
Dla Boga nie ma gorszych i lepszych skoro tych (po ludzku) najgorszych tak wyróżnił!
Tu można zadać sobie pytanie – czy przygotowując przy stole wigilijnym miejsce dla niespodziewanego gościa naprawdę na niego czekaliśmy?
Czy w ogóle przygotowane było to szczególne miejsce nie tylko fizycznie przy stole, ale i w sercu?
Co by się stało gdyby podczas wieczerzy zadzwonił dzwonek do drzwi?
Konsternacja?
Zniecierpliwienie?
Lęk?
Czy przeszło nam przez myśl zaprosić samotnego czy bezdomnego na wigilię?
A może jest to tylko martwy zwyczaj?
Na szczęście mamy szanse za rok! I dużo czasu na poprawę.
25 XII – UROCZYSTOŚĆ BOŻEGO NARODZENIA
EWANGELIA
J 1, 1-18
„Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. Ono było na początku u Boga. Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, z tego, co się stało. W Nim było życie, a życie było światłością ludzi, a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła. Pojawił się człowiek posłany przez Boga, Jan mu było na imię. Przyszedł on na świadectwo, aby zaświadczyć o światłości, by wszyscy uwierzyli przez niego. Nie był on światłością, lecz został posłany, aby zaświadczyć o światłości. Była światłość prawdziwa, która oświeca każdego człowieka, gdy na świat przychodzi. Na świecie było Słowo, a świat stał się przez Nie, lecz świat Go nie poznał. Przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli. Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą w imię Jego – którzy ani z krwi, ani z żądzy ciała, ani z woli męża, ale z Boga się narodzili. A Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas. I oglądaliśmy Jego chwałę, chwałę, jaką Jednorodzony otrzymuje od ojca, pełen łaski i prawdy. Jan daje o Nim świadectwo i głośno woła w słowach: «Ten był, o którym powiedziałem: Ten, który po mnie idzie, przewyższył mnie godnością, gdyż był wcześniej ode mnie». Z Jego pełności wszyscy otrzymaliśmy – łaskę po łasce. Podczas gdy Prawo zostało dane za pośrednictwem Mojżesza, łaska i prawda przyszły przez Jezusa Chrystusa. Boga nikt nigdy nie widział; ten Jednorodzony Bóg, który jest w łonie ojca, o Nim pouczył”.
Święty Jan opisuje dość zgrabnie relację jaka zachodzi między Słowem, a Bogiem. Od początku było Ono u Boga i jest zarazem źródłem istnienia tego co jest. Jest zatem źródłem mojego istnienia, bo Bóg nie stwarza tego, czego nie chce.
Wspaniała nowina! Co więcej – to co istnieje w Nim ma życie. Mam życie w Bogu i Niego je czerpię.
Wspaniała sprawa! To Słowo, które było pośrednikiem stworzenia jest dla człowieka światłem i zbawieniem.
Jednak jest tu i trudność (jak zwykle ze strony człowieka, bo Bóg nie ma problemu z naszą nędzą) – to „swoi Go nie przyjęli” bo nie pasował do wyobrażenia. Ciekawe jakie wyobrażeniem miał o nas Bóg stwarzając nas?!
Ktoś, kto jest Jego własnością – nie przyjął Go nawet wtedy, gdy uniżył się tak maksymalnie, że stał się jak stworzenie. Najgorzej jest być odrzuconym przez swoich, czyli przez tych, którym się ufa.
Czy na prawdę przyjąłem Go z całą miłością, czy był to kolejny zwyczaj w życiu bo święta, więc trzeba?
11 XII – III NIEDZIELA ADWENTU
EWANGELIA
Mt 11, 2-11
„Gdy Jan usłyszał w więzieniu o czynach Chrystusa, posłał swoich uczniów z zapytaniem: «Czy Ty jesteś Tym, który ma przyjść, czy też innego mamy oczekiwać?» Jezus im odpowiedział: «Idźcie i oznajmijcie Janowi to, co słyszycie i na co patrzycie: niewidomi wzrok odzyskują, chromi chodzą, trędowaci zostają oczyszczeni, głusi słyszą, umarli zmartwychwstają, ubogim głosi się Ewangelię. A błogosławiony jest ten, kto nie zwątpi we Mnie». Gdy oni odchodzili, Jezus zaczął mówić do tłumów o Janie: «Co wyszliście obejrzeć na pustyni? Trzcinę kołyszącą się na wietrze? ale co wyszliście zobaczyć? Człowieka w miękkie szaty ubranego? oto w domach królewskich są ci, którzy miękkie szaty noszą. Po co więc wyszliście? Zobaczyć proroka? Tak, powiadam wam, nawet więcej niż proroka. on jest tym, o którym napisano: „Oto Ja posyłam mego wysłańca przed Tobą, aby przygotował Ci drogę”. Zaprawdę, powiadam wam: Między narodzonymi z niewiast nie powstał większy od Jana Chrzciciela. Lecz najmniejszy w królestwie niebieskim większy jest niż on»”.
Dobre pytanie Jezusa; „co wyszliście zobaczyć?”
Czego oczekuję od Boga, aby wreszcie uznać i uwierzyć, że jest On taki jakim Go wyznaję w niedzielnym Credo?
Cudów?
A jak ich nie ma, to znaczy, że Credo kłamie?
Tendencja współczesna jest mocna – wykazać Bogu słabość („czy może stworzyć kamień, którego by nie podniósł?”, itp.) A jak nie ma cudów, bo Bóg zostawia człowiekowi wolność wiary, a nie mur przymusowych argumentacji, to co dalej?
Stary Testament i historia Eliasza pokazuje, że prorok rozpoznał nadchodzącego Pana po lekkim powiewie wiatru. Bóg daje znaki, ale delikatne, bo wiara (które dojrzewa) jest kwestią decyzji (która w naszym życiu także dojrzewa), a nie przymusu argumentów.
I może dlatego tak trudno czasem wierzyć, bo chcemy „fajerwerków” tu i teraz, a Jezus daje łaskę, ale delikatną, która cierpliwie drąży serce jak kropla kamień i nikt się nie spodziewa takiego rezultatu.
A tak na koniec – to czy naprawdę o to chodzi, aby wykazać, że Bóg jest słaby?
Ale On jest słaby – patrz Betlejem! Jest pokorny, cichy, po ludzku słaby, bo tylko mocny może pozwolić sobie na to, by być „słaby” i w tym jest cała Jego siła.
Czy pozwalam sobie na słabość, czyli normalność?
Jaki jestem w relacjach?
Czy buduję swoją pozycję kosztem „osłabiania” innych?
Jan pozwolił sobie na to by być najmniejszym w królestwie niebieskim.
04 XII – II NIEDZIELA ADWENTU
EWANGELIA
Mt 3, 1-12
„W owym czasie pojawił się Jan Chrzciciel i głosił na Pustyni Judzkiej te słowa: «Nawracajcie się, bo bliskie jest królestwo niebieskie». Do niego to odnosi się słowo proroka Izajasza, gdy mówi: «Głos wołającego na pustyni: Przygotujcie drogę Panu, dla Niego prostujcie ścieżki!» Sam zaś Jan nosił odzienie z sierści wielbłądziej i pas skórzany około bioder, a jego pokarmem były szarańcza i miód leśny. Wówczas ciągnęły do niego Jerozolima oraz cała Judea i cała okolica nad Jordanem. Przyjmowano od niego chrzest w rzece Jordan, wyznając swoje grzechy. a gdy widział, że przychodziło do chrztu wielu spośród faryzeuszów i saduceuszów, mówił im: «Plemię żmijowe, kto wam pokazał, jak uciec przed nadchodzącym gniewem? Wydajcie więc godny owoc nawrócenia, a nie myślcie, że możecie sobie mówić: „Abrahama mamy za ojca”, bo powiadam wam, że z tych kamieni może Bóg wzbudzić dzieci Abrahamowi. Już siekiera jest przyłożona do korzenia drzew. Każde więc drzewo, które nie wydaje dobrego owocu, zostaje wycięte i wrzucone w ogień. Ja was chrzczę wodą dla nawrócenia; lecz Ten, który idzie za mną, mocniejszy jest ode mnie; ja nie jestem godzien nosić Mu sandałów. on was chrzcić będzie Duchem Świętym i ogniem. Ma on wiejadło w ręku i oczyści swój omłot: pszenicę zbierze do spichlerza, a plewy spali w ogniu nieugaszonym»”.
To jest coś niezwykle dziwnego – Noe buduje arkę. Na pewno zeszło mu to kilka lat. Być może wszyscy sąsiedzi bliscy i dalsi przyzwyczaili się do tego wznoszącego się nad ich głowami tworu. Czy zadawali sobie pytanie o co w tym chodzi? Dlaczego taka budowla?
Kościół daje nam w czasie roku liturgicznego dwa mocne okresy wsparte większą, niż normalnie, łaską Bożą – Adwent i Wielki Post.
Z ust Jan Chrzciciela słyszymy od razu wołanie: „nawracajcie się” (nie ‘nawróćcie się’), bo to nie jest akt jednorazowego zrywu, ale proces całożyciowy.
Warto siąść, popatrzeć na swoje reakcje, przemyślenia, nerwy, zrywy, codzienność, relacje i zastanowić się w czym jestem daleko od Jezusa?
Co we mnie potrzebuje odwrócenia się od tego ‘kierunku’ w którym idę, a zwrócenia się ku Bogu.
Co więcej – czym zasłaniam się, uspokajając swoje sumienie, na mojej drodze nawrócenia, którą przygotował mi Ojciec?
I jeszcze te kamienie, które Bóg może ożywić. To jest właśnie nasza praca na ten adwent, nie na przyszły, ale na ten właśnie – prosić Boga, aby moje kamienne serce ożywił swoją łaską, aby z niego utworzył takie z ciała. Takie, które będzie się uważało za dziecko Ojca w wierze. To może tylko Bóg.
Na zakończenie mały porządek na dobry początek, czyli odpowiedź na podstawowe pytanie – czy tego chcę?
Bo prawdziwe nawrócenie, co zaznacza Jan, oznacza zmianę, konkret – modlitwę i czyn. Jeden z psalmów mówi: „Pan za mnie wszystkiego dokona”. I to jest prawda – ja pragnę i proszę, a Pan daje łaskę i siły.
Ale czy ja chcę zmiany, czy może tak jestem przywiązany do tego, co jest, że nawet jest mi z tym dobrze, nawet jeśli wiem, że jest źle?!
Nawrócenie jest rozpoznawalne po owocach i to nie byle jakich, ale godnych!
Siądź!
Zastanów się, stań w prawdzie serca i życia, a potem módl się, aby Pan działał.
27 XI – I NIEDZIELA ADWENTU
EWANGELIA
Mt 24, 37-44
„Jezus powiedział do swoich uczniów: «Jak było za dni Noego, tak będzie z przyjściem Syna Człowieczego. albowiem jak w czasie przed potopem jedli i pili, żenili się i za mąż wydawali aż do dnia, kiedy Noe wszedł do arki, i nie spostrzegli się, aż przyszedł potop i pochłonął wszystkich, tak również będzie z przyjściem Syna Człowieczego. Wtedy dwóch będzie w polu: jeden będzie wzięty, drugi zostawiony. dwie będą mleć na żarnach: jedna będzie wzięta, druga zostawiona. Czuwajcie więc, bo nie wiecie, w którym dniu Pan wasz przyjdzie. a to rozumiejcie: Gdyby gospodarz wiedział, o jakiej porze nocy nadejdzie złodziej, na pewno by czuwał i nie pozwoliłby włamać się do swego domu. Dlatego i wy bądźcie gotowi, bo o godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie»”.
To jest coś niezwykle dziwnego – Noe buduje arkę. Na pewno zeszło mu to kilka lat. Być może wszyscy sąsiedzi bliscy i dalsi przyzwyczaili się do tego wznoszącego się nad ich głowami tworu. Czy zadawali sobie pytanie o co w tym chodzi? Dlaczego taka budowla?
A może przyjęli to jako ideę szaleńca, którą czas zweryfikuje i rozwieje. W tym otoczeniu żyli normalnie.
To znaczy, że można nie zwracać uwagi i nie przejmować się znakiem.
Bóg zawsze daje znaki, które pokazują która ścieżka jest właściwa.
Można je zbagatelizować, a wtedy dzieje się bieda.
Kogo Bóg postawił na mojej drodze jako znak?
Znak przemawia sam w sobie. Ma mnie prowadzić szczególnie w sytuacji rozdroża, wtedy kiedy obydwie drogi na początku wydają się właściwe i trudno je rozeznać. Co więcej znak wskazuje na cel.
Kto, lub co jest dla mnie znakiem dziś?
Czy idę za tym znakiem wskazującym mi cel?
Ten czas adwentu może być dla mnie przetarciem oczu (które jednak będzie wymagało ode mnie konkretnej decyzji)?
Jezu, przetrzyj mi oczy! Oczyść je!
20 XI – XXXIV NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
UROCZYSTOŚĆ CHRYSTUSA KRÓLA
EWANGELIA
Łk 23, 35-43
„A lud stał i patrzył. Lecz członkowie Wysokiej Rady drwiąco mówili: «Innych wybawiał, niechże teraz siebie wybawi, jeśli On jest Mesjaszem, Wybrańcem Bożym». Szydzili z Niego i żołnierze; podchodzili do Niego i podawali Mu ocet, mówiąc: «Jeśli Ty jesteś królem żydowskim, wybaw sam siebie». Był także nad Nim napis w języku greckim, łacińskim i hebrajskim: «To jest Król Żydowski». Jeden ze złoczyńców, których [tam] powieszono, urągał Mu: «Czy Ty nie jesteś Mesjaszem? Wybaw więc siebie i nas». Lecz drugi, karcąc go, rzekł: «Ty nawet Boga się nie boisz, chociaż tę samą karę ponosisz? My przecież – sprawiedliwie, odbieramy bowiem słuszną karę za nasze uczynki, ale On nic złego nie uczynił». I dodał: «Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa». Jezus mu odpowiedział: «Zaprawdę, powiadam ci: Dziś ze Mną będziesz w raju»”.
Niedziela Chrystusa Króla. Ostatnia niedziela roku liturgicznego spinająca wszystkie wydarzenia mojego życia w jedną klamrę. I mamy przed oczami Króla wyśmianego i poniżonego, o którym tak na pierwszy rzut oka nie można powiedzieć, że jest królem.
A jednak właśnie On panuje nad tą sytuacją. Kiedy człowiekowi wydaje się, a faryzeuszom często tak się wydawało zadając Jezusowi podchwytliwe pytania aby „pochwycić Go na słowie”, że niejako „zagiął Boga i ma Go w garści”, On po prostu jest spokojny i panuje nad sytuacją.
Jeden ze złoczyńców, jak podaje święty Łukasz, „urągał Mu”. Niewątpliwie bardzo cierpiał; można powiedzieć, że oni trzej „jechali na jednym wózku”. Bardzo często ci, którzy naprawdę głęboko cierpią, ci którzy przeżywają najstraszniejsze chwile swojego życia, w rozpaczy i strachu przed tym, co jest i czego jeszcze się spodziewają, są gotowi Bogu wykrzyczeć ten ból, grozić pięścią, czy nawet w przekleństwach opisać go i swoją do Boga relację.
Najpiękniejsze jest to, że On, dobry Ojciec, ten ból widzi, rozumie, przeżywa ze mną. Widzi i wie, że pod powierzchnią tego szalonego bólu znajduje się drugi – ból lęku i rozpaczy i szalona wręcz potrzeba, aby On się objawił i uratował.
Tu nie ma co pytać się jak reagujemy na cierpienie, bo to jest coś, co wychodzi spod naszej kontroli. To kontroluje Bóg, który rozumie i współczuje zbolałemu sercu.
Dlaczego?
Bo On, który nie ma żadnej winy „tę samą karę ponosi” co człowiek. Cierpi jak ja. I w tym cierpieniu Króluje, bo ja w nim upadam.
W dzisiejszej Ewangelii pyta mnie tylko o to, czy jak już ten ból minął, byłem u Jezusa aby powiedzieć Mu, że Go potrzebowałem i potrzebuję, że szalenie pragnę aby On przychodził i ratował mnie z krzyża, który odczytywałem jako ponad moje siły?
Czy u Niego z tym byłem?
13 XI – XXXIII NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Łk 21, 5-19
„Gdy niektórzy mówili o świątyni, że jest przyozdobiona pięknymi kamieniami i darami, Jezus powiedział: «Przyjdzie czas, kiedy z tego, na co patrzycie, nie zostanie kamień na kamieniu, który by nie był zwalony». Zapytali Go: «Nauczycielu, kiedy to nastąpi? I jaki będzie znak, gdy to się dziać zacznie?» Jezus odpowiedział: «Strzeżcie się, żeby was nie zwiedziono. Wielu bowiem przyjdzie pod moim imieniem i będą mówić: „To ja jestem” oraz: „Nadszedł czas”. Nie podążajcie za nimi! I nie trwóżcie się, gdy posłyszycie o wojnach i przewrotach. To najpierw musi się stać, ale nie zaraz nastąpi koniec». Wtedy mówił do nich: «Powstanie naród przeciw narodowi i królestwo przeciw królestwu. Wystąpią silne trzęsienia ziemi, a miejscami głód i zaraza; ukażą się straszne zjawiska i wielkie znaki na niebie. Lecz przed tym wszystkim podniosą na was ręce i będą was prześladować. Wydadzą was do synagog i do więzień oraz z powodu mojego imienia wlec was będą przed królów i namiestników. Będzie to dla was sposobność do składania świadectwa. Postanówcie sobie w sercu nie obmyślać naprzód swej obrony. Ja bowiem dam wam wymowę i mądrość, której żaden z waszych prześladowców nie będzie mógł się oprzeć ani sprzeciwić. A wydawać was będą nawet rodzice i bracia, krewni i przyjaciele i niektórych z was o śmierć przyprawią. I z powodu mojego imienia będziecie w nienawiści u wszystkich. Ale włos z głowy wam nie spadnie. Przez swoją wytrwałość ocalicie wasze życie»”.
Kiedy patrzymy na ten opis końca świata, który przedstawia Jezus, mogą pojawić się różne odczucia. Lęk, strach, niepokój, oczekiwanie?
Można zachwycać się pięknem tego, co jest wytworem pacy ludzkiej, jednak Jezus zwraca uwagę na to, że wszystko na ziemi ma swój koniec. I nie chodzi tu tylko o proroctwo dotyczące kresu świątyni Jerozolimskiej, choć o tym mówi Pan, bo w niej jest.
Mogę zachwycać się wieloma świątyniami, katedrami, ale kompletnie zignorować tego, który tam jest. Mogę na każdej Eucharystii rozglądając się po kościele podziwiać dzieła sztuki sakralnej, a przecież są one dla Tego, który jest ich „tematem”! Tak więc mogą mnie one do Niego i na Niego kierować i przybliżać, albo oddalać.
Jak jest?
Ta praca, którą wykonuje, rodzina którą kocham, sprawy zaprzątające głowę, troski, cierpienia, przyjemności. To wszystko się skończy. I w tym wszystkim, tym co liczy się najbardziej jest wieczność.
Jaka wieczność? To kwestia indywidualna. Każdy żyje na swoją wieczność.
Czy to czym żyję wprowadza mnie już w wieczność z Bogiem, czy oddala?
Czy, jeśli oddala, jestem w stanie uporządkować to „po Bożemu” nawet kosztem tego, że może się wszystko poukładać kompletnie inaczej niż tego bym sobie życzył?
Czy wierzę, że to co robię i jakich dokonuję wyborów – to wszystko wpływa na wieczność mojego życia?
I jeszcze ostatnie słowa Jezusa.
Ci którzy powinni być mi bliscy, będą bardzo dalecy – rodzice, bracia, krewni, przyjaciele. A powodem będzie Jezus.
Za kim pójdę?
Po czyjej stronie stanę?
Komu wierzę?
Ocalę życie? Wieczne?
6 XI – XXXII NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Łk 20, 27-38
Podeszło do Jezusa kilku saduceuszów, którzy twierdzą, że nie ma zmartwychwstania, i zagadnęli Go w ten sposób: «Nauczycielu, Mojżesz tak nam przepisał: „Jeśli umrze czyjś brat, który miał żonę, a był bezdzietny, niech jego brat pojmie ją za żonę i niech wzbudzi potomstwo swemu bratu”. Otóż było siedmiu braci. Pierwszy pojął żonę i zmarł bezdzietnie. Pojął ją drugi, a potem trzeci, i tak wszyscy pomarli, nie zostawiwszy dzieci. W końcu umarła ta kobieta. Przy zmartwychwstaniu więc którego z nich będzie żoną? Wszyscy siedmiu bowiem mieli ją za żonę». Jezus im odpowiedział: «Dzieci tego świata żenią się i za mąż wychodzą. Lecz ci, którzy uznani zostaną za godnych udziału w świecie przyszłym i w powstaniu z martwych, ani się żenić nie będą, ani za mąż wychodzić. Już bowiem umrzeć nie mogą, gdyż są równi aniołom i są dziećmi Bożymi, będąc uczestnikami zmartwychwstania. A że umarli zmartwychwstają, to i Mojżesz zaznaczył tam, gdzie jest mowa o krzewie, gdy Pana nazywa „Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka i Bogiem Jakuba”. Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz żywych; wszyscy bowiem dla Niego żyją».
Jezus delikatnie kruszy nie tylko nasze stereotypy myślenia, ale i mniej lub bardziej uświadomione chęci mówienia Bogu co i jak powinno być. „Najlepiej Panie Boże jak się poradzisz, to Ci wszystko powiem co i jak, a nie, że robisz po swojemu i nie wiadomo to komu i na co?!”
Próbujemy ująć rzeczywistość nam nie znaną, ale przez nas spodziewaną w jakieś ramy naszego myślenia, aby ją sobie przybliżyć.
Jezus pokazuje, że dla Boga my cały czas żyjemy, to życie się przeobraża, ale się nie kończy. Bóg jest Bogiem żyjącym i żyjących.
Jednak ostanie słowa Jezusa stawiają każdemu pytanie do rachunku sumienia.
Czy ja rzeczywiście żyję dla Boga?
Z kim przeżywam każdy dzień, porażki, sukcesy, niedokończone rozmowy czy moje zmęczenie?
Czy wykonując nawet prozaiczną pracę pamiętam, że żyję dla Boga i to Jemu mogę ją zadedykować w konkretnej intencji? Czy może żyję w samotnej świadomości, że Bóg jest tylko od „zadań specjalnych”?
A przecież Dobra Nowina tu jest ta, że On chce przeżywać ze mną dzień, pracę, lekcje dzieci, przypalony czy wyśmienity obiad, zapomniane pranie, czy stos do prasowania na które nie mam w ogóle ochoty! A wszystko to ofiarowane chce przyjąć i odpłacić za to łaską, bo ja dla Niego żyję.
Tyko, czy dla Niego żyję?
Bo dla Niego, to ja żyję, co znaczy, że przyjmuje mnie z całym stosem moich fanaberii, myśli, oceny rzeczywistości, dniem i pragnieniami. Dla Niego jestem żyjący, bo On jest Bogiem żywych! Dla Niego i przy Nim mogę być kompletnie sobą! Jestem?
30 X – UROCZYSTOŚĆ POŚWIĘCENIA KOŚCIOŁA
EWANGELIA
Łk 19, 1-10
„Jezus wszedł do Jerycha i przechodził przez miasto. A pewien człowiek, imieniem Zacheusz, który był zwierzchnikiem celników i był bardzo bogaty, chciał koniecznie zobaczyć Jezusa, któż to jest, ale sam nie mógł z powodu tłumu, gdyż był niskiego wzrostu. Pobiegł więc naprzód i wspiął się na sykomorę, aby móc Go ujrzeć, tamtędy bowiem miał przechodzić. Gdy Jezus przyszedł na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego: «Zacheuszu, zejdź prędko, albowiem dziś muszę się zatrzymać w twoim domu». Zszedł więc z pośpiechem i przyjął Go rozradowany. A wszyscy, widząc to, szemrali: «Do grzesznika poszedł w gościnę». Lecz Zacheusz stanął i rzekł do Pana: «Panie, oto połowę mego majątku daję ubogim, a jeśli kogoś w czymś skrzywdziłem, zwracam poczwórnie». Na to Jezus rzekł do niego: «Dziś zbawienie stało się udziałem tego domu, gdyż i on jest synem Abrahama. Albowiem Syn Człowieczy przyszedł odszukać i zbawić to, co zginęło»”.
Jezus idzie przez miasto. Tłum otaczający Go jest coraz większy i gęstszy. Jest sławny. Słyszeli już o Nim, więc mają co do Niego określone zdanie, a przede wszystkim oczekiwania.
Czego ja oczekuję od Jezusa?
I jest Zacheusz. Po reakcji ludzi na bieg wydarzeń można wnioskować, że też jest sławny, ale inaczej, a oprócz tego niewygodny „grzesznik”.
I ten sławny Jezus, co do którego wielu ma wiele oczekiwań, nie idzie za „sławą”, ale w miłosierdzie – idzie do niewygodnego grzesznika, a tym samym chce abym dziś przyjrzał się swoim relacjom. Wiele z nich na pewno jest takich, które są mi miłe, wiele jest po prostu korzystnych, ale są i takie, które są mi trudne i wymagają z mojej strony właśnie tego co daje Jezus – miłosierdzia przez zainteresowanie i dobro, nawet jeśli właśnie teraz mogę je określić jako uciążliwe.
Z kim chętnie rozmawiam?
Z kim szybko kończę rozmowę, nawet po byle pretekstem? Dlaczego?
Dobra Nowina dzisiejszej ewangelii to łaska Pana. On zanim wymaga, to najpierw daje łaskę i siłę do spełnienia wymagań. Do tego, ten, który przez ludzi jest określony mianem „grzesznika” bo jest celnikiem, dla Jezusa, właśnie pomimo tego i z tym jest cały czas „synem Abrahama”. Jezus przypomina mu o jego godności!
Jezus przypomina mi o mojej godności DZIECKA BOŻEGO pomimo tego, że jestem grzesznikiem i innych, którzy mnie otaczają nierzadko także tylko tak widzę. Oni także są dziećmi Boga niezależnie od tego, jak ich i siebie określam.
Dlaczego Kościół daje nam tę ewangelię w rocznicę poświęcenia świątyni?
Bo kościół, jako budynek, jest miejscem przepływu sakramentalnej łaski i miłosierdzia. Wspólnota Kościoła, która się w nim gromadzi ma także być przepływem Jezusowej łaski i miłosierdzia. Więcej – spotkanie z Jezusem w kościele i z Kościołem ma prowadzić do dobra, które jest jak papierek lakmusowy prawdziwości spotkania.
Zacheusz spotkał się z Jezusem co widać w jego oświadczeniu wynagrodzenia, a ja?
Czym zaowocuje dzisiejsza Eucharystia?
23 X – XXX NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Łk 18, 9-14
„Opowiedział też niektórym, co dufni byli w siebie, że są sprawiedliwi, a innymi gardzili, tę przypowieść: «Dwóch ludzi przyszło do świątyni, żeby się modlić, jeden faryzeusz, a drugi celnik. Faryzeusz stanął i tak w duszy się modlił: „Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie: zdziercy, niesprawiedliwi, cudzołożnicy, albo jak i ten celnik. Zachowuję post dwa razy w tygodniu, daję dziesięcinę ze wszystkiego, co nabywam”. A celnik stał z daleka i nie śmiał nawet oczu wznieść ku niebu, lecz bił się w piersi, mówiąc: „Boże, miej litość dla mnie, grzesznika!” Powiadam wam: Ten odszedł do domu usprawiedliwiony, nie tamten. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony»”.
Od samego początku dzisiejszego fragmentu święty Łukasz pokazuje nam osobliwy zgrzyt. Człowiek jest w stanie uważać siebie samego za osobę sprawiedliwą i pogardzać drugim człowiekiem. W języku biblijnym bycie sprawiedliwym oznaczało człowieka pobożnego, postępującego szlachetnie, niewinnego w oczach Boga – po prostu świętego. To duży zgrzyt.
Przychodzi do świątyni dwóch mężczyzn. Obydwaj w tym samym celu, aby się modlić, czyli otworzyć przed Bogiem swoje serce.
Jak widać otworzyli. Są prawdziwi. Bóg zna ich, mnie, i ta Jego wiedza daje poczucie bezpieczeństwa naprawdę.
Jaka jest moja modlitwa?
Czy jest to czas otwierania serca przed Bogiem, który jest moim Ojcem?
Jakim Ojcem? Jak Go pojmuję?
Jak tego, który tylko „za złe karze”, czy jako Miłość?
Faryzeusz otwiera przed Bogiem swoistą listę zasług. Niesamowite jest to, że można skrupulatnie wypełniać nawet wyszukane praktyki religijne, a jednocześnie pogardzać drugim człowiekiem, o którym wiedział, że jest kolaborantem.
Dobrą nowiną jest to, że Bogu Ojcu, który jest Miłością nie muszę się przechwalać! On mnie nie kocha za to, że jestem każdego dnia na Eucharystii, ani za to, że co tydzień klęczę u kratek konfesjonału. On mnie kocha pomimo to, że upadam więcej niż 77 razy na dzień, pomimo tego, że nie mogę się przed Nim niczym pochwalić, On mnie kocha pomimo mojego grzechu!
Celnik odchodzi z modlitwy „usprawiedliwiony”. To jest ogromna nadzieja dla tych, którzy, jak on, mają poczucie kompletnej przegranej, bo nie są w stanie wygramolić się z grzechu, targają nimi różne uczucia i pożądliwości i nie mają śmiałości, by wznieść oczy ku Bogu.
16 X – XXIX NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Łk 18, 1-8
„Powiedział im też przypowieść o tym, że zawsze powinni modlić się i nie ustawać: «W pewnym mieście żył sędzia, który Boga się nie bał i nie liczył się z ludźmi. W tym samym mieście żyła wdowa, która przychodziła do niego z prośbą: „Obroń mnie przed moim przeciwnikiem!” Przez pewien czas nie chciał; lecz potem rzekł do siebie: „Chociaż Boga się nie boję ani z ludźmi się nie liczę, to jednak, ponieważ naprzykrza mi się ta wdowa, wezmę ją w obronę, żeby nie przychodziła bez końca i nie zadręczała mnie”». I Pan dodał: «Słuchajcie, co ten niesprawiedliwy sędzia mówi. A Bóg, czyż nie weźmie w obronę swoich wybranych, którzy dniem i nocą wołają do Niego, i czy będzie zwlekał w ich sprawie? Powiadam wam, że prędko weźmie ich w obronę. Czy jednak Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?»”
Tematem dzisiejszego fragmentu Ewangelii jest wytrwałość w modlitwie.
Łatwiej napisać czy powiedzieć, niż zrobić.
Chyba każdy z nas wie nawet podświadomie, że modlić się „trzeba” (choć samo słowo „trzeba” może wzbudzać w nas lekki bunt powinności). Mamy także mniejsze lub większe doświadczenie faktu, że jeśli potrzebna jest jakaś szczególna łaska – to tym więcej się modlimy, czy nawet prosimy o modlitwę osoby nie tylko nam bliskie tworząc swoisty modlitewny szturm do nieba.
Modlimy się o zdrowie, dobrą żonę czy męża, zdanie egzaminów, zgodę w rodzinie, czy dostanie się na wymarzone studia.
Ale czy nie traktujemy Boga jak przysłowiowego automatu do kawy – wrzucam i mam?
A jak nie mam to co?
Czy ufam na tyle, że Ojciec wie o co Mu chodzi dając mi taką, a nie inną rzeczywistość?
Czy rzucam focha, że „jak nie to nie”?
Wdowa prosi o pomoc kogoś, kogo Jezus określa jako „niesprawiedliwy sędzia”. Zgodnie z Prawem Starego Testamentu sędziowie mieli bronić uciśnionych, więc jeśli Jezus mówi o nim jako niesprawiedliwym, to znaczy, że tej powinności nie wykonywał.
A ona go prosi i jest w tym bardzo wytrwała.
Musiała być mocno zdesperowana, aby prosić o pomoc kogoś takiego.
A komu ja siebie powierzam?
Jezus argumentuje swoje racje, przechodząc od mniejszej do większej przesłanki: jeśli prośby biednej wdowy poruszyły serce człowieka niesprawiedliwego, to (i tu zawiera się dobra nowina!) czy modlitwy i prośby wierzących i wytrwałych w modlitwie, nie poruszą jeszcze bardziej serca Ojca w niebie w Jego nieskończonej dobroci?
Tu jednak u podstaw leży moje wyobrażenie Boga.
Bo jak nie mam tego o co proszę to co?
Jaka jest moja pierwsza myśl na Jego temat?
Z delikatną dawką zrozumienia podchodzi do nas św. Ewagriusz z Pontu, który twierdzi, że jeśli modlitwa wydaje się (bo my chcielibyśmy „na wczoraj”!) nam długo niewysłuchiwana (bo mamy przekonanie, że słucha= daje; nie daje=nie słucha; pomijając słucha – i nie daje, to może być znak, że Bóg chce „przysporzyć ci dobra przez twoją wytrwałość w pozostawaniu z Nim”.
Na szczęście tam, u Ojca, wtedy dowiemy się ile (na szczęście!) naszych modlitw wysłuchał i powiedział „nie”.
Ale już teraz warto zadać sobie pytanie jaki w moim sercu i w mojej głowie jest Bóg Ojciec?
Daje – bo kocha!
Nie daje – bo kocha?
9 X – XXVIII NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Łk 17, 11-19
„Zmierzając do Jerozolimy przechodził przez pogranicze Samarii i Galilei. Gdy wchodzili do pewnej wsi, wyszło naprzeciw Niego dziesięciu trędowatych. Zatrzymali się z daleka i głośno zawołali: «Jezusie, Mistrzu, ulituj się nad nami!» Na ich widok rzekł do nich: «Idźcie, pokażcie się kapłanom!» A gdy szli, zostali oczyszczeni. Wtedy jeden z nich widząc, że jest uzdrowiony, wrócił chwaląc Boga donośnym głosem, upadł na twarz do nóg Jego i dziękował Mu. A był to Samarytanin. Jezus zaś rzekł: «Czy nie dziesięciu zostało oczyszczonych? Gdzie jest dziewięciu? Żaden się nie znalazł, który by wrócił i oddał chwałę Bogu, tylko ten cudzoziemiec». Do niego zaś rzekł: «Wstań, idź, twoja wiara cię uzdrowiła»”.
Jezus pomimo, a może właśnie dlatego, że jest Żydem, nie omija szerokim łukiem żadnej sytuacji, którą Jego „ziomkowie” są skłonni przemilczać w imię tzw. poprawności politycznej. Mur dzielący Żydów i Samarytan był zdaje się największą przeszkodą czasów Jezusa. Wrogość nietajona, mocna, podsycana, obustronna.
A jednak spotyka dziesięciu trędowatych, z których ostatecznie tylko o jednym jest adnotacja, że był Samarytaninem. A mimo to razem wołają do Jezusa. Gdyby byli zdrowi najprawdopodobniej brzydziliby się siebie nawzajem i nie znosili w ogóle przebywania ze sobą w jakiejkolwiek odległości. Cierpienie i choroba sprawiły, że odkładają na bok nacjonalistyczne nastawienie.
Wobec cierpienia więc nie ma podziału narodowego czy ekonomicznego i każdy dla każdego jest wsparciem.
W swoim bólu jednak nie zapominają o szacunku. Wołają z daleka.
Po co był ten cud?
Po to, aby móc upaść do stóp Jezusa; on niweluje odległość.
Dobro niweluje odległość.
Ale jest to dobro dwustronne. Jezus je wyświadcza, a on dziękuje.
Pytanie aż samo ciśnie się na usta – za jakie dobro dziękowałem?
Zauważyłem je?
Zauważyłem dawcę? Podnoszę głowę ku Bogu, czy tkwię z nosem w ziemi?
Przecież dziewięciu doświadczyło tego samego cudu, jednakże skupili się tylko na cudzie, nie spojrzeli w górę!
Jezus sam daje receptę na zbliżenie się do Niego.
Dziękczynienie i wdzięczność, które dają świadomość bycia obdarowywanym.
Nie muszę sam. Mam Ojca, który dba.
2 X – XXVII NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Łk 17, 5-10
„Apostołowie prosili Pana: «Przymnóż nam wiary!» Pan rzekł: «Gdybyście mieli wiarę jak ziarnko gorczycy, powiedzielibyście tej morwie: „Wyrwij się z korzeniem i przesadź się w morze!”, a byłaby wam posłuszna. Kto z was, mając sługę, który orze lub pasie, powie mu, gdy on wróci z pola: „Pójdź i siądź do stołu?” Czy nie powie mu raczej: „Przygotuj mi wieczerzę, przepasz się i usługuj mi, aż zjem i napiję się, a potem ty będziesz jadł i pił?” Czy dziękuje słudze za to, że wykonał to, co mu polecono? Tak mówcie i wy, gdy uczynicie wszystko, co wam polecono: „Słudzy nieużyteczni jesteśmy; wykonaliśmy to, co powinniśmy wykonać”.
Apostołowie proszą, a Jezus…nie odpowiada na ich prośbę. Obrazuje sytuację.
Tym, co rzuca się zaraz w oczy jest niesamowita dysproporcja – ziarnko tak małe, że nawet jest mniejsze od naszego ziarnka maku i drzewo.
Wiara porównana do czegoś tak małego, że nawet nie zwraca się na to szczególnej uwagi, a jednak, jej siła jest nieoczekiwana.
W czasach Jezusa gorczycy używano do pobudzenia krążenia. Wracała chęć do życia, siły i wigor.
Jezus więc zadaje mi dziś pytanie o stan mojej wiary. Czy jest ona motorem mojego działania?
Czy wpływa na to co robię?
Czy jest ona we mnie siłą witalną?
Znamienite jest to, że uczniowie nie proszą o dar wiary, ale o jej przymnożenie, dodanie!
Tak jest, bo przecież ten dar, otrzymany na chrzcie świętym, to Jezus może rozwijać i przymnażać.
Co my więc możemy patrząc na naszą nieporadność?
Możemy prosić wraz z nimi!
Kolejna rzecz, która nawet jeśli wydaje się logiczna, bo sługa to sługa, a pan to pan i każdy zna swoje miejsce, to właśnie sytuacja sługi.
Jakie uczucia rodzą się w sercu jeśli myślę o sobie w kategorii sługi?
Bunt?
Sprzeciw wobec bycia takim ostatnim?
A jeśli przypomnimy sobie słowa Jezusa: „Otóż Ja jestem pośród was jak ten, kto służy”, to sprawa wygląda już inaczej.
Jezus mówi o sobie, że jest sługą. Kiedy to najbardziej widać? Na krzyżu. On służy mojemu zbawieniu.
Czy pamiętam o tym?
Czy w moim sercu jest wdzięczność za dar zbawiania, za dar Jego cierpienia za mnie?
Czy w końcu, bo to Jezus jest początkiem mojego bycia, życia, talentów, natchnień do dobra i miłości, czy widzę te Jego „polecenia” i współpracuję z Nim?
Czy widzę te okazje, które mi daje? Okazje do miłości w praktyce?
Dobrą nowiną jest, że pomimo naszej naturalnej skłonności do egoizmu Bóg nie przestaje w nas inwestować „polecając” nam tych, których kocha.
Dlaczego?
Bo nas kocha!
25 IX – XXVI NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Łk 16, 19-31
„Jezus powiedział do faryzeuszów: «Żył pewien człowiek bogaty, który ubierał się w purpurę i bisior i dzień w dzień ucztował wystawnie. U bramy jego pałacu leżał żebrak pokryty wrzodami, imieniem Łazarz. Pragnął on nasycić się odpadkami ze stołu bogacza. A także psy przychodziły i lizały jego wrzody. Umarł żebrak i aniołowie zanieśli go na łono Abrahama. Umarł także bogacz i został pogrzebany. Gdy cierpiąc męki w Otchłani, podniósł oczy, ujrzał z daleka Abrahama i Łazarza na jego łonie. I zawołał: „Ojcze Abrahamie, ulituj się nade mną i przyślij Łazarza, aby koniec swego palca umoczył w wodzie i ochłodził mój język, bo strasznie cierpię w tym płomieniu”. Lecz Abraham odrzekł: „Wspomnij, synu, że za życia otrzymałeś swoje dobra, a Łazarz w podobny sposób – niedolę; teraz on tu doznaje pociechy, a ty męki cierpisz. A ponadto między nami a wami zionie ogromna przepaść, tak że nikt, choćby chciał, stąd do was przejść nie może ani stamtąd nie przedostają się do nas”. Tamten rzekł: „Proszę cię więc, ojcze, poślij go do domu mojego ojca. Mam bowiem pięciu braci: niech ich ostrzeże, żeby i oni nie przyszli na to miejsce męki”. Lecz Abraham odparł: „Mają Mojżesza i Proroków, niechże ich słuchają!” „Nie, ojcze Abrahamie – odrzekł tamten – lecz gdyby ktoś z umarłych poszedł do nich, to się nawrócą”. Odpowiedział mu: „Jeśli Mojżesza i Proroków nie słuchają, to choćby ktoś z umarłych powstał, nie uwierzą”».
Tak od końca ujmując, to Pan Jezus w dzisiejszej Ewangelii zadaje bardzo konkretne pytanie – kogo słucham?
Kto jest dla nas wzorem osądu, myślenia, postępowania? Jakie wartości realizujemy w życiu, czyli w codzienności?
Czy jest to wiara, moralność, sprawiedliwość? Czy może jak papuga powtarzamy za wszystkimi, że „tak się już nie da” mówiąc o Dekalogu?
Szukamy cudowności? A przecież Bóg mówi do nas co dzień w słowach Ewangelii!
Słyszymy Jego słowa?
Chcemy je w ogóle słyszeć?
Czy one dla nas się liczą?
Ten bogaty człowiek musiał co dzień widzieć żebraka, bo przecież leżał u jego bram. Łazarz więc był dla niego pewnego rodzaju „szansą” na dobro. I nie chodzi tu tylko o dobry czyn sam w sobie, ale o nawrócenie serca, które jest jego konsekwencją. Szansa stracona. Nawet w wieczności Łazarz jest dla niego sługą od wykonywania poleceń. Nie zwraca się do niego, ale do Abrahama. Nie ma żalu wyrządzonej krzywdy – jest lęk o siebie i braci.
Czy jego serce było aż tak nieczułe?
Jakie jest Twoje serce?
Widzi?
Słyszy?
Współczuje?
Reaguje?
Bogacz jest bezimienny i anonimowy, żebrak ma imię – Łazarz, a więc ma swoją tożsamość, historię w której jest jego wielkoduszność (był codzienną „szansą” na dobro), odwaga (uznał swoją rozpaczliwą sytuację i nie bał się prosić o pomoc) i godność.
Bóg widzi każdą biedę ludzkiego serca, każda bieda ma imię, każda jest ważna. Twoja także!
18 IX – XXV NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Łk 16, 1-13
„Jezus powiedział do uczniów: «Pewien bogaty człowiek miał rządcę, którego oskarżono przed nim, że trwoni jego majątek. Przywołał więc go do siebie i rzekł mu: „Cóż to słyszę o tobie? Zdaj sprawę z twego zarządzania, bo już nie będziesz mógł zarządzać”. Na to rządca rzekł sam do siebie: „Co ja pocznę, skoro mój pan odbiera mi zarządzanie? Kopać nie mogę, żebrać się wstydzę. Wiem już, co uczynię, żeby mnie ludzie przyjęli do swoich domów, gdy będę odsunięty od zarządzania”. Przywołał więc do siebie każdego z dłużników swego pana i zapytał pierwszego: „Ile jesteś winien mojemu panu?” Ten odpowiedział: „Sto beczek oliwy”. On mu rzekł: „Weź swoje zobowiązanie, siadaj prędko i napisz: pięćdziesiąt”. Następnie pytał drugiego: „A ty ile jesteś winien?” Ten odrzekł: „Sto korców pszenicy”. Mówi mu: „Weź swoje zobowiązanie i napisz: osiemdziesiąt”. Pan pochwalił nieuczciwego rządcę, że roztropnie postąpił. Bo synowie tego świata roztropniejsi są w stosunkach z podobnymi sobie ludźmi niż synowie światłości. Ja też wam powiadam: Pozyskujcie sobie przyjaciół niegodziwą mamoną, aby gdy wszystko się skończy, przyjęto was do wiecznych przybytków. Kto w bardzo małej sprawie jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny; a kto w bardzo małej sprawie jest nieuczciwy, ten i w wielkiej nieuczciwy będzie. Jeśli więc w zarządzaniu niegodziwą mamoną nie okazaliście się wierni, to kto wam prawdziwe dobro powierzy? Jeśli w zarządzaniu cudzym dobrem nie okazaliście się wierni, to któż wam da wasze? Żaden sługa nie może dwom panom służyć. Gdyż albo jednego będzie nienawidził, a drugiego miłował; albo z tamtym będzie trzymał, a tym wzgardzi. Nie możecie służyć Bogu i Mamonie!»”.
Trudno jest zrozumieć dlaczego Jezus chwali nieuczciwego rządcę, ale od razu trzeba zwrócić uwagę na bardzo ważny fakt – każdy z nas jest rządcą, któremu Bóg powierzył majątek nie jego. Każdemu z nas Bóg powierzył to, co do Niego należy – rodzinę, dzieci, współmałżonka, wspólnotę, miejsce pracy, nauki etc.
Jezus nazwał rządcę nieuczciwym. Od pierwszych słów przypowieści widać, że rządca sam siebie pozbawił tego, do czego został powołany. I jeśli sam siebie pozbawia tej możliwości rządzenia, to uderza nie tylko w swego pana, ale i w samego siebie.
Niesamowite jest to, że w tej sytuacji, w której się znajduje, nie próbuje ani się uniewinnić, ani nie zrzuca winy na innych czy otoczenie, nie szuka usprawiedliwień i nie próbuje udowadniać swojej niewinności. On od razu zaczyna kombinować, szukać, działać, walczyć.
Dobrą nowiną, niestety niedostrzegalną, jeśli przyjmie się tylko płytką interpretację pochwały nieuczciwości, jest to, że nawet jeśli przez grzech zaprzeczamy swojemu powołaniu, to jednak Chrystus wzywa nas do patrzenia do przodu. I jeśli nawet, jak w przypadku rządcy, jedynym motorem tego działania jest strach przed tym, co będzie to nie jest to najważniejsze i Bóg i tak poradzi sobie z naszym strachem.
Warto jednak zadać sobie pytania reflektujące serce:
Jak zarządzam tym środowiskiem, które mi zostało „zadane”?
Wprowadzam dobro?
Czy może trwonię, czyli marnotrawię to, co mi jest dane?
Bóg stworzył każdego z nas z miłości i dla miłości – realizuję ją?
Na ile chce mi się realizować dobro?
Czy szukam sposobu na dobro, czy po prostu przyjmuję to co jest, ograniczenia takie, jakie są i poddaję się w punkcie wyjścia mówiąc, że „nie da się”?
Za co więc Jezus pochwalił w przypowieści tego nieuczciwego rządcę?
Za obrotność i dbanie o swoje. Daje go za wzór determinacji w trosce o siebie, przyszłość i własne zbawienie.
Zależy mi na nim?
Co jestem w stanie dla niego i siebie zrobić?
11 IX – XXIV NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Łk 15, 1-32
„W owym czasie przybliżali się do Jezusa wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać. Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie, mówiąc: «Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi». Opowiedział im wtedy następującą przypowieść: «Któż z was, gdy ma sto owiec, a zgubi jedną z nich, nie zostawia dziewięćdziesięciu dziewięciu na pustyni i nie idzie za zgubioną, aż ją znajdzie? A gdy ją znajdzie, bierze z radością na ramiona i wraca do domu; sprasza przyjaciół i sąsiadów i mówi im: „Cieszcie się ze mną, bo znalazłem owcę, która mi zginęła”. Powiadam wam: Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia. Albo jeśli jakaś kobieta, mając dziesięć drachm, zgubi jedną drachmę, czyż nie zapala światła, nie wymiata domu i nie szuka starannie, aż ją znajdzie? A znalazłszy ją, sprasza przyjaciółki i sąsiadki i mówi: „Cieszcie się ze mną, bo znalazłam drachmę, którą zgubiłam”. Tak samo, powiadam wam, radość nastaje wśród aniołów Bożych z powodu jednego grzesznika, który się nawraca». Powiedział też: «Pewien człowiek miał dwóch synów. Młodszy z nich rzekł do ojca: „Ojcze, daj mi część własności, która na mnie przypada”. Podzielił więc majątek między nich. Niedługo potem młodszy syn, zabrawszy wszystko, odjechał w dalekie strony i tam roztrwonił swoją własność, żyjąc rozrzutnie. A gdy wszystko wydał, nastał ciężki głód w owej krainie, i on sam zaczął cierpieć niedostatek. Poszedł i przystał na służbę do jednego z obywateli owej krainy, a ten posłał go na swoje pola, żeby pasł świnie. Pragnął on napełnić swój żołądek strąkami, którymi żywiły się świnie, lecz nikt mu ich nie dawał. Wtedy zastanowił się i rzekł: „Iluż to najemników mojego ojca ma pod dostatkiem chleba, a ja tu przymieram głodem. Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Niebu i względem ciebie; już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mnie choćby jednym z twoich najemników”. Zabrał się więc i poszedł do swojego ojca. A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go. A syn rzekł do niego: „Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Niebu i wobec ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem”. Lecz ojciec powiedział do swoich sług: „Przynieście szybko najlepszą szatę i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi! Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i weselić się, ponieważ ten syn mój był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się”. I zaczęli się weselić. Tymczasem starszy jego syn przebywał na polu. Gdy wracał i był blisko domu, usłyszał muzykę i tańce. Przywołał jednego ze sług i pytał go, co to ma znaczyć. Ten mu rzekł: „Twój brat powrócił, a ojciec twój kazał zabić utuczone cielę, ponieważ odzyskał go zdrowego”. Rozgniewał się na to i nie chciał wejść; wtedy ojciec jego wyszedł i tłumaczył mu. Lecz on odpowiedział ojcu: „Oto tyle lat ci służę i nie przekroczyłem nigdy twojego nakazu; ale mnie nigdy nie dałeś koźlęcia, żebym się zabawił z przyjaciółmi. Skoro jednak wrócił ten syn twój, który roztrwonił twój majątek z nierządnicami, kazałeś zabić dla niego utuczone cielę”. Lecz on mu odpowiedział: „Moje dziecko, ty zawsze jesteś ze mną i wszystko, co moje, do ciebie należy. A trzeba było weselić się i cieszyć z tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się”».
Wiele już mówiono i pisano na temat Miłosiernego Ojca i marnotrawnego syna. Sama nazwa mówi za siebie – „marnotrawny syn”, czyli osoba która zmarnotrawiła dobro otrzymane. Każdego dnia Bóg daje w nasze ręce sytuacje dobra do wykorzystania i …….co?
Jednak niezależnie od tego jaki będzie w tym względzie nasz rachunek sumienia to Ojciec za każdym razem będzie nas szukał, każdego jednego (zostawiając tych 99 w bezpiecznym miejscu) aż znajdzie. Nie zrobi zasieków w murze pastwiska, ale każdorazowo będzie dawał wolność.
Będzie wypatrywał i przyodziewał w nową szatę łaski w sakramencie pokuty. Każdorazowy sakrament pokut jest wyznaniem „zgrzeszyłem względem Boga …”. Jest ożywieniem serca umarłego i odnalezieniem Ojca czekającego.
Ojca, który kocha każdego syna, a każdy z nich ma „coś za uszami”. Jeden ma go zna nic, drugi służy mu jak pracodawcy.
Syna tzw. „marnotrawnego” znamy, ale po wypowiedzi syna starszego Pan pokazuje czym w istocie jest grzech, który zdarza nam się bagatelizować słowami „oj nic się nie stało, nikogo nie zabiłem ani nie okradłem”.
Dobrą nowiną jest to, że Ojciec kocha, czeka i wypatruje tego, który odszedł oraz wychowuje w swojej miłości tego, który z nim jest. Obydwaj muszą jednak odnaleźć Ojca i jego miłość.
Na tym polega nawrócenie.
Tylko, że aby odnaleźć Ojca trzeba być i czuć się dzieckiem! Jesteś DZIECKIEM BOGA?
I nie dajmy sobie tego statusu zinfantylizować, bo bycie Dzieckiem Boga oznacza, że Bóg mnie kocha, o mnie myśli, dba. Bóg jest moim Ojcem.
Jesteś dzieckiem Boga?
Jaki jest Twój sakrament pokuty i pojednania?
04 IX – XXIII NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Łk 14, 25-33
„Wielkie tłumy szły z Jezusem. On odwrócił się i rzekł do nich: «Jeśli ktoś przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem. Kto nie dźwiga swego krzyża, a idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem. Bo któż z was, chcąc zbudować wieżę, nie usiądzie wpierw i nie oblicza wydatków, czy ma na wykończenie? Inaczej, gdyby położył fundament, a nie zdołałby wykończyć, wszyscy, patrząc na to, zaczęliby drwić z niego: „Ten człowiek zaczął budować, a nie zdołał wykończyć”. Albo jaki król, mając wyruszyć, aby stoczyć bitwę z drugim królem, nie usiądzie wpierw i nie rozważy, czy w dziesięć tysięcy ludzi może stawić czoło temu, który z dwudziestu tysiącami nadciąga przeciw niemu? Jeśli nie, wyprawia poselstwo, gdy tamten jest jeszcze daleko, i prosi o warunki pokoju. Tak więc nikt z was, jeśli nie wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem»”.
Najprawdopodobniej krzyż jest dziś mało chciany i oczekiwany, a Pan Jezus mówi wyraźnie o jego niezbędności w byciu uczniem.
Wydaje się, że można iść za Jezusem i nie dotykać krzyża. „Wydaje się” – to znaczy, że nie jest to realne.
Co jest krzyżem mojego życia, codzienności, relacji?
Jezus mówi o dźwiganiu, czyli o wielkim wysiłku w niesieniu krzyża. Gdyby komuś znów wydawało się, że jest go, czyli krzyż, nieść łatwo, to myli się okrutnie. Nie byłoby wtedy mowy o krzyżu, ale raczej o niedogodności, czy niewygodzie, a krzyż Jezusa to był ciężar, a nie niedogodność na którą nawet nieraz nie zwraca się uwagi, lub pomija jak mało wygodny bambosz.
Iść za Jezusem można tylko dźwigając krzyż, jak On to zrobił, a nie odrzucając go na bok.
Dlaczego?
Bo miłość, a Bóg jest Miłością, zawsze wymaga i kosztuje. Prawdziwa miłość wymaga spojrzenia na drugiego człowieka jak na brata, a nie jak na przeszkodę w realizacji skrzętnie utkanego planu własnego egoizmu. To nie warunek, że „jeśli (zrobię/będę ….taki a nie inny) to..”, to nie interesowność „ponieważ (zrobiłem/jestem….taki, a nie inny) to…”, ale bezwarunkowość „pomimo” – i to jest Boża miłość do której ON sam daje łaskę!
Jak patrzę na brata, sąsiada, współpracownika?
Przeszkadza mi?
Denerwuje mnie?
Jezus na końcu mówi konkretnie o wyrzeczeniu się tego co posiadamy, aby być Jego uczniem.
Chcę być Jego uczniem?
Przyzwyczailiśmy się myśleć o dobrach materialnych, które posiadamy, a które gromadzimy ze względu na dzieci, rodzinę i tych, których kochamy aby zapewnić im godzimy byt.
Jednak czy o to Jezusowi chodzi?
To prawda, wzywa nas do bezgranicznego zaufania Mu i powierzenia właśnie Jemu swego wczoraj, dziś i jutro. Także w sprawach, które w szerokim sensie rozumiemy jako materialne. Jednak dziś wzywa mnie On abym popatrzył na swoje serce. Co w nim jest takiego, jakie odczucia, uprzedzenia, własne interesy, które stawiam ponad osoby, a może i chcę je realizować ich kosztem, czyli co posiadam i nie chcę się tego wyzbyć, uważając, że mam prawo do …!?
Na ile jestem gotów zostawić swoje wygodne myślenie o innych, przyzwyczajenia do oceny i osądu (nie łudźmy się, że pozytywnego) aby stać się uczniem Jezusa, czyli uczyć się od Niego spojrzenia i myślenia o innych?
Czy chcę w swoich oczach stracić, nie budując swojego mniemania o sobie na niszczeniu innych, zyskując właśnie prawdę o sobie i o innych?
Bo przecież Jezus to Miłość i Miłosierdzie!
28 VIII – XXII NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Łk 14, 1. 7-14
„Gdy Jezus przyszedł do domu pewnego przywódcy faryzeuszów, aby w szabat spożyć posiłek, oni Go śledzili. Potem opowiedział zaproszonym przypowieść, gdy zauważył, jak sobie pierwsze miejsca wybierali. Tak mówił do nich: «Jeśli cię ktoś zaprosi na ucztę, nie zajmuj pierwszego miejsca, by przypadkiem ktoś znamienitszy od ciebie nie był zaproszony przez niego. Wówczas przyjdzie ten, kto was obu zaprosił, i powie ci: „Ustąp temu miejsca”, a wtedy musiałbyś ze wstydem zająć ostatnie miejsce. Lecz gdy będziesz zaproszony, idź i usiądź na ostatnim miejscu. A gdy przyjdzie ten, który cię zaprosił, powie ci: „Przyjacielu, przesiądź się wyżej”. I spotka cię zaszczyt wobec wszystkich współbiesiadników. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się uniża, będzie wywyższony». Do tego zaś, który Go zaprosił, mówił także: «Gdy wydajesz obiad albo wieczerzę, nie zapraszaj swoich przyjaciół ani braci, ani krewnych, ani zamożnych sąsiadów, aby cię i oni nawzajem nie zaprosili, i miałbyś odpłatę. Lecz kiedy urządzasz przyjęcie, zaproś ubogich, ułomnych, chromych i niewidomych. A będziesz szczęśliwy, ponieważ nie mają czym tobie się odwdzięczyć; odpłatę bowiem otrzymasz przy zmartwychwstaniu sprawiedliwych».
Jezus przez przypowieści przekazuje naukę. Obrazowo, gdyż jest nam łatwiej przyjmować obrazy, przekazuje prawdę zbawienia. Porusza dwa tematy.
O ile szybciej przyjmujemy naukę o zajmowaniu ostatniego miejsca, gdyż w przypowieści ten, który się uniża od razu doświadcza nie tylko rekompensaty, ale pochwały i wyniesienia ponad innych, o tyle sprawa staje się trudniejsza, gdy Jezus mówi do organizatorów imprezy. Wiemy jednak, że tu nie tylko chodzi o ucztę, a dla nas słowa Jezusa mają charakter życiowy.
Łatwo jest dawać z pewnością, że tyleż samo się otrzyma.
My, którzy mówimy o sobie, że jesteśmy uczniami Jezusa, mamy przywilej uczenia się od Niego. Jezus mówi o obdarowywaniu tych, o których wiemy z góry, że się nie odwdzięczą.
Ile takich osób żyje obok Ciebie?
Widzisz ich?
Potrzebują pomocy i wsparcia?
Jak im pomóc?
Czy chcesz im pomóc?
Samarytanin z przypowieści ratuje życie pobitemu leżącemu człowiekowi, o którym wiedział, że się nie odwdzięczy. Co więcej, mógł nawet przypuszczać, że gdyby był zdrowy to by nim gardził tak samo jak inni Żydzi. I mimo wszystko okazuje mu miłosierdzie!
Jezus umiera na krzyżu za każdego człowieka, także za tego, który ten najwyższy dar – cierpienia i śmierci wcielonego Boga (większego daru człowiek nie mógł nigdy otrzymać i już nigdy nie otrzyma) odrzuci.
Coś za coś – to podejście humanistyczne.
Coś za nic – to podejście Boże i ewangeliczne, do którego jestem wezwany.
Jesteś uczniem Jezusa?
Wiesz już co robić?
21 VIII – XXI NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Łk 13, 22-30
„Jezus przemierzał miasta i wsie, nauczając i odbywając swą podróż do Jerozolimy. Raz ktoś Go zapytał: «Panie, czy tylko nieliczni będą zbawieni?» On rzekł do nich: «Usiłujcie wejść przez ciasne drzwi; gdyż wielu, powiadam wam, będzie chciało wejść, a nie zdołają. Skoro Pan domu wstanie i drzwi zamknie, wówczas, stojąc na dworze, zaczniecie kołatać do drzwi i wołać: „Panie, otwórz nam!”, lecz On wam odpowie: „Nie wiem, skąd jesteście”. Wtedy zaczniecie mówić: „Przecież jadaliśmy i piliśmy z Tobą, i na ulicach naszych nauczałeś”. Lecz On rzecze: „Powiadam wam, nie wiem, skąd jesteście. Odstąpcie ode Mnie wszyscy, którzy dopuszczacie się niesprawiedliwości!” Tam będzie płacz i zgrzytanie zębów, gdy ujrzycie Abrahama, Izaaka i Jakuba, i wszystkich proroków w królestwie Bożym, a siebie samych precz wyrzuconych. Przyjdą ze wschodu i zachodu, z północy i południa i siądą za stołem w królestwie Bożym. Tak oto są ostatni, którzy będą pierwszymi, i są pierwsi, którzy będą ostatnimi».
Jezus porównuje, bo człowiek najlepiej pojmuje rzeczywistość na obrazach, królestwo Boże do uczty. Są ci, którzy „siądą za stołem w królestwie Bożym”. Jedni będą ucztować, a inni będą na to patrzeć płacząc i zgrzytając zębami. Ważne jest tu aby pamiętać, że będzie to stan wieczny i nie kończący się, choć trudno jest nam to sobie wyobrazić.
Ale najgorsza jest tu prawda taka, że człowiek, każdy z nas sam jest autorem swojej wieczności, „jak sobie pościelisz …”.
Odrzuceni od radości królestwa są ci, którzy „dopuszczają się niesprawiedliwości”, choć żyli z Jezusem i słuchali Go. I nic z tego! Nauka przeleciała koło ucha, obecność pozostała bez echa. Serce twarde – twardym pozostało.
Bóg jest delikatny i tak kocha, że szanuje wolność człowieka. Daje Siebie, jest obecny w Eucharystii, ale chce być przyjęty w wolności. On przemienia serce i człowieka, gdy ten tego pragnie i prosi. I nie raz jeszcze będzie upadał, grzeszył, powstawał, starał się, potem znów upadał. I będzie przekonany, że jest ostatni w kolejce do nieba, że jest najgorszy, że ….
A Jezus mówi mu „ostatni, którzy będą pierwszymi”.
14 VIII – XX NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Łk 12, 49-53
„Jezus powiedział do swoich uczniów: «Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże pragnę, ażeby już zapłonął. Chrzest mam przyjąć, i jakiej doznaję udręki, aż się to stanie. Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie, powiadam wam, lecz rozłam. Odtąd bowiem pięcioro będzie podzielonych w jednym domu: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu; ojciec przeciw synowi, a syn przeciw ojcu; matka przeciw córce, a córka przeciw matce; teściowa przeciw synowej, a synowa przeciw teściowej».
W tych dzisiejszych słowach Jezus całkowicie burzy nasze stare myślenie o Nim i o naszej przynależności do Niego. To jest trochę jak z życzeniami okolicznościowymi „aby zdrówko było, bo to najważniejsze”. Bzdura. Ważne, ale nie najważniejsze. Jeśli by tak było, to co z osobami cierpiącymi i chorymi, które są przecież skarbem Kościoła?
Jezus zapowiada to, że Jego osoba będzie przyczyną rozłamu, tzn. że prawdziwe naśladowanie Jezusa wymaga radykalizmu i konkretu w wyborach i decyzjach. Nie ma miejsca na „bylejakość”. Tylko problem z tym, że nam się chce tej „bylejakości”, z którą jest wygodniej.
Czy jestem gotowy na to, że z powodu Jezusa, wiary i wartości może nastąpić w mojej rodzinie rozłam?
Czy chcę aby taki rozłam nastąpił?
Czy jestem gotowy stanąć po stronie wiary, wartości, a w konsekwencji Boga, bo one się w Nim zawierają? Sytuacja, o której mówi Jezus jest jedynym zdrowym rozłamem, bo w konsekwencji prowadzi do konkretnego stanięcia po którejś ze stron. Człowiek widzący działanie Boga i prawdę, przyznający się do tego, czego doświadcza i pragnący tej prawdy, w końcu idzie za nią. Wtedy już nie ma miejsca na „bylejakość” , choć o ten stan w nas Zły ciągle walczy. Człowiek byle jaki to chrześcijanin ochrzczony i nawet wierzący w istnienie Boga, ale nie wierzący Bogu. I tu jest zawarty cały jego dramat. Bóg jest mu obcy. Miłość, którą On jest i którą mu daje odrzuca i nie chce jej przyjmować. Człowiek, który chce żyć „aby zdrówko było, bo to najważniejsze”, a jak jest inaczej to Bóg jest zły.
Jezus mówi, że przyszedł „rzucić ogień na ziemię” i chce aby on już płonął. Spieszy się na krzyż, aby rozpalić serce człowieka, aby zapłonęło miłością i wiarą. To nie jest sprawiedliwe, aby spieszyć się na wyniszczenie siebie dla rozwoju i wzrostu drugiego człowieka, ale kto powiedział, że Bóg jest tylko sprawiedliwy? On jest przede wszystkim miłosierny!
Pragniesz Jego miłosierdzia?
Wierzysz w Jego Miłosierdzie?
Oddajesz się Jego miłosierdziu?
W jakiego Boga wierzysz?
7 VIII – XIX NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Łk 12, 32-48
„Jezus powiedział do swoich uczniów: «Nie bój się, mała trzódko, gdyż spodobało się Ojcu waszemu dać wam królestwo. Sprzedajcie wasze mienie i dajcie jałmużnę. Sprawcie sobie trzosy, które nie niszczeją, skarb niewyczerpany w niebie, gdzie złodziej się nie dostaje ani mól nie niszczy. Bo gdzie jest skarb wasz, tam będzie i serce wasze. Niech będą przepasane biodra wasze i zapalone pochodnie. A wy bądźcie podobni do ludzi oczekujących swego pana, kiedy z uczty weselnej powróci, aby mu zaraz otworzyć, gdy nadejdzie i zakołacze. Szczęśliwi owi słudzy, których pan zastanie czuwających, gdy nadejdzie. Zaprawdę, powiadam wam: Przepasze się i każe im zasiąść do stołu, a obchodząc, będzie im usługiwał. Czy o drugiej, czy o trzeciej straży przyjdzie, szczęśliwi oni, gdy ich tak zastanie. A to rozumiejcie, że gdyby gospodarz wiedział, o której godzinie przyjść ma złodziej, nie pozwoliłby włamać się do swego domu. Wy też bądźcie gotowi, gdyż o godzinie, której się nie domyślacie, Syn Człowieczy przyjdzie». Wtedy Piotr zapytał: «Panie, czy do nas mówisz tę przypowieść, czy też do wszystkich?» Pan odpowiedział: «Któż jest owym rządcą wiernym i roztropnym, którego pan ustanowi nad swoją służbą, żeby rozdawał jej żywność we właściwej porze? Szczęśliwy ten sługa, którego pan, powróciwszy, zastanie przy tej czynności. Prawdziwie powiadam wam: Postawi go nad całym swoim mieniem. Lecz jeśli sługa ów powie sobie w sercu: Mój pan się ociąga z powrotem, i zacznie bić sługi i służące, a przy tym jeść, pić i upijać się, to nadejdzie pan tego sługi w dniu, kiedy się nie spodziewa, i o godzinie, której nie zna; surowo go ukarze i wyznaczy mu miejsce z niewiernymi. Ów sługa, który poznał wolę swego pana, a nic nie przygotował i nie uczynił zgodnie z jego wolą, otrzyma wielką chłostę. Ten zaś, który nie poznał jego woli, a uczynił coś godnego kary, otrzyma małą chłostę. Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie; a komu wiele powierzono, tym więcej od niego żądać będą».
Czy to jest normalne, żeby po tym co tu na „tym łez padole” przechodzimy w sposób jaki potrafimy, Bóg chce nam jeszcze dać królowanie? Oznacza to, że żaden trud nie jest na darmo! Nawet jeśli chcemy być stworzeni do tryumfu i mamy nastawienie na niekończący się sukces, to i tak, jeśli go brak nie jesteśmy przegrani! Z tego co trudne Bóg wyciągnie perły, bo On wie, co jest perłą, a co szajsem.
A w tym mamy jedno zadanie – być w stanie gotowości na przyjście Pana!
Kluczowe pytanie – czy ja chcę być gotowym, czekać, wyczekiwać przyjścia Pana wtedy kiedy On zechce przyjść? Czy chcę aby przyszedł kiedy On zechce? I czy w ogóle chcę żeby przychodził?
Bo chyba największą katastrofą w życiu człowieka i zwycięstwem ojca kłamstwa jest przekonanie jakie wessał człowiekowi już w raju – Bóg chce tylko swego dobra. No i tuła się człowiek wtedy naprawdę po tym „łez padole” (bo wtedy życie jest padołem łez, lęku i odganiania się od miłości Boga jak od natrętnej muchy) nie chcąc celu i odrzucając go od siebie. A cel daje Ojciec i wyznacza tym samym drogę – Królestwo które jest uwieńczeniem wiary, dobra i wytrwałości, bo o skarb się walczy.
31 VII – XVIII NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Łk 12, 13-21
„Ktoś z tłumu rzekł do Jezusa: «Nauczycielu, powiedz mojemu bratu, żeby się podzielił ze mną spadkiem». Lecz On mu odpowiedział: «Człowieku, któż Mnie ustanowił nad wami sędzią albo rozjemcą?» Powiedział też do nich: «Uważajcie i strzeżcie się wszelkiej chciwości, bo nawet gdy ktoś ma wszystkiego w nadmiarze, to życie jego nie zależy od jego mienia». I opowiedział im przypowieść: «Pewnemu zamożnemu człowiekowi dobrze obrodziło pole. I rozważał w sobie: „Co tu począć? Nie mam gdzie pomieścić moich zbiorów”. I rzekł: „Tak zrobię: zburzę moje spichlerze, a pobuduję większe i tam zgromadzę całe moje zboże i dobra. I powiem sobie: Masz wielkie dobra, na długie lata złożone; odpoczywaj, jedz, pij i używaj!” Lecz Bóg rzekł do niego: „Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie; komu więc przypadnie to, co przygotowałeś?” Tak dzieje się z każdym, kto skarby gromadzi dla siebie, a nie jest bogaty u Boga».
Jezus w tej przypowieści bardzo konkretnie pokazuje co naprawdę się liczy.
Gdzie jest twój skarb, tam będzie i twoje serce!
Co jest skarbem !!! dla twojego serca?
O skarb się walczy! Skarbu się strzeże!
Co jest dla niego ważne?
Czy już teraz jest ono w niebie?
Czy tak, jak starasz się o ciało i to wszystko co jest mu potrzebne, starasz się o duszę i serce i to co jest im potrzebne?
Tu potrzebne jest niebo i po to jest ciało! Ono ma to niebo sprowadzać na ziemię, a mi definitywnie dać!
Z jakimi rękoma staję każdego wieczoru przed Bogiem?
Przecież Ojciec co dzień daje każdemu człowiekowi tuzin sytuacji do dobra! Widzę je?
Chcę je wykorzystywać?
Jedynym od którego zależy nasze życie jest Bóg Ojciec. Jesteśmy w ręku Ojca, pod Jego czułym spojrzeniem i w Jego Sercu!
Żyję tą prawdą i w tej prawdzie?
Szczera odpowiedź na to pytanie przewartościowuje codzienność, słowa, myśli i podejmowane decyzje. Choć nie dzieje się to z automatu, to jednak Jezus daje łaskę na nowe życie z Nim i w Nim. Potrzebuje tylko, a może aż, pragnienia człowieka, a resztę czynić będzie On powoli i stopniowo, ale dobrze i trwale. Jedyne co jeszcze należy do nas to nie przeszkadzać.
24 VII – XVII NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Łk 11, 1-13
„ Jezus, przebywając w jakimś miejscu, modlił się, a kiedy skończył, rzekł jeden z uczniów do Niego: «Panie, naucz nas modlić się, tak jak i Jan nauczył swoich uczniów». A On rzekł do nich: «Kiedy będziecie się modlić, mówcie:
Ojcze, niech się święci Twoje imię; niech przyjdzie
Twoje królestwo! Naszego chleba powszedniego dawaj
nam na każdy dzień i przebacz nam nasze grzechy, bo i my
przebaczamy każdemu, kto przeciw nam zawini; i nie
dopuść, byśmy ulegli pokusie».
Dalej mówił do nich: «Ktoś z was, mając przyjaciela, pójdzie do niego o północy i powie mu: „Przyjacielu, pożycz mi trzy chleby, bo mój przyjaciel przybył do mnie z drogi, a nie mam co mu podać”. Lecz tamten odpowie z wewnątrz: „Nie naprzykrzaj mi się! Drzwi są już zamknięte i moje dzieci są ze mną w łóżku. Nie mogę wstać i dać tobie”. Powiadam wam: Chociażby nie wstał i nie dał z tego powodu, że jest jego przyjacielem, to z powodu jego natręctwa wstanie i da mu, ile potrzebuje. I Ja wam powiadam: Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a zostanie wam otworzone. Każdy bowiem, kto prosi, otrzymuje; kto szuka, znajduje; a kołaczącemu zostanie otworzone. Jeżeli któregoś z was, ojców, syn poprosi o chleb, czy poda mu kamień? Albo o rybę, czy zamiast ryby poda mu węża? Lub też gdy prosi o jajko, czy poda mu skorpiona? Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, to o ileż bardziej Ojciec z nieba udzieli Ducha Świętego tym, którzy Go proszą».
Każdego dnia wyznaję i przypominam sobie, że mam Boga który jest Ojcem, a to już zaciąga konkretne zobowiązanie, ale nie tylko ze strony dziecka, czyli mojej, ale przede wszystkim ze strony Ojca! Ojciec ma być ojcem, Bóg – Ojcem!
Jest On bardzo odpowiedzialnym Ojcem na co wskazuje cały fragment ewangelii.
Dzięki Niemu jestem i żyję.
Rozpieszcza mnie dając codzienne podarunki, ale też jeśli chodzi o konkrety jest bardzo wymagający – wskazuje, że mam prosić i być w tym wytrwały. Niestety z tą wytrwałością jest troszkę trudniej.
Jest ze mną w każdej chwili mojego życia i działa w dobru które jest moim udziałem (w sakramentach, pracy, nauce, pasjach, zainteresowaniach ….) i trudzie którego doświadczam (choć tu wypieramy obecność Boga przypisując Mu autorstwo tego zła które jest wynikiem wolnego wyboru człowieka – ach! ta wolna wola, czy nie jest dla człowieka „przekleństwem” zbawionym, bo Jezus już za nią zapłacił najwyższą cenę na krzyżu?).
A Dobry Ojciec obiecuje jeszcze Ducha Świętego tym, którzy będą Go o Niego prosić!Obiecuje pomocnika z siedmioma darami aby żyć jak prawdziwe dziecko Ojca.
Bo mamy Ojca i to jakiego!
17 VII – XVI NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Łk 10, 38-42
„Jezus przyszedł do jednej wsi. Tam pewna niewiasta, imieniem Marta, przyjęła Go w swoim domu. Miała ona siostrę, imieniem Maria, która usiadłszy u nóg Pana, słuchała Jego słowa. Marta zaś uwijała się około rozmaitych posług. A stanąwszy przy Nim, rzekła: «Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła». A Pan jej odpowiedział: «Marto, Marto, martwisz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało albo tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona».
Kobiece serce zawsze, albo prawie zawsze, jest rozdarte. Ma w sobie tyle miłości i troski, że mogło by obdarować przynajmniej pół świata i zatroszczyć się o drugie pół. Jest praktyczne, chce dawać, cieszy się jak wszystko jest zrobione i wszyscy najedzeni, płacze kiedy się bardzo cieszy i smuci wraz z pokrzywdzonymi. Takie serce kobiecie dał Bóg.
I dlatego w tym fragmencie ewangelii Jezus pochwalił Marię – bo przy Nim i z Nim ona, kobieta, ma odpoczywać wsłuchując się w Jego słowa. Bo kobieta jest stworzona do miłości nie tylko tych których ma wokół siebie, ale i siebie!
A miłość siebie polega na dawaniu sobie czasu na odpoczynek fizyczny i duchowy – czyli bycie przy Jezusie, przy Bogu.
Tylko, że niektóre i niektórzy boją się tego ” nic nie róbstwa” bo …..(chyba same i sami tego nie wiedzą, bo nigdy o tym Jezusowi nie powiedzieli)
Dlaczego?
Właśnie – dlaczego boisz się tego?
10 VII – XV NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Łk 10, 25-37
„Powstał jakiś uczony w Prawie i wystawiając Jezusa na próbę, zapytał: «Nauczycielu, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?» Jezus mu odpowiedział: «Co jest napisane w Prawie? Jak czytasz?» On rzekł: «Będziesz miłował Pana, Boga swego, całym swoim sercem, całą swoją duszą, całą swoją mocą i całym swoim umysłem; a swego bliźniego jak siebie samego». Jezus rzekł do niego: «Dobrze odpowiedziałeś. To czyń, a będziesz żył». Lecz on, chcąc się usprawiedliwić, zapytał Jezusa: «A kto jest moim bliźnim?» Jezus, nawiązując do tego, rzekł: «Pewien człowiek schodził z Jeruzalem do Jerycha i wpadł w ręce zbójców. Ci nie tylko go obdarli, lecz jeszcze rany mu zadali i zostawiwszy na pół umarłego, odeszli. Przypadkiem przechodził tą drogą pewien kapłan; zobaczył go i minął. Tak samo lewita, gdy przyszedł na to miejsce i zobaczył go, minął. Pewien zaś Samarytanin, wędrując, przyszedł również na to miejsce. Gdy go zobaczył, wzruszył się głęboko: podszedł do niego i opatrzył mu rany, zalewając je oliwą i winem; potem wsadził go na swoje bydlę, zawiózł do gospody i pielęgnował go. Następnego zaś dnia wyjął dwa denary, dał gospodarzowi i rzekł: „Miej o nim staranie, a jeśli co więcej wydasz, ja oddam tobie, gdy będę wracał”. Kto z tych trzech okazał się według ciebie bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców?» On odpowiedział: «Ten, który mu okazał miłosierdzie». Jezus mu rzekł: «Idź, i ty czyń podobnie!»
Św. Łukasz podaje nam te sytuacje z życia Jezusa, które są kluczowe, to znaczy najważniejsze, ale oparte na codzienności. Pomoc temu, którego Bóg stawia na drodze mojego dnia, a jeśli stawia go Pan, to jest to Jego pomoc, ale mi w wyjściu z własnego i prywatnego egoizmu. Test serca. Na ile jest ono otwarte? Czy wierzę i przyjmuję to, że sytuacje trudne, które mogę „obserwować”, a które wydaje się, że mnie nie dotyczą, daje mi Ojciec? Że to Jego ręka na mój egoizm, bo nie daje takich sytuacji, które nie są w moich możliwościach?
Tylko, czy chcę z Nim współpracować?
Pytanie uczonego mogę zadawać sobie każdego poranka jak tylko otworzę oczy – „co dziś mam czynić aby osiągnąć życie wieczne” i każdego wieczoru przed pójściem spać – „co uczyniłem w tym kierunku”? bo św. Łukasz pokazuje, że całość składa się z części, które są niezbędne aby zaistniała całość.
Ojciec, właśnie w swojej troskliwej miłości o mnie, daje możliwość dobra, które jest właśnie częścią składową wieczność, ale tej uwielbionej (jego brak jest częścią składową wieczności potępionej) i na przykładzie Samarytanina pokazuje, że chodzi o dobro konkretne. Pan Bóg daje nam możliwość do dobra, które jest na nasze możliwości!
Jakie dobro Ty dziś uczyniłeś?
03 VII – XIV NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Łk 10, 1-12.17-20
„Jezus wyznaczył jeszcze innych siedemdziesięciu dwu uczniów i wysłał ich po dwóch przed sobą do każdego miasta i miejscowości, dokąd sam przyjść zamierzał. Powiedział też do nich: «Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało; proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo. Idźcie! Oto posyłam was jak owce między wilki. Nie noście z sobą trzosa ani torby, ani sandałów; i nikogo w drodze nie pozdrawiajcie. Gdy wejdziecie do jakiegoś domu, najpierw mówcie: Pokój temu domowi. Jeśli tam mieszka człowiek godny pokoju, wasz pokój spocznie na nim; jeśli nie, powróci do was. W tym samym domu zostańcie, jedząc i pijąc, co będą mieli: bo zasługuje robotnik na swoją zapłatę. Nie przechodźcie z domu do domu. Jeśli do jakiegoś miasta wejdziecie i przyjmą was, jedzcie, co wam podadzą; uzdrawiajcie chorych, którzy tam są, i mówcie im: Przybliżyło się do was królestwo Boże. Lecz jeśli do jakiegoś miasta wejdziecie, a nie przyjmą was, wyjdźcie na jego ulice i powiedzcie: Nawet proch, który z waszego miasta przylgnął nam do nóg, strząsamy wam. Wszakże to wiedzcie, że bliskie jest królestwo Boże. Powiadam wam: Sodomie lżej będzie w ów dzień niż temu miastu». Wróciło siedemdziesięciu dwóch z radością, mówiąc: «Panie, przez wzgląd na Twoje imię nawet złe duchy nam się poddają». Wtedy rzekł do nich: «Widziałem Szatana, który spadł z nieba jak błyskawica. Oto dałem wam władzę stąpania po wężach i skorpionach, i po całej potędze przeciwnika, a nic wam nie zaszkodzi. Jednakże nie z tego się cieszcie, że duchy się wam poddają, lecz cieszcie się, że wasze imiona zapisane są w niebie».
Pan Jezus jest dobrym organizatorem i to nie tylko Kościoła, ale i życia. Wysyła ludzi po dwóch, parami, aby głosili słowo Boże. W pojedynkę nie da się świadczyć o miłości Boga i człowieka, bo teoretycznie, łatwo i przyjemnie można kochać ludzi nawet na Antarktydzie!
Jezus posyła. Każdy z nas jest posłaną „owcą” pomiędzy „wilki” – to nie znaczy, że z góry mamy być przyszłym obiadem tego groźnego zwierza, ale mam całą moją siłę brać ze źródła (a człowiek tak już od grzechu pierworodnego ma, że jak tylko poczuje się mocniejszy, choć faktycznie tak nie jest, to od razu myśli, że sam sobie poradzi i niczego i nikogo nie potrzebuje). Za owcą stoi Pasterz. Bóg nie wysyła na nic! I tego dowiedli męczennicy!
Ostatnie zdanie Jezusa jest jakby kwintesencją dzisiejszej Ewangelii. Pyta mnie konkretnie o motyw mojej radości. Co mnie cieszy, czyli co uważam za sukces?
Jak rozumiem sukces?
Co więcej – Jezus uświadamia, że rolą Kościoła nie jest sukces, rekord w statystykach, czy nawet zwycięstwa duchowe tu, na ziemi.
Nie o to chodzi. Bo wtedy nasze zbawienie byłoby uzależnione od sukcesu.
A jak go nie ma to co?
Wielkie nic?
Dobrą nowiną jest najważniejszy plan Bożej miłości – zapisanie naszych imion w niebie! A to jest dar miłości, która kocha pomimo wszystko, a nie za coś!
Czy ta świadomość jest moim codziennym DZIĘKUJĘ?!
26 VI – XIII NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Łk 9, 51-62
„Gdy dopełniały się dni wzięcia Jezusa z tego świata, postanowił udać się do Jeruzalem, i wysłał przed sobą posłańców. Ci wybrali się w drogę i weszli do pewnego miasteczka samarytańskiego, by przygotować Mu pobyt. Nie przyjęto Go jednak, ponieważ zmierzał do Jeruzalem. Widząc to, uczniowie Jakub i Jan rzekli: «Panie, czy chcesz, byśmy powiedzieli: Niech ogień spadnie z nieba i pochłonie ich?» Lecz On, odwróciwszy się, zgromił ich. I udali się do innego miasteczka. A gdy szli drogą, ktoś powiedział do Niego: «Pójdę za Tobą, dokądkolwiek się udasz». Jezus mu odpowiedział: «Lisy mają nory i ptaki podniebne – gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł położyć». Do innego rzekł: «Pójdź za Mną». Ten zaś odpowiedział: «Panie, pozwól mi najpierw pójść pogrzebać mojego ojca». Odparł mu: «Zostaw umarłym grzebanie ich umarłych, a ty idź i głoś królestwo Boże». Jeszcze inny rzekł: «Panie, chcę pójść za Tobą, ale pozwól mi najpierw pożegnać się z moimi w domu». Jezus mu odpowiedział: «Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się ogląda, nie nadaje się do królestwa Bożego».
Jezus nie wchodzi w negatywny sposób myślenia – „jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie”. To jest ludzka, czyli nasza część prawdy – jak ja ci zło, to ty mi tym samym.
Ale czy tylko zło?
Tak na prawdę to każdy z nas jest wezwany do tego właśnie „Jak Kuba Bogu – tak Bóg Kubie”, ale w realizacji DOBRA! A to już jest myślenie i ziarno łaski, które Bóg sieje swoim Duchem w każdym człowieku. Jakiego dobra doświadczam, takie z swoim dodatkiem oddaję – wtedy właśnie dokonuje się to, o czym mówi Jezus dalej, czyli głoszenie Królestwa Bożego.
Co to znaczy?
(To znaczy to, o czym mówił nam św. Łukasz w ostatniej Ewangelii – kiedy Jezus zapytał uczniów kim dla nich jest, a oni odpowiedzieli, że Mesjaszem Bożym).
Czyli znaczy to, że czynem, słowem i gestem, a przede wszystkim miłością mam pokazywać, że to Bóg jest moim Panem, że Króluje w moim życiu, czyli jest na pierwszym miejscu, że chcę żyć i żyje z Nim!
W związku z tym samemu sobie można, a nawet należałoby zadać pytanie, czy mam w sobie tyle ufności aby tak żyć, albo chociaż pragnąć żyć? Czy na tyle ufam Bogu, że to On zatroszczy się o mnie i moją rodzinę, żeby całe życie oddać Jemu, czy jestem osobą samotną, czy małżonkiem i rodzicem wychowującym dzieci, czy uczniem i studentem żyjącym od wakacji do wakacji?
Za czym biegam?
W jakich sytuacjach Jezus słyszy ode mnie to „pozwól mi najpierw” co…?
Jezus pokazując przykład trzech naśladowców nie owija w bawełnę, że pójście za Nim jest łatwe, bo On „nie ma gdzie głowy oprzeć”; ale też, że pójście za Nim jest łaską i darem, który niestety można zmarnować. I choć tę Ewangelię usłyszymy za trzy lata (tu widać miłosierdzie w którym Bóg nas nie przekreśla w naszej słabej kondycji i nie męczy się w zwracaniu się do każdego ludzkiego serca) to jednak nie warto marnować czasu na bylejakość, bo nasz Dobry Ojciec chce dać nam pełnię szczęścia, tylko że my jakoś się przed tym nieufnie bronimy. On jednak na szczęście z nas nie rezygnuje!
19 VI – XII NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Łk 9,18-24
„Gdy Jezus modlił się na osobności, a byli z Nim uczniowie, zwrócił się do nich z zapytaniem: „Za kogo uważają Mnie tłumy? Oni odpowiedzieli: Za Jana Chrzciciela; inni za Eliasza; jeszcze inni mówią, że któryś z dawnych proroków zmartwychwstał”. Zapytał ich: „A wy za kogo Mnie uważacie?” Piotr odpowiedział: „Za Mesjasza Bożego”. Wtedy surowo im przykazał i napomniał ich, żeby nikomu o tym nie mówili. I dodał: „Syn Człowieczy musi wiele wycierpieć: będzie odrzucony przez starszyznę, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; będzie zabity, a trzeciego dnia zmartwychwstanie”. Potem mówił do wszystkich: „Jeśli kto chce iść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech co dnia bierze krzyż swój i niech Mnie naśladuje! Bo kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa”.
Pan Jezus zwraca się do każdego z nas z bardzo konkretnym pytaniem i wskazaniem, które jest kontynuacją odpowiedzi.
Pytanie „za kogo Mnie uważacie” jest w istocie pytaniem kim dla mnie jest Jezus, czy jest ważny, jak bardzo ….?
Tak na co dzień doświadczamy wielu radości i trudu, możemy to w większym lub mniejszym stopniu przeżywać nie tylko umysłem zastanawiając się jak z trudności wybrnąć, a radości świętować, ale także sercem patrząc na sytuacje przez pryzmat wiary.
Co to oznacza?
Oznacza to to, że patrzę na to co mnie spotyka jako na dar, choć może i trudny, ale dar od Boga, który zna moje serce i wie czego mu potrzeba aby nie wpaść w pychę.
A tak w praktyce Jezus pyta się, czy pośród tego czym żyję, a co przeżywam jako doświadczenia mocne, dobre lub trudne, czy On jest WAŻNY?
Czy stawiam Go ponad to co mocne?
Jeśli tak, to kontynuacją jest wezwanie do tych, którzy chcą iść za Jezusem, i nie jest to tylko wezwanie do „powołanych”, czyli w naszym rozumieniu kapłanów i osób życia konsekrowanego. Każdy z nas przez sakrament chrztu jest powołany i wezwany do pójścia za Nim. Na czym ono polega wskazuje nam On sam – zaprzeć się samego siebie, wziąć swój krzyż i iść za Nim.
Zaprzeć się samego siebie – czyli tego co jest mi wygodne (ale to nie jest sztuka dla sztuki, bo „tumiwisizm” zawsze jest łatwy i wygodny) w imię dobra które mam realizować, a które chciałoby mi się zmarnować z powodu …. (tu każdy w sobie zna odpowiedź). Bóg nie jest przeciwny radości życia, bo On to błogosławi, w tym jest i od Niego pochodzą nasze pasje, zwycięstwa, talenty, odpoczynek, praca, plaże i pływanie i …..
Wziąć swój krzyż – wziąć w ręce (a nie odrzucać od siebie obwiniając innych) moją słabość, zniechęcenie, trudne i poranione relacje, nieumiejętność dogadanie się, czyli to wszystko co jest dla mnie trudne.
Z tym krzyżem mam naśladować Jezusa każdego dnia, czyli patrząc na Niego być jak On, myśleć jak On, zachowywać się jak On. Mam patrzeć, spostrzegać, przeżywać i działać z miłością i w miłości. Wysoka poprzeczka, ale to wskazuje Jezus, co oznacza, że już dał temu co chce tak żyć łaskę aby tak żyć.
12 VI – UROCZYSTOŚĆ TRÓJCY ŚWIĘTEJ
EWANGELIA
J 16, 12-15
„Jezus powiedział do swoich uczniów: «Jeszcze wiele mam wam do powiedzenia, ale teraz znieść nie możecie. Gdy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy. Bo nie będzie mówił od siebie, ale powie wszystko, cokolwiek usłyszy, i oznajmi wam rzeczy przyszłe. On Mnie otoczy chwałą, ponieważ z mojego weźmie i wam objawi. Wszystko, co ma Ojciec, jest moje. Dlatego powiedziałem, że z mojego weźmie i wam objawi»”.
Co ma Ojciec?
Co takiego ma Ojciec, co należy do Jezusa?
Ma pragnienie mojego zbawienia poświadczone krwawym potem; ma miłość poświadczoną cierpieniem krzyża; ma nowe życie poświadczone zmartwychwstaniem.
Bóg jest miłością, więc to co chce dać jest dobrem, jest miłością. Nawet prawda o której mówi Ewangelista Jan będzie nam całkowicie dana. Chyba, że boję się prawdy, szczególnie tej o sobie bo ona może zaboleć.
Dobra nowina jest taka, że Bóg ją zna, nie zniechęca się nią, nie patrzy na mnie „krzywym okiem”, ale kocha mnie z całą prawdą.
Kto więc ma z tą prawdą problem?
Ano ja.
Moja pycha która chciałaby „iść za Jezusem” z własnym sztandarem chwały.
A Bóg tą prawdę zna i chce pokazywać delikatnie i po części znając ograniczoną pojemność mojej percepcji.
Jeśli nawet wydaje się tak na pierwszy rzut oka, że będzie to ciężka prawda, to i tak będzie w miłości. Pan Jezus chce każdego człowieka doprowadzić do prawdy, bo On jest prawdą. A prawda jest jedna – Bóg jest miłością która kocha do całkowitego daru z siebie. Jednak szanuje On nie tylko wolność, ale i możliwości każdego z nas i dlatego wie i zapowiada, że aby przyjąć prawdę potrzebna jest moc i pomoc Ducha Świętego przewodnika. On jest tą mocą miłości która daje siłę do miłości.
Czy chcę tej prawdy?
Czy Bogu wierzę?
Czy naprawdę wierzę, że wszystko, dosłownie wszystko co robi jest dla mojego dobra, szczęścia i zbawienia?
Czy chcę przyjąć to, co On mi daje?
A dawać chce i to dużo.
05 VI – UROCZYSTOŚĆ ZESŁANIA DUCHA ŚWIĘTEGO
EWANGELIA
J 14, 15-16.23b-26
„Jeżeli Mnie miłujecie, będziecie zachowywać moje przykazania. Ja zaś będę prosił Ojca, a innego Pocieszyciela da wam, aby z wami był na zawsze. Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go, i przyjdziemy do niego, i będziemy u niego przebywać. Kto Mnie nie miłuje, ten nie zachowuje słów moich. A nauka, którą słyszycie, nie jest moja, ale Tego, który Mnie posłał, Ojca. To wam powiedziałem przebywając wśród was. A Pocieszyciel, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem”.
Tak jak w czasie Ostatniej Wieczerzy Jego mowa Eucharystyczna przypomina walizkę rad i troski pakowaną przez rodziców przed wyjazdem dziecka w długą podróż, kiedy upomina i wręcz nakazuje jedność i o nią się modli, tak teraz daje Ducha aby nas nie zostawić samych.
W dzisiejszej Ewangelii Apostoł Jan „przedstawia” nam tego, kto już jest w nas i jeszcze będzie nam dany.
Pan Jezus jest bardzo konkretny w tym co mówi. Pokazuje na czym polega miłość. To nie są tylko słowa, choć potrzebne, bo przez nie człowiek wyraża siebie. Tym, na co stawia Jezus są czyny. Kto miłuje Boga zachowuje Jego naukę, którą jest ewangelia. To ona pokazuje jak żyć, jak reagować na to co dzieje się we mnie i wokół mnie, jak kochać tego, kto żyje obok mnie.
I tu od razu rewolucja!
Rewolucja w relacji Boga do człowieka, do mnie!
Bo z jednej strony trudno jest nam mówić, że kochamy Boga, skoro nie wypełniamy przykazań, a z drugiej wiemy, znając siebie w stopniu choć minimalnym, że nie jesteśmy w stanie wypełniać ich tak na 100%, ani nimi żyć. Znajdujemy się między tak zwanym młotem, a kowadłem. Cokolwiek nie będzie, to będzie bolało.
I dlatego nasz Ojciec jest rewolucjonistą! On wie, że nasze siły są marne, zapał marny i miłość także taka sama.
Wie, że nie jesteśmy w stanie żyć tak, aby nic nam nie można było zarzucić. Nawet jeśli tak by było , to prędzej czy później stanie się to celem samym w sobie, a my będziemy jak taki Bloodhound (pies tropiciel) z nosem w ziemi… i co dalej?
Dalej jest dobra nowina.
Jezus proponuje nam miłość, która nie tylko jest w stanie, ale ma moc przemienić nasze serca!
Która jest odpowiedzią na naszą nędzę!
Która uzdalnia do czynienia dobra!
Tej mocy nie ma ani strach, ani poczucie przyzwoitości (choćby najświętsze), moralności, czy obowiązku.
To Duch Święty, który przypomni – co zapomniane, nauczy – co trudne, oświeci – tam gdzie ciemność, da siły i wytrwałość – gdzie zniechęcenie. To wszystko, czyli asystencja Ducha Świętego jest nam niezbędna bo miłość nie jest z kategorii łatwych, gdyż wymaga zapomnienia o sobie, o swoich wygodach, zachciankach, a spojrzenia na tego i tych których się kocha, na ich pragnienia, potrzeby … i wtedy właśnie daje szczęście.
29 V – NIEDZIELA WNIEBOWSTĄPIENIA PANA JEZUSA
EWANGELIA
Łk 24, 46-53
„ Jezus powiedział do swoich uczniów: «Tak jest napisane: Mesjasz będzie cierpiał i trzeciego dnia zmartwychwstanie; w imię Jego głoszone będzie nawrócenie i odpuszczenie grzechów wszystkim narodom, począwszy od Jeruzalem. Wy jesteście świadkami tego. Oto Ja ześlę na was obietnicę mojego Ojca. Wy zaś pozostańcie w mieście, aż będziecie przyobleczeni w moc z wysoka». Potem wyprowadził ich ku Betanii i podniósłszy ręce, błogosławił ich. A kiedy ich błogosławił, rozstał się z nimi i został uniesiony do nieba. Oni zaś oddali Mu pokłon i z wielką radością wrócili do Jeruzalem, gdzie stale przebywali w świątyni, wielbiąc i błogosławiąc Boga”.
Te słowa Jezusa są jak testament. Odchodzący zostawia tym których kocha to co najcenniejsze. Nie zostawia ich ot tak, pogrążonych w żałobie i rozpaczy, bo tym razem uczniowie wiedzą, że to rozstanie jest już na dobre. Daje jeszcze zapewnienie (bo jak Bóg mówi to tak się staje) nawrócenia i odpuszczenia grzechów. To już kolejny dar – wcześniej zapewniał, że nie zostawi nas sierotami, nie będziemy opuszczeni!
Ale czy odpuszczenie grzechów które dziś jest normalnością jest dla mnie normalnością?
Każdego dnia kapłan czeka w konfesjonale z łaską Bożą nawrócenia serca.
Tylko czy mi na tym zależy?
Czy chcę nawrócenia, czyli zwrócenia się do Jezusa?
Czy chcę Boga w moim życiu?
A może wystarczy mi raz od święta spełniony obowiązek „chrześcijanina”?
Ale czy wtedy mam prawo nazywać się „chrześcijaninem”, czyli „Chrystusowym” (w odpowiedzi na pytanie czyim jestem człowiekiem)?
Smutna jest ta „wiara” ze spełnionego obowiązku, bo bez Jezusa. Balon, który w środku jest niby pełny, a jednak pusty. Bóg chce dawać Siebie, łaskę i szczęście, a jednak nie ma osoby którą można by było tymi darami wypełnić!
Jak jednak łaska zmienia człowieka widać po apostołach – oni już się nie boją, nie uciekają, nie trzymają Jezusa desperacko za mankiet aby nie odchodził do Ojca – oni wracają do miasta, tam gdzie żyli, z radością i uwielbieniem Boga. Oni wiedzą, że nie są sami. Ten, którego dotąd mieli „na wyciągnięcie ręki’, któremu patrzyli w oczy i którego słuchali jest z nimi. Wniebowstąpienie nie zmieniło nic w relacji Boga do człowieka. On jest cały czas z nami, to druga strona tej relacji kuleje.
Dobra nowina jest taka, że Bóg nie zostawia człowieka samego. To niestety człowieka zostawia Go, ale nie samego, bo On jest Trójjedyny i taki właśnie nam się daje, jak zapowiedział „Ja ześlę na was obietnicę mojego Ojca”.
Wiesz, że nie jesteś sam?
VI NIEDZIELA WIELKANOCNA
EWANGELIA
J 14, 23-29
„ Jezus powiedział do swoich uczniów: «Jeśli Mnie kto miłuje, będzie zachowywał moją naukę, a Ojciec mój umiłuje go i przyjdziemy do niego, i mieszkanie u niego uczynimy. Kto nie miłuje Mnie, ten nie zachowuje słów moich. A nauka, którą słyszycie, nie jest moja, ale Tego, który Mnie posłał, Ojca. To wam powiedziałem, przebywając wśród was. A Paraklet, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On was wszystkiego nauczy i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem. Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam. Nie tak jak daje świat, Ja wam daję. Niech się nie trwoży serce wasze ani się nie lęka. Słyszeliście, że wam powiedziałem: Odchodzę i przyjdę znów do was. Gdybyście Mnie miłowali, rozradowalibyście się, że idę do Ojca, bo Ojciec większy jest ode Mnie. A teraz powiedziałem wam o tym, zanim to nastąpi, abyście uwierzyli, gdy się to stanie»”.
Pan Jezus jest bardzo konkretny w tym co mówi. Pokazuje na czym polega miłość. To nie są wzdychania i tylko słowa, choć potrzebne, bo przez nie człowiek wyraża siebie. Tym, na co stawia Jezus są czyny. Kto miłuje Boga zachowuje Jego naukę, którą jest ewangelia. To ona pokazuje jak żyć, jak reagować na to co dzieje się we mnie i wokół mnie, jak kochać tego, kto żyje obok mnie.
Czy naprawdę wierzę, że to mówi Bóg?
Czy naprawdę jestem przekonany, że to Bóg mówi do mnie?
Czy słowo Boga jest dla mnie ważne?
Niesamowite zapewnienie już od pierwszych słów – Bóg chce we mnie zamieszkać.
Czyżby był bezdomny i potrzebował „dachu nad głową”?
Kto, lub co, mnie wypełnia?
Czym jest zajęta moja myśl, staranie, głowa, serce?
Bóg chce we mnie mieszkać, chce miejsca w moim sercu, życiu, chce mieć miejsce we mnie!
Czy chcę dać Mu miejsce?
Ten, kto kocha Boga postępuje tak, jak On wskazuje, czyli rozważa Słowo Boże i stawia siebie w jego świetle. A nauka Jezusa dotyka prawdy o Bogu, o człowieku i o świecie. Dotyka relacji do Niego, relacji do drugiego, czasem trudnego, człowieka i do świata. Łatwo tu wywnioskować, że moja miłość do Boga wyraża się także przez miłość do człowieka, a więc wraca do mnie gdyż miłość doznaną łatwiej się odwzajemnia.
A tym, którzy chcą tak żyć Jezus daje jeszcze obietnicę – zapowiada Ducha Świętego, który przypomni – co zapomniane, nauczy – co trudne, oświeci – tam gdzie ciemność, da siły i wytrwałość – gdzie zniechęcenie. To wszystko, czyli asystencja Ducha Świętego jest nam niezbędna bo miłość nie jest z kategorii łatwych, gdyż wymaga zapomnienia o sobie, o swoich wygodach, zachciankach, a spojrzenia na tego i tych których się kocha, na ich pragnienia, potrzeby … i wtedy właśnie daje szczęście.
Dobra nowina zawiera się w tym, że Jezus wie o tym, że Go nie kocham, bo „gdybyście Mnie miłowali…”, a mimo wszystko jestem ukochanym grzesznikiem w którym chce być „ mieszkanie uczynimy…”.
V NIEDZIELA WIELKANOCNA
EWANGELIA
J 13, 31-33a. 34-35
„Po wyjściu Judasza z wieczernika Jezus powiedział: «Syn Człowieczy został teraz uwielbiony, a w Nim został Bóg uwielbiony. Jeżeli Bóg został w Nim uwielbiony, to Bóg uwielbi Go także w sobie samym, i zaraz Go uwielbi. Dzieci, jeszcze krótko jestem z wami. Będziecie Mnie szukać, ale jak to Żydom powiedziałem, tak i teraz wam mówię, dokąd Ja idę, wy pójść nie możecie. Daję wam przykazanie nowe, abyście się wzajemnie miłowali tak, jak Ja was umiłowałem; żebyście i wy tak się miłowali wzajemnie. Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi, jeśli będziecie się wzajemnie miłowali»”.
Powracamy do Ostatniej Wieczerzy, bo i temat słów Jezusa jest jak testament.
Już na ostatek, On – niepoprawny miłośnik grzesznika, jeszcze mówi o miłości wzajemnej, jednakże poprzeczka jest wysoko postawiona – Jezus jest wzorem. Jak On – tak i ja.
On ukochał mnie do ostatniego swojego tchnienia, a ja?
Tylko, że „nie” Jego mam kochać (Jezus nie myśli o osobie), ale człowieka, którego mi dał. Bo tak łatwo kochać dzieci z Afryki, chorych z Indii, Jezusa na krzyżu,… długo by można wymieniać, a tak trudno osobę która jest obok, ze swoimi przyzwyczajeniami, z gadulstwem którego nie znoszę, z jej „a nie mówiłam” … znowu długo by można wymieniać.
Ale co to znaczy kochać?
To znaczy chcieć jej dobra – nie swojego, ale jej z jej gadulstwem, przyzwyczajeniami, mądrościami …
Tak więc Jezus zadaje mi dziś pytanie – czy kocham, czyli chcę dobra tego, którego On postawił mi na drodze życia? Bo my po grzechu pierworodnym cenimy sobie spokój (i to niekoniecznie święty), zadowolenie i łatwość, a wtedy jesteśmy przekonani, że Bóg nam błogosławi.
A On mówi o miłości i to wzajemnej!
Nie mówi o jednostronnych dziełach charytatywnych, ale o relacji wzajemności, bez której nie ma „wymiany” miłości.
Dobra nowina jest tu taka, że jak Jezus „stawia nam poprzeczkę” to znaczy, że On sam chce ją w nas przeskoczyć, On sam chce we mnie dzieła dokonać, bo wie, że sami z siebie łatwo wchodzimy w koleiny okrzyków „Miłość to miłość!” gubiąc kompletnie fundamentalne znaczenie.
Bo „Miłość, to Miłość!” (a tę subtelną prawdę zauważył już św. Franciszek wołając, że „Miłość nie jest kochana”).
I tak naprawdę dopiero mam prawo nazywać się uczniem Jezusa, jeśli „wszyscy rozpoznają” to po moim zachowaniu, czyli po miłości.
IV NIEDZIELA WIELKANOCNA
EWANGELIA
J 10, 27-30
„Jezus powiedział: «Moje owce słuchają mego głosu, a Ja znam je. Idą one za Mną i Ja daję im życie wieczne. Nie zginą one na wieki i nikt nie wyrwie ich z mojej ręki. Ojciec mój, który Mi je dał, jest większy od wszystkich. I nikt nie może ich wyrwać z ręki mego Ojca. Ja i Ojciec jedno jesteśmy».
Już od zarania dziejów tak nam pod górkę z tym posłuszeństwem, a Pan Jezus jakoś liczy się z tym i tak na opór temu liczy na nas. Mówi otwarcie, że Jego owce są posłuszne Jemu, a nie czemuś innemu!
A czego ja słucham?
Co ma pierwszeństwo?
Na czym opieram system wartości?
Właśnie odpowiadając na te pytania zobaczę kogo obrałem sobie za pasterza i właściciela.
Pan Jezus mówi jeszcze, że On te swoje owce zna, co oznacza dialog (a nie monolog wymagań) i relację dwustronną. Relację wzajemnej miłości. One natomiast ufają Mu, że je zna więc nic złego nie może ich spotkać. Nie jest powiedziane, że nic trudnego, ale że nic złego – bo to nam się nieraz jakoś dziwnie zlewa.
Mamy plan – idę za Jezusem, czyli wszystko jest łatwe, przyjemne (bo przecież Jezus mnie kocha), bez najmniejszej rysy problemu. A przecież biblijny Hiob miał raczej maksymalnie pod górkę, niż z górki, a jest powiedziane, że Bóg dał o nim świadectwo jako o człowieku najbardziej prawym jaki był na ziemi.
Ale słowa Pana nie zostawiają człowieka jego rozterkom, bo Jezus mówi, co czeka na nas dalej – życie wieczne i bycie w obecności Boga.
Za co ta niekończąca się nagroda szczęśliwości ?
Za miłość, zaufanie, posłuszeństwo, czyli za traktowanie Ojca, jak ojca, Pasterza jak pasterza, Zbawiciela jak zbawiciela, a siebie jako syna, córkę, dziecko, owcę, człowieka ukochanego.
No więc jak z tym posłuszeństwem?
III NIEDZIELA WIELKANOCNA
EWANGELIA
J 21, 1-19
„Jezus ukazał się znowu nad Morzem Tyberiadzkim. A ukazał się w ten sposób:
Byli razem Szymon Piotr, Tomasz, zwany Didymos, Natanael z Kany Galilejskiej, synowie Zebedeusza oraz dwaj inni z Jego uczniów. Szymon Piotr powiedział do nich: «Idę łowić ryby». Odpowiedzieli mu: «Idziemy i my z tobą». Wyszli więc i wsiedli do łodzi, ale tej nocy nic nie złowili. A gdy ranek zaświtał, Jezus stanął na brzegu. Jednakże uczniowie nie wiedzieli, że to był Jezus. A Jezus rzekł do nich: «Dzieci, czy nie macie nic do jedzenia?».
Odpowiedzieli Mu: «Nie». On rzekł do nich: «Zarzućcie sieć po prawej stronie łodzi, a znajdziecie». Zarzucili więc i z powodu mnóstwa ryb nie mogli jej wyciągnąć. Powiedział więc do Piotra ów uczeń, którego Jezus miłował: «To jest Pan!». Szymon Piotr usłyszawszy, że to jest Pan, przywdział na siebie wierzchnią szatę, był bowiem prawie nagi, i rzucił się w morze. Reszta uczniów dobiła łodzią, ciągnąc za sobą sieć z rybami. Od brzegu bowiem nie było daleko, tylko około dwustu łokci. A kiedy zeszli na ląd, ujrzeli żarzące się na ziemi węgle, a na nich ułożoną rybę oraz chleb. Rzekł do nich Jezus: «Przynieście jeszcze ryb, któreście teraz ułowili». Poszedł Szymon Piotr i wyciągnął na brzeg sieć pełną wielkich ryb w liczbie stu pięćdziesięciu trzech. A pomimo tak wielkiej ilości, sieć się nie rozerwała. Rzekł do nich Jezus: «Chodźcie, posilcie się!». Żaden z uczniów nie odważył się zadać Mu pytania: «Kto Ty jesteś?», bo wiedzieli, że to jest Pan. A Jezus przyszedł, wziął chleb i podał im, podobnie i rybę. To już trzeci raz, jak Jezus ukazał się uczniom od chwili, gdy zmartwychwstał. A gdy spożyli śniadanie, rzekł Jezus do Szymona Piotra: «Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie więcej aniżeli ci?». Odpowiedział Mu: «Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham». Rzekł do niego: «Paś baranki moje». I powtórnie powiedział do niego: «Szymonie, synu Jana, czy miłujesz Mnie?». Odparł Mu: «Tak, Panie, Ty wiesz, że Cię kocham».
Rzekł do niego: «Paś owce moje». Powiedział mu po raz trzeci: «Szymonie, synu Jana, czy kochasz Mnie?». Zasmucił się Piotr, że mu po raz trzeci powiedział: «Czy kochasz Mnie?». I rzekł do Niego: «Panie, Ty wszystko wiesz, Ty wiesz, że Cię kocham». Rzekł do niego Jezus: «Paś owce moje. Zaprawdę, zaprawdę powiadam ci: Gdy byłeś młodszy, opasywałeś się sam i chodziłeś, gdzie chciałeś. Ale gdy się zestarzejesz, wyciągniesz ręce swoje, a inny cię opasze i poprowadzi, dokąd nie chcesz». To powiedział, aby zaznaczyć, jaką śmiercią uwielbi Boga. A wypowiedziawszy to rzekł do niego: «Pójdź za Mną!».
Już trzeci raz uczniowie widzą Pana – teraz to On decyduje kiedy im się ukazać. Jak widać dzieje się to w najmniej spodziewanych, ale chyba najbardziej potrzebnych, momentach.
Jeszcze nie za bardzo potrafią odnaleźć się w nowej rzeczywistości i zachowują się tak jakby na coś czekali, ale chyba sami nie wiedzą na co. Marazm. Powrót do przeszłości – łowienie ryb. Doświadczyli, że Jezus jest kimś ekstra wyjątkowym, przekonali się wręcz na własnej skórze, że jest Bogiem poprzez zmartwychwstanie, a jednak tkwią w miejscu.
Jezus ich z tego wyrywa powoli akceptując to ich oswajanie się, szok, poczucie osamotnienia i opuszczenia. W końcu wcześniej Jezusa mieli cały czas, na Niego „postawili” całe swoje życie, dla Niego opuścili domy i rodziny.
Idą łowić. I nic. Cała noc „w plecy” i trud na marne. Mówi im co mają robić. Już kiedyś tę sytuację przeżyli i doświadczyli, że bez Niego jest pustka, która zieje pustką. A z Nim?
Więcej – On troszczy się o ich podstawowe potrzeby. Nie jest tylko „ekspertem” od spraw extra, ale jest Ojcem zatroskanym o życie w całej jego formie. Gdy przypływają na brzeg wszystko jest już przygotowane.
Czy zapraszam Jezusa do mojej codzienności, pracy, obowiązków?
Święty o. Pio napisał w liście do swojej córki duchowej: „ W ciągu dnia … wzywaj Jezusa, nawet pośród wszystkich swoich zajęć … On przybędzie i pozostanie zawsze zjednoczony z twoją duszą za pomocą Swojej łaski i całej Swojej miłości”.
Czy w sposób duchowy zapraszam i przyjmuję Go do siebie zanim, lub kiedy nie mogę, przyjąć Go w sposób Eucharystyczny?
Czy chcę aby ze mną był?
Jezus zaczyna od głowy – czyli od Piotra powierzając mu swoją owczarnię. Mówi, aby pasł Jego owce. Ma pamiętać, że jest pasterzem, ale właścicielem owiec jest Bóg.
Jestem we wspólnocie parafialnej, a może i we wspólnocie jakiejś grupy parafialnej, ale czy czuję, że jestem „pasterzowany” przez Boga?
Czy czuję się Jego podopiecznym?
Czy doświadczam i mam zaufanie, że Bóg jest nade mną, że mam Kogoś kto o mnie dba, kto na mnie patrzy, kto o mnie się troszczy, dla kogo jestem ważny (tak, że przypomina Piotrowi, że jest tylko i aż pasterzem Jego stada i jest za nie odpowiedzialny), kto mnie kocha „aż na śmierć”?
ŚWIĘTO MIŁOSIERDZIA BOŻEGO
EWANGELIA
J 20,19-31
„Było to wieczorem owego pierwszego dnia tygodnia. Tam, gdzie przebywali uczniowie, drzwi były zamknięte z obawy przed Żydami. Jezus wszedł, stanął pośrodku i rzekł do nich: ”Pokój wam!”. A to powiedziawszy, pokazał im ręce i bok. Uradowali się zatem uczniowie, ujrzawszy Pana. A Jezus znowu rzekł do nich: ”Pokój wam! Jak Ojciec Mnie posłał, tak i Ja was posyłam”. Po tych słowach tchnął na nich i powiedział im: ”Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy, są im odpuszczone, a którym zatrzymacie, są im zatrzymane”. Ale Tomasz, jeden z Dwunastu, zwany Didymos, nie był razem z nimi, kiedy przyszedł Jezus. Inni więc uczniowie mówili do niego: ”Widzieliśmy Pana!”. Ale on rzekł do nich: ”Jeżeli na rękach Jego nie zobaczę śladu gwoździ i nie włożę palca mego w miejsce gwoździ, i nie włożę ręki mojej do boku Jego, nie uwierzę”. A po ośmiu dniach, kiedy uczniowie Jego byli znowu wewnątrz domu i Tomasz z nimi, Jezus przyszedł mimo drzwi zamkniętych, stanął pośrodku i rzekł: ”Pokój wam!”. Następnie rzekł do Tomasza: ”Podnieś tutaj swój palec i zobacz moje ręce. Podnieś rękę i włóż ją do mego boku, i nie bądź niedowiarkiem, lecz wierzącym”. Tomasz Mu odpowiedział: ”Pan mój i Bóg mój!”. Powiedział mu Jezus: ”Uwierzyłeś, bo Mnie ujrzałeś; błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli”. I wiele innych znaków, których nie zapisano w tej księdze, uczynił Jezus wobec uczniów. Te zaś zapisano, abyście wierzyli, że Jezus jest Mesjaszem, Synem Bożym, i abyście wierząc, mieli życie w imię Jego”.
Jezus nie dał długo czekać uczniom w niepewności, smutku i żalu. Od razu wieczorem przyszedł do nich. Spieszył się aby doświadczyli Go już w inny i niepojęty dla nas sposób. Jeśli któryś z nich do tej pory miał jakiekolwiek wątpliwości co do Jezusowej tożsamości, to już w tym momencie zostały one całkowicie zmiażdżone przez to, czego doświadczyli.
Pokazał uczniom, czyli nam na przestrzeni wieków, że może wszystko. Jest wręcz ekspertem od spraw niemożliwych. Bo jak wytłumaczyć zmartwychwstanie – po ludzku, jest to rzecz niemożliwa.
Czy mój Bóg jest zdolny uczynić w moim życiu rzeczy niemożliwe?
Czy chcę, czy proszę Go aby czynił możliwe moje niemożliwości?
A może od razu rezygnuję na starcie, bo przecież „na pewno nie będzie chciał, na pewno to nie jest wola Boża”!
A powiedziałeś Mu o tym?
Czy tkwisz w żalu niewypowiedzianych modlitw? Bo przecież lepiej jest mile się zaskoczyć, bo Bóg i tak o wszystkim wie, niż prosić i niemile się rozczarować, „bo i tak nie da jak chcę”?
Zmartwychwstały ma za nic wszelkie bariery, które człowiek ustawia nie przed Nim, a które i Jego w pewnym sensie dotykają. Ewangelista pisze, że uczniowie byli zamknięci ze strachu przed Żydami , a On tę przeszkodę „sforsował”. Tak po prostu.
Jakich „Żydów” boję się?
Czyli kto lub co jest moim „Żydem” przed którym zamykam drzwi?
Dobra Nowina dla mnie jest taka, że Chrystus przychodzi mimo zamknięcia i to nie sam, ale z pokojem, który tylko On może dać! I przychodzi pokazując jakby na wstępie „dowód osobisty” świadczący o tym, że On to On – pokazuje rany! Rany rąk i boku, a do tego jeszcze nie wacha się dać ich odczuć Tomaszowi. Pomimo tego, że Tomasz wyraził swój brak wiary „za plecami” Jezusa to i tak On wszystko wie. I nie tylko wie, ale daje temu uczniowi dotknąć najgłębszej rany – rany serca! Tylko najbliższym pokazuje się rany serca, już nie mówiąc o dotykaniu ich. Jezus dał mu dotknąć ran Swojego miłosiernego Serca, nawet jeśli właśnie w tej ranie znajdował się jego upór i niedowiarstwo! Dał mu dotknąć rany także przez niego samego zadanej! To jest dopiero wielkość miłości przebaczającej
Bóg odsłania ranę Swojego serca – komu ja odsłaniam rany mojego serca?
Bóg zaprasza mnie do tego u kratek konfesjonału! Chcę Mu je tam dać dotknąć?
NIEDZIELA ZMARTWYCHWSTANIA
EWANGELIA
J 20, 1-9
„Pierwszego dnia po szabacie, wczesnym rankiem, gdy jeszcze było ciemno, Maria Magdalena udała się do grobu i zobaczyła kamień odsunięty od grobu. Pobiegła więc i przybyła do Szymona Piotra oraz do drugiego ucznia, którego Jezus kochał, i rzekła do nich: «Zabrano Pana z grobu i nie wiemy, gdzie Go położono». Wyszedł więc Piotr i ów drugi uczeń i szli do grobu. Biegli obydwaj razem, lecz ów drugi uczeń wyprzedził Piotra i przybył pierwszy do grobu. A kiedy się nachylił, zobaczył leżące płótna, jednakże nie wszedł do środka. Nadszedł potem także Szymon Piotr, idący za nim. Wszedł on do wnętrza grobu i ujrzał leżące płótna oraz chustę, która była na Jego głowie, leżącą nie razem z płótnami, ale oddzielnie zwiniętą w jednym miejscu. Wtedy wszedł do wnętrza także i ów drugi uczeń, który przybył pierwszy do grobu. Ujrzał i uwierzył. Dotąd bowiem nie rozumieli jeszcze Pisma, które mówi, że On ma powstać z martwych”.
Wydawałoby się, że już nic nie może się stać – a jednak znów pośpiech. Jezus był ściągany z krzyża w pośpiechu, pochowany w grobie w pośpiechu, czynności pogrzebowe w pośpiechu, a teraz Maria idzie wczesnym rankiem i zaraz biegnie.
W jej sercu jest ciemno.
Jest sama.
Przyszła dopełnić to czego brakowało w pogrzebie. Tak chciała wyrazić swoją miłość.
Jak ja wyrażam moją miłość do Boga?
Czy mi na tym w ogóle zależy, czy jest mi to obojętne?
Uczniowie od razu uwierzyli. A ja czy wierzę?
Wydawałoby się, że to nie powinno być dla uczniów zaskoczeniem, przecież Jezus trzykrotnie zapowiadał swoją mękę i zmartwychwstanie. Oni nie rozumieli. Wykasowali fakt z pamięci, a jedynymi, którzy o tym pamiętali byli arcykapłani proszący o straż.
Trzeba zwrócić także uwagę na fakt, może mało przez nas zauważany, czyli na porządek w grobie. Patrząc na to co działo się później oraz na wytłumaczenie straży panoszące się do dzisiaj, że to niby uczniowie przyszli i wykradli Jezusa, gdy oni spali, to ten właśnie porządek jest tym, co przemawia właśnie za zmartwychwstaniem. Nikt przecież kto okrada dom, lub jakiekolwiek inne miejsce nie zostawia po sobie porządku. Tam jest pośpiech i wynikający z niego nieład.
Tu warto zapytać się siebie samego o zweryfikować kogo słucham i komu wierzę, czyli tak naprawdę ku komu, czemu skłaniam moje serce? Czy słysząc o działaniu Boga przyjmuję je, czy szukam „naukowych” wyjaśnień na siłę, bo tam gdzie ich nie ma? Czyli jest to pytanie o to w czym jest zanurzone moje serce?
W Bogu, który jest pokojem, czy w … co z pokojem nie ma nic wspólnego, a wprowadza zamęt nie tylko w głowie?
Czy żyję wiarą w Jezusa zmartwychwstałego, który pokonał śmierć moją?
Czy chcę aby wprowadził życie we wszystkie miejsca mojego „ja”?
Dobrą nowina dzisiejszej Ewangelii to moja słabość, którą Bóg może wypełnić swoją mocą!
Jezu mój, Ty wiesz jaki jestem słaby więc proszę jak ojciec, który przyprowadził do Ciebie syna który, miał ducha niemego „Wierzę, zaradź memu niedowiarstwu!”
NIEDZIELA PALMOWA 2022 R.
EWANGELIA
Łk 22, 14 – 23, 56
„A gdy nadeszła pora, zajął miejsce u stołu i Apostołowie z Nim. Wtedy rzekł do nich: «Gorąco pragnąłem spożyć Paschę z wami, zanim będę cierpiał. Albowiem powiadam wam: Już jej spożywać nie będę, aż się spełni w królestwie Bożym». Potem wziął kielich i odmówiwszy dziękczynienie rzekł: «Weźcie go i podzielcie między siebie; albowiem powiadam wam: odtąd nie będę już pił z owocu winnego krzewu, aż przyjdzie królestwo Boże». Następnie wziął chleb, odmówiwszy dziękczynienie połamał go i podał mówiąc: «To jest Ciało moje, które za was będzie wydane: to czyńcie na moją pamiątkę!» Tak samo i kielich po wieczerzy, mówiąc: «Ten kielich to Nowe Przymierze we Krwi mojej, która za was będzie wylana. Lecz oto ręka mojego zdrajcy jest ze Mną na stole. Wprawdzie Syn Człowieczy odchodzi według tego, jak jest postanowione, lecz biada temu człowiekowi, przez którego będzie wydany». A oni zaczęli wypytywać jeden drugiego, kto by mógł spośród nich to uczynić. Powstał również spór między nimi o to, który z nich zdaje się być największy. Lecz On rzekł do nich: «Królowie narodów panują nad nimi, a ich władcy przyjmują nazwę dobroczyńców. Wy zaś nie tak [macie postępować]. Lecz największy między wami niech będzie jak najmłodszy, a przełożony jak sługa! Któż bowiem jest większy? Czy ten, kto siedzi za stołem, czy ten, kto służy? Czyż nie ten, kto siedzi za stołem? Otóż Ja jestem pośród was jak ten, kto służy. Wyście wytrwali przy Mnie w moich przeciwnościach. Dlatego i Ja przekazuję wam królestwo, jak Mnie przekazał je mój Ojciec: abyście w królestwie moim jedli i pili przy moim stole oraz żebyście zasiadali na tronach, sądząc dwanaście pokoleń Izraela. Szymonie, Szymonie, oto szatan domagał się, żeby was przesiać jak pszenicę; ale Ja prosiłem za tobą, żeby nie ustała twoja wiara. Ty ze swej strony utwierdzaj twoich braci». On zaś rzekł: «Panie, z Tobą gotów jestem iść nawet do więzienia i na śmierć». Lecz Jezus odrzekł: «Powiadam ci, Piotrze, nie zapieje dziś kogut, a ty trzy razy wyprzesz się tego, że Mnie znasz». I rzekł do nich: «Czy brak wam było czego, kiedy was posyłałem bez trzosa, bez torby i bez sandałów?» Oni odpowiedzieli: «Niczego». «Lecz teraz – mówił dalej – kto ma trzos, niech go weźmie; tak samo torbę; a kto nie ma, niech sprzeda swój płaszcz i kupi miecz! Albowiem powiadam wam: to, co jest napisane, musi się spełnić na Mnie: Zaliczony został do złoczyńców. To bowiem, co się do Mnie odnosi, dochodzi kresu». Oni rzekli: «Panie, tu są dwa miecze». Odpowiedział im: «Wystarczy». Potem wyszedł i udał się, według zwyczaju, na Górę Oliwną: towarzyszyli Mu także uczniowie. Gdy przyszedł na miejsce, rzekł do nich: «Módlcie się, abyście nie ulegli pokusie». A sam oddalił się od nich na odległość jakby rzutu kamieniem, upadł na kolana i modlił się tymi słowami: «Ojcze, jeśli chcesz, zabierz ode Mnie ten kielich! Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się stanie!» Wtedy ukazał Mu się anioł z nieba i umacniał Go. Pogrążony w udręce jeszcze usilniej się modlił, a Jego pot był jak gęste krople krwi, sączące się na ziemię. Gdy wstał od modlitwy i przyszedł do uczniów, zastał ich śpiących ze smutku. Rzekł do nich: «Czemu śpicie? Wstańcie i módlcie się, abyście nie ulegli pokusie».
Gdy On jeszcze mówił, oto zjawił się tłum. A jeden z Dwunastu, imieniem Judasz, szedł na ich czele i zbliżył się do Jezusa, aby Go pocałować. Jezus mu rzekł: «Judaszu, pocałunkiem wydajesz Syna Człowieczego?» Towarzysze Jezusa widząc, na co się zanosi, zapytali: «Panie, czy mamy uderzyć mieczem?» I któryś z nich uderzył sługę najwyższego kapłana i odciął mu prawe ucho Lecz Jezus odpowiedział: «Przestańcie, dosyć!» I dotknąwszy ucha, uzdrowił go. Do arcykapłanów zaś, dowódcy straży świątynnej i starszych, którzy wyszli przeciw Niemu, Jezus rzekł: «Wyszliście z mieczami i kijami jak na zbójcę? Gdy codziennie bywałem u was w świątyni, nie podnieśliście rąk na Mnie, lecz to jest wasza godzina i panowanie ciemności». Schwycili Go więc, poprowadzili i zawiedli do domu najwyższego kapłana. A Piotr szedł z daleka. Gdy rozniecili ogień na środku dziedzińca i zasiedli wkoło, Piotr usiadł także między nimi. A jakaś służąca, zobaczywszy go siedzącego przy ogniu, przyjrzała mu się uważnie i rzekła: «I ten był razem z Nim». Lecz on zaprzeczył temu, mówiąc: «Nie znam Go, kobieto». Po chwili zobaczył go ktoś inny i rzekł: «I ty jesteś jednym z nich». Piotr odrzekł: «Człowieku, nie jestem». Po upływie prawie godziny jeszcze ktoś inny począł zawzięcie twierdzić: «Na pewno i ten był razem z Nim; jest przecież Galilejczykiem». Piotr zaś rzekł: «Człowieku, nie wiem, co mówisz». I w tej chwili, gdy on jeszcze mówił, kogut zapiał. A Pan obrócił się i spojrzał na Piotra. Wspomniał Piotr na słowo Pana, jak mu powiedział: «Dziś, zanim kogut zapieje, trzy razy się Mnie wyprzesz». Wyszedł na zewnątrz i gorzko zapłakał. Tymczasem ludzie, którzy pilnowali Jezusa, naigrawali się z Niego i bili Go. Zasłaniali Mu oczy i pytali: «Prorokuj, kto Cię uderzył». Wiele też innych obelg miotali przeciw Niemu. Skoro dzień nastał, zebrała się starszyzna ludu, arcykapłani i uczeni w Piśmie i kazali przyprowadzić Go przed swoją Radę. Rzekli: «Jeśli Ty jesteś Mesjasz, powiedz nam!» On im odrzekł: «Jeśli wam powiem, nie uwierzycie Mi, i jeśli was zapytam, nie dacie Mi odpowiedzi. Lecz odtąd Syn Człowieczy siedzieć będzie po prawej stronie Wszechmocy Bożej». Zawołali wszyscy: «Więc Ty jesteś Synem Bożym?» Odpowiedział im: «Tak. Jestem Nim». A oni zawołali: «Na co nam jeszcze potrzeba świadectwa? Sami przecież słyszeliśmy z ust Jego». Teraz całe ich zgromadzenie powstało i poprowadzili Go przed Piłata. Tam zaczęli oskarżać Go: «Stwierdziliśmy, że ten człowiek podburza nasz naród, że odwodzi od płacenia podatków Cezarowi i że siebie podaje za Mesjasza – Króla». Piłat zapytał Go: «Czy Ty jesteś Królem żydowskim?» Jezus odpowiedział mu: «Tak, Ja Nim jestem». Piłat więc oświadczył arcykapłanom i tłumom: «Nie znajduję żadnej winy w tym człowieku». Lecz oni nastawali i mówili: «Podburza lud, szerząc swą naukę po całej Judei, od Galilei, gdzie rozpoczął, aż dotąd». Gdy Piłat to usłyszał, zapytał, czy człowiek ten jest Galilejczykiem. A gdy się upewnił, że jest spod władzy Heroda, odesłał Go do Heroda, który w tych dniach również przebywał w Jerozolimie. Na widok Jezusa Herod bardzo się ucieszył. Od dawna bowiem chciał Go ujrzeć, ponieważ słyszał o Nim i spodziewał się, że zobaczy jaki znak, zdziałany przez Niego. Zasypał Go też wieloma pytaniami, lecz Jezus nic mu nie odpowiedział. Arcykapłani zaś i uczeni w Piśmie stali i gwałtownie Go oskarżali. Wówczas wzgardził Nim Herod wraz ze swoją strażą; na pośmiewisko kazał ubrać Go w lśniący płaszcz i odesłał do Piłata. W tym dniu Herod i Piłat stali się przyjaciółmi. Przedtem bowiem żyli z sobą w nieprzyjaźni. Piłat więc kazał zwołać arcykapłanów, członków Wysokiej Rady oraz lud i rzekł do nich: «Przywiedliście mi tego człowieka pod zarzutem, że podburza lud. Otóż ja przesłuchałem Go wobec was i nie znalazłem w Nim żadnej winy w sprawach, o które Go oskarżacie. Ani też Herod – bo odesłał Go do nas; a oto nie popełnił On nic godnego śmierci. Każę Go więc wychłostać i uwolnię». [A był obowiązany uwalniać im jednego na święta]. Zawołali więc wszyscy razem: «Strać Tego, a uwolnij nam Barabasza!» Był on wtrącony do więzienia za jakiś rozruch powstały w mieście i za zabójstwo. Piłat, chcąc uwolnić Jezusa, ponownie przemówił do nich. Lecz oni wołali: «Ukrzyżuj, ukrzyżuj Go!» Zapytał ich po raz trzeci: «Cóż On złego uczynił? Nie znalazłem w Nim nic zasługującego na śmierć. Każę Go więc wychłostać i uwolnię». Lecz oni nalegali z wielkim wrzaskiem, domagając się, aby Go ukrzyżowano; i wzmagały się ich krzyki. Piłat więc zawyrokował, żeby ich żądanie zostało spełnione. Uwolnił im tego, którego się domagali, a który za rozruch i zabójstwo był wtrącony do więzienia; Jezusa zaś zdał na ich wolę. Gdy Go wyprowadzili, zatrzymali niejakiego Szymona z Cyreny, który wracał z pola, i włożyli na niego krzyż, aby go niósł za Jezusem. A szło za Nim mnóstwo ludu, także kobiet, które zawodziły i płakały nad Nim. Lecz Jezus zwrócił się do nich i rzekł: «Córki jerozolimskie, nie płaczcie nade Mną; płaczcie raczej nad sobą i nad waszymi dziećmi! Oto bowiem przyjdą dni, kiedy mówić będą: „Szczęśliwe niepłodne łona, które nie rodziły, i piersi, które nie karmiły”. Wtedy zaczną wołać do gór: Padnijcie na nas; a do pagórków: Przykryjcie nas! Bo jeśli z zielonym drzewem to czynią, cóż się stanie z suchym?» Przyprowadzono też dwóch innych – złoczyńców, aby ich z Nim stracić. Gdy przyszli na miejsce, zwane «Czaszką», ukrzyżowali tam Jego i złoczyńców, jednego po prawej, drugiego po lewej Jego stronie. Lecz Jezus mówił: «Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią». Potem rozdzielili między siebie Jego szaty, rzucając losy. A lud stał i patrzył. Lecz członkowie Wysokiej Rady drwiąco mówili: «Innych wybawiał, niechże teraz siebie wybawi, jeśli On jest Mesjaszem, Wybrańcem Bożym». Szydzili z Niego i żołnierze; podchodzili do Niego i podawali Mu ocet, mówiąc: «Jeśli Ty jesteś królem żydowskim, wybaw sam siebie». Był także nad Nim napis w języku greckim, łacińskim i hebrajskim: «To jest Król Żydowski». Jeden ze złoczyńców, których [tam] powieszono, urągał Mu: «Czy Ty nie jesteś Mesjaszem? Wybaw więc siebie i nas». Lecz drugi, karcąc go, rzekł: «Ty nawet Boga się nie boisz, chociaż tę samą karę ponosisz? My przecież – sprawiedliwie, odbieramy bowiem słuszną karę za nasze uczynki, ale On nic złego nie uczynił». I dodał: «Jezu, wspomnij na mnie, gdy przyjdziesz do swego królestwa». Jezus mu odpowiedział: «Zaprawdę, powiadam ci: Dziś ze Mną będziesz w raju». Było już około godziny szóstej i mrok ogarnął całą ziemię aż do godziny dziewiątej. Słońce się zaćmiło i zasłona przybytku rozdarła się przez środek. Wtedy Jezus zawołał donośnym głosem: Ojcze, w Twoje ręce powierzam ducha mojego. Po tych słowach wyzionął ducha. Na widok tego, co się działo, setnik oddał chwałę Bogu i mówił: «Istotnie, człowiek ten był sprawiedliwy». Wszystkie też tłumy, które zbiegły się na to widowisko, gdy zobaczyły, co się działo, wracały bijąc się w piersi. Wszyscy Jego znajomi stali z daleka; a również niewiasty, które Mu towarzyszyły od Galilei, przypatrywały się temu. Był tam człowiek dobry i sprawiedliwy, imieniem Józef, członek Wysokiej Rady. Nie przystał on na ich uchwałę i postępowanie. Był z miasta żydowskiego Arymatei, i oczekiwał królestwa Bożego. On to udał się do Piłata i poprosił o ciało Jezusa. Zdjął je z krzyża, owinął w płótno i złożył w grobie, wykutym w skale, w którym nikt jeszcze nie był pochowany. Był to dzień Przygotowania i szabat się rozjaśniał. Były przy tym niewiasty, które z Nim przyszły z Galilei. Obejrzały grób i w jaki sposób zostało złożone ciało Jezusa. Po powrocie przygotowały wonności i olejki; lecz zgodnie z przykazaniem zachowały spoczynek szabatu”.
W opisie ostatniej wieczerz zdumiewa Jezusowy pokój i godność. Uczniowie dowiadują się prawdy o Judaszu, są ciekawi, a mimo to nikt na nikogo nie rzuca się, nikt nikogo nie wygania, nie obrzuca wyzwiskami za zdradę.
Co więcej – widać, że ta chwila, doniosła dla Jezusa, jest przez nich nie do końca rozumiana. A On chce jednego – wiary, o którą zresztą sam się modli mówiąc Szymonowi „Ja prosiłem za tobą, żeby nie ustała twoja wiara. Ty ze swej strony utwierdzaj twoich braci”! Jezus jest tym, któremu jeszcze zanim m przyjdą doi głowy nawet ewentualne trudności – On już modli się, prosi Ojca o moją wiarę! Jemu bardziej zależy niż mi?!
Na to wygląda.
Ale nawet jeśli Jezu bardziej zależy, to jak mało mi zależy? Przecież ta wielkości ziarnka może przenosić góry.
Jaka jest moja?
Zdumiewające jest to, że ON już zna odpowiedź i dlatego prosi, On jest gwarantem, to Chrystus przegnie bym wierzył, bardziej niż ja sam.
Jezus oddaje się w ręce ludzi i tak jest do dziś.
Tu właśnie wracamy do Janowego prologu „swoi Go nie przyjęli” i to także trwa do dziś.
Czy przyjmuję Jezusa i Jego nauczanie?
A może tylko to co jest mi wygodne i użyteczne?
A reszta „Kościół się nie zna”.
Jezus o tym doskonale wiedział, a mimo to nie przekreślił człowieka. Judasza był Mu bliski. Widział cuda i na pewno pomagał w zbieraniu ułomków po kolejnym rozmnożeniu chleba.
A mimo to…
Dziś mówilibyśmy, że Jezus angażował się, ale to coś więcej. On oddał się całkowicie. Wiedział co Go czeka, przecież kilkakrotnie zapowiadał to uczniom. Oni nie rozumieli, bo trudno to zrozumieć.
Jezus oddał się za ludzką nie łaskę, a nam tak trudno oddać się Bogu na Jego łaskę!
Z naszej strony Bóg może spodziewać się wszystkiego, a z Jego strony człowiek może spodziewać się tylko jednego – MIŁOŚCI. Ale miłości prawdziwej, czyli takiej, która zawsze daje, daje się, wydaje się w ręce i chce dobra tylko i wyłącznie naszego, bo cierpienie i tak już jest Jego.
Jezus przyjmuje na siebie całą ludzką nienawiść, farsę rozprawy sądowej, podstawionych świadków, biczowanie, plucie, próbę odebrania godności, kopanie, zawiść, kpinę, drwiny i ani odrobiny współczucia i żalu; a człowiek broni się przed Jego miłością.
Dlaczego?
Bo tkwi w nas skaza grzechu pierworodnego kiedy daliśmy sobie wmówić paradoks, że ten który nas z miłości stworzył teraz chce nas zniszczyć. A On niszczy, ale samego siebie.
Tu nie trzeba i nie można wiele mówić – to trzeba rozważać i uwierzyć w Boga, który cierpi okropnie za swoje dziecko.
EWANGELIA PRZED PROCESJĄ Z PALMAMI
Łk 19, 28-40
„Jezus szedł naprzód, zdążając do Jerozolimy. Gdy przybliżył się do Betfage i Betanii, ku górze zwanej Oliwną, wysłał dwóch spośród uczniów, mówiąc: «Idźcie do wsi, która jest naprzeciwko, a wchodząc do niej, znajdziecie uwiązane oślę, którego nie dosiadał żaden człowiek. Odwiążcie je i przyprowadźcie. A gdyby was kto pytał: „Dlaczego odwiązujecie?”, tak powiecie: „Pan go potrzebuje”». Wysłani poszli i znaleźli wszystko tak, jak im powiedział. A gdy odwiązywali oślę, zapytali ich jego właściciele: «Czemu odwiązujecie oślę?» Odpowiedzieli: «Pan go potrzebuje». I przyprowadzili je do Jezusa, a zarzuciwszy na nie swe płaszcze, wsadzili na nie Jezusa. Gdy jechał, słali swe płaszcze na drodze. Zbliżał się już do zboczy Góry Oliwnej, kiedy całe mnóstwo uczniów zaczęło wielbić radośnie Boga za wszystkie cuda, które widzieli. I mówili głosem donośnym: «Błogosławiony Król, który przychodzi w imię Pańskie. Pokój w niebie i chwała na wysokościach». Lecz niektórzy faryzeusze spośród tłumu rzekli do Niego: «Nauczycielu, zabroń tego swoim uczniom!» Odrzekł: «Powiadam wam: Jeśli ci umilkną, kamienie wołać będą»”.
Jezus jedzie na ośle, patrzy na ludzi, którzy przed Nim wiwatują, rzucają płaszcze. Jeszcze inni wołają ” Błogosławiony Król…”.
Widzi, słyszy i wie, że za kilka dni ci sami ludzie będą krzyczeć „ukrzyżuj Go”, „na krzyż z Nim”.
Do tej pory tylko Faryzeusze i uczeni w Piśmie, czyli elita religijna Izraela, byli otwarcie wrogo do Niego nastawieni. Za każdym razem, gdy Jezus mówił lub czynił cuda, oni zawsze wyrastali jakby spod ziemi z pretensjami, podważaniem, wrogością, uwagami, sprzeciwem.
Teraz jest inaczej. Ci którzy doświadczali cudów, teraz nazywają Go królem z czcią i śpiewem, a za kilka dni będą stać po drugiej stronie. Jezus jednak przyjmuje ich, szczere w tym momencie, „Błogosławiony”.
Tu należy się zapytać kiedy, czy jak często od bycia, i to szczerego, po stronie Jezusa, staję przeciwko Niemu?
Co mnie do tego skłania?
Czym może czuję się przymuszony?
Czy może boję się straty, czy ….no właśnie czego się boję, jakich konsekwencji jeśli opowiem się za Bogiem, wartościami (dziś piętnowanymi i nie modnymi), wiarą, sakramentami, wiernością?
W każdej Eucharystii Jezus słyszy i przyjmuje moje „Błogosławiony” i wie, że nie jestem daleko inny od mieszkańców Jerozolimy. Przyjmuje i wie ile razy będę od Niego odchodzić, ile razy wypierać się Go przez grzech, czyli świadomy i dobrowolny czyn zły. A On w tym wszystkim pokornie kocha.
Jaka jest moja miłość?
Przebaczająca?
Szukająca zgody?
Jakie jest moje serce?
Jaki jestem ja?
03 III – V NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU
EWANGELIA
J 8, 1-11
„ Jezus natomiast udał się na Górę Oliwną, ale o brzasku zjawił się znów w świątyni. Cały lud schodził się do Niego, a On, usiadłszy, nauczał ich. Wówczas uczeni w Piśmie i faryzeusze przyprowadzili do Niego kobietę, którą dopiero co pochwycono na cudzołóstwie, a postawiwszy ją pośrodku, powiedzieli do Niego: «Nauczycielu, tę kobietę dopiero co pochwycono na cudzołóstwie. W Prawie Mojżesz nakazał nam takie kamienować, a ty co powiesz?» Mówili to, wystawiając Go na próbę, aby mieli o co Go oskarżyć. Lecz Jezus, schyliwszy się, pisał palcem po ziemi. A kiedy w dalszym ciągu Go pytali, podniósł się i rzekł do nich: «Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci w nią kamieniem». I powtórnie schyliwszy się, pisał na ziemi. Kiedy to usłyszeli, jeden po drugim zaczęli odchodzić, poczynając od starszych, aż do ostatnich. Pozostał tylko Jezus i kobieta stojąca na środku. Wówczas Jezus, podniósłszy się, rzekł do niej: «Kobieto, gdzież [oni] są? Nikt cię nie potępił?» A ona odrzekła: «Nikt, Panie!» Rzekł do niej Jezus: «I Ja ciebie nie potępiam. Idź i odtąd już nie grzesz»”.
W dzisiejszą niedzielę, kiedy już jesteśmy prawie, rzec można „jedną nogą” w Wielkim Tygodniu, święty Jan niejako zmusza nas do wglądu w swoje serce.
Wokół Jezusa jest tłum osób słuchających, choć widać, że intencje mają różne.
Dlaczego słucham Jezusa?
Bo On ma „słowa życia wiecznego”, czy ja mam – przyzwyczajenie?
Ale jakakolwiek będzie odpowiedź, widać, że On jest w stanie wydobyć dobro. W tej sytuacji w której się znajduje, po ludzku patowej, także.
Faryzeusze myśleli, że „mają Go w garści”, bo jeśli odrzuci prawo – śmierć, a jeśli odrzuci miłosierdzie – nie jest nauczycielem. Miał się „potknąć” o swoją miłość.
Jezus przechodzi z pozycji osoby wyprostowanej do pozycji sługi. Schyla się do ziemi i jednym stwierdzeniem „łamie system”.
„Kto jest bez grzechu …” – do tej pory cała uwaga była skupiona na oskarżeniu Jego. Kobieta była jakby pionkiem; mówili o niej, wobec niej, ale bez niej.
Jezus kieruje ich uwagę na wnętrze – oskarżyciele stają się oskarżonymi, ale własnego sumienia.
Tym samym pyta i mnie – czym jest dla mnie moje sumienie?
Jaki ma wpływ na moje decyzje, postępowanie? Czy w ogóle liczę się z nim?
Jak często spoglądam w jego głębię i jak dbam o jego WŁAŚCIWY rozwój?
Faryzeusze nie spodziewali się takiego obrotu sytuacji.
Zostaje tylko „misera et Misericordia”.
Ona stoi. On jest przy niej w pozycji niższego SŁUGI, który za ten grzech przyjmie krzyż, bo „przyszedł służyć i dać swoje życie na okup za wielu”.
Jezus na nią patrzy, na pewno patrzy, ale inaczej niż oni. Jego spojrzenie wydobywa na światło dzienne to, co jest w człowieku najlepsze i daje siłę do przemiany. I ( co jest cudowne, bo Boże i jest cudem w naszej słabości) tego spojrzenia doświadczyła już Maria Magdalena, Zacheusz, Piotr, bogaty młodzieniec, bo jak napisał św.Paweł: „tam gdzie wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska”.
Czy chcę tej łaski?
Czy w tym tygodniu stanę do kolejki przed konfesjonałem aby usłyszeć: „Ja ciebie nie potępiam. Idź i odtąd już nie grzesz”
27 III – IV NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU
EWANGELIA
Łk 15, 1-32
„W owym czasie przybliżali się do Jezusa wszyscy celnicy i grzesznicy, aby Go słuchać. Na to szemrali faryzeusze i uczeni w Piśmie, mówiąc: «Ten przyjmuje grzeszników i jada z nimi». Opowiedział im wtedy następującą przypowieść: «Pewien człowiek miał dwóch synów. Młodszy z nich rzekł do ojca: „Ojcze, daj mi część własności, która na mnie przypada”. Podzielił więc majątek między nich. Niedługo potem młodszy syn, zabrawszy wszystko, odjechał w dalekie strony i tam roztrwonił swoją własność, żyjąc rozrzutnie. A gdy wszystko wydał, nastał ciężki głód w owej krainie, i on sam zaczął cierpieć niedostatek. Poszedł i przystał na służbę do jednego z obywateli owej krainy, a ten posłał go na swoje pola, żeby pasł świnie. Pragnął on napełnić swój żołądek strąkami, którymi żywiły się świnie, lecz nikt mu ich nie dawał. Wtedy zastanowił się i rzekł: „Iluż to najemników mojego ojca ma pod dostatkiem chleba, a ja tu przymieram głodem. Zabiorę się i pójdę do mego ojca, i powiem mu: Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Niebu i względem ciebie; już nie jestem godzien nazywać się twoim synem: uczyń mnie choćby jednym z twoich najemników”. Zabrał się więc i poszedł do swojego ojca. A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i ucałował go. A syn rzekł do niego: „Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Niebu i wobec ciebie, już nie jestem godzien nazywać się twoim synem”. Lecz ojciec powiedział do swoich sług: „Przynieście szybko najlepszą szatę i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi! Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i weselić się, ponieważ ten syn mój był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się”. I zaczęli się weselić. Tymczasem starszy jego syn przebywał na polu. Gdy wracał i był blisko domu, usłyszał muzykę i tańce. Przywołał jednego ze sług i pytał go, co to ma znaczyć. Ten mu rzekł: „Twój brat powrócił, a ojciec twój kazał zabić utuczone cielę, ponieważ odzyskał go zdrowego”. Rozgniewał się na to i nie chciał wejść; wtedy ojciec jego wyszedł i tłumaczył mu. Lecz on odpowiedział ojcu: „Oto tyle lat ci służę i nie przekroczyłem nigdy twojego nakazu; ale mnie nigdy nie dałeś koźlęcia, żebym się zabawił z przyjaciółmi. Skoro jednak wrócił ten syn twój, który roztrwonił twój majątek z nierządnicami, kazałeś zabić dla niego utuczone cielę”. Lecz on mu odpowiedział: „Moje dziecko, ty zawsze jesteś ze mną i wszystko, co moje, do ciebie należy. A trzeba było weselić się i cieszyć z tego, że ten brat twój był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się”».
Wiele już mówiono i pisano na temat Miłosiernego Ojca i marnotrawnego syna.
Zanim zajmiemy się początkiem idźmy do środka. Znamienne jest to co dzieje się z Ojcem w tym czasie nieobecności syna; to jak on to przeżywa.
Po pierwsze godzi się na decyzję dziecka. Nie wiadomo, czy syn do końca zdawał sobie sprawę z istoty tej decyzji dla ich wzajemnej relacji. Czy wiedział, że istotą prośby o majątek w czasie życia rodzica było kompletne odrzucenie go.
Po drugie ojciec wyczekuje dziecka. Dzień w dzień go wypatruje; syn nie jest mu obojętny, syn jest kochany.
Po trzecie gdy tylko wraca daje mu dary, które są bardzo znaczące, ale „najdziwniejszym” są sandały. Taki dar daje się je osobie będącej w drodze – podróżnikowi, osobie o niespokojnym duchu, takiej, która nie może usiedzieć na miejscu. Jeszcze ważne jest to, że bez obuwia chodzili tylko niewolnicy.
Tak więc widać, ze ten miłosierny ojciec zna syna i wie, że nie raz jeszcze odejdzie, jednak daje mu wolność! Pozwala mu odchodzić, jeśli tylko te odejścia będą powodowały w nim coraz większą tęsknotę, a co za tym idzie i miłość do OJCA.
Ojciec daje serce i szanuje wolność!
Jak ja przeżywam moją wolność?
Czy powroty są we mnie szukaniem miłosiernego OJCA?
Czy w Bogu odnajduję Ojca?
Powróćmy do początku. Sama nazwa mówi za siebie – „marnotrawny syn”, czyli osoba która zmarnotrawiła dobro otrzymane. Każdego dnia Bóg daje w nasze ręce sytuacje dobra do wykorzystania i …….co?
Jednak niezależnie od tego jaki będzie w tym względzie nasz rachunek sumienia to Ojciec za każdym razem będzie nas szukał, wypatrywał i przyodziewał w nową szatę łaski w sakramencie pokuty. Każdorazowy sakrament pokut jest wyznaniem „zgrzeszyłem względem Boga …”. Jest ożywieniem serca umarłego i odnalezieniem Ojca czekającego.
Tylko, że aby odnaleźć Ojca trzeba być i czuć się dzieckiem! Jesteś DZIECKIEM BOGA?
I nie dajmy sobie tego statusu zinfantylizować, bo bycie Dzieckiem Boga oznacza, że Bóg mnie kocha, o mnie myśli, dba. Bóg jest moim Ojcem.
Jesteś dzieckiem Boga?
Jaki jest Twój sakrament pokuty i pojednania?
20 III – III NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU
EWANGELIA
Łk 13,1-9
„W tym czasie przyszli niektórzy i donieśli Jezusowi o Galilejczykach, których krew Piłat zmieszał z krwią ich ofiar. Jezus im odpowiedział: ”Czyż myślicie, że ci Galilejczycy byli większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Galilei, że to ucierpieli? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy podobnie zginiecie. Albo myślicie, że owych osiemnastu, na których zwaliła się wieża w Siloe i zabiła ich, było większymi grzesznikami niż inni mieszkańcy Jerozolimy? Bynajmniej, powiadam wam; lecz jeśli się nie nawrócicie, wszyscy tak samo zginiecie”. I opowiedział im następującą przypowieść: ”Pewien człowiek miał drzewo figowe zasadzone w swojej winnicy; przyszedł i szukał na nim owoców, ale nie znalazł. Rzekł więc do ogrodnika: »Oto już trzy lata, odkąd przychodzę i szukam owocu na tym drzewie figowym, a nie znajduję. Wytnij je: po co jeszcze ziemię wyjaławia?«. Lecz on mu odpowiedział: »Panie, jeszcze na ten rok je pozostaw; ja okopię je i obłożę nawozem; może wyda owoc. A jeśli nie, w przyszłości możesz je wyciąć«”.
Ewangelista Łukasz podaje Jezusową receptę na życie wieczne. NAWRÓCENIE.
Można sobie wyobrazić jak to było – Żydzi z wypiekami na twarzy opowiadają Jezusowi jak to okropni Galilejczycy składali ofiary bogom i Piłat pozabijał ich na miejscu. A tych osiemnastu to w ogóle dramat – jak zawaliła się na nich wieża to znaczy, że byli bardzo grzeszni, że Bóg już się zdenerwował i coś takiego dopuścił. Musieli być bardzo źli – i tu można mieć pożywkę dla osądu i zajmowania się cudzymi grzechami, a nie sobą.
Jak często zajmuję sobie myśli i serce myślenie o tym, że przecież są gorsi ode mnie?
„Nikogo nie zabiłem, nic nie ukradłem – nie jest ze mną aż tak źle!”
A gdzie są dalsze osiem przykazań Dekalogu?
Jak wygląda mój rachunek sumienia – to rachunek mojego sumienia, czy sumienia moich najbliższych?
Bo niestety jesteśmy ekspertami od autouniewinnień ze względu na dobre intencje, a przy tym ekspertami od osądów wszystkich nam bliskich ze względu na fakty, bo one „mówią same za siebie”!
A Jezus jest spokojny i konkretny. Tłumaczy w czym rzecz, że ci, którzy nagle zginęli nie byli gorsi od tych, którzy zostali przy życiu. To znaczy, że nieszczęście nie jest karą Bożą za grzech, bo gdyby tak było to nie byłoby spowiedzi i odpuszczenia grzechów i miłosierdzia. Bóg zna serce człowieka i daje szanse, aby wydało owoc nawrócenia. Tylko, że nam zawsze jest jakoś tak łatwiej porównywać się z tymi, których w naszym mniemaniu uważamy za gorszych od nas i wtedy „uffff ….nie jest ze mną tak źle”, bo są „więksi grzesznicy”.
Bóg jest miłosierny, daje szanse i okazje.
Dobrą nowiną jest szansa nam dana. Tam, gdzie po ludzku szans nie ma, Bóg ją daje, nawet jeśli minęły już aż „trzy lata odkąd…”. Zostawia na rak.
Ale czy tylko?
Za rok na szczęście znowu usłyszę, może w innym czasie liturgicznym, może w innym „moim czasie” to „, jeszcze na ten rok je pozostaw”, bo Ojciec cały czas daje nam szanse, bo miłość, a On jest MIŁOŚCIĄ, cierpliwa jest!
I daje Wielki Post – czyli 100% łaski na nawrócenie, które nie ma nic wspólnego z ilością cukru we krwi!
Dobrze to ujął ks. Krzysztof Freitag: „W Wielkim Poście chodzi o twoją relację z Jezusem. Weź nawet żryj cukierki. Ale gadaj z Jezusem”
Już zacząłeś?
13 III – II NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU
EWANGELIA
Łk 9,28b-36
Jezus wziął z sobą Piotra, Jana i Jakuba i wyszedł na górę, aby się modlić. Gdy się modlił, wygląd Jego twarzy się odmienił, a Jego odzienie stało się lśniąco białe. A oto dwóch mężów rozmawiało z Nim. Byli to Mojżesz i Eliasz. Ukazali się oni w chwale i mówili o Jego odejściu, którego miał dokonać w Jerozolimie. Tymczasem Piotr i towarzysze snem byli zmorzeni. Gdy się ocknęli, ujrzeli Jego chwałę i obydwóch mężów, stojących przy Nim.
Gdy oni odchodzili od Niego, Piotr rzekł do Jezusa: „Mistrzu, dobrze, że tu jesteśmy. Postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza”. Nie wiedział bowiem, co mówi. Gdy jeszcze to mówił, zjawił się obłok i osłonił ich; zlękli się, gdy weszli w obłok. A z obłoku odezwał się głos: „To jest mój Syn wybrany, Jego słuchajcie”. W chwili, gdy odezwał się ten głos, Jezus znalazł się sam. A oni zachowali milczenie i w owym czasie nikomu nic nie oznajmili o tym, co widzieli”.
Jezus bierze ze sobą trzech uczniów, bo na słowie dwóch lub trzech ma się oprzeć sprawa – czyli bierze ze sobą świadków. Jednak dziwni to świadkowie którzy milczą.
Najłatwiej jest mówić i tylko mówić. Trudniej jest świadczyć – to znaczy życiem pokazywać przynależność i miłość. Mają świadczyć o tym co zobaczyli i doświadczyli.
O jakim Jezusie bym świadczył?
Do kogo przynależę?
Do Jezusa, czy do słabego i grzesznego Kościoła (i nie odstaję w tym od innych), którego jestem częścią, wymagając od każdego innego jego członka aby był święty i idealny?
Jak reaguję na „nowinki” o grzeszności tejże wspólnoty – modlitwą czy „świętym oburzeniem”? A przecież byli już tacy, co takim oburzeniem dychali na lewo i prawo przy każdym cudzie szabatnim Jezusa i krzyczeli „Na krzyż a Nim!”, bo nie pojęli, że miłość jest ponad prawem.
Mam świadczyć o tym kim jest Jezus i jaką ma twarz, bo z twarzy nie tylko można wyczytać uczucia aktualnie przeżywane, ale i historię przeżytą.
Jaką Jezus ma twarz?
Jest wiele obrazów, ikon, czy rzeźb które przedstawiają Jezusa, ale tak na prawdę to chodzi o to jaką On ma twarz w Miom sercu. Może mieć twarz surowego zaciętego ojca, kochanego czułego dziadka, obojętnego rodzica, czy ….
Jaką Bóg ma twarz?
Gdzie i jak ją zobaczyć?
Są przynajmniej dwa miejsca gdzie mogę zobaczyć twarz Jezusa – modlitwa i Eucharystia.
Ewangelista napisał, że gdy Jezus „modlił się wygląd Jego twarzy odmienił się”, bo modlitwa to spotkanie, które nigdy nie pozostawia nas obojętnie, to spotkanie z Bogiem – najwyższą, prawdziwą i jedyną MIŁOŚCIĄ. Bóg odciska na naszym sercu pieczęć miłości (i właśnie o tej pieczęci rozmawiał Jezus z Mojżeszem i Eliaszem) która uobecnia się na Eucharystii. Tak więc te dwie sytuacje pokazują twarz Jezusa, a gdy przyjrzymy się jej dłużej zobaczymy tę miłość, które dała się za każdego z nas zabić.
Jaką Jezus ma twarz?
Moją?!
06 III – I NIEDZIELA WIELKIEGO POSTU
EWANGELIA
Łk 4,1-13
„Jezus pełen Ducha Świętego powrócił znad Jordanu i czterdzieści dni przebywał w Duchu na pustyni, gdzie był kuszony przez diabła. Nic w owe dni nie jadł, a po ich upływie poczuł głód. Rzekł Mu wtedy diabeł: „Jeśli jesteś Synem Bożym, powiedz temu kamieniowi, żeby się stał chlebem”. Odpowiedział mu Jezus: „Napisane jest: »Nie samym chlebem żyje człowiek«. Wówczas wyprowadził Go w górę, pokazał Mu w jednej chwili wszystkie królestwa świata i rzekł diabeł do Niego: „Tobie dam potęgę i wspaniałość tego wszystkiego, bo mnie są poddane i mogę je odstąpić, komu chcę. Jeśli więc upadniesz i oddasz mi pokłon, wszystko będzie Twoje”. Lecz Jezus mu odrzekł: „Napisane jest: »Panu, Bogu swemu, będziesz oddawał pokłon i Jemu samemu służyć będziesz«”. Zaprowadził Go też do Jerozolimy, postawił na narożniku świątyni i rzekł do Niego: „Jeśli jesteś Synem Bożym, rzuć się stąd w dół. Jest bowiem napisane: »Aniołom swoim rozkaże o Tobie, żeby Cię strzegli«, i »na rękach nosić Cię będą, byś przypadkiem nie uraził swej nogi o kamień«”. Lecz Jezus mu odparł: „Powiedziano: »Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga swego«”. Gdy diabeł dokończył całego kuszenia, odstąpił od Niego aż do czasu”.
Jezus rozpoczyna swoją działalność od modlitwy, bo to ona jest tarczą ochronną przed atakami Złego. Diabeł zaczyna swoją działalność wtedy, gdy wyczuje samotność i zmęczenie, bo łatwiej jest oprzeć się pokusie we wspólnocie niż w pojedynkę.
Tylko, że on chodzący egoista pominął fakt, że Jezus jest Bogiem w Trójcy Jedynym.
On jest Wspólnotą Osób.
Kusi, czyli poddaje próbie, a ona właśnie wydobywa na światło dzienne to, co ukrywa się w środku i często jest osłonięte maskującymi pozorami.
„Jeśli…” to przebiegły zabieg, który ma wzbudzić wątpliwość: jestem, a może nie jestem.
Szatan chce, aby Jezus udowodnił, że jest Synem Bożym i Panem nieba i ziemi. Dotyka podstawowych „głodów”, które każdy z nas w mniejszym, czy większym stopniu ma, czy chce zaspokoić w lęku przed nimi.
Boimy się głodu i tego, że może nam braknąć. Pożądliwość ciała.
Za jaką cenę dążę do tego, aby mieć i to dużo, i to w obfitości?
Jakiego braku nie jestem w stanie Bogu ofiarować?
Chcemy mieć jakiś stan władzy, która dałaby nam pewien komfort życia. Pycha życia.
Jakiego dyskomfortu codzienności nie jestem w stanie Bogu ofiarować?
Proszę i Bóg nie odpowiada; chciałbym zobaczyć Jego konkretne działanie, tak namacalnie, od teraz, zaraz, bo inaczej to oznacza, że On jest nieskuteczny.
Wierzę, że jestem ukochanym dzieckiem Boga?
Moje serce służy, czy za wszelką cenę chce być służone?
Zawsze walka duchowa toczy się o wiarę w miłość Ojca!
Szatan jest ojcem kłamstwa i w tym tkwi cały klucz „odparcia” pokus.
Jeśli według szatana Jezus musi udowadniać to, że jest Bogiem zamieniając kamień w chleb, a szatan jest ojcem kłamstwa, to znaczy, że On po prostu Bogiem jest.
Jeśli według szatana Jezus musi pokłonić się, aby mieć władzę nad światem, a szatan jest ojcem kłamstwa, to znaczy, że Jezus jest Panem nieba i ziemi.
Jeśli według szatana Jezus musi rzucić się w dół, aby pokazać swoją Boską moc, a szatan jest ojcem kłamstwa, to znaczy, że On po prostu tę moc ma i nie musi tego udowadniać.
Jezus nie poddaje się pokusom, bo ma świadomość kim jest, po co przyszedł na ziemię, a dowodem jego zwycięstwa i panowania będzie krzyż. Zdumiewające jest to, że szatan posługuje się Słowem Bożym, on je zna na pamięć, ale w nim jest ono bezowocne – on je tylko zna. Pokusa jest wyrafinowana – przykryta „wolą Bożą” jak płaszczem, więc jak ją rozpoznać i nie wpaść w sidła?
Na to pytanie odpowiada ks. Jan Twardowski pisząc jak żyć, by nie dać się zmanipulować:
„Nie żyć dobrobytem i wygodą.
Nie zwracać uwagi na samego siebie.
Nie tyle rządzić, ile służyć”.
I klucz jest jasny.
27 II – VIII NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Łk 6,39-45
„Jezus opowiedział uczniom przypowieść: „Czy może niewidomy prowadzić niewidomego? Czy nie wpadną w dół obydwaj? Uczeń nie przewyższa nauczyciela. Lecz każdy, dopiero w pełni wykształcony, będzie jak jego nauczyciel. Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a nie dostrzegasz belki we własnym oku? Jak możesz mówić swemu bratu: „Bracie, pozwól, że usunę drzazgę, która jest w twoim oku”, podczas gdy sam belki w swoim oku nie widzisz? Obłudniku, usuń najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę z oka brata swego. Nie ma drzewa dobrego, które by wydawało zły owoc, ani też drzewa złego, które by dobry owoc wydawało. Po własnym owocu bowiem poznaje się każde drzewo; nie zrywa się fig z ciernia, ani z krzaka jeżyny nie zbiera się winogron. Dobry człowiek z dobrego skarbca swego serca wydobywa dobro, a zły człowiek ze złego skarbca wydobywa zło. Bo z obfitości serca mówią jego usta”.
W dzisiejszej ewangelii Jezus daje nam kilka wskazówek dotyczących życia społecznego. Są one swoistym przygotowaniem do nadchodzącego czasu Wielkiego Postu. To pewien rodzaj zaproszenia do pracy nad relacjami, które mamy i w których chcemy…
No właśnie – czego chcemy i kim chcemy być w naszych relacjach?
Nauczycielem?
Osobą mającą zawsze racje, nawet jak jej nie mam?
Chcę przewodzić, czy chcę i jestem partnerem relacji?
Belka i drzazga. Już sama objętość mówi za siebie.
Co chcę naprawić w życiu osób mnie otaczających?
Jakie uzdrawiające recepty na ich życie mam już przygotowane, sam nie widząc poważnych słabości i grzechów własnego życia?
Jakie są moje rozmowy z innymi, współpracownikami, bliskimi, osobami których nie darzę sympatią? Św. Franciszek z Asyżu mówił, że „błogosławiony jest brat, który tak samo wyraża się o osobach nieobecnych, jakby były obecne przy nim”.
Normalne jest to, że sam nie jestem w stanie wyciągnąć sobie z oka niczego, co przeszkadza i zniekształca widzenie. Potrzebuję do tego drugiej osoby. Potrzebuję do tego JEZUSA.
On jest gotowy usłużyć mi z precyzją wybitnego lekarza, bo nim jest. On może uleczyć mój wzrok i ranę w oku pozostałą po przedmiocie, który w nim tkwił, ale czeka na moją wolę i decyzję.
Tylko czy ja chcę widzieć dobrze, ostro, dokładnie i bez zniekształceń?
Bo może się nagle okazać, że moja belka zasłaniała całe pole widzenia i tak naprawdę to nie widziałem nic, a czyniłem się ekspertem od oglądu rzeczywistości.
Jeśli nadal nie jestem przekonany do Jezusowego badania wzroku i jeśli nadal trudno mi stanąć w prawdzie to najlepszym sposobem poznania będę ja sam – moje czyny będą mówić za mnie, a dokładnie to co będzie z nich wypływać.
Warto się przyjrzeć, bo idzie czas czterdziestu dni zniżek i gratisów łaski w Jego gabinecie.
20 II – VII NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Łk 6, 27-38
„Jezus powiedział do swoich uczniów: «Powiadam wam, którzy słuchacie: Miłujcie waszych nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie tym, którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was oczerniają. Jeśli cię kto uderzy w policzek, nadstaw mu i drugi. Jeśli zabiera ci płaszcz, nie broń mu i szaty. Dawaj każdemu, kto cię prosi, a nie dopominaj się zwrotu od tego, który bierze twoje. Jak chcecie, żeby ludzie wam czynili, podobnie wy im czyńcie. Jeśli bowiem miłujecie tych tylko, którzy was miłują, jakaż za to należy się wam wdzięczność? Przecież i grzesznicy okazują miłość tym, którzy ich miłują. I jeśli dobrze czynicie tym tylko, którzy wam dobrze czynią, jaka za to należy się wam wdzięczność? I grzesznicy to samo czynią. Jeśli pożyczek udzielacie tym, od których spodziewacie się zwrotu, jakaż za to należy się wam wdzięczność? I grzesznicy pożyczają grzesznikom, żeby tyleż samo otrzymać. Wy natomiast miłujcie waszych nieprzyjaciół, czyńcie dobrze i pożyczajcie, niczego się za to nie spodziewając. A wasza nagroda będzie wielka i będziecie synami Najwyższego; ponieważ On jest dobry dla niewdzięcznych i złych. Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny. Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni; nie potępiajcie, a nie będziecie potępieni; odpuszczajcie, a będzie wam odpuszczone. Dawajcie, a będzie wam dane; miarę dobrą, ubitą, utrzęsioną i wypełnioną ponad brzegi wsypią w zanadrza wasze. Odmierzą wam bowiem taką miarą, jaką wy mierzycie»”.
Co znaczy być uczniem słuchającym Jezusa w dzisiejszym świecie pośród tryliona spełnianych obowiązków?
W dzisiejszej Ewangelii Chrystus pokazuje drogę jaką Bóg prowadził przez wieki człowieka – od czysto ludzkiej sprawiedliwości ‘jeżeli tylko … jakaż za to dla was wdzięczność’, do miłości miłosiernej ‘miłujcie waszych nieprzyjaciół’ co On potwierdził swoją śmiercią na krzyżu, a za Nim męczennicy (jak św. Szczepan) którzy umierając modlili się za prześladowców.
Jezus jest konkretny i mówi o tym co robić. Miłować, dobrze czynić, pożyczać, błogosławić modlić się i są to odpowiedzi na konkretne zachowania przeciwne. To ma mnie wyróżniać.
Wyróżnia?
W całej liście reakcji i relacji wskazuje ponadto na podstawę, którą jest Ojciec, który ‘jest dobry dla niewdzięcznych i złych’, czyli dla mnie.
I zanim wzburzy się krew, że „jak to, że niby ja niewdzięczny i zły?” to warto zadać sobie pytanie ile razy Bóg mi przebacza, właśnie dlatego, że jest dobry, a jakie „święte” oburzenie wzbiera we mnie na myśl o moim przebaczaniu?
Jest dobry?
Patrząc na historię dzisiejszego dnia, mijającego miesiąca, na historię mojego życia, czy relacji w których jestem czy widzę Bożą dobroć, czy wobec mnie powinność ?
Miłosierdzie – misericordia (czyli serce dla biednego), czyli dla mnie! I to jest dobra nowina. Bóg kocha każdego taką sama miłością jak mnie i chce jego zbawienia tak samo jak mojego!
I do takiej miłości wzywa dziś Jezus – większej niż to co widzę i za co mogę dobrem ‘odpłacić’. U Jezusa wszystko mamy gratis i za nic bo w Nim jest miłość, a nie zasługa.
I kiedy wokoło żąda się sprawiedliwości, ja mam kochać w praktyce.
13 II – VI NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
Łk 6, 17. 20-26
„Jezus zszedł z Dwunastoma na dół i zatrzymał się na równinie; był tam liczny tłum Jego uczniów i wielkie mnóstwo ludu z całej Judei i z Jeruzalem oraz z nadmorskich okolic Tyru i Sydonu. On podniósł oczy na swoich uczniów i mówił:
«Błogosławieni jesteście, ubodzy, albowiem do was należy królestwo Boże.
Błogosławieni, którzy teraz głodujecie, albowiem będziecie nasyceni.
Błogosławieni, którzy teraz płaczecie, albowiem śmiać się będziecie.
Błogosławieni jesteście, gdy ludzie was znienawidzą i gdy was wyłączą spośród siebie, gdy zelżą was i z powodu Syna Człowieczego odrzucą z pogardą wasze imię jako niecne: cieszcie się i radujcie w owym dniu, bo wielka jest wasza nagroda w niebie. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili prorokom. Natomiast biada wam, bogaczom, bo odebraliście już pociechę waszą. Biada wam, którzy teraz jesteście syci, albowiem głód cierpieć będziecie.
Biada wam, którzy się teraz śmiejecie, albowiem smucić się i płakać będziecie.
Biada wam, gdy wszyscy ludzie chwalić was będą. Tak samo bowiem przodkowie ich czynili fałszywym prorokom»”.
Ewangelista Łukasz podkreśla, że z Jezusem są Jego uczniowie; liczny tłum. Niby coś normalnego, jednak podkreśla także, że Jezus mówiąc do wszystkich patrzy na uczniów, tak jakby chciał mówić tylko do nich. Słuchający Go chcą to robić, bo są Jego uczniami. To nie przymus, ale chęć biskości. Jednak to nie jest tylko „zwykłe” mówienie do słuchaczy ale dogłębne stwierdzanie stanu, który teraz przeżywają. Są ubodzy, głodują, płaczą, mogą być także znienawidzeni i odrzuceni. To wszystko może być, lub już jest ich udziałem. Na początku więc trzeba sobie przypomnieć, że przez chrzest jestem uczniem Jezusa i jak z przyjęciem Jego było różnie, tak też i ja mogę mieć nadzieję na dobre przyjęcie moich słów, ale na pewno nie pretensje, kiedy tak dziać się nie będzie.
Czy wobec tego chcę być w ogóle uczniem Jezusa?
Chcę od Niego uczyć się?
Uczeń jest zależny od nauczyciela – chcę być zależny od Jezusa?
Jezus, jak zawsze zresztą, mówi o tym co podstawowe i niezbędne. Błogosławieństwa są dowodem na to, że Bóg patrzy, patrzy i jeszcze raz patrzy. Nic dla Niego nie jest mało ważne, nic nie jest drugorzędne, a wręcz przeciwnie – najbardziej liczy się to, co może nieraz „z przymusu”, bo nie pałamy chęcią i umiłowaniem do tego, co kosztuje trud i niewygodę.
Błogosławieni, czyli szczęśliwi.
Tyle samo szczęśliwi i tyle samo biada. Droga życia i droga śmierci. Nie tylko kontrasty: głodni – syci, płaczący – śmiejący się; tu jest coś więcej. Kluczem do rozumienia błogosławieństw jest właśnie serce – to sanktuarium człowieka i jego relacji, intencji i prawdy. Bo w każdym z nas jest człowiek Chrystusowy, który żyje Jego obecnością i tęsknotą za Nim, i stary człowiek szukający luksusu i nim wypełniający serce.
Jezus przeciwstawia nasze rozumienie szczęścia jako dobrobytu, błogostanu, bogactwa i dobrej opinii, szczęściu prawdziwemu, nieprzemijającemu, którego autorem jest Bóg!
Czy jesteśmy w stanie żyć wszystkimi błogosławieństwami? Nie.
Czy jesteśmy w stanie żyć pełnią chociaż jednego? Być może.
Ale Bóg zna serce i wie jak bardzo pragnie ono Jego obecności. Bóg wie!
06 II – V NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Łk 5,1-11
„Zdarzyło się raz, gdy tłum cisnął się do Jezusa, aby słuchać słowa Bożego, a On stał nad jeziorem Genezaret, że zobaczył dwie łodzie, stojące przy brzegu, rybacy zaś wyszli z nich i płukali sieci. Wszedłszy do jednej łodzi, która należała do Szymona, poprosił go, żeby nieco odbił od brzegu. Potem usiadł i z łodzi nauczał tłumy. Gdy przestał mówić, rzekł do Szymona: „Wypłyń na głębię i zarzućcie sieci na połów”. A Szymon odpowiedział: „Mistrzu, przez całą noc pracowaliśmy i niceśmy nie ułowili. Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci”. Skoro to uczynili, zagarnęli tak wielkie mnóstwo ryb, że sieci ich zaczynały się rwać. Skinęli więc na wspólników w drugiej łodzi, żeby im przyszli z pomocą. Ci podpłynęli i napełnili obie łodzie, tak że się prawie zanurzały. Widząc to, Szymon Piotr przypadł Jezusowi do kolan i rzekł: „Odejdź ode mnie, Panie, bo jestem człowiek grzeszny”. I jego bowiem, i wszystkich jego towarzyszy w zdumienie wprawił połów ryb, jakiego dokonali; jak również Jakuba i Jana, synów Zebedeusza, którzy byli wspólnikami Szymona. Lecz Jezus rzekł do Szymona: „Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił”. I przyciągnąwszy łodzie do brzegu, zostawili wszystko i poszli za Nim”.
Ta sytuacja przypomina to, co działo się na weselu w Kanie Galilejskiej. Tu także okazuje się, że Jezus jest „ekspertem” od absurdów, a do tego od człowieka wymaga tylko, a może aż tyle, aby poddał się Mu.
I tyle.
I będzie cud. Bo absurdem jest, jak wlewanie wody kiedy potrzeba wina, tak i połów w dzień.
Zauważmy jednak otwarcie Piotra. To, czego boimy się dziś to strata. Codzienność wypełniona jest raczej staraniem i zabieganiem o to aby mieć, co niekiedy przypomina wręcz monotonne ciułanie. Chcemy się zabezpieczyć na to aby mieć, a nie tracić czas, pieniądze, siły, umiejętności, spokój. Oczywiście robimy to w dobrej wierze i z troski o tych, których kochamy.
Ale czy pozwalam Ojcu aby o mnie zadbał?
Czy w relacji do Niego pozwalam sobie na to by być tym, kim jestem, czyli dzieckiem do którego co dzień wołam „Ojcze nasz…”?
Czy na tyle Mu ufam, aby dać o siebie zadbać?
Czy może „Bóg jest tam, ja jestem tu, więc umiesz liczyć…”?
Szymon Piotr stwierdza stan straty, a jednak to „lecz…” otwiera na to, co dzieje się później. Jezus przychodzi z obfitością która, nawet takiego chojraka jak Szymon, zwala z nóg!
Ale jak na weselu, tak i w pracy, potrzebne jest zaufanie i posłuszeństwo. Może i Piotr nie miał wielkiej wiary, bo trudno ją zobaczyć w jego późniejszych wymówkach jakie czynił Nauczycielowi, gdy Ten mówił o swojej śmierci, ale zaufał, że jak to mówi Jezus co coś musi w tym być.
W tej rzeczywistości Jezusowego cudu, Piotr doświadcza prawdy o swojej grzeszności, a Jezus go uspokaja. Ma się nie bać, co oznacza, że grzech nie jest żadną przeszkodą w powołaniu do życia jakie Jezus mu proponuje. Tak więc prawda o grzeszności Kościoła jest nieodzowna w jego istnieniu. To właśnie ona wyzwala z masek i udawania. Kościół jest grzeszny, bo Kościół to my, czyli wierni, osoby konsekrowane, kapłani, biskupi i papież. A jeśli pierwszy papież do tego przyznał się, to tym bardziej my nie próbujmy grać lepszych niż jesteśmy, bo właśnie takimi jakimi jesteśmy, jesteśmy kochani przez Boga ponad życie i cierpienie i takich właśnie, a nie innych, Jezus chce obdarzać swoim MIŁOSIERDZIEM.
30 I – IV NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Łk 4,21-30
„W Nazarecie w synagodze, po czytaniu z proroctwa Izajasza, Jezus powiedział: „Dziś spełniły się te słowa Pisma, któreście słyszeli”. A wszyscy przyświadczali Mu i dziwili się pełnym wdzięku słowom, które płynęły z ust Jego. I mówili: „Czyż nie jest to syn Józefa?”.
Wtedy rzekł do nich „Z pewnością powiecie mi to przysłowie: „Lekarzu, ulecz samego siebie; dokonajże i tu, w swojej ojczyźnie, tego, co wydarzyło się, jak słyszeliśmy, w Kafarnaum«”.
I dodał: „Zaprawdę powiadam wam: Żaden prorok nie jest mile widziany w swojej ojczyźnie. Naprawdę mówię wam: Wiele wdów było w Izraelu za czasów Eliasza, kiedy niebo pozostawało zamknięte przez trzy lata i sześć miesięcy, tak że wielki głód panował w całym kraju; a Eliasz do żadnej z nich nie został posłany, tylko do owej wdowy w Sarepcie Sydońskiej. I wielu trędowatych było w Izraelu za proroka Elizeusza, a żaden z nich nie został oczyszczony, tylko Syryjczyk Naaman”. Na te słowa wszyscy w synagodze unieśli się gniewem. Porwali się z miejsca, wyrzucili Go z miasta i wyprowadzili aż na stok góry, na której ich miasto było zbudowane, aby Go strącić. On jednak przeszedłszy pośród nich, oddalił się.
Najprostszą pokusą aby zablokować w sobie dostęp do refleksji i prawdy jest słowo: „ale …”.
Tak zrobili faryzeusze zastanawiając się, że przecież ten Jezus to syn Józefa, więc jeden z nas, więc cóż takiego może powiedzieć. Najpierw chcą Go wynieść w górę, bo słuchają Go z zapartym tchem, a potem strącić z góry.
Miasto położone na górze, więc i wolne od niebezpieczeństw, konfliktów czy wrogów na których mogli patrzeć z góry mając nad nimi realną przewagę.
A jednak zwyciężyła ich prawda. Przyszedł Jezus, nie jako wróg, ale przyjaciel i powiedział prawdę ich zamkniętego serca. To było to nieobwarowane miejsce, które tak mocno zabolało, aż do siły zbiorowego gniewu!
Jaką siłę ma także ludzki gniew?
Jak mocno działa skoro wobec niego nie liczy się ludzkie życie?
Jednak Jezus wie, że prorokiem być u swoich to po ludzku przegrana sprawa, bo wygrywa to, co ludzkie i słabe w nas. Łatwiej od razu odrzucić proroka i prawdę, bo on w końcu nie jest lepszy ode mnie, zamiast przyjąć to co mówi do serca ku nawróceniu.
Jaką prawdę odrzuciłem tylko dlatego, że nie pasował mi głoszący?
Jezus mimo to przechodzi między nimi, oddala się. Na szczęście tylko oddala się, nie opuszcza!
Dobrą nowiną jest to, że ta prawda która przeprawiła ich o pianę na ustach, jest Jezusowi znana i mimo wszystko nie przeszkadza Mu, aby o nich walczyć.
Bóg ją w miłości przyjmuje – człowiek w pysze odrzuca. Chory wypiera się choroby.
Ale LEKARZ jeszcze wróci.
23 I – III NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Łk 1, 1-4; 4, 14-21
„Wielu już starało się ułożyć opowiadanie o zdarzeniach, które się dokonały pośród nas, tak jak nam je przekazali ci, którzy od początku byli naocznymi świadkami i sługami słowa. Postanowiłem więc i ja zbadać dokładnie wszystko od pierwszych chwil i opisać ci po kolei, dostojny Teofilu, abyś się mógł przekonać o całkowitej pewności nauk, których ci udzielono.
Powrócił Jezus mocą Ducha do Galilei, a wieść o Nim rozeszła się po całej okolicy. On zaś nauczał w ich synagogach, wysławiany przez wszystkich. Przyszedł również do Nazaretu, gdzie się wychował. W dzień szabatu udał się swoim zwyczajem do synagogi i powstał, aby czytać. Podano Mu księgę proroka Izajasza. Rozwinąwszy księgę, znalazł miejsce, gdzie było napisane: «Duch Pański spoczywa na Mnie, ponieważ Mnie namaścił i posłał Mnie, abym ubogim niósł dobrą nowinę, więźniom głosił wolność, a niewidomym przejrzenie; abym uciśnionych odsyłał wolnymi, abym obwoływał rok łaski Pana».
Zwinąwszy księgę, oddał słudze i usiadł; a oczy wszystkich w synagodze były w Niego utkwione. Począł więc mówić do nich: «Dziś spełniły się te słowa Pisma, które słyszeliście»”.
Ewangelista wprowadza nas w inny świat wartości niż ten, w którym żyjemy. Święty Łukasz, człowiek wykształcony – lekarz, oraz uczeń i towarzysz wypraw misyjnych św. Pawła nie obawia się o swoją reputację, ani tym bardziej co o nim pomyśli adresat tegoż listu „dostojny Teofil”. On pisze o tym Kogo i czego doświadczył. Nawet nie on sam, ale ten, któremu towarzyszył. Musiał to bardzo przeżyć, a przede wszystkim uwierzyć.
My, paradoksalnie jesteśmy w lepszej sytuacji, bo już jesteśmy osobami deklarującymi się jako wierzące, ale czy naprawdę wierzące?
Czy w całej prawdzie swojego serca mogę zdefiniować siebie jako osoba wierząca, czy tylko praktykująca?
Jeśli już przebrnę przez to pytanie, to konsekwentnie nasuwa się następne – jaki jest Bóg w którego wierzę?
Czy jestem w stanie ufać Mu i powierzać Mu moją rodzinę, wychowanie dzieci według wartości, które wskazuje Kościół?
To prawda, Kościół idealny nie jest, bo stanowią go ludzie, którzy do ideału dążą i mają mniejszy lub większy dystans do przebycia, aby stać się takimi.
Ale, czy wierzę i przyjmuję, że Kościół właśnie pomimo swej nieidealnej kondycji daje rozwiązania, które są najlepsze bo są Boże?
Czy wierzę w to, że powierzając się Bogu, to On sam będzie za mnie walczył i, może nie od razu jakbym chciał, ale w dobrym czasie rozwiąże problemy jak tego On chce – czyli z korzyścią dla mnie?
Ostatnio otrzymałam tekst, który naprawdę warty jest zastanowienia. Oto jego fragment:
„To dziwne, jak proste jest dla ludzi wyrzucić Boga,
a potem dziwić się, dlaczego świat zmierza do piekła.
To śmieszne, jak bardzo wierzymy w to, co napisane jest w gazetach,
a podajemy w wątpliwość to, co mówi Pismo Święte.
To dziwne, jak bardzo każdy chce iść do nieba
pod warunkiem, że nie będzie musiał wierzyć, myśleć, mówić ani też robić czegokolwiek,
co mówi Słowo Boże. To dziwne, jak ktoś może powiedzieć: „Wierzę w Boga”
i nadal iść za szatanem, który tak a propos również wierzy w Boga.
To dziwne, jak łato osądzamy,
ale nie chcemy być osądzeni.
To dziwne, jak możesz wysyłać tysiące „dowcipów” przez e-mail, które rozprzestrzeniają się jak nieokiełznany ogień,
ale kiedy wysyłasz przesłania dotyczące Pana Boga,
ludzie dwa razy zastanawiają się, czy podzielić się nimi z innymi.
To dziwne, jak ktoś może być zapalony dla Chrystusa w niedzielę,
a przez resztę tygodnia jest niewidzialnym chrześcijaninem.
To śmieszne, jak bardzo mogę być przejęty tym, co inni ludzie pomyślą o mnie,
zamiast tym, do czego wzywa mnie Bóg !!!”
Dobra Nowina, którą daje nam dziś Pan jest taka, że pomimo mniejszej lub większej zgodności słów „dziwne/śmieszne” z charakterem naszego bycia chrześcijaninem Jezus na początku nowego roku przypomina mi, kto tu działa.
Przypomina mi, że jest tym, który daje mi kolejny rok swojej łaski. Nie zniechęca się moją przeciętnością, ale zapewnia o swojej obecności i łasce.
Czy to nie jest wręcz bardzo dobra nowina?!
16 I – II NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
J 2,1-11
„W Kanie Galilejskiej odbywało się wesele i była tam Matka Jezusa. Zaproszono na to wesele także Jezusa i Jego uczniów. A kiedy zabrakło wina, Matka Jezusa mówi do Niego: „Nie mają już wina”. Jezus Jej odpowiedział: „Czyż to moja lub Twoja sprawa, Niewiasto? Jeszcze nie nadeszła godzina moja”. Wtedy Matka Jego powiedziała do sług: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie”. Stało zaś tam sześć stągwi kamiennych przeznaczonych do żydowskich oczyszczeń, z których każda mogła pomieścić dwie lub trzy miary. Rzekł do nich Jezus: „Napełnijcie stągwie wodą”. I napełnili je aż po brzegi. Potem do nich powiedział: „Zaczerpnijcie teraz i zanieście staroście weselnemu”. Ci zaś zanieśli. A gdy starosta weselny skosztował wody, która stała się winem, i nie wiedział, skąd ono pochodzi, ale słudzy, którzy czerpali wodę, wiedzieli, przywołał pana młodego i powiedział do niego: „Każdy człowiek stawia najpierw dobre wino, a gdy się napiją, wówczas gorsze. Ty zachowałeś dobre wino aż do tej pory”. Taki to początek znaków uczynił Jezus w Kanie Galilejskiej. Objawił swoją chwałę i uwierzyli w Niego Jego uczniowie”.
Św. Antoni z Padwy, jeden z najwybitniejszych kaznodziejów na świecie, w jednym ze swoich kazań poświęcił jeden z akapitów „sześciu słowom Maryi”.
A w dzisiejszej Ewangelii usłyszeliśmy Jej ostatnie dwa, czyli piąte i szóste:
„Nie mają już wina” (J 2,3)
„Zróbcie wszystko cokolwiek wam powie” (J 2,5).
Na tym koniec, Maryja nie odezwie się w Ewangeliach ani razu. Jest pokorna – Ona „maleje”, odchodzi na tzw. plan drugi, kiedy Jezus mówi i działa; Ona wskazuje na Niego.
Ile ja słów wypowiadam?
Czy są one niezbędne, lub chociaż potrzebne?
Czy są to słowa miłości, czy …?
Jaka jest ich treść? Jakie przekazują informacje, uczucia?
Słowa Maryi są pełne miłości : piąte – to słowo współczucia potrzebującym, szóste – pouczenie pełne zawierzenia.
Jakie są moje słowa?
Maryja współczuje widząc brak, może nawet szybciej niż Jezus, bo patrzy okiem Matki!
Czy ja pozwalam Maryi na zatroszczenie się o mnie?
Czy powierzam Jej sprawy mojego domu, rodziny, gospodarstwa, finansów, potrzeb i może braków finansów w stosunku do potrzeb?
Czy pozwalam Jej być Matką, nawet jeśli i tak obiektywnie Ona nią jest?
Czy pozwalam Jej być moją Matką?
Ostatnie słowa – testament?
Jakimi słowami kończę dzień, rozmowę, wiadomość?
Jaki mają skutek?
Podnoszą, czy przygniatają?
I jeszcze jedno tchnienie Ducha – Maryja i Bóg wskazują na Jezusa – przypomina się fragment Przemienienia na górze Tabor:
„To jest Mój Syn umiłowany, Jego słuchajcie” + „Zróbcie wszystko cokolwiek wam powie”= „Jezus drogą, prawdą i życiem”.
09 I 2022 r. NIEDZIELA CHRZTU PAŃSKIEGO
EWANGELIA
Łk 3, 15-16. 21-22
„Gdy lud oczekiwał z napięciem i wszyscy snuli domysły w swych sercach co do Jana, czy nie jest Mesjaszem, on tak przemówił do wszystkich: «Ja was chrzczę wodą; lecz idzie mocniejszy ode mnie, któremu nie jestem godzien rozwiązać rzemyka u sandałów. On będzie was chrzcił Duchem Świętym i ogniem». Kiedy cały lud przystępował do chrztu, Jezus także przyjął chrzest. A gdy się modlił, otworzyło się niebo i Duch Święty zstąpił nad Niego, w postaci cielesnej niby gołębica, a z nieba odezwał się głos: «Ty jesteś moim Synem umiłowanym, w Tobie mam upodobanie»”.
Ewangelista Łukasz podkreśla jednoznaczność i przeźroczystość Jana. Jest kim jest i nie uzurpuje sobie prawa do bycia kimś więcej niż jest. Jest prawdziwy.
Lud oczekuje z napięciem i snują domysły, a Jan jest spokojny. Napięcie świadczy o oczekiwaniu i wyglądaniu kogoś upragnionego.
Pragnął Mesjasza.
Czego ja pragnę?
Czy moje pragnienia są związane i kręcą się wokół czysto konsumpcyjnego sposobu myślenia?
Czy może w moich pragnieniach pojawiają się wartości ponadczasowe, które chciałbym i pragnę realizować w życiu moim, mojej rodziny, moich dzieci?
Czy w moich pragnieniach pojawia się Bóg, głód Eucharystii?
Jezus stoi w kolejce i czeka na chrzest. Jest jeszcze nieznany, spokojny, pokorny; czeka i modli się. Jest w ścisłej relacji z Ojcem, który po wszystkim bardzo konkretnie ją potwierdza.
Te słowa Bóg wypowiadał nad każdym z nas w momencie naszego chrztu. Zanim jeszcze zdążyliśmy na cokolwiek zasłużyć, w czymkolwiek się wybić, czymkolwiek się pochwalić. Już wtedy, w całym NIC naszych zasług Bóg Ojciec nas miłuje i ma w nas upodobanie!
Patrzy na nas wzrokiem kochających rodziców.
Wierzę w to?
02 I 2022 r. II NIEDZIELA PO NARODZENIU PAŃSKIM
EWANGELIA
J 1, 1-18
„Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. ono było na początku u Boga. Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, z tego, co się stało. W Nim było życie, a życie było światłością ludzi, a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła. Pojawił się człowiek posłany przez Boga – Jan mu było na imię. Przyszedł on na świadectwo, aby zaświadczyć o światłości, by wszyscy uwierzyli przez niego. Nie był on światłością, lecz został posłany, aby zaświadczyć o światłości. Była światłość prawdziwa, która oświeca każdego człowieka, gdy na świat przychodzi. Na świecie było Słowo, a świat stał się przez Nie, lecz świat Go nie poznał. Przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli. Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą w imię Jego – którzy ani z krwi, ani z żądzy ciała, ani z woli męża, ale z Boga się narodzili. A Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas. I oglądaliśmy Jego chwałę, chwałę, jaką Jednorodzony otrzymuje od ojca, pełen łaski i prawdy. Jan daje o Nim świadectwo i głośno woła w słowach: «Ten był, o którym powiedziałem: Ten, który po mnie idzie, przewyższył mnie godnością, gdyż był wcześniej ode mnie». Z Jego pełności wszyscy otrzymaliśmy – łaskę po łasce. Podczas gdy Prawo zostało dane za pośrednictwem Mojżesza, łaska i prawda przyszły przez Jezusa Chrystusa. Boga nikt nigdy nie widział; ten Jednorodzony Bóg, który jest w łonie ojca, o Nim pouczył”.
Święty Jan opisuje relację jaka zachodzi między Słowem, a Bogiem. Od początku było Ono u Boga i jest zarazem źródłem istnienia tego co jest.
Do tej prawdy odniósł się także papież Benedykt XVI: „Odwieczne Słowo stało się małe – tak małe, że zmieściło się w żłobie. Stało się dzieckiem, aby Słowo było dla nas uchwytne. W ten sposób Bóg nas uczy kochać maluczkich. Tak uczy nas kochać słabych”.
Jednak nie są to tylko słowa „na eksport”, bo miłość drugiego zaczyna się od miłości samego, czyli miłości swojej słabości.
Na początku tego roku kalendarzowego Bóg w swoim słowie zadaje mi pytanie i w związku z tym daje zadanie – On stał się mały, chce być w tej małości i kruchości w drugim człowieku kochany. Nie zadzieje się to od tyłu, więc pyta mnie o moją miłość siebie w mojej słabości, którą już znam i najczęściej się jej wstydzę.
Bóg, który jest początkiem wszystkiego, nie wstydził się być małym, to cóż dopiero my?
Jakiej mojej słabości nie znoszę?
Jakiej cząstki mnie się wypieram przed sobą i innymi?
Gdzie dałem sobie wmówić, że „z tym to już dno”?
Święty Jan pisze ponadto, że „była światłość prawdziwa”. To znaczy więc, że może być światłość fałszywa, której ostatecznym efektem jest mrok. Więc co to jest za światło, które wypełnia mrokiem?
Światło, które jest ciemnością?
Szczęście, które jest nieszczęściem?
Dobro, które nim nie jest?
Piękno, które jest brzydotą?
Jest pewne, że Jezus, Słowo Ojca, jest światłością prawdziwą, czyli taką, która nie jest na chwilę, ale trwa i nie zmienia się. Jest szczęściem, które jest a Nim wieczne. Jest dobrem, które się rozprzestrzenia i otwiera serce i pięknem, które nie przemija. Bo z „Jego pełności” czyli z tego co chce nam dawać, a jest hojnym dawcą, otrzymaliśmy „łaskę po łasce” – bo chce dawać, nie jest jednorazowym donatorem.
Ale czy chcę być obdarowywany?
Czy proszę o dary?
Czy może chcę radzić sobie (choć jest to słowo mocno na wyrost) samemu?
Jest to więc pytanie o to, czy chcę być dzieckiem Ojca?
26 XII 2021 R. ŚWIĘTO ŚWIĘTEJ RODZINY Z NAZARETU
EWANGELIA
Łk 2, 41-52
„Rodzice Jezusa chodzili co roku do Jeruzalem na Święto Paschy. Gdy miał lat dwanaście, udali się tam zwyczajem świątecznym. Kiedy wracali po skończonych uroczystościach, został młody Jezus w Jerozolimie, a tego nie zauważyli Jego Rodzice. Przypuszczając, że jest wśród pątników, uszli dzień drogi i szukali Go między krewnymi i znajomymi. Gdy Go nie znaleźli, wrócili do Jeruzalem, szukając Go. Dopiero po trzech dniach odnaleźli Go w świątyni, gdzie siedział między nauczycielami, przysłuchiwał się im i zadawał pytania. Wszyscy zaś, którzy Go słuchali, byli zdumieni bystrością Jego umysłu i odpowiedziami. Na ten widok zdziwili się bardzo, a Jego Matka rzekła do Niego: «Synu, czemu nam to uczyniłeś? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie». Lecz on im odpowiedział: «Czemu Mnie szukaliście? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?» Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział. Potem poszedł z nimi i wrócił do Nazaretu; i był im poddany. A Matka Jego chowała wiernie wszystkie te sprawy w swym sercu. Jezus zaś czynił postępy w mądrości, w latach i w łasce u Boga i u ludzi”.
Trzy dni w życiu Matki Bożej to znamienny czas – tu z Józefem szukali Jezusa, a za dwadzieścia lat tyle samo dni będzie żyć oczekiwaniem zmartwychwstania.
Jakim oczekiwaniem ja żyję?
Czy biorę pod uwagę chrześcijańskie oczekiwanie życia wiecznego?
W ciągu całego dnia myśleli, że Jezus jest wśród pielgrzymów, czyli osób im znajomych. On natomiast został tam, gdzie jest Ojciec i Jego własność, czyli na swoim miejscu. Niesamowity akt zaufania – powierzyć syna innym osobom. Akt „boski”, ale powtarzający się do dziś. Bóg powierza Ciało swego Syna ludziom na wszystkich ołtarzach świata i ufa im, że się o Nie zatroszczą.
Co znaczy zatroszczyć się o Jezusa?
Jesteśmy przyzwyczajeni do prawdy, że to Bóg Ojciec troszczy się o nas; i tak jest.
Zewnętrznym sposobem zatroszczenia się o Ciało Jezusa na wszystkich ołtarzach świata jest moja postawa chrześcijańska, czyli relacja do Jezusa w świątyni, którą jest Kościół parafialny, oraz relacja do drugiego człowieka który jest, jak i ja, Świątynią Ducha Świętego.
Jak troszczę się o drugiego człowieka, może nieraz nieznanego, którego mijam, a którego potrzeba jest mi widoczna? Przecież należy od do wspólnoty parafialnej!
Jak troszczę się o mój kościół parafialny?
Dobrą Nowiną dla nas jest to, że święci Rodzice znaleźli syna w świątyni – to dla nas drogowskaz gdzie i my mamy go szukać. Tak więc jest to miejsce Boże, przedsionek nieba, bo jest tam Jezus.
A jak mi się tam nudzi, to jak to niebo tam znaleźć?
W tym, że On tam jest niezależnie od tego, czy w to wierzę, czy nie i czeka na mnie abym Go tam odnalazł w tym co mi daje do zbawienia.
Miłość Boga to nie wzdychanie, ale konkret – słowa i czyn popierający i uwierzytelniający słowa! Życie Jego dla życia mojego!
Na koniec jeszcze Matka – wiernie (czyli stale) zachowująca w sercu to, co się dzieje i to czego nie rozumie, bo każda sprawa ma swój czas. Cierpliwość i stałość jest aktem zaufania i to jest Jej odpowiedź.
Jaka jest moja?
BOŻE NARODZENIE 2021
EWANGELIA
J 1, 1-18
„Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo. ono było na początku u Boga. Wszystko przez Nie się stało, a bez Niego nic się nie stało, z tego, co się stało. W Nim było życie, a życie było światłością ludzi, a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła. Pojawił się człowiek posłany przez Boga – Jan mu było na imię. Przyszedł on na świadectwo, aby zaświadczyć o światłości, by wszyscy uwierzyli przez niego. Nie był on światłością, lecz został posłany, aby zaświadczyć o światłości. Była światłość prawdziwa, która oświeca każdego człowieka, gdy na świat przychodzi. Na świecie było Słowo, a świat stał się przez Nie, lecz świat Go nie poznał. Przyszło do swojej własności, a swoi Go nie przyjęli. Wszystkim tym jednak, którzy Je przyjęli, dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą w imię Jego – którzy ani z krwi, ani z żądzy ciała, ani z woli męża, ale z Boga się narodzili. A Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas. I oglądaliśmy Jego chwałę, chwałę, jaką Jednorodzony otrzymuje od ojca, pełen łaski i prawdy. Jan daje o Nim świadectwo i głośno woła w słowach: «Ten był, o którym powiedziałem: Ten, który po mnie idzie, przewyższył mnie godnością, gdyż był wcześniej ode mnie». Z Jego pełności wszyscy otrzymaliśmy – łaskę po łasce. Podczas gdy Prawo zostało dane za pośrednictwem Mojżesza, łaska i prawda przyszły przez Jezusa Chrystusa. Boga nikt nigdy nie widział; ten Jednorodzony Bóg, który jest w łonie ojca, o Nim pouczył”.
Święty Jan opisuje dość zgrabnie relację jaka zachodzi między Słowem, a Bogiem. Od początku było Ono u Boga i jest zarazem źródłem istnienia tego co jest. Jest zatem źródłem mojego istnienia, bo Bóg nie stwarza tego, czego nie chce. Wspaniała nowina!
Co więcej – to co istnieje w Nim ma życie.
Mam życie w Bogu i z Niego je czerpię.
To Słowo, które było pośrednikiem stworzenia jest dla człowieka światłem i zbawieniem.
Jednak jest tu i trudność (jak zwykle ze strony człowieka, bo Bóg nie ma problemu z naszą nędzą) – to „swoi Go nie przyjęli” bo nie pasował do wyobrażenia. Ciekawe jakie wyobrażeniem miał o nas Bóg stwarzając nas?!
Ktoś, kto jest Jego własnością – nie przyjął Go nawet wtedy, gdy uniżył się tak maksymalnie, że stał się jak stworzenie. Najgorzej jest być odrzuconym przez swoich, czyli przez tych, którym się ufa.
Kiedy Go odrzucam?
Czego nie przyjmuję?
Dlaczego mi nie pasuje?
Na szczęście św. Jan mówi także o tych, którzy przyjęli Jezusa, dla których ten fakt jest źródłem Bożego dziecięctwa, czyli Bożego dziedzictwa.
Dobra Nowina jest w tym, że Słowo wcielone, czyli „urealnione” jest między nami – Bóg jest między nami i przyszedł niezależnie od tego czy teraz Go chcę, czy nie. Przychodzi niezależnie od mojego chcę w każdej Eucharystii i swojemu słowu miłości jest wierny.
On jest i przyjmuje na Siebie całą moją nędzę i słabość i w niej objawia swoje bycie.
Przyjąłeś Go z całą miłością?
IV NIEDZIELA ADWENTU
EWANGELIA
Łk 1, 39-45
„W tym czasie Maryja wybrała się i poszła z pośpiechem w góry do pewnego miasta w ziemi Judy. Weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę. Gdy Elżbieta usłyszała pozdrowienie Maryi, poruszyło się dzieciątko w jej łonie, a Duch Święty napełnił Elżbietę. Wydała ona głośny okrzyk i powiedziała: «Błogosławiona jesteś między niewiastami i błogosławiony jest owoc Twojego łona. a skądże mi to, że Matka mojego Pana przychodzi do mnie? Oto bowiem, skoro głos Twego pozdrowienia zabrzmiał w moich uszach, poruszyło się z radości dzieciątko w moim łonie. Błogosławiona jest, która uwierzyła, że spełnią się słowa powiedziane Jej od Pana»”.
Brzemienna Maryja idzie długie kilometry do brzemiennej Elżbiety. Obydwie noszą pod sercem życie i w obydwu jest ono cudem. Spotykają się dwie cudowne kobiety. Elżbieta fascynuje nadzieją, którą Bóg zaspokoił. Maryja fascynuje zaufaniem, w które Bóg zstępuje. A do tego żadna z nich nie zatrzymuje się na sobie! Młodsza pomaga starszej, a starsza odczytuje cud młodszej. Tak cieszyć się mogą tylko osoby bezgranicznie wdzięczne z obdarowania.
Dwie kobiety niosące w sobie życie, ale i dwie kobiety z bagażem trudności – Elżbieta dźwiga przeszłość, hańbę niepłodności. Maryja dźwiga przyszłość, niepewność, lęk. Jednak w tym spotkaniu zdumiewa to, że żadna nie umniejsza trudów drugiej, a wręcz je docenia. Maryja – wiek i stan krewnej, a ona – wielkość Bożego wybrania i oczekiwania narodu, które ziściło się w osobie Maryi. Pod wpływem Ducha Świętego krewna jest w stanie odkryć prawdę jeszcze dla świata zakrytą.
Obydwie kobiety swoją postawą zadają mi pytanie jak ja traktuję innych w ich trudach i problemach?
Pomijam?
Kwituję stwierdzeniem pozornego zrozumienia czekając na wyrażenie moich „jedynych prawdziwych problemów”?
Mam na wszystko doskonałą radę?
Współczuję?
Wysłuchuję?
Jeszcze jedna sprawa – Elżbieta zdumiona pyta „skądże mi to że matka mojego Pana przychodzi do mnie?” Odpowiedź jest jedna – ta Matka już tak ma, że jest zawsze tam, gdzie jest najbardziej potrzebna. Z pomocą i matczyną obecnością spieszy nawet tam, gdzie Jej nikt nie zapraszał – bo tak już jest z matką, że ma taki „radar miłości”. I najlepiej jest być w jego polu.
III NIEDZIELA ADWENTU
EWANGELIA
„Gdy Jan nauczał nad Jordanem, pytały go tłumy: «Cóż mamy czynić?» On im odpowiadał: «Kto ma dwie suknie, niech się podzieli z tym, który nie ma; a kto ma żywność, niech tak samo czyni». Przyszli także celnicy, żeby przyjąć chrzest, i rzekli do niego: «Nauczycielu, co mamy czynić?» On im powiedział: «Nie pobierajcie nic więcej ponad to, co wam wyznaczono». Pytali go też i żołnierze: «a my co mamy czynić?» On im odpowiedział: «Na nikim pieniędzy nie wymuszajcie i nikogo nie uciskajcie, lecz poprzestawajcie na waszym żołdzie». Gdy więc lud oczekiwał z napięciem i wszyscy snuli domysły w swych sercach co do Jana, czy nie jest Mesjaszem, on tak przemówił do wszystkich: «Ja was chrzczę wodą; lecz idzie mocniejszy ode mnie, któremu nie jestem godzien rozwiązać rzemyka u sandałów. on będzie was chrzcił Duchem Świętym i ogniem. Ma on wiejadło w ręku dla oczyszczenia swego omłotu: pszenicę zbierze do spichlerza, a plewy spali w ogniu nieugaszonym». Wiele też innych napomnień dawał ludowi i głosił dobrą nowinę”.
Tym co zdumiewa w tym fragmencie ewangelii jest konkretna wola nawrócenia ze strony słuchających. Byli to nie tylko Żydzi, o których sytuacji moralnej można powiedzieć tyle samo, co o każdym z nas – średni, przeciętni wierzący, czekający na Mesjasza. W kolejce do Jana, i z tym samym pytaniem, stali żołnierze i celnicy, których najpewniej (ale tu i przy takiej osobie, to nie wypada) chciałaby się aby zniknęli z powierzchni ziemi, bo z nimi w takiej bliskości to jak tak można?
Pytając się wiedzieli, że nie będzie łatwo. Już z tego co i jak mówił mogli śmiało wnioskować, że mają do czynienia z człowiekiem twardym.
Pytanie „Co więc mamy robić?” jest wystawieniem się i otwarciem na zmianę, bo mogło się okazać, że trzeba będzie przeorganizować i zmienić wszystko!
Tak naprawdę to pytanie powinno pojawiać się przy każdym przygotowaniu do spowiedzi.
Co mam robić aby zmienić dane przyzwyczajenie, słabość, grzech?
Jan pokazuje realizm życia – czyn dobry i sprawiedliwy. Nie chodzi więc o zmianę życia, ale o usunięcie z niego wszystkiego co jest złe. Celnikom wskazał, że mają pobierać tylko tyle ile im wyznaczono – i nic więcej.
I tu mogą wyrosnąć schody – a jak jestem przywiązany do tego zła z którego czerpię korzyści? Nic. Mam go odrzucić bez robienia hałasu.
Co Jan by mi poradził?
Co widzę, że wymaga we mnie zmiany?
Czy jestem gotowy na zmiany, które tak naprawdę ostateczne będą właśnie dla mnie korzystne?
Jestem w stanie, chcę, zależy mi na nawróceniu? Na zmianie? Na tym aby moje życie było według myśli „co Jezus by zrobił na moim miejscu”?
Czy zadałem, zadaję sobie to pytanie?
Dobra nowina tkwi tu w tym, że ten trud nie jest bezowocny i bezimienny. Na imię mu JEZUS. To dla Niego mam się starać. Jeśli CHCĘ On zrobi resztę. Ale czy chcę?
Oni widać, że chcieli tak bardzo, tak bardzo wyglądali MESJASZA, że snuli domysły „a może to w końcu On?”
Jak wielkie pragnienie Boga noszę w sobie? Mam Go „na wyciągnięcie ręki” czyli „na pójście do kościoła” bo On tam czeka.
Nie muszę snuć domysłów – ja już wiem!
II NIEDZIELA ADWENTU
EWANGELIA
Łk 3, 1-6
„Było to w piętnastym roku rządów Tyberiusza Cezara. Gdy Poncjusz Piłat był namiestnikiem Judei, Herod tetrarchą Galilei, brat jego Filip tetrarchą Iturei i kraju Trachonu, Lizaniasz tetrarchą Abileny; za najwyższych kapłanów Annasza3 i Kajfasza skierowane zostało słowo Boże do Jana, syna Zachariasza, na pustyni. Obchodził więc całą okolicę nad Jordanem i głosił chrzest nawrócenia dla odpuszczenia grzechów, jak jest napisane w księdze mów proroka Izajasza:
Głos wołającego na pustyni:
Przygotujcie drogę Panu,
prostujcie ścieżki dla Niego!
Każda dolina niech będzie wypełniona,
każda góra i pagórek zrównane,
drogi kręte niech się staną prostymi,
a wyboiste drogami gładkimi!
I wszyscy ludzie ujrzą zbawienie Boże”.
Pan przemawia do konkretnej osoby – „Jana, syna Zebedeusza”.
W konkretnym czasie – wyliczając cesarza, namiestnika, tetrarchę i najwyższego kapłana.
I nie do dostojników i osobistości, ale do prostego Jana.
Przemawia w konkretnym miejscu – „na pustyni”.
Przemawia w bardzo konkretnym celu „wtedy każde stworzenie ujrzy zbawienie Boga” i konkretnym głosem „przygotujcie (…) wyprostujcie …!”
Pyta się mnie, czy chcę wejść na tę drogę nawrócenia i zwrotu ku Niemu?
Bóg przemawia do konkretnego „mnie”, który nie jest bezimienny; nie jest tłumem.
Co więcej, właśnie takiego mnie tu i dziś chce zaprosić do konkretu pracy nawrócenia, czyli zwrócenia moich „ścieżek” na Jego drogi – czyli moje życie ma być już Jego drogą, a nie byle jaką drogą – „przygotujcie drogę Pana!”
No i jeszcze ta pustynia – miejsce samotne, odludne, ponure, ale to tylko pozory, bo w tym bezkresie z którym kojarzy się pustynia najwięksi znawcy widzą piękno i prawdę – bo tam człowiek już nie ma przed kim udawać i grać (chyba że przed samym sobą). Pan często przemawia na pustyni życia aby naprawdę spotkać się z człowiekiem, który często przed Nim ucieka w różne aktywności, a na pustyni już nie ma gdzie.
Bóg przemawia i chce działać.
Do Niego właśnie należy to „niech”, a konsekwencję tego działania będziemy widzieć my – wszyscy ludzie.
Czy chcę aby działał we mnie?
28 XI 2021 R. I NIEDZIELA ADWENTU
EWANGELIA
Łk 21, 25-28. 34-36
„Jezus powiedział do swoich uczniów: «Będą znaki na słońcu, księżycu i gwiazdach, a na ziemi trwoga narodów bezradnych wobec huku morza i jego nawałnicy. Ludzie mdleć będą ze strachu w oczekiwaniu wydarzeń zagrażających ziemi. Albowiem moce niebios zostaną wstrząśnięte. Wtedy ujrzą Syna Człowieczego, nadchodzącego w obłoku z mocą i wielką chwałą. A gdy się to dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie. Uważajcie na siebie, aby wasze serca nie były ociężałe wskutek obżarstwa, pijaństwa i trosk doczesnych, żeby ten dzień nie spadł na was znienacka jak potrzask. Przyjdzie on bowiem na wszystkich, którzy mieszkają na całej ziemi. Czuwajcie więc i módlcie się w każdym czasie, abyście mogli uniknąć tego wszystkiego, co ma nastąpić, i stanąć przed Synem Człowieczym»”.
Po raz kolejny Bóg pokazuje swoją miłość i troskę. Uprzedza wydarzenia opisując to, co będzie się działo chcąc w ten sposób dać poczucie bezpieczeństwa. Jak rodzic siedzący z dzieckiem przed wejściem do gabinetu stomatologa – opowiada co i jak po kolei będzie, aby zmniejszyć jego lęk i przerażenie, bo wie, że niektóre rzeczy po prostu wydarzyć się muszą.
I tyle.
Tym co zawsze budzi w nas lęk jest chaos i niepewność i brak porządku. Kiedy patrzymy na ten opis końca świata, który opisuje Jezus, mogą pojawić się różne odczucia.
Lęk, strach, niepokój, oczekiwanie?
I już samo oczekiwanie na to straszne co może się wydarzyć ten lęk potęguje.
Wśród tych znaków i wstrząśniętych mocy, czyli wielkiego chaosu, przyjdzie Jezus i to jego przyjście wprowadza ład. On jest ładem i uspokojeniem.
Dobrą Nowiną jest zaproszenie Jezusa, żeby wtedy, gdy inni będą mdleć ze strachu, my mamy podnieść głowy i patrzeć na Tego, który przychodzi, na MIŁOŚĆ, której zaufaliśmy.
Ale czy w tym opisie wydarzeń, bądź co bądź nieuchronnych, w moim sercu Jezus jest miłością?
Może dziać się „armagedon” a ja z podniesioną głową będę mógł patrzeć na Niego z myślą „Marana tha”?
Tak właśnie jest?
Czy w moim osobistym końcu świata, bo tym jest dla każdego człowieka jego śmierć, dlatego Jezus mówi o gotowości, jestem przygotowany do wypatrywania Chrystusa?
I jeszcze wskazanie – „módlcie się w każdym czasie” – czyli „bądźcie w relacji ze Mną” – w tym co robię i jak żyję Jezus chce być ze mną. On cały czas spotykał się, rozmawiał i powołał nie świętych, ale grzeszników, bo chce być ze mną, z moją słabością, upadkami i powstawaniem, w każdym dniu, pracy, zabawie, rozmowie, trosce i miłości i … ale czy ja Go chcę ze mną?
21 XI UROCZYSTOŚĆ CHRYSTUSA KRÓLA WSZECHŚWIATA
EWANGELIA
J 18, 33b-37
„Piłat powiedział do Jezusa: «Czy Ty jesteś Królem żydowskim?»
Jezus odpowiedział: «Czy to mówisz od siebie, czy też inni powiedzieli ci o Mnie?»
Piłat odparł: «Czy ja jestem Żydem? Naród Twój i arcykapłani wydali mi Ciebie. Co uczyniłeś?» Odpowiedział Jezus: «Królestwo moje nie jest z tego świata. Gdyby królestwo moje było z tego świata, słudzy moi biliby się, abym nie został wydany Żydom. Teraz zaś królestwo moje nie jest stąd». Piłat zatem powiedział do Niego: «A więc jesteś królem?»
Odpowiedział Jezus: «Tak, jestem królem. Ja się na to narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie. Każdy, kto jest z prawdy, słucha mojego głosu»”.
Piłat jest chyba jedną z niewielu osób, które nic nie wiedzą o Jezusie, na którym właśnie teraz realizują się tak mocno słowa Janowego prologu, że nie tylko „swoi Go nie przyjęli” – swoi Go odrzucili. Widać więc, że Piłat może i nie rozumiejąc staje w centrum machiny nienawiści. Musi stanąć po czyjejś stronie i najlepiej dla niego jak to nie będzie strona oskarżonego.
Jezus zadaje mi dziś pytanie na temat mojej relacji do Niego.
Czy jest moim królem?
Nawet jeśli trudno w Nim króla dostrzec, bo przyjemniej i łatwiej patrzeć oraz iść za królem chwalebnym.
Czy staję po Jego stronie w obliczu codziennych decyzji i wyborów?
Czy nie wstydzę się ich przed Nim?
Czy w ogóle biorę pod uwagę Bożą perspektywę działania i wplatam ją, lub przynamniej chcę wpleść, w moją codzienność?
Czy jestem tym Piłatem, który w jakiś sposób próbuje uratować siebie a przy tym dać wrażenie osoby mającej władzę, autorytet i kontrolę?
Biedny Piłat. Biedny ja?
Bóg miał „pod górę”. Jezus stoi przed Piłatem w całej pokorze wcielonego Słowa (zimno i ciężkie betlejemskie warunki, to nic w porównaniu z tym, co dzieje się teraz).
I w całej pokorze przychodzi pod postacią Chleba Eucharystycznego i czeka na mnie w Kościele. Jest cały dla mnie. Dla każdego „mnie”. Czeka każdego dnia; jest wytrwały. Kocha. Chce uzdrawiać.
Przychodzę?
14 XI XXXIII NIEDZIELA OKRESY ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mk 13, 24-32
„Jezus powiedział do swoich uczniów: «W owe dni, po wielkim ucisku, „słońce się zaćmi i księżyc nie da swego blasku. Gwiazdy będą spadać z nieba i moce na niebie” zostaną wstrząśnięte. Wówczas ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego w obłokach z wielką mocą i chwałą. Wtedy pośle On aniołów i „zgromadzi swoich wybranych z czterech stron świata, od krańca ziemi po kraniec nieba”. A od figowca uczcie się przez podobieństwo. Kiedy już jego gałąź nabrzmiewa sokami i wypuszcza liście, poznajecie, że blisko jest lato. Tak i wy, gdy ujrzycie te wydarzenia, wiedzcie, że to blisko jest, u drzwi. Zaprawdę, powiadam wam: Nie przeminie to pokolenie, aż się to wszystko stanie. Niebo i ziemia przeminą, ale słowa moje nie przeminą. Lecz o dniu owym lub godzinie nikt nie wie, ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko Ojciec»”.
Kiedy patrzymy na ten opis końca świata, który opisuje Jezus, mogą pojawić się różne odczucia. Lęk, strach, niepokój, oczekiwanie?
Wśród tych spadających gwiazd, zaćmionego słońca i wstrząśniętych mocy, czyli wielkiego chaosu, przyjdzie Jezus i to jego przyjście wprowadza ład.
On jest ładem i uspokojeniem.
Jednak warto przyjrzeć się temu, że wszystko na ziemi ma swój koniec.
Ta praca, którą wykonuję, rodzina którą kocham, sprawy zaprzątające głowę, troski, cierpienia, przyjemności. To wszystko się skończy.
Dobrą Nowiną jest dla mnie to, że Słowo Boże natomiast nie kończy się. Jest ono aktualne i nic nie może go zmienić, więc daje poczucie bezpieczeństwa oraz stałości i nieomylności drogi i celu do którego prowadzi.
Tak więc tym co liczy się najbardziej jest wieczność.
Jaka wieczność? To kwestia indywidualna. Każdy żyje na swoją wieczność.
Czy to czym żyję wprowadza mnie już w wieczność z Bogiem, czy oddala?
Czy, jeśli oddala, jestem w stanie uporządkować to „po Bożemu” nawet kosztem tego, że może się wszystko poukładać kompletnie inaczej niż tego bym sobie życzył?
Czy wierzę, że to co robię i jakich dokonuję wyborów – to wszystko wpływa na wieczność mojego życia?
I tu właśnie to przyjście triumfalne Jezusa może wywoływać albo lęk, albo radość.
Czym jest dla mnie?
Wyczekuję tego, czy boję się?
Kocham, czy boję się?
XXXII NIEDZIELA OKRESY ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mk 12, 38-44
„Jezus, nauczając rzesze, mówił: «Strzeżcie się uczonych w Piśmie. Z upodobaniem chodzą oni w powłóczystych szatach, lubią pozdrowienia na rynku, pierwsze krzesła w synagogach i zaszczytne miejsca na ucztach. Objadają domy wdów i dla pozoru odprawiają długie modlitwy. Ci tym surowszy dostaną wyrok». Potem, usiadłszy naprzeciw skarbony, przypatrywał się, jak tłum wrzucał drobne pieniądze do skarbony. Wielu bogatych wrzucało wiele. Przyszła też jedna uboga wdowa i wrzuciła dwa pieniążki, czyli jeden grosz.
Wtedy przywołał swoich uczniów i rzekł do nich: «Zaprawdę, powiadam wam: Ta uboga wdowa wrzuciła najwięcej ze wszystkich, którzy kładli do skarbony. Wszyscy bowiem wrzucali z tego, co im zbywało; ona zaś ze swego niedostatku wrzuciła wszystko, co miała na swe utrzymanie»”.
Jezus w dzisiejszej ewangelii porusza dwa tematy bardzo ze sobą związane, ale i sobie przeciwstawne: pycha i pokora.
Podstawą tego tematu jest problem jednoznaczności.
Jaki jestem w relacjach, modlitwie, obowiązkach?
Co jest motywem mojego zachowania, czy wypełniania obowiązków, które są darami i zadaniami, jakie dał mi Pan. Jakie jest w tym moje serce?
Czym jest napełnione?
Kto jest na pierwszym miejscu w tym co robię?
Komu chcę się pokazać?
Jakiego siebie chcę pokazać?
Jeśli jest to miłość własna będę patrzył na to jak się prezentuję, na proporcje między korzyścią, a włożonym wysiłkiem, czy mi się po prostu opłaca.
Będzie w tym dużo hałasu, narzekania, budowania swojej pozycji także kosztem innych, a jeśli nawet nie to i tak nie będzie tu miejsca na jakikolwiek brak, czy słabość.
Będzie szukanie bycia zauważonym i pochwał, które będą wartościowały nie tylko jakość spełnionego dobra, ale i jego zaistnienie.
Bo tak po ludzku biorąc, to miłość, która jest dawaniem siebie, nigdy się nie „opłaca”, bo jest inwestycją i to niejednokrotnie długodystansową i wystawioną na ryzyko zaufania.
Uboga wdowa mówi sama za siebie.
Czy przeżywałem taki moment, może dłuższy czas, kiedy czułem się pozbawiony wszelkich środków do życia, nawet bez odłożonych „na czarną godzinę”?
Jezus zwrócił na nią uwagę.
Dobrą Nowiną jest to, że Bóg widzi każdą „groszową” sprawę, każdą małość, każdy gest dobroci. Po ludzku – najmniejszy, a po Bożemu „najwięcej ze wszystkich”.
Jezus widzi serce. Jezus widzi moje serce.
Cieszę się tym, czy obawiam się?
31 x – ROCZNICA POŚWIĘCENIA KOŚCIOŁA
EWANGELIA
Mt 16, 13-19
„Gdy Jezus przyszedł w okolice Cezarei Filipowej, pytał swych uczniów: «Za kogo ludzie uważają Syna Człowieczego?» A oni odpowiedzieli: «Jedni za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za Jeremiasza albo za jednego z proroków». Jezus zapytał ich: «A wy za kogo Mnie uważacie?» Odpowiedział Szymon Piotr: «Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego». Na to Jezus mu rzekł: «Błogosławiony jesteś, Szymonie, synu Jony. Albowiem nie objawiły ci tego ciało i krew, lecz Ojciec mój, który jest w niebie. Otóż i Ja tobie powiadam: Ty jesteś Piotr, czyli Opoka, i na tej opoce zbuduję Kościół mój, a bramy piekielne go nie przemogą. I tobie dam klucze królestwa niebieskiego; cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie»”.
A dziś Pan Jezus subtelnie obala fałszywą, lecz dość popularną i uważaną za prawdziwą tezę: „Bóg – tak, Kościół – nie”.
Dość wyraźnie stwierdza, że Kościół jest Jego. Oczywiście już dzieci podstawówkowe wiedzą, że Jezus nie mówi o budynku, ale o wspólnocie do której należy każdy ochrzczony, czyli każdy od papieża począwszy, na najmniejszym dopiero co ochrzczonym dziecku skończywszy. Ale to nie koniec, bo w prawdzie o świętych obcowaniu mamy do czynienia ze wspólnotą Kościoła uwielbionego i jeszcze oczyszczającego się.
Tak więc mamy prawo do radości – jesteśmy wspólnotą, czyli mamy wspólny początek, środek i koniec. Początek w Bożym akcie stworzenia, koniec w życiu wiecznym (ale to raczej cel i początek nowego niż koniec w ścisłym tego słowa znaczeniu) i środek we wszystkich sposobach jakie Kościół daje nam do tego, aby cel osiągnąć. I o ile osiągamy go razem, czyli trwamy we wspólnocie tegoż Kościoła, o tyle możemy być pewni, że ta wspólnota pomoże nam ten cel osiągnąć. Nie zrobi tego za mnie, ale pomoże w jego osiągnięciu, bo sam niestety zdany jestem na skutki grzechu pierworodnego, a jednym z jego przejawów jest lenistwo.
Ale czy będąc osobą ochrzczoną chcę należeć do tej wspólnoty?
Czy czuję i doświadczam, że mam miejsce w Kościele?
Czy tego miejsca szukam?
Czy raczej jest mi to żywo obojętne?
Wspólnota podniesie, podtrzyma i pomoże iść, ale kroków za mnie nie postawi.
To już jest decyzja każdego ochrzczonego. A decyzja ta jest możliwa przez dar wiary, który jest darem Bożym.
I jeszcze ważna sprawa – Kościół jest zbudowany na Skale, która jest mocna bo z Boga i krucha bo ludzka. Swój Kościół, dzieło miłości i miejsce łaski złożył Bóg na człowieku!
Takim ryzykantem może być tylko Bóg.
24 X – XXX NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mk 10, 46b-52
„Gdy Jezus wraz z uczniami i sporym tłumem wychodził z Jerycha, niewidomy żebrak, Bartymeusz, syn Tymeusza, siedział przy drodze. A słysząc, że to jest Jezus z Nazaretu, zaczął wołać: «Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną!» Wielu nastawało na niego, żeby umilkł. Lecz on jeszcze głośniej wołał: «Synu Dawida, ulituj się nade mną!» Jezus przystanął i rzekł: «Zawołajcie go». I przywołali niewidomego, mówiąc mu: «Bądź dobrej myśli, wstań, woła cię». On zrzucił z siebie płaszcz, zerwał się na nogi i przyszedł do Jezusa. A Jezus przemówił do niego: «Co chcesz, abym ci uczynił?» Powiedział Mu niewidomy: «Rabbuni, żebym przejrzał». Jezus mu rzekł: «Idź, twoja wiara cię uzdrowiła». Natychmiast przejrzał i szedł za Nim drogą”.
Bartymeusz wierzy, ale ci, którzy słyszą jak Jezus go wzywa już nie tak bardzo.
„Bądź dobrej myśli…”??
To znaczy, że może będzie, a może jednak nic nie będzie. Może nie będzie chciał, albo nie będzie potrafił, albo …
Czy taka jest moja wiara?
Jaka ona jest?
Bartymeusz zadbał o siebie – prosił , a nawet krzyczał za Jezusem i do Niego!
Czy ja dbam o siebie?
Czy proszę?
Gdyby dziś Jezus przechodził obok mnie o co bym prosił?
Jezus jest co dzień i w każdym momencie obok mnie, w Najświętszym Sakramencie, w całej swojej Osobie, a ja proszę Go?
Przychodzę i proszę?
Czy mam tylko pretensje, że się nie domyśla, bo jakby wiedział wszystko to by od razu …
Jaka jest moja wiara?
Przychodzę i proszę?
Przychodzę i krzyczę?
Dbam o siebie i tych, których kocham?
Jezus od razu przechodzi do konkretów. On zna całą sytuację, a jednak chce aby proszący sam je wypowiedział i określił to miejsce, w którym brak życia. Dobrą Nowiną dla mnie jest to, że Jezus jest źródłem życia i od Niego tylko mogę je czerpać. Bóg jest wszechmogący – to jest prawda wiary – w moim sercu także jest wszechmogący?
17 X XXIX NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mk 10, 35-45
„Jakub i Jan, synowie Zebedeusza, podeszli do Jezusa i rzekli: «Nauczycielu, pragniemy, żebyś nam uczynił to, o co Cię poprosimy». On ich zapytał: «Co chcecie, żebym wam uczynił?» Rzekli Mu: «Daj nam, żebyśmy w Twojej chwale siedzieli jeden po prawej, a drugi po lewej Twej stronie». Jezus im odparł: «Nie wiecie, o co prosicie. Czy możecie pić kielich, który Ja mam pić, albo przyjąć chrzest, którym Ja mam być ochrzczony?»
Odpowiedzieli Mu: «Możemy». Lecz Jezus rzekł do nich: «Kielich, który Ja mam pić, wprawdzie pić będziecie; i chrzest, który Ja mam przyjąć, wy również przyjmiecie. Nie do Mnie jednak należy dać miejsce po mojej stronie prawej lub lewej, ale dostanie się ono tym, dla których zostało przygotowane». Gdy usłyszało to dziesięciu pozostałych, poczęli oburzać się na Jakuba i Jana. A Jezus przywołał ich do siebie i rzekł do nich: «Wiecie, że ci, którzy uchodzą za władców narodów, uciskają je, a ich wielcy dają im odczuć swą władzę. Nie tak będzie między wami. Lecz kto by między wami chciał się stać wielkim, niech będzie sługą waszym. A kto by chciał być pierwszym między wami, niech będzie niewolnikiem wszystkich. Bo i Syn Człowieczy nie przyszedł, aby mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie jako okup za wielu»”.
Wygląda to tak, jakby Jakub i Jan próbowali zapewnić sobie miejscówkę w niebie. Chcą przebywać w wieczności najbliżej Jezusa jak się da – po Jego prawej i lewej stronie.
To jednak co zdumiewa w tej rozmowie Jezusa z gronem swoich najbliższych i wybranych uczniów jest, nie prośba braci, choć sama prośba także daje do myślenia, ale reakcja na nią Jezusa i reszty Apostołów. Jezus jest spokojny, może lekko zadziwiony, ale z właściwą Mu cierpliwością tłumaczy.
Bracia pragną przebywać w bliskości Jezusa na wieczność – a czy we mnie jest to pragnienie?
Czy wierzę w życie wieczne i w to, że ono na naprawdę będzie wieczne?
Czy tęsknię za bliskością z Jezusem?
Czy chcę moją wieczność spędzić z Bogiem?
Życie wieczne jest darem łaski, bo to Bóg zbawia, ale czy z mojej strony jest pragnienie i działanie tam ukierunkowane. Święty Paweł już to kiedyś porównywał – wiarę bez dobrych uczynków i tę opartą o dobro, które tak naprawdę z niej wypływa.
A reszta Apostołów na to „poczęli oburzać się”!
Dlaczego?
Bo sami na to nie wpadli przed nimi?
A może chcieli ukryć swoje zażenowanie, że nie pomyśleli o tym, a więc i nie dbają o swoją wieczność?
A może ta prośba braci i otwartość Jezusa były dla nich jak przysłowiowy kubeł zimnej wody aby żyć tu i teraz patrząc przed siebie, ale ze wzrokiem delikatnie skierowanym ku górze, ku niebu?
W dzisiejszej Ewangelii uczniowie zadają mi pytanie, czy dbam o moją wieczność, a Jezus jest otwarty, i to bardzo, na moje wszelkie prośby, ale muszą być one wypowiedziane.
Dużo można mówić o Jezusie, ale najlepiej jest mówić do Jezusa i to od zaraz.
10 X XXVIII NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mk 10, 17-30
„Gdy Jezus wybierał się w drogę, przybiegł pewien człowiek i upadłszy przed Nim na kolana, zaczął Go pytać: «Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?»
Jezus mu rzekł: «Czemu nazywasz Mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg. Znasz przykazania: Nie zabijaj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, nie oszukuj, czcij swego ojca i matkę». On Mu odpowiedział: «Nauczycielu, wszystkiego tego przestrzegałem od mojej młodości». Wtedy Jezus spojrzał na niego z miłością i rzekł mu: «Jednego ci brakuje. Idź, sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną». Lecz on spochmurniał na te słowa i odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości. Wówczas Jezus spojrzał dookoła i rzekł do swoich uczniów: «Jak trudno tym, którzy mają dostatki, wejść do królestwa Bożego». Uczniowie przerazili się Jego słowami, lecz Jezus powtórnie im rzekł: «Dzieci, jakże trudno wejść do królestwa Bożego tym, którzy w dostatkach pokładają ufność. Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż bogatemu wejść do królestwa Bożego». A oni tym bardziej się dziwili i mówili między sobą: «Któż więc może być zbawiony?» Jezus popatrzył na nich i rzekł: «U ludzi to niemożliwe, ale nie u Boga; bo u Boga wszystko jest możliwe». Wtedy Piotr zaczął mówić do Niego: «Oto my opuściliśmy wszystko i poszliśmy za Tobą». Jezus odpowiedział: «Zaprawdę, powiadam wam: Nikt nie opuszcza domu, braci, sióstr, matki, ojca, dzieci lub pól z powodu Mnie i z powodu Ewangelii, żeby nie otrzymał stokroć więcej teraz, w tym czasie, domów, braci, sióstr, matek, dzieci i pól, wśród prześladowań, a życia wiecznego w czasie przyszłym»”.
Początek dzisiejszego fragmentu ewangelii jest piękny i dający nadzieję. Człowiek biegnie do Jezusa i klęka przez Nim, to znaczy, że widzi w Nim kogoś, kto jest szczególny, kto zna prawdę i odpowiedzi. Rozmowa niby normalna, a ukazująca tak niesamowicie małość człowieka i wielkość Boga w miłości wobec tejże małości.
Pokazująca sedno drogi każdego człowieka mającego i obierającego cel na niebo. Jak tam dotrzeć?
Wychodzi na to, że nie trzeba szukać nie wiadomo jakich wymyślnych dróg, że niebo nie jest zarezerwowane dla wytrzymałych i mocnych twardzieli. Ono jest dla każdego, a droga do niego jest nam znana od pierwszych lat katechizacji.
Dekalog.
Czy ponad siły?
Niby nie, a jednak tak.
Które przykazanie określam jako łatwe, a z którego spowiadam się często?
Czy jestem w stanie w całej szczerości serca stanąć przed Jezusem i samym sobą i stwierdzić, że przestrzegam go w 100 %?
Jezus na młodzieńca patrzy z miłością. Nie ocenia, nie osądza, nie robi wypominków, że kiedyś tam to stało się to i owo…
On przechodzi ponad tym – daje propozycje, która jest swoistym „testem na wolność”.
Proponuje wolność i drogę ze Sobą, która jak wynika to z dalszej rozmowy Jezusa z uczniami, jest drogą „stokroć więcej”.
Jakiej propozycji, czy wręcz „żądania” Jezusa bałbym się najbardziej?
Jaki temat „tabu” co jakiś czas niepokoi moje serce?
Czego nie chcę oddać Jezusowi, aby przypadkiem nie było po Jego myśli, a nie po mojej?
A jak będzie po myśli Bożej to czego się boję?
Mężczyzna odszedł zasmucony.
Dlaczego?
Wystarczy pomyśleć o tym co go ominęło.
03 X XXVII NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mk 10, 2-16
„Faryzeusze przystąpili do Jezusa, a chcąc Go wystawić na próbę, pytali Go, czy wolno mężowi oddalić żonę. Odpowiadając, zapytał ich: «Co wam przykazał Mojżesz?» Oni rzekli: «Mojżesz pozwolił napisać list rozwodowy i oddalić». Wówczas Jezus rzekł do nich: «Przez wzgląd na zatwardziałość serc waszych napisał wam to przykazanie. Lecz na początku stworzenia Bóg stworzył ich jako mężczyznę i kobietę: dlatego opuści człowiek ojca swego i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwojgiem, lecz jednym ciałem. Co więc Bóg złączył, tego niech człowiek nie rozdziela».
W domu uczniowie raz jeszcze pytali Go o to. Powiedział im: «Kto oddala swoją żonę, a bierze inną, popełnia względem niej cudzołóstwo. I jeśli żona opuści swego męża, a wyjdzie za innego, popełnia cudzołóstwo». Przynosili Mu również dzieci, żeby ich dotknął; lecz uczniowie szorstko zabraniali im tego. A Jezus, widząc to, oburzył się i rzekł do nich: «Pozwólcie dzieciom przychodzić do Mnie, nie przeszkadzajcie im; do takich bowiem należy królestwo Boże. Zaprawdę, powiadam wam: Kto nie przyjmie królestwa Bożego jak dziecko, ten nie wejdzie do niego». I biorąc je w objęcia, kładł na nie ręce i błogosławił je”.
Na pierwszy rzut oka i od pierwszego zdania dzisiejszej Ewangelii zdumiewa Jezusowa cierpliwość. Doskonale wie po co przyszli pytający i jakie są intencje ich zaczepki. On natomiast nie zbywa ich, ale nawet taka zagajka jest dla Niego okazją do wyjaśnienia, pokazania prawdy, nawrócenia serca i inwestowania w człowieka.
Czy już w tych pierwszych słowach jest mi wyrzutem wobec moich relacji i ich interesowności? Faryzeusze mieli interes „wystawienia na próbę”, a jakie są intencje moich relacji, pytań, rozmów?
Prawda czy moja racja?
Podnieść, czy poniżyć?
Dać nadzieję, czy pokazać „gdzie raki zimują”?
Jezus określa to, co jest sednem i prawdą. Pytanie i odpowiedź porządkująca rzeczywistość. Jest konkretny, nie wchodzi w „ale”, On daje prawdę, bo sam nią jest.
Tym samym pyta mnie o wartość moich słów. Jezus nie obawia się przedstawiać prawdy nawet jeśli wiąże się ona z trudem przyjęcia, w końcu wypomina pytającym ich twarde serce.
Dlaczego więc poszło Mu tak łatwo?
Nie obawiał się, że może zrobić przykrość, że może odwrócą się, pogniewają …
Jak ja mówię prawdę?
Czy w ogóle ją mówię, czy daję się skrępować myśleniem „a jak… to…” rezygnując z niej lub ją rozmywając?
Czy jest to prawda podyktowana miłością, czy subiektywny ogląd rzeczywistości podszyty złością?
Dobrą Nowiną jest to, że Jezusowi chodziło i cały czas chodzi o coś więcej, dlatego nie obawia się mówić trudnych słów, ani ich nie rozmywa aby „lepiej przyjęli”, bo tylko ta właśnie miłosierna prawda prowadzi do dobra największego, gdyż daje możliwość nawrócenia.
Prawda ma być prawdą ku nawróceniu.
Prawda ma być prawdą w miłości.
Jezus mnie pyta dziś o to jak pojmuję rzeczywistość, jak ją nazywam i jak przekazuję.
Jak?
26 IX XXVI NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mk 9, 38-43. 45. 47-48
„Apostoł Jan rzekł do Jezusa: «Nauczycielu, widzieliśmy kogoś, kto nie chodzi z nami, jak w Twoje imię wyrzucał złe duchy, i zaczęliśmy mu zabraniać, bo nie chodzi z nami». Lecz Jezus odrzekł: «Przestańcie zabraniać mu, bo nikt, kto uczyni cud w imię moje, nie będzie mógł zaraz źle mówić o Mnie. Kto bowiem nie jest przeciwko nam, ten jest z nami. Kto wam poda kubek wody do picia, dlatego że należycie do Chrystusa, zaprawdę, powiadam wam, nie utraci swojej nagrody. A kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą, temu lepiej byłoby kamień młyński uwiązać u szyi i wrzucić go w morze. Jeśli zatem twoja ręka jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją; lepiej jest dla ciebie ułomnym wejść do życia wiecznego, niż z dwiema rękami pójść do piekła w ogień nieugaszony. I jeśli twoja noga jest dla ciebie powodem grzechu, odetnij ją; lepiej jest dla ciebie chromym wejść do życia, niż z dwiema nogami być wrzuconym do piekła. Jeśli twoje oko jest dla ciebie powodem grzechu, wyłup je; lepiej jest dla ciebie jednookim wejść do królestwa Bożego, niż z dwojgiem oczu być wrzuconym do piekła, gdzie robak ich nie ginie i ogień nie gaśnie»”.
Jezus jest Mistrzem jedności. Nie podziału na „ja” i „on”, „my” i „wy”. W dzisiejszej rozmowie z uczniami daje być może najpiękniejszą definicję nie-wroga i do tego uznaje i przyjmuje inność każdego człowieka, którą jestem bardziej skłonny widzieć jako coś granicznego, tylko z tego powodu, że mi nie odpowiada.
Jak ja traktuję innych, być może i tych, których nie widzę na Eucharystii, lub wiem otwarcie, jakie mają poglądy i są one dalece inne od moich?
Czy zgadzam się na inność, czy raczej wykazuję zapędy dyktatorskie podporządkowujące jednej zasadzie?
I druga strona – choćby najmniejsze dobro dla „należących”, czyli po prostu naszych.
Jakie choćby najmniejsze dobro jest moim udziałem?
Czy stać mnie na nawet małe gesty, może i mało liczące się, ale jednak gesty miłości?
Jezus, nie tylko piętnuje zło, ale przede wszystkim wywyższa i pokazuje dobro, które jest w człowieku. Jakie dobro widzę ja w drugim człowieku – sąsiedzie, współpracowniku, koledze – czyli w osobie z którą nie jestem związany emocjonalnie, a której „słodzić” to raczej nie byłbym skłonny.
Widzę je?
Potrafię o nim mówić bezinteresownie?
Jezus bardzo konkretnie walczy o wieczność człowieka. Przestrzega. Tu w bardzo mocnych słowach.
Walczy poniekąd z nim samym, bo „lepiej jest dla ciebie…” właśnie czuć, czy może nawet cierpieć brak, a w konsekwencji z tego braku nie cierpieć!
Co mnie wiąże z grzechem?
Czy jestem w stanie to związanie odrzucić?
Jezus upomina bardzo konkretnie, bo i niebezpieczeństwo także takie samo.
Czy mogę powiedzieć, że mam w sercu, rozważam i kieruję się Jego słowami i upomnieniami?
Czy biorę je na poważnie?
Bo to właśnie jest Jego miłość – kiedy trzeba „pogłaszcze” po głowie, kiedy trzeba upomni i ustawi do pionu. To jest prawdziwa miłość ojcowska.
Przyjmuję taką miłość?
19 IX XXV NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mk 9, 30-37
„Jezus i Jego uczniowie przemierzali Galileę, On jednak nie chciał, żeby ktoś o tym wiedział. Pouczał bowiem swoich uczniów i mówił im: «Syn Człowieczy będzie wydany w ręce ludzi. Ci Go zabiją, lecz zabity, po trzech dniach zmartwychwstanie». Oni jednak nie rozumieli tych słów, a bali się Go pytać.
Tak przyszli do Kafarnaum. Gdy był już w domu, zapytał ich: «O czym to rozprawialiście w drodze?» Lecz oni milczeli, w drodze bowiem posprzeczali się między sobą o to, kto z nich jest największy. On usiadł, przywołał Dwunastu i rzekł do nich: «Jeśli ktoś chce być pierwszym, niech będzie ostatnim ze wszystkich i sługą wszystkich». Potem wziął dziecko, postawił je przed nimi i objąwszy je ramionami, rzekł do nich: «Kto jedno z tych dzieci przyjmuje w imię moje, Mnie przyjmuje; a kto Mnie przyjmuje, nie przyjmuje Mnie, lecz Tego, który Mnie posłał»”.
Jezus wyjaśnia na czym polega być sługą wszystkich i ostatnim ze wszystkich.
Apostołowie kłócą się o to kto jest pierwszy, czyli najważniejszy.
Ja jestem ochrzczonym chrześcijaninem, czyli jestem Christoforoi = należę do Chrystusa, jestem Chrystusowy. Zadaniem mojego życia jest, w tym powołaniu jakie mi Bóg dał i w tym stanie i miejscu w którym dał mi żyć i rozwijać się (i jest to dla mnie dobre i w sam raz) naśladować Jezusa, być Jego uczniem, dzieckiem.
Tak więc, czy potrafię dla Niego ryzykować poniżenie, niepopularność, a może i nawet odrzucenie?
Jak się z tym czuję?
Czy, patrząc na konkretne sytuacje z mojego życia i „przechodząc” przez nie w myślach, jestem w stanie wyobrazić sobie i postawić siebie na ostatnim miejscu?
Ostatnie miejsce w rozmowach, dyskusjach, żartach, wymianie zdań i informacji, a może i w kłótniach?
Co budzi we mnie największy opór i najmocniejszy sprzeciw?
Kto?
Czy są osoby, z którymi nie chciałbym pracować?
Prace, których nie chciałbym robić, a może i zrzucam na innych?
Czy przyjmuję całego Jezusa? Z tym także?
12 IX XXIV NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mk 8, 27-35
„Jezus udał się ze swoimi uczniami do wiosek pod Cezareą Filipową. W drodze pytał uczniów: «Za kogo uważają Mnie ludzie?» Oni Mu odpowiedzieli: «Za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, jeszcze inni za jednego z proroków». On ich zapytał: «A wy za kogo Mnie uważacie?» Odpowiedział Mu Piotr: «Ty jesteś Mesjasz». Wtedy surowo im przykazał, żeby nikomu o Nim nie mówili. I zaczął ich pouczać, że Syn Człowieczy wiele musi wycierpieć, że będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; że zostanie zabity, ale po trzech dniach zmartwychwstanie. A mówił zupełnie otwarcie te słowa. Wtedy Piotr wziął Go na bok i zaczął Go upominać. Lecz On obrócił się i patrząc na swych uczniów, zgromił Piotra słowami: «Zejdź Mi z oczu, szatanie, bo nie myślisz po Bożemu, lecz po ludzku». Potem przywołał do siebie tłum razem ze swoimi uczniami i rzekł im: «Jeśli ktoś chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z powodu Mnie i Ewangelii, zachowa je»”.
Tak na pierwszy rzut oka można by pomyśleć, że naprawdę Jezus, ma trochę z szaleńca, albo (co najważniejsze) jest naprawdę Bogiem i to wszechmogącym, bo uczynić „głową” wspólnoty takiego narwanego Piotra, to naprawdę trzeba mieć albo odwagę, albo wszechmoc, bez której gdyby byłoby to przedsiębiorstwo, to na pewno z takim prezesem długo by się nie ostało! Cóż, Piotr rzeczywiście jest osobą wyraźną – jak już jest to go widać i słychać.
I już na samym początku sytuacji widać, że jeśli na „głowę” wybiera Piotra, to ludzka naturalność i w związku z tym słabość nie jest dla Niego przeszkodą!
Uff!
Dalej zadaje dwa pytania o narastającym środku ciężkości: za kogo uważają Go moi bliscy i ja. Trudna sprawa – czy jestem w stanie określić kim jest Jezus dla moich bliskich, ludzi z którymi dzielę dom, mieszkanie, z którymi spotykam się na uroczystościach rodzinnych?
Jednak pyta to nie tylko o bliskich, ale i pozornie dalekich chodzi, bo nie są co prawda związani ze mną więzami krwi, ale miejsca i przebywania – o ludzi z którymi pracuję, dzielę pokój w biurze, rozmawiam, dzielę się informacjami, poglądami, plotkami?
W rzeczywistości jednak to jest pytanie głębsze – czy kiedykolwiek rozmawiałem z nimi o Bogu, o wierze, wartościach?
Czy dzielę się z nimi wiarą?
Czy mam odwagę dzielić się wiarą?
Ważne, bo narzuca się przekonanie i idea, że wiara jest prywatna, to nic i nikomu do niej.
Jest osobista, ale nie prywatna, bo powinna wpływać na system wartości, zachowanie i codzienne wybory w których inni, otaczający mnie ludzie mogą uczestniczyć, podzielać je lub nie. Bóg, w którego wierzę i któremu wierzę powinien być w nich obecny!
Jest?
Pytanie drugie – kim Jezus jest dla mnie?
Czyli – jaką mamy relację?
Jaka ona jest – bliska/daleka, głęboka/płytka?
W ogóle jest?
Czy jest dla mnie Osobą, czy osobą z loczkami z obrazka wiszącego na ścianie?
Jezus jest stanowczy i pytania także.
Ostatnie słowa są dopełnieniem – Jeśli chcę być Chrystusowy i należeć do Niego to zawiera to w sobie wychodzenie ponad lęk, obawy, wstydliwość, że jak zacznę temat religii i Boga to…
To co?
Stracę co/kogo?
Zyskam Tego, który będzie mnie wspierał Swoim Duchem dzieląc się nim!
Zyskam życie! I to wieczne!
„Gra warta świeczki”!
05 IX XXIII NIEDZIELA OKRESU ZWYKŁEGO
EWANGELIA
Mk 7, 31-37
„Znowu opuścił okolice Tyru i przez Sydon przyszedł nad Jezioro Galilejskie, przemierzając posiadłości Dekapolu. Przyprowadzili Mu głuchoniemego i prosili Go, żeby położył na niego rękę. On wziął go na bok, osobno od tłumu, włożył palce w jego uszy i śliną dotknął mu języka; a spojrzawszy w niebo, westchnął i rzekł do niego: «Effatha», to znaczy: Otwórz się! Zaraz otworzyły się jego uszy, więzy języka się rozwiązały i mógł prawidłowo mówić. [Jezus] przykazał im, żeby nikomu nie mówili. Lecz im bardziej przykazywał, tym gorliwiej to rozgłaszali. I pełni zdumienia mówili: «Dobrze uczynił wszystko. Nawet głuchym słuch przywraca i niemym mowę»”.
Jezus przemierza dość duże odległości. Nikt i nic nie jest w stanie Go powstrzymać. Już nie jedni próbowali, knuli spiski jak Go tu zatrzymać u siebie czy obwołać królem. On natomiast wędruje, aczkolwiek nie ma to nic wspólnego ze swoistym snuciem się bez celu. Tu cel jest bardzo wyraźny – jest nim człowiek.
Jezus jest dla człowieka. Z całą swoją siłą i uwagą.
Jezus jest dla mnie. Z całą swoją siłą i uwagą.
Kompletnie zwrócony twarzą do mnie, a nie plecami.
Jak się czuję z tą prawdą Jego uwagi, zainteresowania i całości osoby dla mnie?
Sytuacja przede wszystkim zdumiewająco piękna w kontekście wspólnoty. Chory nie przychodzi sam. Nie słyszał o Jezusie. Nie słyszał. Być może Go widział i zadawał sobie pytanie kim jest ten Nowy w mieście, ale zostaje przyprowadzony do Niego przez swoich, którzy proszą w jego imieniu.
Kogo przyprowadziłem do Jezusa w moim sercu?
Kogo przyprowadziłem do Jezusa w mojej modlitwie?
O kim Jezusowi mówię i za kogo proszę?
Czy są w mojej modlitwie także osoby mi trudne?
Czy wiem kto mnie przyprowadza do Jezusa w swojej modlitwie?
Jezus bierze tego człowieka na bok, będąc z nim w samotności patrzy na jego cierpienie i go dotyka.
Bóg dotyka miejsca, które sprawia ból, i to nie ważne czy jest to swoista rana fizyczna, duchowa, czy psychiczna. Rana jest raną, ból jest bólem, a wynikające z niego zamknięcie jest realne.
Ważne czy daję Mu wziąć mnie na bok, dotknąć mojego bólu aby mnie otworzył?
Czy daję się Mu otworzyć?
Wystarczyło jedno Jego słowo, które otwiera zamknięte.
I to jest Dobra Nowina dla mnie – Jezus otwiera we mnie te części całości mnie, które są zamknięte.
Jakie moje zamknięcie potrzebuje Jezusowej interwencji?
I ostatnia trudność – jak wspólnota ma mnie przyprowadzić do Jezusa i prosić, aby położył na mnie ręce?
Dokonuje się to podczas każdej Eucharystii kiedy słyszymy: „Módlmy się za Kościół święty, aby…”, czyli za każdą osobę ochrzczoną!
Wierzę w tę moc modlitwy wspólnoty Kościoła?
Siostry Kapucynki
[/vc_column_text][/vc_column][/vc_row]