Archiwalne Niebowskazy
Księdza Proboszcza Bernarda Kasprzyckiego
Nie zmarnujmy tej szansy!
Wyniesienie do chwały ołtarzy Sługi Bożego Jana Pawła II jest wielkim darem, do którego przyjęcia trzeba się należycie przygotować, gdyż bywają dary od Boga, które są przez człowieka marnowane. Uroczystość beatyfikacji i dni, które ją poprzedzają powinny więc być czasem jeszcze żarliwszego odpowiadania na wołanie Jana Pawła II: „Otwórzcie drzwi Chrystusowi”.
Beatyfikacja odbędzie w Niedzielę Miłosierdzia Bożego, i jest to data niezwykle symboliczna, bo miłosierdzie było ostatnim i niezwykle ważnym przesłaniem Ojca Świętego, którego końcowe lata pontyfikatu były szczególnym wołaniem o „wyobraźnię miłosierdzia” – wrażliwość na potrzeby bliźnich. Nieprzypadkowo ostatnia pielgrzymka do Ojczyzny, Jana Pawła II, często nazywanego papieżem „troski o człowieka”, odbywała się pod hasłem „Bóg bogaty w miłosierdzie”. Ostatnia Msza św. którą przeżywał mówiła o Bożym Miłosierdziu, a on sam zmarł w wigilię Święta Miłosierdzia Bożego.
Boża Opatrzność daje nam w lutym kolejną niezwykłą szansę na wzmocnienie wiary i pogłębienie relacji z Jezusem Miłosiernym. Mija bowiem dokładnie osiemdziesiąt lat od dnia, gdy w płockim klasztorze Zgromadzenia Matki Bożej Miłosierdzia przyszła Święta Faustyna przeżyła łaskę pierwszych objawień Pana Jezusa. 22 lutego 1931 r. polecił jej namalować obraz według wzoru, który jej ukazał z podpisem: Jezu, ufam Tobie. Obiecał, że dusza, która czcić będzie ten obraz, nie zginie.
Nie powinniśmy zatem zapomnieć o tak ważnym wydarzeniu w dziejach kultu Miłosierdzia Bożego, od którego zaczyna się pełna przeszkód i różnorakich trudności historia rozpowszechniania orędzia o miłosiernej miłości Boga. Miłości, o którą nie trzeba się dopraszać, nie trzeba o nią walczyć. Ona jest, ona ogarnia wszystkich, cały świat. Trzeba tylko mówić: „Jezu, ufam Tobie”. Uczyńmy to zwłaszcza w dniu 22 lutego. Nie pozostańmy obojętni. Nie zmarnujmy tej szansy!
W samym sercu Kościoła
Kościół wszystkim ważniejszym wydarzeniom z życia Chrystusa nadaje w liturgii szczególnie uroczysty charakter. Przypadające 2 lutego Święto Ofiarowania Pana Jezusa było obchodzone w Jerozolimie już w IV w., dwa wieki później pojawiło się również w Kościele Zachodnim.
Uroczystość Ofiarowania Pańskiego to pamiątka ofiarowania w świątyni Jerozolimskiej przez Maryję i Józefa Dzieciątka Jezus Bogu Ojcu, i ogłoszenia przez Symeona, że nowo narodzony Syn Boży jest Światłem świata i Zbawieniem narodów. W Polsce święto to, nazywane świętem Matki Bożej Gromnicznej, nabrało charakteru wybitnie maryjnego, gdyż Polacy od wieków widzą w Maryi tę, która nas tym Światłem broni i osłania od wszelkiego zła. A pragnienie całkowitego zawierzenia się Temu, który jest jedynym gwarantem życia, wyraża towarzysząca obchodom procesja ze świecami, których płomienie symbolizują wzniesienie modlącego się serca ku Bogu.
W tym roku w święto Matki Bożej Gromnicznej Kościół powszechny obchodzić będzie już po raz czternasty Dzień Życia Konsekrowanego. Ustanowił go w 1997 r. Jan Paweł II, który wskazał, że Maryja ofiarując Bogu największy Dar, jaki otrzymała – Syna, tym samym złożyła w ofierze siebie. Ojciec Święty podkreślił, że podobną ofiarę, z siebie samych z miłości do Chrystusa, składają osoby konsekrowane. Wzywał nas do modlitwy wstawienniczej za tych, którzy oddali swoje życie na służbę Bogu i ludziom w zakonach, zgromadzeniach i instytutach świeckich. W swym nauczaniu Ojciec Święty niejednokrotnie mówił, że życie konsekrowane znajduje się w samym sercu Kościoła i ma zasadniczy wpływ na jego misję, ponieważ wyraża najgłębszą istotę powołania chrześcijańskiego.
Dobrze byłoby, by przypadające za kilka dni święto stało się dla nas wezwaniem do modlitwy i głębszej refleksji nad darem życia poświęconego Bogu, które jest nie tylko służbą Panu, ale i człowiekowi, niesieniem mu radości, której często potrzebuje bardziej niż codziennego chleba.
Nie wstydzę się
„Nie wstydzę się” – to hasło kampanii na rzecz obrony wiary chrześcijańskiej w Wielkiej Brytanii. Kampania ma dodać sił wyznawcom Chrystusa, którzy czują się dyskryminowani w szkołach i miejscach pracy, by mogli bez strachu i wstydu otwarcie mówić, kim są i w co wierzą. Logo kampanii, obok napisu „Nie wstydzę się”, zawiera symbol krzyża, przypominający o prawdziwej nadziei, jaką daje Pan Jezus.
Rozpoczynający się 18 stycznia Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan stanowi dobrą okazją do zwrócenia uwagi na narastającą nietolerancję wobec nich w posiadającej chrześcijańskie korzenie Europie. Próby usunięcia Jezusa Chrystusa z życia publicznego i zredukowania wiary w Niego do sfery prywatnej przynoszą katastrofalne skutki zarówno w wymiarze indywidualnym jak i społecznym. Szerzy się „cywilizacja śmierci” podnosząca do godności „praw człowieka” aborcję najmłodszych i eutanazję najstarszych.
Opublikowany niedawno przez Obserwatorium Nietolerancji i Dyskryminacji Chrześcijan w Europie raport potwierdza, że każdego roku 170 tyś. chrześcijan cierpi z powodu swoich przekonań. Zwraca uwagę, że coraz częściej tracą oni pracę z powodu wyrażania niepoprawnych politycznie opinii, dotyczących kwestii życia i rodziny.
Usuwanie symboli religijnych z miejsc publicznych oraz akty wandalizmu wobec chrześcijańskich miejsc kultu to nierzadkie zjawiska, niestety także i w Polsce. Za przejawy dyskryminacji trzeba uznać też opieszałość sądów w ich osądzaniu, podczas gdy wrogie akty wobec innych wyznań rozpatrywane są znacznie sprawniej. Wszystko to pomijane jest niejednokrotnie milczeniem przez światowe media, które skargi chrześcijan często przedstawiają jako zamach na wolność słowa i wg. Raportu sprzyjają szerzeniu negatywnych stereotypów na temat wierzących w Chrystusa.
W tym tygodniu będziemy w kościołach modlić się o jedność chrześcijan. Prośmy, by narastała w nas świadomość, że postawa każdego z nas i odwaga w publicznym świadczeniu kim jesteśmy i jaka jest nasza wiara, nie pozostaje bez wpływu na los ludzi wierzących w Chrystusa w naszym kraju i na świecie.
Ścieżka, która skraca drogę
W pierwszych dniach roku jesteśmy zachęcani, by uważnie rozważyć znaczenie obecności Maryi w życiu Kościoła i w naszym życiu osobistym. Zawierzajmy Jej siebie, aby kierowała naszymi krokami w tym nowym czasie, który Pan nam daje, i aby pomagała nam być prawdziwymi przyjaciółmi Jej Syna.
1 stycznia obchodziliśmy święto Maryi – Bożej Rodzicielki. «Matka Boga», Theotókos, to tytuł, który oficjalnie został przyznany Maryi na Soborze Efeskim w 431 r. Po tym soborze nastąpił prawdziwy rozkwit pobożności maryjnej, wybudowano wiele kościołów poświęconych Matce Bożej. Nauka o Maryi, Matce Boga, została potwierdzona przez Sobór Chalcedoński (451 r.) i Sobór Watykański II, który w Konstytucji dogmatycznej o Kościele przedstawił nauczanie o Maryi. Natomiast 21 listopada 1964 r., Ojciec Święty Paweł VI, w odpowiedzi na prośbę polskich biskupów, uroczyście nadał Maryi tytuł «Matki Kościoła». Potwierdził tym samym, że Maryja jest Matką całego Ludu Bożego, a więc Matką każdego z nas.
Nie może więc być lepszego początku nowego roku naszego życia jak rozpoczęcie go wraz z Maryją, która jest najkrótszą drogą do Pana – ścieżką, która skraca drogę. Taka więź może być dla każdego drogą wierności Bogu i drogą świętości. Dobrze sobie zadać pytanie, czy nie zapominamy o tej prawdzie? Czy zwracamy się do Maryi z ufnością, czy prosimy Matkę Bożą, aby pomagała nam przeżyć każdy dzień? Czy patrząc na nasze życie widzimy Jej wstawiennictwo w trudnych sytuacjach i czy dziękujemy Jej za nie?
U progu 2011 roku życzę wszystkim, abyśmy potrafili odpowiedzieć na te pytania twierdząco, abyśmy ten ofiarowany nam przez Pana nowy rok życia rozpoczęli z ufnością ludzi, którzy wiedzą, że są strzeżeni i wspomagani z nieba.
Przekroczył granice
Od wielu dni światła, ozdoby, kupowanie prezentów tworzą niepowtarzalną atmosferę. Na ulicach i w domach wszystko nam mówi o nadchodzących świętach. Zewnętrzne przygotowania nie powinny jednak odwracać naszej uwagi od niezwykłego wydarzenia, którego pamiątkę będziemy obchodzić – narodzin Chrystusa, Odkupiciela człowieka.
W ostatnich dniach Adwentu liturgia zwraca szczególną uwagę na postać Maryi, której pełna wiary odpowiedź na Boże wezwanie dała początek wcieleniu Odkupiciela. Jeśli chcemy zrozumieć autentyczne znaczenie Bożego Narodzenia, musimy patrzeć na Nią i Ją przyzywać. Jej postawa wskazuje jak przygotować się wewnętrznie do obchodzenia święta Narodzenia Chrystusa. Maryja wzywa nas przede wszystkim do pokory, aby Bóg mógł znaleźć miejsce w naszym wolnym od egoizmu i pychy sercu. Ważne, wręcz nieodzowne, jest wewnętrzne wyciszenie, modlitwa, głęboki rachunek sumienia prowadzący do sakramentu pojednania oraz gesty miłosierdzia wobec bliźnich, zwłaszcza wobec tych znajdujących się w potrzebie.
Prośmy Maryję, by pomogła nam dobrze przeżyć nadchodzące Święta. Prośmy Ją, by nauczyła nas, jak zachować w sercu tajemnicę Boga, który dla nas stał się człowiekiem. On rodzi się po to, by umrzeć na krzyżu i przez swoje zmartwychwstanie wprowadzić nas w nowy wymiar życia. Przekracza granice, by stać się jednym z nas. Niech nas prowadzi, abyśmy dawali światu świadectwo Jego prawdy, miłości i pokoju.
Boże Narodzenie budzi w człowieku wiele dobra, życzliwości i stanowi szczególną okazję do składania życzeń. Pragnę więc życzyć czytelnikom Tygodnika, abyśmy potrafili dziękować Panu Bogu za to, że jest i, że jesteśmy w Jego kochających rękach. Niech Pokój Chrystusa panuje w Waszych sercach i rodzinach. Błogosławionych Świąt!
Nie zmarnujmy tego czasu
Tegoroczny Adwent rozpoczął się w 29 rocznicę objawień Matki Bożej w Kibeho, których autentyczność Kościół uznał w 2001 r. W przesłaniach danych w czasie objawień, Matka Boża przynaglała ludzi do przemiany serc, do wolnej od hipokryzji nieustannej modlitwy i płakała nad moralnym stanem świata.
Objawienia w rwandyjskim miasteczku Kibeho zaczęły się 28 listopada 1981 r. i zakończyły dokładnie osiem lat później 28 listopada 1989 r. Wówczas w tym afrykańskim państwie, w którym kilka lat później w wojnie domowej zginęło ponad milion ludzi, panował jeszcze pokój.
Matka Boża nazywając się Matką Słowa objawiała się kilkunastoletnim uczennicom: Alphonsine Mumureke, Natalie Mkamazimpaka i Marie Claire Mukangango jako mama. Prosiła: Bądźcie dla Mnie dziećmi. Jestem waszą Matką. Nie powinniście się Mnie bać, lecz kochać Mnie. Wzywała do pokuty i żalu za grzechy. Mówiła, że dzisiaj ludzie nie czują już tego zła, które czynią i grzesząc, nie przyznają się, że źle postępują. Matka Boża ubolewała, że wielu ludzi nie potrafi już prosić o przebaczenie i taką postawą ponownie krzyżują Jej Syna. Zadawała jakże nadal niestety aktualne pytania: „Kiedy zaczniecie czynić to, o co was proszę? …Daję wam wiele znaków, a ciągle nie wierzycie. Jak długo jeszcze będziecie głusi na Moje wezwania?”
Widząc zatwardziałość ludzkich serc Maryja zachęcała do odmawiania Różańca i Koronki do Siedmiu Boleści Matki Bożej, niegdyś popularnej XVIII-wiecznej modlitwy. Obiecywała, że jeśli ludzie będą ją odmawiać i rozważać, będą mieli siłę do wzbudzenia w sobie skruchy.
Przesłanie z Kibeho zachęca nas byśmy zwłaszcza w czasie trwającego już drugi tydzień Adwentu poprzez modlitwę, rachunek sumienia i sakrament pojednania przygotowywali się na przyjęcie Pana. Prośmy Maryję, by pomogła nam nie zmarnować tego czasu.
"Święty sprzeciw" obowiązkiem
Wszechobecny dziś relatywizm jest częstą przyczyną budzenia się w ludziach „świętego gniewu”. Słusznie oburzamy się, gdy wykreowane przez media „autorytety” kwestionują podstawowe wartości: podważają instytucję małżeństwa, rodziny, demoralizują młodzież, propagują relatywizm etyczny i religijny. I choć nasze oburzenie jest uzasadnione czy nawet „święte”, to jednak nie jest ono święte świętością Boga. Jest to tylko nasz ludzki gniew.
Jest wiele sytuacji, także w życiu rodzinnym i w środowisku pracy, w których chrześcijanin powinien powiedzieć złu stanowcze „nie” nawet wtedy, gdy go to naraża na nieprzyjemności. Wymaga to pewnej odwagi i konsekwencji, ale trzeba pamiętać, że złem jest także nieokazywanie gniewu, gdy jest konieczny, bo zło wymaga właściwej reakcji.
Każda sytuacja trudna, która wywołuje nasz gniew wymaga rozeznania. Jak każde uczucie, gniew nie jest ani dobry, ani zły, jest jednak sygnałem nadchodzącego duchowego zagrożenia. Ocenie moralnej podlega bowiem to, co z nim robimy. Doświadczenie uczy, że jako słabi i podatni na grzech ludzie często reagujemy na zachowania innych w sposób, w którym nasze urażone uczucia i duma odgrywają wiodącą rolę.
Gdy opanuje nas gniew powinniśmy zastanowić się, co jest jego przyczyną i zarówno odkrywać postawę wewnętrzną, z której się on rodzi, jak i zobaczyć jego owoce w naszym życiu. Rozeznając nasz gniew winniśmy pytać, ile jest w nim słusznego oburzenia, a ile naszego egoizmu czy pychy. Odpowiedzią będzie nasza reakcja, bo poznajemy nasz gniew po jego skutkach. Słuszny gniew powinien nas pobudzać do mądrego działania w obronie zagrożonych wartości, ale nie daje nam nigdy prawa do potępiania i pochopnego sądzenia innych.
Nauczanie Kościoła katolickiego mówi, że gniew nie powinien być pragnieniem odwetu. Gniew nie może więc kierować się przeciwko osobie, ale przeciw złu, a sankcje powinny zmierzać do skorygowania nieodpowiednich postaw i zachowań. Można domagać się dla kogoś kary, ale nie po to, by mu zaszkodzić.
Przykład „świętego gniewu” dał nam sam Jezus, gdy wyrzucił handlarzy ze świątyni jerozolimskiej. A więc, gdy ktoś bezcześci to, co święte, lub gdy dzieje się niesprawiedliwość, „święty sprzeciw” wydaje się po prostu naszym obowiązkiem.
By ocalała wolność niezależnego myślenia
11 listopada 1918 r. po 123 latach niewoli odrodziło się państwo polskie. Odzyskanie niepodległości było możliwe dzięki temu, że w Polakach ocalała wolność niezależnego myślenia i kierowania własnym życiem w oparciu o więzi i wartości wybrane w sposób wolny i świadomy.
Zbliżająca się 92 rocznica odzyskania niepodległości powinna nas skłaniać do refleksji nad patriotyzmem, czyli mądrą troską o dobro Ojczyzny i rodaków, a więc także o los nas samych i naszych bliskich. Opatrzność Boża sprawiła, że w tym jakże bogatym w tragiczne wydarzenia i trudnym dla naszej Ojczyzny 2010 roku, Kościół ukazał nam wzorce cnót i autorytety moralne. Benedykt XVI kanonizując św. Stanisława Kaźmierczyka, beatyfikując ks. Jerzego Popiełuszkę i podpisując dekret o heroiczności cnót sługi Bożego Jana Pawła II wskazał nam przewodników po prowadzących do Ojca drogach tego świata.
Zarówno nowy polski święty – apostoł Eucharystii i czciciel Matki Bożej jak i bł. ks. Jerzy i polski Papież swym nauczaniem i świadectwem życia dawali wyraz miłości bliźniego i Ojczyzny. Czynił to także św. Maksymilian Maria Kolbe, którego 70 rocznica męczeńskiej śmierci minie w 2011 r. Z tego względu Senat RP ogłosił nadchodzący rok Rokiem św. Maksymiliana Marii Kolbego, patrona trudnych czasów, i symbolu obecnych w życiu każdego człowieka trudnych wyborów.
W czasie pewnego zamętu i coraz ostrzejszej walki o wartości dobrze byłoby przypomnieć sobie postacie tych świętych i sług Bożych. Znajomość ich nauczania pomoże nam dokonywać właściwych wyborów moralnych w niełatwej rzeczywistości społeczno-politycznej, w której przekaz płynący z mediów zaciera granicę między dobrem a złem. Od nas bowiem zależy, czy ocaleje w nas wolność niezależnego, inspirowanego wartościami chrześcijańskimi myślenia.
Skłamać czy nie skłamać
Chyba każdy z nas był kiedyś w sytuacji, w której udzielenie odpowiedzi na zadane mu pytanie stawiało go przed wyborem: skłamać, czy sprawić przykrość pytającemu. Nie zawsze bowiem da się zmienić temat rozmowy i najczęściej w takiej sytuacji kłamstwo samo wpada nam do głowy.
Kłamiemy niemal bezwiednie, nierzadko nie uświadamiając sobie tego, że czynimy zło. Nie obciążamy tym swego sumienia, uznając, że to co uczyniliśmy było „kłamstwem użytecznym”, bo nikomu nie wyrządziło szkody. Ta dobrotliwa ocena tego, co niektórzy uznają nawet za cnotę towarzyską, w ostatecznym efekcie prowadzi do udawania i krętactwa. Rodzi to nieufność i owocuje rozpadem wzajemnych więzi i wewnętrznym spustoszeniem, bo kłamstwo jest zawsze kłamstwem i nie powinno się go usprawiedliwiać w żaden sposób.
Ważne jest by zawsze, gdy nie powiedzieliśmy prawdy bliźniemu odnaleźć przyczynę tego braku szczerości i szacunku dla niego. Dobrze jest przyznać, że takie nasze zachowanie często jest bardziej wynikiem naszego lęku o siebie niż troską o dobro drugiego. Któż bowiem lubi ludzi, którzy mówią prawdę prosto w oczy, zwłaszcza, gdy jest przykra? A jeśli ulegamy tej obawie o siebie, nie bierzemy odpowiedzialności za własne czyny i nie stajemy w prawdzie.
Trudno się oprzeć wrażeniu, że byłoby dużo mniej kłamstw, gdybyśmy nie zadawali niepotrzebnych pytań. Wydaje się, że zbyt rzadko myślimy o współwinie za cudze kłamstwo. Pamiętajmy, że łatwiej unikniemy odpowiedzialności za nie, jeśli wcześniej odpowiemy sobie na pytania: Czy mam prawo do tej prawdy, o którą chcę zapytać? Czy nie kieruje mną tylko zwykłe wścibstwo?
Nie zadawajmy więc pytań, jeśli są one zbyt osobiste, nie żądajmy zdradzania sekretów „w imię przyjaźni” i nie obrażajmy się za brak odpowiedzi. Zastanówmy się raczej dlaczego nie została nam ona udzielona.
Odwaga świętości
Wczoraj już po raz dziesiąty obchodziliśmy w Polsce Dzień Papieski – dzień wdzięczności, łączności duchowej z Ojcem Świętym, Janem Pawłem II i promocji jego nauczania. Obchodom X Dnia Papieskiego towarzyszyło hasło „Jan Paweł II – Odwaga świętości”.
To syntetyczne a zarazem pełne treści hasło uświadamia nam, że we współczesnym świecie świętość wymaga odwagi. Ojciec Święty nie ukrywał, że trwanie w miłości, dobru, prawdzie i pięknie wiąże się z pokonywaniem własnych słabości, lęków i zależności. Wymaga także odwagi w relacjach z tymi, którzy skłonni są uczynić wiele, byśmy zrezygnowali z drogi świętości. Świętości, która nie polega na dokonywaniu rzeczy niezwykłych, lecz na niezwykłym podejściu do rzeczy zwykłych i codziennych.
W czasach, gdy ukryta lub wręcz jawna kpina ze świętości jest przez wielu dobrze widziana, odwaga Jana Pawła II przejawiała się we wzywaniu do niej też i tych wątpiących. Mówił, że świętość jest głębokim pragnieniem człowieka, ale aby to odkryć trzeba iść do źródła, w górę, nierzadko pod prąd. On sam niejednokrotnie dał dowód swej odwagi stając zdecydowanie w obronie świętości, godności człowieka i rodziny. Świętość była dla niego pójściem za Chrystusem i zdaniem się na Niego. Akcentował tym samym nie tylko wysiłek człowieka ale przede wszystkim inicjatywę i pomoc samego Boga.
Zachęcając nas do wybierania drogi świętości wyniósł do chwały ołtarzy 1343 błogosławionych i 482 świętych. Wskazując na ich postaci dawał dowód odważnej wiary w możliwą przemianę zmierzającego do dechrystianizacji świata. Zachęcał nas byśmy poznając życiorysy i duchowe przesłanie świętych patrzyli na historię nie jako na kalejdoskop przypadków ale widzieli w niej historię zbawienia każdego człowieka i całej ludzkości.
Podpisany w grudniu 2009 r. przez Papieża Benedykta XVI dekret o heroiczności cnót Sługi Bożego Jana Pawła II pozwala żywić nadzieję na jego rychłe wyniesienie na ołtarze. Tegoroczny Dzień Papieski wpisuje się więc szczególnie w duchowe przygotowanie naszego narodu do tak oczekiwanego daru Opatrzności Bożej. Starajmy się by umiłowany Ojciec Święty i jego nauczanie nadal był obecny w naszych myślach i sercach.
Bóg fundamentem nadziei
Kończą się wakacje. Dla wielu z nas nadchodzi czas wypełniania codziennych obowiązków i realizacji wcześniej poczynionych planów. Na nadchodzące dni chcemy patrzeć z nadzieją, najczęściej rozumianą jako odczucie, że sprawy jakoś się ułożą, że nasze plany z Bożą pomocą się spełnią.
Każdy z nas potrzebuje małych i większych nadziei i wydaje się nam, że ich spełnienie zadowoli nas całkowicie. Tak jednak nie jest, bo jak – pisze Benedykt XVI w encyklice Spe salvi – w pewnym momencie staje się ewidentne, że człowiek potrzebuje innej nadziei, która idzie dalej. Staje się jasne, że może zaspokoić go jedynie coś nieskończonego, co zawsze będzie czymś więcej niż to, co może sam osiągnąć.
Nadzieja, której potrzebujemy, a która jest relacją z żywym Bogiem wymyka się naszej kontroli. To życie, którego poszukujemy, jest darem łaski i jeżeli je otrzymamy, to z miłosierdzia. Bóg będzie nam je dawał jak będzie chciał i kiedy będzie chciał. Właśnie otrzymanie tego daru należy do chrześcijańskiej nadziei. Ojciec Święty przypomina nam, że fundamentem nadziei jest Bóg, który ma ludzkie oblicze i umiłował nas aż do końca: każdą jednostkę i ludzkość w całości.
Nieraz jesteśmy dotknięci udręką oczekiwania, słabości, trudności w domu, chorobą. Udręka ta może być oczyszczająca dla duszy, ale nabiera sensu, gdy jest nadzieja, że przyjdzie czas żniwa – Boża ingerencja. Nadzieja na to podtrzymuje nas w drodze ku Niemu i przewodzi w największych ciemnościach.
Dobrze jest więc zgodzić się na pewnego rodzaju niepokój, który dla niektórych może być nawet źródłem udręki. Prośmy, abyśmy w każdej udręce odnaleźli Matkę Bożą, która wprowadzi nas w tajemnicę oczekiwania osobistego działania Boga. Nie zapominajmy, że miejscem otwierania nas na chrześcijańską nadzieję jest modlitwa.
By była dla nas drogowskazem
Sierpień to miesiąc trzech świąt ku czci Matki Bożej – Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, zwanego świętem Matki Bożej Zielnej, Matki Bożej Królowej i Matki Bożej Częstochowskiej. W miesiącu tym wspominamy także dwóch wielkich krzewicieli maryjnego kultu: św. Bernarda z Clairvaux i św. Maksymiliana Marię Kolbe, którego 69 rocznica śmierci minęła 14 sierpnia.
Opatrzność Boża sprawiła, iż w centrum naszej pobożności maryjnej postawiona została jasnogórska ikona, należąca do ikon typu Hodegetria, co oznacza: „Ta, która prowadzi”. Maryja na jasnogórskim obrazie niesie na lewej ręce Jezusa, prawą zaś wskazuje na Niego. Te dwa gesty streszczają całe Jej posłannictwo i Jej pragnienia. Ona jest Matką Jezusa i przez Niego naszą Matką.
Z okazji Jubileuszu 600 – lecia Jasnogórskiego sanktuarium, Jan Paweł II, odczytując jego przedziwną tajemnicę, wskazał na Ewangelię św. Jana o weselu w Kanie Galilejskiej. Zwracając uwagę na fakt zaproszenia na zaślubiny Jezusa i Jego Matki powiedział, że tamta biblijna rzeczywistość zapraszania aktualizuje się w naszych dziejach poprzez Obraz Jasnogórski, przynoszący z sobą nowy znak obecności Matki Bożej.
Maryja nieustannie wzywa nas do przyznawania pierwszego miejsca w naszym życiu Chrystusowi Zmartwychwstałemu. Podobnie jak w Kanie Galilejskiej współpracuje ze swoim Synem i mówi: Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie. To samo – podkreślił Jan Paweł II – dzieje się na Jasnej Górze. W ten sposób – powiedział Ojciec Święty – Maryja pełni niejako posługę ewangelizacyjną w jasnogórskim sanktuarium.
W tym szczególnym czasie, gdy tak wielu z nas pielgrzymuje na Jasną Górę, wdzięczni za Jej miłość i matczyną troskę, prośmy Maryję by była dla nas drogowskazem, i pomagała być wiernym na drodze, która jest gwarancją przetrwania i życia.
Dajmy przykład
Rozpoczął się sierpień — miesiąc trzeźwości. Trzeźwość jest tą cnotą, która stoi na straży dobrego używania rzeczy przemijających, zwłaszcza w odniesieniu do alkoholu i innych środków odurzających. Zdobądźmy się w miesiącu, w którym obchodzimy tak wiele rocznic narodowych i państwowych i gdy tak wielu z nas pielgrzymuje do Matki Bożej, na pełną abstynencję. Dajmy przykład, że stać nas na zwycięstwo również w tej dziedzinie.
Dobrze wiemy, że nadużywanie alkoholu jest złem i źródłem wielu nieszczęść. Nie ma chyba nikogo, kto by nie spotkał się z tym problemem w rodzinie, w pracy lub na ulicy. Nie jest przesadą stwierdzenie, że grzechy płynące rzeką alkoholu zalewają nasz kraj. Jako ludzie wierzący nie możemy obojętnie patrzeć na rozpijanie społeczeństwa, zwłaszcza dzieci i młodzieży, na ciągłą degradację życia rodzinnego, a w konsekwencji na stałe osłabianie naszej Ojczyzny.
Można powiedzieć, że abstynencja to środek do budzenia sumienia w narodzie i w środowiskach, w których żyjemy. To także forma wynagrodzenia za grzechy pijaństwa. Chyba nikt nie ma wątpliwości, że trzeźwość jest nam potrzebna dla ratowania kondycji moralnej Polaków. Trzeźwości nigdy nie było i nie będzie za dużo. Postanówmy – na znak solidarności ze wszystkimi ofiarami pijaństwa i alkoholizmu – zwłaszcza w sierpniu nie kupować i nie pić alkoholu. Ze względu na Boga i na tych, których kochamy, zrezygnujmy z czegoś na rzecz większego dobra.
Prośmy o pomoc w wytrwaniu w dobrym Najświętszą Maryję Pannę, której w Ślubach Jasnogórskich przyrzekaliśmy wypowiedzieć walkę z naszymi wadami narodowymi, także z pijaństwem. Postanówmy, że zrobimy wszystko, aby dochować wierności przyrzeczeniu i powstrzymamy się w tym Maryjnym miesiącu od spożywania alkoholu.
Dar, którego nie wolno zmarnować
W ostatnich latach w wielu diecezjach pojawiły się świeckie wspólnoty religijne, ruchy i stowarzyszenia. Służąc innym ubogacają parafie swoim charyzmatem, a ich działanie niejednokrotnie jest odpowiedzią na potrzeby społeczne i wszelkie formy ubóstwa, także związane z brakiem sensu życia i nadziei.
W naszych czasach konieczny jest nowy zapał misyjny dojrzale uformowanych wiernych świeckich. Trzeba autentycznych świadków Chrystusa przede wszystkim w tych środowiskach, gdzie najbardziej przemilcza się wiarę i w ten sposób pomaga sekularyzmowi, który stawia bariery temu, co ma inspirację chrześcijańską – mówił w czasie swej niedawnej pielgrzymki do Fatimy Benedykt XVI.
Dziś, kiedy w odczuciu wielu ludzi wiara katolicka nie jest już wspólnym dziedzictwem społeczeństwa niezbędne jest odważne przypominanie wartości chrześcijańskich. Jednak samo ich głoszenie – podkreślił Ojciec Święty – nie dociera do serca człowieka ani nie przemienia jego życia. Tym, co pociąga do łaski Chrystusa jest przede wszystkim spotkanie z ludźmi wierzącymi. Z tego względu członkowie ruchów i stowarzyszeń kościelnych mają do odegrania szczególną rolę w środowiskach lekceważących religijny i kontemplacyjny wymiar życia. Dzięki charyzmatom i osobistym świadectwom mogą oni bowiem bardziej przekonująco przekazać radykalizm Ewangelii i obiektywną treść wiary.
Przypomnijmy, że wielkim zwolennikiem ruchów i stowarzyszeń katolików świeckich był Jan Paweł II nazywając je darem Ducha Świętego dla Kościoła, którego nie wolno zmarnować. Warto więc zadać sobie pytanie czy znamy ruchy i wspólnoty działające w naszej parafii? Czy pamiętamy nauczanie Ojca Świętego, który mówił, że Kościół potrzebuje wielkich ruchów i świadectwa świętości wiernych, gdyż ze świętości rodzi się każda autentyczna odnowa Kościoła. Dlatego, wskazując na potrzebę pełnej ich jedności z Kościołem, nieraz wzywał biskupów do udzielania im koniecznego wsparcia i pomocy w znajdowaniu odpowiedniej drogi, a wiernych do misyjnego zaangażowania.
"Nie smućcie się, bo Ja zawsze będę z wami"
Mija właśnie 133 lat od jedynych uznanych przez Kościół rzymskokatolicki objawień Matki Bożej na ziemiach polskich w Gietrzwałdzie na Warmii. Dobrze byłoby w czasie wakacyjnych wędrówek nawiedzić Sanktuarium Maryjne powstałe w miejscu, w którym na zakończenie objawień Matka Chrystusa powiedziała wizjonerkom i wszystkim Polakom „Nie smućcie się, bo Ja zawsze będę z wami”.
Objawienia Matki Bożej trwały nieprzerwanie od 27 czerwca do 16 września 1877 r. Maryja ukazała się 160 razy trzynastoletniej Justynie Szafryńskiej i dwunastoletniej Barbarze Samulowskiej. Do pochodzących z niezamożnych polskich rodzin dziewczynek przemawiała wyłącznie po polsku. Miało to szczególne znaczenie w czasach, gdy Polska pod zaborami poddawana była intensywnej germanizacji i rusyfikacji. Na zapytanie dzieci: Kto Ty Jesteś? 1 lipca 1877 r. odpowiedziała: „Jestem Najświętsza Panna Maryja Niepokalanie Poczęta!” Na pytanie: Czego żądasz Matko Boża? Powiedziała: „Życzę sobie, abyście codziennie odmawiali różaniec!”.
Wielokrotnie w czasie objawień Maryja przypominała o wielkiej mocy i znaczeniu Mszy Św. w życiu wierzącego człowieka. Wzywała szczególnie do modlitwy różańcowej. Jednak zapytana przez Justynę, czy ma przychodzić na różaniec rano przed Mszą Św. Matka Boża odpowiedziała: „Najpierw wysłuchać Mszy Świętej, a potem odmawiać różaniec, ponieważ Msza jest ważniejsza od różańca”. Maryja zachęcała także do częstego korzystania z Sakramentu Pojednania i z porad spowiedników, którzy mają łaskę rozeznawania prawdy i każdemu potrafią wskazać drogę prowadzącą do Boga.
Objawienia maryjne w Gietrzwałdzie wpisują się w szereg podobnych zdarzeń: takich jak objawienia w La Salette (1846), w Lourdes (1858), w Fatimie (1917) oraz nam współczesne. Zawsze Matka Boża prosi o odmawianie różańca. Czy pamiętamy o tej prośbie, czy wierzymy, że różaniec to nie tylko modlitwa, ale i sposób na życie?
Wakacje z Bogiem
Już wkrótce rozpoczną się tak wyczekiwane przez dzieci i młodzież wakacje; dwa miesiące bez szkoły i klasówek, a dla dorosłych czas urlopów. Wakacje to dni, kiedy można poświęcić więcej czasu modlitwie, lekturze i rozważaniom nad głębokim sensem życia, w pogodnej atmosferze, jaką stwarza przebywanie z najbliższymi.
Czas wakacji to także wyjątkowa okazja do pogłębienia wiary w Boga, nawiązania bliższej przyjaźni z naszym Stwórcą. Mimo, że może najłatwiej byłoby to czynić pielgrzymując do sanktuariów i Ziemi Świętej, to jednak nie ma takiego miejsca na ziemi, gdzie nie można by było spotkać Pana Boga. On jest wszędzie i zawsze na nas czeka.
Przekonujemy się o tym kontemplując piękno przyrody, w kontakcie z którą widzimy siebie we właściwych proporcjach i mamy najlepszą okazję do podziwiania tego wszystkiego, co Bóg stworzył i co Jemu zawdzięczamy. Podziwiając wspaniałe góry i bezkresne morze odkrywamy, że jesteśmy stworzeniem małym, ale wedle słów Benedykta XVI, wyjątkowym, «zdolnym odkryć Boga», ponieważ nasz duch otwarty jest na Nieskończoność. Dostrzegając w otaczającym nas świecie ślad dobra, piękna i Bożej Opatrzności niemal spontanicznie otwieramy się na uwielbienie i modlitwę.
Czy jednak doświadczenie to jest udziałem wszystkich przyznających się do Kościoła katolickiego? Niestety jest wiele dowodów na to, że są i tacy, którzy w miesiącach letnich robią sobie wakacje również od obowiązków religijnych. Wystarczy, że w miejscowości, w której wypoczywają nie ma w zasięgu wzroku kościoła, a czują się zwolnieni z udziału w niedzielnej Mszy św. Starajmy się więc nigdy nie zasilać ich szeregów, a przeciwnie, swoim przykładem dowodzić, że prawdziwy chrześcijanin nigdy nie robi sobie wakacji od Boga, modlitwy i udziału w niedzielnej Eucharystii!
Zobowiązujący dar
Wyniesienie na ołtarze Czcigodnego Sługi Bożego ks. Jerzego Popiełuszki to wielki dar dla Kościoła naszych czasów. To szczególne obdarowanie tak boleśnie doświadczonej w ostatnim czasie naszej Ojczyzny. Oby beatyfikacja księdza Jerzego stała się dla nas wezwaniem do głębokich przemyśleń, jakiej Polski pragniemy i co osobiście możemy dla Ojczyzny uczynić.
Ksiądz Jerzy wzorzec miłości Boga, Ojczyzny, oddania człowiekowi przychodzi do nas jako patron trudnych czasów wskazując, że trzeba stanowczo stawać w obronie prawdy, godności człowieka oraz ewangelicznych wartości. Trzeba jednoczyć ludzi wokół spraw najważniejszych, a zło dobrem zwyciężać. Swoim nauczaniem i życiem świadczył, że tylko ten może zwyciężać zło, kto sam jest bogaty w dobro, kto dba o rozwój i ubogacenie siebie tymi wartościami, które stanowią o ludzkiej godności dziecka Bożego.
Dziękując Bogu za dar życia, powołania i posługi bł. Ks. Jerzego powinniśmy dążyć do wcielania we własne życie jego przesłania, nawołującego nas do wewnętrznej uczciwości, kroczenia drogą prawdy i umiłowania Ojczyzny. Wymaga to nazywania zła po imieniu, życia w prawdzie, przyznawania się do niej i upominania się o nią w każdej sytuacji.
Ksiądz Jerzy przypominał, że kultura narodu to również moralność. Dlatego naród chrześcijański, jakim są od wieków Polacy, musi kierować się sprawdzoną przez wieki moralnością chrześcijańską, a to szczególnie zobowiązuje do dostrzegania drugiego człowieka, jego problemów i obejmowania braterską troską potrzebujących.
Czas, który przeżywamy obecnie w naszej Ojczyźnie stwarza wiele okazji do przyjęcia i pomnożenia przez każdego z nas daru wyniesienia na ołtarze naszego Rodaka – wzoru księdza na współczesny czas, wzoru człowieka odważnego i pobożnego, który potrafił stanąć w obronie wiary, Kościoła i Ojczyzny. Prośmy Ducha Świętego o światła, które pomogą nam z miłością odpowiedzieć na otrzymany dar.
Pielgrzymować ku światłu
W Kościele trwa obecnie Rok św. Jakuba Apostoła, ogłaszany w Santiago de Compostela we wszystkich latach, gdy 25 lipca – święto Apostoła – przypada w niedzielę. „Pielgrzymując ku światłu” – oto hasło obecnego już 119. Roku Jubileuszowego. Pierwszy w 1120 r. ogłosił papież Kalikst II. Poprzedni obchodzono w 2004 roku, a następny przypada za 11 lat – w 2021 roku.
W dziejach Kościoła Santiago de Compostela w Hiszpanii jest wymieniane obok Jerozolimy i Rzymu jako jedno z najważniejszych celów chrześcijańskiego pielgrzymowania. O prowadzącym do niego Szlaku św. Jakuba – Camino de Santiago – Benedykt XVI napisał, że usiany tak licznymi świadectwami gorliwości, pokuty, gościnności, sztuki i kultury, opowiada wymownie o duchowych korzeniach Europy.
Najsłynniejszy europejski szlak pielgrzymkowy zaczynał się kiedyś na Łotwie i prowadził przez Polskę, Niemcy i Francję, aż do Santiago de Compostela, gdzie pochowano św. Jakuba Starszego Apostoła. W średniowieczu tak jak i obecnie Jakub był bardzo popularnym świętym. W samej tylko Polsce istnieje 155 kościołów pod jego wezwaniem, a w 2007 r. otwarty został polski odcinek Camino – od katedry św. Jakuba w Olsztynie do kościoła św. Jakuba w Toruniu.
Z okazji Roku Jubileuszowego papież Benedykt XVI skierował list do pielgrzymujących do grobu św. Jakuba, w którym zachęcił ich do dawania świadectwa, że Chrystus żyje i jest naszą nadzieją. Ojciec Święty przypominając, że obecny jubileusz zbiega się z Rokiem Kapłańskim podkreślił ważną rolę kapłanów, którzy pomagają pielgrzymom spotkać się z Chrystusem w sakramentach pokuty i Eucharystii.
WProśmy więc św. Jakuba, patrona pielgrzymów, aby rok jubileuszowy zachęcił nas do „pielgrzymowania ku światłu”. Powtarzajmy za Janem Pawłem II, który u grobu świętego prosił: „Apostole i przyjacielu Pana, ukaż nam drogę wiodącą do Niego. Głosicielu wiary w Hiszpanii, otwórz nas na Prawdę, którą przyjąłeś z ust Mistrza. Świadku Ewangelii, daj nam siłę, byśmy zawsze kochali życie”.
Bezpieczni na krawędzi czasu
Bezpieczni na krawędzi czasu – zawsze przy Maryi; – to przewodnie hasło rozpoczynającego się 13 maja tego roku drugiego roku Wielkiej Nowenny Fatimskiej. Idea nowenny, przygotowującej wiernych do 100. rocznicy objawień Matki Bożej w Fatimie, rodzi się z pragnienia przypomnienia Słów Maryi, które niosą ratunek człowiekowi i światu.
Głos, jaki rozległ się w 1917 r. w Fatimie, to głos miłości Matki do swoich dzieci, by je ratować, by przyjść im z pomocą. Objawiając się trojgu małym pastuszkom Matka Boża wzywała do odmawiania różańca, pokuty i nabożeństwa do Niepokalanego Serca Maryi.
Matka Boża Fatimska to patronka trudnych czasów, jakie przeżywamy. Jej Orędzie jest ciągle aktualne, bo – jak uczył Sługa Boży Jan Paweł II – przyszłość jest warunkowa i wiele zależy od nas, jutro świata jest w naszych rękach. Ojciec Święty wielokrotnie powtarzał, że „chrześcijaństwo jest religią współdziałania Boga i człowieka”. Wielka Nowenna Fatimska to wpatrywanie się w Niepokalane Serce Maryi, które jest ratunkiem dla świata, jeśli przyjmiemy i wypełnimy prośby Matki Bożej.
Kościół zachęca wiernych, aby szczególnie w miesiącach fatimskich (maj-październik), podejmowali w modlitwie i rozmyślaniu tematy związane z przewodnim hasłem roku. Służą temu nabożeństwa fatimskie będące wypełnieniem woli Maryi i odpowiedzią na Jej objawienie się i słowa wypowiedziane do trojga pastuszków w Fatimie.
Rozpoczęta rok temu nowenna zakończy się 13 maja 2017 r. Będąc odpowiedzią na znaki czasu stanowi kolejna szansę poznania i przypomnienia orędzia wzywającego nas do nawrócenia, do przemiany życia, do zerwania z grzechem. Pamiętajmy, że zgodnie z zasadą Fatimy wszyscy jesteśmy zaproszeni do współpracy z Niebem w wypełnianiu się wielkich obietnic przekazanych przez Matkę Bożą.
Plotki, plotki, plotki…
Wydaje się, że wielu ludziom trudno żyć bez osądzania innych. I choć wypowiadanie zdań o bliźnich nie może dziwić, to jednak wydając sąd o kimś powinniśmy mieć pewność, co do jego prawdziwości. Niestety, często twierdzimy coś opierając się jedynie na przypuszczeniach opartych nierzadko na niepewnych czy zgoła fałszywych przesłankach.
Nietrudno domyślić się, że takie postępowanie może doprowadzić do nieporozumień i zranienia bliźnich. Wiemy dobrze, że będąca owocem niepohamowanego gadulstwa obmowa przyjmuje często postać plotki o nieobliczalnym zasięgu i skutkach.
Uznając swe przypuszczenia za pewnik wydajemy nierzadko lekkomyślnie sądy o innych i pochopnie wyciągamy wnioski o motywach ich postępowania. Nie pamiętamy, że mówiąc o wadach bliźnich, nie przedstawiamy całej rzeczywistości, bo każdy człowiek prócz wad ma i cnoty, dodatnie strony. O ile bardziej ostrożni bywamy w ocenie własnych czynów. Wtedy, zazwyczaj, dostrzegamy wszystkie usprawiedliwiające nas subtelności i okoliczności, na które nie mieliśmy wpływu. Jakże prawdziwe są słowa Ewangelisty mówiącego o dostrzeganiu drzazgi w oku bliźniego, a niewidzeniu belki we własnym.
Czy to znaczy, że mamy w ogóle nie dostrzegać wad i złych postępków innych i nie mówić o tym. Nie, ale należy o tym mówić tylko tym, którzy mają prawo, obowiązek i możliwość wykorzeniania wad drugiego. W innym wypadku możemy grzeszyć przeciwko ósmemu przykazaniu. Powinniśmy więc uważać nie tylko na to, co robimy, ale również na to, co mówimy. Odpowiadać będziemy nie tylko za nasze czyny, ale także słowa. Jeśli więc zdarzy się nam powiedzieć złe słowo o innym człowieku, warto podjąć starania, aby przywrócić mu dobre imię, a jeśli z tego powodu poniósł stratę, wynagrodzić ją.
Zrozumieć bolesny ciężar grzechu
14 września mija 164 lat od objawienia Matki Bożej w La Salette, w którym płacząca Maryja wyraziła swój smutek z powodu moralnego zła ludzkości. Pamięć o Jej łzach pomaga nam lepiej zrozumieć bolesny ciężar grzechu odrzucenia Boga, którego wierność i miłość ranimy przez zapomnienie i odmowę.
W 1846 r w wigilię święta Matki Bożej Bolesnej 15-letnia Melania Calvat oraz 11-letni Maksymilian Giraud pasąc owce na hali zobaczyli nagle kobiecą postać, siedzącą z twarzą ukrytą w dłoniach, po których spływały łzy. Nieznajoma o pięknym, ale smutnym obliczu podniosła się i rzekła: „Dzieci nie bójcie się, podejdźcie bliżej, pragnę wam przekazać coś bardzo ważnego. Jeżeli lud mój nie zechce się zmienić, będę musiała opuścić ramię mego Syna”. Matka Boża powiedziała, że tym, co szczególnie obciąża ramię Jej Syna, w pewien sposób przeszkadzając Mu trwać w geście wstawiennictwa za nami, są: przekleństwa i bezczeszczenie niedzieli. Wzywała do pokuty, do wytrwałości w modlitwie, a w szczególności do wierności praktykom niedzielnym obiecując, że jeżeli ludzie się nawrócą, „kamienie i skały rodzić będą pszenicę”.
Trudno się oprzeć refleksji, że mimo upływu lat prawda o ciężarze tych dwóch wymienionych przez Maryję grzechów z trudnością dociera do ludzkich serc, nadal jest w nas tendencja do bagatelizowania ich. A przecież przekleństwo, czy się je wypowiada na skutek doznanej niesprawiedliwości, cierpienia czy kłopotów, oskarża Boga. I tak „tajemnica nieprawości” dopełnia się w kłamstwie, które – jak mówił Jan Paweł II – stawia w stan oskarżenia, w stan permanentnego podejrzenia, samą stwórczą i zbawczą Miłość.
Natomiast bezczeszczenie niedzieli, dnia Pana Jezusa, który poniósł śmierć i zmartwychwstał dla nas, wyraża liczenie tylko na własne siły, a nie na Boga. Pamiętajmy, że to wykluczanie Boga nie zawsze przyjmuje postać otwartego sprzeciwu. O wiele bardziej może się wyrażać obojętnością wobec Niego, jak gdyby Bóg nie zasługiwał na naszą uwagę. Prośmy Maryję, by zachowywała nas od ranienia Jej Syna tymi grzechami.
Świadectwo, które budzi powołania
Modlitwa jest pierwszą formą świadectwa, które budzi powołania – napisał Benedykt XVI w orędziu wydanym z okazji przypadającego w IV Niedzielę Wielkanocną Światowego Dnia Modlitw o Powołania.
Już po raz czterdziesty siódmy wczoraj, w niedzielę Dobrego Pasterza, Kościół Katolicki rozpoczął Światowy Tydzień Modlitw o Powołania do kapłaństwa i życia konsekrowanego. Inicjatywę modlitw o powołanie, niezwykłego daru Bożej miłości i tajemnicy spotkania dwóch wolności: Boga, który powołuje oraz człowieka, który udziela odpowiedzi, podjął w 1964 r. papież Paweł VI.
W swych katechezach przypominał wiernym, że pierwszym i najważniejszym miejscem rozeznawania i troski o powołania jest rodzina, od której zależy postawa dzieci i młodzieży wobec Boga i ludzi, wobec życia i samego siebie. To właśnie rodzice poprzez wprowadzanie w świat miłości umożliwiają młodym odkrycie miłości Boga i udzielenia pozytywnej odpowiedzi na Boże wezwanie. Jakże więc prawdziwe są słowa papieża bł. Jana XXIII, który wzywał „dajcie mi święte rodziny a ja wam dam świętych kapłanów”. Również i jego następcy na Stolicy Piotrowej, a zwłaszcza Jan Paweł II niestrudzenie nauczali o wielkiej odpowiedzialności i wyjątkowej misji rodzin chrześcijańskich w pielęgnowaniu powołań.
Trwający obecnie Tydzień Modlitw o Powołania do kapłaństwa i życia konsekrowanego powinien nas skłonić do zadania sobie pytań: Czy rodzina, którą tworzymy, jej moc i trwałość pomaga naszym bliskim wybierać chrześcijańską drogę życiową? Czy w przypadku rodzących się powołań duchowych wspieramy je modlitwą? Czy pamiętamy słowa Benedykta XVI, który przypomniał, że „naszym pierwszym obowiązkiem” jest podtrzymywanie żywej modlitwy w intencji powołań w rodzinach, parafiach?
Powierzajmy więc za przykładem Ojca Świętego nasze modlitwy Maryi, której posłuszne „tak” pozwoliło na to, by stała się Matką Boga.
Nieskończona Boża gotowość i moc przebaczania
Wczoraj już po raz dziesiąty świętowaliśmy w Kościele katolickim Niedzielę Miłosierdzia Bożego. O wyznaczenie Święta Miłosierdzia w drugą Niedzielę Wielkanocną prosił siostrę Faustynę Kowalską objawiający się jej Jezus. Święto to ustanowił 30 marca 2000 r. w czasie Mszy św. kanonizacyjnej św. Faustyny Jan Paweł II, zwany Papieżem Miłosierdzia.
W 1935 r. Pan Jezus polecił s. Faustynie, aby ogłosiła orędzie o Bożym Miłosierdziu – nieskończonej Bożej gotowości i mocy przebaczania, której żaden grzech nie przewyższa i nie ogranicza. Orędzie przekazane przez apostołkę Miłosierdzia mówi, że Bóg nie pochwala grzechu, ale jest „nieskory do gniewu” i zanim ukarze grzesznika „otwiera wpierw na oścież drzwi miłosierdzia”. Od wolnej decyzji człowieka zależy, czy przez nie przejdzie.
Można powiedzieć, że istotą kultu jest postawa ufności Bogu i czynnej miłości bliźniego, tworzące swoisty szlak miłosierdzia, które odbudowuje więź człowieka z Bogiem. Chrystus nauczył nas, że człowiek nie tylko doświadcza Bożego miłosierdzia, ale jest też „wezwany, by czynić miłosierdzie”, które nie poprzestaje na wybaczaniu win, ale tworzy nowe braterskie relacje między ludźmi.
Pan Jezus wskazał s. Faustynie pięć sposobów wypraszania przez ludzi zbawienia dla siebie i całego świata: Koronkę do Miłosierdzia Bożego, modlitwę przed obrazem Jezusa Miłosiernego z napisem: „Jezu, ufam Tobie”, modlitwę w godzinie konania Chrystusa na krzyżu, zwaną Godziną Miłosierdzia (15.00), obchodzenie święta Miłosierdzia i szerzenie czci Miłosierdzia Bożego modlitwą, słowem i czynem.
Wczorajsze święto powinno nas skłonić do postawienia sobie pytania, czy prawda o silniejszej niż wszelkie zło miłości miłosiernej przenika do naszych serc i kieruje naszym życiem? Prośmy Maryję, Matkę Miłosierdzia, która nieustannie zwraca swoje miłosierne oczy ku nam, by rodziła w nas ufność w miłosierdzie Jej Syna i wyjednywała nam łaskę nawrócenia.
Na nowo podjąć duchowe dziedzictwo
2 kwietnia jest datą, która trwale zapisała się w pamięci Kościoła jako dzień narodzin dla nieba ukochanego Ojca Świętego Jana Pawła II. W tym roku już po raz piąty będziemy ze wzruszeniem wspominać i przeżywać na nowo godziny owego sobotniego wieczoru, kiedy wiadomość o Jego śmierci pogrążyła serca milionów ludzi w żałobie.
W przededniu piątej rocznicy powrotu Jana Pawła II do domu Ojca jesteśmy szczególnie wzywani, by nie tylko trwać w dziękczynieniu za dar Jego życia i pontyfikatu, ale i duchowo przygotowywać się do mającej wkrótce nastąpić Jego beatyfikacji. Do tak oczekiwanego przez wszystkich Polaków wyniesienia Sługi Bożego na ołtarze każdy z nas powinien przygotowywać się podejmując starania, by Ojciec Święty nadal był obecny w jego sercu i myślach. Nie może to polegać jedynie na przywoływaniu znaczących Jego pontyfikat pełnych treści wydarzeń, ale wymaga podjęcia przez każdego z nas na nowo duchowego dziedzictwa, jakie nam zostawił. Tym dziedzictwem jest miłość do Boga i człowieka oraz zachęta byśmy bez lęku szli za Chrystusem, zawierzali z ufnością swoje życie Jezusowi i Jego Matce.
Czas Wielkiego Postu stanowi dobrą okazję do zadania sobie pytania, czy modlimy się o trwałe owoce pontyfikatu Ojca Świętego Jana Pawła II w naszym życiu i życiu naszych bliskich? Czy znamy i czy próbujemy żyć zgodnie ze wskazówkami zawartymi w Jego nauczaniu? A może wystarcza nam jedynie pobieżna i nie pogłębiona znajomość tych treści, która nie skłania nas do refleksji nad własnym życiem?
W pięć lat po odejściu do Ojca ukochanego papieża cała Polska czeka na wyznaczenie terminu Jego beatyfikacji. Niech przypadająca w tym roku w Wielki Piątek piąta rocznica narodzin Jana Pawła II dla nieba pomoże nam uświadomić sobie, że nasza modlitwa i nawrócenie mogą przyczynić się rychłego wyniesienia na ołtarze Sługi Bożego Jana Pawła II. Jednego i drugiego dla Wszystkich z całego serca życzę.
Pragnąć Jego przebaczenia i przyjaźni
Każdego roku przy okazji Wielkiego Postu Kościół zachęca nas do szczerego przeanalizowania własnego życia w świetle wskazań Ewangelii. Refleksja nad sensem i wartością naszego życia powinna pobudzać nas do odkrywania, jak bardzo potrzebujemy miłosierdzia Bożego.
W tegorocznym orędziu wielkopostnym papież Benedykt XVI przypomina nam, że nawrócić się do Chrystusa, wierzyć w Ewangelię to wyzbyć się złudzenia samowystarczalności. Uświadomić sobie i zaakceptować własny brak – brak innych i Boga, potrzebę Jego przebaczenia i Jego przyjaźni. Doświadczenie uczy nas, że pokusa bycia samowystarczalnym, niezależnym także od Boga aż do zamknięcia się na Jego tajemniczy plan wobec nas, jest bardzo silna. To, czego człowiek najbardziej potrzebuje – napisał Ojciec Święty – nie może być zagwarantowane przez prawo. By mógł cieszyć się pełnią życia, potrzebuje czegoś głębszego, co może mu być dane tylko darmo. Człowiek żyje miłością, którą może mu dać jedynie Bóg, bo stworzył go na swój obraz i podobieństwo.
W dzisiejszych czasach, w których wiara nie jest czymś naturalnym, wygodnym, oczywistym, do uznania, że potrzebujemy Drugiego konieczna jest pokora. Wiemy jednak, że człowiek ulegający pokusie samowystarczalności nie chce o tym pamiętać. Zapomina, że miłość Jezusa jest niewyczerpana i że najważniejsze jest uświadomienie sobie tego, co jest w nas ciemnością i oddanie tego Bogu. Dobrze jest więc w tym szczególnym czasie zadawać sobie pytania: Czy stajemy w prawdzie przed Bogiem i dziękujemy za miłość, która nieustannie nas obmywa w sakramencie pokuty? Czy wierzymy, że uznanie naszej grzeszności wcale nie pogarsza naszej pozycji wobec Ojca, tylko szerzej otwiera Jego ramiona?
Okres Wielkiego Postu, przypominając nam ścisły związek między sakramentem pojednania i życiem ukierunkowanym na nawrócenie, jest po raz kolejny daną nam niezwykłą szansą. Pojednanie z Bogiem i z bliźnimi, to szczególne zadanie w tym wyjątkowym czasie. Prośmy Maryję, by rodziła w nas pragnienie Jego przebaczenia i przyjaźni – niewyczerpanych źródeł miłosierdzia Bożego.
"Ty myśl o Mnie, a ja będę myślał o tobie"!
Nieraz można spotkać ludzi, którzy skarżą się, że jest im teraz jakoś trudniej się modlić. Wspominają czasy, gdy odmawianie pacierza przychodziło im z łatwością. A dziś, trudno im nawet uklęknąć, łatwo zapominają o modlitwie i nie zawsze odczuwają z tego powodu niepokój sumienia.
Jeśli modlitwa przychodzi nam łatwo, to za ten dar przede wszystkim trzeba dziękować Bogu. Wcześniej czy późnej każdy z nas odczuwa trudności na modlitwie. Mogą być one różnego rodzaju, mogą np. wynikać ze zmęczenia, ze zbytniego skoncentrowania na sobie, natłoku bezużytecznych myśli i w konsekwencji niemożności wyciszenia się.
Otrzymujemy od Boga jakąś niezwykłą szansę uczenia się modlitwy wtedy, gdy jest nam bardzo trudno się modlić, gdy ona nam nie wychodzi – pisał niedawno zmarły niedawno ks. Tadeusz Dajczer. Istnieje bowiem ścisły związek między wiarą i modlitwą, a także między pokorą i modlitwą. Przeżywanie przez nas trudności na modlitwie mogą wszak sprawić, że stanie się ona wołaniem człowieka ubogiego, bezradnego, oczekującego wszystkiego od Ojca. Modlitwy bowiem uczymy się najlepiej wtedy, gdy sami nie możemy się modlić.
Rozwój modlitwy dokonuje się poprzez przedzieranie się ku Bogu, otwieranie się na Niego i pozwolenie, aby On-Bóg, Duch Święty modlił się w nas. Najistotniejszy jest głód Boga, pragnienie wejścia z Nim w kontakt. Ważne jest byśmy się nie zniechęcali. Chodzi o to, by Bóg był postawiony na pierwszym miejscu, byśmy troskę o siebie i rezultaty swego działania – nie rezygnując z własnych wysiłków – pozostawili Jemu. Wówczas będziemy działali w myśl wezwania Jezusa skierowanego do św. Katarzyny ze Sieny „Ty myśl o Mnie, a ja będę myślał o tobie”. Nie ma bowiem ludzi porzuconych przez Boga, jest tylko Bóg porzucony przez ludzi.
"Posypmy głowy popiołem..."
Przypadająca w tym roku 17 lutego Środa Popielcowa, stanowi «bramę» liturgiczną, która wprowadza nas w Wielki Post. Kościół przypominając o znikomości naszego życia doczesnego stara się nam pokazać, jakie powinno być usposobienie naszego ducha. Dostarcza nam Bożych pomocy, byśmy przemierzali zdecydowanie i odważnie szczególny szlak duchowy, na który wchodzimy.
„Posypmy głowy popiołem. Uderzmy przed Panem czołem..” – śpiewamy w pieśni przeznaczonej na ten dzień. Podczas Mszy św. kapłan posypuje głowy wiernych popiołem, wypowiadając słowa z Księgi Rodzaju: „Prochem jesteś i w proch się obrócisz” albo ewangeliczną formułę: „Nawróć się i uwierz w Ewangelię”. Słowa te razem wzięte stanowią dopiero pełny sens Popielca, a zarazem całego Wielkiego Postu. W ten sposób Kościół wzywa indywidualnie każdego wiernego do nawrócenia i pokuty za siebie i za świat. Dobrze by więc było, byśmy w tym czasie wchodząc w siebie i rozmyślając o znikomości i zniszczalności naszej cielesnej istoty, otwierali się na Ewangelię, to znaczy na prawdę o męce, krzyżu, śmierci i zmartwychwstaniu Chrystusa.
Czterdzieści dni przygotowania do Wielkanocy wyróżnia duch modlitwy, refleksji i pokuty. Szczególnymi nabożeństwami Wielkiego Postu są: Droga Krzyżowa odprawiana zwykle w piątki oraz niedzielne Gorzkie Żale. Liturgia tego okresu zachęca nas, abyśmy oprócz modlitwy i postu wypełniali nasze dni uczynkami miłosierdzia. Te trzy wymiary życia ewangelicznego są nierozdzielne, bo skuteczność każdego z nich zależy od pozostałych, i są tym bardziej owocne, im bardziej się nawzajem umacniają.
Prośmy Maryję Pannę, Matkę Boga i Kościoła, by towarzyszyła nam na drodze wielkopostnej, oraz by była to droga prawdziwego nawrócenia.
By był naszym Światłem i Nadzieją
2 lutego mija czterdzieści dni od Bożego Narodzenia. Kościół Katolicki obchodzi w ten dzień Święto Ofiarowania Pańskiego, w polskiej tradycji zwane świętem Matki Boskiej Gromnicznej. Nazwa uroczystości pochodzi od zwyczaju święcenia w kościele gromnic, które mają być znakiem naszej ufności Jezusowi i uznania, że w Jego rękach jest moc, która może nas uzdrowić.
Ze świętem tym kończy się w Polsce okres śpiewania kolęd i choinek – kończy się „przedłużony” okres Bożego Narodzenia, a także okres kolędy – wizytacji duszpasterskiej po domach.
W Matkę Bożą Gromniczną Jezus jest ofiarowany przez Maryję swemu Ojcu w świątyni. Światło świecy jest symbolem Chrystusa Pana, który mówił: „Ja jestem światłością świata. Kto idzie za Mną, nie będzie chodził w ciemności, lecz będzie miał światło życia”. Tą światłością są prawdy i łaski przeobrażające duszę, która je przyjmuje. Zapalona świeca jest znakiem czuwania i uczestnictwa w światłości Chrystusa, którą mamy też zapalać innym.
Święto Ofiarowania Pańskiego to święto spotkania Boga z człowiekiem. Nasz Bóg jest Bogiem wciąż do nas przychodzącym. Czy prawda ta świadcząca o Jego wielkiej miłości skłania do zadania sobie pytania: Czy Chrystus jest moim Światłem i Nadzieją? Czy oddaję Panu swoje życie, myśli i uczynki. Czy ofiarowuję Mu zarówno swą codzienność jak i ważne wydarzenia życia? Święto to wzywa nas byśmy w każdej sytuacji umieli odkryć Chrystusa i uznać, że On jest naszym ratunkiem. Pomóc w tym nam może Matka Boża Gromniczna, w której ramionach znajdował się ofiarowywany Bogu Zbawiciel.
By ten dar był przyjęty i pomnożony
Grudniowa decyzja Benedykta XVI o uznaniu męczeństwa ks. Jerzego Popiełuszki rodzi nadzieję, że niesione przez kapłana męczennika przesłanie zostanie ukazane przez beatyfikację jeszcze w ramach Roku Kapłańskiego.
Wydaje się, że Benedykt XVI nieprzypadkowo wybrał Rok Kapłański na ogłoszenie decyzji w sprawie beatyfikacji ks. Popiełuszki, który był nie tylko wzorem oddanego innym kapłana, ale i sługą wynikającej z głębokiego związku z Chrystusem wolności.
Brutalnie zamordowany 25 lat temu przez funkcjonariuszy SB kapelan „Solidarności” był jednym z tych, którzy zło nazywali po imieniu. Jego przesłanie sprowadzało się do trzech spraw: prawdy, sumienia i drogi miłości. Swoim przykładem i słowem, które po sobie pozostawił, bronił Polski, polskości i Polaków. Nawoływał, byśmy umieli być ludźmi uczciwymi wewnętrznie, byśmy umieli odważnie kroczyć drogą prawości.
Beatyfikacja ks. Jerzego Popiełuszki z pewnością będzie okazją do głębokich przemyśleń i pytań o polski patriotyzm, o to czym dla nas jest Ojczyzna, jakiej Polski chcemy. Jakie jest w niej miejsce dla Krzyża – symbolu wiary i uniwersalnych wartości, takich jak wolność, pokój i godność człowieka.
Ks. Jerzy przychodzi jako patron w trudnym czasie, gdy w Europie, a także i w naszym kraju podejmowane są próby usunięcia Chrystusa z życia publicznego i budowania Europy bez Chrystusa. Modląc się rychłą beatyfikację kapłana męczennika, a także Jana Pawła II dziękujmy Bogu za to, że nasza Ojczyzna ma dwóch nowych orędowników i osobiście zróbmy wszystko, by ten dar był przez nas przyjęty i pomnożony.
Wzór świętości dla nas wszystkich
Podpisanie przez Benedykta XVI tak oczekiwanego Dekretu o heroiczności cnót Jana Pawła II przybliża dzień, kiedy będzie on wyniesiony na ołtarze. Swą decyzją Ojciec Święty wskazał bardzo ważny wzór świętości dla nas wszystkich. Herb Papieża Polaka z napisem „Totus Tuus” jest nie tylko streszczeniem jego duchowości, ale też wielkim światłem dla nas i wielkim zadaniem.
Janowi Pawłowi II od tej chwili przysługuje tytuł „Czcigodnego Sługi Bożego”. Kolejnym etapem koniecznym do beatyfikacji będzie uznanie cudu, jakiego za wstawiennictwem Karola Wojtyły doznała francuska zakonnica, siostra Marie Simon-Pierre.
Podpisanie dekretu przybliżającego wyniesienie na ołtarze ukochanego Ojca Świętego powinno skłonić każdego z nas nie tylko do modlitwy w tej intencji, ale i do refleksji na temat tego, co wniósł do naszego życia Jan Paweł II.
Powinniśmy sobie zadać pytania: Czy dojrzeliśmy już do tej łaski, jaką jest beatyfikacja? Do jakiego stopnia jesteśmy świadomi, że zarówno dar pontyfikatu jak i dar wyniesienia na ołtarze jest dla nas zobowiązaniem. Zobowiązaniem do powrotu do nauczania Jana Pawła II, do jego słów, szczególnie tych wypowiadanych w Polsce. Dobrze jest zadać sobie pytanie. Czy te wartości, które Jan Paweł II głosił realizujemy w codzienności? Czy pamiętamy, jak wielką ufność pokładał w Maryi? Czy nie zapomnieliśmy jak podkreślał, że każdy z nas jest ukochanym dzieckiem Boga? Uczył na czym polega godność człowieka i jak należy ją szanować. Czy zatrzymaliśmy w pamięci i w sercu jego ostatnie chwile, gdy przyjmując cierpienie uczył nas jak ofiarować siebie, swój trud, które mają też udział w zbawieniu świata?
Gdy odpowiedzi na te pytania będą twierdzące można zaryzykować twierdzenie, że nasze serca starają się odpowiadać na wypowiadaną przez Jana Pawła II zachętę «Nie lękajcie się, otwórzcie drzwi Chrystusowi».
Nie bądźmy obojętni
Najczęściej prześladowaną religią na świecie jest liczące ok. dwóch miliardów wiernych chrześcijaństwo. Opublikowany niedawno przez katolicką organizację Pomoc Kościołowi w Potrzebie (Kirche in Not) raport stwierdza, że 80 proc. wszystkich ofiar dyskryminacji religijnej na świecie stanowią chrześcijanie.
Każdego dnia na prześladowania narażonych jest 200 milionów wyznawców Chrystusa. W największym niebezpieczeństwie są chrześcijanie żyjący w krajach muzułmańskich. Mimo to zarówno rządy poszczególnych państw, jak i organizacje międzynarodowe nie robią nic, albo niewiele, by im pomóc. Również światowe środki przekazu przemilczają ten temat. Wydaje się wręcz, że w mediach istnieje jakieś przyzwolenie na cierpienie chrześcijan i łamanie praw człowieka wyznawców Chrystusa. Nagłaśniane są za to kwestie dotyczące prześladowań wiernych innych religii: isalmu i judaizmu, a także prześladowania mniejszości seksualnych.
Prześladowania religijne dotykają szczególnie chrześcijan w Iraku, Sudanie, Pakistanie, Nigerii, Arabii Saudyjskiej, Egipcie i Indiach oraz w Ziemi Świętej. Są to kraje, z którymi USA i Unia Europejska prowadzą interesy i dlatego – zdaniem eksperta Kirche In Not – możni tego świata przemilczają prawdę o prześladowaniach. Można powiedzieć, że cywilizacja zachodnia odchodzi od swoich chrześcijańskich wartości i cierpienia ze względu na polityczną poprawność Europejczycy i Amerykanie po prostu wstydzą się upomnieć o wyznawców Chrystusa.
Taki stan rzeczy jest wezwaniem dla wszystkich uczniów Chrystusa do solidarności i pamięci nie tylko w modlitwie o tych, którzy nie pozwolili się zastraszyć i nie ukryli swej wiary. Trzeba o ich cierpieniu i wierności Chrystusowi głośno mówić. Nakłaniać wszystkich chrześcijańskich polityków, aby sprzeciwiali się religijnej dyskryminacji i podejmowali starania zmierzające do ochrony prześladowanych. Chrześcijanie nie mogą milczeć. W imię prawdy nie bądźmy obojętni.
Podtrzymuje nas i prowadzi
Pierwszy dzień nowego roku obchodzony jest w Kościele jako uroczystość Świętej Bożej Rodzicielki, a na całym świecie jako Dzień Pokoju. Te dwa motywy – cześć Bogurodzicy i modlitwa o pokój – dominują 1 stycznia w liturgii eucharystycznej.
W Nowy Rok Kościół kieruje wzrok ku niebieskiej Matce Boga, która tuli w ramionach Dzieciątko Jezus, „Księcia Pokoju”, źródło wszelkiego błogosławieństwa. Ukazując nam w Nowy Rok postać Tej, która „szła naprzód w pielgrzymce wiary” Kościół wskazuje na Matkę Bożą jako najpełniejszy wzór naszej wiary.
Maryja, która w pełni przyjęła wolę Ojca, wyprzedza nas i wskazuje drogę wiary. Najświętsza Panna przemierza drogi nieznane i nieprzewidywalne, rozważając wszystko w swoim sercu, aby wciąż na nowo wyrażać wierność Bogu i przyzwolenie na Jego zamysł miłości. Wychodzi nam naprzeciw, podtrzymuje nas i prowadzi. Wszystko, co nas spotyka, Ona już kiedyś przeżyła. Zachowując w sercu słowa pochodzące od Boga uczy nas je pojmować i przyjmować. W Jej szkole możemy sercem przyjąć to, czego oczy i umysł nie potrafią dostrzec ani ogarnąć.
Nasze doświadczenie nierzadko mówi nam, że wiara nie usuwa ciemności. Przeciwnie, ona je zakłada. W tym kryje się jej sens. Matka Boża, żyjąc wiarą, żyła równocześnie w wielkich ciemnościach, była poddawana nieraz niezwykle trudnym próbom wiary. Ona wówczas stale mówiła Bogu „niech tak się stanie, jak Ty chcesz”. Dlatego nazywamy Ją też Matką Bożą Akceptacji, Matką Zawierzenia.
Patrząc na Jej życie, powinniśmy znajdować odpowiedzi na nasze problemy. Z ufnością prośmy Ją o wstawiennictwo, aby, dany nam od Boga niczym cenny «talent» nowy rok, zaowocował umocnieniem wiary i Chrystusowego pokoju w naszych sercach.
Od świecidełek do Światła
W Święto Ofiarowania Pańskiego, zwane w Polsce świętem Matki Bożej Gromnicznej, Kościół przypomina nam Ewangelię o przyniesieniu przez Maryję i Józefa do Świątyni jerozolimskiej małego Jezusa, aby zgodnie z żydowskim zwyczajem ofiarować Go Bogu.
Liturgia tego święta w procesji z płonącymi świecami podkreśla znaczenie życia chrześcijanina jako ofiary dla Pana. Chrystus zapowiadany jest jako Światło, które oświeca pogrążony w ciemnościach świat. To Światło swoimi rękami podaje nam Maryja, która pierwsza Je niosła, chroniła Je i żyła w Jego blasku w Nazarecie.
Święto Ofiarowania Pańskiego to święto spotkania Boga z człowiekiem. Jezus, Bóg-Człowiek przychodzi do człowieka. Dokonuje się to przez ludzi – Maryję i Józefa. Nasz Bóg jest Bogiem wciąż do nas przychodzącym. Czy my chcemy żyć tą prawdą, czy zdajemy sobie sprawę z ogromu Jego Miłości? Czy próbujemy oddawać mu swoje myśli, uczynki, życie?
Czy nie lekceważymy Jego pragnienia udzielania się nam, żyjąc tak jakby nie istniał, szukając innych świateł, a raczej świecidełek. Świecidełek, którymi są tak bardzo cenione przez nas namiastki miłości, utożsamianie szczęścia tylko z przyjemnością i wypełnianiem nie tyle woli Bożej, co realizacją własnych planów i kolejnych zachcianek.
Jeśli dochodzi do zaślepienia świecidełkami, nie można zobaczyć prawdziwego światła. W rzeczywistości ponosimy wtedy największą przegraną i trwamy w ciemności, która jest zagubieniem, błądzeniem i samotnością. Ratunkiem jest wówczas zwracanie się do Matki Bożej Gromnicznej by pomagała nam w każdej sytuacji odkrywać Chrystusa, i prosić Go by był naszym Światłem i Nadzieją.
Dzień szczególnie odpowiedni do szukania Boga i spotkania się z Nim
Nadeszła wiosna i wielu z nas spędza „weekendy” z dala od stałego miejsca zamieszkania nie pamiętając o świątecznym charakterze niedzieli i czyniąc z niej jedynie dzień odpoczynku i rozrywki. Tym samym dzień, który powinien być dniem Pańskim zatraca swój pierwotny sens i staje się dla wielu jedynie „zakończeniem tygodnia”.
Zdarza się też, że człowiek zagoniony przez cały tydzień, niedzielę traktuje jako dzień pracy w domu. Strzyże trawnik, myje samochód, robi pranie i generalne porządki. A przecież wypełnieniem trzeciego przykazania jest powstrzymanie się od ciężkich prac, które można wykonać kiedy indziej.
Kościół od samego początku szczególnie uroczyście obchodził ten jedyny dzień w tygodniu, który w języku polskim przybrał nazwę niedzieli od staropolskiego czasownika „dzielać”, czyli pracować. Zwrot „nie dzielaj” oznaczał więc „nie pracuj”, i był dla naszych przodków wskazaniem do świętowania niedzieli jako znaku wierności Panu. Niedziela bowiem jak nauczał już w IV w. św. Hieronim jest dla chrześcijan ”najstarszym i pierwszym dniem świątecznym, ustanowionym nie tylko po to, aby wyznaczał upływ czasu, ale by objawiał jego głęboki sens”.
Udział we Mszy Świętej jest szczytem świętowania niedzieli jako dnia Pańskiego, jest nie tylko wypełnieniem przykazania, ale stanowi też świadectwo przynależności do wspólnoty Kościoła oraz wiary w świętość Boga i nadzieję zbawienia. Dzień ten – jak przypominał Jan Paweł II – jest „szczególnie odpowiedni do szukania Boga i spotkania się z Nim”. Pamiętajmy, że czas ofiarowany Chrystusowi nigdy nie jest czasem straconym, ale raczej czasem, który zyskujemy, aby nadać głęboko ludzki charakter naszym relacjom z innymi i naszemu życiu.
Kim jest dla mnie Duch Święty?
Obchodzona w ostatnią Niedzielę Wielkanocy uroczystość Zesłania Ducha Świętego, zwana też Pięćdziesiątnicą, kończy liturgiczny okres, który przynosi pełnię zbawienia: Ducha Świętego. Ducha Prawdy, Pocieszyciela – najdoskonalszy dar Boga dla człowieka, najwyższe świadectwo Jego miłości do nas.
W okresie Pięćdziesiątnicy wielu młodych ludzi przystępuje do sakramentu bierzmowania, którego nazwa pochodzi od staropolskiego słowa „bierzmo” – belki podtrzymującej konstrukcję dachu. Wiara dojrzała – podobna jest do owego „bierzma” – zdolna jest sprostać trudnościom burzliwego okresu dorastania i dojrzewania człowieka.
Sakrament bierzmowania potęgując dynamizm łask chrztu i obdarzając szczególną mocą Ducha Świętego, zobowiązuje nas do dawania świadectwa Chrystusowi, do szerzenia wiary i bronienia jej. Kiedy otwieramy się na Ducha Św., napełnia On duszę swoimi darami, którymi są: mądrość, rozum, rada, męstwo, umiejętność, pobożność bojaźń Boża.
W naszym wyznaniu wiary mówimy: «Wierzę w Ducha Świętego, Pana i Ożywiciela, który od Ojca i Syna pochodzi». Duch Święty, Duch miłości Ojca i Syna, jest źródłem życia, które nas uświęca. Dobrze jest zadać sobie pytanie: kim jest dla mnie Duch Święty? Czy nie pozostaje On dla mnie «wielkim nieznajomym». Nie wystarczy bowiem Go tylko poznać, trzeba Go przyjąć jako przewodnika duszy, jako «wewnętrznego Nauczyciela», bo tylko On może nas otworzyć na wiarę i pozwolić nam żyć nią w pełni każdego dnia. To On skłania nas, byśmy zbliżyli się do innych, czyni nas misjonarzami Bożej miłości.
Zdarza się, że po przyjęciu bierzmowania wielu młodych ludzi oddala się od wiary. Są też i tacy, którzy nawet nie przyjmują tego sakramentu. Powinno to stanowić dla chrześcijan wezwanie do odkrywania na nowo sakramentu bierzmowania i jego wielkiej wartości dla duchowego wzrostu. „Kto otrzymał sakramenty chrztu i bierzmowania stał się «świątynią Ducha»: mieszka w nim Bóg”- przypomina nam Benedykt XVI. Ojciec Święty wzywa nas, abyśmy zawsze byli tego świadomi i postępowali tak, aby „złożony w nas skarb wydawał owoce świętości”.
Serce Jezusa oznacza miłość
Czerwiec to miesiąc w sposób szczególny poświęcony czci Najświętszego Serca Pana Jezusa, które tak bardzo umiłowało ludzi. Najbardziej znane przejawy kultu to: uroczystość Najświętszego Serca Jezusa, obchodzona w piątek po oktawie Bożego Ciała i odbywające się codziennie z czerwcu nabożeństwo. Gorącym jego orędownikiem był papież Leon XIII, który 110 lat temu, 11 czerwca 1899 r. dokonał uroczystego aktu poświęcenia Sercu Bożemu całego rodzaju ludzkiego.
Już pierwsi pisarze chrześcijańscy podkreślali, że z przebitego Serca Jezusa narodził się Kościół i sakramenty: chrzest z wody, która wypłynęła z przebitego boku Chrystusa oraz Eucharystia z Jezusowej krwi. Jednak początki kultu Serca Jezusowego pojawiły się dopiero w średniowieczu, by w XVII wieku rozszerzyć się na cały Kościół. Przyczyniło się do tego szczególnie dwoje ludzi: św. Jan Eudes oraz jego penitentka św. Małgorzata Maria Alacoque, której Pan Jezus wielokrotnie objawiał swoje Serce, a czcicielom Serca obiecywał liczne łaski. Pierwszym papieżem, który w 1765 r. zatwierdził nabożeństwo do Serca Pana Jezusa był Klemens XIII, natomiast obecna litania do Najświętszego Serca Jezusa została zatwierdzona do publicznego odmawiania przez papieża Leona XIII.
Wielką wartość kultu Serca Jezusa, którego ważnym elementem jest adoracja eucharystyczna, podkreślał Jan Paweł II. Teologię Serca Boskiego nazywał „pewnym programem życia wiarą”. U progu XXI wieku Ojciec Święty powiedział: „Ten kult zawiera orędzie niezwykle aktualne w naszych czasach, ponieważ z Serca Syna Bożego, umarłego na krzyżu, wytrysnęło wiekuiste źródło życia, które daje nadzieję każdemu człowiekowi. Z Serca ukrzyżowanego Chrystusa rodzi się nowa ludzkość, odkupiona od grzechu. Człowiek roku 2000 potrzebuje Serca Chrystusa, aby poznawać Boga i samego siebie; potrzebuje go, aby budować cywilizację miłości”.
Nieustannie dziękować Bogu za dar Jego życia i pontyfikatu
W tych dniach nasza Ojczyzna przeżywa 30. rocznicę pierwszej pielgrzymki Ojca Świętego Jana Pawła II. Była ona wielkim wydarzeniem, bo była pierwszą wizytą Następcy św. Piotra w tysiącletnich dziejach Polski. Była też pierwszą wizytą głowy Kościoła rzymsko-katolickiego w kraju rządzonym przez komunistów. Przebiegająca pod hasłem „Gaude Mater Polonia” miała nie tylko głęboki wymiar religijny, ale również wymiar społeczny i polityczny; zapoczątkowała i przyspieszyła zmiany w naszej Ojczyźnie, a w konsekwencji w całej Europie.
Papieskie pielgrzymowanie w 1979 r. rozpoczęło się w Warszawie, gdzie na Placu Zwycięstwa Ojciec Święty wypowiedział niezapomniane słowa modlitwy: „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi!”, a następnie w swych wypowiedziach wskazywał nam drogę życia, umacniał w nas nadzieję, wypraszał dary Ducha Świętego. Jedynym orężem Jana Pawła II było słowo ewangelicznej prawdy i miłości, które poruszyło sumienia i przywróciło poczucie godności narodowi upokorzonemu obcą, bezbożną ideologią. Uczył nas miłowania Boga, Ojczyzny i Braci.
Swą bezprecedensową pielgrzymkę Papież często wspominał. W jej 25. rocznicę powiedział m.in.: „Dziś mija 25 lat od dnia, w którym po raz pierwszy ucałowałem polską ziemię. Wciąż wracam myślami do tamtych dni i dziękuję za powiew Ducha Świętego, który przeszedł przez tę ziemię i dokonał głębokiej przemiany. Proszę Boga, aby błogosławił naszej Ojczyźnie i wszystkim Polakom”.
Trzeba i nam wracać do tamtych chwil, nie tylko po to, żeby wspominać, ale żeby odnawiać entuzjazm wiary, który nam wtedy towarzyszył. Rozważać to, co dokonało się przed laty, a do dziś jest wciąż aktualne. Starać się, by nadal był obecny w naszych myślach i w naszym sercu; by nadal udzielała się nam jego miłość do Boga i człowieka. Zadawać sobie pytanie, czy pamiętamy, że niestrudzenie przypominał nam, że każdy może przekraczać samego siebie, pokonywać swe słabości, gdy zaprzyjaźni się z Jezusem Chrystusem i zawierzy swoje życie również Maryi. I nieustannie dziękować Bogu za dar Jego życia i pontyfikatu modląc się o Jego rychłe wyniesienie na ołtarze.
Jesteśmy włodarzami dóbr
Otrzymaliśmy od Boga życie wraz z niezliczonymi darami, aby przynosiły owoce. Jesteśmy włodarzami dóbr, z których część posiadamy jedynie przez krótki czas i na końcu życia będziemy musieli Panu zdać sprawę z zarządzania tym dziedzictwem.
Jeżeli w Kościele na świecie jest ok. 400 tys. kapłanów to można przyjąć, że co sekunda albo częściej ludzkość zanurzana jest w uobecniającej się Przenajświętszej Ofierze i jesteśmy zalewani bezmiarem łask, które powinny ożywiać naszą przyjaźń z Bogiem.
Są dwa sposoby podejścia do życia, jeden polega na dostrzeżeniu tego obdarowania i uznaniu, że jesteśmy tylko zarządcami otrzymanej Bożej własności, a więc mamy mnożyć to, co otrzymaliśmy. Drugie podejście to przekonanie, że to my jesteśmy właścicielami otrzymanych skarbów i wykorzystywanie ich tylko dla własnej wygody, kaprysu i egoizmu. To życie pełne grzechów zaniedbań, niewykorzystanych szans czynienia dobra, źle wykorzystanych dóbr materialnych i zmarnowanego czasu.
Taka postawa, będąca wynikiem pychy i nieuporządkowanej miłości własnej, charakteryzuje chrześcijanina, który żyje jakby Bóg nie istniał i świadomie i dobrowolnie wybiera życie podobne do życia pogan, lub jeszcze gorsze. Jego duszę można przyrównać do Morza Martwego, które mimo, że stale wpływają do niego wody życiodajnej rzeki Jordan, pozostaje martwe.
Porównanie to powinno skłaniać nas do zadania sobie pytania o naszą postawę. Pan ufa, że dobrze będziemy zarządzać Jego gospodarstwem, i oczekuje zysku proporcjonalnego do tego, co otrzymaliśmy. Nagroda będzie wielka, bo ewangeliczna przypowieść, przestrzegająca przed zakopywaniem otrzymanych talentów, obiecuje, że sługa dobry i wierny wejdzie do radości swego Pana.
Ważne jest tylko to, co Ty o mnie myślisz
Tylko ten, kto kieruje się wolą Bożą potrafi zaakceptować samego siebie i powiedzieć: Boże, jestem taki, jakim Ty mnie stworzyłeś. Ty nie chcesz bym zbytnio się przejmował tym, co inni o mnie myślą ani tym, co ja sam o sobie myślę. Ważne jest przecież tylko to, co Ty o mnie myślisz.
Ktoś, kto jest zapatrzony w siebie i ulega pysze względów ludzkich często dokonuje wyborów i podejmuje decyzje z uwagi na to, jak ocenią go inni. Taka postawa, to nie wynik kierowania się wolą Bożą, ale własną wizją swojego życia, w której często nie ma Boga, albo zajmuje On jedno z ostatnich miejsc. Człowiek, który zbytnio skupia się na sobie coraz bardziej tonie tylko w życiu dla siebie i staje się niewolnikiem swych przyzwyczajeń i schematów myślenia. Skoncentrowany na pełnieniu własnej woli zamyka się w swoistej pułapce i nie jest w stanie, nawet gdy docierają do niego pewne treści duchowe, zaakceptować Bożego planu wobec siebie. Wszystko to sprawia, że taki duchowy Narcyz nawet, gdy sumienie mu nic nie wyrzuca, czuje się zagubiony, bo nie doświadcza wewnętrznego pokoju.
Błogosławieństwem są więc dla niego sytuacje, w których nie może realizować swych zamiarów, a jego plany są krzyżowane. Jest to bowiem szansa, że ujrzy siebie w prawdzie. Zobaczy, że odrzuca Boga, który mimo to akceptuje go i kocha. Ten, który nie ustaje w obdarowywaniu nas łaskami, chce byśmy wciąż na nowo odkrywali prawdę, że nas nie opuszcza i stale jest przy nas. Pragnie, byśmy dostrzegając Jego miłość, żyli w prawdzie. Pamiętali, że tylko wtedy, gdy przed Ojcem przyznamy się do wszystkiego zostaniemy uleczeni z wewnętrznego rozdarcia i obdarzeni wewnętrznym pokojem. A wtedy nasze niewierności mogą stać się rodzącą w nas pragnienie pełnienia woli Bożej „szczęśliwą winą”.
Niezrównany przykład Proboszcza z Ars
Dnia 19 czerwca, w uroczystość Serca Pana Jezusa, Benedykt XVI zainaugurował Rok Kapłański, którego tematem jest „Wierność Chrystusa, wierność kapłana”. Inicjatywa Ojca Świętego stanowi nie tylko wezwanie do modlitwy za kapłanów i o powołania kapłańskie, ale podjęta z okazji 150. rocznicy śmierci św. Jana Marii Vianney’a, ukazuje Świętego Proboszcza z Ars jako wzór życia i służby kapłańskiej.
„Kapłaństwo to miłość Serca Jezusowego” – powtarzał św. Jan Maria Vianney, ogłoszony przez Piusa XI w 1929 r. patronem proboszczów. Zasłynął jako duszpasterz i kaznodzieja, miał świetny kontakt z wiernymi, nauczał ich bardzo prostym i zrozumiałym językiem. Odważnie piętnował zło we wszystkich jego formach; był nieustępliwy, gdy chodziło o zbawienie wieczne jego wiernych. Mówił: „Jeśli kapłan, widząc znieważanie Boga i ginące dusze, milczy – biada mu! Jeśli nie chce się potępić, winien w razie jakiegoś nieporządku w swej parafii podeptać wzgląd ludzki i obawę, że będzie wzgardzony czy znienawidzony”.
Starał się przede wszystkim kształtować w wiernych pragnienie skruchy. Spowiadając nieraz kilkanaście godzin bez przerwy podkreślał piękno Bożego przebaczenia. Mając szczególną świadomość stałej obecności Chrystusa w Eucharystii spędzał długie godziny na adoracji przed tabernakulum. Dzięki postawie Proboszcza, parafianie rychło nauczyli się modlić przed Najświętszym Sakramentem, poznając, wielkość tej Tajemnicy wiary. Wkrótce stał się pasterzem licznych rzesz napływających z różnych stron Francji i z innych krajów.
Zmarł 4 sierpnia 1859 r. w wieku 63 lat, wyczerpany trudami życia. Papież św. Pius X beatyfikował go w roku 1905, a do chwały świętych wyniósł go papież Pius XI w 1925 r. Jego imię zamieszczono w Litanii do Wszystkich Świętych. Papież Jan XXIII wydał encyklikę, w której przypomniał chrześcijańskiemu światu tę piękną postać, wzór życia i ascezy kapłańskiej, wzór pobożności i kultu eucharystycznego, wzór gorliwości pasterskiej.
Wspominając św. Jana Marię Vianney’a módlmy się za naszych księży proboszczów, a także prośmy Ojca, aby nasi duszpasterze byli tak gorliwi jak Święty Proboszcz z Ars. Zawierzajmy ich kapłaństwo Maryi, Matce Kapłanów, do której święty uciekał się nieustannie, z głęboką miłością i całkowitą ufnością.
Czy kobiety mogą być wyświęcane na kapłanów?
Kto może przyjąć święcenia? Ile stopni ma sakrament święceń? Czy kapłani muszą się nawracać? Nie zawsze znamy właściwą odpowiedź na te pytania. Wydaje się, że rozpoczęty kilkanaście dni temu Rok Kapłański stanowi dobrą okazję do przypomnienia nauczania Kościoła katolickiego o sakramencie kapłaństwa. W najbliższych tygodniach w „Niebowskazach” zostaną więc poruszone budzące największe zainteresowanie kwestie.
Do kapłaństwa powołuje Bóg, a do sakramentu święceń kapłańskich może być dopuszczony jedynie ochrzczony mężczyzna, którego powołanie zostało rozeznanie i zweryfikowane przez Kościół. Tym samym, inaczej niż we wspólnotach protestanckich i anglikańskiej, w Kościele katolickim nie jest możliwe wyświęcanie kobiet. Potwierdził to Jan Paweł II w 1994 r. w liście apostolskim „Ordinatio sacerdotalis” stwierdzając, że święcenia kapłańskie, poprzez które przekazana zostaje misja nauczania i uświęcania wiernych oraz rządzenia nimi, powierzona przez Chrystusa swoim Apostołom, były w Kościele katolickim zawsze i od samego początku zastrzeżone wyłącznie dla mężczyzn. Ojciec Święty podkreślił, że powołując samych mężczyzn na swych Apostołów, Chrystus uczynił to w sposób całkowicie wolny i suwerenny. Wskazał, iż fakt, że Maryi, Matce Boga i Matce Kościoła nie została powierzona misja właściwa Apostołom ani kapłaństwo urzędowe, ukazuje wyraźnie, że niedopuszczenie kobiet do święceń kapłańskich nie może oznaczać umniejszenia ich godności. Jest wiernością wobec zamysłu mądrości Pana wszechświata, a nie ich dyskryminacją.
Jednocześnie w omawianym dokumencie Ojciec Święty stwierdził, że obecność i rola kobiety w życiu i misji Kościoła, choć nie są związane z kapłaństwem urzędowym, pozostają absolutnie niezbędne i niezastąpione. Podkreślając w swych wypowiedziach wielkość misji kobiet chrześcijańskich Jan Paweł II wielokrotnie wyrażał pragnienie, by odegrały one decydującą rolę w ponownym odkryciu przez wierzących prawdziwego oblicza Kościoła.
By karmili Kościół słowem i łaską Bożą
Na mocy sakramentu chrztu wszyscy, zgodnie z własnym powołaniem, jesteśmy włączeni w kapłaństwo Chrystusa – najwyższego Kapłana. Jednak niektórzy z nas na mocy przyjętego sakramentu święceń stają się kapłanami urzędowymi, by w imię Chrystusa pełnili posługę apostolską i karmili Kościół słowem i łaską Bożą.
Sakrament kapłaństwa nastawiony na zbawianie innych ludzi, dzięki któremu posłanie powierzone przez Chrystusa Apostołom, nadal jest spełniane w Kościele, ma trzy stopnie: episkopat i prezbitera oraz diakonat. Ten ostatni, choć także udzielany na podstawie aktu sakramentalnego, przeznaczony jest jednak tylko do pomocy i służenia. Do sakramentu święceń może być dopuszczony jedynie ochrzczony mężczyzna, wystarczająco dojrzały, który ukończył 25 lat, i którego powołanie zostało rozeznane i zweryfikowane przez Kościół. Jak wiadomo najwięcej kapłanów osiąga prezbiterat i spośród nich wyznaczani są przez biskupa odpowiedzialni za pogłębianie wiary i umacnianie wspólnoty parafialnej nasi proboszczowie. To właśnie ich patronem jest św. Proboszcz z Ars, którego 150. rocznicę śmierci i narodzin dla Nieba obchodzimy w ogłoszonym przez Benedykta XVI Roku Kapłańskim.
Tylko nieliczni z prezbiterów na mocy osobistej decyzji Ojca Świetego otrzymują sakrę biskupią, która oznacza pełnię sakramentów święceń. Od kandydatów do święceń biskupich wymagana jest niezachwiana wiara, pobożność, dobre obyczaje, pasterska mądrość i roztropność, a także muszą mieć co najmniej 35 lat. Zwierzchnikiem biskupów jest tylko biskup Rzymu, czyli papież. Biskupi swoją władzę apostolską nauczania prawd wiary, udzielania sakramentów i rządzenia Kościołem realizują w diecezjach. Symbolem ich władzy jest pastorał. Na czele diecezji stoi Biskup ordynariusz, który ma do pomocy Biskupa sufragana, zwanego pomocniczym. Jeśli ma on prawo następstwa, zwany jest Biskupem koadiutorem. Istnieją także Biskupi tytularni, którzy nie posiadają własnej diecezji.
Czy modlimy się za nich?
Módlcie się za mnie i za cały Kościół – prosił nieraz wiernych Ojciec Święty Jan Paweł II i czyni to także papież Benedykt XVI. Tym samym proszący o modlitewne wsparcie, dając wyraz swej ufności w moc modlitwy wstawienniczej, pokornie przyznawali, że bez niej niezwykle trudno jest dźwigać ciężar, który na ich barki włożyła Opatrzność.
Czy prośby te nadal brzmią w naszych uszach, czy trafiły do naszych serc. Zastanówmy się, jak wygląda nasza modlitwa za kapłanów. Czy jesteśmy im wdzięczni, że zechcieli przyjąć wezwanie Pana i stać się pośrednikiem między Bogiem i człowiekiem, aby przynosić wszystkim łaskę Odkupienia? Czy pomagamy im swoją modlitwą, aby byli wierni i święci? Czy myślimy o nich z szacunkiem należnym tym, którym zostało powierzone najbardziej boskie z boskich dzieł – zbawienie dusz? Czy modlimy się za nich, aby byli radosnymi, wielkodusznymi i niestrudzonymi pracownikami Królestwa Chrystusowego? Czy, jeśli u któregoś z nich dostrzeżemy błędy, wady czy słabości, to staramy się je usprawiedliwiać, zrozumieć? Czy stać nas na mądre wsparcie ich, choćby przez braterskie upomnienie w cztery oczy? Czy też od razu się zniechęcamy, obmawiamy ich i odrzucamy.
To są pytania, do których postawienia sobie zachęca nas ogłoszony przez papieża Benedykta XVI Rok Kapłański. Fakt jego ogłoszenia jest nie tylko wezwaniem do modlitwy za kapłanów i o nowe powołania kapłańskie, ale i okazją do głębszego uświadomienia wiernym ich odpowiedzialności za swych duszpasterzy. Duszpasterzy, którzy zostali powołani przez Pana Boga spośród nich i którzy stoją w obliczu takich samych zagrożeń i pokus jak wszyscy.
Księża z biało-czerwonymi opaskami
1 sierpnia minęła 65 rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego. Mimo ogromnych strat – tysięcy poległych i zamordowanych, zniszczenia miasta – jego samotny bój pozostał symbolem umiłowania wolności i niepodległości Ojczyzny. Przez 63 dni Warszawa była skrawkiem wolnej Polski. Chylę głowę przed powstańcami, którzy w walce nie szczędzili krwi i własnego życia dla Ojczyzny – napisał Jan Paweł II w 60 rocznicę wybuchu powstańczego zrywu.
Historycy są zgodni, że nie sposób zrozumieć niektórych aspektów Powstania Warszawskiego bez uwzględnienia wpływu, jaki na walczących wywierali duchowni. Opublikowany kilka lat temu spis biorących udział w Powstaniu Warszawskim księży wymienia 150 kapłanów, w tym 98 z nazwiska i pseudonimu.
We wspomnieniach powstańców kapłani z biało-czerwonymi opaskami na ramionach jawią się jako niosący wiarę i otuchę duszpasterze. Solidarnie dzielili tragiczny los powstańców i ludności cywilnej. Odprawiali Msze św., udzielali ślubów, chrzcili dzieci oraz grzebali zmarłych. Ponadto pomagali odkopywać zasypanych w piwnicach, wnosili barykady, pełnili funkcję łączników, opiekowali się rannymi. Odbierali przysięgi od nowych żołnierzy.
Niemcy doskonale zdający sobie sprawę z wpływu księży na bohaterską postawę powstańców ze szczególnym okrucieństwem traktowali pojmanych kapłanów. Błogosławiony ks. Józef Stanek został najpierw dotkliwie pobity, a potem powieszony na własnej stule. Rannego Naczelnego kapelana Armii Krajowej ks. Tadeusza Joachimowskiego wrzucono do palącego się budynku. W sumie w Powstaniu poległo 23 kapelanów i 65 zakonników.
Za swe bohaterskie czyny kilku kapłanów zostało uhonorowanych orderami Virtuti Militari. Wśród nich byli m.in. ks. Franciszek Borowiec ks. Henryk Szklarek-Trzcielski oraz ks. Tomasz Rostworowski oraz ks. Stanisław Tworkowski i jezuita o. Józef Warszawski – „Ojciec Paweł”. Niech 65 rocznica bohaterskiego zrywu ludności Warszawy utrwala w nas pamięć o historii Polski i skłania do modlitwy za tych, którzy byli gotowi przyjąć śmierć za wielką sprawę niepodległości Ojczyzny.
Bogate i ubogie środki
Francuski filozof Jacques Maritain dzieli środki, którymi dysponuje Kościół w odniesieniu do celów duchowych, na bogate i ubogie. Pierwsze z nich są widzialne i obliczone są na powodzenie. Natomiast drugie, naznaczone znamieniem trudu i krzyża, wyrażają ewangeliczną prawdę: „Jeśli ziarno pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko ono samo, ale jeśli obumrze, przynosi plon obfity.” Im bardziej są ubogie i mniej widoczne, tym większa jest ich skuteczność.
W naszym życiu chcemy na ogół oprzeć się na środkach bogatych licząc na ich skuteczność i widoczne rezultaty. Zapominamy, że ich działanie zależy od bogactwa środków ubogich, których moc wypływa z obecności Chrystusa w duszy, zgodnie z zasadą, że Bóg oddaje się duszy w miarę, jak ona oddaje się Jemu.
Jezus w swoim działaniu zbawczym wybiera przede wszystkim środki ubogie. Dał się poznać wszystkim przez swoje ubóstwo, uniżenie i słabość. Jest ubogi w Betlejem, jeszcze uboższy na Kalwarii i może najbardziej ubogi w Eucharystii.
Tym samym wzywa nas byśmy obumierali sobie, wybierając środki ubogie. Są nimi m.in. nie znane nikomu wyrzeczenia, cierpienie przyjęte z miłości do Boga, przekreślanie siebie, mówione Bogu z radością„tak”, jałmużna i post. To właśnie one przyzywają Bożą moc, gdy uznając własną bezradność i duchowe ubóstwo, oczekujemy wszystkiego od Niego. On nie lekceważy niczego, zna nas po imieniu i wie o danych nam do dyspozycji środkach, o których przyjęciu bądź odrzuceniu decydujemy w swych sercach.
Patronką środków ubogich jest Maryja, w której życiu nie było środków bogatych, tylko ubóstwo, oddanie się Bogu, życie ukryte, milczenie, pokora, posłuszeństwo i modlitwa. Ona do takiego życia i nas zaprasza, chce byśmy żyli wiarą. Ją możemy prosić o pragnienie stosowania środków ubogich – na wzór Nazaretu.
Królowa naszych łąk, pól i lasów
Kalendarz liturgiczny sierpnia przetkany jest – jakby niebieską nicią – świętami maryjnymi. 15 sierpnia w uroczystość Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny Kościół świętuje zakończenie Jej uwieńczonego niebem życia. To najstarsze święto maryjne obchodzone jest od V w., choć dopiero w 1950 r. papież Pius XII ogłosił dogmat o Wniebowzięciu Matki Bożej.
Wniebowzięcie wskazuje ludzkości jej powołanie i drogę do chwały w niebie. Maryja z ciałem i duszą wzięta do nieba jest „dorodnym owocem” odkupienia dokonanego przez Jezusa. Ona prowadzi i podtrzymuje nadzieję będącego jeszcze w drodze ludu Bożego.
W polskiej pobożności i tradycji uroczystość Wniebowzięcia NMP zwana jest Świętem Matki Boskiej Zielnej. W tym czasie najpiękniej kwitną i dojrzewają wszystkie zioła, a ludzie – tak jak przed wiekami – robią z darów ziemi piękne bukiety, wianki. Zanoszą je Matce Bożej, dziękując za łaskę obfitości przyrody. Pachnące kwiaty, zioła, i dojrzałe kłosy zbóż symbolizują duchową pełnię Maryi, jako „najdorodniejszego ziemskiego owocu”. Wszystkie one, podobnie jak Maryja, mają swój czas wzrostu i czas dojrzewania. Tego dnia, w scenerii toczących się żniw błagamy Maryję, aby „gdy będziemy schodzić z tego świata”, przedstawiła nas „niosących pełne naręcza dobrych uczynków” swojemu Synowi.
Dzień Wniebowzięcia jest dniem przypominania o tym, iż życie przezwyciężyło śmierć, dniem wielkiej nadziei dla człowieka. Święto to jest nie tylko okazją do uczczenia Matki Bożej, ale również wyrazem wiary w powołanie do życia wiecznego, razem z Maryją. Zanieśmy i my Matce Bożej piękne bukiety. Niech to będzie wyrazem naszej miłości do Niej.
Przebaczenie i pojednanie buduje Europę
„Nie wolno zaprzepaścić szansy budowania pokoju, jaką daje zjednoczenie narodów Europy. Zwracamy się do wszystkich, aby przez modlitwę i działanie nie ustawali w wysiłkach budowania europejskiej jedności..” – napisali we wspólnym oświadczeniu opublikowanym z okazji 70. rocznicy wybuchu II wojny przewodniczący Episkopatów Polski i Niemiec (Cały tekst publikujemy obok).
Od ponad 40 lat Kościół katolicki w Polsce i Niemczech odgrywa kluczową rolę w procesie porozumienia i pojednania między narodami. Ma to znaczenie dla całej Europy. Od bolesnej przeszłości nie wolno oddzielać się grubą kreską, ale też nie należy wciąż rozdrapywać bolesnych ran. Budowanie wspólnej przyszłości zaczyna się od nazwania po imieniu tego, co się wydarzyło. Dlatego oświadczenie zawiera bardzo mocne słowa potępienia wojny jak i zdecydowane potępienie procesu przymusowych wysiedleń, czy „wypędzeń” ludności, przypominając zarazem, że ofiarą pierwszych takich wypędzeń byli Polacy. A późniejsze masowe wypędzenia należy traktować jako konsekwencję rozpętanej, zbrodniczej wojny.
Przypomnienie tych prawd jest ważne, gdyż pokolenie, które przeżyło II wojnę światową już odchodzi. Odchodzą także ci, którzy mieli odwagę wypowiedzieć słowa skruchy i przebaczenia, tak jak to uczynili w 1965 r. biskupi polscy pisząc do swych niemieckich współbraci „Przebaczamy i prosimy o przebaczenie”. Ten gest pojednania rozpoczął nowy rozdział w dziejach obu narodów.
Odnosząc się do trudnej wspólnej historii hierarchowie wskazali, że wymaga ona rzetelności w rozliczaniu się z przeszłością i rezygnacji ze stereotypów, które utrudniając prawdziwe zrozumienie mogą podważyć budowane z trudem zaufanie między Polakami i Niemcami. Takie podejście do przeszłości i jej skutków nie zamyka w więzieniu pamięci. Przeciwnie, „leczenie pamięci”, o którym często mówił papież Jan Paweł II, stwarza przestrzeń, w której rodzące się pytania mogą być rozpatrywane z należytą rzeczowością. Wspomnienie nie przykuwa nas do przeszłości – przekonują w oświadczeniu hierarchowie – ono czyni nas wolnymi dla przyszłości. Wspomnienie przechodzi w modlitwę za ofiary wojny i pokój.
Wyrażając przekonanie, że tylko w klimacie przebaczenia i pojednania, sprawiedliwości, miłości i prawdy może rozwijać się kultura pokoju, biskupi podkreślili, że niezbędnymi elementami tego procesu są: cierpliwość, delikatność i prawdomówność, a także wola poznawania historii, kultury i języka sąsiadów.
We wrześniu o to modlimy się szczególnie!
Czy kapłan musi się nawracać?
„Wierność Chrystusa, wierność kapłana” – to motto ogłoszonego przez Benedykta XVI Roku Kapłańskiego. Roku, w którym Ojciec Święty ustanowił także odpusty dla kapłanów przypominając, że są oni jak wszyscy wierni, którym posługują. Jak wszyscy są grzesznikami i jak wszyscy potrzebują modlitwy wstawienniczej, by pełnić swą posługę kapłańską na wzór ich patrona – św. Jana Marii Vianney’a, Świętego Proboszcza z Ars.
Jeśli mówimy, że nie mamy grzechu, to sami siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy – mówi Ewangelia św. Jana. Można więc powiedzieć, że wierność zaczyna się od uznania własnej kruchości i przyznania się przed Bogiem do każdej niewierności. Dobrze jest pamiętać, że fundamentem autentycznej modlitwy jest uznanie własnej grzeszności połączone z wielką Bożą miłością do nas. Autentyczna modlitwa – rozmowa z Ojcem – wyzwala nas od złudzeń, co do tego, jacy jesteśmy naprawdę. Zachętą do patrzenia na siebie w prawdzie jest postawa celnika, który odszedł usprawiedliwiony. Pewną pociechą jest także i to, że święci czuli się zawsze wielkimi grzesznikami, bo widzieli, jak nie potrafią odpowiadać na miłość Boga do nich.
Nie ma więc w tym nic dziwnego, że Benedykt XVI przypominając wszystkim kapłanom wzór św. Proboszcza z Ars jednocześnie ustanowił odpusty dla księży. Świadomy bardziej niż ktokolwiek zagrożeń, z jakimi stykają się kapłani żyjący w świecie cywilizacji niewierności i łamanego słowa, nie zawahał się wskazać im wiodącej przez sakrament pokuty pewnej drogi do Chrystusa. Pod zwykłymi warunkami tzn. spowiedzią, Komunią św., modlitwą w intencjach Ojca Świętego i pobożną modlitwą liturgiczną przed Najświętszym Sakramentem oraz celebrowaniem sakramentów ochotnym i hojnym sercem, mogą oni w Roku Kapłańskim uzyskać odpust zupełny każdego dnia!
Matka i Królowa nasza
Uroczystość NMP Częstochowskiej, obchodzona 26 sierpnia, jest ściśle związana z sanktuarium maryjnym na Jasnej Górze, w którym od końca XIV wieku otaczany jest wielką czcią obraz Bożej Rodzicielki, „Czarnej Madonny”. Maryja jest dla naszego narodu Matką i Królową i dlatego uciekamy się do Niej we wszystkich naszych potrzebach i szukamy Jej pośrednictwa i wstawiennictwa.
Jasna Góra – sanktuarium Narodu wybudowane zostało w 1382 r. na polecenie księcia opolskiego Władysława, który oddał Paulinom pod opiekę obraz Matki Bożej z Dzieciątkiem Jezus na ręku. Pochodzenie czczonego dotąd na jego zamku wizerunku Maryi, osnute jest legendą i nadal niewyjaśnione. W 1430 roku podczas napadu został on uszkodzony, co przyczyniło się do rozwoju kultu „Czarnej Madonny”. Zwycięska obrona Jasnej Góry przed Szwedami sprawiła, że sanktuarium to stało się duchową stolicą naszej Ojczyzny. W 1717 r. bp Szembek dokonał pierwszej koronacji obrazu koronami papieskimi. Papież Pius XI, w roku 1931 ustalił obchód święta NMP Częstochowskiej na 26 sierpnia i od 1956 roku jest ono obchodzone w całej Polsce.
Jeśli chcemy dowiedzieć się, jak płyną dzieje w sercach Polaków, trzeba przyjść tutaj. Trzeba przyłożyć ucho do tego miejsca. Trzeba usłyszeć echo całego życia Narodu w sercu jego Matki i Królowej – powiedział 30 lat temu na Jasnej Górze Ojciec Święty Jan Paweł II.
Związek Jasnogórskiej Pani z dziejami narodu podkreślają także zatwierdzone w 1935 r. modlitwy liturgiczne uroczystości NMP Częstochowskiej. Odprawiana w ten dzień Msza św. staje się wielkim dziękczynieniem za obecność Maryi w historii Polski. Jest wezwaniem do czynienia wszystkiego co mówi Chrystus, do przyjęcia Bożej woli w całym naszym życiu. Wskazuje na nasze, tak bardzo związane z osobą Matki Boga i naszego narodu, narodowe dziedzictwo.
Miłować kogoś, to chcieć czyjegoś dobra
W ogłoszonej na początku lipca społecznej encyklice „Caritas in veritate” (Miłość w prawdzie) Benedykt XVI apeluje o etykę w gospodarce i głęboką odnowę zasad życia. Obecny kryzys – zdaniem Ojca Świętego – może być szansą dla wszystkich, ponieważ wymaga poszukiwania nowych reguł. Przypomniał, że bez ścisłego związku między miłością i prawdą nie będzie możliwa ani sprawiedliwość na świecie, ani dążenie do dobra wspólnego.
„Miłować kogoś, to chcieć czyjegoś dobra i skutecznie działać dla tego celu” – stwierdził Papież i dlatego gospodarka potrzebuje etyki, aby mogła funkcjonować we właściwy sposób. Wskazał, że ekonomia i logika wolnego rynku, która nie bierze pod uwagę norm moralnych, nie prowadzi do realnego postępu, lecz staje się źródłem niebezpiecznych kryzysów i stanowi zagrożenie dla rozwoju ludzkości. Według Benedykta XVI istota grzechu w dziedzinie ekonomii polega na przekonaniu, że powinna być ona niezależna od moralności, co prowadzi do degradacji człowieka, którego gubi dziś jego przeświadczenie o samowystarczalności. A przecież – przypomina Papież – tylko dyspozycyjność wobec Boga otwiera na dyspozycyjność wobec braci oraz wobec życia pojmowanego jako solidarne i radosne zadanie. Tak więc jedną z największych przeszkód w rozwoju świata jest, zapominające o Stwórcy i narażone na zapominanie również o wartościach ludzkich, ideologiczne zamknięcie się na Boga oraz ateizm obojętności.
Ojciec Święty wskazał więc, że to człowiek, jego wybory i pycha, a nie jakieś abstrakcyjne prawa ekonomii wywołały obecny kryzys. Dla następcy św. Piotra kryzysem nie jest przede wszystkim niewydolność banków i problemy gospodarcze, ale to, że ludzkość zgubiła etyczną busolę w postaci chrześcijaństwa. Nadzieja związana jest więc z powrotem do tradycyjnego ładu etycznego, wskazującego, że rozwój ludzkości powinien być zbudowany na zasadach sprawiedliwości i dobra wspólnego – miłości w prawdzie.
Rodzina niezastąpionym darem
Rodzina jest obecnie przedmiotem ataków, próbuje się powoli odbierać jej podstawowe funkcje, jakie od początku były przewidziane w planie Bożym, takie jak przekazywanie życia czy wychowywanie dzieci, co dzieje się ze szkodą dla całego społeczeństwa. Zdajemy się nie pamiętać, że ład społeczny zbudowany jest na zdrowej rodzinie i od rodziny się zaczyna. Natomiast rodzina chora działa w społeczeństwie jako czynnik dezintegracji.
Znajduje to swój wyraz w zakwestionowaniu trwałości związku małżeńskiego. Coraz więcej jest rozwodów, coraz więcej par mieszka razem bez ślubu. Coraz głośniejszą propagandę uprawiają środowiska domagające się zrównania z małżeństwami związków homoseksualistów i przyznania im prawa do adopcji dzieci. Aborcja najmłodszych i eutanazja najstarszych podnoszone są do godności „praw człowieka”. Próbuje się też wyprowadzić poczęcie człowieka z jedności serca małżeństwa, mężczyzny i kobiety, z jedności i miłości, na teren laboratoriów.
Sytuacja ta, będąca dowodem ekspansji „cywilizacji śmierci”, budzi wielkie zaniepokojenie ludzi wierzących i Kościoła. Ponad milion katolików z 98 krajów świata zgromadziło w mieście Meksyk zakończone 18 stycznia VI Światowe Spotkanie Rodzin, którego hasłem była „Rodzina szkołą wartości ludzkich i chrześcijańskich”. To ważne wydarzenie stanowiło okazję do zespolenia wysiłków w obronie rodziny. Ukazując raz jeszcze piękno i wartość rodziny, budowanej na fundamencie małżeństwa kobiety i mężczyzny podkreśliło jej rolę w przekazywaniu wartości ludzkich i chrześcijańskich.
Światowe Spotkania Rodzin zostały zorganizowane po raz pierwszy w 1994 r. z inicjatywy Jana Pawła II, który pragnął uwrażliwić cały Kościół i społeczność międzynarodową na duchowy wymiar rodziny. Podkreślając, że rodzina jest darem i zadaniem dla człowieka i społeczeństwa, wzywał do budowania „cywilizacji miłości” i do obrony rodzin jako cennego i niezastąpionego daru.
Troska o trzeźwość – Troską o życie
W dniach od 22 do 28 lutego 2009 roku przeżywamy już 42 tydzień Modlitw o Trzeźwość Narodu. Naszym mottem są słowa: „Troska o trzeźwość – Troską o życie!”. Życie, które posiadamy nie jest naszą własnością. Panem życia jest Bóg, którego winniśmy za to życie uwielbiać i przed Nim się z niego będziemy rozliczali. Mamy też zadanie odkrywać wielkość i piękno życia, troskę o ciało i duszę. Alkohol, narkotyki i inne używki zabijają w człowieku- najpierw duszę potem i ciało. Niszczą życie rodzinne, małżeńskie i osobiste wielu ludzi.
Zapraszam do podejmowania abstynenckich i trzeźwościowych zobowiązań, gdyż tradycyjnie- Wielki Post -przeżywamy podejmując różnego rodzaju umartwienia. Między innymi rezygnujemy z picia alkoholu, czy palenia papierosów. Możemy te nasze zobowiązania uzewnętrznić, wpisując je do Parafialnej Księgi Trzeźwości, jest to ważne świadectwo, że życie bez alkoholu może być radosne i pełne. A w roku św. Pawła warto wspomnieć jego słowa, który prosi nas: byśmy wyrzekli się ulegania żądzom, a żyli na tym świecie rozumnie, sprawiedliwie i pobożnie./Tt 2,12/
Ks. Bogusław Głodowski
Diecezjalny duszpasterz trzeźwości
Co mówić naszym dzieciom na temat alkoholu?
/Lee John Park, What shall we tell our childern about drinking ? Tłum:O.Marian Lisowski, tyt: Co naszym dzieciom mówić na temat picia?/
Mówi „dystyngowany pan„ ze szpalt ilustrowanego magazynu; zalety różnych napojów alkoholowych wychwalają ogłoszenia w codziennej prasie; piwiarnie, paby, knajpy i bary zapraszają codziennie w każdym mieście, miasteczku i wiosce; kelnerzy proponują „drinka” gościom spożywającym obiady w hotelach i restauracjach; filmy, sztuki teatralne i telewizyjne programy pełne są alkoholowych scen. Na dzieci i młodzież dorastającą działa ustawiczna presja –by pić- czasem subtelna, czasem natarczywa. Ich, podobnie jak i rodziców, poucza się, że „ludzie wytworni” piją, że alkohol jest to istotny element w prowadzeniu interesów, i że umiejętność picia alkoholu stanowi wybitną cechę dojrzałości.
Cokolwiek sami rodzice myślą o godziwości lub niegodziwości picia, jakiekolwiek są ich obyczaje, niezależnie od tego czy mają i piją alkohol we własnym domu, wszyscy oni mają błogą nadzieję, nadzieję, że ich dzieci nigdy nie popadną w kłopoty z alkoholem.
Tak abstynenci jak i umiarkowani są doskonale zgodni w pragnieniu, by ich dzieci nigdy nie były pijane, nigdy nie popadły w stan zagrożenia alkoholowego dla siebie i innych, nigdy nie stały się ofiarami alkoholizmu.
Rodzice dobrze wiedzą, że ogromna uwaga poświęcona dziś alkoholowi stwarza w umysłach ich dzieci wrażenie jego wyjątkowego znaczenia w życiu. Ze strony rodziców konieczny jest świadomy wysiłek, jeżeli dzieci mają być przygotowane do walki z alkoholizmem. Nadzieje, że alkohol nie zaszkodzi ich dzieciom nie spełniają się przez samo tylko pragnienie. Jest to dziedzina, w której rodzice muszą doinformować się bardzo starannie. Muszą przygotować się, by móc odpowiadać na pytania dzieci inteligentnie i ze zrozumieniem, muszą prowadzić je do ukształtowania postaw i przekonań, które będą w stanie ustrzec je od przyszłych kłopotów. Postawy w stosunku do alkoholu, podobnie jak postawy w stosunku do innych ważnych problemów społecznych, najczęściej tworzą się wcześnie. Stosowny czas, by rozpocząć przygotowanie dzieci do sprostania naciskowi społecznemu, z jakim spotkają się niezawodnie, winien uprzedzić działanie tego nacisku. Jeżeli chodzi o dzieci współczesne, oznacza to konieczność rozpoczęcia dyskusji na temat picia wówczas, gdy dzieci są małolatami- zanim zaczną dorastać, zanim zaczną uczestniczyć w różnego rodzaju przyjęciach, zabawach i prywatkach.
Jest to fakt wysoce oczywisty, że przeważająca większość osób, które piją, po raz pierwszy zetknęła się z alkoholem przed opuszczeniem szkoły podstawowej. Dzieci są eksponowane na kontakt z alkoholem podczas przyjęć w wieku daleko wcześniejszym niż to miało miejsce w poprzednich pokoleniach, generacjach. Rodzice nie mogą długo zwlekać z dyskusjami na te tematy. Najbardziej skuteczne wychowanie antyalkoholowe, będące w dyspozycji rodziców, to ich własny styl życia. Rodzice winni zrozumieć, że stale wychowują swoje dzieci przez własne postawy, uwagi przy stole, zachowanie. Dzieci słuchają tego, co rodzice mówią – niekiedy? Lecz o wiele większą wagę przywiązują do tego, co rodzice czynią!!!
Badania socjologiczne przeprowadzone z chłopcami i dziewczętami szkół średnich wykazują, że ich postawy w stosunku do alkoholu są bardzo dokładnym odbiciem postaw panujących w domach, z których pochodzą. Dzieci rodziców pijących same zazwyczaj piją; dzieci rodziców abstynentów najprawdopodobniej będą również abstynentami. Oczywiście, zdarzają się wyjątki, lecz zasada powtarza się zbyt często, by była zwyczajnym zbiegiem okoliczności. W konsekwencji niech pamiętają rodzice, że ich postawy w stosunku do alkoholu, ich komentarze na temat picia i pijących, ich sympatia lub nietolerancja w odniesieniu do tych, którzy mają problem z alkoholem, zgodność ich zachowań i postaw z nauczaniem Kościoła, do którego należą – wszystko to jest nauczaniem ich dzieci, jest wpływaniem na nie w procesie rozwijania ich własnych pojęć i postaw, które dadzą o sobie znać w ich późniejszym życiu.
Drugą sprawą, o której rodzice winni zawsze pamiętać, jest to, że niezawodność ich miłości jest dla dzieci niezwykle ważna. Ta sprawa jest tak samo ważna, gdy rodzice mówią na temat używania alkoholu, jak i wówczas, gdy omawiają jakikolwiek inny problem dotyczący różnych form zachowania się. Bez względu na to, jakie mogą być poglądy rodziców na alkohol, dziecko musi wiedzieć – na podstawie bezpośrednich wypowiedzi rodziców i na podstawie ich całego nastawienia, – że cokolwiek by się nie stało, nic nie zdoła pozbawić go rodzicielskiej miłości. Nie oznacza to bynajmniej totalnej permisywności, wyeliminowania norm moralnych, wyrzeczenia się przez rodziców odpowiedzialności i prawa, stawiania granic, w ramach, których dzieci mogłyby działać. Każde dziecko ma prawo wiedzieć, co myślą jego rodzice, czego od niego oczekują i czego może się spodziewać w wypadku, gdy się im sprzeniewierzy. Nic nie daje dziecku poczucia większego bezpieczeństwa, niż to, że dziecko zna te granice – założywszy, oczywiście, że są one rozumne, i że dziecko pojmuje ich sens. Dziecko może się przeciwko nim buntować, lecz będzie za nie wdzięczne. Z kolei nic nie czyni dziecka bardziej niepewnym a nawet niechcianym, niż danie mu całkowitej wolności czynienia tego, czego tylko zapragnie.
Rodzice, którzy nie chcą by ich dzieci piły, winny im to powiedzieć, przez co ich wychowawcze zadanie staje się stosunkowo łatwe. Prościej jest powiedzieć dziecku, by czegoś nie czyniło, niż wprowadzać je w pojęcie umiarkowania. Lecz to, co proste miewa swoje pułapki. Szczególnie, jeżeli sami rodzice nie piją z motywów moralnych, łatwo mogą popaść w ducha sądzenia innych, w duchu samolubstwa i wyższości, a w dziecko łatwo mogą wpoić przekonanie, że ci, którzy piją, nie są „porządnymi ludźmi”. Lecz dziecko siłą rzeczy wchodzi w kontakty z porządnymi dziećmi – dziećmi środowisk różnym pod względem rasowym, religijnym i kulturalnym – dziećmi z innych porządnych domów, w których używa się alkoholu. Dziecko abstynenta będzie w ten sposób zmuszone wybierać pomiędzy tym, co rodzice mu powiedzieli o tego typu ludziach, a oczywistymi faktami przeciwnymi, jakie dziecko odkrywa w relacjach z tymi dziećmi i ich rodzicami. Proces wychowania prawdopodobnie najlepiej przebiega nieformalnie: przez wykorzystanie sytuacji zachodzących przypadkowo; drogą odpowiedzi na pytania stawiane przez samo dziecko, przez nawiązanie do programów TV, przez nawiązanie do katechez kościelnych, do opowiadań w prasie, do wydarzeń zaobserwowanych na ulicy. Wszystko to może stać się dogodnym punktem wyjścia.
Prawdopodobnie najczęstsze pytanie, stawiane przez dzieci, dotyczy zachowania się ludzi pod wpływem alkoholu. Daje ono rodzicom sposobność wyjaśnienia natury alkoholu, jako środka, który poraża. Dzieci rozumieją, czym jest sumienie – to „coś” tajemniczego wewnątrz, mówiące im, co się powinno czynić, a czego nie. Pojęcie tego „czegoś”, co kieruje nami od wewnątrz, uzyskujemy drogą pouczenia przez rodziców, przez Kościół, przez ludzi z naszego otoczenia. Alkohol godzi w tę kierowniczą cząstkę wewnątrz naszego „ja” i sprawia, że staje się ona jakby nieuważna. Większa ilość alkoholu czyni ją ospałą; duża ilość usypia ją całkowicie. Osoba pijana traci wówczas kontrolę nad swoim postępowaniem, może popaść w sytuację wielce kłopotliwą i popełnić wiele nierozważnych, głupich nawet niebezpiecznych czynów – podobnie jak ulega zaburzeniu ruch drogowy, gdy zaśnie policjant kierujący ruchem, lub, gdy przestaną działać na skrzyżowaniu światła sygnalizacyjne.
Mając na uwadze takie działanie alkoholu, ludzie zdają sobie sprawę, że jest to substancja niebezpieczna, stąd wiele społeczeństw zabrania jego sprzedaży osobom w wieku poniżej 21 roku życia. Wynika to z przekonania, że z alkoholem może mieć do czynienia jedynie człowiek dorosły. „Mamy nadzieję”, mogą powiedzieć rodzice, „że gdy dorośniesz, podejmiesz decyzję, podobnie jak my, niepicia. Myślimy, że dzięki temu będziesz mocniejszy i szczęśliwszy, a nas twoja decyzja na pewno uraduje”. Prawdopodobnie „dziecko wówczas zapyta, dlaczego rodzice nie piją, a to da im sposobność, by dziecku wyjaśnić, że ludzie w tym punkcie różnią się pomiędzy sobą, – że wielu szlachetnych i dobrych ludzi, mających poglądy odmienne, uważają używanie alkoholu za rzecz właściwą…..
”Lecz twoja matka i ja”, może powiedzieć ojciec, „wierzymy w to, czego naucza nasz Kościół, – że jest to sprawa sumienia i sądzimy, że nieużywane alkoholu jest dla chrześcijan bardziej stosowne. To nam daje pewność, że z alkoholem nigdy kłopotu mieć nie będziemy, i że nie stworzymy okazji do picia nikomu innemu, kto mógłby mieć taki kłopot z naszego powodu. Po prostu alkoholu nie potrzebujemy. Zaoszczędzonych pieniędzy staramy się użyć na zakupienie rzeczy potrzebnych w domu, z których cieszymy się wszyscy. Tą drogą, jak sądzimy, zapewnimy sobie tyleż samo przyjemności jak ci, którzy piją”.
Jeżeli dom jest istotnie pełen życia, przyjemności i szczęścia, to ostatnie stwierdzenie nabiera szczególnego znaczenia i doniosłości i będzie niezwykle ważne w doprowadzeniu dziecka do zrozumienia, że picie nie jest istotnym składnikiem szczęścia i pomyślności.
Rodzice winni zachęcać dzieci do podejmowania dyskusji na temat picia i do stawiania wszelkich pytań, jakie się im w tym względzie nasuwają. Każde nowe pytanie winno być uczciwie wysłuchane; żadna opinia, choćby nie wiem jak naiwna i głupia, nie powinna być odrzucona i wyśmiana. Dzieci, podobnie jak młodzież dorastająca, lubią być traktowane z pełnym szacunkiem. Sytuacja, że dziecko sięga po alkohol, należy w tym wieku do rzadkości, lecz taka możliwość zawsze istnieje. Dla niektórych rodzin abstynenckich może to mieć posmak prawdziwej tragedii; mądrzy rodzice nie powinni pozwolić, by dziecko odniosło wrażenie, że rodzice przeżywają to aż tak. Na taką młodzieńczą próbę z alkoholem trzeba patrzeć z perspektywy właściwej – i choć rodzicom wolno wyrazić z tego powodu żal i ubolewanie, nie powinni jednak tego czynić w formie wyolbrzymionej nad miarę. W przeciwnym razie przygoda w duszy dziecka nabierze zbyt wielkiej rangi, na jaką w ogóle nie zasługuje. Stwierdzenie powyższe staje się tym bardziej słuszne, gdy dziecko jest już nastolatkiem, gdy próbuje wszelkiego rodzaju owoców zakazanych, staje się istotnym składnikiem procesu wzrastania. Również rodzice, którzy dobrowolnie wybierają postawę niewstrzymywania się od alkoholu, winni być świadomi swej odpowiedzialności za dawanie właściwego przykładu i świadczenia pomocy w poznawaniu niebezpieczeństw, łączących się z piciem napojów alkoholowych. Dzieci należy pouczyć o naturze alkoholu, jako narkotyku, który zaburza reakcje fizyczne, umysłowe i moralne, co pociąga za sobą trudne do przewidzenia skutki, jako wynik utraty samokontroli. Dzieci takich rodziców mają prawo niejako odczuwać, że żadne błędy, jakiekolwiek mogłyby popełnić, nie będą w stanie pozbawić ich miłości rodzicielskiej.
W sumie, jest rzeczą jasną, że rodzice winni z dziećmi omawiać problemy picia, nawet w ich wczesnym wieku. Tego rodzaju dyskusje mogą mieć miejsce, bądź, gdy okazja nadarza się samorzutnie, bądź, gdy dzieci stawiają pytania, bądź, gdy rozmowę na ten temat wszczynają rodzice. W podejściu do zagadnienia picia, podobnie jak w innych ważnych sprawach, rodzice winni jasno zakreślić granice, w ramach, których dzieci mogą swobodnie poruszać się, nie narażając się na naganę.
Poglądy rodziców w tej materii winny być kryształowo jasne, a dzieciom rodzice winni dać do zrozumienia, czego od nich oczekują. Fakty dotyczące alkoholu i jego działania na osobowość i zachowanie człowieka trzeba przedstawić w sposób dla dzieci zrozumiały, a przypadki ilustrujące problem trzeba omawiać bez moralizowania i ośmieszania, lecz życzliwie i ze zrozumieniem. Nikt dotychczas nie wyjaśnił istoty alkoholizmu i nikt nie wie z całą pewnością, dlaczego ludzie piją za dużo. Lecz ogólnie przyjmuje się jako pewnik, że ludzie dojrzali nie stają się alkoholikami i w ogóle nie popadają w tarapaty z alkoholem. A czynnikiem, który prawdopodobnie najbardziej sprzyja osiągnięciu dojrzałości, są domy, w których rodzice wzajemnie się kochają, w których dzieci pewne są miłości rodziców, i w których każdy członek jest traktowany z godnością i szacunkiem.
Spróbować zażartować z siebie
Często dopiero z perspektywy czasu umiemy spojrzeć na swoje porażki i trudności jako na coś, co nie było warte tylu naszych nerwów i zmagań. Nieraz odczuwamy zdumienie, że jakieś wydarzenie, czyjeś zachowanie mogło nas tak bardzo wyprowadzić z równowagi i skłonić do zachowań, których nierzadko żałujemy.
A przecież wystarczyłoby spojrzeć na wszystko co przeżywamy, czym się martwimy, czego się lękamy, o co się troszczymy z odrobiną pobłażania. Popatrzeć na swoje życie w świetle wiary i spróbować zażartować z siebie. Pozwoli to na zdemaskowanie wartości pozornych.
Chrześcijańskie poczucie humoru bardzo pomocne jest w zapasach z przeciwnikiem, którym jest własne „ja”. To – jak pisze ks. Tadeusz Dajczer w „Rozważaniach o wierze” – bożek śmiertelnie poważny, nietykalny i absolutny. Nie można go tknąć ani z niego zakpić, nie można urazić ni skrytykować. I właśnie to poczucie własnej ważności i powagi leży u podstaw większości grzechów. Dlatego odrzucenie tej ważności w ramach chrześcijańskiego humoru uczyni nas wolnymi od samych siebie. Pozwoli zobaczyć, że wszystko co się dzieje wokoło nas jest naprawdę mało ważne, wszystko z wyjątkiem Boga. Ważny jest tylko On i nie trzeba robić z siebie centrum świata.
Humor to „zabieg religijny”, dzięki któremu potrafimy sobie powiedzieć: Patrz jaki jesteś niedorzeczny, troszczysz się o byle głupstwo, masz tyle zmartwień, niszczysz swoje zdrowie, a przecież to wszystko jest jak proch, jak śmiecie i ostatecznie może okazać się bez wartości. I jest wręcz śmieszne wobec tej ważnej rzeczywistości, jaką jest Bóg i Jego wola.
Prześladowani proszą o modlitwę
170 tys. chrześcijan oddaje życie za wiarę każdego roku. O dramatycznej sytuacji wyznawców Chrystusa mówi przygotowany pod koniec ub. roku przez organizację Pomoc Kościołowi w Potrzebie (Kirche in Not) raport „Prześladowani i zapomniani”. Według najnowszych danych ok. 80 proc. wszystkich ludzi, którzy są prześladowani z powodów religijnych, to chrześcijanie.
Spośród 2,2 mld wyznawców Chrystusa 200 mln jest poddawanych różnym formom represji. Oprócz wielkiego ryzyka utraty życia i zdrowia są oni także narażeni na szykany i dyskryminację w pracy, w życiu publicznym i prywatnym. Brutalne prześladowania wyznawców Chrystusa mają miejsce nie tylko w Iraku, czy Indiach, gdzie od kilku miesięcy atakują ich hinduistyczni fundamentaliści, ale i w komunistycznej Korei Północnej, muzułmańskich: Arabii Saudyjskiej, Iranie, Jemenie, Afganistanie, a także w Chinach.
W 1997 r. po raz pierwszy obchodzono na świecie Międzynarodowy Dzień Modlitwy za Prześladowany Kościół na całym świecie. W tym dniu chrześcijanie są zachęcani do modlitwy nie tylko za ofiary prześladowań, ale i za narody, w których prześladowania mają miejsce. Prześladowani często proszą o modlitwę, by mogli wytrwać w wierze. W ub. roku 18 października szczególnie gorąco modlono się za chrześcijan w Indiach, wśród których pracuje 19 misjonarzy z Polski.
Na ogół, gdy dowiadujemy się o popełnianych zbrodniach czujemy się bezradni, a przecież nie powinniśmy zapominać o sile modlitwy wstawienniczej, pamiętając, że Wszechmogący Pan, zostawił nam program życia, który zdolny jest przemienić ludzkość. Powiada nam, że wszyscy jesteśmy dziećmi Bożymi, a zatem braćmi. Pamiętajmy o nich w modlitwie, nie zniechęcajmy się, nawet jeśli nam się wydaje, że to co czynimy, ma niewielkie znaczenie.
Otwórzmy Chrystusowi nasz czas
Najbliższe dni są dobrą okazją do zastanowienia się, czy Bóg jest zadowolony z tego, jak przeżyliśmy kończący się rok, czy nie był to rok zmarnowanych okazji. Czy często buntowaliśmy się przeciwko temu co niosły wydarzenia, czy przyjmowaliśmy niesiony przez nie krzyż. Czy potrafiliśmy dostrzec nieustannie okazywane nam Boże miłosierdzie i czy dziękowaliśmy za nie.
Każdy mijający rok, będąc wezwaniem do uświęcania naszego codziennego życia i prostowania ścieżek dla Pana, jest również przypomnieniem, że przybliżyliśmy się do chwili naszego ostatecznego spotkania z Ojcem. Czas, którym każdy z nas dysponuje jest krótki, lecz wystarczający, byśmy obdarowywani nieustannie łaskami, wypełnili dzieła, które Bóg powierzył każdemu z nas. „Otwórzmy Chrystusowi nasz czas, aby On mógł go rozjaśnić i nadać kierunek” – zachęcał nas Jan Paweł II.
Nadchodzące dni będą zapewne czasem, w którym będziemy sobie wzajemnie składać życzenia: Szczęśliwego Nowego Roku! Dla większości z nas oznaczają one, że życzymy sobie i innym wolnego od zmartwień i kłopotów roku, takiego, w którym nie zaznamy żadnych nieprzyjemności. A przecież dla chrześcijanina szczęśliwym rokiem jest ten, w którym zarówno dobre jak i trudne wydarzenia posłużą do większej miłości Boga, uznania i pragnienia większej zależności od Niego. Takie spojrzenie pozwala zobaczyć nawet w tym, co po ludzku uznajemy za całkowitą klęskę, duchowe dobro otwierające nas na Boga. Takim dobrem mogą być zarówno narodziny dziecka jak i ciężka choroba, o ile potrafimy w niej się uświęcać i tym samym uświęcać naszych bliskich.
Prośmy Świętą Bożą Rodzicielkę Maryję, której święto przypada w Nowy Rok, by pomogła nam go przeżyć blisko Pana, byśmy poprzez nasze grzechy nie odrzucali miłującego i tęskniącego za nami Ojca i przez naszą oziębłość nie oddalali się od Niego.
Eutanazja - zagrożenie współczesnego człowieka
Najważniejsze z praw człowieka – prawo do życia, nie jest już gwarantowane na świecie. Coraz częściej docierają do nas informacje o dokonywaniu eutanazji, o jej legalizacji, o nadużyciach, o odmowach ratowania życia ludzi starszych. Pierwotne i niezbywalne prawo do życia od poczęcia do naturalnej śmierci poddaje się dyskusji lub wręcz neguje. Postępująca utrata wrażliwości na Boga i bliźniego sprawia, iż człowiek nie potrafi się już autentycznie pochylić się nad sensem swego istnienia. Koncentruje się na wykorzystaniu zdobyczy techniki, by ułatwić i usprawnić sobie życie, a także same narodziny i śmierć. „Świętość życia” proponuje zastąpić modnym określeniem „jakości życia”. Czyny uważane niegdyś za przestępcze, zyskują stopniowo społeczną aprobatę. Wraz z postępem nauki rozwijają się nowe formy zamachów na godność istoty ludzkiej. Jednym z nich jest eutanazja, będąca czynnym spowodowaniem śmierci człowieka chorego lub cierpiącego, czyli zabójstwem.
A przecież termin ten pochodzący z j. greckiego eu — dobra, thanatos — śmierć oznacza, dobrą, godną śmierć. Śmierć bez strachu, odrzucenia; czyli śmierć człowieka pojednanego ze sobą, bliźnimi i Bogiem. Nie jest na pewno taką śmiercią eutanazja. Odebranie człowiekowi życia, aby nie cierpiał jest w istocie zamachem na Boga i Jego sprawiedliwość. Jest także zamachem na władzę Boga, ponieważ, cierpienie może być zawsze odjęte przez Boga. Jeśli Bóg dopuszcza to cierpienie, to jest w tym jakiś sens. Tylko Bóg jest Panem życia i śmierci.
Miłość i współczucie nakazują towarzyszyć choremu, zwalczać ból, ukazywać związek z żyjącymi, wartość jego cierpienia, przypominać współczującą obecność Chrystusa przy nim. Dlatego nie jest eutanazją podawanie choremu środków znieczulających, które mogą skrócić życie, jeśli przynoszą ulgę choremu, a śmierć jest nieuchronna. Nie jest też eutanazją zaprzestanie działań gdy zbliża się śmierć i nie można temu przeszkodzić.
Bóg chce, żebyśmy byli radośni
Panie Jezu przyjdź szybko i nie zwlekaj, aby radość z Twojego przyjścia podniosła na duchu ufających twej dobroci – modli się w wigilijny poranek Kościół. Nadchodzi Boże Narodzenie i Bóg chce, żebyśmy byli radośni jak pasterze, jak Mędrcy, jak Józef i Maryja.
Naprawdę możemy być radośni, jeśli Jezus jest rzeczywiście obecny w naszym życiu, jeśli Go nie utraciliśmy, jeśli nie szukamy szczęścia na drogach, które do Niego nie prowadzą. Wszyscy bowiem, którzy w taki czy inny sposób odwrócili się od Boga i szukali oparcia wyłącznie w rzeczach przemijających, doświadczyli w końcu, że poza Bogiem nie ma prawdziwej radości.
Pewność, że Bóg jest naszym Ojcem i chce dla nas tego co najlepsze, przynosi nam radosną ufność nawet w obliczu niespodziewanych trudności. Oddając się całkowicie w ręce Boga możemy być pewni, że On nas nigdy nie opuści, a trudne wydarzenia zaowocują dobrem, którego się nawet nie spodziewamy.
Tak będzie, jeśli naprawdę uwierzymy, że Ojciec na wszystko ma lekarstwo, ze wszystkiego może nas uleczyć, jeśli tylko z ufnością będziemy Go o to prosić. Jeśli uwierzymy, że nie ma takiego smutku, którego On by nie rozproszył. Jest to ważne, bo smutny człowiek wystawiony jest na pokusę ulegania swemu egoizmowi, myśleniu tylko o sobie, zapominaniu o innych. Kto nadmiernie przejmuje się sobą z trudem znajdzie radość, gdyż niełatwo jest mu otworzyć się na Boga i innych ludzi. Zapomina, że uśmiech, dobre słowo, wyrozumiałość, zatuszowanie nieporozumień sprawiają, że życie jego bliskich staje się radośniejsze. A drobne radości prowadzą do tej prawdziwej, do Chrystusa.
On chciał przyjść do każdego człowieka i tak jest też dzisiaj. Nie zapomnijmy o tym. Prośmy Maryję, by uzdalniała nas do obdarowywania radością i ciepłem naszych bliźnich i pomagała nam tworzyć klimat chrześcijańskiego pokoju nie tylko w czasie Świąt Bożego Narodzenia.
Aby wszyscy byli jedno
W dniach od 18 do 25 stycznia chrześcijanie na całym świecie obchodzą Tydzień Modlitw o Jedność Chrześcijan, podczas którego katolicy, prawosławni, anglikanie i protestanci, świadomi, że ich podziały utrudniają przyjmowanie Ewangelii, razem błagają Pana o dar pełnej komunii.
Z opatrznościową inicjatywą modlitw o jedność wszystkich uczniów Chrystusa wystąpił w 1908 r. anglikański duchowny o. Paul Wattson, a 51 lat później po raz pierwszy propozycje nabożeństw ekumenicznych zostały wspólnie opracowane przez Kościół katolicki i Światową Radę Kościołów.
Wzajemne relacje między różnymi Kościołami i wspólnotami chrześcijańskimi obciążone są wiekami niełatwej historii, wzajemnych nieufności, uprzedzeń, nierzadko złej woli. Te uwarunkowania uświadamiają, jak bardzo jest potrzebna modlitwa o bezcenny dar pojednania wszystkich ochrzczonych.
Stawanie razem przed Bogiem, zjednoczenie w modlitwie pomaga przezwyciężać podziały i sprawia, że Ewangelia jest bardziej obecna w życiu poszczególnych wiernych i całych Kościołów. Dzięki temu staje się możliwy ekumeniczny dialog, w którym partnerzy mówiąc o tym, co ich różni, nie ranią i nie dyskredytują się wzajemnie. Dając świadectwo o bogactwie i pięknie swej wiary chrześcijanie są bliżej Chrystusa i tym są bliżej siebie. Znajduje to swoje odbicie w ich współdziałaniu w dziedzinie społecznej, wspólnej walce z biedą, trosce o lepsze wychowanie młodego pokolenia, wspieraniu rodziny i utrwalaniu pokoju. Współpraca taka przyczynia się do tworzenia świata bardziej sprawiedliwego, bardziej ludzkiego, a przede wszystkim bardziej chrześcijańskiego.
Naszym obowiązkiem jest więc modlić się i zabiegać o to, aby wszelkie podziały wśród chrześcijan zostały przezwyciężone, zgodnie z pragnieniem Chrystusa „Ut unum sint” – „Aby wszyscy byli jedno”.
„Módl się za nami”
Maj, najpiękniejszy z miesięcy, poświęcony został przez naszych przodków w wierze Matce Boga – Człowieka i Matce nas wszystkich. Bo Maryja ma szczególny dar prowadzenia nas do Jezusa. I chce nam tym darem służyć, przypominając nieustannie: ”Zróbcie wszystko, co Syn mój wam powie”. W naszej Ojczyźnie szczególnie o tym pamiętamy gromadząc się w kościołach, kapliczkach i przy figurach przydrożnych na nabożeństwach majowych.
W Polsce pierwsze nabożeństwo majowe odprawili w 1838 r. w Tarnopolu jezuici, a od 1852 r. było ono uroczyście odprawiane w kościele Świętego Krzyża w Warszawie. Wkrótce potem stało się bardzo popularne na wszystkich polskich ziemiach.
Centralną częścią nabożeństwa majowego jest powstała w XII wieku, prawdopodobnie we Francji, Litania Loretańska, która została oficjalnie zatwierdzona przez papieża Sykstusa V w 1587 r. Nazwa jej pochodzi od miejscowości Loreto we Włoszech, gdzie była szczególnie propagowana i odmawiana. Ten wspaniały hymn na cześć Maryi, składa się z wielu wezwań, w których nadaje się Matce Boskiej różne tytuły, określające Jej rolę, zasługi i przymioty. Wezwania te przypominają, że Maryja jest człowiekiem wybranym przez Boga, i choć sama z siebie nie może nam nic „dać”, to może wiele łask wyprosić. Dlatego tak bardzo ważna jest nasza modlitwa za Jej pośrednictwem i razem z Nią. Powtarzajmy – „Módl się za nami”, a Ona ofiaruje nam wszystko, co „zachowała w swoim sercu”.
Szczególnym akordem nabożeństwa majowego jest antyfona „Pod Twoją obronę”, modlitwa dodająca otuchy w chwilach trwogi, rzucająca na kolana nawet obojętnych religijnie. Składajmy cześć Maryi w majowe wieczory. Niech w naszych sercach rodzi się modlitwa: Matko nasza, naucz nas wierzyć, żywić nadzieję, kochać wraz z Tobą. Wskaż nam drogę do Jego królestwa! Gwiazdo Morza, świeć nad nami i przewódź nam na naszej drodze!
Ciebie za patronkę moją i królową obieram
Trzeciego maja obchodzimy w naszej Ojczyźnie rocznicę uchwalenia pamiętnej Konstytucji. Liturgicznie jest to uroczystość Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski, którą 1 kwietnia 1656 r. król Jan Kazimierz po raz pierwszy uroczyście nazwał Królową Korony Polskiej. Trzysta sześć lat później papież Jan XXIII ogłosił NMP Królową Polski główna patronką naszej Ojczyzny.
Tytuł Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski ma dla Polaków szczególne znaczenie. Mówi on o obecności NMP w historii polskiego narodu, w którym od dawna kształtowała się idea królewskości Maryi. Jan Długosz nazwał Jasnogórską Bogurodzicę „Najdostojniejszą Królową świata i naszą”. Natomiast król Jan Kazimierz ślubując w 1656 r. w katedrze lwowskiej powiedział: Ciebie za patronkę moją i za królowę państw moich dzisiaj obieram. To ślubowanie można uważać za oficjalne ustanowienie Maryi Królową Polski – a ponieważ złożono je w związku ze zwycięską obroną Jasnej Góry, tytuł Matki Bożej Królowej Polski przylgnął do Wizerunku Jasnogórskiego.
W trzechsetną rocznicę ślubów Jana Kazimierza episkopat Polski z inicjatywy prymasa Stefana Wyszyńskiego dokonał ponownego zawierzenia naszej Ojczyzny Maryi. 26 sierpnia 1956 roku ok. miliona wiernych na Jasnej Górze złożyło Jasnogórskie Śluby Narodu Polskiego.
Obchodzona 3 Maja uroczystość, będąca od kilkunastu lat zarówno świętem kościelnym jak i państwowym, stanowi dobrą okazję, by zadać sobie pytanie, czy uznaję Maryję za Królową. Czy święto to jest dla mnie wezwaniem do kształtowania autentycznej miłości do Ojczyzny, która przejawia się w prawym sumieniu, rzetelnym wypełnianiu obowiązków swego stanu, w miłości Boga i bliźniego.
Stawać się "bardziej człowiekiem"
Nadchodzi kolejny w naszym życiu Maj – miesiąc szczególnie poświęcony Matce Bożej i czas Pierwszych Komunii Św. Dobrze zobaczyć w tym zaproszenie do zastanowienia się nad prawdą o obecności Jezusa Chrystusa w naszym życiu, nad tym, jakie znaczenie ma Eucharystia dla każdego z nas i dla naszych rodzin, które są „domowym Kościołem”.
Człowiek jest mocny, gdy ma świadomość, że jest kochany. Pan Bóg nie czeka na to, aż będziemy ludźmi wyjątkowymi, aż nasze życie będzie poukładane. Kocha nas słabych i grzesznych, mających jednak w sobie pragnienie, by żyć godnie. Tak ważne jest, byśmy uwierzyli, że Jezus pragnie przyjść do naszych serc, że pragnie sprawowania Eucharystii, ponieważ chce przez Najświętszy Sakrament – główne źródło łask oddać się nam w pełni.
Czy wierzymy, że Eucharystia staje się miejscem, przestrzenią i czasem ofiarowanym każdemu po to, aby wzrastał, uświęcał się, doskonalił swe człowieczeństwo, a przez to konsekwentnie przybliżał do Boga. Czy wierzymy, że zjednoczenie z Chrystusem, który przynosi nam pojednanie z Bogiem i ludźmi dokonuje się najgłębiej przez udział w Eucharystii. Czy umiemy tę prawdę przekazać swoim bliskim, a zwłaszcza dzieciom.
Zachęcał do tego szczególnie papież Jan Paweł II niejednokrotnie przypominając nam, że wychowanie do tego, by Eucharystia stanowiła źródło i szczyt życia człowieka, trzeba rozpocząć od wczesnych lat jego rozwoju. Wskazywał, że zarówno rodzice jak i dziadkowie powinni nawet małym dzieciom mówić w sposób przystępny o Panu Jezusie obecnym w Najświętszym Sakramencie, budzić w ich sercach wiarę i miłość do Jezusa Eucharystycznego i cierpliwie uczyć uczestnictwa we Mszy św. Wówczas Pierwsza Komunia Św. dziecka będzie dla jego rodziny wydarzeniem prowadzącym do pogłębienia życia eucharystycznego wszystkich jej członków i przyczyni się do chrześcijańskiego przeżywania każdej niedzieli jako dnia Eucharystii i radości.
«Jezu, ufam Tobie»
Druga Niedziela Wielkanocna od 2000 roku obchodzona jest w Kościele katolickim jako Niedziela Miłosierdzia Bożego. Prosił o to objawiający się św. siostrze Faustynie, Jezus, który powiedział: ”Kto ufa miłosierdziu mojemu, nie zginie, bo wszystkie sprawy jego są moimi.”
Istnieje ścisły związek między tajemnicą Odkupienia a świętem Miłosierdzia. Męka, śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa są szczytowym objawieniem miłosiernej miłości Boga. Sakramenty święte – chrzest, sakrament pokuty i Eucharystia – stanowią niewyczerpane źródła miłosierdzia Bożego, które jawi się jako fundamentalna, a właściwie jedyna płaszczyzna spotkania Boga z człowiekiem w czasie jego ziemskiego pielgrzymowania. Chrystus nauczył nas, że człowiek nie tylko otrzymuje i doświadcza Bożego miłosierdzia, ale jest też „wezwany, by czynić miłosierdzie”, które nie tylko wybacza winy, ale też wychodzi naprzeciw wszelkiej ludzkiej biedzie, materialnej i duchowej.
Można powiedzieć, że wobec Bożego miłosierdzia współcześni ludzie zajmują dwie skrajne postawy. Jednym już samo pojęcie „miłosierdzie” jakby przeszkadza. Są przekonani, że poprzez rozwój nauki i techniki bardziej niż kiedykolwiek w dziejach uczynili oni sobie ziemię poddaną. I to „panowanie nad ziemią” jakby nie pozostawia miejsca dla miłosierdzia. Ale jest wielu takich, którzy nie zapominają słów Chrystusa: «Nie znajdzie ludzkość uspokojenia, dopokąd się nie zwróci z ufnością do miłosierdzia mojego». Uświadamiając sobie wielorakie zagrożenia swej egzystencji widzą swój ratunek i nadzieję jedynie w Bogu.
Dobrze jest zadawać sobie pytanie, która z tych postaw jest nam bliższa. Czy pamiętamy słowa Chrystusa: ”Łaski z mojego miłosierdzia czerpie się jedynym naczyniem, a jest nim – ufność”. Do takiej ufności zachęcał Jan Paweł II, który kanonizując św. Faustynę powiedział: „Jakże wielu sercom przyniosło otuchę wezwanie «Jezu, ufam Tobie». Ten prosty akt zawierzenia Jezusowi przebija najgęstsze chmury i sprawia, że promień światła przenika do życia każdego człowieka…”
„Bądźmy więc weseli jak w niebie anieli”
«Królowo nieba, wesel się, alleluja!» śpiewa od 1742 roku Kościół w okresie wielkanocnym. Hymn „Regina caeli”, zastępujący w tym czasie tradycyjną modlitwę „Anioł Pański”, wyraża radość Maryi, «radującej się» ze zmartwychwstania Jej Boskiego Syna, źródła prawdziwej radości wszystkich wierzących.
Pan, jak zapowiedział, zmartwychwstał, jest blisko możemy zbliżyć się do Niego, jeśli tylko chcemy. Zmartwychwstały Jezus pozdrowił swoich uczniów słowami: Pokój wam! Jezusowy pokój przyniósł im niczym niezmąconą radość serca. Jeśli tak właśnie, w pokoju serca, radośnie będziemy się starali przeżywać naszą codzienność doświadczymy, że nie ma takiego smutku, którego by On nie rozproszył.
Czas wielkanocny wszystko czyni możliwym, daje nam pewność, że pomiędzy Bogiem a nami żadne przeszkody mogą już nie istnieć. Jezus je usuwa, zwycięstwo, które odniósł na Kalwarii, ma wymiar nieskończony. Chrystus zmartwychwstał i nie tylko korzenie zła zostały nieodwołalnie podcięte, ale nasze istnienie nabrało nowego sensu i nadziei na życie wieczne. Jego zmartwychwstanie – przez chrzest, który włącza nas w Niego – staje się naszym zmartwychwstaniem.
„Bądźmy więc weseli jak w niebie anieli. Czegośmy pożądali, tegośmy doczekali. Alleluja.”-wzywa nas najstarsza pieśń wielkanocna. Głęboka radość ma swój początek w Chrystusie, w miłości, którą Bóg do nas żywi i w naszej wzajemności. Jest tylko jeden warunek, nie możemy pozwolić, by coś nas oddzieliło od Boga, nie możemy zapominać, że jesteśmy Jego dziećmi i On chce dla nas tego, co najlepsze. Pamięć o tym przyniesie nam radosną i pogodną ufność również w obliczu trudności. A wypełniając radośnie nasze powinności i obowiązki będziemy dawać radość innym, pomagając im otwierać się na Boga i dzięki temu na innych ludzi.
„Spraw, abyśmy w Ciebie bardziej wierzyli, pokładali nadzieję i miłowali"
Wielki Czwartek przypomina nam, że od ponad dwóch tysięcy lat Syn Boży mieszka wśród nas. W Najświętszej Eucharystii Jezus ukrywa się pod postaciami chleba i wina, aby mogła Go odkryć nasza wiara i nasza miłość. Chrystus wie, że Miłość potrzebuje obecności osoby ukochanej i dlatego pozostał w tabernakulach, aby żyć z nami w oczekiwaniu na niebo.
Miłość Boga do człowieka nie ma miary, a w każdej konsekrowanej Hostii jest obecny cały Bóg – człowiek; z duszą, ciałem i bóstwem. Wiemy jednak jak wielu z nas jest trudno w to uwierzyć. „Wielka tajemnica naszej wiary” nie da się objąć rozumem ludzkim. Trzeba wejść w ciemność wiary, prosząc Boga o światło, aby wyjść z niej wzmocnionym. I takim światłem jest Cud Eucharystyczny z Lanciano, który miał miejsce w VIII w. we Włoszech podczas Mszy św. Odprawiającego ją mnicha ogarnęły wątpliwości co do istotnej obecności Ciała i Krwi Pańskiej w konsekrowanych postaciach chleba i wina. Wówczas na oczach dręczonego pokusami przeciw wierze kapłana biała Hostia przemieniła się w cząstkę żywego ciała, a w kielichu ujrzał prawdziwą krew, która zakrzepła tworząc pięć cząstek.
To Ciało i Krew Pańską przechowano do naszych czasów. Badający je eksperci orzekli w 1971 r., że są one prawdziwym ciałem złożonym z tkanek Serca i krwią Osoby żyjącej. Należy ona do grupy AB, czyli najczęściej spotykanej wśród ludności Palestyny. Krew o tej samej grupie została także odnaleziona na Całunie Turyńskim, który okrywał ciało Jezusa po zdjęciu z krzyża.
Po zakończeniu badań światowej sławy eksperci wysłali do opiekujących się sanktuarium franciszkanów telegram o treści: „Słowo stało się Ciałem”. Od tej pory do Lanciano przyjeżdżają tysiące pielgrzymów. 3 listopada 1974 roku całą noc na modlitwie spędził tam kardynał Karol Wojtyła. W księdze pamiątkowej zostawił następujący wpis: „Spraw, abyśmy w Ciebie bardziej wierzyli, pokładali nadzieję i miłowali”. Niech to będą najlepsze życzenia dla nas na zbliżające się Święta Wielkanocne.
Prośmy go, by orędował z nieba za każdym z nas
2 kwietnia jest datą, która zapisała się na trwałe w pamięci Kościoła jako dzień odejścia z tego świata Sługi Bożego Papieża Jana Pawła II. Tego dnia ze wzruszeniem wspominamy i przeżywamy na nowo godziny owego sobotniego wieczoru, kiedy wiadomość o Jego śmierci pogrążyła cały świat w żałobie.
W przededniu czwartej rocznicy powrotu Jana Pawła II do domu Ojca, jesteśmy szczególnie wzywani, by na nowo podjąć duchowe dziedzictwo, jakie nam zostawił; jesteśmy zachęcani do tego, aby w życiu niestrudzenie szukać prawdy, bo tylko ona zaspokaja nasze serce. Jesteśmy zachęcani do tego, by bez lęku iść za Chrystusem, by „dopłynąć Barką” do właściwego brzegu.
Aby tak się stało trzeba starać się, by pamięć o Ojcu Świętym była wciąż żywa. Starać się, by nadal był obecny w naszych myślach i w naszym sercu; nadal udzielała się nam jego miłość do Boga i jego miłość do człowieka. Dobrze sobie zadawać pytanie, czy wciąż brzmi w naszych sercach jego zachęta: «Nie lękajcie się, otwórzcie drzwi Chrystusowi». Powtarzał te słowa wielokrotnie Kościołowi i ludzkości w drodze do roku 2000, i później, w zaraniu trzeciego tysiąclecia.
«Nie lękajcie się», Jana Pawła II – jak przypomniał Papież Benedykt XVI – „nie miało podstawy w ludzkich siłach ani osiągniętych sukcesach, lecz jedynie w słowie Bożym, krzyżu i zmartwychwstaniu Chrystusa.” Byliśmy świadkami jak to zawierzenie Chrystusowi uwidaczniało się w miarę jak był ogołacany ze wszystkiego, na koniec także z mowy, a śmierć przypieczętowała życie całkowicie oddane Chrystusowi. «Pozwólcie mi odejść do Ojca» — takie były ostatnie słowa Jana Pawła II. Pamiętając o modlitwie w intencji rychłej beatyfikacji ukochanego Ojca Świętego prośmy go, by nadal orędował z nieba za każdym z nas.
Przebaczając zyskujemy
Pojednanie z Bogiem i ludźmi, to szczególne zadanie w wyjątkowym okresie Wielkiego Postu. Pokora w uznaniu naszych długów wobec Stwórcy pomaga nam przebaczać innym ludziom. Jeśli przypomnimy sobie to, co przebaczył nam Zbawiciel, zdamy sobie sprawę, że powinniśmy przebaczać innym.
Chyba nieraz doświadczyliśmy, że przebaczając i zapominając o przewinieniach bliźnich, sami najwięcej na tym zyskujemy. Nasze życie staje się spokojniejsze, radośniejsze i nie cierpimy już z powodu drobnostek, które nasza pycha tak umiejętnie wyolbrzymia.
Przekonaliśmy się też jednak, że przebaczenie może czasami wiele kosztować zarówno w sprawach poważnych jak i drobnych. Pan o tym wie i zachęca nas byśmy się do Niego uciekali prosząc Go w codziennej modlitwie „Ojcze nasz”: „Odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”. To Bóg uzdalnia nas do przebaczania. O tym, że zawsze przynosi ono owoce wiemy tylko dzięki słowom Boga i przykładowi Jezusa. Można powiedzieć, że przebaczenie jest – jak pisał kard. Godfried Danneels – cudowną mieszaniną Bożej łaski i wysiłku człowieka. Kiedy przebaczamy dokonujemy czegoś w sobie i zarazem pozwalamy dokonać czegoś w nas.
Dobrze jest pamiętać, że Katechizm Kościoła Katolickiego określa przebaczenie jako „szczyt modlitwy chrześcijańskiej”. Chodzi przy tym o to, by było ono natychmiastowe, bez żywienia urazy, dramatyzowania i upokarzania drugiej strony. W większości przypadków nawet nie trzeba mówić „przebaczam ci”; wystarczy się uśmiechnąć, zmienić temat rozmowy, zachować się tak jakby się nic nie stało.
Żal za grzechy jest pomostem
Okres Wielkiego Postu przypomina nam, że życie chrześcijańskie powinno zawsze zmierzać do nawrócenia i ukazuje ścisły związek, jaki istnieje między sakramentem pojednania i życiem ukierunkowanym na nawrócenie. Trzeba, by między korzystaniem z sakramentu spowiedzi a pragnieniem naśladowania Chrystusa w życiu zaistniała trwała «wymiana», w której łaska sakramentu podtrzymuje i umacnia decyzję, by być wiernym uczniem Pana.
Pomocne temu będzie częste korzystanie z sakramentu pojednania, poprzedzonego dokonaniem rachunku sumienia, bez którego niemożliwe jest doświadczenie żalu za grzechy. Żal za grzechy jest niejako pomostem, który umożliwia nam przejście z naszej nieprawości, z naszego grzechu do Bożego miłosierdzia, jest przyznaniem się do winy wobec Boga. Jest uznaniem, że to ja jestem winien, ja ponoszę odpowiedzialność za moje czyny, ja wzgardziłem Tobą Boże, odtrąciłem Twoją miłość i jest mi z tego powodu bardzo źle. Jeśli przeżyjemy taki żal doświadczymy głębokiego pojednania się z Bogiem; ucieszymy się z Jego miłości.
Czasem jednak w prawdziwym przeżyciu żalu za grzechy przeszkadza poczucie winy, w którym w centrum uwagi jesteśmy my sami. Cierpimy, że z powodu naszych pomyłek i złych wyborów ucierpiało nasze dobre imię. Mówimy: Jak mogłem to zrobić? Jak mogłem to powiedzieć? Dobrze jest pamiętać, że cechą szczególną autentycznego żalu za grzechy jest zapomnienie o sobie. Wtedy żałujemy, że to Jezus cierpiał, że z naszego powodu cierpieli inni. Brak żalu łączy się natomiast z obwinianiem, oskarżaniem innych ludzi, oskarżaniem sytuacji, środowiska z którego się pochodzi, rodziców, czy nawet samego Boga. Kto szuka tylko siebie, zawsze znajdzie usprawiedliwienie dla swoich czynów i choćby był najnikczemniejszym z ludzi, nie będzie tego żałował.
Iść do spowiedzi, czy nie? - zdrowi nie potrzebują lekarza
Wielki Post jest okresem szczególnie odpowiednim dla przebudzenia i kształtowania sumienia. Kościół przypomina nam wówczas nieodzowną potrzebę spowiedzi sakramentalnej, byśmy mogli przeżyć Zmartwychwstanie Chrystusa nie tylko w liturgii, ale i we własnej duszy.
Spowiedź to doskonałe lustro naszego życia duchowego. Tak się spowiadamy, jak żyjemy. I odwrotnie. Jak żyjemy, tak się spowiadamy. Dobra spowiedź to taka, do której przystępuję nie jako przestępca, ale jako człowiek chory, który potrzebuje uzdrowienia, który jest poraniony przez popełnione zło, przez grzech. W dobrej spowiedzi nie przychodzę po sprawiedliwą karę, ale po uzdrowienie. Bóg nie jest tylko sędzią, jest przede wszystkim lekarzem. Nie zapominajmy pocieszających słów Jezusa: Zdrowi nie potrzebują lekarza, lecz chorzy.
W przygotowaniu do spowiedzi ważne jest, aby stawała się ona coraz bardziej sakramentem duchowego rozwoju. Niedbała i słabo przygotowana spowiedź objawia pewną powierzchowność naszej relacji z Bogiem, z drugim człowiekiem, lekkie traktowanie swych życiowych obowiązków.
Nie wolno zapominać, że w sakramencie pojednania najważniejsze jest uświadomienie sobie tego, co jest we mnie ciemnością, oddanie tego Bogu i przyjęcie w wierze rozgrzeszenia. Uznanie swojej grzeszności wcale nie pogarsza naszej pozycji wobec Boga – wręcz przeciwnie. Pokorne przyjęcie prawdy o sobie, bezwarunkowe poddanie się Bogu to warunek doświadczenia i przyjęcia Bożej miłości i przebaczenia. Nie bójmy się powierzyć ufnie Bogu i przyjąć Go do swego życia jako Pana i Zbawiciela.
Utrwalić istniejące w nas dobro
Nadszedł czas Wielkiego Postu, który stwarza nam opatrznościową okazję do refleksji nad sensem i wartością naszego życia i pobudza nas do odkrywania miłosierdzia Bożego, abyśmy sami z kolei stawali się bardziej miłosierni względem braci. W okresie Wielkiego Postu Kościół zachęca nas do trzech praktyk pokutnych, które mają nam pomagać w procesie wewnętrznej odnowy; są nimi modlitwa, post i jałmużna.
Nierzadko pytamy, jaką wartość i jaki sens ma dla chrześcijan, rezygnacja z czegoś, co samo w sobie jest dobre i ułatwia życie. Post i pokuta w potocznym rozumieniu kojarzą się nam bowiem z czymś uciążliwym. Jednak ich zadaniem jest pomoc w uporządkowaniu życia, porzuceniu grzechu i przemianie serca, polegającej na zwycięstwie w nas dobra nad złem.
Pismo Święte uczy, że post pomaga unikać grzechu i tego wszystkiego, co do niego prowadzi. Przez post i modlitwę pozwalamy, by On przychodził i zaspokajał nasze największe, często nieuświadomione pragnienie: głód Boga. Dobrowolny post pomaga nam też dostrzec bliźniego potrzebującego wsparcia. Dobrze jest nie zapominać, że jałmużna to nie tylko śpieszenie mu z pomocą materialną, ale także dzielenie z nim czasu, obdarowanie życzliwym słowem i wyrozumiałość. Pojednanie z Bogiem i ludźmi, to szczególne zadanie w tym wyjątkowym okresie.
Wielki Post pozwala przygotować się do bardziej świadomego przeżywania Świąt Wielkanocnych. Czas ten ma utrwalić istniejące w nas dobro poprzez podjęcie praktyk pokutnych. Ważne by uznanie własnej słabości i grzeszności rodziło w nas pragnienie nawrócenia, powrotu do Miłującego Ojca. Pomóc w tym nam może uczestnictwo w rekolekcjach, których celem jest odnowienie naszej relacji z Chrystusem i Kościołem.
Niewyczerpane źródło nawrócenia
Okaż nam, Panie, swoją łaskawość i daj nam swoje zbawienie! – powtarza ustawicznie Kościół. Zwłaszcza teraz prawdziwe poznanie Boga miłosierdzia, Boga miłości łaskawej może być stałym i niewyczerpanym źródłem naszego nawrócenia.
Miłosierdzie jest stałą postawą Boga wobec człowieka i uciekanie się do niego jest dla nas ratunkiem, jest lekarstwem na wszystkie nasze trudności, słabości, choroby, także i te, które uważamy za nieuleczalne. Św. Augustyn pisał: „Tylko w ogromie Twego Miłosierdzia, Panie Boże, mogę pokładać nadzieję!”.
Pan stawia jednak warunek, pragnie abyśmy i my byli miłosierni dla tych, których postawił na naszej drodze. Miłosiernym jest każdy, kto zatrzymuje się przy cierpieniu drugiego człowieka. Owo zatrzymanie nie oznacza ciekawości, ale gotowość do udzielenia pomocy, wysłuchania, otwarcia serca, okazania współczucia.
Jakże aktualne wydają się być słowa, żyjącego w IV w. Św. Jana Chryzostoma, który przestrzegał: ”Chociażbyś pościł, chociażbyś sypiał na ziemi, chociażbyś, jeśli można tak powiedzieć, zatracał się, a nie troszczyłbyś się o bliźniego, to niczego wielkiego nie czynisz, a nawet znacznie oddalasz się od Jego obrazu”.
Bóg poprzez wydarzenia w naszym życiu stale zaprasza nas do okazania czynem, słowem bądź modlitwą miłosierdzia bliźnim. Czy my potrafimy dostrzec to zaproszenie, czy odpowiadamy na nie? Czy widzimy, że jest ono wyrazem miłosierdzia Bożego wobec nas?
Rozpoczynając w Środę czas Wielkiego Postu módlmy się szczególnie gorąco o miłosierdzie Boże dla nas samych. Módlmy się o postawę miłosiernego Samarytanina wobec innych, prośmy Matkę Bożą, aby dopomagała nam dostrzegać i odpowiadać na potrzeby bliźnich.
Szatan ukryty przeciwnik jedności
Obecny światowy kryzys gospodarczy jest dziełem szatana – twierdzi ksiądz Gabriele Amorth, nestor włoskich egzorcystów. Jego zdaniem szatan podsuwając ekspertom i inwestorom złe rady sprawił, że popełnili oni błędy i sprowokowali katastrofy, których konsekwencją są: zamieszanie, brak jedności, chaos i konflikty. Duchowny jest przekonany, że szatan się teraz śmieje, bo udało mu się wywołać, to co jest jego celem.
Tajemnica zła od wieków rodziła pytania: Dlaczego ono tak bardzo dominuje w życiu człowieka? Jak się przed nim chronić? Wielu ludzi wypowiadało mu wojnę, ale byli i tacy, którzy starali się wchodzić z nim w układy. I tak jest do dziś…
Pismo święte i tradycja Kościoła nie pozostawiają wątpliwości: przyczyną zła jest byt osobowy, nazywany diabłem lub szatanem. Został stworzony przez Boga jako dobry z natury. Dokonał jednak wolnego i nieodwracalnego wyboru i przeciwstawił się Bogu i odtąd Go nienawidzi. Nie mogąc Mu zaszkodzić, swą nienawiść obraca przeciwko ludziom. Diabeł jest pierwszym sprawcą zła i niezgody, podziałów powstających w rodzinie i w społeczeństwie. Usiłuje nas przekonać, że człowiek może być jak Bóg i kierując się swymi namiętnościami i egoizmem sam o wszystkim decydować. Książę ciemności wie, że takie postępowanie i życie jakby Bóg nie istniał, wywoła niezgodę i brak jedności. Ojciec kłamstwa zdaje się nieustannie mówić: Celem jest krótka chwila; dla niej warto żyć. Nie jest ważne, co się potem stanie.
Pamiętajmy jednak, że diabeł nie jest wszechmocny. Dzięki odkupieńczemu dziełu Chrystusa szatan może wyrządzić szkodę tylko tym, którzy mu na to pozwalają, przyzwalając na zło i oddalając się od Boga. Mimo, że jest przebiegły, musi uznać nad sobą władzę i zwycięstwo Chrystusa. Dlatego w walce ze złem nie wahajmy się sięgać po pomoc Kościoła oraz pomocne środki: modlitwę, pokutę, post, znak krzyża, sakramenty – szczególnie spowiedź i komunia święta, różaniec – czyli wszystko, co stanowi arsenał człowieka wierzącego przeciwko złu.
Bóg i tylko Bóg jest Panem życia
Dzieci są darem Boga, a nie jednym z dóbr konsumpcyjnych. Nie istnieje „prawo do dziecka”. Tak stanowi nauczanie Kościoła Katolickiego, potwierdzone w wydanej w grudniu przez Kongregację Nauki Wiary instrukcji „Dignitas personae”.
Ogłoszenie Instrukcji zbiegło się w naszej Ojczyźnie z pracami nad projektem ustawy, dopuszczającym zapłodnienie in vitro. Ta sztuczna forma prokreacji, dokonująca się poza aktem małżeńskim, in vitro, tzn. „w szkle”, w wyniku dokonywanej w laboratorium technicznej procedury medycznej, stoi w wyraźniej opozycji do nauczania Kościoła. Teologia katolicka głosi, że conceptio – w przypadku człowieka – jest nie tylko aktem biologicznym, lecz stwórczym współdziałaniem Boga i rodziców w powoływaniu do istnienia nowych istnień ludzkich.
Watykańska instrukcja, która została przygotowana po to, aby formować sumienia przypomniała, że w żadnym wypadku nie jest moralnie dozwolone uciekanie się do zapłodnienia in vitro. Niestety, nikt nie może zagwarantować, że każde z oczekujących małżeństw będzie miało szczęście rodzić dzieci. W sytuacji niepłodności prawo do posiadania potomstwa zderza się z prawami samego dziecka, z jego prawem do poczęcia się w wyniku aktu zjednoczenia miłości rodziców.
Niejednokrotnie można usłyszeć, że in vitro to kwestia światopoglądu katolickiego i osoby, które nie są katolikami, mogą swobodnie i dowolnie z zapłodnienia pozaustrojowego korzystać. Tymczasem jest to rzeczywisty problem prawny i moralny dotyczący każdego człowieka bez względu na przekonania religijne. Dotyczy on bowiem godności osoby ludzkiej. Tak więc sprzeciw Kościoła wobec sztucznego zapłodnienia nie jest sprzeciwem wobec szczęścia niepłodnych małżonków. To przestroga przed sytuacją, w której człowiek mógłby zacząć zagrażać samemu sobie.
Dramat możliwości odrzucenia Boga dotyczy każdej i każdego z nas.
Różaniec - skarb, który trzeba odkryć
Rozpoczyna się październik ogłoszony przez papieża Leona XIII 123 lata temu miesiącem modlitwy różańcowej. We wszystkich polskich kościołach i w wielu domach gromadzimy się by odmawiać modlitwę, w której wedle słów Jana Pawła II „obcujemy z Jezusem przez Serce Jego Matki”.
Niektórym może się wydawać, że Różaniec to „klepanie” zdrowasiek. Prawda jest jednak inna. Różaniec to nie tylko głęboka modlitwa, ale i sposób na życie! Odmawiając Różaniec oddajemy wszystkie nasze sprawy, radości i smutki – nasze życie – w ręce Maryi. Gdy zwracamy się do Niej z ufnością, możemy być pewni, że Ona wstawia się za nami u Swego Syna. Możemy też być przekonani, że Ona bardzo czeka na tę naszą modlitwę, gdyż modląc się na różańcu modlimy się Jej modlitwą, naśladujemy Ją w zachowywaniu i rozważaniu tajemnic Syna i Matki. Ilekroć Matka Boża w czasie objawień prosi nas o odmawianie Różańca, to prosi nas nie tylko o poznanie tego, co było ważne w życiu Jej Syna i Jej własnym, ale i o życie pamięcią o tych wydarzeniach.
Różaniec to modlitwa zawierzenia, która kieruje nas przez Maryję do Jezusa. Jan Paweł II mówił ”Różaniec towarzyszył mi w chwilach radości i doświadczenia. Zawierzyłem mu wiele trosk. Dzięki niemu zawsze doznawałem otuchy”. O tej modlitwie można pisać wiele, ale każdy sam musi się przekonać o jej mocy.
Spróbuj może jeszcze dziś porozmawiać z Maryją trzymając w ręku różaniec. Odmówienie całej części różańca trwa ok. 25 minut, czyli niewielką cząstka darowanego nam przez Pana Boga dnia.
«Bóg bogaty w miłosierdzie niech wam wszystkim błogosławi”
Wynosząc w Białymstoku do chwały ołtarzy Sługę Bożego ks. Michała Sopoćkę, spowiednika i przewodnika duchowego świętej Faustyny, ks. abp Angelo Amato podkreślił, że nowy błogosławiony wpisuje się w poczet największych polskich świętych, podobnie jak św. Maksymilian Maria Kolbe i św. Siostra Faustyna, którzy są wzorem dla dzisiejszego świata.
Ks. Michał Sopoćko może być dla nas wzorem wielkiej ufności w Boże Miłosierdzie i zachętą, by nigdy nie tracić nadziei i nawet w największych trudnościach ufać i wierzyć, że Bóg jest miłosierny, że Bóg jest obok nas. Nowy błogosławiony głosząc prawdę o Bożym Miłosierdziu wskazał człowiekowi drogę życia, drogę nieustannego odwoływania się do wszechogarniającej miłości Pana Boga, która jest większa niż wszystkie grzechy ludzkie, niż wszelkie zło.
Błogosławiony ksiądz Michał opiewał miłosierdzie Pańskie przez całkowite zaangażowanie w dzieło, u początków którego była św. Faustyna. Jego zasługą było to, że jako spowiednik ‘doprowadził’ ją do świętości. Dzięki niemu została potwierdzona wiarygodność jej posłannictwa i ujrzały światło dzienne objawienia Jezusa Miłosiernego, w które nikt z jej poprzednich spowiedników nie chciał uwierzyć. Także dzięki jego staraniom został namalowany i przekazany światu znany obraz z napisem «Jezu, ufam Tobie».
Mówiąc o uroczystości w Białymstoku papież Benedykt XVI powiedział: „Tą beatyfikacją zapewne cieszy się, w domu Ojca, sługa Boży Jan Paweł II. To on zawierzył świat Bożemu Miłosierdziu. Dlatego powtarzam jego życzenie: «Bóg bogaty w miłosierdzie niech wam wszystkim błogosławi”.
Oby słowa te towarzyszyły nam podczas obchodów VIII Dnia Papieskiego, w czasie których będziemy modlić się o rychłą beatyfikację naszego ukochanego Ojca Świętego.
Bóg, nadzieja i dentysta
Bóg jest obecny w naszym życiu przez świat, który stworzył, przez wydarzenia, innych ludzi. Wszystko jest Jego darem. Pozostaje przy nas zarówno wtedy, gdy coś otrzymujemy jak i wtedy, gdy jakieś nasze skarby są nam zabierane. Wiara mówi, że nic nie jest dziełem przypadku, a wyrazem troski Boga o naszą drogę do Niego. Gdy uwierzymy w to, zrodzi się w nas – jak zapewnia Benedykt XVI – wielka nadzieja i pewność, że na przekór wszelkim niepowodzeniom nasze życie osobiste oraz cała historia są pod opieką niezniszczalnej mocy Miłości i dzięki niej i dla niej mają sens i wartość.
My boimy się cierpienia, choroby, kompromitacji, wszystkiego co rani nasz egoizm i może nadszarpnąć naszą pozycję. Bóg jednak pragnie byśmy starali się zarówno w codzienności jak i w wyjątkowych wydarzeniach dostrzec dar miłosiernego Ojca. Dar nieraz trudny do przyjęcia, ale będący wyrazem woli Bożej wobec nas.
Jeśli spojrzymy w świetle wiary na to, co nas spotyka, wszystko co bolesne może stać się na swój sposób radosne. I tak siedząc na fotelu dentystycznym i bojąc się wiertła stomatologa może spróbujemy w pochylającym się nad nami dentyście dostrzec troszczącego się o nas Chrystusa, który mówi: zaufaj mi. Może zapragniemy Mu wtedy powiedzieć: Jeśli Ty Panie chcesz mnie wystawić na próbę cierpienia, to dobrze – niech tak będzie. Ja nie wiem co jest dla mnie najlepsze, bo to tylko Ty wiesz. Uczyń więc ze mną, co chcesz.
Chrześcijaninowi łatwiej jest znosić trudności…
Chrześcijaninowi łatwiej jest znosić trudności, bo zawsze ma punkt odniesienia w postaci Boga, do którego może zwrócić się o pomoc – powiedział znany francuski pisarz i ateista Jean-Paul Sartre. Jako ludzie wierzący mamy pewność, że Jezus Chrystus chce stać się sensem naszego życia. To wielki dar i zadanie.
Czy widzę ten dar Jezusa w moim życiu? Czy pragnę stawiać Boga na pierwszym miejscu, troszczyć się o nastawienie całego życia na Niego, dostrzegać tę miłującą i ciągle obdarzającą mnie Obecność? Czy zgadzam się na to, aby On mnie kształtował, czy proszę o to, czy Mu ufam?
Warto sobie zadawać jak najczęściej te pytania i warto przyznawać się do tego, że często nie możemy na nie udzielić twierdzącej odpowiedzi. Warto zobaczyć, że nierzadko żyjemy tak jakby Boga nie było.
Bóg oczekuje od nas patrzenia oczyma wiary nie tylko na szczególnie ważne wydarzenia w naszym życiu, ale i na naszą codzienność. Wiara to doświadczenie życia Bożego w nas, pozwalające nam widzieć siebie samych i otaczającą nas rzeczywistość jakby oczyma Boga. Zaczynamy dostrzegać wydarzenia jako przejście Boga. Wiara jest darem widzenia niewidzialnego w osobach, wydarzeniach, rzeczach. To, co wydaje się być złe może w zamyśle Bożym okazać się czymś dobrym, bo prowadzić do skruchy.
Św. Augustyn pisał „Miłującym Boga wszystko pomaga ku dobremu, nawet grzech”, tak więc nawet upadek, który rani Jezusa, może stać się felix culpa – szczęśliwą winą. Winą, która będzie nam przypominała i pokazywała w świetle wiary, jak bardzo kocha Ten, który za nas umarł i zmartwychwstał. Będzie pokazywała cierpliwość, czułość i radość Pana, z jakimi nasza wina została przebaczona. A to może nas przemienić, zrodzić skruchę, żal, że zraniliśmy Chrystusa i pragnienie zwrócenia ku Bogu oraz oczekiwania wszystkiego od Niego.
Miłość nie może kończyć się na słowach i dobrych zamiarach
30 rocznica wyboru na Stolicę Piotrową Ojca Świętego Jana Pawła II – to okazja, by nie tylko przypomnieć sobie radość tamtego dnia, ale nade wszystko zaproszenie do zastanowienia się, czy choć w minimalnym stopniu wypełniamy Jego nauczanie w codziennym życiu.
Czy pamiętamy, jak dotykał naszych serc ewangeliczną prawdą, że każdy z nas jest ukochanym dzieckiem Boga, że każdy tęskni za tym, by kochać i być kochanym, że każdy powołany jest do życia w wolności, świętości i radości dzieci Bożych. Czy pamiętamy, że niestrudzenie przypominał nam, że każdy może przekraczać samego siebie, pokonywać swe słabości, gdy zaprzyjaźni się z Jezusem Chrystusem — Największym Przyjacielem i Jedynym Zbawicielem człowieka. Czy pamiętamy, że zachęcał nas, abyśmy nasze życie zawierzyli również Maryi. W swoim herbie napisał: Totus Tuus, Cały Twój Maryjo. Niejednokrotnie świadczył, że Maryja była dla niego przewodniczką w drodze do nieba.
W dniu inauguracji swego pontyfikatu Ojciec Święty wypowiedział słowa, które brzmią echem do dziś: „Nie lękajcie się! Otwórzcie, a nawet, otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi! Jego zbawczej władzy otwórzcie granice państw, ustrojów ekonomicznych i politycznych, szerokich dziedzin kultury, cywilizacji, rozwoju”. Chwilę potem dodał: „Właśnie dzisiaj cały Kościół obchodzi Światowy Dzień Misyjny, czyli modli się, rozważa, działa, aby Chrystusowe słowa życia dotarły do wszystkich ludzi i zostały przez nich przyjęte jako orędzie nadziei, zbawienia, ogólnego wyzwolenia”. Słowa te nabierają szczególnego znaczenia w kontekście obchodzonych w Polsce Niedzieli i Tygodnia Misyjnego, gdyż zwracają uwagę na to, że miłość nie może kończyć się na słowach i dobrych zamiarach, ale musi znaleźć konkretny wyraz w czynach.
Mogę się tylko pomodlić
Nieraz słyszymy jak ktoś mówi do drugiego człowieka: Niestety nic nie mogę zrobić, by ci pomóc, mogę się tylko pomodlić. Tym samym osoba wypowiadająca te słowa daje dowód tego, że bardziej wierzy w swoje siły i ewentualne działania niż w moc modlitwy wstawienniczej.
Postawa taka dobrze charakteryzuje dramat współczesnego człowieka, którego życie jest oderwane od modlitwy i który nie do końca wierzy w siłę modlitwy i w to, co ona wyraża. Nie wierzy, że modlitwa za bliźniego nie tylko prowadzi do nowego z nim spotkania, ale pogłębia naszą więź z Bogiem. Nie wierzy, że jedynie Bóg rzeczywiście może nam pomóc i że On tego pragnie. Kochać Boga to nie tylko wierzyć, że On istnieje. To coś znacznie więcej, to przede wszystkim ufać Mu, że jest obecny we wszystkim, co się dzieje i starać się czynić to, czego od nas w danej chwili oczekuje. A zawsze oczekuje będącej spotkaniem z Nim modlitwy.
Pomoc duchowa świadczona innym jest niejako wpisana w powołanie chrześcijanina, a modlitwa jest jednym ze sposobów okazywania miłosierdzia bliźniemu. Wymaga to od nas nie tylko wrażliwości na drugiego człowieka i gotowości do udzielenia mu pomocy, ale przede wszystkim ufnej prośby o wypełnienie woli Bożej wobec osoby, za którą się wstawiamy do Ojca. Możemy prosić Boga by dał mu to, co potrzebuje, aby mu błogosławił.
Jezus wzywa nas byśmy prosili i obiecuje, że wysłucha naszych próśb A o cokolwiek prosić będziecie w imię moje, to uczynię, aby Ojciec był otoczony chwałą w Synu.(J 14,13).
Nie muszę się modlić, bo dobrze czynię
Nierzadko można spotkać ludzi mówiących, że nie mają czasu na modlitwę, ponieważ bardzo zajęci są pracą. Przyznają się, że rezygnują z poświęcania specjalnego czasu na rozmowę z Bogiem, gdyż uważają, że wykonywana przez nich praca, skoro ożywia ją dobra intencja służenia bliźnim, jest właśnie modlitwą. Ich zdaniem wystarczy rano krótko zawierzyć Bogu cały dzień i przystąpić do własnych działań.
Taka postawa jest jednak błędna, gdyż modlitwa i praca to dwie rzeczywistości o różnym znaczeniu i różnej wartości. Modlitwa uświęca pracę, a nie praca modlitwę. Często mówimy, że uświęcamy się przez wykonywanie obowiązków i byłaby to prawda, jeśli obejmowałyby one nie tylko obowiązki stanu, ale przede wszystkim obowiązek chrześcijanina, czyli dążenie do Boga jako celu życia. A tego bez przeznaczenia specjalnego czasu na modlitwę, bez poddania się działaniu miłości Boga nie czynimy.
Bardzo ważne jest, aby zarówno dyrektor firmy jak i mama opiekująca się dzieckiem jak najczęściej stawali przed Bogiem w postawie Maryi mówiącej oto ja służebnica Pańska. To uniżenie się przez Bogiem uzdalnia nasze serca do służby Bożej, otwiera nas na współpracę z Nim. Warto pamiętać, że nawet dzieła podejmowane dla chwały Bożej, jeśli nie są wykonywane w dialogu z Nim, do pewnego stopnia tracą swoją wartość. A praca podejmowana ze stałą pamięcią na obecność Boga sprawia, że wszystko nabiera sensu i staje się źródłem prawdziwej radości.
Niewyczerpane źródło nawrócenia
Okaż nam, Panie, swoją łaskawość i daj nam swoje zbawienie! – powtarza ustawicznie Kościół w czasie Adwentu. Zwłaszcza teraz prawdziwe poznanie Boga miłosierdzia, Boga miłości łaskawej może być stałym i niewyczerpanym źródłem naszego nawrócenia.
Miłosierdzie jest stałą postawą Boga wobec człowieka i uciekanie się do niego jest dla nas ratunkiem, jest lekarstwem na wszystkie nasze trudności, słabości, choroby, także i te, które uważamy za nieuleczalne. Św. Augustyn pisał: „Tylko w ogromie Twego Miłosierdzia, Panie Boże, mogę pokładać nadzieję!”.
Pan stawia jednak warunek, pragnie abyśmy i my byli miłosierni dla tych, których postawił na naszej drodze. Miłosiernym jest każdy, kto zatrzymuje się przy cierpieniu drugiego człowieka. Owo zatrzymanie nie oznacza ciekawości, ale gotowość do udzielenia pomocy, wysłuchania, otwarcia serca, okazania współczucia.
Jakże aktualne wydają się być słowa, żyjącego w IV w. Św. Jana Chryzostoma, który przestrzegał: ”Chociażbyś pościł, chociażbyś sypiał na ziemi, chociażbyś, jeśli można tak powiedzieć, zatracał się, a nie troszczyłbyś się o bliźniego, to niczego wielkiego nie czynisz, a nawet znacznie oddalasz się od Jego obrazu”.
Bóg poprzez wydarzenia w naszym życiu stale zaprasza nas do okazania czynem, słowem bądź modlitwą miłosierdzia bliźnim. Czy my potrafimy dostrzec to zaproszenie, czy odpowiadamy na nie? Czy widzimy, że jest ono wyrazem miłosierdzia Bożego wobec nas?
Oczekując na narodziny Zbawiciela módlmy się szczególnie gorąco o miłosierdzie Boże dla nas samych. Módlmy się o postawę miłosiernego Samarytanina wobec innych, prośmy Matkę Bożą, aby dopomagała nam dostrzegać i odpowiadać na potrzeby bliźnich.
Nigdy nie jesteśmy sami
Bóg spotyka się z nami nieustannie, prowadząc swoisty dialog przez otaczających nas ludzi i wydarzenia. Dialog ten, nie przypomina jednak zwykłej rozmowy. Ten, który do nas mówi nie przemawia ludzkim językiem, a my swoją odpowiedź możemy wyrażać poprzez owocująca uczynkami miłości wiarę i nadzieję. Dialog ten jest niezwykły także dlatego, że Bóg nie zniechęca się naszym brakiem odpowiedzi i tym, że tak często jesteśmy głusi i ślepi na wszelkie przejawy Jego troski o nas. On kocha nas takimi jacy jesteśmy, stale nam towarzyszy i chce się udzielać, jeśli tylko na to Mu pozwolimy.
My jednak chcemy czuć się panami siebie, swoich sił i działania. Często zapominamy o Nim i żyjemy jakby nie istniał. Wolimy koncentrować się na sobie, zajmować się swoimi problemami i szukać ich rozwiązań jedynie w swoich działaniach.
Jeśli jednak, umielibyśmy spojrzeć na nasze kłopoty i problemy jak na zaproszenie do dialogu z Bogiem i złożenia w Nim swej ufności, pojawiłaby się szansa na otwieranie nas na Jego wolę. Wówczas odkrylibyśmy, że głównym celem modlitwy nie jest pozbycie się problemów, ale wejście w dialog z Bogiem w codzienności. Odkrylibyśmy, że jedynym oparciem jest Bóg i Jego najczystsza miłość. Miłość, która pragnie byśmy w duchu wiary patrzyli na wszystko, co nam daje, wszystkie wydarzenia w naszym życiu. Wszystko to jest dobre, jest najlepsze dla naszego jednoczenia się z Bogiem. Takie spojrzenie przemieniałoby całe nasze życie, naszą codzienność, to co niemożliwe stawałoby się możliwe.
On nie chce się narzucać
Pan Bóg często burzy naszą stabilizację, aby pogłębić nasze przylgniecie do Chrystusa, oparcie się na Nim. On nie chce by nasza wiara skostniała i dopuszcza sytuacje zmuszające nas do dokonywania wyboru, do nawracania się, do zmiany sposobu myślenia, odwrócenia się od zła i zwrócenia ku Bogu.
Cierpienie, choroby, niemożność poradzenia sobie z problemami i słabościami i rodzące się zagubienie sprawiają, że jesteśmy bardziej skłonni oprzeć się na Bogu. Oparcie się na Bogu, to zdanie się na Niego, to powiedzenie Mu – Panie niech będzie tak jak Ty chcesz, bo Ty mnie kochasz i wiesz, co jest mi potrzebne i co jest potrzebne tym, których kocham, za których się modlę.
Kiedy akceptujemy spotykające nas wydarzenia, zwłaszcza te trudne, wola nasza łączy się z wolą Boga, i rodzi się w nas gotowość przyjmowania ich. Wola Boża zawsze jest bowiem powiązana z miłością, dobrocią i miłosierdziem, z mądrością i wszechwiedzą Boga, który patrzy na początek i koniec naszego życia, On jeden jest nieomylny w układaniu planów.
Wielką przeszkodą w zdaniu się na Boga może być jednak nasze skrzywione Jego wyobrażenie polegające na tym, że widzimy w Nim jedynie Sędziego, że tak naprawdę boimy się Go. Boimy się Tego, który jest miłością, nie ufamy Mu. Taką postawą ranimy Go najbardziej, gdyż nieufność jest w pewnym sensie gorsza niż grzech, bo jest jego źródłem i korzeniem. A przecież Chrystus kocha nas takimi jakimi jesteśmy, z całą naszą niedoskonałością i słabością. On pragnie stale nam przebaczać. Musimy jednak zwrócić się do Niego, zanieść Mu prawdę o sobie, gdyż podstawową zasadą działania Bożego jest, że On, szanując naszą wolność, nie chce się narzucać. Jezusowi chodzi o doświadczenie Jego miłości w naszym życiu. To On oszalał i zakochał się w człowieku.
Pozwólmy, aby Niepokalana nam towarzyszyła
Uroczystość Niepokalanego Poczęcia Najświętszej Maryi Panny, święto Tej, która żyła z oczyma utkwionymi w Bogu, która całą swą ufność w Nim złożyła i całkowicie się Jemu oddała, stanowi niejako bramę do Bożego Narodzenia.
Idąc z Maryją, módlmy się i przyjmijmy wezwanie, które kieruje do nas liturgia Adwentu, abyśmy trwali w czujnym i radosnym oczekiwaniu, ponieważ nasz Zbawiciel, niebawem przyjdzie.
Pozwólmy zatem, aby Matka Boża nam towarzyszyła, gdyż wszystko co nas spotyka, Ona już kiedyś przeżyła. Jeśli Pan Bóg przekreśla nasze plany i prowadzi nas inną drogą, niż byśmy chcieli i sobie wyobrażali, to tak było również w życiu Maryi. Ona, Matka Boga, musiała stale uczyć się odczytywania duchowości wydarzeń. Pan Bóg niczego Jej nie ułatwiał, wszystko w Jej życiu było takie trudne. Ona jednak swym nieustannie wypowiadanym „tak” powierzała się z ufnością woli boskiej.
Matka Boża, żyjąc wiarą, żyła jednocześnie w ciemnościach, była poddawana niezwykle trudnym próbom wiary. Tak było też z narodzeniem Pana Jezusa. Przychodząc na świat w ubogiej betlejemskiej stajence Jezus przepowiada jakie będzie Jego Królestwo. Wydarzenie to poucza nas, że prawda i szczęście na polegają na zewnętrznej okazałości, bogactwie i uznaniu ludzi. Bóg, który stał się Człowiekiem, dobrowolnie wybrał udręki ubogiego życia, cierpienie i przerażającą śmierć, po to, by otworzyć przed nami bramy Bożego Miłosierdzia.
Narodzenie Jezusa oraz całe Jego życie zachęcają nas w tych dniach do zbadania postawy naszego serca wobec dóbr doczesnych, do zadania sobie pytania, czy rzeczy ziemskie traktujemy jako środki do czynienia dobra i coraz większego zbliżenia do Boga?
Jak ważne jest zatem, abyśmy byli rzeczywiście wierzący i jako wierzący potwierdzali naszym życiem, tajemnicę zbawienia, którą niosą ze sobą obchody Narodzenia Chrystusa!
Przyślij mi swego Anioła Stróża
Już tu, na ziemi życie nasze może się stawać małym niebem, gdy dobrze będziemy korzystać z danej nam wolności, z możliwości miłowania i czynienia dobra. Ważna jest świadomość, że nie jesteśmy sami, ale mamy towarzyszy, aniołów, którzy nas strzegą, chronią i nierzadko interweniują w sposób nadzwyczajny.
Każdy z nas ma swojego Anioła Stróża, przez którego Bóg, szanując naszą wolność, roztacza nad nami opiekę. Przekonanie to wyraża Katechizm Kościoła Katolickiego słowami św. Bazylego Wielkiego: „Każdy wierny ma u swego boku anioła jako opiekuna i stróża, aby prowadził go do życia”.
Kochający nas Anioł Stróż, będąc w stosunku do każdego z nas uosobieniem Opatrzności Bożej, jest zawsze do naszej dyspozycji. Musi tylko wiedzieć, że jesteśmy gotowi przyjąć jego pomoc. Pomaga nam, obdarowuje nas miłością i troską, gdy jesteśmy przygnębieni lub samotni, wspiera nas w chwilach zwątpienia. Zna nasze kłopoty, zmartwienia i potrzeby, więc wystarczy cicho go wezwać i poprosić o pomoc. Pouczając i zachęcając do godnego życia nigdy nas nie opuszcza, nawet gdy upadniemy. Przedstawiając Bogu nasze modlitwy, wstawia się za nami u Niego, przyczynia się do naszego zbawienia.
Dlaczego nie oddać się świadomie pod opiekę własnego Anioła Stróża, dlaczego nie prosić go o pomoc w tym, co nas przerasta lub przeraża? Nie lękajmy się prosić Boga również o to, żeby przysyłał aniołów przeciwko temu wszystkiemu, co zasługuje w nas na zniszczenie. Będzie to przecież dla naszego dobra. Nie lękajmy się też posyłać naszych Aniołów Stróżów do osób, które liczą na naszą pomoc.
Zachęcał do tego św. Ojciec Pio, który radził „Jeśli nie możesz przyjść do mnie, przyślij mi swojego Anioła Stróża. On może przynieść wiadomość od ciebie do mnie, a ja będę pomagał ci tak bardzo, jak będę mógł”.
Zmarli potrzebują naszej modlitwy
Zbliża się Dzień Wszystkich Świętych, a następnie Zaduszki. Dni pamięci o tych, których już nie ma wśród nas. Piękna polska tradycja nakazuje odwiedzanie grobów naszych bliskich, zapalenie zniczy, złożenie wieńców. Jednak kwiaty i znicze to jedynie zewnętrzne oznaki naszej o nich pamięci. Tak naprawdę zmarli potrzebują naszej modlitwy, która nie tylko może im pomóc, lecz także sprawia, że staje się skuteczne ich wstawiennictwo za nami.
Pierwsze dni listopada przeżywane w świetle wiary pozwalają spojrzeć na śmierć, jako na moment szczególnego spotkania z Bogiem, Tym, który nas kocha naprawdę. W te dni uświadamiamy sobie bardziej, że człowiek po śmierci żyje dalej, choć już w innym wymiarze. Wierzymy, że ci, którzy odeszli, doskonale wiedzą, że do nich przychodzimy, że szukamy z nimi kontaktu. Ufamy, że dwa światy, żywych i umarłych, stanowiąc jeden żywy organizm w Chrystusie, przenikają się wzajemnie i oddziałują na siebie.
Dzień Wszystkich Świętych wyraża powszechne powołanie do świętości. Wskazuje na hojność Pana Boga, wzywa do wdzięczności i pogłębia nadzieję, że wszelkie rozstanie nie jest ostateczne, bo wszyscy są zaproszeni do domu Ojca. Święto to przypomina nam, że niewidzialny Bóg działa nie tylko poprzez aniołów, ale także poprzez ludzi, właśnie poprzez nas.
Natomiast w Dniu Zadusznym, wspominamy tych, którzy są jeszcze w czyśćcu. Przebywając tam, są związani duchowo z nami, którzy pielgrzymujemy na tym świecie do domu Ojca. Dlatego tak ważna jest nasza modlitwa za zmarłych. Oni nie mogą już nic uczynić dla swojego zbawienia, my jednak możemy i powinniśmy. Wspólnota z naszymi zmarłymi zbudowana jest na tajemnicy miłości Boga, który wszystkich przygarnia do siebie. Najpiękniejszą ofiarą jest ofiara Mszy św. w ich intencji. Módlmy się za nich nie tylko w święta i rocznice śmierci, ale także każdego dnia.
Trwajmy w oczekiwaniu
Nadszedł Adwent, a z nim tworzące niepowtarzalny adwentowy klimat nasze polskie Roraty. Główną cechą Adwentu, którym rozpoczynamy nowy rok liturgiczny, jest nabożeństwo maryjne. Ta Msza jest jednym ze znaków szczególnej obecności stanowiącej wzór i ideał przyjęcia Zbawiciela, Maryi. Ona nam Go daje, więc od Niej należy zacząć, z Nią iść.
Adwent to szczególny czas nauki o przychodzeniu Boga. Maryja nie woła, nie pyta, ale mówi „Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według słowa Twego”. Oczekuje tego, co ma przyjść, a jednocześnie adoruje to, co jest wewnątrz. Adwent uczy pokory oczekiwania na udzielenie się Boga, tajemnicy miłości.
Kto chce przygotować się godnie na przyjęcie Pana Jezusa, ten musi naprzód przyjąć Jego Matkę, przez którą On na ten świat przyszedł i do nas przybywa. Nie możemy być jak ci z Betlejem, co Mesjasza czekali, a Maryi przyjąć nie chcieli. Liturgia adwentowa wzywa nas do czujności, do czuwania, abyśmy nie zmarnowali życia.
Obok Najświętszej Maryi Panny, Patronki adwentowego czuwania; główne, adwentowe postaci to zapowiadający przyjście Zbawiciela prorok Izajasz i św. Jan Chrzciciel, który wzywał do prostowania Jemu ścieżek w naszym sercu.
Ojciec Święty Benedykt XVI, jeszcze jako kardynał, rozważał: ”Adwent to czas rozbudzenia i ciągłego pogłębiania w sobie świadomości o ukrytej obecności Boga. Adwent to czas oczekiwania Pana, czas naszej gotowości i nadziei. Nasze spotkanie z Chrystusem zaczyna się od „otwarcia drzwi naszego serca «Odkupicielowi»”.
Trwajmy w oczekiwaniu, bo im większe będzie pragnienie przyjścia Chrystusa i lepiej się na nie przygotujemy, tym pełniejsze czeka nas przeżycie Bożego Narodzenia.
Wierzę w świętych obcowanie...
W listopadzie, miesiącu zadumy nad życiem po śmierci, Kościół przypomina nam dogmat o świętych obcowaniu. Uczy, że Kościół jest wspólnotą utworzoną ze wszystkich wiernych chrześcijan. Jedni z członków tej wspólnoty pielgrzymują na ziemi, inni radują się już Bożą chwałą, jeszcze inni poddają się oczyszczeniu w czyśćcu.
Czyściec to wciąż jeszcze trwającą wina, to wciąż jeszcze tlące się cierpienie spowodowane winą. Trzeba wycierpieć do końca spuściznę ziemi, mając jednak pewność ostatecznego przyjęcia przez Boga, choć przeżywając zarazem nieskończoną tęsknotę za Nim, Umiłowanym, za Jego Obecnością – pisał kard. Joseph Ratzinger, przyszły papież Benedykt XVI.
Miłosierny Ojciec w swej niezgłębionej miłości pozwala, by cierpienie dusz czyśćcowych zostało skrócone przez modlitwy świętych i nasze. Nieocenioną pomocą dla nich jest więc zyskiwanie odpustów, gdyż każdy z nich jest jak szklanka wody podana konającemu z pragnienia. Świętych obcowanie wykracza bowiem za czas, a śmierć nie niszczy łączności członków Kościoła. Przeciwnie wspólnota umacnia się dzięki wzajemnemu udzielaniu sobie dóbr duchowych. Nie zapominajmy jednak, że największym dobrodziejstwem wyświadczonym duszom czyśćcowym jest Ofiara Mszy św.
Ufamy, że prawda o świętych obcowaniu skłania wdzięczne dusze czyśćcowe do modlitwy za nas. Wierzymy, że ich modlitwa, jako dusz trwających w łasce uświęcającej i cierpiących z miłości do Boga, jest szczególnie wysłuchiwana.
Wiara w świętych obcowanie przypomina też nam, że święci nieustannie wstawiają się za nami u Ojca, ofiarując Mu zasługi, które dzięki Chrystusowi zdobyli na ziemi. We wspólnocie świętych dobro posiadane przez jednego staje się wspólną własnością wszystkich. Stanę się prawdziwym członkiem tej wspólnoty, jeśli naśladując Jezusa, nie będę już „żył tylko dla siebie”.
Przychodzi, aby być z człowiekiem
Za kilka dni Święta Bożego Narodzenia, kończy się czas Adwentu. Czas, który Bóg nam daje, abyśmy mogli się zastanowić nad naszym życiem i postawić sobie pytanie: W jaki sposób narodzenie Jezusa zmieniło moje życie. W jaki sposób może ono mnie przemienić w nadchodzącym roku.
Całe adwentowe oczekiwanie prowadzi nas do spotkania z Bogiem, który w Jezusie stał się na zawsze „Bogiem z nami”. To wielokroć powtarzane zapewnienie wciąż pozostaje tajemnicą do odkrycia. Bóg rodzi się wśród ludzi, przyjmuje ludzką naturę, staje się jednym z nas. Przychodzi do nas nie jako władca, ale jako ubogie i pozbawione wszelkich praw i atrybutów boskości dziecko. Przychodzi, aby być z człowiekiem, a nie przeciwko człowiekowi, aby być z każdym z nas.
My jednak mamy trudności z uwierzeniem w to. Wielu z nas ma za sobą życiowe porażki i rozczarowania, i nie jesteśmy skorzy obdarowywać kogoś zaufaniem, zwłaszcza Boga, którego nie widzimy. Mimo, że przechowujemy w pamięci tak wiele spraw, jakże często zapominamy, o tym, co dla nas uczynił Jezus. A jednak On stale na nas czeka, przyzywa, zaprasza byśmy stanęli przed Nim w całej prawdzie. Bądźmy gotowi stawiać nowe kroki w wierze, a będą one owocowały nowym doświadczeniem miłości Boga.
Przygotowując nasze serca na spotkanie z przychodzącym na świat Zbawicielem warto w nich poszukać odpowiedzi na pytania: Czy ja odpowiadam na Jego miłość? Czy moje zachowanie, słowa i czyny świadczą o miłości do bliźnich?
W przededniu Świąt pamiętajmy, że jest ktoś, kto może przyjść nam pomocą w staraniach o udzielenie pozytywnej odpowiedzi na te pytania. Jest ktoś na kim możemy wzorować się, czekając na rodzącego się Boga. Tym kimś jest Maryja. Ona – Boża Matka musiała Go oczekiwać w sposób najdoskonalszy.
Prośmy, by nam towarzyszyła
Za kilka dni 8 grudnia będziemy obchodzić uroczystość Niepokalanego Poczęcia Maryi. To ważne święto maryjne przypada w okresie Adwentu, który jest czasem czujnego i modlitewnego przygotowania do Bożego Narodzenia.
Dogmat o Niepokalanym Poczęciu został ogłoszony 155 lat temu przez Papieża Piusa IX bullą „Inneffabilis Deus”. Wyraża on prawdę, że Maryja od momentu swojego poczęcia została zachowana nie tylko od wszelkiego grzechu, ale również od dziedziczonego przez nas wszystkich grzechu pierworodnego. W 1858 r. w cztery lata po ogłoszeniu tego dogmatu, podczas objawień w Lourdes, Maryja sama przedstawiła się Bernadecie Soubirous imieniem: „Jestem Niepokalane Poczęcie”.
Obchodząc uroczystość Niepokalanego Poczęcia na kilkanaście dni przed Bożym Narodzeniem Kościół chce nam przez to pokazać, jak czysta i piękna była ta, która dała światu zbawienie. Stawia nam Ją za wzór świętości w życiu codziennym, zwykłych sprawach, umiejętności prowadzenia pokornego, ukrytego życia. Wskazując na Nią, chce nas zachęcić do prostowania drogi życia dla Pana i dbałości o czystość naszych serc i dusz, aby wzrastała nasza przyjaźń z Bogiem. Jej pragnieniem jest, abyśmy zrozumieli, że całe nasze życie winno być odpowiedzią na bogatą w miłosierdzie miłość naszego Boga.
Odmawiając Litanię loretańską nazywamy Maryję Bramą Niebieską, gdyż Ona jest wejściem i dostępem do Boga, przez Nią przyszedł do nas Jezus. Jeśli uwierzymy, że Maryja jest zawsze drogą, która prowadzi do Chrystusa, każde spotkanie z Nią w sposób nieunikniony stanie się spotkaniem z Chrystusem.
W tym świętym czasie oczekiwania na narodziny Zbawiciela prośmy, by Maryja, Niepokalana Dziewica, towarzyszyła nam i rozjaśniała naszą duchową drogę wiodącą ku Bożemu Narodzeniu.
Przyniosła siebie w darze Bogu
Obchodzone w dniu dzisiejszym Święto Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny jest uroczystą pamiątką tej błogosławionej chwili, w której od wieków przeznaczona w Bożych planach na Matkę Zbawiciela, Maryja przyniosła siebie w darze Bogu
Wiele jest w ciągu roku dni, które Kościół poświęca na uczczenie Matki Bożej. Każde z nich ma oparcie albo w wydarzeniu z Jej życia, albo w tajemnicy Jej duszy. Dzisiejsze święto wspomina wydarzenie, które miało miejsce w świątyni Jerozolimskiej, u początku życia Matki Bożej.
Maryja, od momentu, w którym została niepokalanie poczęta, poprzez swe narodziny, a potem ofiarowanie w świątyni, przez całe życie była oddana Bogu. Więź Maryi z Bogiem była najdoskonalsza. Ona żyła stale w jego obecności, dostrzegając Go w sobie, drugim człowieku, w wydarzeniach.
W naszych czasach nie ma już zwyczaju ofiarowywania swoich dzieci Bogu na służbę w świątyni. Wszyscy jednak w czasie Chrztu świętego zostajemy przez naszych rodziców niejako przedstawieni Bogu i stajemy się dziećmi Bożymi. Powinniśmy stale o tym pamiętać i, zwłaszcza w rocznicę udzielenia nam tego pierwszego i najważniejszego sakramentu, odnawiać w swoim życiu chęć poświęcania siebie Bogu i szukania Jego woli.
Bóg przemawia do nas w wieloraki sposób: budząc nasze sumienie, w cichej modlitwie, w konkretnych okolicznościach życia – przez naszą osobowość, przez otrzymane od Niego zdolności i talenty, przez innych ludzi i przez wydarzenia, w których uczestniczymy. Do każdego z nas należy odczytanie woli Bożej w stosunku do siebie. Odczytamy ją wcześniej czy później, gdy będziemy mieli otwarte, wrażliwe serce.
Obchodząc dzisiejsze święto prośmy Maryję, by uczyła nas ofiarnej miłości, by Jej Syn był dla nas rzeczywiście „drogą i prawdą, i życiem” i byśmy pragnęli zawsze spełniać wolę naszego Ojca w niebie.
Czy nie zapominamy o nich?
Od śmierci Chrystusa po dzień dzisiejszy za wiarę oddało życie 70 mln chrześcijan, z tego tylko w XX wieku aż 45 milionów. Badania mówią, że jedynie w obecnym roku za wiarę zginie na świecie ponad 100 tys. uczniów Jezusa.
Te dramatyczne dane przypomniano na sympozjum „Dobrzy zostaną umęczeni. Prześladowania chrześcijan w XXI wieku”, zorganizowanym na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim w Rzymie. Ostatnio wyznawcy Chrystusa najbardziej są zagrożeni przez w fundamentalizm islamski w Pakistanie i Egipcie, Iraku, reżim komunistyczny w Chinach i Korei Północnej oraz nacjonalizm religijny w Indiach. O dramacie chrześcijan, mimo tak licznych ofiar, zarówno politycy jak i światowe środki masowego przekazu mówią i piszą bardzo niechętnie. Natomiast, gdy w zamachu zginą wyznawcy innych religii, informacje na ten temat stanowią główny temat agencyjnych doniesień.
Taki stan rzeczy, w którym religijny charakter terrorystycznych ataków i zabójstw służy jako usprawiedliwienie bezlitosnego okrucieństwa, budzi wielkie zaniepokojenie i sprzeciw. Mówił o tym papież Benedykt XVI w czasie niedawnego ekumenicznego spotkania w Asyżu, które było także wyrazem sprzeciwu wobec każdej instrumentalizacji religii i usprawiedliwianiu przemocy w imię Boga.
Listopad to miesiąc, w którym szczególnie modlimy się za dusze zmarłych. Dobrze jest sobie zadać pytanie, czy w naszych modlitwach nie zapominamy o tych, którzy oddali i oddają życie za wiarę. Wzywał do tego Ojciec Święty Jan Paweł II i apeluje o to papież Benedykt XVI. Niech te listopadowe dni skłonią nas do refleksji i odpowiedzi na pytania: Czy my cieszący się swobodą w wyznawaniu wiary zbyt łatwo nie zapominamy o tych, dla których udział we Mszy św. może zakończyć się śmiercią? Czy zdajemy sobie sprawę z tego, że nie protestując przeciwko pojawiającym się i w naszej Ojczyźnie przejawom dyskryminacji ludzi wierzących, niejako godzimy się na działania tych, którzy nienawidzą Krzyża?
Nie lękajmy się!
W sobotę po raz pierwszy obchodziliśmy wspomnienie liturgiczne bł. Jana Pawła II. Był to szczególny dzień duchowej łączności z Ojcem Świętym i modlitwy w jego intencji. We wszystkich kościołach w Polsce a także w Diecezji Rzymskiej składaliśmy podziękowanie Bogu za beatyfikację papieża-Polaka oraz modliliśmy się o jego rychłą kanonizację.
Data obchodu liturgicznego wspomnienia Błogosławionego została wyznaczona mocą dekretu Kongregacji ds. Kultu Bożego i Sakramentów na 22 października, czyli dzień inauguracji jego pontyfikatu w 1978 r. Opatrzność Boża sprawiła, że wspomnienie to przypada w miesiącu szczególnie poświęconym Matce Bożej, której Ojciec Święty mówił „Totus Tuus” – „Cały Twój”. To papieskie zawołanie jest cytatem z modlitwy św. Ludwika Marii Grignion de Montfort, która w całości brzmi: „Jestem cały Twój i wszystko, co moje, do Ciebie należy. Przyjmuję Ciebie całym sobą. Daj mi Swoje serce, Maryjo”.
Do ostatnich chwil życia Jan Paweł II nie tylko pozostał wierny tym słowom, ale i nie ustawał w zachęcaniu nas do odmawiania Różańca, o którym mówił, że jest jego ulubioną modlitwą.
Inaugurując swój pontyfikat Jan Paweł II wypowiedział znamienne zdania: „Nie lękajcie się! Otwórzcie, otwórzcie na oścież drzwi Chrystusowi! Jego zbawczej władzy otwórzcie granice państw, ustrojów ekonomicznych i politycznych, szerokich dziedzin kultury, cywilizacji, rozwoju. Nie lękajcie się! Chrystus wie, „co jest w człowieku”. Tylko On to wie!…Pozwólcie zatem – proszę was, błagam was z pokorą i ufnością – pozwólcie Chrystusowi mówić do człowieka. Tylko On ma słowa życia, tak, życia wiecznego”.
Zarówno Dzień Papieski jak i sobotnie wspomnienie były dobrą okazją do zadania Polakom pytań: Czy słowa te znalazły oddźwięk w naszych sercach, umysłach i woli? Czy zwracamy się do Maryi – tak jak nauczał nas Ojciec Święty – o pomoc we wcielaniu ich w nasze życie? Czy dziękujemy Bogu, że możemy się modlić za wstawiennictwem Jana Pawła II, naszego ukochanego Ojca Świętego?
Nie bądźmy obojętni
Zakończony wczoraj 67 Tydzień Miłosierdzia jest dobrą okazję do przypomnienia słów Benedykta XVI wypowiedzianych do uczestników Światowego Dnia Młodzieży. Papież apelował, byśmy nie przechodzili obojętnie wobec ludzkiego cierpienia i budowali cywilizację miłości, której podstawą jest uznanie powszechnego zwierzchnictwa Boga Ojca jako niewyczerpanego źródła miłości.
Ojciec Święty przypomniał nam, że w obliczu różnych form cierpienia Bóg oczekuje byśmy ofiarowali to, co w nas najlepsze: zdolność do kochania i współczucia. Cierpieć z innymi, dla innych; cierpieć z powodu pragnienia prawdy i sprawiedliwości; cierpieć z powodu stawania się osobą, która naprawdę kocha – oto elementy fundamentalne człowieczeństwa. Ich porzucenie zniszczyłoby samego człowieka – powiedział Ojciec Święty.
To przypomnienie dziś, gdy stoimy wobec tak wielu wyzwań i kryzysów, jest szczególnym wezwaniem do pochylenia się nad człowiekiem potrzebującym. Wielu z nas wie z własnego doświadczenia, że wchodząc w cierpienia i problemy innych bierzemy je również w jakiś sposób na siebie, uczymy się sztuki pocieszenia bliźniego, niesienia mu nadziei. I choć nieraz jest to bardzo trudne, to jednak wewnętrznie nas ubogaca i rodzi pokój serca.
Jakże ważne nie tylko dla ocalenia, ale i dalszego rozwoju cywilizacji miłości jest to, byśmy jako chrześcijanie głosili swymi czynami miłosierną miłość Boga. Byśmy świadczyli, że Bóg nigdy nie zostawia człowieka cierpiącego, że On go podnosi i podtrzymuje. Daje mu nowe siły w przezwyciężaniu tego, co trudne, tego, co boli…. Miłość jest językiem, który przemawia bezpośrednio.
Pamiętajmy, że wiele jest osób, które, choć trudno im przyjąć Chrystusa i Jego nauczanie, nie pozostają obojętne na świadectwo tych, którzy przekazują Jego przesłanie konkretnymi uczynkami miłosierdzia. Nie zapominajmy też słów św. Jan od Krzyża, który mówił, że pod wieczór naszego życia będziemy sądzeni z miłości.
"Anielski" tydzień
Można powiedzieć, że nadchodzący tydzień to czas szczególnie „anielski”. 29 września będziemy obchodzić święto Świętych Archaniołów Michała, Gabriela i Rafała, zaś 2 października wspomnimy Świętych Aniołów Stróżów.
Kościół czci w swej liturgii trzy postacie aniołów, które w Piśmie Świętym nazwane są po imieniu. Michała Archanioła, który jako pierwszy miał się przeciwstawić Lucyferowi, z okrzykiem: „Któż jak Bóg”. Jest on Księciem Aniołów, pogromcą smoka, opiekunem Kościoła na ziemi. Drugim jest Gabriel, postać związana z tajemnicą Wcielenia Syna Bożego, której imię oznacza „Moją mocą jest Bóg”. Jest uważany za Anioła Stróża Najświętszej Rodziny. Wreszcie Rafael, którego imię znaczy „Bóg uzdrawia” i jest czczony jako patron chorych i podróżnych.
Świętym Archaniołom i naszym Aniołom Stróżom, których święto będziemy obchodzili za kilka dni zawdzięczamy codziennie wielką pomoc i opiekę. Można powiedzieć, że są oni namacalnym dowodem miłości Boga Ojca do swych dzieci. Są błogosławieństwem Bożym, uosabiają dobroć, łagodność i doskonałość. To oni zanoszą za nas swoje modlitwy i prośby do Boga. Błogosławiony Jan Paweł II zapewniał nas, że posłannictwo aniołów jako wysłanników Boga rozciąga się na każdego człowieka. My jednak posiadamy wolną wolę, dlatego zdarza się, że mimo opieki Anioła Stróża błądzimy i grzeszymy.
Dobrze byłoby, by nadchodzący „anielski” tydzień zachęcił nas do zadania sobie pytań: Czy pamiętamy i dziękujemy za tą zsyłaną nam „z wysoka” pomoc? Czy podchodzimy do naszych opiekunów z ufnością i prosimy ich, by pomagali nam służyć Bogu i strzegli nas w codziennych zmaganiach? Czy nie zapomnieliśmy o poznanej w dzieciństwie modlitwie do Anioła Stróża?
Pamiętajmy także, że naszego Anioła Stróża powinniśmy traktować nie tylko jak serdecznego przyjaciela i prosić go o pomoc w każdej sprawie, ale winniśmy mu także cześć jako temu, który stale przebywa w obecności Bożej.
Ikona najwyższej miłości
W środę będziemy obchodzić święto Podwyższenia Krzyża Świętego. Przypomina nam ono znaczenie Krzyża jako symbolu chrześcijaństwa i uświadamia, że nie możemy go traktować jedynie jako elementu dekoracji naszego stroju, mieszkania, czy miejsca pracy. Każdy, kto z wiarą spogląda na Krzyż, ikonę najwyższej miłości, uczy się kochać to, co Bóg kocha i tak, jak On to czyni – powiedział w Madrycie Benedykt XVI.
Kościół zawsze w Krzyżu Pana Jezusa widział ołtarz, na którym Syn Boży dokonał zbawienia świata. Od śmierci Pana Jezusa na Golgocie Krzyż stał się symbolem najwyższej miłości i ofiary. Stał się także symbolem cierpienia i pokuty. Często mówimy o krzyżu, jako o próbie i doświadczeniu, który należy znosić w duchu ofiary na wzór Jezusa Chrystusa, który przyjmując ludzką naturę, utożsamił się z każdym człowiekiem. On sam wskazał na tę symbolikę krzyża mówiąc: „Jeśli kto chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje” (Mt 16,24). Wiemy, że krzyże są mniejsze i większe, zawsze jednak na miarę naszych sił. Wielu z nas wie z doświadczenia, że aby mieć siły do dźwigania swego krzyża trzeba przez serdeczną kontemplację cierpiącego na nim Chrystusa dokonać podwyższenia Krzyża w swoim życiu.
Krzyż, na którym poniósł mękę i śmierć Pan Jezus, stał się pierwszym krzyżem uczczonym na świecie. Tradycja przypisuje św. Helenie, matce cesarza Konstantyna Wielkiego, odnalezienie w 326 r. Krzyża, na którym skonał Pan Jezus. Relikwie złożone zostały w bazylice Grobu Świętego w Jerozolimie i były czczone przez przybywających z całego świata chrześcijańskiego wiernych. Zdobycie Jerozolimy 614 roku przez Persów, którzy zburzyli świątynię zakończyło ten okres. Dopiero w 14 lat później w roku 628 cesarz bizantyjski Herakliusz odzyskał relikwie Krzyża i wniósł uroczyście do Jerozolimy. Wydarzenie to Kościół upamiętnił, ogłaszając 14 września świętem Podwyższenia Krzyża Świętego. Oby stało się ono zachętą do przeprosin Boga za nasze postawy obojętności wobec krzyża i spychania go na margines naszego życia indywidualnego i społecznego.
Potęga ufności
Modlitwa jest bardziej postawą wewnętrzną niż szeregiem praktyk i formuł, sposobem bycia wobec Boga, bardziej niż spełnianiem aktów kultu lub wymawianiem słów. Można powiedzieć, że ufność jest podstawą każdej prawdziwej modlitwy i ona decyduje o naszych związkach z Bogiem.
Nauczyć się modlić, to znaczy nauczyć się Ojca – mówił bł. Jan Paweł II. Inaczej mówiąc zdobyć pewność, że On nie będzie mógł odmówić absolutnie niczego. On nam nigdy nie odmawia – świadczył Błogosławiony – nawet wtedy, gdy wszystko zdaje się wskazywać na odmowę. Ufajmy Ojcu. Gdyby to, o co prosimy było nam potrzebne, dałby nam to. Bóg zawsze chce najlepiej, dlatego szczęście człowieka zawsze polega na przyjęciu woli Bożej.
Niektórzy chrześcijanie zdają się podążać za Jezusem wtedy, gdy wszystko w ich życiu układa się podług ich myśli i życzeń. Zapominają o Nim, gdy pojawiają się trudności i kłopoty, czyli wtedy, gdy Go najbardziej potrzebują. Myślą, że Bóg ich nie słucha i o nich zapomniał. Milczy jakby był obojętny na ich sprawy, a przecież właśnie wtedy Pan czeka na naszą żarliwą modlitwę, na nasze ufne oddanie się w Jego ramiona. Dobrze jest więc często zwracać się do Boga, jak do Ojca, który troszczy się o swoje dzieci i wszystko o nich wie. Traktować Go jak niezawodnego Przyjaciela, który zawsze jest gotów pomóc i, jeśli potrzeba, przebaczyć. Ten dobry zwyczaj jak najczęstszego zwracania się do Ojca może wielu uchronić od zapomnienia o Nim i wzgardzenia Jego miłością w godzinach próby.
W tym miesiącu szczególnie poświęconym Matce Bożej prośmy Najświętszą Marię Pannę byśmy nie odwracali się od Jej Syna zwłaszcza wtedy, gdy życie wydaje się nam szczególnie trudne.
Z Maryją na drogach życia
Sierpień w Polsce posiada mocny akcent maryjny. Obchodzone wczoraj święto Wniebowzięcia NMP łączy się w szczególny sposób z przypadającym wkrótce wspomnieniem św. Jacka Odrowąża. Zmarły 15 sierpnia 1257 r. wpisuje się niezliczoną rzeszę świętych, którzy w nabożeństwie do Maryi znaleźli drogę do świętości.
Urodził się około 1183 r., na Śląsku. W 1220 r., spotkał w Rzymie, św. Dominika i tam wstąpił do jego Zakonu Kaznodziejskiego, a po powrocie do Krakowa w 1222 r. założył pierwszy w Polsce klasztor Dominikanów. Był apostołem Polski, Czech, Rusi i Prus. Szerzył cześć Eucharystii i Matki Bożej. Tradycja mówi, że od Maryi usłyszał słowa: „Ciesz się, synu mój, Jacku, bo miłe samemu Synowi prośby twoje, a o cokolwiek będziesz prosić za moją przyczyna, wszystko otrzymasz”.
O tym jak solennie wypełniła Maryja swą obietnicę świadczą słowa wypowiedziane przez papieża Klemensa VIII w dniu kanonizacji św. Jacka 17 kwietnia 1594 r. „Święci Pańscy Starego i Nowego Testamentu nie uczynili cudu, którego by i św. Jacek nie był uczynił” – powiedział Ojciec Święty, a w bulli kanonizacyjnej napisał: „Wiele spośród cudów pomijamy, gdyż ilość zdaje się być prawie nieprzeliczona”.
Św. Jacek jako duchowy syn św. Dominika nauczał, że prawdziwa miłość do Jezusa powiązana jest z miłością do Maryi, a miłość do Matki Bożej jest najlepszym zabezpieczeniem przed niebezpieczeństwem osłabienia wiary lub zagubienia się w zawiłościach życia. O popularności tego najbardziej znanego w świecie polskiego świętego świadczy fakt, że został uwieczniony na obrazach El Greco jak i to, że jego posąg znajduje się wśród 139 rzeźb świętych stojących na kolumnadzie Berniniego wokół placu św. Piotra w Watykanie.
Niech przypadające 17 sierpnia wspomnienie świętego będzie dla nas okazją do dziękczynienia Ojcu za owoce jego życia, a zwłaszcza za rozpowszechnienie w naszej Ojczyźnie modlitwy różańcowej.
Męczennicy Miłości
14 sierpnia 2011 r. minie 70. rocznica męczeńskiej śmierci św. Maksymiliana, Męczennika z Auschwitz, symbolu ofiar nazizmu. Nazwany przez bł. Jana Pawła II „patronem trudnych czasów” ofiarował swoje życie za współwięźnia i zmarł w bunkrze głodowym.
Uchwałą Senatu RP rok 2011 jest Rokiem Świętego Maksymiliana Marii Kolbego. Senatorowie nazywając go symbolem trudnych wyborów obecnych w życiu każdego człowieka, obrońcą godności człowieka, autorytetem moralnym, podkreślili, iż myśl społeczna Świętego i jego ofiara mają szczególne znaczenie dla odradzającego się społeczeństwa polskiego i całego świata.
Papież Jan Paweł II 10 października 1982 r. zaliczając o. Maksymiliana do grona świętych męczenników powiedział, że owoc heroicznej śmierci franciszkanina, który nie „umarł” – ale „oddał życie… za brata” w przedziwny sposób trwa w Kościele i świecie. W homilii wygłoszonej podczas Mszy św. kanonizacyjnej Ojciec Święty pytał: Czyż taka właśnie śmierć nie posiada szczególnej, przejmującej wymowy w naszej epoce? Czyż nie stanowi ona szczególnie autentycznego świadectwa Kościoła w świecie współczesnym?
Pytania te nabierają szczególnego znaczenia w sytuacji, w której co pięć minut na świecie ginie za wiarę jeden chrześcijanin. Na czarnej liście znajduje się aż 75 państw, w których chrześcijanie różnych obrządków doznają cierpień na tle religijnym. Jak podaje raport przygotowany przez organizację Pomoc Kościołowi w Potrzebie, każdego roku za wiarę ginie 170 tys. chrześcijan. Blisko 250 mln w różnym stopniu jest dyskryminowanych. Setki tysięcy zmusza się do ucieczki lub przymusowo przesiedla.
Niech zbliżająca się rocznica śmierci św. Maksymiliana stanie się dla nas wezwaniem do pełnej nadziei modlitwy w intencji cierpiących chrześcijan. Nadziei płynącej ze słów bł. Jana Pawła II, który wskazał, że śmierć świętego franciszkanina stała się znakiem zwycięstwa. Było to zwycięstwo odniesione nad całym systemem pogardy i nienawiści człowieka i tego, co Boskie w człowieku – zwycięstwo podobne do tego, jakie odniósł na Kalwarii Pan nasz Jezus Chrystus.
Wyjątkowa okazja
Czas wakacji to wyjątkowa okazja, by kontemplować piękno przyrody, w kontakcie z którą człowiek widzi siebie we właściwych proporcjach. Odkrywa, że jest stworzeniem, małym a zarazem wyjątkowym, zdolnym odkryć Boga, ponieważ jego duch otwarty jest na Nieskończoność.
Człowiek dostrzegający w otaczającym go świecie ślad dobra, piękna i Bożej Opatrzności niemal spontanicznie otwiera się na uwielbienie Boga i modlitwę. Przypomniał nam o tym ostatnio Ojciec Święty Benedykt XVI, który 29 czerwca obchodził 60. Rocznicę święceń kapłańskich. W związku z tym jubileuszem Kongregacja ds. Duchowieństwa zaproponowała, by diecezje, jak i poszczególni kapłani całego Kościoła ofiarowali Ojcu Świętemu 60 godzin adoracji eucharystycznej. Szczególną intencją tej modlitwy była prośba o uświęcenie kapłanów i nowe powołania kapłańskie.
Tym samym została nam przypomniana i podkreślona waga modlitwy wstawienniczej i znaczenie adoracji Najświętszego Sakramentu, do której w swoim nauczaniu nieodmiennie zachęcał nas zarówno bł. Jan Paweł II jak i obchodzący diamentowy jubileusz jego następca. Obaj za św. Alfonsem Marią Liguorim powtarzali, że „wśród różnych praktyk pobożnych adoracja Jezusa sakramentalnego jest pierwsza po sakramentach, najbardziej miła Bogu i najbardziej pożyteczna dla nas”.
U progu letniego wypoczynku pamiętajmy więc, że od różnych rzeczy można i należy wziąć urlop, ale są i takie, od których nie może być wakacji. I nie chodzi o to, aby narzucać sobie jakiś wyczerpujący program na modlitwę, ale o takie spotkania z Bogiem, które będą przeżywane w ciszy serca i skupieniu. Skupieniu, które przejawia się w uzależnianiu swoich myśli, słów i czynów od Boga, którego obecność i działanie w jakiś sposób sobie uświadamiamy. Bowiem jak napisał bł. Jana Pawła II w encyklice Ecclesia de Eucharistia: „W wielu miejscach adoracja Najświętszego Sakramentu znajduje swoją właściwą rolę w życiu codziennym i staje się niewyczerpanym źródłem świętości”.
Nie chodzi tylko o spokój
Wielu z nas niepokoi fakt, że podczas Mszy świętej ich myśli często gdzieś uciekają. Napływają wspomnienia z przeszłości, snujemy plany na przyszłość, myślami wybiegamy poza kościół. Brak nam sił, aby skupić się, by być tam, gdzie być powinniśmy – w Bożej obecności.
Zazwyczaj nie jesteśmy w stanie temu przeszkodzić i zdarza się, że nasze uczestnictwo we Mszy św. staje się zmaganiem. Można jednak powiedzieć, że w pewnym sensie to dobrze, że tak się dzieje, bo nasze zmaganie może stać się bliską duchowi Eucharystii modlitwą.
Msza święta jest uobecnieniem Ofiary Krzyżowej, a męka i śmierć Jezusa, to czas Jego ogromnego zmagania się z przeróżnymi pokusami i rozproszeniami. Dlatego, gdy podczas Eucharystii boleśnie uświadomimy sobie naszą grzeszność i rozproszenia, możemy jednoczyć się z Jego pragnieniami bycia wiernym Ojcu i Jego Miłości. Wpatrując się w Niego uczyć się przebijać przez to wszystko, co nas osacza i nie pozwala się skupić na modlitwie.
Ważne jest byśmy uwierzyli, że Msza święta jest też celebrowaniem nadziei uobecnionej w Jezusie. Nadziei mówiącej, że pomimo nawet największych rozproszeń i pokus, liczy się przede wszystkim pragnienie bycia przy Panu. Pamiętajmy, że w życiu chrześcijanina nie chodzi tylko o spokój, ale o akceptację i przyjęcie tego, że trzeba prowadzić duchową walkę, czerpiąc siły od zmagającego się Jezusa. Trzeba walczyć z rutyną i zniechęceniem, które są jednymi z największych zagrożeń wiary. Tak ważne jest by wzrastała w nas wiara w Jego miłość, w Jego głód przychodzenia do nas w Eucharystii.
W tym zmaganiu i walce o to, by być obecnym dla Pana otrzymujemy w czasie Mszy świętej pomoc w postaci różnego rodzaju modlitw, czytań liturgicznych, homilii, a także pieśni. To wszystko może stać się narzędziem do walki z rozproszeniami, może budzić nasze serce i umysł, by być dla Pana. Pamiętajmy też, że wielką pomocą w wewnętrznym przygotowywaniu się do Eucharystii jest wcześniejsze czytanie Słowa Bożego i czas poświęcony na jego rozważanie.
Potrzeba naszego świadectwa
W najbliższy czwartek przypada uroczystość Najświętszej Krwi i Ciała Chrystusa, czyli obchodzone w Kościele już po raz 765 święto Bożego Ciała. W ten dzień wyjdziemy z Eucharystią na ulice i place naszych miast i wsi, aby publicznie wyznać wiarę w prawdziwą obecność Chrystusa pod postaciami chleba i wina.
Kościół katolicki należny sakramentowi Eucharystii kult uwielbienia okazuje nie tylko w czasie obrzędów Mszy św., ale i poza nią, przez jak najstaranniejsze przechowywanie konsekrowanych Hostii, wystawianie ich do publicznej adoracji wiernych i obnoszenie w procesjach.
Szczególnie doniosłym, tradycyjnym wyrazem pobożności eucharystycznej są procesje z Najświętszym Sakramentem. Błogosławiony Jan Paweł II mówił, że są one niezwykle wymownym świadectwem prawdy, że Pan Jezus, ukrzyżowany i zmartwychwstały, nadal idzie po drogach świata. I przez tę swoją «wędrowną» obecność przewodzi pielgrzymce kolejnych pokoleń chrześcijan: umacnia wiarę, nadzieję i miłość; pociesza w utrapieniach; podtrzymuje w dążeniu do sprawiedliwości i pokoju.
Z okazji 750 rocznicy ustanowienia święta Bożego Ciała Ojciec Święty napisał, że Chrystus jest chlebem zbawienia dla człowieka wędrującego i pielgrzymującego przez ziemię. Dlatego w uroczystość Bożego Ciała Chrystus w Eucharystii idzie w procesji ulicami, między domami, aby każdy człowiek mógł poznać Jego prawdziwe imię, Jego prawdziwe oblicze, i doświadczyć Jego nieskończonego miłosierdzia.
W przededniu uroczystości Najświętszej Krwi i Ciała Chrystusa pamiętajmy więc, że przez adorację chrześcijanin przyczynia się w tajemniczy sposób do radykalnej przemiany świata i do owocowania Ewangelii. Ci, którzy trwają przed Panem – przypominał nieraz bł. Jan Paweł II – pełnią bardzo ważną posługę, gdyż przedstawiają Chrystusowi tych, którzy Go nie znają lub są od Niego oddaleni i w ich imieniu czuwają przed Jego obliczem. Nasze świadectwo, aby wszyscy ci, którzy są daleko od Chrystusa zrozumieli jak wielkim darem jest Eucharystia, jest więc bardzo potrzebne.
Pozwólmy się prowadzić
Przypadające w najbliższą niedzielę Zesłanie Ducha Świętego wyróżnia się swym znaczeniem wśród wszystkich uroczystości. W uroczystej liturgii tego dnia jesteśmy wzywani do wyznania naszej wiary w obecność i działanie Ducha Świętego oraz do modlitwy o wylanie Go na nas, na Kościół i na cały świat. Prośmy zatem ze szczególną mocą: Veni, Sancte Spiritus!
Duch Święty pozostaje najmniej znaną Osobą Bożą, a jest najbliżej nas. Jednak jego głębokie, nawracające ludzkie serca działanie nie jest łatwo uchwytne dla tych, którzy poznają świat tylko przez pryzmat ludzkiego doświadczenia.
Wiele jest imion tej najbardziej zagadkowej i tajemniczej trzeciej Osoby Świętej, ukazywanej najczęściej pod postacią gołębicy. Określa się Go mianem Parakleta-Pocieszyciela, Boskiego Palca, Stworzyciela, ale chyba najbardziej trafnym przymiotem jest: Sprawca. Bo, co uczynilibyśmy bez Niego? Już św. Paweł mówił, że nikt nie może bez pomocy Ducha Świętego powiedzieć: „Panem jest Jezus”.
Kiedy się modlimy, kiedy słuchamy sumienia, to On jest naszym dyskretnym przewodnikiem. Benedykt XVI nazywa Ducha Świętego Duszą Kościoła, Twórcą Jedności, a także Rozdawcą Darów. Do duchowych darów zsyłanych przez Parakleta należą dary: mądrości, rozumu, umiejętności, rady, męstwa, pobożności, bojaźni Bożej. Są one w szczególnym i pełnym wymiarze udzielane nam w sakramencie bierzmowania. Siedmiu darom odpowiadają owoce Ducha: miłość, radość, pokój, cierpliwość, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność, opanowanie i największy z nich, którym jest miłość chrześcijańska – agape.
Można powiedzieć, że chrześcijanin to człowiek, który pozwala się prowadzić Duchowi Świętemu. Głos tego Nauczyciela dociera do niego z głębi sumienia i nauczania Kościoła. Pomaga też iść za wolą Bożą, gdy trzeba wybierać pomiędzy dobrem a innym dobrem. Jak ważne jest byśmy pozwolili, aby Jego obecność i Jego łaska przemieniały nasze, tak podatne na ludzkie słabości, serca. Jeśli uznamy, że stracić coś, a nawet stracić samych siebie dla prawdziwego Boga – Boga miłości i życia, oznacza w rzeczywistości zysk, zaznamy pokoju i radości serca. Warto zatem pozwolić, by dosięgnął nas ogień Ducha Świętego i uznać, że ból, jaki nam czasem zadaje, jest konieczny do naszej przemiany.
Nie spełniona prośba
Wkrótce miną 94 lata od dnia, w którym podczas drugiego objawienia fatimskiego Maryja ponowiła prośbę o odmawianie różańca i poleciła dzieciom: Łucji dos Santos, Hiacyncie i Franciszkowi Marto, aby się uczyły czytać, gdyż chce się nimi posłużyć przy rozpowszechnianiu nabożeństwa do Niepokalanego Serca Maryi. O jego treści Matka Boża pouczyła siostrę Łucję w czasie objawienia w klasztorze w Pantavedra w roku 1925.
Maryja obiecała przyjść na pomoc w godzinie śmierci do tych, którzy przez pięć pierwszych sobót kolejnych miesięcy odprawią nabożeństwo z intencją zadośćuczynienia za grzechy popełnione przeciwko Jej Niepokalanemu Sercu. Celem każdej z czterech części tego maryjnego nabożeństwa jest nasze jednoczenie się z Chrystusem, które dokonuje się w sakramencie pojednania, godnym przyjęciu Komunii św., odmówieniu jednej części różańca oraz piętnastominutowym rozważaniu tajemnic życia Pana widzianych oczyma Tej, która była Mu najbliższa.
Błogosławiony Jan Paweł II, który dla upowszechnienia orędzia fatimskiego uczynił więcej niż ktokolwiek, wskazywał, że orędzie uzależnia rozwój dalszych wydarzeń na świecie od odpowiedzi na jego wezwania. Nie tylko nauczał o Fatimie, ale nią żył i praktykował nabożeństwo do Niepokalanego Serca Matki Bożej w pierwsze soboty miesiąca.
Niestety prośba Maryi o jak najszerszy udział wiernych w odprawianiu nabożeństwa do Jej Niepokalanego Serca wciąż nie jest spełniana w stopniu zadowalającym. I mimo, że nabożeństwo to zostało zatwierdzone przez wiele lokalnych Kościołów, a w Polsce już w 1946 r., to nie posiada ono nadal rangi oficjalnej kultu. Jan Paweł II w odpowiedzi na prośby kierowane z zajmującego się upowszechnianiem orędzia Sekretariatu Fatimskiego napisał: „Tak bardzo chciałbym zatwierdzić to nabożeństwo, ale wciąż jeszcze nie mogę. Jak mógłbym ogłosić to nabożeństwo jako coś obowiązującego w całym Kościele, skoro Kościół go nie zna?”. Dlatego nieraz prosił: „Róbcie wszystko, by ludzie zaczęli je praktykować. Wtedy będę mógł je oficjalnie zatwierdzić”.
Niech te słowa Błogosławionego przynaglą nas do odpowiedzi na wezwanie Maryi. Uczyńmy wszystko, by i inni uwierzyli, że od wypełnienia prośby Matki Bożej Fatimskiej uzależnione są szczególne łaski, jakimi Bóg pragnie obdarzyć współczesną ludzkość.
Jest niebo, jest piekło, jest czyściec
Za kilka dni 13 maja przypada 94 rocznica rozpoczęcia objawień fatimskich, w których za pośrednictwem trojga ubogich dzieci Maryja przekazywała światu wezwania do nawrócenia, do modlitwy, szczególnie różańcowej, oraz do zadość czynienia za grzechy własne i wszystkich ludzi.
Wielki czciciel Matki Bożej bł. Jan Paweł II, który w czasie zamachu 13 maja 1981 r. życie zawdzięczał Jej wstawiennictwu, mówił, że orędzie fatimskie tchnie miłością serca Matki. Serca zawsze otwartego dla dziecka, nieustannie mu towarzyszącego, zawsze o nim pamiętającego, nawet wtedy, gdy dziecko schodzi na bezdroża i staje się „marnotrawnym synem”. Serce to zostało otwarte dla nas na Kalwarii słowami wypowiedzianym przez umierającego Jezusa do Maryi: „Niewiasto, oto syn Twój”.
Pod krzyżem Matka Boża stała się Matką wszystkich odkupionych przez Chrystusa ludzi. Przyjęła w swą macierzyńską opiekę nie tylko Apostoła Jana, ale i każdego człowieka. Odtąd największą troską Jej Niepokalanego Serca jest wieczne zbawienie wszystkich ludzi. Trwająca obecnie Wielka Nowenna Fatimska przed przypadającym 13 maja 2017 r. jubileuszem 100-lecia Objawień rodzi się z pragnienia przypomnienia Słów Matki Bożej zatroskanej o swoje dzieci. Słów ciągle aktualnych, niosących ratunek człowiekowi i światu.
Poszczególne lata nowenny zostały podzielone według najważniejszych treści fatimskiego orędzia. Tegoroczne hasło brzmi: „Więcej niż doczesność – jest niebo, jest piekło, jest czyściec” Włączenie się w Wielką Nowennę Fatimską to pochylenie się nad konkretnymi treściami orędzia zgodnie z hasłem danego roku. To czas modlitwy, rozmyślania, refleksji, które mają poprowadzić ku osobistemu nawróceniu i nadejściu zapowiadanej godziny triumfu Niepokalanego Serca Maryi. Prośmy Ojca w Niebie o łaskę trwania przy Matce Jezusa, przyjmując Ją za wzór wiary, pokory i miłości.
"Santo subito" spełnia się
Zbliżamy się z radością do dnia, w którym będziemy mogli czcić jako błogosławionego Jana Pawła II wielkiego Papieża i Świadka Chrystusa i zawierzyć się jeszcze bardziej jego wstawiennictwu. Każda beatyfikacja i kanonizacja jest dla chrześcijan mocną zachętą do podążania z przekonaniem i entuzjazmem drogą prowadzącą do pełni życia chrześcijańskiego i doskonałej miłości.
Beatyfikacja i kanonizacja – główne etapy uznania przez Kościół świętości, są z sobą ściśle powiązane. Poprzedza je faza przygotowawcza, orzeczenie heroiczności cnót lub męczeństwa sługi Bożego oraz stwierdzenie cudu – nadzwyczajnego daru, który Bóg czyni przez wstawiennictwo swego wiernego sługi.
Można powiedzieć, że takie stopniowe ujawnianie świętości wiernych jest wyrazem pedagogicznej mądrości Kościoła. Na początku przedstawia się kandydatów na ołtarze, ukazując ich jako wzór życia chrześcijańskiego. Potem dokonując beatyfikacji zachęca się chrześcijan do oddawania im czci i proszenia ich o wstawiennictwo w obrębie Kościołów lokalnych, czy też zgromadzeń zakonnych. Zdarza się, że kult lokalny błogosławionego samorzutnie rozprzestrzenia się nawet na cały Kościół i tak zapewne będzie z kultem Jana Pawła II. Wreszcie kanonizując wzywa się lud Boży do radowania się wraz z całą wspólnotą wiernych, bowiem na mocy uroczystego orzeczenia papieskiego można mieć pewność, że dostąpili oni chwały Bożej.
To stopniowe – jak je określił Benedykt XVI – zbliżanie się do «pełni światła» jest szczególnie widoczne w okresie dzielącym beatyfikację od kanonizacji. Na tym etapie mają miejsce wydarzenia o wielkiej wymowie religijnej i kulturalnej, w których inwokacja liturgiczna, kult ludu, naśladowanie cnót, badania historyczne i teologiczne czy uwrażliwienie na «znaki z góry» łączą się ze sobą i wzajemnie wzbogacają.
Dziękując Bogu za wielką łaskę beatyfikacji Jana Pawła II prośmy Go, by przykład naszego Rodaka pozwalał i nam nawracać się i wytrwale dążyć do świętości. On sam mówił, że święci są po to, by niepokoić – niech nas teraz niepokoi, niech nie pozwoli trwać w życiu byle jakim, niech prowokuje nas do zdobywania własnej świętości. Niech przemiana naszych serc przyczyni się do jak najszybszego zaliczenia ukochanego Ojca Świętego w poczet świętych.
Znaleźć prawdę naszego życia
Wielki Post to jakby długie rekolekcje, w czasie których wsłuchujemy się w siebie i słuchamy głosu Boga, by znaleźć prawdę naszego życia. Jest to czas duchowych «zapasów», które należy przeżywać razem z Jezusem, używając broni wiary, to znaczy modlitwy, słuchania Słowa Bożego i pokuty.
Można powiedzieć, że modlitwa to dużo więcej niż słowa, które wypowiadamy do Boga. To przede wszystkim uczenie się otwartości wobec Ojca, wsłuchiwanie się i wczytywanie w Słowo; to zarazem słuchanie, mówienie, doświadczanie, poznawanie.
Każdego roku w czasie czterdziestodniowego przygotowania do Świąt Zmartwychwstania Pańskiego jesteśmy szczególnie wzywani do ofiarowania naszego czasu Chrystusowi, który umarł by wybawić nas od grzechu i śmierci wiecznej. Ten czas nigdy nie jest czasem straconym, ale – jak nauczał Jan Paweł II – czasem, który zyskujemy, aby nadać głęboko ludzki charakter naszym relacjom z innymi i naszemu życiu.
Dobrze jednak wiemy, że dramatem dzisiejszego wieku jest zabieganie i brak czasu. Ileż to razy słyszymy, że ktoś nie modli się, bo uważa, że czas który by poświęcił na modlitwę, lepiej wykorzysta próbując sam, bez zaproszenia do swego życia Boga, rozwiązywać problemy. Jakże często w trudnych doświadczeniach wielu z nas szuka pocieszenia tylko u ludzi, albo ucieka w rozrywki: alkohol, telewizję, internet. Zapominamy, że właśnie wtedy, gdy jest nam trudno, On szczególnie czeka na nasze zaproszenie, by wkroczyć w nasze życie ze swą uzdrawiającą miłością. Nie chcemy pamiętać, że żaden człowiek do końca nie uśmierzy naszego bólu ani nie rozwiąże problemów. I choć tak wiele jest świadectw o wszechmocnej sile modlitwy stale stykamy się z postawą, która niezwykle rani Boga, bo nie daje Mu możliwości okazać się Ojcem.
Prośmy, by przykład Jana Pawła II – orędownika modlitwy, na którego beatyfikację tak czekamy, zachęcił nas do częstszego zaglądania do kościoła i zatrzymywania na chwilę modlitwy, zwłaszcza gdy stoimy w obliczu problemów, samotności, bezradności, bo tylko Jezus daje łaskę, siłę oraz pociechę w trudach i zagubieniu.
On zawsze pomoże
Rozpoczęliśmy Wielki Post, za kilka dni 19 marca przypada uroczystość św. Józefa Oblubieńca NMP, Matki Chrystusa, największego po Maryi więtego w niebie. Cały Kościół uznaje w św. Józefie swego obrońcę i patrona i szuka u niego takiego samego oparcia, pomocy, ochrony i spokoju, jakie on potrafił zapewnić Świętej Rodzinie z Nazaretu.
Św. Józefowi, który niezwykle wiernie odpowiedział na łaski otrzymane do wypełnienia szczególnej misji przybranego ojca Jezusa i małżonka Maryi, Ewangelie poświęcają tylko 26 wierszy, a jego imię wymieniają 14 razy. Można więc powiedzieć, że nad postacią tego, który był tak blisko Syna Bożego, strzegł Go i wychowywał, rozpościera się klimat milczenia, tak dobrze oddający pokorę Opiekuna Odkupiciela. Wiemy bowiem na pewno, że choć Józef nie odpowiedział na słowa zwiastowania tak jak Maryja, to jednak uczynił to, co mu polecił anioł Pański. Jego życie polegało na ustawicznym oddawaniu się woli Bożej dla dobra Świętej Rodziny i wszystkich ludzi.
Temu świętemu polecali się chrześcijanie wszystkich czasów, jest on bowiem wspaniałym wzorem życia dla ludzi dążących do świętości pośród zwyczajnej, codziennej pracy. Obejmuje rodziny chrześcijańskie, a jako Patron dobrej śmierci także i tych, którzy wkrótce opuszczą świat, udając się do Domu Ojca.
Niech to przywołanie u progu Wielkiego Postu postaci Świętego Patriarchy stanie się dla nas okazją do zadania sobie pytania o nasze powołanie chrześcijańskie i łaski, których Pan nam nieustannie udziela, abyśmy je wiernie wypełniali. Czy dostrzegamy to obdarowanie, czy nie wątpimy, gdy napotykamy trudności? Czy pokładamy nadzieję w Bogu?
W miesiącu szczególnie poświęconym św. Józefowi, którego imię w j. hebrajskim oznacza – Bóg doda – polecajmy się jego opiece i bądźmy pewni, że on nam zawsze pomoże w zachowaniu wierności Ojcu.